Kategorie
muzyka wspomnienia i dłuższe opisy

Hałasy świata. Czyli moje top 10 dźwięków. Taki challenge

W szkole mieliśmy kiedyś takie zadanie, żeby zmontować reklamę. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ta zagrana przez kogoś reklama polegała na tym, że reklamowano płytę, kompilację taką, składankę, z nagraniami różnych głośnych dźwięków. Masz już dość śpiewu ptaków? Łagodnego szumu fal? A może ta uciążliwa cisza doprowadza cię do k… Denerwuje cię troszeczkę… To mamy coś specjalnie dla ciebie! I wiecie ,wierrrrrrrrtarrrrrrrrrki, młotki, intensywny ruch uliczny. Nie pamiętam, co tam jeszcze było, natomiast tytuł wpisu robi fajny.

Tyle na początek, a teraz wstęp. Niedawno @Elanor na swoim blogu umieściła wpis o dziesięciu jej ulubionych odgłosach.

Dziesięć moich ulubionych odgłosów


A nie, moment, to nie było niedawno, tylko ona mi tam dała wyzwanie, żebym też coś takiego napisała. Wiecie, dała mi zadanie, a ja zawsze udaję, że zadania były niedawno, żeby termin jeszcze nie minął. Nawet wtedy wymyśliłam moje 10, oczywiście już nie jestem pewna, czy to będzie te same 10, co wtedy, ale co mi szkodzi, napiszemy! Uwaga, wpis może zawierać dowody na to, że ja mam jakieś ludzkie uczucia, inne niż: "przyda się", ewentualnie: "o, śmieszne, to spoko".

### 10. Kos.
Od razu mówię, ta kolejność jest bardziej taka, jak mi się wyda i jak mi się przypomni, nie, że akurat śpiew ptaków na końcu. Chociaż wiecie, hałasy świata, te rzeczy…
W każdym razie. Przez ostatnie lata poznałam niezależnie od siebie kilka osób, które interesowały się ptakami. Znaczy no, ornitologią, tak? I umiały śpiew ptaków rozróżnić. Oni wiedzą, co nam za oknem śpiewa. I dla niektórych to może być oczywiste, dla mnie akurat nie. Ja zawsze miałam takie: kurcze, to muszą być jakieś normalnie świry, jak oni to pamiętają? Skąd wiedzą? A potem złapałam się na tym, że słucham. I że serio niektóre pamiętam. Co mi żeście zrobili?
Między innymi zrobili mi to, że zastanawiam się, czemu w tych pięknych, romantycznych, poetyckich opisach jest śpiew słowika. Przecież kosy… Rany, jak ja bym chciała mieć takie coś w domu! Kos siedzi i on ci całe swoje życie opowie, on ci wyśpiewa cały świat i jeszcze kawałek. On powtarza melodyjki, on dzień dobry mówi! I to każdy inaczej! Wręcz miałam takie filozoficzne przemyślenie kiedyś. Obudziłam się, akurat któryś z tych kosów śpiewał za oknem, więc pomyślałam, że nagram. Będzie do antyreklamy, no nie? Zaczęłam się zastanawiać, czy chce mi się wstawać po rejestrator. Zwykle, jak ktoś nagrywa efekty, stara się ten rejestrator mieć gdzieś pod ręką, bo to nigdy nie wiadomo, trafi ci się jakiś dźwięk i potem już się nie powtórzy, nie można przegapić! W tym przypadku jednak pomyślałam sobie, że doooobra, potem też będzie, potem nagram. I zdałam sobie sprawę, że tak właśnie jest! Że to jest jedna z naprawdę niewielu rzeczy, która mi sięNIE skończy! Nie ważne, ile razy bym musiała gdzieś wyjechać, skądś się wynieść, kto by przestał albo zaczął ze mną rozmawiać, te ptaki nadal będą o pewnej porze roku śpiewały! Ja to mogę, o ile wiem, nagrać zawsze! I, przynajmniej czasami, działa to na mnie uspokajająco. Kosom się nie znudzi śpiewać, niech nam się nie nudzi wstawać.

### 9. Ogień.
Tu akurat nic odkrywczego nie wymyśliłam, chodzi mi oczywiście o ogień, palony w kominku albo ognisko. Jest ciekawy, tam się ciągle coś dzieje. A i skojarzenia sąraczej prawidłowe, bo to i z ognisk, i z kominków się ma… no dobra, z przed kominków, się ma dobre wspomnienia. Były ogniska na różnych szkolnych wyjazdach, nawet z gitarą były, pośpiewał sobie człowiek, pośmiał się, jedzenie było. Generalnie opłacalny biznes. Z kominkiem najbardziej kojarzy mi się wyjazd do Irlandii. Herbata, truskawki w czekoladzie i ogień. Jak ja bym chciała tam wrócić.

### 8. Woda.
Teraz będą wszystkie żywioły? Nie, nie będzie, zaraz mi się znudzi. I właśnie wcale nie chodzi mi o takie wysoooookie faaaaale, jak to ludzie puszczają, że o, jakie piękne, ocean… Ja wolę mniejsze fale. Takie wiecie, jak w jeziorku. O, a propos jeziorka, odgłos, który jest, jak się wiosłuje, tak delikatniej. Albo rowerek wodny, rowerki wodne mają taki fajny rytm, muszę to kiedyś nagrać. Krople wody też są fajne, też mogą mieć rytm. Woda w butelkach również spoko. W ogóle woda może mieć niesamowity wpływ na dźwięk. Ja już mówiłam, jak wylewałyśmy z Sylwią wodę z puszki i sprawdzałyśmy, jak zmienia się dźwięk, no nie?
Jednym z moich internetowych idoli, w tym przypadku jeśli chodzi o granie na perkusji, jest chłopak, który nagrywa popularne tematy muzyczne grając na szklankach. Stroi je sobie na odpowiednie nuty, dolewając wody, a potem na nich gra. Zwykle jedną ręką, bo drugą musi mieć wolną, żeby coś dograć na klawiszach. Wspominałam, że nogami gra rytm na cajonie i podłodze? Jak go oglądam, to mi się mózg zawiesza, bo próbuję to koordynacyjnie ogarnąć.

Druga anegdota o wodzie, to fakt, że na percepcji dźwięku kiedyś mieliśmy ćwiczenia z maskowania, polegające na tym, że pan nam puszczał szum morza, a w pewnym momencie, gdzieś pod tym szumem morza powoli zaczynała się pojawiać jakaś częstotliwość. Trzeba było powiedzieć, jaka. Czyli wy słuchacie pięknego szumu fal, a w pewnym momencie, cicho, ale nieubłaganie, zbliża się do was taki stary telewizor. Ten co piszczał. I sobie tak piszczy, do puki nie powiecie: Jezu, szesnaście kilo, zlitujże się, człowieku! Swojądrogą było to jedno z niewielu nagrań fal, jakie lubię. Podobno jest na freesound i to jest Bałtyk.

### 7. Przewracanie kartek.
Myślę, że lubię ten efekt. Jakoś taki przyjemny jest. Podejrzewam, że może to mieć w jakimś sensie związek z tym, że moja mama lubi czytać, więc może mi się kojarzyć z dzieciństwem itd. Była cisza, a przewracanie kartek też było, to znaczyło, że jednak ktoś jest w domu, że mama siedzi i czyta.
Poza tym, z takich kartek można zrobićmnóstwo rzeczy!

### 6. Burza.
O, coś już bliżej żywiołu jakby…
Spokojnie było? Bezpiecznie i przyjemnie? To teraz pioruny. W sumie nie wiem dlaczego, chyba dlatego, co ogień. Tam się cały czas coś dzieje, każdy taki grzmot, to jest osobna opowieść, raz walnie porządnie, głośno i koniec, wybuchło i już, innym razem tylko tak mruczy. I tak opowiaaaada tę historię, on podróżuje. I jeszcze jest… Jeszcze… jeeeeszcze czekaj, jeszcze się nie skończył. I takie efekty opłaca się nagrywać, nie powtózą się więcej te same. Poza tym potwierdza się przypuszczenie, że jak coś jest daleko, nie do pokonania i się wszyscy boją, to ja prawdopodobnie lubię.

### 5. Ksylofon (i / lub) marimba.
Powiedziałam sobie na samym początku, że NIE będzie instrumentów. Bo co to za wyczyn, wymyślić 10 brzmień, które ci się podobają? Ja z jednego syntezatora mogę wam 10 pokazać… a pisałam już, że widziałam prawdziwy syntezator?
Uznałam jednak, że zrobię wyjątek. Czy ksylofon jest moim ulubionym instrumentem? Niespodzianka, teraz to już w sumie nawet nie. Ale to przez ksylofon, przez to, że kiedyś go usłyszałam, poszłam uczyć się grać na nim, a w konsekwencji na perkusji. Przez to… albo dzięki temu, wy decydujcie… poszłam do szkoły muzycznej! I się męczyłam siedem lat. I teraz się znowu… no nie, dobra, teraz lubię te zajęcia. Bo mam same instrumenty, to może dlatego. Od ksylofonu teraz wolę marimbę, choć teoretycznie jeszcze trudniejsza, jak się nie widzi. Ale dźwięki tych instrumentów nie tyle są najpiękniejszymi na świecie, ile tak wiele w moim życiu zmieniły, że musiałam tu o nich wspomnieć.

### 4. Domino.
No nic mądrego nie powiem, uwielbiam, jak się je przewraca. Miesza czasami też. I to najlepiej nie takie drewniane, tylko takie inne, z… chciałam powiedzieć z kości słoniowej, no nie, chyba by droższe były… no wiecie, te takie z tych kamyczków, a nie z drewna. 😉 Ja w ogóle lubię dźwięki gier – kości, kart… Ale domino jest najlepsze. Nagrywałam efekty. 😉

### 3. serce.
Słyszałam, że niektórzy tego odgłosu nie lubią. Niepokoi ich. Kojarzy im się nie z bezpieczeństwem / uczuciem, tylko z niepokojem, może szpitalem… OK, jestem w stanie zrozumieć. Ja akurat lubię. Rytm serca, bicie serca, ciekawi mnie, jak się zmienia… No i oczywiście, jak to najlepiej nagrać, ciągle nie słychać. Cały czas mówię, że muszę w jakiejś kompozycji wykorzystać nagranie serca, przynajmniej wreszcie się okaże, czy wkładam serce w swoją pracę.

### 2. Śmiech.
I to jest ten uczuciowy podpunkt. Możecie się śmiać… ha ha, to takie nawiązanie do podpunktu… ale ważne są dla mnie śmiechy niektórych osób. Nie chodzi mi o odgłos śmiechu. Że sobie puszczę ten laughing track z sitcomów, nie. Nie o to chodzi. Chodzi mi o to, że są pewne osoby, które albo tak rzadko się śmieją, albo tak rzadko śmieją się szczerze, że ich śmiech sprawia mi dużą przyjemność. Są ludzie, których śmiech słyszycie tylko wy. Są i takie śmiechy, które pojawiają się na tyle rzadko, że po prostu trzeba się cieszyć. Na bank istnieje też jeden taki, który słysząc, sama się uśmiecham i potem mam takie: a palnijże się, babo, w ten gupi łeb! No i cóż, uśmiecham się dalej…
Wiecie o jaki efekt chodzi, po prostu, cieszy mnie to, jak ktoś się szczerze uśmiecha. Durny punkt, sama w tym momencie myślę, że to banalne i głupie, ale już napisałam, więc trudno.

### 1. Zdjęcie.
I na koniec coś, co przyszło mi do głowy dosłownie parę minut temu, czyli zdjęcie. Odgłos migawki. Nie wiem czemu, ale lubię. Podobały mi sięzabawkowe aparaty fotograficzne, które to miały, lubiłam, jak w komurkach było to włączane, a ostatnio nie miałam nic przeciwko robieniu zrzutów ekranu z zadań na zdalnym, bo mac ma wtedy taki fajny aparacik. Jak ktoś lubi szukać powodu, ukrytego gdzieś w zakamarkach podświadomości, to przyznam się, że światło przy robieniu zdjęcia, to jedna z trzech rzeczy, jakie pamiętam z czasów, kiedy jeszcze widziałam. Może to dlatego…?

A jak zdjęcia, to i sława, no nie? Także od dziś lubię jeszcze odgłos zamieszczanych komentarzy.
Pozdrawiam ja – Majka.

PS: A wy, jakie odgłosy lubicie? Tylko wiecie, z rozsądkiem! Topowa dycha wystarczy.

Kategorie
co u mnie wspomnienia i dłuższe opisy

Parapetówka będzie, jak będą parapety. Czyli głównie o tym, co się w lipcu zadziało.

Nie wiem, czy zauważyliście, ale ostatnio bardzo lubię pisać takie wpisy bez początku. Żadne tam hej, witam, przywitania i pożegnania najczęściej wypadają banalnie i bez sensu. Zamiast tego lubię posty typu: łup, nagle coś, jakaś myśl, pytanie, anegdota… Nie było postu, nie było, a tu nagle jest! I powiem wam, że kompletnie nie miałam pomysłu na to, jak w taki sposób zacząć ten. O, mam!
Wiecie, jakie są teraz dobre nowe wrapy w Macu? Do tego jeszcze wrócimy, ale zaczęłabym od początku.

Skończyliśmy chyba na tym, że miałam być w Krakowie. Faktycznie, byłam. Jechałam, żeby poprodukować. Muzykę w sensie. Udało mi się zaktualizować garagebanda, pobrać protoolsa i obejrzeć pierwszych Avengersów. Też dobrze.
I tu przychodzi czas na pierwszą ważną nowinę z tego wpisu. Kolega pokazał avengersów. Zrobił błąd, bo nie wiedział, że jak mi się pokaże jakieś uniwersum, a mnie się ono, nie daj Boże, spodoba, to już nie ma przebacz. Filmy, soundtracki, wywiady z aktorami i ciekawostki z nagrywania zaraz będą, przeróbki, fanficki… Jakbym widziała, chyba bym się przyczepiła do komiksów. Jestem już na etapie zastanawiania się, kiedy będę mogła z avengersami zapoznać siostrę, bo ona może jeszcze spokojnie zażyczyć sobie figurkę z filmu, a ja, to już tak ciężko.
W tym momencie wewnętrzny głos pyta: Maju, ale czy kolejne filmy o superbohaterach nie są stratą czasu? Przecież to takie nierzeczywiste, bez sensu, bez odniesień do świata… I mogłabym się bawić w argumenty, że halo halo, niby pokazują fantastykę i science fiction, a tak naprawdę, to przez to chcą przekazać sporo prawd o człowieku, tego, co potrafi i tego, czego może jednak, mimo to, nie powinien robić… Zamiast tego powiem po prostu, że ja generalnie lubię tracić czas na rzeczy nieprawdziwe, nierzeczywiste, ale za to bardzo interesujące. Trudno. 🙂
Minus jest taki, że teraz mi nawet youtube reklamuje gadżety z marvela, od figurek za jakieś niebotyczne sumy pieniędzy (bardzocierpię), ażdo futerałów na telefon. Oczywiście nie mój.

Dygresja: wiecie, że nawet Ispot nie ma już caseu na pierwszą generację Iphonów se? Co, tylko ja to jeszcze mam? A mój case jest już w takim stanie, że jednak by wypadało zmienić, bo jak nie zmienię, to wypadnie.
Wierzycie w pogłoski, że w przyszłym roku wyjdzie Se 3? Ja bym chciała, ale nie wiem, czy wierzyć. Inna sprawa, że niezależnie czy 2, czy 3, jednak chyba poczekam na przyszły rok. Zamiast tego na razie zamienię mój na siódemkę taty, który zmienił na jedenastkę… Appliści z bożej łaski. Raaaaany, wyjdzie, że tacy bogaci, a tego, że mam każdy telefon po 5 lat, to już nikt nie pamięta! 😉 I działa! I nie zepsułam! (prawie)

To ja może tak płynnie, dyskretnie wręcz, przejdę od tych pieniędzy do czegoś, na co jużsporo pieniążków poszło. Przeprowadziliśmy się. No? Sama nie wierzę. :p Dwa miesiące później, niż zamierzone, ale TAK! Śpię w MOIM pokoju! Który ma, uważajcie teraz, DRZWI! To się tak śmiesznie złożyło, że ja byłam w Krakowie, a rodzice dokładnie w tym momencie uznali, że dobra, są uruchomione łazienki, woda jest, prąd jest, są, jak mówiłam, DRZWI! No to co, przeprowadzamy się!
Czyli wychodzi na to, że już dwa razy było tak, że pojechałam do znajomych, a kiedy wróciłam, moja rodzina mieszkała gdzieińdziej. Nie za szybko to idzie? :d Ja się teraz boję wyjeżdżać! Kto wie, gdzie wrócę?
Czy wszystko jest gotowe? Peeeewnie! Że nie… Słyszę, że pytacie, jak tam podłogi na górze i schody, wiem wiem, wszyscy ciekawi… Od podłóg się zaczęło, też opuźnione, a bez nich nie szło nic więcej. Po nich poszło wszystko. Oprócz schodów. Ciekawe dlaczego. Może dlatego, że to ta sama firma…
W każdym razie w środę panowie postawili barierkę na górze. To dobrze, bo do tej pory była tu taka odchłań śmierci, na którą trzeba było troszeczkę uważać. Chodziłam przy ścianach i to wcale nie dlatego, że po własnym domu nie umiem chodzić. A schody… no cóż, na schody czekamy. Na razie mamy takie zastępcze. Taka pochyła drabina, bez barierek, tylko takie boki, jak w drabinie. Wchodzę, jak pijana, a schodzę, jak kotek. I to nie to, że tak zgrabnie i ładnie, tylko używając wszystkich dostępnych kończyn. Tydzień mi zajęło nauczenie się chodzenia po schodach na tyle pewnie, żeby jeszcze zabieraćJEDNĄ sztukę bagażu podręcznego. Np. szklankę. Wiecie, jak mi się nie chce po herbatę schodzić?
Druga rzecz, do której na pewno muszę się przyzwyczaić, to jedzenie w grupie ludzi. Serio, to jest dziwne, ja wiem, ale ja się tak przyzwyczaiłam, że w mieszkaniu z Emilą jadłyśmy u siebie, i poczytać było można i generalnie zrobiłam sobie taką moją, nieprzeszkadzalną czynność, że teraz, jak jemy obiad wszyscy razem, to coś mi się nie zgadza. Skupić się nie mogę jakoś. :d

Ale, żeby nie było, ja się bardzo cieszę. Jakby nie patrzeć, wszyscy pierwszy raz jesteśmy u siebie. I tu nie chodzi wyłącznie o sąsiadów, których w blokach ma się z każdej strony, ale też chociażby o te nieszczęsne DRZWI. Poza tym samo to, że i Emila, i ja mamy czasem potrzebę pobycia ze sobą, ewentualnie ze swoimi znajomymi, w miarę możliwości tylko z nimi, że na pewno własne pokoje nam służą.
Kolejny plus, to wpływ na własne otoczenie. Zanim Emi przyszła na świat, oczywiście miałam swój pokój, ale wiadomo, że nie ja go urządzałam. Teraz, po raz pierwszy, to ja decydowałam, co, gdzie i jak trzeba przesunąć kontakty. No i mam mój wymarzony fotel, fotel robi robotę. Głośniki mam na biurku, o właśnie, mam biurko, dywan mam. Wszystko jest na miejscu! Gdzie tam, żartowałam, wszystko rozstawimy, jak będą listwy. A listwy robi pan od schodów, to wiecie, kiedy to będzie. :p Ale nie no, fajnie jest, fajnie. Roland jest zawsze pod ręką i w ogóle… Nowy interface kupiłam.

Co mnie pięknie prowadzi do następnego tematu. Wczoraj byłam w Pasji, tym sklepie muzycznym, co by sobie ogarnąć nowy interface. Chciałam takiego dość taniego audienta, ale się okazuje, że niedostępny z czytnikiem ekranu. No wiecie co? Żeby myszą trzeba było kanały wybierać? Nudzi im się, czy jak? Wzięłam inny, słyszę o nim same dobre rzeczy raczej, także mam nadzieję, że będzie OK.
No i w tej Pasji spytałam o coś, co jużwcześniej chciałam obejrzeć i przetestować. Analogowy syntezator z firmy Korg. Minilogue się nazywa. Mieli i dali. Dali przetestować, rzecz jasna, nie tak w ramach dobrowolnej darowizny. Zaczęłam testować i… no co ja wam powiem? Ja już tego nie odzobaczę i nie odusłyszę. Dotknęłam się analogowych gałek i analogowych brzmień. I rozumiałam, co robię. Polubiliśmy się. Myślę, że znajomość z minilogiem ma przyszłość. Nie wiem, czy przypadkiem nie całkiem niedaleką. 😉
Wewnętrzny głos pyta, czy mi to na pewno potrzebne… On lubi dociekać sensu, ten głos. Odpowiadam: TAK.
Jak wracałam z Pasji, wpadłam do maca, dlatego wiem o tych wrapach. Polecam.

Będąc przy posiłkach, ogłaszam publicznie, Kamil, ten obiad był DOBRY! Żeby nie było, że tak tylko wtedy mówiłam. Teraz też mogę powiedzieć. Właśnie, a propos tej gościny u znajomych na obiedzie, Wiki, kiedy znowu gramy w uno? 😉
Jak ktoś chce ze mną ćwiczyć uno, to ja chętnie. Przypomniałam sobie tę grę i pożałowałam, że nie umiem grać lepiej.

Przyznam się, że w tym momencie przestałam pisać i zaczęłam myśleć. Co ten wpis wnosi do rzeczywistości? No bo fajnie, czasem umiem coś śmiesznie ująć, ale jakoś ciężko mi idzie przemycanie głębszego przekazu. :d Nie wiem, co wam tu jeszcze napisać.
Że jeśli chodzi o lepiej grać, to przydałoby się poćwiczyć na fortepianie? Przecież to wszyscy wiedzą, ile ja ćwiczę! Że pogoda taka sobie? U was pewnie leje bardziej! Poza tym dobrze, niech pada, zagorąco jednak było. Klimatyzację mamy, to jest fajne. W ogóle taki szczelny dosyć ten dom, nawet w upały nie ma tragedii. No i moskitiery są, to najważniejsze. Bo raz nam tu wpadł sz… szszszszsz… szczęście, że zaraz wyleciał!

A morał tego wpisu jest taki. Wyprowadzajcie się, dzieciaki! Tylko nie liczcie na to, że jak się przeprowadzicie, to wszystko będzie od razu gotowe. Niby wszystkie meble są, podłogi, ściany pomalowane, a i tak każdy popakowany w siedem paczek i chlebaczek. Dzięki Tomek za to określenie, uwielbiam je.

Zaraz będzie obiad, a głodna jestem, więc kończę wpis. Pozdrawiam was serdecznie i mam nadzieję, że ktoś podrzuci w komentarzu temat na nowy wpis. 😉
Pisałam ja – Majka

PS Billie Eilish wydała nową płytę, to tak, jakby ktoś zapomniał. I nawet parę razy wyszła na niej z tego swojego szeptu, to było całkiem ciekawe.

EltenLink