Kategorie
co u mnie wspomnienia i dłuższe opisy

Burzliwy czerwiec, gorące pierścienie aktywności i koniec roku, czyli zakładajmy chóry! W komentarzach.

Mówi się, że kiedy człowiek dorasta, wchodzi w życie, studia zaczyna, zadaje sobie przeróżne pytania. Jedno z takich, niezwykle ważnych i trudnych, pytań padło o godzinie siódmej pięćdziesiąt, gdzieś na ostatnich stopniach klatki schodowej nowego internatu w Krakowie.
– Jak wy się nazywacie?! –
– Yyyyyyy… – Spojrzałam na Sylwię, ona na mnie… I ja wam mogę teraz do woli mówić, że generalnie, to my nie wiedziałyśmy, kto pyta, dlaczego pyta, czy do nas mówi… Ale i tak każdy pomyśli, że my po prostu przed ósmąrano nie znamy własnych nazwisk. :p
W ogóle nasz stan umysłu o tej godzinie pozostawia wiele do życzenia. Można nam życzyćzdrowia, powodzenia w branży, pięć złotych nam można pożyczyć… O właśnie! Automaty nie działały. Pierwszy raz widziałam takie coś, żeby automat do gorących napojów oddał pusty kubeczek, trzeba mu przyznać, że czysty. Prze paniiii, ukradli mi pieniądze! No to co ja ci na to poradzę? Idź to zgłosić! Poszłam zgłosić, zwrot dostałam jeszcze tego samego dnia. Trzy różne osoby na coraz wyższych stanowiskach pytały mnie na korytarzach, czy już odebrałam SOBIE ""TE PIENIĄDZE" z sekretariatu. TE PIENIĄDZE, to była oszałamiająca suma trzech złotych, ale chciałam tu bardzo pochwalić szybkość działania władz wyższych, zarówno naszych, jak i automatowych… Automatycznych…? W każdym razie oddali hajs.

Nie wiem, ile osób słuchało mojego ostatniego wpisu audio, ale był on niewielkim podsumowaniem tego, co się tu ostatnio dzieje. A dzieje się to, że dom wykańcza. Się. I nas troszkę. U babci mieszkamy, dlatego też praktycznie cały czerwiec spędziłam w Krakowie.
Fajny ten Kraków nawet. Troszkę ponad dwa lata temu pisałam tu, że nie lubiłam tego miasta, ale byłabym chyba skłonna podjąć poprawną współpracę. Po dwóch latach muszę przyznać, że Kraków wprasza mi się do serca zupełnie wbrew mojej woli. Można powiedzieć, że mimo wszystko przemówiło do mnie to miasto. 😉 O, właśnie, wiedzieliście, że te informacyjne tablice na przystankach wydają dźwięk, żebyśmy je łatwiej znaleźli? I zawsze mam ochotę dać taki napis: TU bije serce miasta! Bo one robią tak: pyk pyk, pyk pyk… Takie serduszko tam bije.
To może odczepmy się już od tych serduszek bijących… Albo nie. Apple watch mierzy mi różne, codzienne aktywności. Ilość kroków, puls, różne takie. Ma też aplikację, która czasem się włącza i pokazuje rytm, w jakim trzeba oddychać, żeby się podobno uspokoić. Może to i dobrze… I mówi do mnie ten zegarek. Wstań i poruszaj się przez minutę. Oddychaj. Sprawdź pierścienie aktywności! Masz jeszcze szansę! Sprawdź dzisiejsze postępy!
On ma obsesję kontroli. Ten zegarek znaczy. A moja ulubiona zbitka powiadomień z aplikacjami na ekranie, to komunikat voiceovera: masz jeszcze szansę, oddychaj. No dziękuję bardzo, łaski bez.
Inna sprawa, że kiedy byłam w szkole, coraz częściej byłam bardzo bliska zamknięcia wszystkich pierścieni aktywności, czyli takich dziennych celów ćwiczeń. Może powodowała to wysoka temperatura i to, że człowiek się wtedy bardziej męczy. Możliwe też, że ilość schodów w tamtym budynku miała coś z tym wspólnego. Stawiam na temperaturę i schody między innymi dlatego, że kiedyś udało mi się zamknąć te pierścienie, pół dnia siedząc w studiu. Nie pytajcie, ja nie wiem, jak to się stało. ;p
Zwłaszcza, że w studiu zwykle jest trochę roboty z kablami i statywami. Teraz jednak musiałam puścić do tego przyszłych realizatorów zdających egzamin. Ja, ponieważ siedzieliśmy sobie na zdalnych od listopada, postanowiłam przedłużyć sobie dzieciństwo i jednak na ten następny rok zostać, nauczyć się mikrofonować te instrumenty bardziej w praktyce niż w teorii, a także zrobić kilka innych, porzytecznych rzeczy. Ja wiem, że prawdopodobnie właśnie podpisałam na siebie wyrok i w komentarzach pojawią się wywody, jak bez sensu robię, ile czasu marnuję i kilka innych kwestii. Ja te argumenty słyszałam już bardzo wiele razy, bardzo wiele razy tłumaczyłam też moje, głównie sobie samej. Jeżeli ktoś chce uznać, że po prostu boję się wyjść na świat zewnętrzny, uzna tak, niezależnie od tego, co zrobię. Pozostaje mi więc mieć nadzieję, że jednak nie stracę aż tak dużo w ludzkich oczach tą decyzją, że chcę się lepiej nauczyć. 😉 Poza tym, podczas tego roku mogę się również zająć innymi rzeczami, chociażby angielskim.

