Kochani!
Dawno nie pisałam, a więc spróbuję, choć wszystko mi się miesza, o czym pisałam, o czym nie… straszliwość. Nie pisałam z półtora miesiąca, jak tak można? A ciężko jest ostatnio zebrać się do czegokolwiek, nie tylko do bloga. Bardzo, bardzo ciężko.
Zaczniemy sobie od różnych zapamiętanych przeze mnie faktów z życia.
Na początek przypomnę, że na początku listopada jest taka fantastyczna przerwa, bo wolne jest. No. Chyba, że się jedzie na ICC weekend. ICC weekend, to jest taki fajny event, jaki ICC zrobiło poraz pierwszy, mam nadzieję, że nie ostatni, dla ludzi w wieku odpowiednim na icc, ale nie tylko, bo i starsi mogą przyjechać. Określiłabym to jako takie ICC wersja demo. Są warsztaty, są aktywności na wolny czas, jest integracja, są nasze cudowne śniadanka… i to wszystko wepchnijcie sobie w trzy dni waszego czasu. :d
Z okazji tego pięknego wydarzenia poleciałam sobie z całąresztą polskiej grupki i moimi rodzicami do Belgii i spędziłam tam weekend. Ach, co to by był za świat bez śniadanek ICC! Kto był, ten wie. I wcale nie mówię o jedzeniu, nie nie… ja mówię o tym cudownym poczuciu wspulnoty, bo każdy, powtarzam, każdy, jest niewyspany! Inna ciekawostka, ja nie wiem, czy następnym razem miejsce, w którym byliśmy, nie wynajmie nam wszystkiego prócz windy. Tam winda chodziła w górę i dół tak często, że byłabym w stanie zaryzykować stwierdzenie, że ona się w ogóle nie zatrzymywała! Tak a propos winy, o naszym stanie umysłu świadczy chociażby ciekawa reakcja mojego mózgu jednego z wieczorów, chyba w sobotę. Jechałam windą i robiłam coś w telefonie, w jednym ręku miałam telefon, drugą naciskałam przycisk windy. Trudno mi to opowiedzieć, bo pomyłka nastąpiła tylko i wyłącznie w mojej głowie, ale ja nacisnęłam guzik windy i całkiem długo zastanawiałam się, czemu telefon się nie odblokował. Mój mózg jakimśsposobem zamienił te ręce miejscami i byłam pewna, że nacisnęłam coś w telefonie. A, no i jeszcze, co do stanu umysłu, pan od echolokacji uznał, że z Polakami coś nie tak, wszyscy byli dobrzy!
Cóż w moim życiu dalej? O! Wróciłam do Polski, pochodziłam do szkoły tydzień, a tu, już w piątek, impreza! Jeden nasz znajomy ze szkoły wymyślił, że jak są połowinki dla drugich klas, to czemu by nie zrobić czegoś takiego dla trzecich? Zorganizował to, nazwał melanż ostateczny, w ogóle dla samej nazwy bym się tam znalazła, no i jest akcja! Wybrałam się tam z moją przyjaciółką, również nie obdarzoną zbyt szczodrze w kwestii wzroku. Co ciekawe, ona chodzi po klubach dość często, jednakże zawsze z jakimś znajomym widzącym. Ja natomiast nie pojawiam się na tego typu imprezach dość często, natomiast to właśnie ja pierwszy raz jąwyciągnęłam na takie wydarzenie samą. Śmiałyśmy się z tego pół imprezy. A, tu taka uwaga. Jakby kiedyś wam przyszedł do głowy taki wspaniały pomysł, że: ej, to żeby nie stać w tej dłuuuuugiej kolejce tyle razy, kupmy sobie od razu cztery napoje zamiast dwóch! TO to NIE JEST! Dobry pomysł. Pamiętajcie, że w takich kolejkach wszyscy wam się, z resztą nie wiem, po jakiego grzyba, praktycznie kładą na plecach. Zapewne w nadzieji, że to magicznie przyspieszy czas. W każdym razie, biorąc pod uwagę te nasze ulubione, plastikowe kubeczki, to wy nawet połowy napoju NIE wyniesiecie z tej kolejki! :d I ja tu nie mówię do niewidomych, do tego trzeba mieć umiejętności wykraczające poza wzrok. :d
Co do muzyki, bo trochę osób o to pyta, a mnie samą też to zaciekawiło. Dj zaczął sobie od regulaminowych i przewidywalnych Rihann, Davidów Guett i tak dalej, więc na razie wszystko OK. Potańczyłyśmy, jednocześnie starając się zorientować, co jest gdzie w tym lokalu. Potem poszedł w krainę discopolo, tak teraz przez niektórych uwielbianą. Trochę do tego potańczyłyśmy, ale często też ulatniałyśmy się na dwór, w celu, powiedzmy, integracji. A następnie, nagle, poszły sobie Elektryczne Gitary. Mówię: OK, spoko, pewnie ktoś zamówił. Ale to nie był koniec! "mój jest ten kawałek podłogi" w remixie, "cykady na cykladach" i "dni, których nie znamy" w nowoczesnych wersjach, a także w oryginauach lady punk, albo Kayah i Bregovic, to były hity na następną część imprezy! I wiecie co? Najlepsze jest to, że wszyscy się najbardziej do tego darli! To było świetne! "móóóóóóóój, jest ten kawałek podłogi!". Serio, świetnie się bawiłyśmy, a dla mnie usłyszeć od przyjaciółki bywalczyni klubów, że bardzo dobrze bawiła się na melanżu, kurde, w osp Wiskitki, to jest super komplement! 😉
Jedziemy dalej po weekendach. Siedemnastego pojechałam sobie z Klaudią i Kacprem do kina na "fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć 2. Zbrodnie Grindelwalda". Pytanie, jak im się to mieściło na plakatach?! Nie będę recenzować filmu, żeby nie spoilerować, bo to jeszcze sobie chodzi w kinach, może ktośnie widział. Powiem tylko, że film, wedłóg mnie, jak jedynka: wart zobaczenia, smutny, w pewnych kwestiach bardzo zaskakujący. W sensie… tam są takie rzeczy, które kompletnie nie były obecne w HP i chyba tego, to nikt nie wymyślił. A to trudne w świecie HP, pokazać coś, czego nikt nie wymyślił. :d
A, no i ostrzeżenie. Wyjdziecie z tego kina z takim "wtf?! Co tu się właśnie stało?". Ja przez 15 minut po filmie nie bardzo łapałam, że to jużkoniec i, co ważniejsze, czemu świat jeszcze działa i żyje w takiej niewiedzy, jak tak można?! xd.
Następny weekend! Tu się zaczęło dziać, bo pojechałam do sklepu muzycznego. W raz z mężem koleżanki, czy ja cię mogę tu wspomnieć po imieniu? No dobra, nie wiem, w każdym razie z mężem koleżanki, a moim dobrym znajomym, oraz z moim tatą, wybraliśmy się do sklepu Pasja. Taka uwaga, konkurencja ogłasza, że jest największym sklepem w Europie, no może gdzie ińdziej, ale w Warszawie na pewno nie. Pasja, to sklep, który ma osobne lokale i wejścia dla gitar i keyboardów, perkusji, wzmacniaczy i mikserów i jeszcze czegoś… w każdym razie ja, to bym tam mogła na chwilę zamieszkać, jakby ktośmi pozwolił. A dlaczego tam pojechałam? A no widzicie, bo ja wam nie opowiadałam o moim ostatnio trwającym warjactwie.
Umyśliłam sobie więc ostatnio, znaczy może nie tak ostatnio, bo jakiś miesiąc temu, że w sumie, to kupiłabym sobie keyboard. I zaczęłam szukać. Co samo w sobie było raczej dużym problemem, bo, z powodu mojej jesiennej handry i lenistwa ogólnego, moje życie zaczęło się składać z chodzenia do szkoły i z filmików na youtubie. Bo przecież trzeba było wysłuchać wszystkich dostępnych prezentacji, dem i coverów. Zaczęłam pisać i dzwonić po ludziach znajomych i obcych, czytać i oglądać… ogólnie mam wrażenie, że dotarłam do końca internetu. :d
Ja już nie mówię o stanie umysłu, który się pojawił w momencie, gdy zawęziłam moje upodobania do dwóch czy trzech instrumentów, wtedy dopiero zaczął się dobry cyrk.
Dobra, koniec dygresji, wracamy do sklepu. No więc byłam w sklepie, oglądałam i zachwycałam się bez większych przeszkód. Następnie wzięłam udział w takich naukowych badaniach, w których brałam udział już w czerwcu, ale im jakichś testów zabrakło, nawet mi dali za to pieniądze. Tak w ogóle lubię te badania, bo nie tylko płacą, ale także udowodniły w czerwcu, że mam mózg, w co kilku moich znajomych i przyjaciół było uprzejmymi wątpić. :d
Wizyta w Warszawie w tych wszystkich ważnych sprawach miała miejsce w sobotę, w niedzielę natomiast pojechałam sobie do znajomego przez internet, a teraz i normalnie, realizatora dźwięku i jego rodzinki. Tomecki, Dorka, dzięki za gościnę. Przegadaliśmy wiele ciekawych tematów, obejrzałam kilka dziwnych instrumentów, a także widziałam centrum sterowania wszechświatem Tomeckiego. Niby tylko mikser i komputer, a wygląda super. 🙂 Maszyna z mnóstwem kabli, guziczków, przełączniczków… mikrofony na jakimś stojaczku, czy co to tam było, komputer, wydający z siebie jakieśdziwne odgłosy, obok jeszcze klawisze (znowu te keyboardy), wszystko to tworzyło bardzo interesujący obraz. Także serdecznie pozdrawiam i Tomeckiego z żoną, i ich córeczkę, która również dodała nieco do oprawy dźwiękowej tego spotkania.
No i dojechałam do dzisiejszego dnia, bo dziś zaczyna się weekend, a, jak widzicie, ostatnio żyję weekendami. Jutro, a nie, już dzisiaj, spotkam się z moim znajomym djem, który nie tylko sprzedał mi kiedyś komputer, ale i dotrzymuje mi ostatnio towarzystwa rozmową w różnych momentach. Dzięki, Denis.
Na koniec wszystkie inne ogłoszenia. I właśnie zdałam sobie sprawę, że przekłamałam. Popełniłam duży błąd merytoryczny, taki, że jakby to była matura, to by już nie sprawdzali dalej. Nie żyję tylko weekendami, coś bardzo ważnego stało się poza weekendem. Beciu, mogę mówić? Dorobiłam się zespołu! I trzymajcie kciuki, żeby wszystko wypaliło, bo ja bardzo, bardzo długo tęskniłam za graniem w zespole i mam szansę! A że z Becią, to i jeszcze lepiej, może się będziemy mogły widywać częściej, niż raz na dwa miesiące. xd. Oczywiście mówię poza szkołą. Już dwie próby były! Beciu, ucz się tego Stinga, jako i ja uczynię!
Cóż tu jeszcze można ogłosić… O, próbne matury pisałam! Pisałam w pokoju pani pedagog i tak się złożyło, że akurat wtedy sporo osób miało cośdo załatwienia. Drzwi się otwierały… "ale Maja tu pisze maturę! A, to przepraszam, przepraszam." I się wycofywali. I tak z 10 razy. To, że na maturze przypomina mi się "pan Tadeusz", to w sumie dobrze, ale trochę szkoda, że cytatem, który mi się przypominał był cytat następujący: "Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza,
Że gościnna, i wszystkich w gościnę zaprasza.". Nie omieszkałam tego powiedzieć pani dyrektor.
A po napisaniu matury z matematyki, dłuuuugo mi to zajęło, bo nie miałam arkuszy ani tablic, tylko pani pedagog mi czytała, musiałam iść na co? Dwie matematyki! Mój mózg dawno nie był w takim stanie. Matfiz to stan umysłu, pamiętajcie o tym.
Ogłoszenia muzyczne: ostatnio bardzo lubię muzykę, o której już na blogu wspominałam. I nie mówiętu o piosenkach wrzucanych na youtube i wykonywanych na moim keyboardzie, ale o piosenkach napisanych i wykonanach przez Aleca Benjamina. Chłopak ma 23 lata, pisze od lat siedmiu, a, jak dla mnie, będzie kiedyś porównywany do bardzo dobrych songwriterów. To jest coś pomiędzy Edem Sheeranem a Passengerem, także zostanę sobie z jego muzyką na długo. Teksty poruszają czasem tak zaskakujące tematy, że aż sięzaczynam zastanawiać, czy kiedyś słyszałam coś podobnego. A jeśli poruszają zwyczajne, to w niezwyczajny sposób. Alec będzie w Polsce w lutym. Poważnie sięzastanawiam nad pójściem na ten koncert, bo jak mu dalej tak pójdzie, to za dwa lata będzie to dużo droższa impreza.
Ogłoszenia o mojej mamie. W pracy mojej mamy ostatnio omawiane są, z zaskakującym zamiłowaniem, szczegóły własnego pogrzebu. Może oni po prostu zaczęli zwracać uwagę na to, jakiej wysokości pensje wypłacają nauczycielom? Hmmmmm…
A, byłabym zapomniała, najważniejsza rzecz! Dostałam breloczek z Yodą! Nigdzie się bez niego nie ruszam! Mistrz będzie mi już zawsze towarzyszył na matematyce. 🙂
Pozdrawiam was serdecznie na koniec tego wpisu.
ja – Majka
PS Macie jakieś pytania? Nie ukrywam, że pomogłoby mi to niezmiernie w napisaniu dalszych wpisów.