Kiedy wstałam rano gdzieś tak w połowie maja, miałam myśl, że szkoda, że coś mi przerwało sen, będę zmęczona. Mój mózg potrzebował dłuższej chwili, żeby załapać, że to, co przerwało mi sen, to próbna ewakuacja w internacie. Która również mi się śniła. Zważywszy, że zaczynało mi się śnić, że mnie budzą i jestem zmęczona, to coś jest chyba nie tak. Przy początku miesiąca przeżyłam tydzień, w którym jednocześnie miałam studia, praktyki, pracę w fundacji, szkolenie, które prowadziłam i trochę własnej nauki. Co ciekawe, życie prywatne nie ma pojęcia, że wypadało by zaczekać i różne poważne dialogi z ważnymi dla mnie osobami odbywają się gdzieś pomiędzy wszystkim innym.
W tygodniu następnym było minimalnie lepiej, bo akurat nie miałam praktyk, a szkolenie skończyłam przy początku. Był więc czas na chwilę snu, chwilę jakiegoś filmiku, filozoficzne pytania…
A czy na psychologii rozwoju można się rozwijać? Takie pytanie otrzymałam od kogoś tóż przed ćwiczeniami z tego fascynującego przedmiotu. Odpisałam, zgodnie z prawdą, że można, jak najbardziej, ale nie o ósmej rano. Mimo tej godziny, która wg. mnie powinna być zakazana, starałyśmy się słuchać. Wtedy akurat było o wczesnej dorosłości, mniej więcej ten okres, w którym jesteśmy wraz z koleżankami z grupy.
Człowiek jest w tym okresie w maksimum swoich możliwości! Możliwości organizmu, umysłu, możliwości regeneracyjnych…
W tym momencie rozbawił mnie kontrast między tym stwierdzeniem, a tym, jak musimy o tej porze wyglądać. Jezu, to to jest maksimum? Cytując klasyka: to maks, co może z ciebie być? Osłabł duch w narodzie, drodzy państwo.
Podobnie, jak internet, też niezbyt dobry. Ostatnio w jednej z pracowni nie działał ani uczelniany, ani mój.
Do pracowni komputerowych najczęściej dostajemy się windą. Winda w naszym budynku jest całkiem OK, gdyby nie to, że bardzo często pokazuje, że jedzie na trzydzieste ósme piętro, co by nie było bardzo dziwne gdyby nie to, że w tym budynku pięter jest, o ile dobrze pamiętam, sześć. Nie powiedziano nam, co jest na mistycznym 38 piętrze, moja teoria jest taka, że tam się gnieżdżą doktoranci.
Ja się na razie nie wybieram, bo przede mną koniec pierwszego roku. Tak tak, Drogi Czytelniku, za tydzień będzie koniec, będę po wszystkich egzaminach. Zgodnie z tradycją reszta życia nie zwalnia i po drodze pojechaliśmy na targi z fundacją. Po takich targach zawsze mamy mnóstwo nowych doświadczeń i mnóstwo pytań i komentarzy od naszych obserwujących. Głównie na naszej stronie, w formularzu do zadawania pytań. Zwyczaje się nie zmieniły, nadal dostajemy po takich wyjazdach około 25 wpisów, w tym 5 jest o nasze produkty, pozostałe 20 o to, kto nam kazał nosić obcasy i dlaczego jeszcze nie siedzi we więzieniu. Generalnie jest interesująco.
Do sesji mam do napisania jeszcze parę rzeczy… W ogóle wyjaśnij mi, Czytelniku, dlaczego jest tak, że ja sobie mogę tu pisać wpisy, na facebooku pisać posty, w razie pytania otwartego na egzaminie pięknie lać wodę na piątkę i jakoś mi to wychodzi. Natomiast, jak naprawdę mam napisać jakiś konkretny tekst na termin, który decyduje o być albo nie być, to mi nagle odbiera znajomość języka polskiego w mowie i piśmie? Gdzie tu jakaś sprawiedliwość? Druga niesprawiedliwość oczywiście polega na tym, że ja się poprzerażam, ponarzekam sobie, a i tak wiadomo, że ostatecznie nie będę mieć wyjścia i cholerstwo napiszę, nawet wysłać mi się zdarzy.
