Drogi czytelniku!
Obudziłam się dzisiaj i zauważyłam, że mój telefon jest poza futerałem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że to ja musiałam go wyciągnąć, a w ogóle tego nie pamiętam. Jak następnym razem napiszę komuś cośgłupiego, to powiem, że zrobiłam to przez sen. Zdjęcie futerału było bardziej skomplikowane, a jakoś dałam radę. 😉
Dawno się nie odzywałam, ale w sumie nie wiem, dlaczego konkretnie. Praktyki skończyły się dobrze, nikogo więcej nie wystraszyłam fleksatonem, siebie wliczając do tego grona, nauczyłam się, jak to jest chodzić do pracy, a przez dwa tygodnie praktyk miałam tylko jeden większy kryzys, kiedy to system odmówił posłuszeństwa i albo nie działało nagrywanie, albo odsłuch. Kiedyś, podczas wycieczki do polskiego radia, ktoś mi powiedział, że każdemu musi się przydarzyć coś takiego. Dopiero to weryfikuje, czy chcesz kontynuować pracę, bo to może być dość stresujące. Rzeczywiście, zdenerwowałam się mocno, ale nie przeszkodziło mi to w dalszej robocie. Doświadczyłam też na własnej skórze, jak trudne może być prawidłowe odżywianie, kiedy przychodzisz do studia na drugą. Przyznaję, że McDonald zarobił więcej, niż zwykle. 🙂
Po powrocie do szkoły nie tylko wstawiono mi ocenę za praktyki, ale także mnóstwo innych ocen, które pojawiały się, nie zawsze wiadomo skąd i po co. Nie narzekam, bo nauka nie szła mi źle, nawet udało mi się dostać piątkę z referatu o musicalach, niemniej jednak odczuliśmy, że zbliża się koniec semestru. Poza tym, wreszcie, nie żartuję i wiem to już na pewno, rozpoczął się prawdziwy, stały plan. Razem z tajemniczym przedmiotem, zwanym audio cyfrowe. Domyślam się, że nie było innej możliwości, ale posiadanie wszystkich godzin audio cyfrowego pod rząd nie było i nie jest dobrym pomysłem. Kiedy jakiś przedmiot jest kilka razy w tygodniu, po dwie lub trzy godziny, jesteśmy w stanie cały ten czas spędzić na nauce. Absolutnie nie jest to możliwe w przypadku, kiedy przedmiot teoretyczny, dotyczący fizyki, dość ciężki, zaczyna się o 13:30, a kończy za piętnaście szósta. Dlatego ostatnio poruszyliśmy dużo więcej tematów, niż tylko przetworniki analogowo-cyfrowe i odwrotnie.
Inna sprawa, to montaż, montaż akurat musi byćw takich długich blokach, bo inaczej nie zdążyłoby się zrobić zadanych projektów. Poza tym, na montażu normalnym jest, że jak ktośzrobił częśćzadania, robi sobie krótką przerwę niezależnie od tego, czy dzwonek był, czy nie. Już parę razy zdarzyło mi się przegapić dwie pięciominutówki, żeby potem w połowie lekcji zagadnąć prowadzącego, czy przypadkiem nie mogłabym skoczyć na chwilę do automatu.
Te automaty, to w ogóle jest osobna legenda, jak wiadomo, automat z kawą jest najważniejszym urządzeniem w okolicy studia. Zaraz po nim jest komputer. :p
Zaopatrzeni w kawę lub cośsłodkiego możemy sobie pracować i do ósmej wieczorem. Co oczywiście nie oznacza, że podczas montażu nie zdarzają nam się wycieczki do innych spraw i tematów. Np. ostatnio bardzo nas zainteresowały możliwości Tap tap See. Tap tap see, to jest taka aplikacja, która rozpoznaje, co widzi na zdjęciu. Sprawdzanie zdolności rozpoznawania zajęło nam sporą część środy. Zdarzało się, że ja zrobiłam zdjęcie i powiedziało "srebrne urządzenie elektryczne", a potem nasz prowadzący zrobił i powiedziało "czarno-srebrny mikser audio". Ha, bo ty nie umiesz robić zdjęć! No cóż, ja zrobiłam zdjęcie kosza na śmieci, powiedziało kosz na śmieci, kiedy prowadzący zrobił, powiedziało, że to rodzaj jakiegoś kasku ochronnego. No bo pan nie umie robić zdjęć! I tak dalej, i tak dalej… Moje ulubione zdjęcie, to zrobiona z bliskiej odległości fotografia gąbek tłumiących na ścianie studia, którą aplikacja opisała jako: biało-czarne paski w paski. Paski w paski nam się spodobały i zabawa trwała dalej.
Zabrałam kilka projektów do domu, może wreszcie coś zrobię. :p Nie to, żebyśmy cały montaż spędzili na obfotografowywaniu całego studia, co to, to nie! No ale… projekty nie są przeze mnie dokończone. Pozdrawiam obu naszych nauczycieli montażu! 🙂 BHP mówi, że nie można pracować non stop.
O właśnie! Mieliśmy wymienić zagrożenia zawodowe jako pracę domową z BHP. Zaczęłam sięlękać. 😉
Oprócz tego, zbliżają się święta, więc ruszyły wszystkie, towarzyszące temu, atrakcje, takie jak koncerty szkoły muzycznej, grupowe pieczenie pierniczków, drobne prezenty i korki po drodze na dworzec. Tutaj czas na anegdotę.
Świąteczne wolne mamy aż do 7 stycznia, dlatego uznałam za stosowne wziąć do domu trochę więcej rzeczy, niż zwykle, w tym moją poduszkę z głośnikiem w środku. Ponieważ wszystko nie zmieściło by się do plecaka, musiałam wziąć coś jeszcze. Obrazek dla twej wyobraźni, Czytelniku Drogi. Na dworcu głównym w Krakowie, w piątkowe popołudnie, zjawiłam się ja. Zacznijmy od mojego imponującego wzrostu i postury, (maleńkie to to, drobne, niewiele ponad metr 50), do tego ciepła, zimowa kurtka, czapka i szalik poupychane po kieszeniach, no bo przecież jest ciepło, a na plecach plecak wypchany tak, że wetknięcie laski w boczną kieszeń graniczyło z cudem. TO nie koniec, bo przy boku miałam swoją małą torebkę na rzeczy podręczne, serio niewielką, ale wypchaną, niczym plecak, a na brzuchu, założony, jak plecak, niemniej wypchany worek z napisem "Kraków". Czułam się, jak wielbłąd, wyglądałam, jak dwa żółwie, a w autobusie poraz pierwszy w życiu zajęłam całe dostępne miejsce.
– I kawałek korytarza. – dopowiedziała przyjaźnie Sylwia, siedząca w tym autobusie przede mną. Do pociągu miałyśmy jeszcze mnóstwo czasu, udało mi się coś zjeść i nie pogubić tych rzeczy po drodze, także mamy sukces.
Jak już mówiłam, do końca przerwy świątecznej mamy jeszcze mnóstwo czasu, a ja już mam troszkę planów. Pierwszym z nich jest testowanie aplikacji od Voice Dream, bo kupiłam dziś dwie, reader (do czytania książek) i skaner, nie muszę tłumaczyć, do czego. Jest bardzo szybki i skuteczny, o czym również dowiedziałam się na montażu. Ten montaż to jednak jest bardzo przydatny przedmiot…
Jak już jesteśmy przy książkach, wspomnę, co czytam. Wróciłam sobie ostatnio do "Cheruba", długiej i interesującej serii o nastoletnich tajnych agentach, z tym, że tym razem czytam to sobie w oryginalnej wersji językowej. Jestem zdumiona, jak wiele różnic jest między wersją polską a angielską. Czasami ładunek emocjonalny, wydźwięk, a co za tym idzie, przedstawienie charakteru postaci może być nieco inne. Znajomi tłumacze, wyjaśnicie, po co to się robi? Wyjaśnicie, dlaczego tam, gdzie w angielskim jest "said", w polskim jest "uciął"? Albo czemu czasem dodaje się przymiotniki, albo wręcz całe komentarze tam, gdzie ich w ogóle nie było? 🙂 Interesująca sprawa. Niemniej serię bardzo polecam, zarówno w oryginale, jak i nie, bo w gruncie rzeczy tłumaczenie jest dobre.
Drugą książką, którą podczytuję równolegle, jest druga część cyklu "tunele" Gordona i Williamsa. Nie wiem, czy to ja dorosłam, czy tłumaczenie jest kiebskie, ale styl pisania podoba mi się znacznie mniej, niż kiedyś.
Z tymi książkami, to jest cała historia, bo jak ja byłam młodsza, a książki istniały dla mnie tylko w formie audiobooków, pozaczynałam mnóstwo różnych serii. Potem, ponieważ "niezmiernie mądrzy" polscy wydawcy wydawali tylko pierwszą częśćw formie audio, reszty zaś świat nie widział, musiałam przestać czytać, no bo jeszcze nie bardzo czytałam na komputerze. A kiedy już wreszcie zaczęłam na komputerze, co z całego serca wszystkim radzę, jeśli nie mogą czytać normalnego druku, to okazało się, że połowy z tych serii nie pamiętam i musiałabym zaczynać od początku, żeby je do końca znać. Nie pamiętam, który cykl zmusił mnie wreszcie do sięgnięcia po wersje tekstowe, jednak autorowi jestem niezmiernie wdzięczna za tę przysługę. No i teraz, czasami zdarza się, że o jakiejś serii sobie przypomnę i zacznę ją wreszcie kończyć. Tak było z "Percym Jacksonem" Rjordana, (przeszedł próbę czasu), a teraz przyszedł czas na "tunele", w tym przypadku jeszcze nie wiem. Pomysł fajny, wszystko dobrze, ale dialogi? Raaaaaany… Mam nadzieję, że potem będzie lepiej. Dochodzą mnie słuchy, że owszem, będzie, no więc czytam.
Za to książką, którą mogę z czystym sumieniem polecić, jest autobiografia Timbalanda. Jak ktoś się interesuje muzyką popularną, hiphopem, produkcją muzyczną, lubi Timbalanda, albo widzi jakikolwiek inny powód, to radzę przeczytać. Nie wiem tylko, czy dorobiła się ta książka wersji polskiej. Nazywa się"the emperor of sound".
Z książkami to na razie tyle, czas na świat muzyczny.
Trzeciego grudnia byłam na koncercie zespołu AJR, a supportem byłbrytyjski zespół Flaws, którego wcześniej nie znałam, ale cieszę się, że ten stan rzeczy się zmienił. O koncercie chyba napiszę oddzielny wpis, bo AJR na to zasługuje.
Co do płyt, co mi się ostatnio spodobało…? Hmmmmm… Brat Billie Eilish wydał EPkę. Jest dobrym producentem i całkiem fajnie pisze, więc lubię te kawałki. Dalej… Wyszło "fine line" Stylesa. Uważam, że wokalistom One Direction bardzo posłużyły solowe kariery. Dużo fajniejsze rzeczy robią, będąc solowymi artystami. Może oprócz Liama, ale to już tylko moje zdanie.
Alec Benjamin wydał nowy singiel.
Odchodząc trochę od tego popu, FooFighters non stop wydaje EPki, w tytułach są numery. Ktoś wie, co oznaczają te numery?
Gramatik wydał płytę, warto sprawdzić.
Warto teżposłuchać zespołu Bombay Bicycle Club, który polecił mi tata,
oraz Postmodern Jukebox, który polecił mi jeden z moich nauczycieli.
Podczas Ostróda Reggae Festival w tym roku w Polsce wystąpi Max Romeo z córką, to raz, a po drugie zespół Jamaram. Jak takie rzeczy są już na początku, to umieram z ciekawości, co jeszcze będzie później. Ale w końcu to dwudziestolecie festiwalu, to nie ma się co dziwić. 🙂 Tak przy okazji, Jamaram teżwydaje płytę, polecam zespół, na prawdę dobry.
I albo mi się wydaje, albo to będzie już koniec mojego wpisu. Teoretycznie chciałam tu więcej napisać o tym, co robię w szkole, ale coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że opisywanie tego jest dość trudne. Konkretne rzeczy dzieją się podczas lekcji, są to krótkie, anegdotyczne przebłyski, a poza nimi istnieje albo precyzyjna i długotrwała praca przy komputerze, albo przebywanie w internacie. Przebywanie w internacie składa się dla mnie z jedzenia, spania i picia herbaty. Z tym spaniem, to w ogóle mamy dziwnie. Często śpimy przed południem, co by odespać. Podczas tego spania często śnią mi się jakieś niespokojne sny, wtym dwa razy, bardzo realistycznie, przyśniło mi się, że byłam w domu. Tak realistycznie, że aż się wystraszyłam świadomości, że nie pamiętam, jak do tego domu wróciłam. Chore. Za to w nocy dzieje się coś dziwnego. Około dziesiątej każda na chwilę wchodzi we własny świat, czyta, słucha muzyki, uczy się, czy co tam jeszcze, nawet czasem śpi. Natomiast koło północy wszystko zaczyna nas śmieszyć, wychodzą nam najgłębiej filozoficzne tematy i najbardziej skomplikowane dyskusje o książkach, muzyce, ludziach, pracy i życiu w ogóle. A potem się nagle okazuje, że my do późna gadamy! :d Taki to mamy internat.
A, no i na koniec ogłoszenie: Ja MUSZĘ! Kupić klawiaturę bezprzewodową. Jak mi się jeszcze raz nie zrobi odstęp, toten laptop wyleci za okno. No cóż, już powinien lecieć, bo w ostatnim zdaniu odstępy nie zrobiły się kilka razy. 🙁
Pozdrawiam i życzę wesołych świąt!
Ja – Majka
PS: W dokumentalnym filmie o Jonas Brothers, na samym końcu, podczas napisów, była jedna, nie wydana wcześniej, piosenka. Bardzo mnie wtedy wzruszyła i żałowałam, że nie jest wydana, tylko jest wyłącznie w filmie.
Doczekałam się po pół roku, już jest wydana. Polecam nawet, jak ktoś zwykle ich nie słucha, serio.