Kategorie
co u mnie

dla tych, co się zastanawiają nad moimi postępami w nauce. PS: W sklepie nie ma już pluszowego żółwia!

Czytelniku drogi.

Jestem tak potwornie zmęczona, że nie chce mi się mówić, a to o czymś świadczy, prawda? Nie wiem nawet za bardzo czym, bo, jak się można zorientować z dalszej części tego listu, nie wiele robię rzeczy, które mogłyby mnie męczyć. W ogóle, zdanie się powinno kończyć na "niewiele robię".

Na pewno zastanawiasz się, czemu nie robię. W końcu miałam się pilnie uczyć przez całe ranki, gadałam o tym ostatnie sześć lat mojego życia, to jednak może by wypadało… Możliwe. Sprawa jednak wygląda tak, że nauka nauką, a los losem, a pewne losowe wydarzenia uniemożliwiły nam normalną pracę. Nauczycieli od naszego kształcenia zawodowego jest pięciu. Klas, zainteresowanych tym kształceniem jest nieco więcej, bo i technikum i szkoła policealna, wszystkie na raz. Jeden ztych nauczycieli jest nieobecny praktycznie do listopada. W cztery osoby jest to jeszcze, jakoś tam, do ogarnięcia. Nie idealnie, ale jakoś jest. Śmiesznie zaczyna się robić, kiedy ktoś, po prostu, takie rzeczy się jednak zdarzają, zachoruje. Albo ma inną robotę. Wtedy się okazuje, że mogę wrócić do domu w czwartek, ostatnio nawet w środę, bo jedynym, co robiłabym w tej, bądź co bądź, szkole uczącej zawodu, byłby WF. A WF, jak już z resztą chyba wcześniej wspominałam, jest tu zaliczany codziennie, podczas zwykłego chodzenia po budynku w tę i z powrotem.

Trzeba Ci wiedzieć, czytelniku drogi, że budynek nasz wygląda trochę tak, jakby ktoś zbudował dwa internaty, szkołę zwykłą i szkołę muzyczną, wszystkie osobno, następnie zaś posklejał razem jakkolwiek bądź. Gdyby budynek był nowszy, nie zawahałabym się uznać, że ktoś pomylił plany architektoniczne ze swoim ostatnim zapisem gry w minecrafta. Dwa lub trzy piętra w górę i jedno w dół, kilka klatek schodowych w różnych miejscach budynku, jak i kilka różnych, niezależnych zejść do podziemi, nie połączonych ze sobąw rzaden sposób, to jeszcze sprawy normalne. Schody się zaczynają dopiero wtedy, kiedy… no cóż… zaczną sięschody. Na przykład trzy. Po środku korytarza. Bez oznaczeń. Bo tak. 🙂 Czuję się trochę, jak w Hogwarcie, dużo korytarzy, dużo pomieszczeń, a schody dzielą się na schody zwykłe i schody pułapki. Dzisiaj nawet znalazłyśmy wejście do komnaty tajemnic, ale to już inna sprawa. :d
A to, że ktoś wchodzi nagle do naszej sali w środku lekcji, zastanawia się chwile i z okrzykiem "aaaa, to nie tu!" wycofuje się z powrotem na korytarz, to już coraz bardziej norma.

Postępy w nauce nastąpiły całkiem niedawno, dlatego może teraz do nich przejdę. Pierwszym i drugim w kolejności ważności postępem w mojej wiedzy jest to, że otrzymałam dwie książki. Jedna mi pomoże w nauce pewnego programu, druga natomiast sprawi, że z przedmiotem zwanym "audio cyfrowe" jesteśmy w plecy dwa tygodnie, nie dwa miesiące. Pierwszym w kolejności ważności postępem w nauce jest to, żę wczoraj na montażu udało nam się zrobić COŚ. Była to prosta edycja lektora. ZNaczy… materiał nie był prosty absolutnie, on się dla nas w ogóle nie nadawał. Ale to, co my robiliśmy, na razie było proste. Po prostu wycinanie fragmentów pliku w różny sposób. TO, że nasz nauczyciel, którego na potrzeby wpisu i życia nazwę tu Stevem Jobsem, pokazał nam z 10 innych rzeczy, to też prawda. Ale my na razie umiemy wycinać. 🙂 I chodzić po pliku. To dużo, zważywszy, że do wczoraj programu, zwanego protoolsem, w działaniu nie widziałam na oczy.
Także audio cyfrowe i montaż załatwiony. Co mamy jeszcze? Mamy percepcję i ocenę dźwięku. Przedmiot ciekawy, trochę teoria, trochę praktyka, takie kształcenie słuchu / audycje muzyczne, tylko, że dla realizatorów. Nasz nauczyciel, z anielską wręcz cierpliwością, stara się wyłożyć nam budowę narządów mowy i słuchu, przy okazji dodając parę innych rzeczy i z zadziwiającym spokojem ignorując to, że ciągle ktoś próbuje go zagadać. Proszę Pana, my będziemy lepsi, na prawdę! 😉 Udowodnić to można już w poniedziałek, nadchodzi pierwszy sprawdzian!
Na angielskim mamy możliwość rozmawiania z wolontariuszką z Nowej Zelandii. Wiedziałeś, drogi czytelniku, że w tym pięknym kraju jednym z urzędowych języków jest język migowy? Ja nie wiedziałam, ale uważam to za bardzo dobry i, nie umiem tego określić inaczej, bardzo uprzejmy pomysł. Mam więc nadzieję, tak wracając do postępów, że kontakt z native speakerem poprawi nasz poziom, przynajmniej rozmowy. Mi się to przyda, może mi te śmieszne błędy zejdą z wypowiedzi.
Cóż my tam jeszcze… a, no tak. Wiedza o muzyce. Tutaj postępów wielkich nie zgłaszam, nie martw się jednak o moją przyszłość. Braki wyraźnych postępów nie są spowodowane tym, że nie słucham, ani też tym, że ostatnio na lekcjach muzyki było mnóstwo spraw do załatwienia, bo jednak co godzina z wychowawczynią, to godzina z wychowawczynią. Przyczyną jest po prostu to, że większość rzeczy, jakie musimy tam umieć, ja już kiedyś miałam wbite do głowy, podczas zajęćteoretycznych w szkole muzycznej. Notatki tak na prawdę mogłabym mieć te same. Jest to więc dość przyjemne zajęcie, bo i przypomnieć sobie można, i stresować się nie trzeba.
O BHP i WFie nie będę się tu rozpisywać, bo każdy wie, jak te przedmioty wyglądają.

Życie nie składa się jednak tylko z samej nauki… na marginesie: z czego? Życie skłąda sięrównież z różnych ciekawych sytuacji i anegdotek, które próbuję sobie teraz usilnie przypomnieć, zważywszy jednak na stan mojego umysłu, jest to dosyć trudne.
Cytat z montażu, który mógłby w sumie zostać naszym mottem na tych zajęciach:
– Proszę pana, czy to z tym da sięspiąć? –
– Nie. –
– Eeeee, to szkoda. –
– Tak. –

Drugą mądrością życiową, wypowiedzianą z kolei przez Sylwię, było: Maju, pająki się depcze, nie na nie krzyczy. Fakt był jednak taki, że mój okrzyk, rozlegający sięz łazienki, wcale nie był spowodowany obecnością tego przemiłego stworzonka tam. Okrzyk mój wyrażał niezadowolenie z tego, że coś mi spadnie, a ja jużwiem, że tego nie zdążę złapać, jak natomiast wiemy, hałasowanie po dwudziestej drugiej nie jest mądrym pomysłem, a już zwłaszcza hałasowanie w łazience.
W ogóle hałasowanie chyba nam najlepiej idzie, prawie każdej nocy mamy niespodziewanych gości w postaci sił wyższych, proszących nas o zaprzestanie rozmów. Mój organizm niedługo też poprosi o zaprzestanie rozmów, bo padam na twarz. A pamiętajmy, dzwonek o szóstej trzydzieści!

Żegnam sięjuż z tobą, drogi czytelniku. Jak przypomnęsobie więcej zabawnych sytuacji, ciekawych rozmów i spotkań, a także cokolwiek innego, wartego opisania, napiszę do ciebie kolejny, blogowy list.

A na razie pozdrawiam ja – Majka

PS: Roksana, pani Lucynka cię pozdrawia! Bardzo!
PS 2. Czy ja już wspominałam o żółwiu? A tak chciałam go kupić!

Kategorie
twórczość

Harry Potter i tradycja parzenia herbaty. Wpis audio, wyjaśnienie w poprzednim wpisie

Kategorie
twórczość

zapowiedź nudnej przeróbki Pottera

Hej hej!

W ramach rozrywki wam to wrzucę, choć mistrzostwo kunsztu to to nie jest. Ostatnio grupka moich znajomych jakoś ciągle mówiła o herbacie, czajnikach, parzeniu herbaty, czajnikach, piciu herbaty, czajnikach… i jeszcze… czajnikach…. W każdym razie jakoś tak mi się skojarzyło, mnóstwo mi tytułów do głowy przyszło. Więc wrzucam wam w następnym wpisie moją delikatną reinterpretację części Harrego Pottera.
A, i jeszcze, przeczytajcie, dla przypomnienia:
Cz 1. Kamień filozoficzny. Rozdz. pierwszy – chłopiec, który przeżył.
Cz 2. Komnata tajemnic. Rozdz. pierwszy – najgorsze urodziny.
Cz 3. Więzień Azkabanu – Rozdz. 1. sowia poczta.
Cz 4. Czara ognia. Rozdz. pierwszy – dom Riddle'ów.
Cz 5. Zakon Feniksa. Rozdz. pierwszy – demencja Dudleya.
Cz 6. Książę pół krwi. Rozdz. pierwszy – ten inny minister.
Cz 7. Insygnia śmierci. Rozdz. pierwszy – czarny pan rośnie w siłę.

Pozdrawiam i zapraszam do dzielenia się waszymi pomysłami w komentarzach. Nasz przykład to "lew, czarownica i stary czajnik".

ja – Majka

Kategorie
co u mnie

Kobiety na komputery, mnóstwo schodów i kwestia dzwonów. Czyli mój pierwszy list z Krakowa

Wpis z dedykacją dla Julitki z okazji "tajemniczego opiekuna", oraz dla pewnej Pani z TYnieckiej, która już teraz czyta mojego bloga. Z okazji niespodziewanego wsparcia.

Witajcie witajcie!

Jak obiecałam, tak zrobię. Oto pierwsza część moich wpisów policealnych, wzorowanych nieco na powieści Jean Webster "Tajemniczy opiekun". Jak ktoś chce, zapraszam najpierw do przeczytania książki, albo chociażby pierwszego, w niej zawartego, listu. Prawa do tekstu Jean Webster, posiada, o, jakie to zaskakujące, Jean Webster. Resztę ja. Wszystko tu napisane będzie się zgadzać z moją rzeczywistością. Niektóre zdania są przeedytowane tak, aby pasowały do mojej szkoły i nauki, niektóre sąpo prostu mojego autorstwa, a jeszcze inne pozostały kompletnie bez zmian i są słowo w słowo wzięte z książki. Także Proszę Pani… Tak, do tej Pani mówię, co mojego bloga o Krakowie czytała, zanim ja tu przyszłam. Tę straż ogniowąto nie ja wymyśliłam. 😉 Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do lektury!

Listy panny Mai do Tajemniczego Czytelnika

Kraków, 09.09.2019
Drogi, dobry czytelniku, obserwujący moje postępy w college'u!
Jestem na miejscu! Jechałam dzisiaj dwie i pół godziny koleją. Zabawne uczucie, prawda? W końcu podróż pendolino nie zdarza się tak często, a teraz będzie się zdarzać co tydzień.
Szkoła nasza jest przeogromnym, oszałamiająco olbrzymim miejscem — gubię się, gdy tylko wychodzę z mojego pokoju. Opiszę ci wszystko później, jak mi się trochę uporządkuje w głowie; opowiem też o moich studiach. Lekcje miały się rozpocząć w poniedziałek, a teraz jest następny poniedziałek wieczorem, dlatego mogę już zweryfikować tę informacje. Ponieważ przez pierwsze dwa dni nie mieliśmy konkretnego grafiku zajęć, nasze lekcje rozpoczęły się dopiero od środy. Jak we wszystkich szkołach i uczelniach w kraju, pierwsze zajęcia, to zajęcia organizacyjne, nie mogę więc donieść ci, drogi czytelniku, o moich natychmiastowych postępach i wzroście wiedzy. Chciałam jednak najpierw napisać do Ciebie, ażebyśmy się mogli trochę zapoznać.
Dziwnym się wydaje pisać listy do kogoś, kogo się nie zna. Dziwnym mi się wydaje w ogóle, że piszę listy — pisałam ich całego kramu trzy czy cztery w moim życiu; proszę więc nie mieć mi za złe, jeżeli nie będą one wzorem stylu.
Przed moim odjazdem miałam bardzo poważną rozmowę z mamą. Mówiła mi, jak mam się zachowywać przez całą resztę mojego życia, a zwłaszcza, co mam ze sobą zabrać i czego na pewno zapomnieć mi nie wolno. Było to trochę dziwne zważywszy, że przecież pierwszy raz przyjechałam do Krakowa wraz z rodzicami, coby przywieźć większość rzeczy i nauczyć się chociażby drogi na przystanek. Potem jednak rodzice wrócili do domu, a ja pozostałam w internacie, nie mając kompletnie rzadnego pojęcia o tym, ile osób jest na moim kierunku, a także, czy grafik pojawi się nazajutrz, czy też za pięć dni.
Teraz jednak już to wszystko wiem, więc śpieszę z informacjami do Ciebie, czytelniku, bo pewnie jesteś niezmiernie ciekaw. W klasie jest nas pięć osób, o dziwo, trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. Dziwi nas to dlatego, że często to chłopcy chcą się wybierać na realizację dźwięku i, jak to określiła pewna pani, siedzieć przy tych kabelkach. Okazało się, że w tym roku, na "te kabelki" poszły jednak dziewczyny. To dopiero znak czasów, co, Czytelniku?

Dowiedziałam się też, że jesteśmy pierwszym rocznikiem, który ma wprowadzoną nową podstawę programową. W nowej podstawie mamy takie przedmioty jak:
1. Montaż;
2. Percepcję i ocenę dźwięku;
3. Audio cyfrowe;
4. Wiedzę o muzyce;
5. Angielski zawodowy;
6. BHP;
I, rzecz jasna…
7. WF!

O Wszystkich tych przedmiotach napiszę Ci, Czytelniku, znacznie więcej, jak już wszystkie się rozpoczną i zaczniemy na nich robić to, do czego zostały stworzone. Na razie wszystko musi się zorganizować i ułożyć, nauczyciele przedstawić, a grafik przestać zmieniać.
A propos grafiku, w plan wejdą mi jeszcze zajęcia muzyczne. Tak, Czytelniku dobry, zaczęłam się znowu uczyć instrumentu! I to nie tylko perkusji, choć to mój główny instrument, ale także fortepianu! Odkąd się dowiedziałam, że gra na fortepianie wypadła z podstawy programowej, uznałam, że mimo wszystko warto byłoby się jej przyjrzeć. Coś w końcu trzeba sobie przypomnieć.

Teraz może opowiem cośo internacie. W internacie mam pokój czteroosobowy. Śpię w nim ja, moja koleżanka z tzw. pierwszej R (pierwsza klasa szkoły policealnej na kierunku realizacja nagrań), a także dwie koleżanki z drugiego roku, uczące się na kierunku administracyjnym. Bardzo interesującym dla mnie zjawiskiem jest to, jak szybko ludzie zżywają się z sobą w internacie. Już drugiego dnia, kiedy szłyśmy z Sylwią, moją koleżanką z pokoju i z roku, do sklepu, jedna z naszych wychowawczyń zauważyła, że: wy to się chyba dobrze dogadałyście. No fajnie, znamy się od dwóch dni.
Razem z koleżankami z pokoju znamy też wzajemnie swoje charakterystyczne zwyczaje. Wera z drugiego roku na przykład, sama sobie przygotowuje śniadanie, zamiast schodzić na dół na ogólne posiłki. Sylwia, gdy wychowawcy usiłują nas rano usilnie obudzić, wpada w nastrój, delikatnie mówiąc, niezbyt wesoły. Ja natomiast jestem zwykle pierwszą, która przypomni reszcie o wieczornej herbacie. Jednym z pierwszych moich tutejszych zakupów było odpowiednio duże na nią naczynie.

W moim liście nie wspominam nawet o całym mnóstwie anegdotek, które powstały już w pierwszym tygodniu szkoły. Jak na przykład ta, kiedy my wszystkie, będąc w sklepie, pomimo naszego, podobno, dojrzałego wieku, przez 15 minut zachwycałyśmy się maskotkami, a zwłaszcza pluszowym żółwiem. Albo to, jak jedna z uczennic, nowa, jak ja, ale imieniem nie wspomnę, pomyliła pokoje i wybrała się do pokoju o podobnym numerze, ale piętro niżej. Gdyby tego natomiast było mało, od razu po wejściu wyraziła swoje zdanie na temat panującego tam bałaganu, logicznie dedukując, że skoro to jej pokój, to ktoś musiał grzebać w jej rzeczach i je porozrzucać.
Kolejna sprawa, to tzw. "kwestia dzwonów". W skrócie mówiąc, gdy Sylwia próbowała użyć internetu, aby wejść na stronę i przeczytać nasz plan, nie udało jej się to, dopóki dzwony za oknem nie przestały dzwonić. Internet odmówił posługi. Kiedy zapadła cisza, SYlwia odświeżyła stronę i oświadczyła ze spokojem: no, jużjest; mówiłam, to była kwestia dzwonów.

A, no i nie zapominajmy o zaglądaniu do dyrektorki szkoły muzycznej z przeróżnymi pytaniami praktycznie co przerwę. Przy ostatnim razie przywitałam się już słowami: to znowu ja. 🙂

Jak już mówimy o zwyczajach, niedługo będę musiała iść spać, ponieważ jutro, półgodziny po szóstej, zadzwoni dzwonek na pobódkę. Dzwonki dzielą nasz dzień na poszczególne części. Jemy i śpimy, i uczymy się podług dzwonka. To bardzo pobudzające. Czuję się wciąż jak koń straży ogniowej. Muszę jednak przyznać, drogi Czytelniku, że jak ktoś musi przebiec się po schodach kilka razy dziennie, w sumie cztery piętra w tę i z powrotem, a do tego dochodzą jeszcze różne, poplątane korytarze, człowiek przestaje się przejmować jakimś tam porannym budzeniem.

Aha! Masz ci go! Dwudziesta trzecia. Gasić światła! Dobranoc!
Proszę zwrócić uwagę, jak skrupulatnie przestrzegam przepisów —
Twoja z najgłębszym szacunkiem
ja – Majka

PS Żartowałam z tymi przepisami…

Zapraszam do komentowania. 🙂

EltenLink