Na razie na szczęście nie trzeba było nic wysyłać, bo wczoraj był egzamin praktyczny. Konkretnie z pierwszej pomocy przedmedycznej. Nasz pan od przedmedycznych uczył nas wielu ciekawych czynności, takich, jak ratowanie ludziom życia, ewentualnie tego, jak zrobić, żeby nasza pierwsza pomoc nie była jednocześnie naszą ostatnią pomocą. To chyba całkiem dobrze, więc się cieszę. Zarówno z zajęć, jak i z tego, że po nich dostajemy nie tylko zaliczenie, ale i certyfikat ukończenia kursu. Trochę mnie tylko przeraża, że niektórzy uważają, że pierwszej pomocy się nie da, albo nie trzeba, albo nie można, nauczyć niewidomych. Tym, co tak myślą na serio nie życzę, aby zasłabli przy swoim niewidomym dziecku, samym z nim będąc. Nasz instruktor, na szczęście, nie podziela tej opinii i starał się dzielnie, abym była dokładnie tak samo zmęczona, jak reszta. Oczywiście mnóstwo rzeczy trzeba było pokazać na mnie, no bo wtedy i ja wiem, co się robi, i reszta dziewczyn, bo to widzą. Odbywało się to od początku w ten sposób, z resztą na moje wyraźne życzenie, nie przewidziałam jednak konsekwencji.
– No dobra, dziewczyny, która ma zacięcie aktorskie? – Rzucił w przestrzeń pytanie nasz pan ratownik.
– Yyyyy… No… Maja? Maja. – Posypały się głosy z sali. Aha. OK. W sensie, no nie wiedziałam, ale dobra, pewnie, że tak…
– Masz? – Zapytał mnie z zaciekawieniem.
– No widzi pan, co tu się dzieje. – Westchnęłam. Potem się okazało, że na tej lekcji miałam wszelkie możliwe zranienia i oparzenia, na szczęście tylko takie nakładane na rękę. Na egzaminie miałam całkiem prosty scenariusz i zdałam.
Przed egzaminem natomiast miałyśmy sławną już psychologię rozwoju. Przed tymi zajęciami Pani Doktor, która nas uczy, ma niezwykłą okazję do psychologicznych obserwacji, prowadzonych na młodych dorosłych w trudnych warunkach godzin porannych.
– Pani doktor, czy ja mogę mieć pytanie? – Wyrwałam się na samym początku.
– Bardzo proszę. –
– Ale pytanie do grupy… –
– Ta ktak, jeszcze nie ma początku zajęć. – Zaczęłam więc pytać, ale formułowanie zdań nie szło mi do tego stopnia, że w końcu znowu spojrzałam na prowadzącą.
– No widzi Pani, ja już nie mogę! Ja dziś nie powinnam prowadzić ciężkich maszyn! –
Moje pytanie dotyczyło tego, do kiedy jest termin oddawania prac na zupełnie inny przedmiot. Dyskusja w grupie wybuchła od razu.
– Dziewczyny, ale do początku, czy do końca sesji? –
– Do końca… –
– Do początku! Do końca zajęć! –
– A kiedy był koniec zajęć? –
– A kiedy w ogóle były te zajęcia? Przecież tych wykładów prawie nie było! To kiedy był ostatni? –
– Drogie panie! – Odezwała się nasza prowadząca, – Zacznijmy. Nasze ostatnie zajęcia są dziś! –
Na ostatnich zajęciach naszym zadaniem było stworzenie krzyżówki. Pani rozdała nam główne hasła i kazała sporządzić resztę pytań, potem natomiast poszczególne grupy rozwiązywały krzyżówki stworzone przez innych.
– Słuchajcie, są dwa warianty. Pierwszy jest dla ambitnych, wymyślacie panie hasła dotyczące tylko tego tematu, który jest w haśle głównym. To jest wariant dla tych co są dziś pełni sił, obudzeni… Mogą prowadzić ciężkie maszyny. –
Taaa… Dzięki. Tak właśnie wyglądają nasze zajęcia o ósmej rano. Jednak je lubiłam.
OK, odczepmy się od tych zajęć. Psychologia była, pierwsza pomoc była, co tam panie w polityce?
Nie wiem, nie wiem, ale mogę powiedzieć, co w muzyce, nowa płyta Sheerana wyszła. Bardzo piękna, bardzo smutna, bardzo mi wtedy pasująca do nastroju. Pisana w momencie trudnym, w większości o cierpieniu i stracie, ale też o przetrwaniu, więc będziemy żyć. Już pierwsze dźwięki robią wrażenie, a potem jest tylko lepiej, choć i mocniejsze teksty. Pierwszą bardziej optymistyczną piosenką na tym albumie jest utwór, który Sheeran napisał po tym, jak się po jakimś trudnym wieczorze obudził i spędził poranek ze swoją córką na słuchaniu winyli. I akurat w tym dniu świat był jakby trochę lepszy. Czyli pozdrawiamy wszystkie córki, na ratunek w takich chwilach przychodzące, bo to jednak piękny i niezbędny wynalazek!
