Kategorie
co u mnie wspomnienia i dłuższe opisy

Wewnątrz cała ta szopka, a na dworze zawieja. Czyli, że wrzesień trwa.

Zdarza mi się czasem, że mam przeczucie. Przeczucie najczęściej dotyczy najbliższej przyszłości, przykładowo, że tydzień będzie ciężki, albo przeciwnie, że jakoś tam się wszystko ułoży, zgodnie z tradycją tylko na moment. Na początku września umyśliło mi się, że przez najbliższe 3 tygodnie będzie bardzo dużo roboty. Nie wiedziałam, czego będą dotyczyć te ciężkie prace, ani skąd mi się wzięły te nieszczęsne 3 tygodnie, ale myśl nie dawała mi spokoju. Ogłaszam z radością, że właśnie mija poniedziałek, koniec tych trzech tygodni nastąpił wczoraj. Czy teraz będzie łatwiej? Nie wiem, ale uważam, że chociażby ostatni tydzień z kawałkiem zasługuje na wpis. A zaczęłabym od wyjazdu w poprzedni weekend, pełnego gry na instrumentach, żarliwych dyskusji i nocnych Polaków rozmów.
** ** **
– No, słuchajcie, zawieja i beznadzieja! – Stwierdziła koleżanka, wchodząc do jednego z zajmowanych przez nas domków, wzbudzając powszechną wesołość. Rzeczywiście, na dworze nie było ładnie. Lało, wiało, a raz uderzył taki piorun, że zastanawialiśmy się, czy nie trzeba odłączać sprzętu. Na szczęście pogoda tego typu trafiła nam się tylko raz, w sobotę, a chętne towarzystwo zdążyło się wybrać na plażę jeszcze przed tym przykrym faktem. Co robiliśmy o tej porze nad morzem nie będę jeszcze dużo mówić, bo to jest fajna akcja, która kiedyś jeszcze zasłuży tu na swoje własne miejsce. Mogę nadmienić tylko, że spędziliśmy dwa dni, na doskonaleniu talentów i opracowań muzycznych, znając się wzajemnie w stopniu rozmaitym, od osobistego, poprzez internetowe, aż do widzenia się na oczy poraz pierwszy w życiu.
Zawarcie tych wspaniałych znajomości odbyło się w piątek, w który to piątek pociągi intercity powiozły nas w stronę stacji Gdynia Główna. Ruszyła… maszyna… po szynach… Pierwszą głupotę udało mi się zrobić już na pokładzie tego pojazdu. Jak to bywa w pociągach, poszłam sobie spać, opierając łokieć na podłokietniku, a głowę na dłoni. Co i jak zrobiłam, do tej pory nie wiem, dość powiedzieć, że nerwy w łokciu są ważne, a dowiedziałam się o tym w bolesny sposób. Poszłam spaćbez przeszkód, obudziłam się… i do końca podróży prawie nie czułam połowy lewej dłoni. Dwa ostatnie palce mniej sprawne, czucie jak po znieczuleniu u dentysty, a przypominam, że ja tam gram na bębnach. Wiecie, tych palców, to ja jednak potrzebuję! Pełna sprawność dłoni wróciła mi do wieczora, pełne czucie w małym palcu, to chyba dopiero w niedzielę. Trzeba być mną, żeby uszkodzić sobie dokładnie to ,co jest mi potrzebne, w pierwszym etapie wyjazdu.
Uznałam, że spanie jest bez sensu i zajęłam się rozmową z współpasażerami, wyruszającymi ze mną z Krakowa. W tym miejscu bardzo serdecznie pozdrawiam kolegę, który, sam o tym nie wiedząc, pokazał mi, jak źle jest pohopnie oceniać ludzi, a także koleżankę, dzięki której spędziłam piątkowe popołudnie płacząc ze śmiechu. Nasze anegdotki z autobusów, pociągów i ulic przeróżnych miast powinno się zebrać w oddzielnej książce.
W Warszawie Centralnej dosiadła się do nas kolejna część naszej drużyny. Na Wschodniej natomiast przybyła konkurencyjna ekipa. Ich było ośmioro i posiadali alkohol. Nas było siedem osób plus pies, natomiast dorównywaliśmy im spokojnie nawet BEZ substancji pomocniczych. Pies przewodnik potrafi być elementem niezwykle integrującym pasażerów, oferty wyprowadzenia psa na spacer, pomimo faktu, że pociąg nadal jechał, wspominane były do końca wyjazdu. Ale spokojnie, kolega szybko biega, to zdąży!
– Julita, kiedy Gdańsk? – Zapytałam w pewnym momencie.
– A co, chcesz wysiąść? Spoooko, idź z kolegą, kolega szybko biega! –
Muszę przyznać, że był to najgłośniejszy wagon pendolino, jaki widziałam w życiu. Uwaga konduktorki, naszczęście do konkurencji, brzmiała: proszę państwa, trochę ciszej, bo słychać państwa na peronie!
Był tam też ktoś trzeźwy / rozsądny, bo w pewnym momencie próbował zapanować nad sytuacją. Ćśśśśśś. Spróbował raz. I cały wagon: ćśśśśśś… Zadziałało odwrotnie, zarówno w wagonie, jak i potem u nas, powtarzane przy każdej, nadarzającej się okazji. O konduktorze w regio, to nawet nie ma co wspominać, bo nie da się tego opowiedzieć słowem pisanym. Porozsadzał nas po dostępnych miejscach z niespotykaną wręcz werwą i ochotą, opatrując nas z marszu imionami własnego pomysłu, przy okazji okazując wiedzę i obycie w świecie niewidomych.
– Tu będzie pies, on ma z was największe oczy! Ale za to właścicielka ma słuuuuch, co nie? I dotyk! – Właścicielka nieśmiało zauważyła, że chyba nie tak dobry.
– Jak nie dobry?! Pokaż opuszki, braillem czyta? To co ma być niedobry?! – Przedstawienie zakończył komędą: no, to teraz tu siedzieć i wszystko bedzie w porządku! Uwierzyliśmy mu. Albo baliśmy się wstać, nie mogę się zdecydować.
Podczas samego wyjazdu spotkałam taką ilość niezwykle utalentowanych ludzi, że bloga na to nie starczy. Z klawiszowcem i basistą improwizowaliśmy już pierwszego dnia, mimo, że północ już była, pierwsze i drugie skrzypce zmuszone były na bieżąco wymyślać przeróżne partie, a kiedy nasza pani wokalna dyrektor uczyła dziewczyny, jak mają śpiewać, połowy słów nie rozumiałam. Ja, jeśli chodzi o śpiew, rozumiem komendy proste, w moim życiu spotykałam się najczęściej z: wyraźniej! Ewentualnie: głośniej, odważniej! To drugie zrozumiałam doskonale, gdy jedna z naszych wokalistek zaczęła swoją zwrotkę.
– Ej, słuchajcie, stop! – Przerwałam grę. – Ja was najmocniej przepraszam, ale jak ona ma śpiewać początek, to ja ją muszę mieć "przy boku, przy boku", bo inaczej nie wiem, kiedy wejść! –
Ja w ogóle bardzo lubię wszelkie występy związane z kolędami, świętami i uroczystościami, kojarzącymi się z dobrociąw sercu. Kiedy słyszysz, że utalentowana wokalistka śpiewa coś ładnego o "takim dniu", w którym "całą noc padał śnieg", a potem, tym samym rozpędem, używa kilku słów nienadających się do druku, bo jej się słowa pomylą… TO! Są przeżycia godne opisywania. Swoją drogą bardzo podziwiam ludzi, którzy grają na instrumentach dętych, ja bym chyba zemdlała. A nasza flecistka nie tylko dawała sobie z tym radę, ale też, do tych opracowań, wstawała na siódmą rano! Łapiecie? RANO! Kiedy ja byłam w stanie pt. otwieram oczy, zamykam, znów otwieram, jest pół godziny później… ona wymyślała, co ma grać fortepian w drugim refrenie.
Także wiecie, my tam ciężko pracowaliśmy! Żadne tam ogniska, łażenie na plaże, czy drinki w jacuzzi, co to, to nie! Dziwi mnie tylko, że na każdy dzień przypadało nam jakieś mniejsze lub większe uszkodzenie. W moim przypadku ręki. W przypadku koleżanki np. skrzypiec, które, jak wiadomo, są przedłużeniem ręki. Strat w ludziach nie odnotowano.
Na koniec wycieczki dwie uwagi dotyczące powrotu. Po pierwsze, Julita, kiedy znowu idziemy na ciasteczka z intercity? Po drugie, i jak tu wierzyć, że nas nie podsłuchują? Pół drogi gadałam z kolegą basistą o airpodsach i co? I następna reklama na youtubie zgadnijcie, czego?!
** ** **
Zachwyciłam się nad tym morzem. Różnymi rzeczami, ale pod sam koniec wyjadu ciszą. Stałam sobie na dworze, noc była, nic się nie działo, a ja sobie tak tę noc obserwowałam i zastanawiałam się nad tym, komu o tym opowiedzieć. A są takie osoby. Ktoś komu bardzo bym chciała, a nie bardzo mogę. Komuś, komu niby bym mogła, a okazuje się, że nie zawsze ma to sens. Wreszcie ktoś, komu serio powiedziałam… Macie czasami takie rozkminy?
I była cisza…
** ** **
Ciszy za to nie ma w naszej szkole! Powrót do rzeczywistości nastąpił we wtorek, bo po poniedziałkowym powrocie jedną noc zdecydowałam się przespać w domu. I od razu zrobiło się ciekawie, bo napotkałam techniki stereofoniczne. We wtorek jeszcze pół biedy, bo Stivi nam o nich opowiadał, a że opowiadać umie, słuchaliśmy. Pod koniec zajęć natomiast słuchaliśmy Depeche Mode, Jimiego Hendrixa… Takie rzeczy się robi na realizacji! Kto mi powie, co tu robi za bas?

Po zajęciach natomiast była konferencja applea, a że my tam niektórzy zdeklarowani appliści, zaczęliśmy oglądać wręcz natychmiast, po drodze z zajęć. Żeby było coś ciekawego, to nie powiem. Może ten nowy Ipad, ale wcale nie tyle tańszy, ile na początku myślałam, takie to o.
A w środę od rana co? Techniki stereofoniczne, tym razem w praktyce. Wiecie, drogie dzieci, co to jest? To są dwa mikrofony, które trzeba ustawić we właściwej odległości i pod właściwym kątem względem siebie, bo jak nie… (To wybuchnie!) Nie, aż tak źle nie jest, to po prostu technika nie wyjdzie. Opcją pośrednią byłoby: to po łapach! Zwłaszcza, że akurat linijka pod ręką.
W środy po zajęciach jeżdżę na dodatkowe lekcje perkusji. Tam wreszcie mnie ktoś pilnuje, żebym ćwiczyła z metronomem. Mój ty Boże, człowiekowi się wydaje, że umie grać, a potem każą grać równo…
Swoją drogą właśnie, Kraków! Nawołuję do was! Jak ktoś chętny na zajęcia z perkusji, z dobrym nauczycielem, otwartym, widzieliśmy się dwa razy, a już mi mnóstwo nowych, dobrych rad udzielił, to pisać do mnie! Bo i jemu się to przyda, i wam.
Z tych zajęć to może w ogóle jeszcze jeden fajny projekt wyniknąć, ale to chyba też później dopiero ogłoszę, niechże ja się najpierw sama czegoś dowiem.
Wracając do szkoły, w tym roku rocznik realizatorski uszczęśliwiono dwoma dniami, w które mamy lekcje na rano. Środa i czwartek. W czwartek mamy lekcje z nauczycielem, który jużw pierwszym roku naszego urzędowania na Tynieckiej stwierdził, że dobrze, że po naszych lekcjach zaczyna się weekend. W domyśle pozostawiając, że dłużej tego wytrzymać nie można. W tym roku przywitał nas zdaniem: oooo raaaaaany, znooooowu oni! O raaaaany, znoooowu pan? Zakrzyknęłyśmy zgodnie wraz z Sylwią, przez co porozumienie zostało osiągnięte. Na razie jesteśmy na etapie pierwszych nagrywek prowadzonych sposobem profesjonalnym, reżyserka / studio.
– Proszę pana, a może by jednak włączyć wzmacniacz, co? –
– O, słuszna uwaga! – Takie to mamy dialogi wrześniowe.
Mówiłam wam już, że muszę chodzić na kształcenie słuchu? Znaczy na razie jeszcze nie byłam, ale MUSZĘ! Za to nasze próby zespołu perkusyjnego najlepiej chyba podsumowuje ten przepiękny utwór.

I może z tego nadmiaru wrażeń przyjemnych, a może z powodu, że w naszym internacie wieczorami szuka się zgubionych rzeczy, a nad ranem lampy spadają, przynajmniej w niektórych pokojach, w piątek rozchorowałam się tak, że nie poszłam do szkoły. Żeby było zabawniej w powrotnej drodze natrafiliśmy na trasie na wypadek. Na tyle poważny, że ostatni fragment trasy, zajmujący zwykle 25 minut, zajął nam tym razem półtorej godziny. Nie tłumacząc moich zawiłości w powrotach do domu, byłam na miejscu półdo pierwszej w nocy, co jakby zdrowieniu nie służy. 😉
Także na razie siedzę i się nudzę, ktoś ma dla mnie jakieś zadania? 😉

Na koniec wpisu chcę jeszcze powiedzieć, że przybyło nam ludzi w klasie, a raczej my im do klasy przybyliśmy. O Sylwii mówiłam wcześniej, ale nie mogę tu zapomnieć o dwóch kolegach. Kolega J, który nagle objawił nam talent aktorski, a także kolega M, który w jeden dzień potrafi się ze mną pokłócić i przywrócić mi jakąś tam wiarę w ludzi. Pamiętaj, niewielu jest takich, którzy potrafią tak zręcznie łączyć ze sobą te dwie aktywności. Drodzy koledzy, proszę zgłaszać, jak mogę pisać pełnym imieniem.

Czytelników pozdrawiam ja – Majka

PS: Płyta Sheerana wychodzi 29 października.
PS2: Jakiej ja się pięknej rzeczy nauczyłam grać na fortepianie! I nie, tato, to tym razem NIE są "krasnolódki".

Kategorie
co u mnie

U nas jest bardzo fajnie! W brew pozorom. O początku roku słów kilka.

Podobno najbardziej surowych nauczycieli najczęściej się będzie wspominać. Zwykle nie jestem zwolenniczką tych teorii, bo wydają mi się zbyt bliskie zapewnień, że: za parę lat będziesz się z tego śmiać. No zwykle nie. Ale dziś, niespodzianka. 🙂
Proszę się wyprostować! Ja do was mówię, a wy tak siedzicie, jak po czterech piwach!
Konkretnej liczby piw nie pamiętam, ale pamiętam, co nasz gimnazjalny nauczyciel od wszelkich przedmiotów artystycznych mówił, kiedy ktoś podparł głowę na ręku. Dziś, niestety, właśnie tak bym według tego pana wyglądała.
Spanie w środkach transportu publicznego, to powinna być jakaś osobna dziedzina, której możnaby się było uczyć. Na WFie na przykład. W pociągu opanowałam to prawie do perfekcji, dziś była najlepsza opcja, nie dość, że miejsce przy oknie, to jeszcze drugie, to koło mnie, również wolne. Nie było jeszcze takiej ostateczności, żebym się rozłożyła na dwóch i po prostu poszła spać, jak człowiek, ale opieranie się o wszystko jest już odruchem. Albo o okno, albo o podłokietnik, jeden lub drugi… Zdaje mi się, że dziśprzesłuchałam dwóch utworów z płyty, następne dwadzieścia różnych utworów jakoś znikło.
Po tej fascynującej podróży pociągiem trafiłam do Krakowa. Uwielbiam dialogi na dworcu. Ktoś mi pomaga, ale widzę, że sami się w grupce zastanawiają, gdzie mają iść. No to, ja, ponieważ już trochę tu siedzę:
– A gdzie się pani chce dostać? –
– My? To do Zakopanego. –
– Aaaaa, no peeeewnie! To tamtymi ruchomymi pani dojedzie! – Wszyscy są, jak widać, tak samo śpiący, jak ja. Chociaż OK, nie wymądrzajmy się. Miałam koleżankę, która, na uprzejme pytanie kierowcy, gdzie jedzie, coby jej mógł przystanek powiedzieć, odpowiedziała jasnym przekazem: niedaleko. Faktycznie, dużo się dowiedział. Kiedyś szłam z przyjaciółką coś zjeść na mieście, troszkę drogę pomyliłyśmy i byłyśmy na tym dość mocno skupione. Że coś jest nie tak. Po tym, jak moja towarzyszka podróży trąciła jakiśbillboard, czy coś, potrzedł zatroskany mieszkaniec miasta.
– Proszę pani, proszę pani! Wszystko w porządku? –
– Nie. – Odpowiedziała bez namysłu, nie uznając za stosowne dodać dalszych wyjaśnień. Śmiałyśmy się z tego jeszcze z 10 minut, co ciekawe pan nie pytał dalej i poszedł. Takie to mamy inteligentne rozmowy uliczne.

Tak tak, wróciłam do Krakowa. Mam wam opowiadać o początku roku szkolnego? Ale na pewno? Jesteście pewni? Nie, tak na poważnie, zeszły tydzień był ciężki. W zeszłym tygodniu, pierwszego dnia, jak szłam z autobusu do szkoły, po drodze zdążyłam umyć włosy i wyprać plecak. W sumie zostałam zmuszona. Deszcz to zrobił za mnie. A pamiętajmy, że albo kaptur na głowę i wtedy nic nie widzę, albo widzę, co się dzieje na ulicy, ale mam mokre włosy. Bezpieczeństwo jest najważniejsze, jak mnie w internacie zobaczyli, to jedna wychowawczyni od razu spytała, czy nie zrobić mi herbaty, kazała się przebrać i pożyczyła suszarkę. ;p Potem trzy różne restauracje z uber eats anulowały mi zamówienie, na pysznym nie przechodziła płatność… A pamiętajmy, że to dopiero był początek tygodnia… Pozwólcie, że reszty wam oszczędzę. A tamten tydzień, to nie koniec tego nieustającego pasma sukcesów. Dziś np. się okazało, że będę mieć kształcenie słuchu. Kto był w muzycznej i lubił? Przyznawać mi się tu zaraz!
Ale, nie ma co gadać, zabawne momenty też się zdarzały. Choćby piękne słowa, którymi w nowym roku przywitał nas nasz wychowawca.
– Słuchajcie, bo ja jestem dopiero w poniedziałek, to od razu wam powiem, hajssss! – Jeeezu, to już? Od razu jakaś mafia nas ściga? 😉 Na realizacji też nie omieszkaliśmy rzucić kilku żartów, dziwnych, zaprawdę powiadam. Pomysł na słuchowisko też już jest, trzeba będzie w nim wspomnieć o wawelskim smogu i innych legendach. :d Słuchajcie, na nudę nie ma co narzekać, przecież nawet tytuł tego wpisu jest dosłownym cytatem z naszego rozpoczęcia roku! 😉 Przyznam jednak, żę faktycznie, trochę śmiesznych anegdotek i ciekawostek ze świata napiszę nieco później, bo na razie mój nastrój zapowiada, że albo ktoś zginie marnie, albo ja się mocno zasmucę.

To tak, żeby nie zasmucać, podpowiem dwa elementy kultury, które ostatnio zwróciły moją uwagę, jeden serial i jeden projekt muzyczny. Serial, to netflixowe "otwórz oczy", polska produkcja na podstawie książki K. B. Miszczuk "druga szansa". W ogóle polecam książkę, niezły z tego… chciałam napisać horrorek, bo nie znajduję lepszego słowa. Ale rozwiązywanie zagadek też jest. Dziewczyna budzi się i nie pamięta kim jest, schemat ostatnio bardzo lubiany. Dowiaduje się, że znajduje się w ośrodku leczenia amnezji, a lekarka zapewnia ją, że wszyscy bardzo chcą jej pomóc wrócić do formy. Co jednak zrobić, kiedy się okazuje, że co innego człowiek przypomina sobie sam, a co innego próbuje człowiekowi wcisnąć jego psychiatra? I co, jeśli głosy w głowie okazują się rozsądniejsze od innych?
Książkę lubiłam, więc, kiedy dowiedziałam się, że robią serial, byłam bardzo zadowolona. Radość trochę mi przeszła, kiedy okazało się, że autorka przy nim nie pracowała. Dobrze czytacie, nie wiedziała nic. Miała konsultacje z producentami, więc zdawała sobie sprawę z pewnych zmian, ale nie wybierała aktorów, nie współtworzyła scenariusza, nic. I w dodatku produkcja netflixa. Dla młodzieży. No jest czego się bać, nie ma co mówić. Ale! Obawy obawami, a polski serial netflixa na podstawie lubianej książki, to jednak COŚ, trzeba zobaczyć! I wiecie co? TO NIE jest takie złe. Mnie się w sumie nawet podoba. Podobno autorce też, a to chyba o czymś świadczy. :d
Koncepcja jest faktycznie zmieniona, to trochę tak, jakby ktoś próbował naukowo wyjaśnić "lśnienie" Kinga, ale też jest ciekawe. Groza według mnie zachowana, niektóre rzeczy bardziej realne na ekranie, niż w piśmie i trochę bardziej dostosowane do czasów, a z muzyką, jak z resztą zwykle, netflix poradził sobie bardzo dobrze.
Co płynnie nas prowadzi do drugiej reklamy. Projekt Bass Astral x Igo. Jedną piosenkę znałam z serialu, link poniżej. Elektronika, płyta cała bardzo mi się podoba. Co do związku z filmem, według mnie nieźle pasowała do lekko psychodelicznego klimatu, jaki tam zrobili. Takie w sumie nie wiesz, śni ci się to, czy nie śni…

Propos seriali o domach wariatów, zna ktoś Tones and I? Ta płyta, "welcome to the madhouse", to też jest niezłe zaskoczenie dla mnie. Ja wiem, ona ten głosik ma troszkę wnerwiający, ale parę ciekawych rzeczy tam znalazłam. Żeby nie szukać daleko, otwierający kawałek. Niby to prosty pop, ale jak sobie do tego dowyobrażałam historyjkę i teledysk, to spokojnie komedię o tworkach można kręcić.

Zwłaszcza bridge i końcówka mi się podoba.

No, powiedziałam coś pozytywnego, teraz kończę. 🙂
Pozdrawiam was ja – Majka
Bądźcie zadowoleni.

EltenLink