Kategorie
co u mnie

aktywność, szpiegowskie czipy i influence marketing, czyli świat się budzi! Po coś.

Był podobno kiedyś taki żart. Dlaczego najpiękniejszy widok na Warszawę jest z pałacu kultury? Bo to jedyne miejsce, z którego nie widać pałacu.
Nie wiem, jak pałac, ale plac przed pałacem naprawdę robi robotę. Z tym, że raczej odwrotnie, niż powinien. Kto się po drodze z centralnego do metra nie potknął, niech pierwszy rzuci kamieniem. Najlepiej jednym z tych, co tam są pomiędzy płytami gładszego rodzaju. Mam wrażenie, że idąc tamtędy nieostrożnie, można sobie połamać ręce, nogi, ewentualnie zęby, w ostateczności przynajmniej białą laskę. Czasem się zdarza, że pytam przechodniów w tej drodze o coś aktualnie przydatnego. Czy w dobrą stronę i czy nie zboczyłam z kursu, czy schody do metra to tam, co to za zamieszanie… Takie różne pytania. Nie byłoby człowieka, który by nie pomyślał, że ja się gubię albo jestem niepewna, bo zwalniam. A ja zwalniam, żeby się nie zabić na tym chodniczku cudownym, zabytkowym.
Ostatnio tam byłam w zeszłym tygodniu. Plac pozostał w niezmienionej postaci, tak jak i miejsce, do którego jechałam. Jechałam do Lasek, pozałatwiać jakieśformalności.
Publicznie stwierdzam dwie rzeczy. Po pierwsze, należałoby się, drogie instytucje pożytku publicznego, zainteresować totupointem. Takie punkty nawigacyjne, umieszcza się je nad drzwiami do budynków / pomieszczeń, one sięłączą z aplikacją w smartfonie i mówią czym są, gdzie są i po co są. Ułatwiają życie generalnie. Fajnie by było, gdyby tego było więcej.
Po drugie, będąc w Laskach stwierdziłam, że w niektórych działach, to ja bym mogła pracować. Może nie na Caaaały etat… bez przesady, ja nie mam niewyczerpanego zapasu ciętych ripost i poczucia humoru… ale jednak! Ja chętnie te totupointowe opisy z państwem jeszcze popiszę. 😉 Świetna wizyta, naprawdę, muszę tam niedługo wrócić.

Inny temat, wracają szkoły, wiecie? Wiedziałeś, czytelniku drogi? Po skończeniu praktyk będę się znowu stacjonarnie i stale uczyć. Już na chwilę byłam w Krakowie. Dowiedziałam się mnóstwa rzeczy, jak to zwykle bywa. Głównie tego, do czego się nadaję, a do czego nie. Wiedziałeś, drogi czytelniku, że można się nauczyć słyszeć, jak leci piłeczka pingpongowa? W sensie… złapać ją. Tak… po jednym odbiciu o coś. Nie po kilku odbiciach, kiedy się do nas toczy po podłodze lub stole. Tylko tak… pyk… I łapiesz. Nie wierzyłam w to. A potem złapałam. To trochę, jak echolokacja, puki nie uznam, żę mój mózg jużto umie, to się nie nauczę.
Szkoda, że w podobny sposób nie można się nauczyć automatyki z voiceoverem. Robił ktoś? Ktoś wie, jak to jest fajnie? Uprzedzam… nawet nie pytanie, uprzedzam wszystko. Oczywiście, że się da! Jak to kiedyś pewien mądry człowiek powiedział: na nokii 3300 też się smsy pisało! :d
A potem nam się rozpoczęła dyskusja na temat automatyzacyjnej polityki w życiu: przeczytaj, napisz, dotknij, wyłącz. To w sumie jest niezłe…

Dobra, off, następny temat. Albo czekajcie, jeszcze nie. Zawsze się śmiałam, że nasza ulubiona kategoria żartów, to jest: przychodzi wycieczka do studia, a tam…? Siedzimy w studiu w czwartek, gadamy… Chyba byliśmy na etapie, że Stivi czymśgrzechotał, a ja zgadywałam, co to jest… Taaaak, to dźwiękowcy robią… Fragment statywu tak po za tym to chyba był… No nieważne. W każdym razie w pewnym momencie słychać, że ktoś otwiera drzwi. Przepraszam, słychać, że ktośrozpoczyna tę dłuuuugą i mozolną podróż. Tu trzeba wiedzieć, że my w studiu mamy podwójne drzwi, co w studiach jest całkiem słuszne. Zewnętrzne ze zwyczajną klamką, wewnętrzne z gałką. Dostęp do gałki nieco utrudniony przez wyciszającą piankę pomiędzy drzwiami… Dość powiedzieć, że jak ktoś się do nas próbuje dostać, puka, pyta się, czy można, to zanim się dostanie, my już znamy pół sprawy, z którą przychodzi. Ja, nieświadoma niczego: oooo, widzi pan? Wycieczka! Nie wiedziałam, że zaraz usłyszę: yyy, dzień dobry, przepraszamy, no tak, w sumie wycieczka…? I okazało się, że to serio obcy ludzie byli. Dlaczego? Dlaczego to w naszej klasie muszą się przytrafiać takie rzeczy? To nie po to poszła plotka, że te drzwi są takie, żeby się wszyscy w porę zorientowali, że ktoś idzie, żeby mi się teraz jakaś grupa… nie no, grupa, trzy osoby chyba… Ale chyba im się podobało.

Szybki przegląd sprzętu. Automaty działają! Autobusy gorzej, nie gadają do mnie. Musiałam źle trafiać. Pianina w perkusyjnej działają! Moje przejściówki do słuchawek nie. Hmmmm… No to uznałam, że czas na działanie.

Nowy news. W sobotę zaistniały dwa fakty. Po pierwsze zorientowałam się, że mam troszkę więcej pieniędzy, niż mi się zdawało, a po drugie, że miałam bardzo ciężki tydzień. Ale tak serio, BARDZO. I to nigdy NIE jest dobre połączenie. A już do sklepu, to na pewno nie powinno się wtedy iść, bo ma się zaburzone możliwości decyzji. Ale ja bym i tak to kupiła, tylko nie wiedziałam, że już…
Kupiłam watch. W sensie, że smart zegarek od applea. I teraz on do mnie mówi. Żebym sobie wstała, że mam sobie pooddychać, że jestem coraz bliżej swojego celu, że pora spać… Pilnuje mnie generalnie. Ja też do niego mówię, ale mam wrażenie, że używam nieco mniej gramatycznych, i nieco mniej uprzejmych, zdań. Bardzo go lubię, przyznać to muszę. Ponieważ jestem człowiek dorosły, poważny i odpowiedzialny, oczywiście pierwszą doinstalowaną tarczą była ta z myszką Mickey. Ale zaraz potem dorzuciłam jeszcze moduły z potrzebnymi aplikacjami i z aktywnością, także spokojnie. Ostatnio gdzieś szłam, a zegarek: "zdaje się, że ćwiczysz!" Raaaany, trzeba wezwać pomoc! Alert! Wykryto trening! :d Wiedzieliście, że używając tego zegarka i digital touch, który zwykle służy do rysowania w smsach, można wysłać bicie serca? Przykładamy palce, a on wysyła animację serca, które bije, jak nasze w danym momencie. I wibruje zegarkiem. Bardzo dziwne uczucie, podoba mi się, rzecz jasna, no bo czym bym się cieszyła, jak nie bezsensownymi gadżetami, nie? :p

Anegdota numer 2.
Któregoś dnia w internacie, wieczorem, kiedy teoretycznie, jakby to wyświetlił watch, powinien rozpocząć się czas relaksu, siedziałam przed laptopem. Siedziałam przed laptopem dlatego, że oglądałam wykład Janiny Bąk na temat przydatności statystyk w influence marketingu. Serio. Tak to się nazywa i serio, nie ściemniam w ogóle, uczę się takich rzeczy w ramach wieczornego odstresowania. A że jestem normalna, to nikt nie obiecywał. W pewnym momencie zapauzowałam ten filmik, bo mi się coś przypomniało. Kompletnie nie pamiętam czemu, ale tego akurat dnia chciałam sprawdzić, jakie było czytanie na ten dzień. W sensie wiecie, fragment Pisma. No dobra, otwieram internet, szukam… W tym momencie otwierają się drzwi za moimi plecami. Oho, wychowawca z nocnym dyrzurem! Zaraz się zdenerwuje! Dlaczego jeszcze nie śpisz?! Przecież jest późno! Co ty w ogóle jeszcze robisz?! I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że dwie, jak najbardziej poprawne, odpowiedzi na to pytanie brzmią według woli: "czytam Biblię" albo "uczę się o błędach w ocenianiu statystyk w influence marketingu". Kto z was by w to uwierzył? Jakoś mnie to rozbawiło. :p Pytanie nie padło i szczerze mówiąc, tak dla odmiany, nie mogę tego odżałować.

Cóż jeszcze pragniesz wiedzieć, Drogi Czytelniku? O, poszłam się szczepić! Uprzedzając komentarze, NIE, nie umarłam. We wtorek czułam się zupełnie normalnie. W nocy szczepionka zmieniła zdanie, ale da się żyć. Z kolei głosów nie słyszę, halucynacji nie mam, wi-fi mi szybciej nie chodzi, to jakiś lewy ten szpiegowski chip.
Choć w sumie, my się śmiejemy, ale jak mi przyszedł sms o szczepieniu na zegarek niedługo po powrocie z tego przyjemnego wydarzenia, to nie powiem, trochę mi się dziwnie zrobiło. O, właśnie, tak a propos statystyk i szpiegów, to polecam się zapoznać z danymi natemat, ile z tej wielkiej wiedzy, co to podobno ma o nas internet, jest prawdą. W sensie, ile z tych informacji zgadza się z rzeczywistością. Spoilerować nie będę, ale zdziwicie się. Ja się zdziwiłam. Może jednak googla tak bardzo nie obchodzi, co ja jem…
Zuziu, pamiętam o Tobie i o tym, żeby ogłosić, że byłyśmy w niedzielę na foodtruckach! W ulewnym deszczu! Bardzo! Ale dobre były. :d I pierwszy raz zapłaciłam zegarkiem. Mieli rację ci, co to tak chwalili, niesamowicie wygodna sprawa.

I to już chyba na tyle, jeśli chodzi o mój treściwy wpis, Drogi Czytelniku. Powinnam robić muzykę, praktyki, może poćwiczyć grę na instrumencie… O właśnie, anegdota trzecia, dialog z fortepianu.
– Ja myślę, żebyśmy sobie wzięli coś nowego do grania. –
– Proszę pana, ale pan wie, że ja zaraz mam praktyki i zostaje nam tylko czerwiec? –
– Ale wy w tym roku nie macie egzaminu. –
– Aaaaa, to zmienia postać rzeczy; to możemy grać, co pan chce! –

Także tak… Takie mam, widzicie, przygody. :p Idę odchorowywać szczepienie. Mam nadzieję, że będę miała po co pisać częściej, niż ostatnio. W sumie możecie trzymać kciuki, bo nie powiem, zabawny wpis o ostatnim miesiącu jest naprawdę sporą ironią losu.

Pozdrawiam i zdrowia życzę ja – Majka.
PS: Czy tylko ja w chwilach stresu ciągle wracam do tych samych książek i filmów? Do czego wracacie w ramach uspokojenia? Prześlijcie chmurą jednego umysłu ozdrowieńców… albo napiszcie w komentarzu, też można.

Kategorie
wspomnienia i dłuższe opisy

Q&A! Djsenter, Pajper, As, spis treści w komentarzu

Kategorie
wspomnienia i dłuższe opisy

Q&A! Wojtas, Monia, Balteam, Julitka, Violinistka, Piotr, Ambulocet, w komentarzu spis treści

EltenLink