Kategorie
co u mnie

Montaże, studniówki i walizki, czyli początek ferii

Drogi Czytelniku!
W piątek rano wypowiedziałam znane wszystkim zdanie: w tej torbie już się nic więcej nie zmieści! A potem musiałam zmienić zdanie i to ze cztery razy, za każdym razem bijąc własny rekord. Wszystko dlatego, że okazało się, że przed feriami trzeba albo wszystko zabrać do domu, albo przynajmniej spakować i wynieść do odpowiedniego pomieszczenia, bo w internacie będą goście. OK, rozumiem potrzebę, pakuję się. Okazało się, że łatwiej powiedzieć, niż zrobić, choć teoretycznie walizka powinna zmieścić wszystkie rzeczy, które się w niej mieściły na początku września, no nie? No nie, okazuje się, że nie do końca. Pakowanie rozpoczęłam w czwartek, w nocy otworzyłam ciastka, bo uznałyśmy z Sylwią, że zasługujemy na nagrodę, o pewnej porze, której głośno nie wspomnę oznajmiłam, że mam dosyć, ja nie mam siły, że idę spać… I poszłam spać. Poranek składał się z kilku, powtarzających się i niezmiernie do siebie podobnych, dialogów.
– OK, już wszystko! –
– A ręczniki? –
– Nosz… – I tu padało kilka niecenzuralnych słów.
– Dobra, teraz, to już na bank wszystko! –
– Maja, a klapki? –
– Skończyłam, tu się nic więcej nie zmieści! –
– Yyyyyyyy, a w takim razie co zrobisz z tym kubeczkiem? –
Kiedy już opanowałam chęć zrobienia z tym kubeczkiem wielu różnych rzeczy, z których rzadna nie wiązała się z walizką, skończyłam pakowanie, ściągnęłam torbę do odpowiedniego pomieszczenia i pojechałam precz.

Mimo, że ostatnie tygodnie do najgorszych nie należały, wręcz przeciwnie, udało mi się zrobić kilka porzytecznych rzeczy, wszyscy się ucieszyli, że już mamy ferie. Wszystkie możliwe rady pedagogiczne, klasyfikacje, końce semestru, egzaminy i zmiany planu, wszystko to sprawiało, że wszyscy byliśmy dla siebie mili, ale jeszcze tydzień, a byśmy się pozabijali. Jak jednak wspominałam, tygodnie od nowego roku raczej wiązały się z sukcesami, skończyliśmy kilka projektów na montażu, ja sobie zdałam egzamin w muzycznej, następnie musiałam jeszcze zagrać na takim przesłuchaniu i na koncercie z okazji… nie wiem jakiej, chyba karnawału. Oczywiście koncert wyszedł najlepiej, bo był ostatni, w przeciwieństwie do pierwszego w kolejce egzaminu, o którym nie lubię wspominać. To był ciężki dzień. 😉
Na montażu kleimy krótkie słuchowiska, np. niedawno mieliśmy do roboty, czytany przez dość specyficznego lektora, wierszyk "na straganie". Powstał nowy przytyk: "pan gada, jak te warzywa na straganie!". Ciekawa też jestem, jak dla osoby postronnej musiałyby wyglądać nasze dialogi ze studia, zwykle odbywane podczas pracy.
– Sylwia, gdzie jesteś? –
– Eeeee, jeszcze tylko te warzywa poprzerzucam i będzie OK. –
– Maja, nie rób tego samego błędu, co ja, nie przesuwaj tych clipów osobno, bo ci się rozwali! –
– O nie, nie gadaj, te kroki? –
– No! –
– No nieeeee, a ja to już też tak pocięłam. Jak to zrobię na mono, to poziomy mi się rozwalą? –
– Rozwalą ci się, jasne, że rozwalą! –
– Proszę pana, no i gdzie są te pluginy? –
– Powinny tam być. O, nie ma? No nie wiem, ukradłaś, to teraz oddaj! – I takie inne różne.

Podczas percepcji dźwięku uczymy się o szumach, maskowaniu i kilku innych rzeczach, które nam wydawały się bardzo trudne, a okazały się dosyć Przyjemne. Dla postronnych nie wiem, ale często, jak komuś opowiadam o szkole, to słyszę cośo magii, także…

Na audio cyfrowym to my mówimy o magii, ja najczęściej wspominam o czarnej jej odmianie, gdy przychodzi do przetworników cyfrowoanalogowych. Chroń mnie, panie Boże, przed tymi przetwornikami! Z naszym audio jest jeszcze ten problem, że czasami są pewne trudności z salą.
– Proszę pana, a w sumie dlaczego my stoimy od kilku minut na tym korytarzu? –
– Nie wiem, skupisko mocy? Uznajmy, że tu sąramptopy. – Nawiązanie do "świata dysku" było ciekawym zabiegiem tym bardziej, że pierwszym zadaniem montażowym, jakim obdarował nas ten nauczyciel, był właśnie fragment od Pratchetta.

Jeśli chodzi o życie w internacie, zaistniał ciekawy efekt, mianowicie przez pewien czas wszystkie chodziłyśmy o dziesiątej… może nie spać, ale czytać, słuchać, coś robić w każdym razie, każda w swoim świecie odpoczywała, czasem nawet zdarzało się przysnąć. O godzinie dwunastej natomiast stopniowo wracałyśmy do siebie i wszystko zaczynało nas niesamowicie śmieszyć. I potem wpadają do nas ludzie o pierwszej: dziewczyny, wy gadacie do tej pory! Nie, my dopiero zaczęłyśmy, proszę pani… Nie wiem, skąd to się wzięło, ale widocznie potrzebowałyśmy chwili odpoczynku w samotności na koniec ciężkich dni, dwie godzinki nam w zupełności wystarczyły, a potem mogłyśmy wracać do normalnego stanu umysłu. No… normalnego, jak na nas.

Poza szkołą nauczyłam się tworzyć sesję i przeglądać instrumenty w logicu, który to program ma wiele chwalebnych cech, ale bycie logicznym na pewno do nich nie należy. Tak samo nielogiczna okazała się strona Avidu, czyli firmy obdarzającej świat protoolsem. Chciałam sobie zainstalować darmową wersję, to, jak ja się z tą stroną umęczyłam ludzkie pojęcie przechodzi. Chwaliłam się nawet tym trudnym doświadczeniem na montażu, podczas którego rozmawialiśmy również o poleceniach głosowych w komputerach applea. Nie wiem czemu, ale wyobraziłam sobie, jak mówię do mojego maca: komputer, zrób coś z tym, to jest strona avidu! A komputer na to: O Jeeeeeeeezu, znowu?
Oprócz tego wybrałam się na studniówkę moich znajomych z podstawówki, gdzie, jak większość rocznika, byłam uprzejma mocno się przeziębić. W ogóle studniówka ta była ciekawym wydarzeniem, bo na prawdę połowa występujących i tańczących poloneza zjawiła się na tej niezwykle ważnej imprezie z wysoką gorączką, druga połowa natomiast miała przynajmniej katar. Ja wtedy jeszcze byłam w miarę zdrowa, ale szłam z przekonaniem, że jak gdzieś się dorobię, to na pewno tam. Nie pomyliłam się, od trzech dni siedzę w domu, kaszlę i jest mi zimno. Mam za to czas, aby w spokoju poczytać, nadal męczę tego "cheruba" po angielsku, a także, żeby posłuchać muzyki. Czekam na parę płyt, więc dobrze jest. Przy okazji, muszę Ci powiedzieć, Czytelniku, że bardzo lubię obserwować, jak jakiś artysta, którego poznałam jako klubowy support kogośinnego i nawet nie zbyt dobrze pamiętałam jego imie, teraz wydaje debiutancki album. Dumna jestem, że zaczynam znać artystów od początku ich bytności na scenie muzycznej, miło na to patrzeć. Jak już jesteśmy przy debiutach, debiutancki album Aleca Benjamina zjawi się w kwietniu. Mam nadzieję, że do tej pory zjawi się też moja strona z recenzjami. A, no i jeszcze jeden muzyczny news, w Ostródzie będzie w tym roku Julian Marley!

Spadł śnieg. Muszę się wybrać kupić nową laskę. W przyszłym tygodniu pojadę na chwilę do Lasek. W piątek odwiedzam liceum. Nie no… serio, nie mam pojęcia, co ci tu jeszcze, Czytelniku, napisać. Myślałam, że mam więcej pomysłów na ten wpis, ale, jak na razie, początek ferii wygląda właśnie tak. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się tu jakiś bardziej dopracowany tekst. Na razie kończę i zapraszam do dialogu.

Pozdrawiam ja – Majka

Kategorie
wspomnienia i dłuższe opisy

Kariera zaczyna się o czwartej rano. – WPis okazyjny.

Są na świecie ludzie, których nie tylko kocham całym sercem i przyjaźnię się z nimi całym umysłem, ale także mają obiecane, że jak dostanę kiedykolwiek życiową szansę na rozwój pasji w pracę, zabiorę ich ze sobą, albo nie pójdę w ogóle. Oto wpis okazyjny.

Niektórzy mówią, że w internecie nie można znaleźć prawdziwych znajomych. W pewnych przypadkach życie mi udowodniło, że to wierutne łgarstwo, choć rzeczywiście, zwykle wolę zaczynać od świata rzeczywistego. Nie zawsze jednak jest to możliwe, możliwe jest za to wpaść na siebie w odmentach wszelakich portali internetowych. I całe szczęście.

Bohaterka mojego dzisiejszego wpisu ma jedną charakterystyczną cechę, o której wie większość osób, które o niej słyszały. Pisze. Umie pisać, znaczy się. I umie pisać dobrze, co by sama nie opowiadała niegdyś na prawo i lewo. To rzuca się w oczy najpierw, rzuciło się i mi. Wszyscy znają moje zamiłowanie do Harrego Pottera, większość osób też wie, że odkąd zdałam sobie sprawę, żę istnieją fanficki, zaczęłam je czytać równie chętnie. Na serię takich fanficków natknęłam się też na pewnym blogu. Przeczytałam, spodobały mi się, przy okazji wiedziałam, że autorka bloga nie jest pozbawiona rozsądku, bo widziałam gdzieś jej wypowiedzi. Na razie było to tylko takie sobie przemyślenie. Potem weszłam na ff.net, (jedną z najbardziej popularnych stron z fanfickami), odnalazłam autorkę i zaczęłam czytać wszystko, łącznie z opisem użytkownika. Okazało się, że autorka jest po realizacji dźwięku! O! I Potter, i dźwięk, i w ogóle cośdo powiedzenia o świecie, pełen pakiet! No więc odważyłam się napisać… Swoją drogą, wiesz, jak śmiesznie mi się teraz patrzy na te nasze pierwsze wiadomości? Zaistniała tu ciekawa sytuacja, bo podczas gdy obie zwykle podchodzimy do nowych znajomości internetowych, jak pies do jeża, od razu udało nam się zamienić parę interesujących zdań o HP i kilku innych seriach. Zgodziłyśmy się co do pewnych wątków, postaci i sposobu pisania ficków, OK, wystarczy, wiemy tyle.

Cięcie. Nastąpił rok, w którym wiedziałyśmy o sobie mniej więcej tyle, co na blogu, ewentualnie to, co udało się powiedzieć na zebraniach, bo obie zaangażowałyśmy się w moderację portalu, na którym ten blog czytacie. I niby nic się nie działo, ale non stop były jakieś rzeczy, które nam się ogólnie zgadzały. A to jakiś komentarz do literatury czy filmu, a to pomysł, jakby można rozwiązać jakiś dźwiękowy problem… Ja oczywiście od razu zaczęłam o ten dźwięk pytać. COś mnie musiało tknąć, bo kiedy bohaterka wpisu autorka zjawiła się na krótką chwilę pod Warszawą, w celu załatwienia jakichś spraw powiedzmy służbowych, to ja wybrałam się ją poznać, pomimo, że od tygodnia leżałam w domu w towarzystwie antybiotyku. Wtedy okazało się, że kolejnym wspólnym tematem są papugi. I zwierzęta w ogóle. Natemat inteligentnych zwierząt, w tym niektórych ludzi, zaczęłyśmy sobie rozmawiać częściej.

Jakoś tak około roku po tym antybiotyku poszłam na dzień otwarty do szkoły w Krakowie, do której aktualnie chodzę. Tam dowiedziałam się kilku rzeczy, które wiedzieć powinnam, aczkolwiek w tamtym momencie bardzo wiedzieć nie chciałam. Wtedy schwyciłam się pazurami i zębami wszystkich, którzy o tej Tynieckiej mieli jakiekolwiek pojęcie. Najbliżej miałam dwie osoby, te dwie osoby zostały wtedy moimi najczęstrzymi korespondentami, miałam więcej pytań, niż mogę zapamiętać i w sumie szkoła została tematem numer jeden. Wróciłam sobie do tych wiadomości, wiesz? I zainteresowała mnie jedna rzecz, o której trochę zapomniałam. My rozmawiałyśmy wtedy o wszystkich innych ludziach, jednocześnie mówiąc sobie mnóstwo prywatnych rzeczy o sobie nawzajem. I jakoś nikt nie zwracał na to uwagi. Świat wiedział, my jeszcze nie. 😉 Pod koniec wakacji padł na mnie blady strach i, jakby to napisał Makuszyński, serce moje było pełne przerażeń. No więc pytania się nie kończyły, wręcz przeciwnie, każda wątpliwość, od tego, czy trzeba mieć własne prześcieradła, ażdo reakcji na poszczególnych nauczycieli i wychowawców, wszystko musiało być prędzej czy później skonsultowane.

Nie wyjaśnię ani sobie, ani czytelnikom, jak to się stało, ale z tych rozmów o szkole, a trzeba pamiętać, że już będąc w szkole też non stop pisałam lub dzwoniłam z jakąś informacją, zrobiły się nam rozmowy o wszystkim. Przy okazji okazało się, że myślenie na temat pisania lub tworzenia zgadza nam się praktycznie w każdym momencie, że podejście do ludzi mamy dość podobne, albo przynajmniej warte konsultacji ze sobą, że samąszkołe też trzeba czasami przegadać, że to, czego ona o sobie nie wie ja jej mogę uświadomić i, rzecz jasna, odwrotnie….. Że nasze podobieństwa zaczynająnas już przerażać… I tu czas na podsumowanie wpisu.

Dzięki za tyle wypisanych słów, że same mogłybyśmy wydać siedmioksiąg, za wycieczkę do Dziurawego Kotła, za rady i opinie, za świadomość, że mam kogoś, kto się zapyta co robię nawet wtedy, gdy sam dzień ma beznadziejny, za rozmowy o sympatiach nieprofesjonalnych, dziwnych połączeniach i grze na skrzypcach, za to, że coraz częściej dajesz sobie pewne rzeczy przetłumaczyć i umiesz przetłumaczyć je mnie… Słowem, dzięki w ogóle, że mam z kim się życiem dzielić i karierę robić. A propos kariery, obiecuję, że będziemy dobrze współpracować:
Pięknie! Jak Finneas z Billie Eilish.
Z sukcesami! Jak Timberlake z Timbalandem, Macklemore z Ryanem Lewisem czy teżtych dwóch z Daft Punk.
Niezważając na to, jak dziwne rzeczy mogą wyjść! Przyszedł mi do głowy DIplo i Skrillex, no sorry.
Na wielu różnych scenach! Jak Kamil Bednarek ze Staffem.
Nieustająco! Jak Rahim z Fokusem.
Jak ja napiszę, to ty narysujesz i odwrotnie! Jak Rodrick Gordon i Bryan Williams.
Z pełnym zaufaniem! Jak McGonagall z Dumbledoreem.
Możesz dopisać własne, więcej tego miałam, ale wiesz, jak to jest, jak się czegoś nie zapisze od razu. :p

Życzę Ci, abyś była zdrowa. Abyśbyła szczęśliwa. Żebyś czasem odczuła też inne rzeczy, bo odczuwanie jest czasami najważniejsze, też po to, aby potem znów docenić szczęście. Żebyś uwierzyła w siebie, bo przysięgam, jak kiedyśspotkam tego kogoś, kto Ciebie tego oduczył, to zrobię mu coś takiego, że mu się wiele odechce. Żebyśmy za pięć lat miały coś, jak nie jedno, to drugie. Żebyś nadal budziła się o czwartej, ale tylko w celu przemyśleń. A, no i na koniec, oczywiście tego nie mogło zabraknąć, naszej światowej kariery! Ja bez Ciebie do żadnej wytwórni nie idę, ale ty też, jak będziesz pisać podziękowania na końcu powieści, to wiesz… 😉

Niech moc będzie z Tobą!
Ja – Majka

PS "Who am I to tell me who I am?" Mądre słowa. Naszczęście, jak ja nie wiem, to ty mi powiesz i nawzajem.

Kategorie
wspomnienia i dłuższe opisy

Jedyną stałą jest zmiana. Rok 2019

"Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana" Powiedział Heraklit z Efezu. Powiedział tak też Sheldon w ostatnim odcinku "the big bang theory". Powiedziała tak również Maja, zmieniając zadanie podczas matury z fizyki. Tego roku nie da się podsumować innymi słowami.

Szczerze mówiąc, nie mam zbytnio pomysłu, jak można w sposób porządny, dokładny i interesujący przedstawić wszystko, co się w tym roku wydarzyło. Nie ukrywam, że bardzo się cieszę, że wszystkie te rzeczy już się stały. Wspomnienia dobre, efekty pożądane, ale za powtórkę dziękuję bardzo. Są takie momenty w życiu, których wielu ludzi, w tym ja, się mocno obawia. Do tych momentów na pewno można zaliczyć zakończenie liceum, bo to i matura, i koniec roku, i wybór dalszej drogi kariery zawodowej, że tak powiem. Pomijając już to całe legendarne "wkraczanie w dorosłość", które mimo wszystko też potrafi wejść na mózg, nie należy zapominać o bardziej przyziemnych sprawach, takich jak: maturę trzeba zaplanować, ładnie się ubrać i zdać. Jedno bardziej irytujące od drugiego. Ale zacznijmy od początku.

Aż dziwnie mi jest pomyśleć, że dokładnie rok temu o tej porze miałam próbne matury, jakieś stresy związane z naukowo-społecznymi sprawami liceum, a także problemy z matmą. Niby tylko rok, a nie zawsze mogę sobie przypomnieć, kim wtedy byłam, bo od tej pory stało się tyle różnych rzeczy, że wydaje mi się, jakby to były ze dwa czy trzy lata co najmniej. Dużo osób powie, że przesadzam, pewnie będzie to nawet prawda, ale rok temu nie miałam pojęcia, gdzie pójdę uczyć się dalej, nie znałam wielu osób, których teraz nie wyobrażam sobie nie mieć w życiu, a także miałam dużo, dużo mniej godzin przejechanych pociągiem. ?
Jestem więc w stanie powiedzieć, że owszem, zmieniłam się dość mocno, bo i moje życie się zmieniło.

Na pierwszy ogień niech już pójdzie ta matura, bo to jednak jakiś tam graniczny moment w życiu, pamięta się go bardzo długo, śni się podobno jeszcze dłużej. Nadal jestem za tym, że maturę się strasznie przerysowuje i demonizuje. Nie przestałam tak uważać i myślę, że ludzie na prawdę nie powinni od tego uzależniać całego życia. Przyznaję jednak, że jest to bardzo ciężkie przeżycie. I to niezależnie od stanu przygotowania do egzaminów. Tak samo zmęczona byłam po polskim, matematyce i angielskim. No… matematyka rozszerzona się trochę wyłamała ze schematu, nie miałam gorszego egzaminu. ? Pamiętam drobne szczegóły, takie, jak oglądanie serialu między maturami, czy też ulgę, kiedy zobaczyłam, że na podstawowym angielskim mamy fragment Harrego Pottera. Jednak o tematach prac lub opinię na temat konkretnych egzaminów można sobie przeczytać na tym blogu trochę wpisów wcześniej. Doświadczenie potrzebne, cieszę się, że zdałam i że mam to za sobą.

Kolejna rzecz, to to, jakim rocznikiem byliśmy. Mówiono, że dobrym, ciężkim, leniwym, zdolnym, dziwnym… W kwietniu jednak sporo osób zaczęło mówić to samo, że trafiliśmy nieco niefortunnie. W kwietniu rozpoczął się strajk, wypadło to akurat przed naszą maturą. Moje prywatne zdanie na ten temat jest już znane, uważam, że jak się ktoś nie uczył przez poprzednie lata, to przez ostatni miesiąc niczego nowego sobie do głowy nie wbije nagle. Zwłaszcza, że to wcale nie był miesiąc, bo ostatni tydzień, to były święta, jeszcze poprzedni, to byłby ostatni tydzień szkoły, nikt mi nie wmówi, że byłyby normalne lekcje. Więc tak na prawdę, z takiej typowej nauki odpadły nam, powiedzmy, dwa tygodnie. Bardziej uciążliwa była niepewność, czy odbędzie się zakończenie roku. I koncert, i rozdanie świadectw… na oba wypadałoby się jakoś przygotować. Pamiętam, jak odwiedzaliśmy szkołę podczas strajku, pamiętam, jak przygotowaliśmy sporo szczegółów koncertu kilka dni przed nim samym… Byłam częścią historii. ?

Kolejną zmianą tego roku jest ten cały Kraków. W maju, między maturami, byłam na dniu otwartym i ten dzień, między wieloma innymi, mogę zaliczyć do tych przydatnych, aczkolwiek nie do powtarzania. Parę tygodni wcześniej dowiedziałam się, że prawdopodobnie pójdę do Warszawy, prawie płakałam z ulgi, że wreszcie wiem, co robić… hmmmm… a jednak nie. Czerwiec, mimo, że wypełniony jeszcze kilkoma wydarzeniami związanymi ze szkołą, czy to dyplom Beci w szkole muzycznej, czy ostatnie pozaszkolne lekcje angielskiego, jednak, kiedy nie miałam nic do roboty, dni zajmowało mi rozmyślanie, co właściwie mam zrobić, jak to wszystko się skończy.
Jak wiadomo, wybrałam Kraków, a moje powody, to materiał na cały osobny wpis, którego raczej nie napiszę. Przyznaję, że kiedy ktoś wyszedł z ośrodka dla niewidomych i jakoś dał sobie radę w szkole zwyczajnej, powrót do ośrodka może sprawiać wrażenie kroku wstecz. Uważam, że niepotrzebnie, ale jednak stereotyp myślenia jest właśnie taki. Mojego myślenia też, uwierzcie mi, że pierwszą moją myślą nie była ogromna chęć wybrania się do krakowskiej szkoły. Jednak, jeśli chodzi o naukę zawodu, człowiek musi się zastanowić, co dla niego lepsze. Dla mnie akurat było pouczenie się dwa lata tutaj, gdzie jestem, a dopiero potem zobaczymy. To nie musi być decyzja odpowiednia dla wszystkich, wcale nie twierdzę, że to jest jedyna droga do nauki zawodu. Mówię tylko, że czasami większej odwagi wymaga, żeby sobie życie na chwilę ułatwić, niż utrudnić, w moim przypadku tak akurat było. A to, ile się nauczę, raczej zależy ode mnie, a nie od tego, że jestem w środowisku niewidomych lub widzących. Przyznaję, że posiadanie dostosowanych materiałów czy testów jest przyjemne. Mam nadzieję, że po dwóch latach i po moich egzaminach wybiorę się gdzieś jeszcze w celu dalszej nauki. Zobaczymy.
Zmiana nie dotyczy wyłącznie szkoły. Do tej pory całe życie mieszkałam we własnym domu. Okazyjne wyjazdy miały zwykle związek ze szkołą, jedną lub drugą, i nie trwały nigdy więcej, niż dwa tygodnie. W Laskach zostawałam tylko jedną noc w tygodniu, resztę zaś mieszkałam w domu. Teraz natomiast musiałam się, przynajmniej częściowo, przeprowadzić do internatu. Nie wiem, czy to przez doświadczenie w Laskach, czy przez to, że lekcje mam interesujące i potrzebne, ale nie jest to dla mnie aż tak duży problem. Jasne, w poniedziałek nie zawsze chce mi się wstać, by zdążyć na pociąg, a w piątek wracam do domu z ulgą, bo w końcu weekend. Funkcjonowanie w tygodniu nie sprawia mi jednak problemu. Wiem, że niektórzy wątpią, więc podkreślę: tak, umiem sama do szkoły dotrzeć i z niej wrócić, tak, umiem sama sobie coś kupić, tak, umiem zalać herbatę i kilka innych, niezwykle potrzebnych umiejętności, też posiadam.

Internat już, to może teraz zmiany muzyczne. Po raz drugi w życiu grałam w zespole muzycznym. Miłe wspomnienia, mam nadzieję, że kiedyś jeszcze ze sobą zagramy. Każde doświadczenie czegoś uczy, a granie w zespole może dać perkusiście tylko potrzebne doświadczenia.
Po raz pierwszy brałam udział w okazyjnym jam session, dzięki czemu zagrałam sobie przed ludźmi i nie miało to nic wspólnego ze szkołą. Miałam też okazję odwiedzić parę prób zespołu nieco profesjonalniejszego­ od moich i poprzypatrywać się ich pracy. To też dobre doświadczenie, podziękowania należą się Fidelowi. ?
Dalej: Pierwszy raz miałam okazję pracować w zawodzie, a przynajmniej zobaczyć przez chwilę, jak to jest. Warto było! Pozdrowienia dla Tomeckiego. Bycie moim nauczycielem wymaga pewnej ilości cierpliwości i pewnego rodzaju poczucia humoru. Gratuluję, witam w klubie itd.

Zmiany pozostałe:
1. Na początku mojego wieku pojawiła się dwójka. ?
2. Zaplanowałam stworzenie strony z recenzjami.
3. Dwa razy zarobiłam pieniądze. XD. No co, to też ważne!
4. Nauczyłam się jeszcze lepiej oceniać, kto chce ze mną rozmawiać, a kto nie. W 2018 kilka znajomości mi się skończyło. W tym, na szczęście, zaczęło i oby jak najdłużej. Nie wyobrażam sobie życia bez was. ?

O tym trzeba by zrobić osobne wpisy, więc chyba ten będę kończyć. W tym roku pokazywałam na blogu swoje instrumenty, wyrażałam opinię na temat płyt, których trochę wyszło, zobaczyłam kilka świetnych koncertów i doceniłam kilku artystów. To na plus. Na minus może w takim razie to, że nie wiele udało mi się w tym roku przeczytać. Preferowałam raczej czytanie rzeczy, które znam, lub oglądanie seriali. Przyznaję się do tego, jak i do tego, że w tym roku nie był nowy rok, nowa ja, a co za tym idzie byłam taką samą, leniwą Mają, jak zazwyczaj. Z tego powodu pewnych rzeczy, chociażby tej strony z recenzjami, jeszcze nie ma. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się to nadrobić.
Idzie nowe, a ja mam mnóstwo planów, które chciałabym zrealizować. Nie tylko z realizacją dźwięku, ale też ogólnie z muzyką, a może i z moją pracowitością również się coś da zrobić. ? A, no i ten FCE przydałoby się zdać… Aaaaaaa, nie mówiłam wam? Firsta nie zdałam, ale tym razem nie przez moje niedopatrzenie, tylko dlatego, że z Anglii przyszedł arkusz, owszem, w brailleu, ale z angielskimi skrótami. Jeśli ktoś nie wie, a w Polsce to całkiem możliwe, w angielskim brailleu używa się specjalnych skrótów, mających nieco zmniejszyć objętość drukowanych lub pisanych tekstów. Konkretne, popularne w języku i powtarzalne zbitki liter, zastępuje się jednym znakiem. Pomysł jest świetny! Świetnym pomysłem byłoby też nauczanie tych skrótów w Polsce. Chociażby w ośrodkach. Chociażby w liceach… gdziekolwiek! No nie naucza się tego nigdzie. Co za tym idzie, ja tego nie umiem. Mam zamiar się nauczyć, ale jeszcze nie umiem. Poinformowałam o tym Anglików, ale widocznie ktoś się pomylił i przysłał arkusz, dla nich zwyczajny, dla mnie nieodczytywalny. ? Także tak, egzamin w marcu, życzcie mi powodzenia. ?

I to chyba koniec podsumowania. Powinnam napisać o czymś jeszcze? Wiem, że czasami różni moi czytelnicy dziwią się, że o czymś nie piszę, albo piszę… w każdym razie się dziwią, bo coś im tam w obrazie mojego życia nie pasuje. Wyraźcie zdziwienie w komentarzach, chętnie się odniosę, bo może o czymś zapominam. ?

Pozdrawiam was serdecznie i, po czasie, ale jednak, życzę szczęśliwego nowego roku.
ja – Majka

EltenLink