Angielski! Czyli tłumaczenia! Wiecie, że widziałam highschool musical 2 na scenie? Tak. Dwadzieścia dwa lata kończę w październiku. Tak, dorosła jestem. :p Jak ja kochałam te filmy! Pierwszy HSM wyszedł w 2006 roku, ja poznałam to disneyowskie dzieło troszkę później i trochę nie pokolei, bo od drugiej części właśnie. Na trzeciej już byłam w kinie. Z każdego filmu wybrano jedną piosenkę i przetłumaczono na polski. Tłumaczenia były poetyckie, teatralne, czy jakby tego nie nazywać. Mam na myśli, że taką piosenkę trzeba jakby od nowa napisać, po polsku. I tu już różnie, jedni tłumacze mocno trzymają się oryginalnego tekstu, inni wyznają zasadę, że jak piękne, to niewierne… Jest to również zależne od potrzeb, co innego tłumaczenie do teatru, do animacji, do aktorskiego filmu…
W każdym razie Highschool Musical był też wystawiany na scenie. W Polsce zrobił to muzyczny teatr w Gliwicach. Za mała byłam, nie widziałam tego wydarzenia. No trudno, zdarza się. Ale zdarzyło się też tak, że krakowska akademia musicalu postanowiła wystawić dwójkę. Jako pierwsi w Polsce zrobili HSM 2 z tłumaczeniami i wystawili to w NCK. Uznałam, że takich rzeczy się nie przegapia, muszę iść! I jakby już niezależnie od tego, które tłumaczenia i którzy aktorzy byli dobrzy, wzruszenie na pewno było. 🙂 Weszli mi na ambicję, siedzę nad tłumaczeniami trójeczki. 🙂

Kolejny temat… hmmm… Tłumaczenia, to może coś wytłumaczyć? Wytłumaczę różnicę między realizatorami, a normalnymi ludźmi. Jest burza. Imaginujesz sobie, drogi czytelniku, deszcz, wiatr, generalnie ciemno zimno, pioruny. No więc są te pioruny na dworze i teraz tak. Po jednej stronie korytarza, w sali lekcyjnej rozlega się okrzyk: zamknijcie okno! Burza grzmi! W tym samym momencie z drugiej strony, w studiu, rozlega się głos, przepełniony niemniejszymi emocjami: otwierajcie okno! Burza grzmi!
Nagranie dobrych efektów, to nielada osiągnięcie, takich okazji również nie można marnować! Powyższa anegdota jest świętą prawdą, ale nie z mojego rocznika. Ja jednak uznałam, że będę naśladować poprzednie pokolenia i też ostatnio chciałam nagrać burzę. Tłumaczenie koleżance z pokoju, kiedy piorun kończy się według normalnych ludzi, a kiedy ten smutny fakt następuje naprawdę, to ciekawe zajęcie wieczorne. Film o naszym pokoju będzie się zaczynać od sceny, w której to ja klęczę na łóżku, przed parapetem, z mikrofonem. Na dworze powoli… powtarzam: POWOLI! Milknie huk. I jak już się dowlecze do końca, domruczy, to ja się odwracam w stronę łazienki i dialog wygląda tak.
– Syyyyylwiaaaaaa, ten poszedł cały! –
– Jeeeeejjjjjjj! – Sylwia rozumie moją misję życiową.
Ja w ogóle uważam, że wielkim szczęściem jest, kiedy trafi się w pokoju na ludzi, których się rozumie, z którymi dzieli się różne pomysły, skojarzenia i uczucia. Kiedyś już pisałam o tym na tym blogu, ale będę to powtarzać do znudzenia. Teraz akurat mam w głowie moment, w którym pakowałyśmy się po zakończeniu roku. Pokój stanowił obraz nędzy i rozpaczy, na podłodze leżało wszystko i jeszcze kilka przedmiotów, które niewiadomo do kogo należą, ja natomiast odkładam na szafkę telefon, z którego leci cała twórczość Artura Andrusa. Akurat trafiło na chór.
"Zamiast bać się czarnej dziury, lękać się imperium złaaaa… Ludzie! Zakładajmy chóóóryyyy, wszędzie gdzie się tylko daaaaaaaa…"
– Choć! – Sylwia pociągnęła mnie za ramię. – Choć do łazienki, tam jest lepsza akustyka! – Faktycznie! Zostawiłam wszystko, plecak, ubrania, torby, naczynia i kosmetyki…
– Chór na dworcu, chór na plaaaaażyyyyyyyy! Chór upadłych dziennikaaaaaarzyyyyyyyyy… – Śpiew rozległ się z łazienki. Spodobało nam się, faktycznie lepiej! Do naszej sytuacji pasowały chyba dwa: chór klientów punktu ksero, to na pewno, a poza tym: podpierających mór chór marnotrawnych cór.
Ta płyta była w trybie losowania, więc piosenki leciały według własnej woli. Przy czarnej Helenie w ogóle pakowanie poszło w odstawkę.
– Sukces nie zepsuł jej ani deczko, I! nie zmieniłaaa, sieeeee, onaaaaaaa. Nadal brutallllnie, twardom pionsteczkom, trzyma jednegooooo… –
– Co to jest? – Zapytała wchodząca w tym Momencie Marzena. – A wam co się dzieje? – Nie znałyśmy odpowiedzi na to pytanie. Dla jasności poniżej oryginał.

I właśnie w takich warunkach musiały z nami mieszkać dwie Weroniki. Musiały, bo już zakończyły edukację. I tu, ponieważ wiem, że chociażby jedna z nich czyta, podziękuję. Z jednym realizatorem jest dziwnie. Ale z dwoma! Jeszcze w dodatku z dwiema! Werka, skarbie ty mój, przyjeżdżaj na herbatkę, kawkę, treningi i państwa miasta! Ja nie wiem, dlaczego ta gra dostarcza nam takich rozrywek. Niby nic trudnego, literki, kategorie… Jezu, my za każdym razem płaczemy ze śmiechu i Bóg raczy wiedzieć, czemu!
Możliwe też, że człowiek przez tę parę tygodni chciał nadrobić wszystkie, tracone wcześniej, miesiące. Bo internat nie jest idealny. Serio nie jest. Wręcz czasami naprawdę marzy się tylko o odrobinie ciszy i spokoju. Albo o tym, żeby ktoś, wchodząc do pokoju, zapukał i się przedstawił. Albo o mieszkaniu na pierwszym piętrze… Ale w tym roku, biorąc pod uwagę ten upalny czerwiec, mogłabym raczej wspominać inne rzeczy. Herbatę, pitą w starym internacie i różne komentarze o wystrojach świetlicy… Albo piątkowe rozmowy o filozofii, które nawet mnie doprowadzają czasem do łez wzruszenia, a przecież wiadomo, że ja zwykle filozofować nie lubiłam. A może mądrości życiowe pani Ani… Pani Aniu, Pani się niczego nie boi, jak Pani to czyta, to proszę o komentarz!
Jedna uwaga z tego roku. Realizatorzy! Jak nagłaśniacie imprezy na dworze, to czapki proszę brać. I wodę. I nie przegrzewać się. Na takiej naszej ostatniej było 25 stopni, odczuwalne chyba z 52, a potem poszliśmy do chłodnego studia i w tym pięknym słońcu dałam radę się nieźle przeziębić. Ja nie wiem, jak ja to robię.

Aha, i jakby ktośbył ciekawy, to w studiu Stivi uczy mnie łapać piłeczkę do pingponga po jednym odbiciu. Faktycznie, ludzie to słyszą. W sensie… no serio, musimy to wyczuwać jakoś, bo mi się to udawało, choć podczas tych zajęć przypominaliśmy trochę warsztaty z echolokacji:
"Musicie uwierzyć, że umiecie!"
A trochę gwiezdne wojny:
"Użyj mocy, Luke, rób, albo nie rób!"
I ja tę anegdotę już któryś raz opowiadam. W pewnym momencie zorientowałam się, jak brzmi, kiedy mówię, że Stivi nauczył mnie łapać piłeczkę. Od tej pory, mówiąc do młodszych z technikum, na końcu dodaję, że aport będą mieli w przyszłym roku. ;p

I to jużchyba koniec mojego wpisu. Chciałam wam opowiedziećwszystko, ale chyba się nie da tak od razu, na raz. Marzenka, przyjeżdżaj na kurrrrrrrrczaki! I na sesje w studiu, podczas których okazuje się, że jednak odsłuchy działają zdecydowanie lepiej po uruchomieniu wzmacniacza. 🙂

Pozdrawia ja – Majka

PS: Sheeran wraca z nową płytą na jesieni. A przynajmniej tak na razie twierdzi.

Kategorie
co u mnie wspomnienia i dłuższe opisy

rozbitkowie jesteśmy, a to na umysł wchodzi. Audio

Aktualnie dom nam się kończy, wykańcza, remontuje… a my jesteśmy u babci. W jednym pokoju. Wszyscy. A poza tym siedziałam w Krakowie 3 tygodnie. A oto efekty.

Kategorie
co u mnie

Argumenty na to, że jestem nerdem. A także o tym, jak się ludziom wpraszałam do domu i Krakowa

Co to jest eliksir szczęścia?
Niektórzy myślą, że pewne ilości alkoholu… Niektórzy znają pottera i pamiętają felix felicis, eliksir obecny zarówno w książce, jak w filmie… Swoją drogą, najlepsza scena w "księciu pół krwi", serio. Wiele scen w tym filmie było kompletnie bez sensu, ale tej bym nie oddała!
Nie wiem, czy dla mnie takim eliksirem jest herbata, czy nasza czekolada z automatu, czy może jeszcze cośinnego, w każdym razie uznałam w niedzielę, że nie przypadkowo miałam farta, w końcu feliksa było.

Trzeba jednak przyznać, że życie zaczęło mi się zmieniać jeszcze przed tą niedzielą. W czwartek ogarnęłam ostatnie dni praktyk, odwiedzając przy okazji trochę osób w Laskach, potem spotkałam się ze znajomymi, tak się do piątku spotykałam… W ogóle pytanie, kto wie, że w pizza hut są makarony? I drugie pytanie, kto wie, że tam są drinki? Moja przyjaciółka nie wiedziała ani o tym, ani o tym. No jak to? Przecież to najlepsze! Klaudi, następnym razem wybieramy się właśnie tam! Mati, i na Nowy Świat też.
No i wracając z tej prywaty, to w piątek wróciłam do domu. A nie, czekaj, zaraz. W sumie, to nie. W naszym mieszkaniu już prawie nic nie było, my z siostrą spałyśmy u babci, rodzice jeszcze przez chwilę tam, ale tak generalnie ,to mieszkanie już prawie nie było nasze. Od poniedziałku natomiast nie jest nasze już zupełnie oficjalnie. Pierwszy raz w życiu byłam w sytuacji, w której w sumie, przez jakiś czas, ale jednak, nie miałam gdzie wrócić, NIE byłam u siebie. Wykończenie w nowym domu teraz ma się całkiem dobrze, ale pełną parą ruszyło niedawno. Z tego powodu w Krakowie oficjalnie zostaję do 18 czerwca, bo uznałam, że jak mam być na plecakach i tu, i tu, to nie odczuwam takiej potrzeby i zostaję. Rodzice zgodzili się z logiką tego rozumowania i w niedzielę wybrałam się do Krakowa.
No i właśnie, szczęście! Już na dworcu znalazła się jakaś dobra dusza, która wskazała mi przystanek autobusowy, co znacznie przyspiesza proces. Dalej, autobus gadał. To NIE jest takie oczywiste! Wiecie, jak to jest z tymi autobusami, chce to gada, nie chce, to nie, jeszcze bardziej nie chce, to powie cośinnego, niż jest prawdą… To sobie trzeba uważać. Tym razem gadał, wyraźnie i prawdę. Droga z autobusu też nie przyniosła niemiłych niespodzianek, typu hulajnogi na środku, rowery wszędzie ińdziej… W Żabce mieli to, co chciałam, no generalnie wszystko tak, jak potrzebuję. Czad.
Ciekawostka, przez pierwsze dwa dni szkoły na lekcjach byłam sama. Na percepcji i akustyce to się nawet przydaje, zwłaszcza, jak się jakieś tam godziny opuściło. Już wiem, jak należy mikrofonować bębny. Przynajmniej teoretycznie. A na akustyce było o konsolach mikserskich. Wiecie, konsoleta, mikser, stół, centrum sterowania kosmosem… to takie z suwaczkami, gałkami i światełkami, którego dźwiękowcy nie pozwalają dotykać, bo: na pewno mi tu cośruszysz, jak ruszysz to zamorrrrduję! W tym miejscu pochwała dla naszego mistrza, wychowawcy, niepokonany człowiek niezwykle spokojny, który w ramach nauki cały live mi nad tym mikserem odegrał. 😉 Na końcu lekcji oboje byliśmy na etapie: sprzęt, sprzęt, więcej sprzętu!
Wiecie, jaką postać z bajki najbardziej lubią dźwiękowcy? Myszkę Mackie. Ha… ha… ha… To jest ta scena, w której można się śmiać.

W środę dołączył do mnie kolega Mateusz i mieliśmy realizację. Ja już wspominałam, że na realizacji uczymy się, do czego się nadajemy, do czego nie, jakie umiejętności się przydają, a jakie przekonania są całkowicie błędne, bez sensu i generalnie, to możemy je sobie… W każdym razie w tym tygodniu było zadanie, zawierające wszystko: dopasowywanie barw do midi, zgrywanie podkładu w odpowiednich parametrach, nagrywanie wokalu, wstępny miks…
– Proszę pana, moment, ja myślę! –
– Aaaa, to widzę, że nowatorskie metody wprowadzamy. –
Nowatorskie metody wprowadzałam podczas ustawiania mikrofonu i łączenia go z komputerem. Przy okazji, czy już naprawiono ten komputer, którego NIE zepsułam? Miałam się chwalić w internecie, to się chwalę, wysyłka mi nie działała i to NIE była moja wina! Marzena, odpowiadam, NIE, nie zapomniałam ani o monitorze, ani o uzbrajaniu ścieżki! Choć faktycznie, na środowej realizacji należy się chyba uzbroić. W cierpliwość na przykład. I koncentrację.
OK, zejdźmy z tej realizacji, długi weekend jest! Idziemy do domu! O właśnie, przy okazji, nowa piosenka Johna Mayera. Polecam.

Co do długiego weekendu, miałam jechać do Wrocławia. Niestety, dobry człowiek, który mnie tam zapraszał, rozchorował się. Więc teraz proszę bardzo, wszyscy w komentarzach życzą mu szybkiego powrotu do zdrowia! I ja również życzę, zdrowiej, Denis, nadrobimy.
Zdrowia, tak już przy tym będąc, możecie też życzyć koledze Piotrowi, który wspaniałomyślnie uznał, że nie robi mu różnicy, czy zostanę u niego ze środy na czwartek, czy do niedzieli. Fajnie, nie ma to, jak się komuś z dnia na dzień wpraszać na prawie tydzień do domu. Miło tak. Kulturalnie.
Melduję posłusznie, że jem, piję, śpię… Jak tu ostatnio byłam, to byłam przed egzaminami i żyłam na dwóch kanapkach i czterech godzinach snu dziennie, oczywiście nie z winy Piotra, tylko mojej. Więc Piotr może mnie pochwalić teraz, zjadam obiady, odpowiadam na pytania, rozumiem, co się do mnie mówi. Generalnie jest nieźle, zachowuję się normalnie. Jak na mnie. I jak na realizatora, bo wspólnie uznaliśmy, że my to jednak jesteśmy dziwny gatunek ludzki. Ale nie zabierajmy wszystkich zasług, uważam, że szkoła organistów pokonuje nas w ilości momentów, w których, kolokwialnie mówiąc, wchodzi na mózg. Ile razy Piotr umie wpleść w zwykłą rozmowę fragment pieśni, nie zliczę, możemy to chyba już zamienić w towarzyską grę. Takie gry przeplatają się u nas z dyskusjami o sprzęcie, mikrofonach i tym, co się nimi da nagrać, klawiaturach bezprzewodowych… Widziałam najpiękniejszą klawiaturę bezprzewodową na świecie! Taką malutką, wygląda, jak pad gamingowy, no nie większa!
– Piotrek, daj mi to przetestować, niech ja sobie coś na tym napiszę! –
– Świetnie, pracę magisterską mi napiszesz. –
Werka, weź tu przyjedź.

Przy okazji tematów muzycznych, nie ma to, jak pogadać o produkcji z kimś, kto też to robi i też to kocha tak, jak ja. Pozdrawiam Kubę, bardzo fajne piątkowe spotkanie, które trzeba kiedyś powtórzyć, w celu obejrzenia tych avengersów. Zapraszam, wspieramy i subskrybujemy kanał kolegi. Na przykład ten.
https://www.youtube.com/channel/UCVpHMsziHpL8R8zmCRCHZ4Q
Albo ten.
https://www.youtube.com/channel/UCShf3wt9TbOZq27ICjuAvpQ
Jak już jesteśmy przy rapie, beatach i innych takich, nadal się bawię w konkursy na różnych stronach. Trochę sampli, jeden, niezwykle wnerwiający loop i wychodzi coś takiego.
https://metapop.com/maybeat/tracks/maybeat-sounds-catalogue/189120

Nie tylko muzyką człowiek żyję, niedługo będę grać w rpg. Jest mistrz gry, opowiada, co się dzieje, ja mu opowiadam, co chcę z tym zrobić… jak w życiu. Czyli wiecie, siedzę przy kabelkach, chcę oglądać avengersów, a w wolnym czasie gram w RPG. Właśnie oficjalnie przyznałam się, że jestem nerdem. :d
Ale wiecie, chyba wolę to, od bezcelowych dyskusji o czarnobiałym świecie, który nieistnieje, albo innych bezsensownych, a uchodzących za bardziej poważne, zajęć.
To ja wracam do swoich zajęć, może się pouczę… A może pooglądam youtube, żeby się jednak uśmiechnąć na przykład.
W przyszłym tygodniu może pojawić się coś audio, chcecie?
No dobra, trochę wątków poruszyłam, zobaczymy, jaki będzie popularny w komentarzach. :d Podsumowując, jeszcze niedawno w naszym domu nie było podłogi, a i poza domem nie bardzo wiedziałam, na czym stoję. Teraz możliwe, że powoli będzie lepiej. Kończę wpis i wam pozostawiam resztę. Wszystkiego dobrego na dzień dziecka i inne okazje.
Pozdrawiam ja – Majka

PS Sheeran wraca na rynek. Będzie album, tylko nie wiem, kiedy. Ale ładny koncert w radiu miał. I tym razem bierze w trasę zespół. Oczywiście utwory z looperem nadal będą, ale już nie wszystkie.

EltenLink