Kategorie
wspomnienia i dłuższe opisy

10 rzeczy niezbędnych, czyli fajny pretekst do recenzji książek i pogadania o muzyce

Kiedyś kiedyś, dawno temu, w odległych wiekach chciałoby się powiedzieć, namawiano mnie do wyzwania blogowego pt. 10 rzeczy, bez których nie mogę się obejść. Zgodnie z naturalną dla mnie punktualnością, zakładającą, że nie trzeba mi co pół roku przypominać, uznałam, że dobrym pomysłem będzie zrobienie jej teraz. Zwłaszcza, że przecież wrzesień mamy, nie? Back to school, kochani, trzeba więc skompletować wyprawkę szkolną. A że to mi przy okazji pomoże ułożyć ten wpis, bo łatwo nie jest, to tylko lepiej.
W sumie, to trzeba przyznać, że stworzenie samej listy również nie było takie proste. Wróciłam sobie do wpisów, które miały mnie do niej zainspirować, pomyślałam, w końcu zajrzałam do torebki w poszukiwaniu inspiracji. Znalazłam tam tyle rzeczy, że gdyby dobrze pogrzebać, to pewnie i inspiracja by się znalazła. Opowiadałam, że kiedyś śniło mi się, że pakowałam efekty dźwiękowe do plecaka i nie wiedziałam, czy się nie rozsypią?
Znalazłam mnóstwo różnych biletów do wyrzucenia, znalazłam kostkę do gry, ramkę, wizytówki, mały rejestrator Olympusa, chusteczek nie znalazłam! Powinnam je umieścić na liście. Potem jednak zdałam sobie sprawę, co właśnie robię i już wiedziałam, co będzie na pierwszym miejscu listy, nawet, jeśli reszta rzeczy nie będzie w konkretnej kolejności.

1. Kieszeń
Albo torebka, albo plecak, naprawdę wszystko mi jedno, byle bym miała, jak te wszystkie rzeczy ze sobą zabrać. I, jakby to powiedział Krecik, żeby było jeszcze mnóstwo miejsca na inne skarby! To jest właśnie główny problem z letnimi rzeczami, o kieszenie w nich ciężko. W sumie, jak przyjdą chłodniejsze dni, to nadal nie zmieni to faktu, że kieszenie w damskich spodniach i tak nie zawsze się nadają, żeby w nich coś nosić. A ja potrzebuję nosić, zaraz się właśnie okaże, co. W każdym razie cieszę się, że mam swoją małą nerkę, którą przypinam do siebie i traktuję, jak podręczną kieszeń, a także, że w mojej torebce, oprócz tych wszystkich używanych biletów mieszczą się równocześnie duże słuchawki i butelka wody. 😉

2. A propos, to może teraz słuchawki.
Ja wiem, że słuchawki nie są zbyt zdrowe dla słuchu, niestety jednak bywają niezbędne w różnych życiowych sytuacjach. Dlatego używam i posiadam kilka różnych par, na różne okazje. 🙂 Duże, otwarte słuchawki służą mi do pracy z dźwiękiem. Na szybko mówiąc, w słuchawkach otwartych w miarę słyszymy świat zewnętrzny, w słuchawkach zamkniętych nie bardzo. Pierwsze więc lepiej się sprawdzają, jak chcemy mieć wiarygodniejszy dźwięk i nie zasłaniać sobie świata, drugie natomiast, kiedy nie chcemy nie tylko słyszeć, co na zewnątrz, ale także, żeby zewnętrze nie słuchało, co u nas. W moim przypadku sprawdza się to przy graniu na perkusji elektronicznej, kiedy chcę słyszeć dźwięki bębnów, ale już mojego uderzania w pady niekoniecznie. Wtedy używam zamkniętych. Z kolei do pracy z dźwiękiem, to ja wiem, że fajnie by było częściej używać głośników, niestety jednak używanie ich o dwunastej w nocy lub później mogłoby się okazać nieco kłopotliwe dla reszty domowników.
W podróży często towarzyszą mi słuchawki bluetooth, też duże. Dźwięk w nich jest, nazwijmy to sobie, bardziej rozrywkowy niż służbowy, nie są tak dokładne, jak te, których używam do pracy, nie o to jednak w nich chodzi. Zazwyczaj chodzi w nich o to, żebym mogła w spokoju posłuchać muzyki w pociągu i jednocześnie bez problemu spakować je do torebki lub plecaka, żeby właśnie do tego pociągu czy na studia je zabrać. Jak bateria padnie, albo akurat bluetooth działa, jak w windowsie, to można je podłączyć dołączonym kablem, mają funkcję wyciszania tła, która przydaje mi się rzadko, ale, jak już, to bardzo, a poza tym są naprawdę zaskakująco wygodne. Sony wh1000x m3, polecam. Jak Sony chce mi zapłacić za reklamę, to ja chętnie przyjmę. Np. można mi wysłać mk5, choć szczerze mówiąc ja te słuchawki widziałam i nie mam ogromnego ciśnienia.
Niezależnie jednak od tego, jak bardzo lubię duże słuchawki, absolutnie każdego dnia przydają się też małe, kostne lub airpodsy. Za Airpodsy pójdę do realizatorskiego piekła, natomiast przepraszam bardzo, czasami trzeba na szybko sprawdzić wiadomość głosową, porozmawiać nie trzymając telefonu lub np. poczytać książkę, gdy okazuje się, że będziemy na pociąg / wizytę u lekarza czekać jedyne 130 minut. Poza tym, co by nie mówić, te słuchawki całkiem nieźle posłużyły mi za przyciszacz dźwięku na różnych głośnych koncertach. Zapodziałam gdzieś zatyczki, z rozpaczy użyłam airpodsów i to, jak pięknie wyrównały mi to coś, co się nazywa dźwiękiem na stadionie narodowym, mnie samą zaskoczyło. Mieszczą się wszędzie, wszędzie je można wziąć i to jest ich największy atut. Zaraz po nich natomiast w kategorii słuchawek kompaktowych są moje słuchawki kostne. Dostałam je dawno temu w prezencie i dziękuję nieustannie, non stop się przydają! Najczęściej do słuchania książek czy youtube, w dni stresujące, kiedy potrzebuję się rozpraszać mam je na sobie prawie non stop.

3. Telefon.
Jak już jesteśmy przy rozpraszaniu, to przejdźmy do telefonu. Do niedawna byłam pewna, że na liście rzeczy mi niezbędnych będzie musiał znaleźć się laptop, ale zauważyłam, że jednak zdarzają się dni, kiedy nawet będąc w domu wcale go nie odpalam, zdecydowałam się więc, że zostawię tu tylko telefon. W tych czasach, a jak się nie widzi, to zwłaszcza, telefon może służyć naprawdę do wszystkiego. Słucham na nim muzyki, czytam książki, zamawiam jedzenie, kupuję bilety, robię inne zakupy, wydaje wszystkie pieniądze, płacę i płaczę, wiadomo, piszę wiadomości, a nawet, niespodziewana niespodzianka, zdarza mi się do kogoś zadzwonić! A nie wspomniałam jeszcze o funkcjach typowo związanych z niewidzeniem, chociażby skanowanie dokumentów czy uzyskiwanie, głównie od GPT, opisów grafik. Niedawno np. ktoś napisał skrót na iPhone, po którego odpaleniu telefon robi zrzut ekranu i automatycznie wysyła go do GPT, żeby opisał. Dużo szybsze rozwiązanie, bo wcześniej, żeby uzyskać podobny efekt, musiałam kliknąć w zdjęcie, znaleźć menu, znaleźć udostępnij, znaleźć odpowiednią aplikację z kilkunastu… A teraz klikam w zdjęcie, klikam skrót i już. Może czasem muszę mu jeszcze potwierdzić jakiś wybór, ale to i tak, zamiast przewijania się przez menu tylko wciskanie przycisku OK. Doceniam, używam i cieszę się, że działa. Witaj, świecie memów. Z resztą, co do rozpraszania się, popełniłam grzech ciężki instalacji Tiktoka, także nie ma dla mnie ratunku.

4. Jak trzeba ratunku, jest herbata.
OK, mamy już książkę do czytania, pewnie na telefonie i przez słuchawki, czas więc na przygotowanie herbaty. Ci, co mnie znają, wiedzą dobrze, że herbata musi być. Zazwyczaj czarna, jeśli z owocami, to też czarna, wtedy najczęściej z cytryną lub mango, choć lubię też próbować nowych. Jedni nie mogą żyć bez kawy, inni w ogóle nie wytrzymują ciepłych napojów w takich temperaturach, jakie tu ostatnio panowały i zawsze pada to, jakże dobrze nam znane zdanie: no nie mów, że jeszcze chcesz herbaty! Proszę państwa, ja zawsze chcę herbaty.
Na tym blogu pisałam dużo o moim cudownym wyjeździe do Irlandii Północnej, gdzie od razu moi gospodarze przekonali się, że jeśli chodzi o zwyczaje dotyczące herbaty, to się dogadamy. Tim wchodził do salonu, rozpoczynał pytanie: będziesz chciała… A potem sam się reflektował: No nie no, przecież będziesz. I od razu szedł robić. 😉
Na zadawane podczas towarzyskich spotkań pytanie: Maja, ty co, wina? Herbaty? Moja odpowiedź brzmi: tak. I oznacza dokładnie to, co powiedziałam. ;p
W domu zawsze piję herbatę w moim ogromnym kubku, który kupiłam w studiu, gdzie kręcili Pottera. Jest na nim mapa Hogwartu, a po drugiej stronie zaklęcie, które ją uruchamiało. Lubię fakt, że moje spokojne chwile z herbatką zawsze związane są z tym hasłem, które w Brytyjskim oryginale brzmi: I solemnly swear that I’m up to no good.
Co do tej szkolnej wyprawki, na studia zabieram termos. To też prezent, Sylwia, dzięki tobie dużo rzadziej się teraz przeziębiam, coś ciepłego zawsze pomaga. Jak nie na ciało, to na duszę.

5. Słodycze!
Entuzjazm w tym nagłówku może nie do końca odzwierciedla mój stosunek do słodyczy, to nie tak, że mam na nie ochotę absolutnie zawsze, ale jest kilka takich rzeczy, które zawsze sprawią mi przyjemność i którąś z nich naprawdę warto mieć na podorędziu. Są dni, kiedy nic tak nie poprawi humoru, jak moje ulubione chipsy. Lays chilli z limonką, kochani, może znowu jakiś sponsoring? 😉 Inne takie ulubione, to ciastka od Milki, które w domu otrzymały już oficjalną nazwę ciastek mocy, takie truskawkowe czekoladowe cukierki, które zawsze rozdawałam w szkole z okazji moich urodzin, a także, rzecz oczywista, żelki. Żelki muszą być! Piszę te rzeczy w jednym podpunkcie, bo to nie tak, że muszą być wszystkie. Ja bym po prostu chciała, żeby była któraś z tych rzeczy. Jest duży wybór! :d

6. Butelka z filtrem.
Tu ściągam, przepraszam, wiem, że to już było wspominane na takich listach. Nic jednak nie poradzę, na mojej również musi się znaleźć. Bardzo się przydaje, zwłaszcza, kiedy jestem w podróży lub zostaję na dłużej nie w swoim domu. Zamiast krążyć po nieznanych zakamarkach w poszukiwaniu butelki czy dzbanka, po prostu napełniam tę z filtrem i mam zawsze. Polecam, na nowy rok szkolny również.

7. Czapka.
Jak już jesteśmy przy wodzie, to przypomniało mi się o gorącu i o tym ,że na tej liście czapki zabraknąć nie może. Z tym, to w ogóle trochę problem jest, bo w czapce nieco gorzej się słyszy i nie mówię tu tylko o takiej wielkiej, zimowej czapie, zakrywającej całą głowę. Zauważyłam, że nawet, kiedy mam na głowie zwykłą czapkę z daszkiem, może i nie słyszę gorzej, ale jednak nieco inaczej. Natomiast wyjść bez niej absolutnie nie mogę, ponieważ słońce, nie wiedzieć czemu, działa na mnie niesamowicie szybko i wystarczy parę minut, żebym poczuła się jakoś niewyraźnie. Opalam się normalnie, nie spalam się szybko na słońcu, ale mój mózg odmawia współpracy i każdą dłuższą wizytę w mocnym świetle bez czapki musiałabym odespać, odpocząć, odchorować. A że u mnie długa wizyta to 5 minut, to inna rzecz.
Jak robi się chłodniej, to też dość szybko czapkę zakładam, śmieję się więc, że niestety ledwo co skończę nosić czapki zimowe, a już muszę zakładać letnie. Dużo osób mnie tu pytało / zagadywało o ubrania, więc jeśli ktoś chce mi polecić jakiś typ nakrycia głowy bardziej elegancki, niż czapka z daszkiem, ale w którym jednocześnie nie będę wyglądać, jak kretyn, to ja będę niezmiernie wdzięczna. Jakich kapeluszy bym nie mierzyła, jednak niebezpiecznie zbliżam się do tego kretyna, więc mam mieszane uczucia. :d

8. Miało być o ubraniach, skarpetki!
Ja wiem, nieco dziwny element listy rzeczy niezbędnych, na święta też bym nie chciała dostać. Zauważyłam jednak, że bardzo nie lubię nie mieć ich wcale i musi być naprawdę bardzo gorąco, żebym się na to zdecydowała. Choćby i takie stopki, co się ledwo o palce zaczepiają, ale jednak.
W ramach ciekawostki mogę dodać, że mam kilka par z różnymi napisami. Bardzo mnie rozbawiło, jak kiedyś znalazłam takie z napisem "robota nie zając, nie ucieknie", ale niezbyt się skupiłam i przeczytałam "kobieta" zamiast "robota". No cóż, też można. Moje ulubione, to bezsprzecznie para z hasłem: NIE mów do mnie teraz. Lubię ją nosić podczas jakichś spotkań lub wydarzeń, które mnie irytują, męczą itd. Oni nie wiedzą, że je mam. A ja wiem. 😉

9. A teraz: muzyka!
Na dwóch ostatnich miejscach postanowiłam umieścić dość szerokie kategorie, nie zawsze będące materialną rzeczą, towarzyszące mi jednak bez przerwy. Ostatnio, mając nieco gorszy wieczór włączyłam sobie jedną z moich ulubionych płyt tego roku i zaskoczyło mnie, jak dawno tego nie robiłam. Jak dawno nie słuchałam muzyki dla samego słuchania, to raz, ale druga rzecz, jak bardzo mi to pomogło. Przecież to pomaga! Hej, przecież to działało, tak można robić! Rano, kiedy absolutnie nic nie ma sensu, też można!
Spodobało mi się to odkrycie muzyki na nowo i mam zamiar korzystać. Ilu artystów pisało piosenki o muzyce samej w sobie, od tekstów o tym, co w ich życiu zmieniła i co im daje, aż po wyznania, że to z muzyką najlepiej się związać, bo ona będzie zawsze, niezależnie od niczego? Jestem coraz bliższa zgodzenia się z tą teorią. Ciekawostka, pani, która podłożyła głos pod śpiewającą Barbie w jednym z filmów o niej, nagrała też to.

Płyty, którą otwierał ten utwór słuchałam mając lat 7, a druga piosenka pt. "human" była pierwszą ,której nauczyłam się grać na perkusji. 🙂
Zazwyczaj słucham muzyki przez Apple Music, tam też stworzyłam sobie, teraz już całkiem długą, playlistę z piosenkami, które były dla mnie ważne w trakcie całego życia. Human też tam jest. 🙂 Czas posłuchać!
W komentarzach możecie napisać, jakich piosenek nadal słuchacie, mimo, że były ulubione dawno, dawno temu. Niezależnie, czy naprawdę uważacie je za dobre, czy słuchacie z sentymentem nawet pomimo wiedzy, że wybitne nie są. Ja mam i takie, i takie. 😉 Przy czym będąc przypomnę, w październiku idę na koncert Jonas Brothers! Dla siedmioletniej mnie to jest dopiero przeżycie! Choć nie będę kłamać, ja nadal uważam, że oni umieją śpiewać.
Czternastoletnia ja miała za to frajdę podczas tegorocznego festiwalu w Ostródzie, słuchając polskiego reggae z przed 14 lat, o tym też już tu wspominałam.

10. Książki.
No i na koniec, tuż obok muzyki, coś co towarzyszy mi tak samo długo. W moim domu książki były zawsze, ponieważ mama czyta je non stop, w tym również czytała mi. Potem kupowaliśmy audiobooki i do tej pory pamiętam, jak nie miałam magnetofonu odtwarzającego mp3 i "czara ognia" występowała na 36 płytach CD. To były czasy. Przy okazji, mówiąc o czwartej części Pottera, to do tej pory jeden z moich ulubionych audiobooków i to mówię tu o pierwszej wersji, tej czytanej przez Zborowskiego. Wielu nie lubi, co poradzę, ja uwielbiam. Odwiedzając ostatnio Klaudię miałam okazję poprzypominać sobie z nią nasze ulubione sceny, z resztą to właśnie ona dostała ode mnie te nieszczęsne płyty CD, kiedy już zakupiono u mnie magnetofon z mp3.
Czasem lubię wracać do tamtych audiobooków i tamtych lektur, uspokaja mnie to. W ostatnim miesiącu całkiem sporo czasu spędziłam w Hogwarcie i ogólnie całym czarodziejskim świecie, nie wyłączając z tego twórczości fanowskiej, która sama w sobie stanowi czasem całe powieści.
Ale w te wakacje w ogóle dużo czytałam, trochę wracając do książek z dzieciństwa, a trochę poznając zupełnie nowe. Z kategorii nowych muszę wspomnieć o "świecie dysku", w którym przebywałam dość długo przy początku wakacji. Oficjalnie ogłaszam, że uwielbiam sposób myślenia i przedstawiania rzeczywistości Pratchetta. Jego humor i błyskotliwe obserwacje jeszcze nie raz nie tylko dostarczą mi rozrywki, ale też pozwolą tę opisywaną rzeczywistość przetrwać, za co jestem niezmiernie wdzięczna. Jeśli chodzi o konkrety, to przeczytany mam cały cykl o Śmierci, o wiedźmach, o Moiście, cztery części o straży, a dodatkowo "kolor magii" i "ruchome obrazki". Wiedźmy troszkę mi się skojarzyły z jedną naszą polską serią o pewnym egzorcyście amatorze. 😉 Niby Anglia, więc czasem trochę uprzejmiej i trochę inny alkohol, ale jednak gdzieś ten Pilipiuk mi po głowie krążył, z jego odrealnionym, ale zabawnym światem. Pratchett do tego dołożył sporo nawiązań do Shakespeara i klasyki różnych gatunków tak w ogóle, więc ciekawe to było przeżycie. Cykl o straży jest dla mnie niezwykle ważny z wielu powodów, cykl o Śmierci jest po prostu piękny i uwielbiam go całym sercem, a przygody Moista pozwalają mi uwierzyć, że wszystko jest możliwe i wszystko potrafię, a jak nie, to wystarczy udać, że tak, a świat się dostosuje. Chyba przydałoby mi się to znowu poczytać.
Wracając ze świata dysku i wybierając się w stronę września, szkół i literatury faktu, przeczytałam w te wakacje biografię Elona Muska. Bardzo ciekawe przeżycie, choć chyba pracować bym u niego nie chciała. 😉
Teraz czytam książkę o Kalinie Jędrusik i Stanisławie Dygacie, a także, pośrednio, wiadomo, o mnóstwie innych artystów i pisarzy. To też jest interesująca podróż, nie tylko pod względem historycznym. Ciekawie jest obserwować tamte czasy, niby tak inne od naszych, a jednak znane mechanizmy. Książka jednocześnie wciągająca, fascynująca, ale i smutna. Trochę, jak tamte czasy, wydają mi się jednocześnie porywające i smutne, pełne energii, ale i absolutnie cały czas poszukujące czegoś jeszcze, czego nigdy nie można znaleźć. To jedna sprawa, druga rzecz to ta, że ciekawi mnie sposób opisywania postaci. Często w dokumentach, mających pokazać artystę spotykamy się z dobrymi opiniami, z docenieniem twórczości itd. W książkach jednak jest sporo miejsca na informację o tym, jak wtedy wyglądało życie i że nie dla wszystkich to życie było kolorowe, w tym dla otoczenia znanych ludzi, o których czytamy. Łatwo nie było, to na pewno. A jednak biografie się pisze i dokonania docenia. Niesamowite jest dla mnie to, jak wiele historii historia wybaczy.

Ehhhhh, może i o mnie kiedyś napiszą, że w młodości pisałam bloga z takimi przydługimi wpisami, co? Ten już chyba kończę.
Zapamiętasz mnie, Drogi Czytelniku? Będziesz wspominać ze wzruszeniem? 😉 A może po prostu nadal będę pisać.
Zapewniam, z nikim tak ci źle nie będzie, jak ze mną.

Pozdrawiam!
Ty wiesz, że ja – Majka

4 odpowiedzi na “10 rzeczy niezbędnych, czyli fajny pretekst do recenzji książek i pogadania o muzyce”

Panno Maju! Zapewne do przeczytania wspomnianej biografii skłoniła Panią postać Kaliny Jędrusik. Zachęcam jednak do sięgnięcia także po książki Stanisława Dygata, np. Jezioro Bodeńskie czy Disneyland. Jest to dziś pisarz niesłusznie zapomniany. W Panoramie literackiej tamtych lat można spokojnie go postawić obok Leopolda Tyrmanda czy Marka Hłaski. Jeśli chodzi o Kalinę, to nie doczekaliśmy się wciąż kompletu jej nagrań na płytach. Na początku lat 90-tych ukazał się obszerny wybór na czterech kasetach, potem jeszcze ze dwie istotne płyty i więcej nic.

@Maciej Panie Macieju, tu Pana zaskoczę, do lektury skłoniły mnie obie te postaci. TO prawda, o Kalinie Jędrusik słyszałam i czytałam więcej, ale i Dygat nie jest mi obcy, a "disneyland" czytałam już wcześniej. Zrobił na mnie wrażenie, a raczej kilka wrażeń wywołał. Niektóre były trudne. No ale, tak, jak już napisałam w tym wpisie, to, że smutne, nie znaczy, że nie zajmujące lub złe, więc cieszę się, że znam tę książkę. Być może też sięgnę po inne jego dzieła, zwłaszcza po lekturze tej biografii.
A tych kaset i płyt chętnie bym posłuchała.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares