Obiecałam sobie, że cośna blogu będzie, na razie jest to. Nowy awatar.
Są tacy ludzie na świecie, których nie tylko lubię i szanuję, ale mogę się od nich uczyć i ich naśladować. Serio, wiem, że to co robią i mówią mnie naprowadzi na właściwy tor wtedy, kiedy sama nie będę wiedzieć, gdzie on właściwie jest. Więc to im zadedykuję ten kawałek, jeśli kiedykolwiek go zaśpiewam.
Dziś piosenką dnia jest utwór "flashlight" z filmu "pitch perfect 2". Śpiewany również przez Jessie J, tutaj w wykonaniu Hailee Steinfeld. Miłego słuchania.
Pozdrawiam ja – Majka
PS Gościom przypominam, że "tu" oznacza w moim awatarze, ludzie z poza eltena mogą wysłuchać pod tym linkiem:
Miesiąc: grudzień 2017
Hejoooo!
OK, oto znów doczekaliśmy się momentu, kiedy człowiek jest mądry po szkodzie. To uczucie, kiedy kończysz oglądać sezon serialu, dzieje się coś, co zmienia wiele w historii, ty chcesz wiedzieć co dalej… i okazuje się, że następny sezon potrzebuje jeszcze ponad godziny, żeby się pobrać. To źle, to źle. Ale, jest też lepsza część, mianowicie, to mnie zmotywowało do napisania wpisu. :p
No więc… nie zaczyna się zdania od "no więc"! Mówiłam ci to już! Yyyyy… Zastanawiam się, co się działo przez ostatnie tygodnie.
Jak wszyscy wiemy, to są ostatnie tygodnie przed świętami. Jej! Czyli wszyscy są weseli, dobrze usposobieni do świata i ludzi i wcale nie zmęczeni? Nie, moi drodzy. Tygodnie przedświąteczne to czas, w którym i uczniowie, i nauczyciele wiedzą, że niedługo będą mieli chociaż tydzień wolnego. A co za tym idzie zdają sobie sprawę, że już długo chodzili do szkoły bez przerwy. Co jeszcze wzmaga ich zmęczenie! Poza tym, jest zima, więc chorują wszyscy, a jak nie chorują, to o tym marzą po cichu, no bo, kurcze, trzy dni wolnego! A tak poważnie, to serio, nie mogliśmy się już doczekać świąt. No bo z jednej strony wszyscy wiedzieli, że zostało tylko kilka dni do końca nauki w tym roku, a z drugiej strony, gdy na hisie pojawiło się 14 osób z 26, nasza pani profesor stwierdziła, że gdybyśmy byli w sejmie, obrady mogłyby się odbyć, ponieważ wymagane pięćdziesiąt procent jest! :d Przy okazji serdecznie pozdrawiam Panią Profesor. Wytrzymać z nami ostatnią lekcję w piątek, to jest sztuka.
Inna rzecz, że tóż przed przerwą, mianowicie w czwartek, mieliśmy koncert świąteczny. Już trochę o nim pisałam. Wrócę do niego jeszcze, ale spróbujmy trzymać się chronologii.
To zacznijmy od piątku. Nie, nie wczorajszego, tydzień temu. Tydzień temu byłam u fryzjera i tam stałam się światkiem dialogów magicznych, które uwielbiam. Najpierw byłam ja, ja tylko ścinałam grzywkę, nic, co by zajmowało dużo czasu. Potem więc usiadłam sobie i czekałam, bo fryzjerka zajęła się moją mamą. Siedząc tam obserwowałam sobie inne klijentki. Jedna z nich, podejrzewam, że znajoma fryzjerki, przeglądała próbki perfum.
– Ty, zobacz, te ładnie wyglądają, nie? – zwróciła się do, siedzącej koło mnie, koleżanki.
– A to ty oglądasz perfumy, zamiast je wąchać? – zagadnęła z umiarkowanym zainteresowaniem fryzjerka. Parsknęłyśmy śmiechem. Koleżanka podniosła się z miejsca.
– Pokaż mi. Nie no, te to w ogóle są męzkie. A tamte pokaż… –
– Tak tak, przyjrzyj się im. Obejrzyj opakowanie. – zachęciłyśmy ją. Koleżanka wróciła na swoje miejsce koło mnie, ale nie usiedziała długo.
– Słuchaj, ale ja przez ciebie mam taki odwyk, że na prawdę… – zwróciła się do fryzjerki. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale niebawem się wyjaśniło.
– Powiesz mi, za ile będę mogła wyjść zapalić? – Aaaaa, więc to tak! Farbuje włosy, ma to wszystko na głowie i nie może wyjść na fajka. Biedna.
– Ehhhh… dobra, puszczę cię, bo cię rozumiem. – westchnęła fryzjerka. Rzeczywiście, ona też pali. – Tylko szybko. Szybko pal. I weź od razu dwa na raz, bo potem trochę tu posiedzisz. – Przy okazji zakładała jej czepek.
– No dobra, idź. Tylko załóż kaptur!
– Nie mam. – oznajmiła dziewczyna raczej obojętnym tonem.
– No to nie wiem, zrób coś! –
– DOooobra, kurtkę sobie zarzucę na łeb. –
– Zarzuć na łeb i idź. – Po chwili wahania dziewczyna zawróciła.
– Nie no, weeeeź, nie masz jakiegośręcznika? Przecież nie będę szła z tą kurtką, jak debil. –
– Aaaa, w tym czepku też nie wyglądasz za mądrze, wiesz? – zauważyła uprzejmie fryzjerka, co przyprawiło nas o kolejny napad wesołości.
Widzicie? I dlatego nie opłaca się palić! :p
Mnie w ogóle zawsze bawi to, jak mogą ze sobą rozmawiać przyjaciółki / dobre koleżanki. Przecież mnóstwo rozmów jest niezrozumiałych dla postronnych. Baaa! Oni mogą nawet pomyśleć, że my się kłócimy! Weźmy na przykład próby. (no i tu wracamy do koncertu.)
W dzień koncertu od godziny ósmej siedzieliśmy w sali 101, przygotowując się do występu. Było zamieszanie, każdy ćwiczył coś, w miarę możliwości co innego, niż osoba siedząca obok, wszyscy się darli, żeby to przekrzyczeć… no ogólnie, świąteczna atmosfera pełną parą! Zamiast wykrzykników typu: jak dobrze, że już są święta! Albo: wesołego nowego roku dla wszystkich! Rozlegały się głosy: dlaczego to znów nie działa, powinno działać! Albo: A mówiłem, żeby tego nie ruszać! Czy też, nasze ulubione: czy mógłbyś się na chwilę przymknąć?
Jest to zjawiskiem niesamowitym, które możnaby podsumować tekstem, który kiedyś usłyszałam od koleżanki – "od matki i od trenera NIE boli!". No i rzeczywiście, jak trenujemy, to wiadomo, że czasem usłyszymy kilka słów, które w innych okolicznościach by nas zasmuciły / dość ostro wnerwiły. Jeśli jednak jest to powiedziane w pewnych konkretnych sytuacjach / pod pewnymi, konkretnymi warunkami, my wiemy, jaki jest tego cel i się nie obrażamy. Tak samo było tutaj. Gdybyśmy rozmawiali ze sobą w ten sposób całe życie, to po pierwsze, nie chciałoby nam sięwięcej rozmawiać, a po drugie, żadne z nas nie miałoby już głosu. Obrazuje to scena, która wydarzyła się przed drugim z trzech występów.
Mieliśmy tam jedną taką piosenkę, do której grałam tylko ja na bębnie i chłopaki na gitarach. Jeden kolega, nie wiem dlaczego, może chciał sprawdzić, może mu sięnudziło, nie wiem, zaczął grać na pianinie. Gdy skończyliśmy piosenkę, odwróciłam się w ich stronę.
– Kto gra na pianinie?!
– On! Zawołała Julka.
– No to, słuuuchaj, nie graj! –
– Nie graj! – przyśświadczyła Julka. – Po pierwsze, to tu nie pasuje, a po drugie, to ty tego nie umiesz! –
– No właśnie, nie umiesz, to nie graj! – W tym momencie nasza pani prowadząca odwróciła się do innej nauczycielki, która obserwowała próbę i zauważyła cicho.
– No… właśnie tacy mili jesteśmy. –
Na próbach jednak, szczególnie w dzień koncertu, było to całkowicie dopuszczalne, ponieważ wszyscy doskonale wiedzieli, że musimy to ogarnąć teraz albo nigdy. I, kunaszemu zaskoczeniu, wszystko wyszło całkiem dobrze.
Po wszystkich koncertach okazało się, że od pana, który załatwiał nam nową naklejkę z naszym logo, dostaliśmy długopisy. Za koncert, każdy otrzymał w nagrodę długopis. Cała grupa zgodnie odpracowała obowiązek radości, wołając: Jej! Super! Nareszcie! Całe życie marzyłem, żeby wygrać długopis!
Co ciekawe, na moim dodatkowym angielskim dostajemy podobne nagrody. :d
No i proszę, dotarliśmy do świąt. Od wczoraj trwa przerwa świąteczna, od wczoraj cieszę się możliwością wyspania się, a także brakiem obowiązku rozwiązywania zadań z matematyki. Wczoraj mieliśmy tylko trzy lekcje, a potem wigilię klasową. Złożyliśmy sobie życzenia, puszczaliśmy kolędy i jedliśmy, bo rzeczywiście, przynieśliśmy spooooro jedzenia. Po wigilii natomiast rozeszliśmy się do domu, by się cieszyć z uzyskanej niedawno wolności.
A propos uzyskanego niedawno, to po świętach zajmę się zaopatrywaniem się w sprzęt. Po pierwsze, zostanie do mnie wysłany mój noooowyyyy komputer! :))) Bardzo dobrze! A po drugie, będę szukać mixera. Mam nadzieję, że do ferii uda mi się ogarnąć sobie jedno i drugie. Także, można mi życzyć powodzenia o tyle, że czeka mnie nie tylko poszukiwanie mixera, ale też sprawdzian z fizyki, matmy i hisu, tóż po świętach. Faaaaaaajnie.
A jak wy spędzacie święta? Ja będę na wigilii u jednej babci, potem u drugiej, ogólnie zapowiada się bardzo miło. A jak tam u was?
Także, ja wam życzę wesołych świąt, szczęśliwego nowego roku i wszystkiego, co dla was najlepsze. Nie umiem skłądać pięknych, długich i dobrze sformułowanych życzeń, więc wybaczcie, ale na tym skończę ich składanie. A, no i mam nadzieję, że dostaniecie to, o czym marzyliście w te święta. 🙂
Kończę i pozdrawiam ja – Majka
nowy awatar – idą święta
Witajcie!
Z okazji zbliżających się świąt, postanowiłam zmienić awatar. A ponieważ, jak wiadomo, językiem wiodącym jest język angielski, będzie to angielska kolęda O Come_ All Ye Faithful. A w moim awatarze bardzo przyjemne wykonanie jej przez zespół Pentatonix. Bardzo fajne, chciałabym kiedyś to zagrać / zaśpiewać… ogólnie coś z tym zrobić bym chciała.
A propos "zrobić", to dziś brałam udział w koncercie świątecznym w moim liceum. Nazywa się to "nasze Betlejem" i odbywa się co roku. Ja grałam już drugi raz, a piszę wam o tym, bo na tej samej płycie Pentatonix była jeszcze piosenka "let it snow", którą również wykonaliśmy. Co ciekawe, my to robiliśmy raczej w aranżacji dość znanej, raczej jazzowej. Tam trzeba używać specjalnych pałek do perkusji, tzw. szczotek / miotełek. Wczoraj, na mojej lekcji perkusji, mój nauczyciel wręczył mi miotełki poraz pierwszy w życiu i poraz pierwszy zaczął mi wyjaśniać, jak nimi grać. Po powrocie z lekcji, również wczoraj, dowiedziałam się, że… muszę nimi zagrać… Tadaaaaa! Dzisiaj. Nie umiejąc! Faaaaajnie… Ale muszę powiedzieć, że źle nie było, a że my ten koncert zawsze gramy trzy razy (dwa razy dla uczniów i raz dla nauczycieli), to miałam czas, żeby się poprawić. Podczas ostatniego występu, tzn. tego dla nauczycieli i pracowników, było to w miarę znośne. 🙂
OK, nie będę się rozpisywać tutaj, bo pewnie przed świętami zamieszczę jakiś dłóższy wpis traktujący o wszystkim i o niczym. To mój ulubiony temat rozważań!
Jak ktoś ma pomysł, o czym powinnam napisać, proszę dać znać.
Pozdrawiam ja – Majka
PS Przypominam o możliwości komentowania! Również przez gości. Podajemy mail, podpisujemy się i gotowe!
Witajcie, drodzy kosmici!
Nowy awatar jest zpowodowany kilkoma różnymi przypadkami. Po pierwsze, ostatnio byłam światkiem zabawnej sceny. Z powodu ochrony danych osobowych nie wspomnę po nazwisku, ale ostatnio pewna żona, gdy jej mąż znajdował się na imprezie z kolegami, pytała, jak tam się ma i kiedy będzie wracał. Po otrzymaniu kilku wymijających odpowiedzi zagroziła, że, tu cytat: jak do pierwszej cię nie będzie, to po ciebie przyjadę i narobię ci obciachu! Podziałało. :d
Druga rzecz, dzisiaj wieczorem moja siostra stwierdziła pewnym tonem: ja, to chciałabym mieć męża – masterszefa!
Uprzejmie zauważyłam, że przynajmniej jej mąż będzie bogaty i zasugerowałam, że może zrobić konkurs i sprawdzić, który z przyszłych kandydatów będzie się nadawał. Kontynuując tę fascynującą rozmowę odwróciłam się w pewnym momencie do drzwi, mówiąc: o mężu… Wchodząca w tym momencie mama dokończyła bez namysłu: który jeździł koleją.
Dokładnie! To jest to! "O mężu, który jeździł koleją". "Stary mąż… i morze". "Mąż i pani Róża". Ojjj… to chyba źle. "Mąż i Małgorzata"! Jeszcze gorzej! "Mąż, czarownica i stara szafa"! Idziemy stanowczo w złym kierunku!
Widząc wyraźnie, że mój mózg dotarł do punktu, z którego już można się tylko cofnąć w rozwoju, przejdę może do tego, że mój dzisiejszy awatar, to piosenka od Meghan Trainor – Dear future husband. Lekkie, radiowe, na chwilę… i spowodowane tymi różnymi rodzinnymi dyskusjami.
Cóż mogę rzec… Mój przyszły mężu… jużci współczuję.
Pozdrawiam ja – Majka
PS Zachęcam do własnych pomysłów, co do tytułów. Filmy też się liczą! 😉
dobre wieści!
Hejo!
Mam trochę dobrych wiadomości, którymi chyba muszę się podzielić, no bo jakże by nie.
No więc… nie zaczyna sięzdania od "no więc"! OK, także… yyyyy… no… To może inaczej. Będę pisać dzień i wiadomość, która pochodzi z danego dnia.
Niedziela
I to jest ten moment, w którym kończysz oglądać sezon serialu i zdajesz sobie sprawę… że nie masz następnego! A następny będzie się ściągać dwie godziny! O tak! To nie jest dobra wiadomość. Dobra jest taka, że ten następny sezon skończyłam dziś rano. :d
Poniedziałek.
Byłam na zebraniu nauczycielskim. I dowiedziałam się, że nie powoduję większych problemów. TO chyba dobrze. Ale to nie jest wiadomość dnia! Znaczy jest, ale jest jeszcze druga.
Ja, będę, mieć, maca! Śpiewam o tym każdemu, kto chce słuchać, kto nie chce pewnie też o tym słyszał, więc i tu powiem. Mój znajomy, mój dobroczyńca, mój współtwórca świata djów, sprzeda mi swój, nieużywany, niewielki komputer stacjonarny. I uwaga, co tam jest? Garage band! Cały! Dla tych, co nie wiedzą, to to jest taki program do tworzenia muzyki za pomocą komputera. Można coś nagrać, można złożyć w całość, ogólnie wszystko można. Od poniedziałku więc warjuję ze szczęścia. Nie dość, że będę mogła używać różnych programów firmy apple do moich muzycznych prób robienia czegoś konkretnego, to jeszcze będę mogła testować programy firmy apple służące do wszystkiego innego. :d A znajomość tego systemu na pewno przyda mi się na studiach.
Wtorek.
Co było we wtorek? WF! Dostałam piątkę mniej z wfu. Patrząc na to, że rok temu ledwo umiałam pływać, to jest chyba duuuży postęp. Inna informacja. Zadziwia mnie fakt, że gdy jedna zbłąkana dusza zaśpiewa w jednej z przebieralni: "miłość, miłość w Zakopanem!", to nagle caaaaała szatnia dziewczyn śpiewa z niąrazem.
Środa.
W środę… w środę był niemiecki… Ja nie wiem czemu, ale strasznie mnie ostatnio te lekcje bawią. A już zwłaszcza wtedy, jak mamy coś czytać. Bo nagle odkrywamy z koleżanką, że, w przeciwieństwie do angielskiego, my czytamy ten tekst i nie rozumiemy absolutnie nic. Bardzo dziwne uczucie, serio. Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, płaczemy więc. Ze śmiechu.
Następna rzecz, dostałam 4! Z matmy! Na prawdziwym sprawdzianie, nie na poprawie sprawdzianu! Ja wiem, to był podstawowy sprawdzian, nie powinnam się cieszyć. No ale jednak!
A, no i była kartkówka z angielskiego. Przed rozpoczęciem pisania pani profesor zwróciła mi uwagę: Maju, ale zrób coś z tym ekranem, żeby nie było widać, co piszesz.
– Maja, ja się nie przesiadam! – oznajmiła Beata.
– Maja, czekaj, czekaj, pokaż… – zainteresowała sięPaula.
– Maja, jak dobrze, że jesteśblisko! – ucieszyła się Roksana. Cóż za niesamowity wzrost popularności! Pozdrawiam wymienione tu dziewczyny bardzo serdecznie. :d
Popołudniu odwiedziłam szkołę muzyczną, do której chodziłam pod koniec przedszkola. Tam pracuje pani, która pierwsza pokazała mi perkusję. I ksylofon. I w ogóle super, że to zrobiła, teraz mam co robić w życiu, to cudowne. A na mojej zwykłej lekcji perkusji wieczorem robiliśmy tak dużo tak trudnych rzeczy, że nawet nie zdążyliśmy pogadać. Z moim nauczycielem powoli zaczynamy uważać, że raz na miesiąc powinniśmy mieć lekcję poglądową, podczas której moglibyśmy się wymienić wszystkimi pobocznymi opiniami na temat nowych płyt, nowych filmów, książek Kinga i wieeeeelu innych spraw.
A, no i kolejna dobra wiadomość środowa. Mogę udostępniać moje wpisy na blogu szerszemu gronu! A to grono może to komentować! To fantastycznie! Mam nadzieje, że niedługo zacznie to robić. 🙂
O, będąc przy temacie. Moja babcia, która całkiem dobrze radzi sobie w labiryntach internetu, chciałaby to skomentować. Jest tylko jeden problem. Nie umiemy jej wymyślić fajnego nicka, który mogłaby wpisać, aby skomentować jako gość. Powinien być jakoś związany z jej super mocą. Super moc mojej babci polega na tym, że w niewytłumaczalny sposób uruchamia lub uniemożliwia uruchomienie różnych urządzeń elektronicznych w swoim otoczeniu. Ktoś coś? Podajemy propozycje w komentarzach, pamiętając, że czytam je nie tylko ja, ale też Babcia. 🙂
Czwartek.
W czwartek mieliśmy święto patrona szkoły. Uczniowie wygrali z nauczycielami w siatkę! Jejjjjjjj! Cieszmy się! Przy okazji, to niesamowite, jak niezwykłe talenty i pomysły ujawniają się u ludzi, którzy nie chcą iść na lekcje. Mecz skończył się nieco zawcześnie i rozległy się głosy protestu: my mamy matmę, nie idziemy! My mamy polski, nie idziemy! No i w końcu jeden kolega zwrócił się do drugiego: słuchaj, zrób coś, porusz sekcję dopingową, albo nie wiem… Zaśpiewaj coś! Na co zagadnięty młody człowiek zerwał się z ławki z wielką energią i zagrzmiał: wstań, unieeeeś głoowęęęęęę! Wsłuuuuuuuchaj się w słoooowaa! Pieeeeeśniiiii, o maaaaałyyym, ryceeeeeeerzuuuuuuuuu!
No i pół dnia mi to po głowie chodziło.
Dalej! Razem z koleżankami z mojej klasy grałyśmy w "państwa miasta" na telefonie jednej z nich.
– Kolor na A! – Akurat złożyło się tak, że powiedziałam, jaki kolor i po zastanowieniu dodałam. – Hmmmmm, to dziwne. Dlaczego to ja pierwsza mówię o kolorach?
Tak w ogóle, mam to szczęście, że moja klasa nie tylko mi pomaga dostać się do sal, ale też śmieje się z żartów typu: gadał ślepy o kolorach. Więc wszystko było w porządku i grałyśmy dalej.
Swoją drogą, jeśli to czytasz, Paulino, proszę się przyznać, skąd znasz te wszystkie dziiiiiiiwne nazwy miast?
Choć moja ulubiona odpowiedź z gry brzmiała:
Kolor na ł? Yyyyyyyyy… ładny? No w sumie, ładny może być.
Na angielskim mieliśmy o zawodach, pracy itd. W ramach pracy domowej mamy odpowiedzieć na pytania. Mamy sobie wyobrazić, że 10 lat pracujemy w zawodzie i odpowiedzieć na kilka pytań. Myślicie pewnie, że mamy wybrać ten zawód, jaki chcemy mieć w przyszłości? Ha, ha, ha… Nope! Zawody zostały nam podane z góry. Rozumiem zawód model, ale potem zaczyna się robić ciekawie. Zaczynając od grabarza i rzeźnika, poprzez bezrobotnego… jedno z pytań jest "czy twoja praca jest stresująca". Drugie było "kiedy otrzymałeś pierwsze pieniądze". Taaaaa… liczy się kreatywność. A kończąc na mnie, zostałam pogromcą lwów! Taaaaak. Pytanie: co dobrego robisz dla społeczeństwa? No jakto? Dzięki mnie jeszcze żyjecie, no nie?
Piątek.
Dostałam 4 z fizyki! I do tej pory nie wiem, jak to się stało! :d Bardzo się cieszę i dziękuję Dawidowi, który mi udzielał dodatkowych porad i wymyślał jakieś kosmiczne zadania do rozwiązania. Kiedy rozwiążesz zadanie o rakietach Dawida, nic cię już nie przerazi.
Po szkole udałam się z Beatą do niej, a tam Beata dokonała niemożliwego. Nauczyła mnie… grać na basie. Jedną piosenkę, jak na razie, no ale jednak! Tooooo dziwne. :d Ta piosenka też była dziwna, proszę się nie martwić.
Wieczorem natomiast byłam w Warszawie, na koncercie Gentlemana. Wiecie co? Słuchanie muzyki na żywo, to zawsze będzie dla mnie przeżycie ponad wszystkim. To niesamowite, jak wiele tematów można wtedy przerobić w głowie, jednocześnie się relaksując. Poza tym, był to koncert unplugged, co w praktyce oznacza, że cała sekcja denta, smyczki, syntezatory, wszystko było żywe i analogowe. Bardzo piękne doświadczenie.
No i, w końcu, sobota
Dziś! Dobra wiadomość z dziś? Nadal umiem grać na bębnach. Dlaczego to nowość? Bo ostatnio, jak chciałam zagrać najprostrzą piosenkę typowo radiową, nie wychodziło mi kompletnie nic. No więc, to jest sukces.
Myślę, że na koniec dołożę informację, że niedługo będzie trzeba zmienić awatar. Muszę o tym pomyśleć. Ten proces może trochę zająć. Do zobaczenia więc w nieokreślonej przyszłości. 🙂
Pozdrawiam ja – Majka
PS PROSZĘ O KOMENTOWANIE!
pociemniało, pojaśniało i już
Hejooo!
Odrywając się na chwilę od "teorii wielkiego podrywu", postanowiłam odwiedzić bloga. Poproszę o nowe
komentarze! Tak będąc przy blogu.
Najpierw wam może napiszę, skąd ten tytuł. Był taki kawał. Ojciec chciał spróbować, co ten jego syn tak
po kryjomu bierze. Tak słyszał ciągle, narkotyki, narkotyki, ale nigdy nie próbował, to co mu szkodzi!
No więc zamknął się w łazience, wziął i czeka. Po chwili pociemniało, pojaśniało i już. No to wziął jeszcze
raz. Czeka. I znowu: pociemniało, pojaśniało i tyle. Po jeszcze jednej takiej sytuacji zaczął się niepokoić.
Widocznie nie tylko on, bo ktoś zaczął dobijać się do drzwi. O nie, to pewnie żona! "Kochanie, co ty
tam robisz?" "yyyyyyyy, golę się!" "Kochanie, ale trzy dni?"
Tak że tak. Jak u nas w rodzinie coś się takiego dzieje, co nie spełnia jakichś wielkich oczekiwań, to
mówimy "pociemniało, pojaśniało i już.". Pomyślałam sobie, że to fajny tytuł, szczególnie, że w tym wpisie
będzie kilka informacji rozjaśniających mój nastrój, ale też i troszkę o ciemności. Miłego czytania.
Ostatni tydzień był… oj… nie wiem. Trochę ciężki, a trochę fajny. Powoli zaczęłam odzyskiwać nastrój, być może dlatego, że kończy się listopad, a listopad doprowadza mnie do szału.
Z nowych informacji. Najciekawszy news ever! Dowiedziałam się, że, jak już będę pełnoletnia… Tadaaaam! Ja już jestem pełnoletnia! No więc, TERAZ, mogę uczestniczyć w cudownym wydarzeniu, jakim jest… ja nie wiem, jak to się w całości nazywa… nie zespół przedmiotowy, tylko zespół jaki? Może ktoś wie? W każdym razie, wszyscy nauczyciele uczący osobę z orzeczeniem spotykają się na koniec każdego semestru i, jak rozumiem, dzielą się doświadczeniami. W sensie, mówią, co im pasuje, a co nie. No i to samo o moich odczuciach. Więc: są nauczyciele uczący, pani psycholog, moja pani wspomagająca od matmy, od fizyki pewnie też… Rodzic musi być zaproszony, mama już otrzymała oficjalny list z Hogwartu… no i, od tego momentu, mogę być ja! Ja, jak to zwykle bywa w przypadku wiadomości niezwykłych, najpierw się roześmiałam, a potem zwariowałam. Ooooo, koniecznie muszę to rozważyć! Myśli pani, że to się opłaca? Nie no, jasne, że tak, ja chyba chcę tam iść, co pani myśli? Bo ja wtedy rozmawiałam z panią psycholog. To ona mi sprzedała ten news niezwykły.
"Maju, rozważ sobie za i przeciw. Czemu chcesz się tam wybrać?"
OK… cofam pytanie… czeeeekaj… Przy okazji, serdecznie pozdrawiam Panią, jeśli Pani to kiedyś przeczyta. No więc rozważyłam i uznałam, że "co mi szkodzi", szczególnie, że zawsze byłam ciekawa, co się za tymi zamkniętymi drzwiami, na tych tajnych naradach najwyższego szczebla, omawia. :d
Następną dobrą informacją z zeszłego tygodnia jest to, że prawdopodobnie w środę spotkam się z panią, która kiedyś kiedyś, dawno temu, w zerówce… uczyła mnie perkusji! A dokładniej pokazywała ksylofon, wibrafon i inne takie ciekawe rzeczy. Przez te lekcje potem poszłam na perkusję w Laskach, a tam pan Darek zaczął mnie uczyć na zestawie, bo nie wiedział, że ja w sumie, to lubię się bawić i oglądać ksylofon, bo ładnie brzmi. W skutek czego tak mi zostało do dziś i od tamtego czasu gram na zestawie. Czyli można powiedzieć, że przez te lekcje w zerówce w ogóle zaczęłam grać na bębnach! A to jest jednak ważny element życia. Nie widziałam tej pani od tamtego czasu, wychodzi mi, że będzie ze 12 lat, także może być ciekawie.
Dalej! Mówiłam, że śnią mi się piosenki? A, tak, to było w poprzednim wpisie. Ale powtórzę się, ludzie, piosenki? Istniejące? I to w innej wersji? Poza tym ostatnio w ogóle moje sny są strasznie pomieszane. Np. śnią mi się znajomi z Lasek w mojej nowej szkole. Albo odwrotnie. Chociaż…? To w sumie nie jest takie głupie, przecież ja się ostatnio umawiałam z Beatą na wyprawę do Lasek. Tylko może wiosną, wiosną jest tam tak ładnie. A teraz jest zimno i do domu daleko. Ciemno pewnie też. Bez znaczenia.
By the way ciemności, to ostatnio non stop mamy ubaw na angielskim, bo się od czasu do czasu przewija temat restauracji, w której się je w ciemności. Tam to się chyba zwało "dark in". Ludzie! Dark in, dark out, dark inside out, możnaby rzec! Nothing special! Beata zaczęła czytać mi ten opis. "Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się jeść, nie widząc tego, co jesz?" Yyyyyyy, taaaak? I co dalej? "Przyjdź do nas! Zapewnimy ci niezapomniane wrażenia…" Ludzie, zróbcie, żeby było odwrotnie! TO by dopiero było unforgetable! Od tej pory, za każdym razem, gdy pojawi się ten nieszczęsny tekst, Beata rozpoczyna szeptaną rozmowę: A pani jadła w ciemności? A pani jadła? A opowie pani!
Ja w ogóle bardzo lubię, jak ktoś ma dystans do mojego niewidzenia. W czwartek na dodatkowym angielskim nauczyciel już na początku lekcji powiedział coś w stylu: jak wszyscy widzimy, znaczy Maja nie. Ale jej zaraz opowiecie!
No właśnie, i czego tu się obawiać? Nie obraziłam się, nie nakrzyczałam, nie zaczęłam rozpaczać… Jest fajnie.
Z innych szkolnych informacji, w tym tygodniu do szkoły przyszły nasze dyplomy z konkursu twórczości irlandzkiej. Można było śpiewać lub recytować no i ja, ku mojemu zaskoczeniu, dośpiewałam się trzeciego miejsca. Bardzo dziękuję i niezmiernie się cieszę. Nie pamiętam, czy o tym pisałam, w każdym razie przysłali nam dowód rzeczowy, jest dobrze!
O, tak przy okazji, na tym konkursie zdarzyły się dwie fajne rzeczy. Dwie uczestniczki konkursu zaskoczyły mnie niezmiernie swoją pomysłowością. Jedna zaśpiewała piosenkę Nialla Horana, a druga Eda Sheerana. Co w tym dziwnego? Niby nic, tylko… z resztą, to może mój błąd. Ja zrozumiałam, że to ma być poezja irlandzka, recytowana lub śpiewana. Utwór ma być poezją, a autor i wykonawca irlandczykami. OK, dotarło to do mnie w tej postaci. I jeszcze zrozumiem, że mogłam źle to pojąć. Może chodziło o to, że to ma być dzieło irlandczyka. A czy to jest wiersz, czy typowo piosenka, to już nie ważne. Jak dla mnie, to jeszcze lepiej! Sama bym zaśpiewała co innego, gdybym o tym wiedziała. Ale te dwie nutki mnie zaskoczyły. No bo po 1. Niall Horan. OK, dać tej dziewczynie nobla za pomysłowość, to byłoby mało, ale ja wiem, czy to jest poezja? ZNaczy, z całym szacunkiem dla Horana, ale… A ta druga, no ja kocham tę nutkę Sheerana, serio! Uwielbiam ją! Ale… on nie jest… irlandczykiem? Yyyyyyy… ja mam error.
Nie zrozumcie mnie źle, ja się bardzo cieszę, że te dziewczyny dotarły do finału i podobało mi się, jak występowały. Po prostu nie załapałam, że tak można. :d
Następne nowiny! Hmmmm… co ja mam do powiedzenia… O, taka ciekawostka. Na moich dłoniach chyba już nie ma takiego miejsca, które by nie było podrapane przez Ozzyego. Fajny z niego towarzysz, ale jak się tymi pazurkami lub dziobem złapie, to już nie zawsze jest miłe. :d
I to chyba już koniec ojego wpisu o wszyskim i niczym, jak zwykle z resztą. Jak ktoś ma pytania lub pomysł na następny wpis, proszę mi powiedzieć, bo ja takowego nie posiadam.
Pozdrawiam ja – Majka