Kategorie
co u mnie

stan umysłu, melanż ostateczny i własny pogrzeb, czyli jak wpływa na mnie listopad

Kochani!

Dawno nie pisałam, a więc spróbuję, choć wszystko mi się miesza, o czym pisałam, o czym nie… straszliwość. Nie pisałam z półtora miesiąca, jak tak można? A ciężko jest ostatnio zebrać się do czegokolwiek, nie tylko do bloga. Bardzo, bardzo ciężko.

Zaczniemy sobie od różnych zapamiętanych przeze mnie faktów z życia.

Na początek przypomnę, że na początku listopada jest taka fantastyczna przerwa, bo wolne jest. No. Chyba, że się jedzie na ICC weekend. ICC weekend, to jest taki fajny event, jaki ICC zrobiło poraz pierwszy, mam nadzieję, że nie ostatni, dla ludzi w wieku odpowiednim na icc, ale nie tylko, bo i starsi mogą przyjechać. Określiłabym to jako takie ICC wersja demo. Są warsztaty, są aktywności na wolny czas, jest integracja, są nasze cudowne śniadanka… i to wszystko wepchnijcie sobie w trzy dni waszego czasu. :d

Z okazji tego pięknego wydarzenia poleciałam sobie z całąresztą polskiej grupki i moimi rodzicami do Belgii i spędziłam tam weekend. Ach, co to by był za świat bez śniadanek ICC! Kto był, ten wie. I wcale nie mówię o jedzeniu, nie nie… ja mówię o tym cudownym poczuciu wspulnoty, bo każdy, powtarzam, każdy, jest niewyspany! Inna ciekawostka, ja nie wiem, czy następnym razem miejsce, w którym byliśmy, nie wynajmie nam wszystkiego prócz windy. Tam winda chodziła w górę i dół tak często, że byłabym w stanie zaryzykować stwierdzenie, że ona się w ogóle nie zatrzymywała! Tak a propos winy, o naszym stanie umysłu świadczy chociażby ciekawa reakcja mojego mózgu jednego z wieczorów, chyba w sobotę. Jechałam windą i robiłam coś w telefonie, w jednym ręku miałam telefon, drugą naciskałam przycisk windy. Trudno mi to opowiedzieć, bo pomyłka nastąpiła tylko i wyłącznie w mojej głowie, ale ja nacisnęłam guzik windy i całkiem długo zastanawiałam się, czemu telefon się nie odblokował. Mój mózg jakimśsposobem zamienił te ręce miejscami i byłam pewna, że nacisnęłam coś w telefonie. A, no i jeszcze, co do stanu umysłu, pan od echolokacji uznał, że z Polakami coś nie tak, wszyscy byli dobrzy!

Cóż w moim życiu dalej? O! Wróciłam do Polski, pochodziłam do szkoły tydzień, a tu, już w piątek, impreza! Jeden nasz znajomy ze szkoły wymyślił, że jak są połowinki dla drugich klas, to czemu by nie zrobić czegoś takiego dla trzecich? Zorganizował to, nazwał melanż ostateczny, w ogóle dla samej nazwy bym się tam znalazła, no i jest akcja! Wybrałam się tam z moją przyjaciółką, również nie obdarzoną zbyt szczodrze w kwestii wzroku. Co ciekawe, ona chodzi po klubach dość często, jednakże zawsze z jakimś znajomym widzącym. Ja natomiast nie pojawiam się na tego typu imprezach dość często, natomiast to właśnie ja pierwszy raz jąwyciągnęłam na takie wydarzenie samą. Śmiałyśmy się z tego pół imprezy. A, tu taka uwaga. Jakby kiedyś wam przyszedł do głowy taki wspaniały pomysł, że: ej, to żeby nie stać w tej dłuuuuugiej kolejce tyle razy, kupmy sobie od razu cztery napoje zamiast dwóch! TO to NIE JEST! Dobry pomysł. Pamiętajcie, że w takich kolejkach wszyscy wam się, z resztą nie wiem, po jakiego grzyba, praktycznie kładą na plecach. Zapewne w nadzieji, że to magicznie przyspieszy czas. W każdym razie, biorąc pod uwagę te nasze ulubione, plastikowe kubeczki, to wy nawet połowy napoju NIE wyniesiecie z tej kolejki! :d I ja tu nie mówię do niewidomych, do tego trzeba mieć umiejętności wykraczające poza wzrok. :d
Co do muzyki, bo trochę osób o to pyta, a mnie samą też to zaciekawiło. Dj zaczął sobie od regulaminowych i przewidywalnych Rihann, Davidów Guett i tak dalej, więc na razie wszystko OK. Potańczyłyśmy, jednocześnie starając się zorientować, co jest gdzie w tym lokalu. Potem poszedł w krainę discopolo, tak teraz przez niektórych uwielbianą. Trochę do tego potańczyłyśmy, ale często też ulatniałyśmy się na dwór, w celu, powiedzmy, integracji. A następnie, nagle, poszły sobie Elektryczne Gitary. Mówię: OK, spoko, pewnie ktoś zamówił. Ale to nie był koniec! "mój jest ten kawałek podłogi" w remixie, "cykady na cykladach" i "dni, których nie znamy" w nowoczesnych wersjach, a także w oryginauach lady punk, albo Kayah i Bregovic, to były hity na następną część imprezy! I wiecie co? Najlepsze jest to, że wszyscy się najbardziej do tego darli! To było świetne! "móóóóóóóój, jest ten kawałek podłogi!". Serio, świetnie się bawiłyśmy, a dla mnie usłyszeć od przyjaciółki bywalczyni klubów, że bardzo dobrze bawiła się na melanżu, kurde, w osp Wiskitki, to jest super komplement! 😉

Jedziemy dalej po weekendach. Siedemnastego pojechałam sobie z Klaudią i Kacprem do kina na "fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć 2. Zbrodnie Grindelwalda". Pytanie, jak im się to mieściło na plakatach?! Nie będę recenzować filmu, żeby nie spoilerować, bo to jeszcze sobie chodzi w kinach, może ktośnie widział. Powiem tylko, że film, wedłóg mnie, jak jedynka: wart zobaczenia, smutny, w pewnych kwestiach bardzo zaskakujący. W sensie… tam są takie rzeczy, które kompletnie nie były obecne w HP i chyba tego, to nikt nie wymyślił. A to trudne w świecie HP, pokazać coś, czego nikt nie wymyślił. :d
A, no i ostrzeżenie. Wyjdziecie z tego kina z takim "wtf?! Co tu się właśnie stało?". Ja przez 15 minut po filmie nie bardzo łapałam, że to jużkoniec i, co ważniejsze, czemu świat jeszcze działa i żyje w takiej niewiedzy, jak tak można?! xd.

Następny weekend! Tu się zaczęło dziać, bo pojechałam do sklepu muzycznego. W raz z mężem koleżanki, czy ja cię mogę tu wspomnieć po imieniu? No dobra, nie wiem, w każdym razie z mężem koleżanki, a moim dobrym znajomym, oraz z moim tatą, wybraliśmy się do sklepu Pasja. Taka uwaga, konkurencja ogłasza, że jest największym sklepem w Europie, no może gdzie ińdziej, ale w Warszawie na pewno nie. Pasja, to sklep, który ma osobne lokale i wejścia dla gitar i keyboardów, perkusji, wzmacniaczy i mikserów i jeszcze czegoś… w każdym razie ja, to bym tam mogła na chwilę zamieszkać, jakby ktośmi pozwolił. A dlaczego tam pojechałam? A no widzicie, bo ja wam nie opowiadałam o moim ostatnio trwającym warjactwie.

Umyśliłam sobie więc ostatnio, znaczy może nie tak ostatnio, bo jakiś miesiąc temu, że w sumie, to kupiłabym sobie keyboard. I zaczęłam szukać. Co samo w sobie było raczej dużym problemem, bo, z powodu mojej jesiennej handry i lenistwa ogólnego, moje życie zaczęło się składać z chodzenia do szkoły i z filmików na youtubie. Bo przecież trzeba było wysłuchać wszystkich dostępnych prezentacji, dem i coverów. Zaczęłam pisać i dzwonić po ludziach znajomych i obcych, czytać i oglądać… ogólnie mam wrażenie, że dotarłam do końca internetu. :d
Ja już nie mówię o stanie umysłu, który się pojawił w momencie, gdy zawęziłam moje upodobania do dwóch czy trzech instrumentów, wtedy dopiero zaczął się dobry cyrk.

Dobra, koniec dygresji, wracamy do sklepu. No więc byłam w sklepie, oglądałam i zachwycałam się bez większych przeszkód. Następnie wzięłam udział w takich naukowych badaniach, w których brałam udział już w czerwcu, ale im jakichś testów zabrakło, nawet mi dali za to pieniądze. Tak w ogóle lubię te badania, bo nie tylko płacą, ale także udowodniły w czerwcu, że mam mózg, w co kilku moich znajomych i przyjaciół było uprzejmymi wątpić. :d

Wizyta w Warszawie w tych wszystkich ważnych sprawach miała miejsce w sobotę, w niedzielę natomiast pojechałam sobie do znajomego przez internet, a teraz i normalnie, realizatora dźwięku i jego rodzinki. Tomecki, Dorka, dzięki za gościnę. Przegadaliśmy wiele ciekawych tematów, obejrzałam kilka dziwnych instrumentów, a także widziałam centrum sterowania wszechświatem Tomeckiego. Niby tylko mikser i komputer, a wygląda super. 🙂 Maszyna z mnóstwem kabli, guziczków, przełączniczków… mikrofony na jakimś stojaczku, czy co to tam było, komputer, wydający z siebie jakieśdziwne odgłosy, obok jeszcze klawisze (znowu te keyboardy), wszystko to tworzyło bardzo interesujący obraz. Także serdecznie pozdrawiam i Tomeckiego z żoną, i ich córeczkę, która również dodała nieco do oprawy dźwiękowej tego spotkania.

No i dojechałam do dzisiejszego dnia, bo dziś zaczyna się weekend, a, jak widzicie, ostatnio żyję weekendami. Jutro, a nie, już dzisiaj, spotkam się z moim znajomym djem, który nie tylko sprzedał mi kiedyś komputer, ale i dotrzymuje mi ostatnio towarzystwa rozmową w różnych momentach. Dzięki, Denis.

Na koniec wszystkie inne ogłoszenia. I właśnie zdałam sobie sprawę, że przekłamałam. Popełniłam duży błąd merytoryczny, taki, że jakby to była matura, to by już nie sprawdzali dalej. Nie żyję tylko weekendami, coś bardzo ważnego stało się poza weekendem. Beciu, mogę mówić? Dorobiłam się zespołu! I trzymajcie kciuki, żeby wszystko wypaliło, bo ja bardzo, bardzo długo tęskniłam za graniem w zespole i mam szansę! A że z Becią, to i jeszcze lepiej, może się będziemy mogły widywać częściej, niż raz na dwa miesiące. xd. Oczywiście mówię poza szkołą. Już dwie próby były! Beciu, ucz się tego Stinga, jako i ja uczynię!

Cóż tu jeszcze można ogłosić… O, próbne matury pisałam! Pisałam w pokoju pani pedagog i tak się złożyło, że akurat wtedy sporo osób miało cośdo załatwienia. Drzwi się otwierały… "ale Maja tu pisze maturę! A, to przepraszam, przepraszam." I się wycofywali. I tak z 10 razy. To, że na maturze przypomina mi się "pan Tadeusz", to w sumie dobrze, ale trochę szkoda, że cytatem, który mi się przypominał był cytat następujący: "Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza,
Że gościnna, i wszystkich w gościnę zaprasza.". Nie omieszkałam tego powiedzieć pani dyrektor.
A po napisaniu matury z matematyki, dłuuuugo mi to zajęło, bo nie miałam arkuszy ani tablic, tylko pani pedagog mi czytała, musiałam iść na co? Dwie matematyki! Mój mózg dawno nie był w takim stanie. Matfiz to stan umysłu, pamiętajcie o tym.

Ogłoszenia muzyczne: ostatnio bardzo lubię muzykę, o której już na blogu wspominałam. I nie mówiętu o piosenkach wrzucanych na youtube i wykonywanych na moim keyboardzie, ale o piosenkach napisanych i wykonanach przez Aleca Benjamina. Chłopak ma 23 lata, pisze od lat siedmiu, a, jak dla mnie, będzie kiedyś porównywany do bardzo dobrych songwriterów. To jest coś pomiędzy Edem Sheeranem a Passengerem, także zostanę sobie z jego muzyką na długo. Teksty poruszają czasem tak zaskakujące tematy, że aż sięzaczynam zastanawiać, czy kiedyś słyszałam coś podobnego. A jeśli poruszają zwyczajne, to w niezwyczajny sposób. Alec będzie w Polsce w lutym. Poważnie sięzastanawiam nad pójściem na ten koncert, bo jak mu dalej tak pójdzie, to za dwa lata będzie to dużo droższa impreza.

Ogłoszenia o mojej mamie. W pracy mojej mamy ostatnio omawiane są, z zaskakującym zamiłowaniem, szczegóły własnego pogrzebu. Może oni po prostu zaczęli zwracać uwagę na to, jakiej wysokości pensje wypłacają nauczycielom? Hmmmmm…

A, byłabym zapomniała, najważniejsza rzecz! Dostałam breloczek z Yodą! Nigdzie się bez niego nie ruszam! Mistrz będzie mi już zawsze towarzyszył na matematyce. 🙂

Pozdrawiam was serdecznie na koniec tego wpisu.
ja – Majka

PS Macie jakieś pytania? Nie ukrywam, że pomogłoby mi to niezmiernie w napisaniu dalszych wpisów.

Kategorie
muzyka

nowy awatar – jak to było z tym Adamem i Ewą

Hej hej!
I jeszcze zmiana awataru konieczna. Poznałam tę piosenkę 24 godziny temu i jestem nią bardzo mocno zauroczona. Śpiewa to Alec Benjamin, możecie mi wierzyć lub nie, ale on ma 24 lata. Ja bym powiedziała, że 16, no nie? 🙂
Piosenka nazywa się"Steve" i opowiada historię Biblijnego "zakazanego owocu" w bardzo interesujący sposób. Ja to na pewno przetłumacze na nasze, bo na polski już gdzieś pewnie tłumaczenie jest. Ja to napiszę wierszem i tu wrzucę chyba, bo serio, uwielbiam pomysł. 🙂 Poprawia mi nastrój. Morał z bajki jest taki: zastanawiajcie się, co macie i czy warto to tracić dla jakiejś pokusy jednej. A oto link.

Pozdrawiam i miłego słuchania
ja – Majka

Kategorie
wspomnienia i dłuższe opisy

Papierowa kartka z życzeniami

Witajcie!
Powinnam napisać jakiś wpis tak w ogóle, dla ludzi, ale to już chyba nie dziś. Natomiast dzisiaj, proszę państwa, kolejna okazja. A tak dokładniej, to wczoraj, bo już po północy. Wczoraj urodziny miał jeden z moich przyjaciół, więc, jak z resztą taka tu moja blogowa tradycja nakazuje mi głośno i natarczywie, muszę mu złożyć życzenia, opowiadając przy okazji, skąd on mi się wziął.

Człowiek, o którym mowa chodził sobie do klasy ze wspominaną tu już wcześniej osobą, której nie wymieniłam z imienia, ale, że wpis jej się podobał, to nazwę ją Z. No więc chodził z Z do klasy i, jak to zwykle bywa, przez pierwsze lata podstawówki był dla niej, dla innych dziewczyn, a pośrednio i dla mnie, wkurzającym kolegą z klasy, który jest wkurzający, bo jest kolegą z klasy. Tak nakazuje logika tego wieku. I, jak Boga kocham, nie pamiętam, gdzie był moment przełomu. Dość powiedzieć, że z etapu "to jest wnerwiający nas kolega z klasy" dziewczyny przeszły do etapu, w którym to koledzy zaczęli przychodzić do mnie z nimi. 🙂 Kolegów było trzech, w tym bohater tego wpisu.

Bohater wpisu ma na imię Mateusz, zwany jest również Papierkiem i wszystkimi od tego papierka pochodnymi. Z resztą, zdradzę wam taką zakulisową tajemnicę. Na innym blogu na tym portalu pojawił się ostatnio wywiad, w którym pewien gracz showdowna wspomina o swoim najlepszym przyjacielu – Mateuszu. To właśnie ten Mateusz! Mateusz jest znany w tej samej dyscyplinie sportu, z resztą dzięki niemu i Krystianowi w ogóle ja zaczęłam w showdowna grać. Co od razu przenosi nas do sekcji wspólnych wspomnień.

Aby zacząć chronologicznie, to właśnie dzięki niemu zaczęłam korzystać ze skypa. Ile ja godzin przesiedziałam na skypie wtedy, rozmawiając między innymi właśnie z Mateuszem, tego jużteraz nie potrafię zliczyć. Dzięki skypowym kolegom zaczęłam również grać w tzw. mudy, czyli internetowe gry rpg, w których wcielamy się w postać i wykonujemy różne czynności, aby zdobywać punkty doświadczenia, co ciekawe jednak, do dyspozycji mamy tylko tekstowe komendy, a cała gra jest wyłącznie opisem. Dużo czasu spędziliśmy więc też na graniu w gry, wktórych sposobem na eksplorowanie świata były opisy typu :stoisz na głównym skrzyżowaniu. Po lewej ciemna, leśna droga, po prawej brama pałacu". Gdzie tam, po prawej, po lewej… kierunkami świata! I my po tych kierunkach świata się tam z Matim pałętaliśmy całkiem sporo godzin, zwłaszcza, że Mati grał dużo dłużej i musiał się za mną włuczyć z czarami leczniczymi. :d

Cóż tam było dalej? A no na imprezach się paru było, kojarzę kilka takich u samej Z, ale też moja osiemnastka, moja szesnastka chyba, twoje, Mateuszu, urodziny, szczerze mówiąc nie pamiętam które, chyba również osiemnaste… troszkę tego było. Pamiętaj o monte, a także, jak się smaruje pizzę sosem. I nie szukaj laptopa, jak w dobrym towarzystwie jesteś. :d

A propos dobrego towarzystwa, imprez, pizzy… przejdźmy do zawodów sportowych. :d Byliśmy na takich kilku razem i już nie mówię o samych meczach, podczas nie jednego byłeś mi trenerem, ale również o tym, co się działo później. Jednym z takich moich ulubionych wydarzeń było to, jak dekoracja sięskończyła o 22, a kolacja była przed osiemnastą. Kto to wymyślił w ogólę? No więc wpadłam ja do pokoju chłopaków tóż po rozdaniu tych medali i oznajmiłam, że: Mateusz, nie wiem, jak ty, ale ja jestem strasznie głodna. Jest po dwudziestej drugiej, to nic? Nic, głodna jestem! Mateusz dzwoni do pizzy otwartej 24 h, btw, jest taka w Bydgoszczy, sprawdzone info, dzwoni, a pizza twierdzi, że trzeba czekać półtorej godziny. Maja, trzeba czekać półtorej godziny! Mateusz, to nic, jestem głodna, zamawiamy! I tak oto narodziła się tradycja jedzenia pizzy po zakończeniu zawodów sportowych, obowiązkowo po 12 w nocy.

