Kategorie
co u mnie

O świętach rozmaitych, syntezatorach xd i takich innych dowodach anegdotycznych

Chyba dobry.
A jak u was? Bo ja miałam wolną sobotę. Wiecie, co to jest? W sensie, no, taki dzień, że się NIC nie musi robić i z NIKIM nie jest się umówionym na Żadną godzinę. Bo nie wiem czemu, ale jakoś dawno nie miałam takiego dnia, żeby jednocześnie był dobry i wolny. Albo coś miałam, albo było beznadziejnie źle z jakiegoś, zazwyczaj głupiego, powodu. To, że wolne mam w sobotę okazało się dosłownie dzień przed faktem i, aczkolwiek powód jest złą wiadomością, nielubię go i mnie smuci, tak sam fakt, że dziśnic nie robię był mi bardzo na rękę. Zrobiłam pierwsze, co mi do głowy przyszło, spałam. Ponieważ już nie śpię, spróbuję znaleźć coś ciekawego, co też mi było na rękę i co mogłoby zaciekawić czytelników tego bloga.

Ostatni wpis poszedł w świat szóstego marca, co się działo od tamtego czasu? Jak to co? Same święta były!
Na przykład… O, dzień kobiet był. Kolega z klasy przyniósł mnie i Sylwii snickersy. Dopiero potem przyszło mi do głowy, że w sumie miło, ale z drugiej strony, to trochę tak, jakby powiedział: ej, zjedzcie snickersa! No ale, jak wiadomo, nie jesteś sobą, kiedy jesteś głodny, także… Propos snickersa, to kolega Misha, znany tutaj już, jako moja niezmordowana podświadomość, z wspominaną już poprzednio anielską cierpliwością, uczy mnie tego zdania po ukraińsku. U nich to brzmi ładniej, niż to nasze "nie jesteś sobą", jakoś tak bardziej marketingowo. To jednak nie zmienia faktu, że moje umiejętności językowe najwidoczniej wyczerpały się na angielski. Pewnych rzeczy po prostu NIE jestem w stanie, jeszcze, powtórzyć. Całe życie się człowiek uczy.

Ostatnio uczę się nie tylko języków, ale także syntezy i obsługi sprzętu. Albowiem nastąpił ten szczęśliwy dzień, dzień piękny i zdawna oczekiwany, kiedy… zaoszczędziłam 900 złotych! Ale tak serio, to ważniejsze było to, że wreszcie kupiłam wymarzony instrument, którym jest syntezator Korg Minilogue xd. Uprzedzam komentarze, tak, to się naprawdę tak nazywa. Z tym xd na końcu. I niby jak miałam nie kupić rzeczy, która sama do mnie pisze xd? 😉 Dla zainteresowanych syntezą, to chybrydowy instrument, dwa oscylatory analogowe, filtr oczywiście też, jeden oscylator cyfrowy z możliwością ładowania przez komputer nowych i modyfikowanych jego wersji, sekcja efektów, także z możliwością załadowania własnych, fajny sequencer, jest w wersji modułowej i zwykłej. Dla ludzi zainteresowanych sprzętem tak ogólnie, również od strony dostępności i używalności, klawiatura taka sobie, ale da się grać, większość funkcji na szczęście poprzypisywane do konkretnych gałek i przełączników, więc obsługiwalny bardzo dobrze, tylko się trzeba nauczyć, co do czego. Jak przyszło co do czego, podstaw nauczyłam się dość szybko. Z tego miejsca wielkie podziękowania dla jednego z moich nauczycieli, który mi tę okazję do kupienia wyczaił, dał znać i pomógł załatwić. Zajęcia mamy w poniedziałek i wtorek. W jeden poniedziałek pomógł, w drugi już grał i chwalił. 🙂 Równolegle z syntezatorem kupiłam do niego torbę i okazało się, że dobrze zrobiłam, bo przez ostatni tydzień mój korg kawał świata zobaczył. Głównie podróżował ze mną z pokoju do studia i z powrotem, co nie byłoby złe, gdyby tych miejsc nie dzieliły cztery piętra. Na szczęście jest dość lekki. Mam zamiar zaprezentować go na tym blogu również dźwiękowo, z tym, że potrzebuję na to nagranie troszkę czasu. Spokojnie, to nie będą dwa lata, jak ostatnio, czy ile tam czekaliśmy na rolanda. Ja wiem, że ja na rozmaite recenzje potrzebuję mnóstwo długich tygodni, ale spokojnie, Czytelniku zniecierpliwiony i oczekujący, ja dotrzymuję słów.
Na realizacyjnych zajęciach w czwartek mój korg również był obecny i grał. xd. Ponieważ jeden z naszych mistrzów zawodu już wcześniej upatrzył sobie swoją ulubioną barwę, zagrał pierwszy, a na tym motywie my staraliśmy się tworzyć dalej. Oczywiście zagrał dopiero wtedy, kiedy udało nam się rozplątać wszystkie potrzebne kable, wszystko odpowiednio podłączyć, ustawić, przygotować sesje w programie… W ogóle ostatnio w studiu zadano nam pytanie, czy my z własnymi urządzeniami też tak dużo rozmawiamy. I faktycznie, przedmioty w naszym studiu okazują się nie tylko mieć dusze, ale najwidoczniej także rozumieć doskonale ludzką mowę. Normalnym jest usłyszeć: oooo, jaki jesteś kochany, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć! Skierowane to jest do syntezatora. Zdarza się również: No i co zrobiłeś, hamie jeden?! Skierowane do komputera lub nawet programu na nim. Już nie wspominam o, kierowanym do głosu odczytu ekranu: zamknij się wreszcie!
A przypominam, że ci biedni ludzie, którzy nas uczą, muszą się zawsze orientować, czy my mówimy do nich, czy może jednak nie… Ale spokojnie, jeden z nich również gada ze swoim voiceoverem, drugi nadaje urządzeniom imiona, trzeci mnie ostatnio oskarża, żę stawiam termos na rogu stołu, a chciałabym zwrócić uwagę, żę to jest okrągły stół… Generalnie zabawnie jest.

Czy zawsze jest zabawnie? A jak ma być? Przecież za parę miesięcy kończę szkołę, gdybym się nie śmiała, musiałabym płakać. Na pewno za parę miesięcy pojawi się na tym blogu wpis, w którym napiszę, czytelniku drogi, co zamierzam robić ze swoim życiem dalej, już po ukończeniu szkoły. I zazdroszczę Ci, Czytelniku. Ty o tym tylko przeczytasz, ja najpierw będę musiała się tego dowiedzieć. A rozmowy na ten temat nawet w studiu rzadko kończą się śmiechem.

Wróćmy do tych świąt! Jakie jeszcze były? A, dzień chłopaka! Przyjęła się robocza nazwa "święto męczenników i mężczyzn", a my, wraz z Sylwią, postanowiłyśmy się na tę okazję ubrać, określmy to, bardzo jak kobiety. Jak siędobierze odpowiednie elementy stroju, to nawet wygodnie potrafi być. Ciekawa rzecz się zadziała, bo na akustyce dostałyśmy słodycze na dzień kobiet i pana, który nam to podarował, od razu tym poczęstowałyśmy, oczywiście z okazji dnia mężczyzny. Cóżza cudowna i opłacalna transakcja! Ale nie no, bez przesady, kawę też przyniosłam i chciałam częstować, także to nie jest tak, że nie miałyśmy NIC. No i strój jakże uroczysty; padło kilka pytań, czy taki dzień nie występuje częściej, więc rozumiem, że źle nie było. ;p A potem, to jużtrzeba było robićrealizatorskie zadania i uwierzcie mi, kto ich nie słyszał, jest znacznie zdrowszy na umyśle.

Dzień po tym pięknym wydarzeniu było moje prywatne święto. Jedenasty marca, to od jedenastu lat, cóż za jubileusz, moje prywatne święto muzyki w moim życiu. Właśnie nie tyle muzyki, jako takiej, tylko muzyki dla mnie, ponieważ właśnie jedenastego marca 2011 roku pierwszy raz świadomie byłam na koncercie. W sensie OK, wiadomo, kojarzę, że wcześniej były w mieście jakieś koncerty, na jakichś też pewnie byłam. Ale wtedy to był pierwszy raz, kiedy znałam zespół, wiedziałam, że ja go lubię, a przyjaciółka w tamtym czasie lubiła jeszcze bardziej… No i poszłyśmy. Towarzyszył nam mój tata i na zawsze pozostanie on świadkiem tego, co się od tego dnia zaczęło. A zaczęło się coś ważnego. O ile pamiętam, to właśnie on wpadł też na pomysł z audio autografami, które od razu zebraliśmy od występujących wtedy artystów. Jedenaście lat później z tamtymi artystami nadal mam kontakt, poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi, czy to na festiwalach, czy na pojedynczych koncertach, a o naszym pomyśle z audio autografami i całej historii z tym związanej mój tata usłyszał kiedyś od zupełnie innej osoby i okazało się, że faktycznie mówiono o nas. Pamiętam, jak wracaliśmy o trzeciej w nocy na pole namiotowe, pół godziny chyba, a padało. Pamiętam rozmowę z jednym z najbardziej znanych niemieckich artystów reggae, a tę szansę z kolei dało mi uczestnictwo w dokumencie o festiwalu, na którym wtedy byłam chyba siódmy raz. Pamiętam, jak w wieku lat 13 zmontowałam dźwiękowy prezent na dwunastolecie mojego ulubionego zespołu, a potem mogłam im to po prostu przysłać mailem. Pamiętam, że przez te wydarzenia polubiłam koncerty tak w ogóle, nie tylko reggae, i zaczęłam ich szukać i na nie chodzić. Pamiętam, jak jeden wokalista nagrywał ze mną wiadomość na whatsappie dla mojego przyjaciela, który nie mógł pojawić się na występie. Z drugiego końca spektrum, a propos przyjaciół, pamiętam, jak w gimnazjum robiliśmy we czwórkę projekt o reggae, z wypowiedziami artystów i przykładami muzycznymi, mieliśmy nawet takie same koszulki! A wszystko dlatego, że mi kiedyś ktoś coś puścił, potem na święta dostałam album, a potem dowiedziałam się, że jest koncert i spytałam: Zuza, idziesz?
Chciałabym kiedyś napisać większy wpis na ten temat.

W ogóle, jak już jesteśmy przy pisaniu, znów się zastanawiam, czy nie zacząć pisać więcej o muzyce. Nawet nie tu, może gdzie ińdziej…? O, mogłabym pisać recenzje sprzętu, ja tak lubię nowe rzeczy… Poza tym, jak kiedyś na systemy midi mieliśmy napisać referat o jakiejś firmie, produkującej sprzęt, to zrobiłam taką pieśń o Rolandzie, że nawet mnie się w miarę podobało. 😉
Ostatnio usłyszałam, że ja w ogóle powinnam raczej pisać, niż grać. No ale przecież muzyki nie zostawię. Raz, że kocham, a dwa, że czasami nawet coś umiem. No to może o muzyce pisać…? 😉 Się pomyśli. Jak czytelnicy mają jakieś pytania, podpowiedzi, zażalenia czy inne komentarze, to mile widziane, bo generalnie każda inspiracja na dalsze życie jest teraz spoko.

Jak tu zgrabnie przejśćdalej… O, dalsze życie! Telefon muszę zmienić! A tak serio, to dzień kobiet dniem kobiet, ale wtedy była też konferencja applea, na której zapowiadali mniej lub bardziej zaskakujące nowe premiery. My to oglądaliśmy ze Stivim. To było lepsze niż film akcji. On to przeżywa wraz z nimi! I tam zapowiedzieli nowy telefon, który chyba chcę i nowy komputer, który, po zastanowieniu, nie wiem, czy też nie chcę. Wygląda, jak trzy macki mini… O właśnie, anegdota:
Ostatnio opowiadałyśmy koleżance z Sylwią, jak to było, jak do studia przyjechały nowe komputery.
– No i wiesz, Natalia. – Mówiłam. – Oni postawili wszystkie te stare macki, tak jeden na drugim, na stole przed kanapą, żebyśmy tam siedli i sobie pozgrywali, co trzeba… –
– Taka mac wieża. – Powiedziała nagle Sylwia i zaraz dodała. – Mac zestaw! A ciekawe, czy można podjechać na rowerze do drajva, nie? –
I taki właśnie mamy strumień świadomości w internacie.

Internat, to w ogóle jest kopalnia anegdot. Zawsze lubię myśleć o tym, co sobie myślą ludzie z zewnątrz. Wiecie, takie wycieczki, jak się ich oprowadza. Albo goście, którzy przychodzą z zamiarem przyjścia do ośrodka i nauki tamże. I oni widzą, jak wyglądają pomieszczenia. Aaaale oni nie znają życia!

Siódma rano:
– Dziewczynki, idziecie na śniadanie? –
– Mmmmmmm… –

Siódma wieczorem:
– Dziewczynki, wszystko w porządku? –
– Nieeeee! –

Ewentualnie mój ulubiony obrazek, to ja, siedząca na podłodze przy łóżku, o jedenastej wieczorem i mówiąca z niezwykłym wzruszeniem:
– O raaaany… O mattttttko… Dziewczyyyynyyyy, knopers! – Słuchajcie, jak człowiek jest głodny, a znajdzie w szafce coś takiego, to to jest najbardziej magiczne przeżycie całego tygodnia!

Teraz mam inne przeżycie magiczne, mianowicie troszeczkę czasu dla siebie i ludzi, ponieważ czekają mnie dwa tygodnie praktyk. Warszawo, przybywam! Ale na szczęście dopiero w poniedziałek. Dobrze, że natalka jechała do domu samochodem i jej rodzinka zgodziła się mnie zabrać. Mój plecak, jakieś torby, mój syntezator, jeszcze jakiś sprzęt, który wzięłam do testów i zrobiło się z tego pół bagażnika mnie. Ten sprzęt do testów największy z tego wszystkiego, teraz zajmuje honorowe miejsce na moim biurku, nie pozostawiając wiele miejsca na inne rzeczy, a służy, w skrócie mówiąc, do sterowania protoolsem oraz każdym innym programem, działającym na protokole HUI. A ciężkie to, jak… jak ten protokół. Do testów zabiorę się niebawem.

Także ja wszystkich żegnam i życzę miłego marca, tudzież tego, co z niego zostało. Żebyście mieli wokół siebie samych szczęśliwych i zdrowych ludzi, jako i ja pragnęłabym mieć w tych momentach, kiedy wszyscy myślą, że wszystko jest kompletnie i zupełnie zawsze w porządku. 🙂
Ale serio, nie dajcie się zwariować, miejcie dobre dni, a sny nie gorsze. Ja mam ostatnio jakieś dziwne, Werka, jak ma mi się przyśnić ten szaleniec z siekierą, to powodów ma mnóstwo. Mam nadzieję na lepsze.
Pozdrawiam was i dobrze wam życzę ja – Majka

PS: Byłam ostatnio na koncercie Voo Voo.
1. Tak, wokalista mi się nagrał, dziękuję bardzo.
2. Jak słyszę ich perkusistę, zdaje sobie sprawę, jak wielu rzeczy jeszcze NIE umiem.

6 odpowiedzi na “O świętach rozmaitych, syntezatorach xd i takich innych dowodach anegdotycznych”

👍 za Voo Voo
audioautograf ciekawe zjawisko, choć zupełnie nie współgrające ze mną 🙂
Pasję koncertową w pełni podzielam.
Czasem tu zaglądam i z niektórymi wpisami się zapoznaję, ale chyba pierwszy raz piszę komentarz, sprowokowałaś mnie chyba tym Voo Voo.
Pozdrawiam

Polecam się na przyszłość w kwestii organizacji niezapowiedzianego wolnego. Oby okazało się produktywne. 🙂
A co do Knoppersów, to ja Ci mogę skombinować całą taśmę na następne nasze spotkanie, jak chcesz.

Julitka, a gdzie można zapisać się na listę z knopersami? haha Ja oprócz testów poproszę nagranie na marimbie ;d

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares