Hej hej!
Zmiana awataru! Jajjjjj! Już się wszyscy cieszą! Te tysiące czytelników, którzy z niecierpliwością czekają,
jaką piosenkę im teraz polecę. :p Ha, ha, ha, żartowałam! Sądząc po komentarzach, to od 2 do 5. xd. W
każdym razie. Dziś w moim awatarze i na moim serwerze zagości piosenka irlandzkiego zespołu The Script
pt. "never seen anything quite like you". Piosenka w sumie prosta i taka… jak w jasnych, prostych i
szczęśliwie się kończących filmikach muzycznych, z których prostoty doskonale zdaję sobie sprawę, a mimo
to nadal je uwielbiam. :d I może nie planowałam wrzucać tego typu nutki na awatar, ale zdarzyło się
coś, co mnie do tego skłoniło. Mianowicie, ta piosenka mi się śniła. Bardzo rzadko śnią mi się piosenki,
a przynajmniej takie, które istnieją. Kiedy natomiast się śnią, żadko je pamiętam. A ta mi się śniła.
Na bank ta, na pewno grana na gitarze, zamiast normalnie na wszystkim i doskonale ją z tego snu pamiętam.
Uznałam, że po coś to jest, co nie? 🙂 Więc, przyjemnego słuchania!
życzę ja – Majka
Miesiąc: listopad 2017
wyjaśnienie awataru „total błękit”
Witajcie!
Obiecałam, że się wypowiem, ale trochę mi zajęło poogarnianie różnych rzeczy. Kiedy nie ogarniałam, odpoczywałam, więc dopiero teraz daję radę. OK, czego to miało dotyczyć? W porządku, pamiętam. Piosenka nazywała się "total błękit", a śpiewała ją Natalia Nykiel.
Od razu ostrzegam, nie znam żadnych wywiadów, nie słuchałam i nie czytałam żadnych wypowiedzi Natalii, więc nie mam zielonego pojęcia o historii tej piosenki. Powiem tylko, o czym ja myślę, jak jej słucham. Zachęcam do posłuchania, bo zaraz zmienię awatar, ale jest na serwerze, na youtubie i, jak to się mówi przy promocji albumu, everywhere.
Ja, kiedy słucham tego tekstu, myślę o tych wszystkich ludziach, którym z różnych przyczyn czasami jest bardzo ciężko. Problemy nie są policzalne, nie da się ich zmierzyć i ustawić w kolejce do rozwiązania wedłóg ważności. Wiadomo, że statystycznie jedni majągorsze, a inni mniej ważne problemy. ALe do tego dochodzą okoliczności, charakter i siła psychiczna tych ludzi i mnóstwo innych czynników, przez które uważam, że czasem nie można powiedzieć, że w pewnym wieku / sytuacji ktośnie ma prawa mieć problemów, zmartwień, kłopotów. Ten tekst opowiada dla mnie o człowieku, któremu na prawdę jest czasem źle. I co, i tyle? Właśnie nie. Nie tyle. To są ci, którzy co jakiś czas staną nad przepaścią i spojrzą w dół z czymś w rodzaju tęsknoty. A potem? A potem z westchnieniem odejdą od barierki, bo w głębi duszy wiedzą, że nigdy się nie pożegnają z życiem, są na to zbyt mocni, zbyt rozpaczliwie uparci. I każdy taki moment w pewnym stopniu nas osłąbia, bo nas męczy, ale myślę, że w pewnych aspektach nas wzmacnia. To trochę takie uczucie, jak wtedy, kiedy pisałam o lataniu w tunelu aerodynamicznym. Racja, wystraszysz się, przez chwilęstracisz kontrolę. ALe to będzie bardzo oczyszczające i poprawiające nastrój wydażenie. Bo dopiero wtedy przez chwilę nie chamujesz emocji, wyrzucasz z siebie wszystko i zdasz sobie sprawę, żę: o rany, serio to zrobiłem? Jasne, że tak, jasne, że zrobiłem, nie pokonasz mnie, nie ma tak łatwo.
Podsumowując. Ta nutka nie jest wesoła. Ktoś, kto wypowiada ten tekst jest smutny, jest zdezorientowany, jest zdesperowany. Ale jednak jest pewny choć jednego. Albo, że na bank sobie poradzi, albo, że nic mu jużnie pomoże. A, jak wiadomo, żeby mieć choć odrobinęspokoju, trzeba mieć jakąś rzecz, której jest siępewnym.
Na koniec chcę wam życzyć, żeby każdy "gorszy dzień", każdy moment, w którym nic nie jest dobrze, nie trwał długo i dał wam siłę na resztę życia. No bo jak upadniemy na dno, to jużniżej się nie da, no nie? Trzeba zacząć iść w górę. Lećmy, zamiast spadać
Tego życzę ja – Majka
PS To tak na dowód, że nie zawsze jestem wesoła. :p
nowy awatar – trzy, dwa, jeden…
CHyba tyle mam na razie na ten temat do powiedzenia. Poopowiadam o tej piosence więcej, na pewno. Tylko
chyba już nie dzisiaj.
Natalia Nykiel – total błękit
Dla wszystkich, którzy rozumieją, o jaki stan umysłu chodzi. Bylebym od jutra leciała w górę.
Pozdrawiam ja – Majka
Hejoooo!
Zastanawiałam się, co tu umieścić. Miałam o czymś napisać, ale serio wypadło mi z głowy, o czym i chyba na długi wpis nie mam siły.
Wczoraj byłam na nocy kabaretowej na torwarze. Trudno to opowiedzieć, no śmiesznie było. CO mam rzec… xd. A tydzień temu byłam w Laskach. Ja chyba tu wrzucę jakiś większy wpis o tym, bo przy okazji mogłabym się troszkę o Laskach rozpisać. Więc, pomijając tamten weekend, co się działo w tym tygodniu? Ja nie wiem, czy chcecie to wiedzieć, nawet nie wiem, czy ja chcę. Ciężki był tydzień, jakoś sporo rzeczy się mi nagle zwaliło na głowę. Ale, oczywiście, nastrój poprawił mi się od czwartku, a raczej od środy wieczorem. W środę wieczorem mam lekcje perkusji, godzinę tygodniowo. I tam wreszcie zapominam o moich zmartwieniach. Czwartek był za to jakimś wynalazkiem z piekła, bo miałam 4 matematyki jednego dnia, i polski gdzieś pomiędzy też, więc w ogóle nie bardzo pamiętałam, jak się nazywam. Dopiero potem, po lekcjach i próbie do świątecznego koncertu, mogłam chwilę odetchnąć i coś zjeść. A potem był angielski, no to już w ogóle spokojniej. Trzeba robić, nawet całkiem sporo, ale po 4 matematykach, to do prawdy odpoczynek.
A, no i by the way. Ostatnio mam sporo kontaktu z językiem angielskim, ponieważ… no i tu, niestety, nie mogę powiedzieć. Ponieważ to zagadka dla tych, którzy mogą odsłuchać mojego awataru na eltenie. Cóż to jest, moi drodzy? Może od kogo, może z czego? Nie shazamujemy, nie sprawdzamy, tylko mówimy! :d Dawid, ty nie, bo ty się chyba domyślisz nie znając. 🙂
Powodzenia i, mam nadzieję, do szybkiego zobaczenia.
Pozdrawiam ja – Majka
Hej hej. Obiecałam, więc napiszę, bo w ten sposób, to nigdy się za to nie wezmę. Niech ja sobie przypomnę… dwudziestego pierwszego października… tak tak, tak dawno. Była moja impreza osiemnastkowa.
Postanowiłam sobie jąurządzić w wynajętym mieszkaniu w Warszawie. I tu należy mi sięsłuszyny i zasłużony op… no w każdym razie uwaga, ponieważ miałam dać jednemu koledze znać, gdzie to wynajmowałam, u kogo i dać numer telefonu. Zapomniałam, przepraszam oficjalnie. 🙂
Cóż wam tu napisać o tej imprezie? Trudno będzie opowiedzieć coś konkretnego, ponieważ minęła w większej części na rozmowach na tematy różne, ponieważ z wieloma obecnymi tam osobami widziałam się bardzo dawno. W skutek czego musiałąm nadrobić zaległości. Napiszę natomiast, kto tam był.
Była tam Klaudia, na eltenie Klaudia27. Znam ją od lat dziesięciu, nikt chyba nie wie o mnie więcej w tym momencie. Ona nie wie dużo, ona wie za dużo! Była teżkoleżanka, znana na eltenie pod psełdonimem Czarna Helena. Nie wiem, czy chce zdradzać swoje prawdziwe imię. Ją też znam już bardzo długo, grałam z nią w dwóch różnych zespołach, a poza tym wiele razy pomagała mi w nauce różnych podkładów muzycznych na fortepianie. Gratulujemy jej!
Była tam Beata. Beata, która ma ze mną o czym rozmawiać, nawet jeśli nie widzi mnie przez 10 lat. Beata, która próbowała mnie nauczyć czegoś na gitarze. Beata, która cierpliwie i wytrwale trwa przy mnie na angielskim. I wreszcie, Beata, która bez obawy wybrała się na imprezę, na której nie tylko nikogo nie znała, ale też była jedyną osobą widzącą. Fala aplauzu!
Był Krystian, znany tutaj jako Balteam, oraz Mateusz, na razie tu nieznany. :d Obu znam od czwartej klasy podstawówki, z jednym i drugim jeździłam na zawody sportowe, z Mateuszem na obozy, z Krystianem do domu, z obydwoma niezliczoną ilość razy grałam w audiodisc i inne, wybitnie inteligentne gry.
Był Kamil… oj, wiele by opowiadać. Jak już powiedziałam podczas imprezy, przedstawiając Kamila, Kamil umie grać na gitarze, fortepianie, organach i nerwach. Tę ostatnią pasję chętnie z nim dzielę, więc, kłucąc się nieustannie i niezmordowanie, pielęgnujemy przyjaźń, wymieniając się poglądami na wszelkie sprawy tego świata. Kamil był ze mną w Londynie, więc widział, jak spełnia się jedno z moich marzeń. Kamil też wie zdecydowanie za dużo!
Od tych wspaniałych ludzi otrzymałam kilka wspaniałych prezentów. Po pierwsze: od Beci dostałam koszulkę z napisem "zejdź mi z drogi! Chcę przejść do historii". I bardzo dobrze! Będę w tym chodzić do szkoły, tam zawsze jest taki tłum…
Po drugie: od Krystiana i Mateusza dostałam "legion" – audiobook taki, oraz moje ulubione cukierki w butelce. :d
Helena podarowała mi perfumy, a Klaudia napisała coś na moje życzenie, czego główny temat jednak pozostanie tajemnicą. A, no i Kamil. Kamil kupił nam bilety na noc kabaretową! :d No więc w przyszłą sobotę będę się dobrze bawić.
Zamówiliśmy sobie pizzę, nagadaliśmy się, próbowaliśmy tańczyć, wymieniliśmy się opiniami o naszych placówkach oświatowych, jak i wspulnych znajomych. My opowiedzieliśmy Beacie kilka ciekawych zdarzeń z naszej przeszłości, a Beata opowiadała nam o szkole muzycznej i harcerstwie. Najedliśmy się, napili, nagadali i niewyspali. Czyli wszystkie obowiązki wobec imprezy spełnione! 🙂
Łącznie z wpisem na blogu, który niestety muszę na tym skończyć, ponieważ, po prostu, nie wiem, co by tu jeszcze napisać. Pytajcie w komentarzach, chętnie powiem
więcej.
Pozdrawiam ja – Majka
Witajcie!
Taka refleksja mnie naszła o blogach, tytułach, wszystkim. No to sobie trochę popiszę, co mi szkodzi. Szczególnie, że dziś jest taki dziwny dzień, że raczej nie bardzo chce mi się mówić, to chociaż tekstem przekażę.
Dzisiaj wraz z Beatą czytałyśmy bloga jednej pani i tak mi się jakoś przypomniało. Ludzie, jakie ja miałam kiedyś marzenie, żeby pisać, jak te wszystkie osoby, których blogi czytałam i się zachwycałam. Btw, kto czyta "Janina daily"? Nie czytacie? Nie ma przebacz! Musicie poczytać!
Po drugie, to ja uwielbiam pana Artura Andrusa, mam zamiar mu to kiedyś powiedzieć i z zamiłowaniem czytałam jego wpisy z bloga gromadzone w książkach, samego bloga z resztą też, puki istniał.
No więc w ogóle blogi uważam za przedsięwzięcie bardzo fajne i niech sobie wszyscy mówią, że wielu ludzi pisze, choć nie umie. Ja znam takich, co umieją. Oczywiście z eltena też, czyt. moozgish, pajper, monia01, elanor… słuchajcie, tu uwaga do czytelników z poza eltena. Wystarczy mój nick zastąpić w linku ich nickami i… tadaaaaa! Jest blog. Inny. :d
Przejdźmy do tych moich innych inspiracji i przygód. W piątek był trochę dziwny dzień. Najpierw byłam na dwóch lekcjach, no bo jak to tak, nie mogę opuścić fizyki, no nie? A potem pojechałam do Warszawy do ZUSu, ażeby przekonać ich, że tak! Ja dalej nie widzę! Nadal! Nieustająco i wciąż! I że mogą mi dać pieniądze. W każdym razie, do tematu.
Zaczęło się od fizyki, na której to pan dyktował treść zadań. Treść zadań na lekcjach fizyki jest o tyle wydażeniem ciekawym, że żeby pokazać niektóre zjawiska, trzeba używać środków drastycznych. I tak na przykład taki batman bez płaszcza, wyskakujący z najwyższego piętra pałacu kultury, jest elementem niezbędnym. Zrozumiecie więc na pewno, dlaczego podczas tamtej lekcji (nie tej w piątek, tej z batmanem), kiedy pan zaczął pracę domową od słów "chłopiec zainteresował się głęboką studnią…" wszyscy słuchali z uwagą, ciekawi, komu się coś stanie i kto przeżyje. W zeszłym tygodniu zaś skończyliśmy dział zajmujący się dynamiką, więc pan zaczął dyktować zadania powtórzeniowe. No i naszła mnie refleksja nr. 1. Jak interesująco bezsensowne są zadania tekstowe. No bo popatrzcie, to tak, jak z tym zadaniem z matmy. Pan Janek zauważył, że jego przychody i podatki można przedstawić w formie takiej i takiej, zauważa, że funkcja, że pochodna, że… ludzie! Pierwszy wniosek jest jaki? Że pan Jan jest matematykiem! Kto normalny to widzi?! Następna rzecz, u nas na fizyce: w wińdzie zawieszono na siłomierzu ciało o masie stu gramów. Siłomierz wskazał, że… zong! Error. Ding, ding, ding… pauza. Momencik. Widzicie to? Siłomierz w wińdzie. Ten samotny siłomierz pośród przestworzy, który jest tam niezbędny, aby przekazywać zniecierpliwionej ludzkości wiedzę o tym, ile waży coś… i jaki ma ciężar. I w którym kierunku jedzie winda. To by nawet mógł być jakiś tytuł czegoś. Siłomierz w wińdzie. Już nie mówiąc o tych zadaniach, w którym ktoś pozostawia paczkę w autobusie, co nic dobrego nie oznacza, jak z resztą wszyscy wiemy. Zadania o kroplach deszczu uderzających w szyby jadącego lub stojącego tramwaju… Człowiek widzi smutek, szarość, a może i romantyczność tej sceny… a matfiz zastanawia się, jaka jest prędkość wiatru, skoro jak tramwaj jedzie pod wiatr, to zacieki są pionowe, a jak stoi, to są pod kątem 30 stopni do pionu. Taaaa…
Zadania o armatach, które wystrzelają pociski. Gdyby ziemi nie było, to składowa prędkości pocisku prostopadła do poziomu byłaby równoważna składowej prędkości poruszania się armaty, tylko w drugą stronę, w sensie w dół, z tym, że, o zgrozo, niestety, ziemia jednak istnieje!
Dalej! Jak się już skończyła fizyka, czyt. pozdejmowałam już wszystkie ciała wiszące w windach, robotnicy przestali popychać wagony, a armaty wystrzelające pociski przestały się poruszać w jakimkolwiek kierunku… właśnie wtedy… rozpoczęłam podróż do Warszawy.
Byłam u pani okulistki, niezmiernie miła, nawet (o dziwo) mówiła do mnie, a nie mojej mamy, zapytała jakie mam plany i problemy, sporządziła notatki i odesłała nas do domu. Ponieważ w Warszawie jest kilka sklepów, które trzeba odwiedzić, oczywiście nie udałyśmy się na pociąg. Empik, tiger, nie można tego przegapić. Idąc w kierunku królestwa różnych dóbr materialnych, minęłyśmy z mamą kawiarnię, która nazywała się "kwadrans po nieparzystej". Czyli, że co? Tylko wtedy otwieramy drzwi? I jak tam wejdziesz, to możesz tam sobie siedzieć dwie godziny? Fajna akcja w sumie. Od razu wyobraziła mi sięjakaś książka kryminalna lub… może nawet obyczajowa. "za minutę pierwsza miłość", "godzina zero", "kwadrans po nieparzystej"… "c++ w 48 godzin"… yyyyyy… no może akurat nie to. W każdym razie, spoko to brzmi.
Swoją drogą posłuchajcie sobie monologu Stanisława Tyma "program telewizyjny". Najlepsze: kwadrat, kwadrant, chydrant… yyyy… nie całe dwadzieścia minut!".
Przejdźmy do dzisiaj.
Dzisiaj, to tak na koniec, jest poniedziałek. Też wam wspułczuję, w każdym razie. Czytałyśmy sobie tego bloga, OK, przy okazji uczyłyśmy się do kartkówki z niemca… mniej, ale też OK. Swoją drogą kartkówka z opisywania, jak ktośjest ubrany. Gadał ślepy o kolorach, w każdym razie… pani najpierw dała polecenie, żeby sobie poćwiczyć. Popatrzcie na siebie i zacznijcie się nawzajem opisywać. Co ciekawe, najpierw roześmiała sięBeata, potem ja.
– Maja, dajesz! Nooooo… ciśnij teraz. – Bardzo to jest, moja droga, zabawne, bardzo, no ale nic. Pani do nas podchodzi.
– Maju, widzę, że rozbawiło cię to polecenie. – Beata opisała mnie. OK. A potem: no to Maja… Imagine…
Jestem bardzo imaginative person, co udowodniłam w czwartek. Droga społeczności! Pytanie maturalne! Były obrazki, gadaliśmy o modzie, o wyglądzie, o ocenianiu po wyglądzie… i tak dobrze, że to angielski był, a nie niemiecki. No ale jak mi pan zadał pytanie: what is your idea of beauty? Najpierw wyraziłam w kilku treściwych słowach, co myślę o tym pytaniu, a potem, po chwili zastanowienia wybrnęłam tak na około, że aż sama byłam dumna.
Dzisiaj więc też w sumie mogłabym tak pokombinować, gdyby nie to, że to jest niemiecki. Taaaak, moi drodzy, to jużnie jest tak, że można lać wodę. Tutaj są garnitury w kropki, kolorowe skarpety, spodnie w paski i inne rzeczy. A drugie polecenie to pytanie, co założysz do teatru. Doskonale się składa, jutro właśnie idę do teatru! :p
A ostatnia śmieszna sytuacja z dziś polegała na tym, że w Żyrardowie jest ogólnie jakaś większa awaria i nie ma wody. Takie to ciekawe rzeczy się mogąwydażyć w naszym cudownym mieście. Uwielbiam poważne dialogi, które kończą się mniej poważnie. Taki dialog podobno nastąpił w szkole, w której pracuje moja mama. Jedna pani dzwoni do dobrych ludzi, zajmujących się tym, co by nam wody w wodociągach nie brakowało i pyta: przepraszam bardzo, proszę pana, czy wy tam nie macie jakiejś, może, awarii? Bo my tu wody nie mamy.
A pan tak chwilę pomyślał i odpowiedział wprost: a no mamy! Rura pierdyknęła na pięknej, nawet są jużfilmiki w internecie!
To się nazywa bezstresowe podejście do sprawy. xddd
Dobra, słuchajcie, na razie kończę wpis, bo to się nie może dobrze skończyć. Odbyłam ostatnio zbyt dużo rozmów nienormalnych.
Pozdrawiam was ja – Majka
PS Zaraz będzie o osiemnastce, no juuuż, zaraz! 🙂 Ale najpierw podsumowanie tego wpisu.
Gdy nudno ci trochę i może deszcz pada
i robi zacieki na szybach.
Gdy wszystko się jakoś znów gorzej układa.
Gdy zero wybiła godzina.
Gdy stwierdzisz, że chciałbyś się zapaść pod ziemię,
a ziemia jednak istnieje.
Przeczytaj ten wierszyk. Skąd wzięty? Ja nie wiem.
I śmiej się, jak ja się śmieję.
Być może kiedyś zdarzy się tobie,
że będziesz jechać tramwajem.
I nagle, znienacka ty zdasz sprawę sobie,
że tramwaj ten z wolna przystaje.
A kiedy o powód zapyta ktoś z tłoku.
Kierowca z niechęcią stęknie,
że para mu większość zasłania widoku,
bo rura pierdykła na Pięknej.
Ty wtedy się nie złość, mój drogi człowieku.
Patrz na świat z tym większą radością.
I dowiedz się, widząc na szybach zacieki
skąd wieje i z jaką prędkością.
Później zaś, gdy wreszcie wysiądziesz z tramwaju
pamiętaj, by zabrać swe paczki.
Bo ten, który był tu w poprzednim zadaniu,
bagażu jużzabrać nie raczył.
Być może miałzbiory zadań w tej paczce,
więc kumple z pomocą nie przyjdą.
Twój bagaż też ciężki? Weź! Tak czy inaczej.
Najwyżej wjedziesz z nim windą.
A jadąc windą na trzydzieste piętro
naszego pałacu kultury,
pamiętaj o płaszczu! Płaszcz jest rzeczą świętą!
Szczególnie, gdy spada sięz góry.
A gdy jużprzeczytasz ten wierszyk, wypada,
w ramach społecznego czynu,
komentarz napisać. Zajmie ci to kwadrans!
Niecałe dwadzieścia minut.
jadą goście, jadą…
Mam dużo zaległości. Za dużo, tak myślę. Spróbuję coś ponadrabiać, choć wiem, że i tak nie uda mi się tu dzisiaj umieścić wszystkiego.
Zacznę może od najnowszych wiadomości. Co by troszkę bardziej rozpropagować blog, wstawiłam link do niego na moją tablicę na fb. Było to, jak się okazało, dobrą decyzją, ponieważ sporo osób z mojej obecnej lub poprzedniej szkoły, a także trochę z rodziny, zwróciło na niego uwagę.
Po pierwsze, pozdrawiam moją panią od polskiego! 🙂 Pani profesor to czyta, pozdrawiamy Panią! Pani pochwaliła, więc ja bardzo dziękuję.
Po drugie pozdrawiam Lenę, koleżanka ze szkoły, która jako pierwsza zapytała i poprosiła mnie o ten link. Swoją drogą, przy okazji, ciekawa historia. Z rozmowy o moim blogu, która odbywała się podczas drogi powrotnej z jakiegoś wyjazdu, płynnie przeszłyśmy, nie wiem w jaki sposób i dlaczego, do tematu programów muzycznych. Różnych. W sensie, takich talent show. No i ja, bardzo to było głupie i nieostrożne z mojej strony, powiedziałam, że jakbym miała gdzieś iść, żeby sprawdzić swoje umiejętności, to na bank do the voice, bo oni tam mają te blind auditions. Ha, ha, ha, bardzo śmieszne, wcale nie chodzi o "blind"! Znaczy tak, chodzi, ale nie o podwójne znaczenie słowa, tylko o to, że mi się serio bardzo podoba, że oceniający cię ludzie nie mogą na ciebie patrzeć, gdy prezentujesz swoje umiejętności. Myślę, że pierwsze wrażenie wizualne może, choćby nawet podświadomie, wpływać na to, czy ktoś im się podoba czy nie, więc to super pomysł, że widzą dopiero wtedy, kiedy już kogoś docenią. No więc gadamy, gadamy, chwalimy tych the voiceów, a Lena w pewnym momencie mówi, że "Maja, to ja na ciebie czekam w przyszłej edycji!". W pierwszym odruchu, jak nakazuje moja wrodzona grzeczność, wyśmiałam supozycję. Następnie jednak doszło do ciekawego zakładu. Był taki pomysł, żeby w naszej szkole, na dzień matematyki zrobić coś w rodzaju escape roomu. Lena, co było bardzo nieostrożne z jej strony, wyraziła swoją dobrąopinię o przedsięwzięciu jako takim. Zakład więc wygląda tak, że jak Lena wyjdzie o własnych siłach z jakiegokolwiek escape roomu, to ja pójdę do the voiców. :p Powodzenia.
Po trzecie, pozdrawiam Beatę, która jako pierwsza napisała do mnie wiadomość na temat mojego bloga z pytaniem: tyyyy, a o jakiej Beacie ty tam mówisz? :d
Pozdrawiam mojąmamę, która niestrudzenie wytyka mi moje błędy ortograficzne…
Pozdrawiam wszystkich nowych czytelników i mam nadzieję, że wam się nie znudzi. 🙂
Napiszę tutaj jeszcze, tak na sam koniec, że niedługo powinnam napisać coś o mojej osiemnastce. Muszę się pisemnie zobowiązać, bo jak nie, to nigdy się nie zabiorę.
Pozdrawiam ja – Majka