Cóż tu jeszcze takiego nas łączy? A no dźwięk nas łączy w sumie, bo jak sięMateuszek wczuł w szukanie dobrych mikrofonów binauralnych, to teraz wie o dźwięku więcej ode mnie, a i pożyczyć czasem się zgodzi, o ile wiem, te mikrofony. Przy okazji podziela moją pasję do wyszukiwania na youtubie różnych parodii, przeróbek i mixów uczynionych z gier, filmów, audiobooków i bajek, aby potem nie tylko się pośmiać, ale i pozachwycać mistrzostwem montarzu. Że tym ludziom się chce!

I tak oto, jednym z naszych ulubionych zdań zakończyłam ten radosny opis, aby przejść do życzeń. Papirku, jak już mówiłam, życzęci, abyś się zawsze uśmiechał, zawsze odnosił sukcesy, żebyś się dogadywał z kim potrzebujesz się dogadać i żebyś miał tak mało problemów, na ile wyglądasz. 🙂 A nawet i jeszcze mniej. Dzięki za cierpliwość, szczerość, letsplaye, mixy, treningi, pizze, obiady, śniadania i kolację, podróże po hotelu na ICC i wiele, wiele innych rzeczy.

Pozdrawiam serdecznie i do następnego wpisu!
ja – Majka

PS Uważaj. Jak się skończą żarty z ICC, zaczną się schody.

Kategorie
wspomnienia i dłuższe opisy

hejt na hejterów, czyli poważny wpis raz na ruski rok

A zaczęło się niewinnie. Byłam sobie ja na rekolekcjach, wyjazd ze szkoły, normalna rzecz. Nienormalny jest tylko termin, ale w naszej szkole jest taki zwyczaj, że na rekolekcje jeździ się w październiku, bo w kwietniu, to jużkażdy myśli o maturze i w sumie jest to dosyć logiczne.
Na tym wyjeździe właśnie stało się coś, co skłoniło mnie do zastanowienia, a w konsekwencji do napisania tego wpisu. Widziałam tam, jak jeden chłopak zwrócił się do drugiego z tekstem: ej, ty, tutaj nazwisko, a ty nie będziesz koło nas stał! I sobie poszedł. W mojej głowie natychmiast pojawiło się jedno pytanie. I to wcale nie o to, co ten chłopak im zrobił, że go tak nie lubią. Nie o to, czym ten chłopak różni się od grupy, że go wykluczają. Nawet nie o to, dlaczego w społeczeństwie jest tak, że jak ktośjest inny, to go się raczej odrzuca. Nie. W mojej głowie pojawiło się pytanie, po co tamten koleś się w ogóle odzywał? No bo powiedzcie mi, jesteśmy w liceum, w ostatniej klasie, na wybory idziemy, piszemy egzaminy, wybieramy studia. I teraz, naszym życiowym celem jest podbić do kogoś i powiedzieć: a wiesz co, tak właściwie, to uważam, że jesteś głupi. Pomoże nam to jakoś? Dowartościuje nas? Kurde, jak ja kogoś nie lubię, po prostu z nim nie gadam, nie podchodzę do niego, ewentualnie głosuję przeciwko niemu. Nie, oni sobie muszą podejść i się wyrazić.

Przechodząc do tematu wpisu, wkurzają mnie hejterzy. I to tak na prawdę ostro. Hejtuję hejterów. Ostatnio bardziej niżzwykle, choćw sumie nie wiem, dlaczego. No ale zobaczcie sami. Ile wokół nas tego jest? Wyobraźcie sobie, że mówicie, że… no nie wiem… a wiecie, Kowalscy pojechali do Grecji! I w tym momencie zawsze, ale to zawsze przy stole znajdzie się choć jedna taka osoba, która powie: noooooo, jak się ma kasę, to się jeździ! I, słuchajcie, oni to mówią takim tonem, jakby to był przekręt. Przekręt, że ktoś, no wiecie, chodzi do pracy, dużo i ma za to hajs. Im się włącza wtedy jakiśmagiczny system obronny, który zdaje mi się, że działa mniej więcej tak: o, mówi o nich, chciałby mieć tak jak oni, co on sobie myśli, że ja nie pracuję, przecież ja pracuję, pewnie ciężej niż oni, a oni sobie jeżdżą! No i wypala z tym swoim: ha, oni, to sobie jeżdżą, jak mają pieniądze. Kurcze, a ty, jakbyś miał, to byś nie jeździł? Sąsiad kupił nowy samochód? No kuuuuuuurde, bezczelny, co? Bo ty, jakbyś miał hajs to byś sobie nie kupił! A spróbujcie im tak wtedy powiedzieć! To albo się obrażą, albo zaczną udowadniać, że nie, oni by sobie lepszy kupili!

Ludzie ogólnie mają tendencję do robienia problemów z niczego. Bo mi już nie chodzi o to, czy ktośma rację, kiedy się do drugiego przywali, że ma bardzo dużo pieniędzy, że się spóźnił na obiad, że czyta nie takie książki… Nie chodzi o to, kto ma rację. Chodzi o to, czemu właściwie poświęcamy temu tyle uwagi? Czemu nas tak bardzo obchodzą ludzie, którzy mogąwyjechać do Egiptu, podczas gdy my akurat nie? Czy to nam dodaje pieniędzy? Czemu nas aż tak obchodzi, że ktoś trochę inaczej podchodzi do kwestii nauki i wykluczamy sobie, zależnie od charakteru, ludzi leniwych lub pracowitych? Czemu ludzi bawi napisanie w internecie, że cośogólnie jest do dupy? Jasne, ja sobie na dzień ponarzekam, ja sama mam, tak jak ostatnio na blogu, dni hejtu na wesoło, albo dni realizmu ala Żeromski, czyli tylko sobie iść w łeb strzelić… Mam nawet dni, kiedy miło jest posłuchać dissów, bo już nic innego nie pomoże. Ale po co to się tak czepiać szczegółów? Po co mówićkomuś, że go nie lubimy? No to sobie go nie lubmy w spokoju, co nam kto broni? Tylko czy to nam jakośpomoże, że będziemy to sobie maksymalnie okazywać przez pół dnia?

I teraz wiele osób się zastanawia, po co ja to w ogóle piszę? Przecież to są banały! Może i są. Mnie niepokoi zupełnie coś innego. Niektórzy hejterzy wcale nie mają wyjątkowo wymyślnego powodu, żeby hejtować, oni tak po prostu lubią. Albo im się wydaje, że ich punkt widzenia jest najważniejszy. Albo sami mają kompleksy i się wyładowują na ludziach. Albo się odgrywają za dawne krzywdy. Cokolwiek by to nie było, załużmy, że taki hejter powie komuś, że jest beznadziejny. Ten ktoś. Wiecie co mnie wpienia bardziej od hejterów? Że te biedne ktosie w to wierzą!
Znam mnóstwo ludzi, którym tak długo ktoś coś wmawiał, że teraz wierzą w to ślepo, nie ma dla nich absolutnie żadnego innego wyjścia i światopoglądu, choćbyś ich błagał, płakał przed nimi, dawał im naukowe dowody, nic nie pomoże, oni nobla dostaną i jeszcze za to przeproszą. Już hejt hejtem, spoko, piszcie dissy, jak was bawi, jasne, lepsze to, niż wojna, ale czemu ludzie dają się wpędzać w kompleksy? To jest moje jedyne marzenie w niektórych momentach życia, żeby ci ludzie, wszyscy, zobaczyli, jacy są na prawdę. Przestraszeni, przekonani o swojej małej wartości, poblokowani, udający, że są realistami, a tak na prawdę nie mający ani grama zaufania do świata… żeby oni wreszcie dostrzegli to, czego dostrzec nie umieją, najczęściej są to ich dobre strony. Co ciekawe właśnie na tych rekolekcjach mówili o akceptacji w grupie, że dużo ludzi robi jakieś rzeczy tylko po to, żeby być akceptowanym… mówili o tym, żebyśmy myśleli o swojej drodze życia. Żebyśmy pamiętali o własnych zasadach. Żebyśmy nie dali się wpędzać w kompleksy z powodu tego, co myślimy. To nie znaczy, że teraz ważne ma być dla nas tylko nasze widzimisię. Nie. To, przynajmniej dla mnie, oznacza, że… ludzie! No nie wolno! Nie wolno dać sobie wmówić, że coś co robisz nie ma sensu, bo jednej osobie to nie pasuje! Nie wolno sobie wmówić, że jak już jeden jest lepszy ode mnie, to ja tego nie będę robić, bo już nie będę najlepszy. Że jak mi jedna osoba powiedziała, że jestem debilem, to na pewno jestem. Poszukajcie. Może jednak nie jesteście. Posłuchajcie tych, zwykle mnóstwa, innych osób, które próbują wam przekazać, że wcale tak nie jest. Widziałam już kompleksy na tle wzroku (człowieku, przestań przepraszać, żę żyjesz), kompleksy na tle zainteresowań (człeniu, poszukaj ty dobrze), kompleksy na tle "a bo mi ludzie powiedzieli" (oni teżsą ludźmi, mylić się mogą!). Znam dziewczynę, która ma przynajmniej ze dwa talenty, cudownego towarzysza życia i kilka fajnych pomysłów, a nadal się zastanawia, co jest z nią nie tak. ZNam chłopaka, który obwinia się za wszystko tylko dlatego, że ktoś mu kiedyś powiedział, że sam gdzieś nie trafi. ZNam dziewczynę, która uważa, że przynosi wstyd znajomym, zanim pomyślą tak znajomi. ZNam chłopaka, któremu tak długo wmawiali, że się zawsze myli i ogólnie jest dziwny, że on w to, cholera, uwierzył.

A ja tak tylko siedzę i się zastanawiam, jak ich przekonać, żeby nie słuchali hejterów i żeby sami nimi nie byli. Bo co najlepsze, te wszystkie głupoty o nich samych najczęściej wmawiają im… oni sami.

Ty, który jesteś mniejszym kosmitą, niżci się zdaje. TY, który wcale nie popełniasz tak wielu błędów. TY, która jesteś trzy razy inteligentniejsza od tych, którym podobno przynosisz wstyd. TY, która piszesz lepiej, niżbyś chciała przyznać, a mówisz, że zmiany są nieodwracalne i już nic nie pomoże. Ty, któremu się wydaje, że jak jeden się tobą znudził, to znudzi się cały świat. Ty, która uważasz, żę lepiej siedziećcicho dla świętego spokoju…

Zróbcie mi przyjemność i napiszcie w komentarzach jedną rzecz, którą ostatnio zrobiliście, wy. I bardzo się wam ona podoba.

Kończę ten, dziwny jak na mnie i cholernie poważny wpis i pozdrawiam was.
Ja – Majka

PS Moniu, mówiłaś, że lider powinien mieć coś żółtego? Jak dla mnie hejter, za to, co potrafi wmówić swoim znajomym, dzieciom, rodzeństwu, pracownikom… powinien mieć na czole napisane burak. Jeśli nie gorzej, ale nie chcę się wyrażać. Albo wiesz co, nawet nie. Nawet na poważniejszy pocisk nie zasługuje, dobry diss to też jest sztuka!

EltenLink