Dobra. Otrząsnęłam się, posiedziałam sobie bez sensu rozmyślając nad życiem, parę razy wybrałam się wszędzie… i jestem w stanie pisać.
Po pierwsze, to chcę uprzejmie donieść, że to mi wcale nie przeszło.
Płyta siódmego czerwca. Będzie ogień. Nie wiem, czy dwa miesiące, czy dwa dni, ale będzie!
A propos płyt, coraz bliżej jestem tej mojej strony z recenzjami. Na razie spokojnie, nic się nie dzieje, ale recenzje już się tworzą, to i może strona powstanie. Zwłaszcza, że jak mi się nawarstwi materiału, to zapomnę, co chciałam napisać, więc trzeba zacząć jak najszybciej.
A jak już jesteśmy przy recenzjach, to dopiszę, że kolega, który tutaj ukrywa się pod nickiem Papierek zaprosił mnie ostatnio na wesele. Rzecz jasna nie własne, spokojnie, to było cudze wesele. Ja byłam osobą towarzyszącą i było to dla mnie bardzo miłe towarzystwo. Wraz z Mateuszem ucieszyliśmy się z tego, że grał tam zespół na żywo, a podczas ich występów nie tylko potańczyliśmy, ale także uznaliśmy, że ta wokalistka się tam serio marnuje, ona powinna występować w dużo większych lokalach, na dużo większych scenach! I co, Mateuszu, dało się tańczyć z kimś niewidomym? Ja nie dam rady? Ja? :p
Przejdźmy dalej. Jak wiadomo, tydzień temu skończyłam szkołę średnią i, ku mojej radości i jeszcze większemu zdziwieniu moja rodzina uznała, że z tej okazji zasłużyłam na prezenty. Po pierwsze mam nową kurtkę, świetną, będę w niej chodzić wszędzie! Dzięki, Babciu, wiesz, jak trudno jest zmusić mnie do przymierzenia i noszenia czegoś bez protestu. Moja druga Babcia i Wujek wpadli na równie znakomity pomysł, mianowicie podarowali mi dowolny prezent w postaci pewnej ilości środka płatniczego akceptowanego w tym pięknym kraju. Ja środek płatniczy przepuściłam na ten, kilka razy już wspominany, metronom wibracyjny. Gdybym miała go sobie kupić samodzielnie, podejrzewam, że trochę by to potrwało, ponieważ jest to gadżet z kategorii "będzie okazja, to i zakup będzie". Polega to na tym, że metronom nie wydaje odgłosu, nie klika, nie piszczy, nic w ogóle nie robi, poza wibrowaniem i świeceniem. Można go sobie nosić na ręce, nodze, czy czym tam chcecie i odczuwać jego wibracje. Jest to ciekawe doświadczenie, ponieważ ludzie, używający metronomu tak w ogóle, przyzwyczajeni są zwykle do dźwięku. A tu trzeba się przestawić na dotyk i rzeczywiście, przyzwyczajenie się trochę mi zajmie. Ale jest to bardzo ciekawy pomysł, zrobiony fajnie i współpracuje z firmową aplikacją na telefon, jak najbardziej dostępną i do ogarnięcia. Można sobie tam ustawić konkretne tempo, kolor światła i moc wibracji, takie tam. Fajna rzecz, będę ćwiczyć.
A propos zakupów. Ostatnio coś mnie trafiło, ponieważ mój hihat się zepsuł. Hihat (część zestawu perkusyjnego) przestał działać tak, jak powinien, co czasem się zdarza, jak się człowiek posługuje elektroniczny zestawem. No więc udałam się do sklepu, kupiłam stołek, o którym już tu pisałam, a także zamówiłam nowy hihat wraz ze statywem i nowy pad talerzowy, żeby jeden z talerzy również wymienić. Późniejszym zakupem był też nowy moduł sterujący. Wyjaśniam, że perkusja elektroniczna polega na tym, że pady imitujące bębny połączone są kablami z mózgiem całej operacji, czyli modułem mającym w sobie komputer do obsłużenia całości. Tam są wszystkie brzmienia, tam idzie sygnał z czujników, umieszczonych na padach. No więc zamówiłam nowy moduł, ale, że chcę go kupić, że tak powiem, tak o, bez całej reszty, to muszę sobie nań troszkę poczekać. W Prodrum owszem, mają moduł roland td17, ale wraz z zestawem, osobno ten gatunek nie występuje, jeszcze go nie ma. Czekam więc i od razu zapowiadam, że, jak przyjdzie, a ja będę już wiedzieć, jak zrobić na nim cokolwiek, zrobię wam tu porządny wpis audio. I myślę, że w tym wpisie zrobię prezentację całego sprzętu, jaki ja tu mam, jednym rzutem. I perkusję, i klawisz, i całą, brzęczącą, stukającą i ogólnie robiącą dużo hałasu, akustyczną resztę.
Przejdę teraz do mniej miłego tematu, bo wiem, że dużo osób o to teraz pyta. Nie będę mówić, co się będzie działo w poniedziałek, bo i tak wszyscy wiedzą, a ja już jestem na etapie: nie używaj tego słowa. Na pierwszy ogień niech pójdzie moje osobiste podejście do imprezy. Pod tym wpisem będą dwie kategorie komentarzy. Te, które uspokajają i życzą powodzenia, powtarzając, że wszystko będzie dobrze, albo takie, które będą tłumaczyć, że spoko, to i tak nie musi się liczyć, przynajmniej nie wszystkie przedmioty, więc co ja się przejmuję, nie ja pierwsza, nie ostatnia. Kochani, wdzięczna jestem za każde słowa wsparcia i trzymanie kciuków, na prawdę. I ja chętnie odpowiem na wszelkie pytania i wątpliwości, ale, co do tych dwóch wspomnianych kategorii, to… dajcie żyć. Ja wiem, że ja zdam. Wiem też, że nie zdam na 30 procent, zdam wyżej. No, może poza matematyką rozszerzoną, ale nie bądźmy drobiazgowi. Mało tego, wiem też doskonale, że ja NIE potrzebuję tych wyników na studia, potrzebuję zupełnie czegoś innego. To nie o to chodzi. I tu wchodzi ta druga rzecz, o której chcę powiedzieć. Moje odczucia natury ogólnej. O mojej opinii na temat demonizowania i mitologizowania egzaminów wszyscy dobrze wiedzą. Nie gadałoby się o tym średnio raz na 3 godziny, to może ludzie by się mniej stresowali, a co za tym idzie, lepiej pisali. Do tego, procedury. Ja wiem, że to jest ważny etap naszego życia i tak dalej, ale… wiecie, w maju jest różna pogoda. Załóżmy, że jest gorąco. I co? Przychodzi taki jeden z drugim, w garniturach… i się skupić nie mogą! Bo się duszą! Ja się wcale nie dziwię. Dziewczyny to samo, jak ja jestem zestresowana, łapki mi się trzęsą, a jeszcze muszę patrzeć, żeby broń Boże kropli kawy nie uronić na białe, albo czy mi oczko nie poszło… ludzie kochani, pamiętajcie, najważniejsze jest to, co w głowie!
Dalej. Ja doceniam wszystkie przedmioty. Bardzo szanuję ludzi, którzy piszą coś innego, niż ja, ja bym nie dała rady. Ale, szczerze mówiąc, jestem przerażona. Ostatnio mój przyjaciel, polonista z zamiłowania, human z urodzenia, w ogóle bardziej nie można, mówił mi, że on się denerwuje polskim, bo on pisze rozszerzenie, a nie zna lektur. Nie powtórzę pierwszych słów, jakie mi się nasunęły, bo nie nadają się do druku. Powtórzę drugie. Ludzie kochani! Ja nie wiem, co kto powiedział temu człowiekowi, ale ja może przypomnę. Na podstawowej maturze macie podany fragment tekstu do odniesienia się do niego i całego utworu, potem natomiast musicie podać własne przykłady. Podobnie jest na maturze rozszerzonej. I, żeby nie było, oczywiście, że nic was lepiej nie przygotuje do matury z polskiego, od czytania lektur. Mało tego, osobiście uważam, że do tej matury, to was za bardzo nie przygotuje nic więcej. Ale jeśli nawet człowiek znający książek bardzo, bardzo dużo, mało tego, są to książki często dużo poważniejsze, martwi się o to, że może mieć mało procent z tej matury, to coś tu jest zdecydowanie nie tak. Jak można na starcie uznać, że tragedia, już muszę się stresować, a dlaczego? Bo ja nie czytałem wszystkich lektur na rozszerzenie! Serio? OK, może i powinieneś, ale teraz, to ci dużo nie pomoże. Może lepiej się skupić na tym, co znamy. Bo, po pierwsze, przykłady mają być dowolne, po drugie, ma ich być dwa, nie osiemdziesiąt. No i, najważniejsze, po trzecie: to NIE MUSZĄ być lektury! Jasne, trzeba wybrać coś raczej poważniejszego, oczywiście, że musimy być na sto procent pewni tego, co piszemy, żeby coś takiego wybrać, ale to JEST możliwe!
Kolejna zgryzota, to przedmioty ścisłe. Lekarstwem na maturę z matematyki… o, miałam nie używać tego słowa, no nic… lekarstwem na matematykę, jest robienie zadań. Z tym zgadzam się w całej rozciągłości. Co może również tłumaczyć moje procenty z rozszerzenia… no… nieważne. Ale, jeśli widzę, że ktoś nad tymi zadaniami siedzi cały dzień… tak serio… cały… non stop… Nie wiem, czy słyszeliście o tym, że nadmierne ćwiczenie również może być szkodliwe. Mój kolega z klasy, który jest drugim lub pierwszym, zależy jak pójdzie, najlepszym uczniem w klasie, udziela innym korepetycji i ogólnie jak on nie rozumie, to raczej nikt… nawet on mówi, że przed samym testem nie ma co się uczyć do oporu. Bo się przećwiczycie! Bo zaczniecie się skupiać na najmniejszych szczegółach i w końcu wmówicie w siebie, że nie umiecie nic. A to, najczęściej, nie jest prawda. A jeśli jest, to, kochani, co się przejmujecie teraz?
Języki na koniec, tu mam akurat najmniej do powiedzenia, bo ja zdaję jeden język, który akurat znam. Ale, jeśli ktoś zdaje, albo chce zdawać, to od razu mówię, ja polecam zacząć się uczyć wcześniej, niż w ostatniej klasie, a jeszcze bardziej polecam używać. Książki, filmy, wywiady, co chcecie, ale słuchajcie tego! I czytajcie też. Bo to bardzo pomaga, tak w piśmie, jak i w mowie.
Dobra, koniec tematu, już i tak za długo o tym myślę. Matura jest faktem, dociera to do mnie, więc wesoło mi nie jest, nie oszukujmy się. Emotikon slightgrin Ale, nie dajmy się, idźmy z odwagą… w "Krzyżakach" był taki cytat "i tak sobie szli ku śmierci, weseli i pełni ochoty"… Także… wiecie… Hmmmmmm… w sumie "Krzyżacy", to też lektura…
Pozdrawiam was serdecznie i na razie żegnam, ponieważ moje pomysły na wpisy tak szybko się kończą, jako i zaczynają.
Powodzenia, komu trzeba, życzę ja – Majka
PS Zgłoszenie do szkoły policealnej już wysłane, za to możecie trzymać kciuki nawet bardziej. 😉
17 odpowiedzi na “Tak się kończy liceum! I proszę NIE używać słowa…”
powodzenia
a do jakiej szkoły się zgłosiłaś?
Obiecuję modlitwę i za matury i za szkołę policealną.
Już za nie długo matury będą jedynie wspomnieniem.
Jak będziesz po, to będziesz wiedzieć co mam na myśli.
Jak sama pisałas, nie Ty pierwsza i nie ostatnia.
Trzymaj się.
Ucieszyłaś mnie niezmiernie perspektywą powstania strony z recenzjami. Czy planujesz prowadzić bloga, czy raczej bliżej Ci do facebookowej strony? Powodzenia na maturze i spełnienia najskrytszych marzeń w kwestii realizacji dźwięku.
A, no i czemu link się nie odtwarza jak zwykle? Jestem zbyt leniwa, aby go kopiować :d
Eeeej, ale ja jednak proszę serdecznie, żeby te prezentacje były podzielone. Jeśli nagrasz to jednym ciągiem, to pocięcie i tak nie powinno być problemem dla tak uczonej panny 😛
@Agatakantylena25 Myślę, że jednak również bloga, bo wszyscy wiedzą, jak wielką popularnością cieszą się długie wpisy na facebooku i to jeszcze bez obrazków. Ale, tak z za kulis mogę ci powiedzieć, jest taki plan, że strona na fb powstanie, aby wspierać bloga i coś jeszcze. Ale to dopiero, jak powstanie coś jeszcze. A, no i wymieniłam link, u mnie już działa.
@Zuzler Zobaczymy, jak zrobię, bo te prezentacje nie będą wybitnie długie, po prostu powiem, co tu mam. Ale rzeczywiście, jak taka uczona jestem, to jeszcze pomyślę. :d
Wiesz co? Gdzieś tam głęboko w serduchu mam tą twoją Maturę. Dla mnie najbardziej liczy się ta nowa strona z recenzjami, w której tworzeniu mogę pomóc, jak tylko zmotywuję się w końcu ogarnąć html 🙂
Co do nadmiernej nauki, u mnie w szkole ył doskonały przykład na to, co mówisz. Koleżanka, która na ogół latała na pałkach, dwójkach, i po za trójki nie wychodziła, potrafiła spędzać nad materiałem cały swój wolny czas. I jak to mówią… Z gówna bata nie ukręcisz. Jakoś ocen jej ten stres i przejmowanie się wszystkim nie poprawiły.
A z kolei mój tata, który z matmy zawsze miał trójki, na maturze napisał na piątkę, albo mocną czwórkę przynajmniej.
Hm, to ja czekam na te stronę z recenzjami.
Odnosząc się zatem wreszcie do linku, kawał ekspresyjnego, dźwięcznego i dobrego wokalu, czekam na całą płytę.
Pierwsze dwie piosenki to ich solowe, jednego i drugiego, ostatnia dopiero ich razem.
Denisie, też miałąm w liceum taką koleżankę. Sporą część czasu wolnego spędzałą kując matematykę i angielski. A potem nie zdała z nich matury.
@Agatakantylena25 bo śpiewać, to oni potrafią, jeden wychowany na teatrze, drugi nie pamiętam, ale chyba pośrednio też, jedyne, co mnie wkurza, to że nie umie oddechu wziąć normalnie, tylko tak… no… jakby się męczył. Ale głosy mają.
Powodzenia na maturze i w spełnianiu marzeń. <3
Wierzę, wiem to na pewno, że będzie świetnie. Powodzenia we wszystkich maturalnych zmaganiach! :*
Uściski dla obecnie zmatematyzowanej.
Myślę o Was, ścisłe umysły, pocące się nad rozszerzeniem! Jestem z Wami!
*Komentarz straci ważność za jakieś… 2 godziny?*