Oprócz tego, ze spraw muzycznych, to byłam na koncertach juwenaliowych, i moich i polibudy. Strachy Na Lachy, nigdy nie byłam, a Grabarza lubimy, więc super. Potem Zalewski, zawsze spoko. Na końcu zaś fragment Kultu i niestety do baranka doczekać nie mogłam, ale na szczęście byłam jeszcze na wyjeżdżających na wakacje podopiecznych. Ja w ogóle uważam, że to powinien byćchymn APSu, dlaczego on nie był na naszej imprezie?!
Na naszej był Mrozu. Zawsze chciałam posłuchać i nie zawiódł mnie, lubię ludzi, co tak samo umieją śpiewać na żywo, jak i w studiu. Poza tym wielki szacunek za wybrnięcie z tego miliona monet, muszę przyznać, że za milion się nie sprzedał.
Podświadomości moja, towarzyszu koncertowy, podziękowania składam Tobie tutaj, bo bym sobie w życiu sama na te koncerty nie poszła, a tak poszłam i to w dobrym towarzystwie.
Propos towarzystwa, wcześniej jeszcze Kamil mnie zabrał do teatru, co jakby nowością nie jest, natomiast tym razem to był musical o naszym roku 1989 i poprzedzających, wzorowany na Hamiltonie. Czyli musical historyczny, całe przedstawienie praktycznie rapowany tekst, non stop i ja podziwiam aktorów, którzy musieli się tego nauczyć. Czego oni z tego płyty nie wydadzą?
Od historii przechodzimy prostym skojarzeniem do… Eseju z dydaktyki. Jak mówiłam, tragedia, bo muszę coś napisać. Mam 20 tematów do wyboru, nadal nie wiem, o czym pisać. Witamy na studiach. Mam nadzieję, że już za tydzień, może dwa, pochwalę się tutaj, że ten pierwszy rok za mną i zdany.
Najważniejsza informacja na jego temat brzmi: rusza specjalność tyflopedagogiczna! Będą na niej tłumy studentów, bo okazało się, że przekroczyliśmy minimalną liczbę osób zapisanych do uruchomienia kierunku i na naszej specjalności będzie aż… 17 osób. Jak my się pomieścimy? ;p W każdym razie się cieszę, bo jeszcze tylko jeden rok i jużbędą zajęcia związane z tym, czego chcę się uczyć! :d
Teraz też się uczyć powinnam, a oczywiście cały świat się przeciw mnie sprzysięga. Mam nowe instrumenty wirtualne, które należy przetestować, kupiłam na nie nowy dysk, więc trzeba je przenieść, obiecałam różnym ludziom, że przeczytam z 15 różnych książek, mam parę dni wolnego, więc może mi się zdarzy spać w nocy więcej, niż niecałe 6 godzin… Jest tyle możliwości! A jeszcze jadę z siostrą do Warszawy, żeby trochę poświętować fakt, że ona już swoje egzaminy, ósmoklasisty i wstępne do szkoły plastycznej, zdała.
A na studia esej, trzy egzaminy i projekt na technologie informacyjne. I na podstawy migowego. Tak owszem, to też trzeba zdać.
No cóż, ale jest czerwiec, więc pewnie sporo osób ma teraz sesję lub egzaminy. Zwracam się do was, drodzy moi. Ostatnie dni pokazały mi dwie ważne rzeczy.
Po pierwsze, naprawdę da się pewne egzaminy zdać nie poświęcając im trzech miesięcy życia. Nie zniechęcam do nauki, ja tylko mówię, że na studiach musimy jużwiedzieć, które rzeczy przydają nam się bardziej, a które jednak nieco mniej.
Po drugie, istnieją priorytety. I choćbyś miał pełno egzaminów, pracę do skończenia na wczoraj i do ogarnięcia wiosenne porządki w całym domu, zdarzają się sprawy ważniejsze. Rzeczy, dla których warto rzucić wszystko i zająć się tym, co zrobione być musi. Świat poczeka, jest tylko światem. Cieszę się, że mam ludzi, którzy w takich chwilach ze mną są i sprawiają, że nie muszę tego robić sama.
Bywa ciężko, Czytelniku, ale dzięki takim osobom Można Mieć Motywację.
Pozdrawiam ja – Majka
PS Może i bałagan w tym wpisie spory, ale, kiedy tyle się dzieje, opisanie świata bywa trudne.
Werka, dzięki za tę płytę: