Kategorie
co u mnie

Obraz studia, internet i tunel do niewiadomo gdzie. A mogło być nic.

Jak byłam mała, miałam bajki o kreciku na płycie. Nie do oglądania, tylko taką czytaną, opartą na tej kreskówce. Pamiętam z niej takie zdanie, że krecik kopał dłuuuugi tunel, który prowadził z jego pokoiku do niewiadomo gdzie.

Jakieś 15 lat później, idąc wązkim, odśnieżonym pasem ziemi niczyjej po środku chodnika przypomniała mi się właśnie ta płyta. Właśnie byłam krecikiem, który szedł swoim tunelem. Od przystanku autobusowego, do niewiadomo gdzie. Znaczy owszem, próbowałam dotrzeć do szkoły, ale gdzie się ten tunel kończy, Bóg raczy wiedzieć! Z drugiej strony miało to swoje plusy. Zwykle pokonując tę trasę niepotrzebnie zbaczam, teraz nie było jak się pomylić. Podróże do Krakowa w ogóle dostarczają wrażeń, jak widzę. Tym razem autobus nie gadał. Słusznie z resztą, bo było sporo poniżej zera, a na mrozie się nie gada, bo się człowiek przeziębi. Daje to sposobność do integracji z innymi pasażerami, oczywiście przy zachowaniu dystansu. Coś się ostatnio te autobusy uparły na dystans, słyszę ten komunikat z 15 razy na trasę. Ale integracja spoko, ostatnio w pociągu zdarzyło mi się w ramach pytania o stację pogadać po angielsku, a mój tata już dwa razy, na naszym, żyrardowskim dworcu, miał okazję wytłumaczyć komuś coś po rosyjsku, którego to języka uczył się x lat temu i nawet nie wiedział, że pamięta.
W szkole pojawił się nowy wynalazek. W studiu mamy tablicę multimedialną. Wiecie, taki wielki dotykowy ekran, na którym można rysować.
– Werka, wiesz, mamy tablicę multimedialną! –
– O, i co, widzicie na niej co? – Zainteresowała się uprzejmie Weronika. No tak, gdybym ja miała coś widzieć na tej tablicy, obawiam się, że poszło by na to zdecydowanie więcej pieniędzy.
– Proszę pana, a my też będziemy rysować? –
– Ale gdzie?! Nic mi tu nie ruszaj, to jest mój obraz! – A nie no, pewnie, najmocniej przepraszam, przecież to dzieło jest cenniejsze od ekranu, na którym powstaje! Uznaliśmy, że nagramy utwór i zrobimy animowany teledysk. I to jest realizatorski rocznik w czasie wytężonej pracy. To sobie wyobraźcie, w jakim stanie umysłu my jesteśmy popołudniu!

Cięcie. Kolejna scena, to pokój 306. Herbata, kanapeczki, Tolkien. No idealnie wręcz. Ten ostatni szemrze coś o tym, że: hobbitowi zdawało się, że pieśń przenosi go w przestrzenie, których nie znał, które wydają mu się niezwykłe i piękne…
– To przez te grzyby! – Komentarz Sylwii przywrócił nas do rzeczywistości całkiem skutecznie. Jak się człowiek uprze, że chce się przyczepić do jakiejś nieścisłości albo dwuznaczności, to znajdzie tego aż za dużo. Pomijając już nasz ulubiony wykrzyknik podczas lektury, brzmiący zwykle: nie no, błagam cię, tylko NIE śpiewaj!
A propos śpiewania, prawie musiałam śpiewać przy nagraniach, a śpiewałam piosenkę z płyty, o której jeszcze tu nie pisałam, co jest zaniedbaniem ogromnym.

Piątego lutego, doskonały dzień, zaiste, wyszła płyta zespołu, co się nazywa Kwiat Jabłoni. Przyznaję, wcześniej nie zwracałam na nich uwagi. Wiedziałam, że istnieją. Słyszałam jedną, czy dwie piosenki, nie przeszkadzały mi. I tyle. Zauważyłam, że to już kolejny raz, kiedy najpierw ktoś mi tylko nie przeszkadza, a potem bez tej muzyki żyć nie mogę. Bo, przechodząc do albumu pt. "mogło być nic", ogłaszam wyraźnie i publicznie, że odkąd go znalazłam, album ten stał się dla mnie najpiękniejszym zjawiskiem na kuli ziemskiej. Te piosenki są o mnie, dla mnie, ewentualnie ode mnie. Tam się wszystko zgadza, naprawdę. Rzadko jest tak, żeby się nie chciało w piosenkach nic zmienić, ja nie chcę. Ja generalnie ostatnio rzadko bywam zachwycona. Czymkolwiek, w tym muzyką. Wtedy byłam. Usłyszałam to w niedzielę, czyli to musiało być dwa dni po premierze. Płyta zaczyna się od piosenki, w której jest nawiązanie do muminków, więc rozumiesz sam, drogi czytelniku… Co więcej, oprawa muzyczna i śpiewający to duet, jakimś dalekim skojarzeniem, przypomniał mi bajkę muzyczną, której kiedyś słuchałam. Czasami jest tak, że jeśli coś nam przypomina dzieciństwo, jest w jakiśniezrozumiały sposób uspokajające, takie… jak w domu. No więc początek tej płyty taki właśnie był. Zaczęłam słuchać z uwagą. Druga piosenka z kolei miała element zaskoczenia, które też w muzyce lubię. Pomysł na tekst zrobił wrażenie, muzyka to ilustrowała… Jakby to można ująć po angielsku, pozostawili mnie bez słów. A potem była reszta płyty. I pozostawię to czytelnikom do przesłuchania, ja chyba nie dam rady tego zrecenzować. To trzeba zobaczyć, tego nie można opowiedzieć.

Wracając do wpisu, dobrze, że jest coś takiego, czym się mogę tak cieszyć, niezależnie od tego, który raz tego słucham. Bo szczerze mówiąc… ta zima chyba mi nie sprzyja. W sumie aż jestem ciekawa, czy widać to po wpisach, bo często naprawdę nie wiem, jak opowiadać. O tym, że ciężko się zebrać do czegokolwiek, że człowiek się orientuje, że nie robi nawet tego, co lubi, że często nie wiadomo, co myśleć i czy w ogóle należy…

Ale! Dziś jest nieźle, więc nienależy się skupiać na tym, jak jest w pozostałe dni. Chciałabym zrobić jeden utwór i trzymajcie kciuki, żebym go serio zrobiła, bo to konkurs jest. Chciałabym też nauczyć się akustyki, a deadline tego jest najpierw, także za to trzymajcie kciuki nawet bardziej. 😉 Więc ja, przy tej pilnej nauce…
O, a widzieliście coś takiego?

Normalnie chór robi efekty dźwiękowe. Sam. W sensie sam chór, bez pomocy. 🙂
Już pomijam tę grupę wokalną, co zrobiła zaśpiewała dźwięki z Iphonea… Widzicie, jak ja się pilnie uczę?
A tak poważniej, to polecam kanał Mic The Snare. Gość robi bardzo dobre muzyczne podsumowania roku, recenzje, przygląda się rozwojowi artystów. Podsumowania mu fajnie wychodzą, jak ktoś chce sobie obejrzeć niezły film o tym, co się stało z muzyką popularną przez ostatnie 10 lat, to polecam serdecznie.

A widzieliście Davea z Ameryki? Żeby nie było, że tylko o muzyce, to też o angielskim powiem, gość fajnie opowiada o różnicach między Polską a USA. Nieźle się pośmiałam.
Ja w ogóle chyba wrzucę kiedyś osobny wpis o moich ulubionych youtuberach. Jak przestanę wam opowiadać o youtuberach, to znaczy, że zdalne się skończyło, albo, że zrobiłam coś ze swoim życiem. Nie wiem, założyłam zespół, czy coś…

Propos pracy zespołowej… znów mi wychodzi przechodzenie z tematu na temat, zauważyliście? No więc, jak już przy zespołach jesteśmy, mam swój nowy hit pandemii.

Ja zazwyczaj doceniam to, co się pokazuje u Andrusa na kanale, ale to wyjątkowo mi przypadło do gustu. Jeśli ktoś np. ma coś do głosu pana Artura, to i tak zapraszam, tym razem wykonanie wokalne przejęła Monika Bożym.
Z tematu na temat, z tematu na temat… O, wykonanie! Wiecie, że jak John Williams ogląda film, to podobno pisze te muzykę nutami? Jak można umieć coś takiego, że czytasz, albo w tym przypadku piszesz, nuty i słyszysz tę całą orkiestrę w głowie? Ja tego nie pojmuję. Nasze studyjne konwersacje o muzyce filmowej są cudowne. Nie zacytuję ich w całości, ale właśnie takich ciekawostek się, między innymi, dowiadujemy.
O, przy okazji, widział ktoś już te nowe słuchawki od applea? Bo tak się wybieram, wybieram i wybrać nie mogę, żeby przetestować.

Dobra, stop temu, ten wpis się robi coraz bardziej bez sensu, należy kończyć!
Pytanie mam tylko takie na koniec, do wszystkich, którzy tworzą na komputerze. I to niezależnie, co tworzą, muzykę, słowo pisane czy eseje na studia. Ludzie, jak wiadomo, dzielą się na tych, co robią backupy i na tych, co będą je robić. Jak robicie kopie zapasowe? W sensie, kiedy robicie i gdzie je trzymacie? Od razu wrzucacie te rzeczy do jakiegoś folderu, co się synchronizuje z chmurą? I płacicie za nią? Czy może macie konkretny czas pracy i potem skrupulatnie kopiujecie gdzieś ińdziej, coby nie zginęło. Na zewnętrzne dyski albo takie różne inne? A może należycie do tej drugiej grupy… W każdym razie muszę sobie zrobić tutaj gruntowne porządki, dlatego pytam.

Pozdrawiam i życzę zdrowia!
ja – Majka

PS I siły. I porządku.

5 odpowiedzi na “Obraz studia, internet i tunel do niewiadomo gdzie. A mogło być nic.”

Czy z Twojego rozumowania wynika, że autobus jest człowiekiem? Czy raczej, że to, co tyczy się zdrowia ludzi, tyczy się też zdrowia autobusów? Bo trochę się pogubiłam. 😀 Swoją drogą, szkoda, że nie miałam takiej bajki, może patrzyłabym na Krecika nieco łaskawszym okiem.

Heh, też myślałam, żeby do Tolkiena wrócić, ale jednak nie

Muszę przesłuchać, bo ja też widziałam, że nowa płyta jest i jesteś kolejną osobą, która wcześniej na ten zespół większej uwagi nie zwracała, a teraz jej się podoba. 🙂 Ojej, widzę, że pierwsza piosenka jest o Buce. Tzn. taki tytuł ma, a ja Buce zawdzięczam zdanie kolokwium, bo się doniej odwołałam, więc tym bardziej.

O tak, ja znam Dave’a z Ameryki! 😀

Powodzenia, Maju, cokolwiek sobie zaplanujesz 🙂

Jeżeli jakiśinstrument potrafi do mnie przemówić, a protools reaguję, jak na niego krzyczę lub proszę, to autobus może się przeziębić. 😉 Dzięki za komentarz, jak zwykle adekwatny. 🙂 PS Bajkę polecam.

Ojej, "Mogło być nic" to taka piękna płyta, że też miałam wpis o niej robić, ale jednak nie muszę 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares