Myślę, że sporo osób zna uczucie, kiedy nie pamięta, co właściwie zrobiło. Zazwyczaj wiąże się to z jakimś urazem, albo nadużyciem niektórych substancji, zwykle też dotyczy dnia poprzedniego. Ja jestem lepsza, ja potrafię stracić orientację w trzy minuty.
– Sylwia, śpisz? –
– Nie wiem… zaraz sprawdzę… a co? –
– Mam pytanie. –
– No, już nie śpię, co? –
– czy ja coś do ciebie przed chwilą mówiłam? –
– Yyyy… kurcze, chyba tak, ale ja absolutnie nie pamiętam, co. –
– Ojjj, to dobrze, bo ja też nie pamiętam. –
– A, no to widzisz, nikt się nie dowie! –
Takie właśnie dialogi odbywają się w naszym pokoju w internacie. Dzieci, naprawdę, nie śpijcie w ciągu dnia, to jest niezdrowe! Ja już kiedyś opisywałam na tym blogu, że właśnie taki stan umysłu nam się przytrafia po dwóch tygodniach w internacie, no ale bez przesady! A ja mówiłam, że ja się boję odpisać komuś przez sen?
A tak, ostatnie dwa tygodnie byłam w Krakowie.
– Rany, dlaczego jest poniedziałek? – Zdenerwowała sięSylwia na początku drugiego tygodnia. – Już tydzień siedzimy w tej szkole, a ciągle jest poniedziałek! –
Dwutygodniowy pobyt był głównie z okazji urodzin obu moich koleżanek z pokoju. Czyli podwójna impreza. Uczty, koncerty, wycieczki, cały festiwal! Nie ma się co śmiać, każdą z tych rzeczy mogę potwierdzić. Już w pierwszym tygodniu doczekaliśmy się koncertu naszych mistrzów realizacji, którzy ćwiczyli z nami nagrania kilku osób na raz.
– Weź, podaj mi E. – Powiedział basista do gitarzysty.
– Eeee, czekaj, ja tu mam E?! – Rozległ się z budki wokalowej głos perkusisty, który aktualnie grał na cajonie. Uczył się grać, przepraszam. Czyli nasi nauczyciele przy instrumentach, więc nieosiągalni, ja z Sylwią i Natalią na studyjnej kanapie, gramy na tamburynie i takich innych, Misha w reżyserce… Pro Tools żęził ostatkiem siiiiił… … Co tu się dzieje? Niestety nie zjawiła się wycieczka, a czekałam na to.
Przy koncertach będąc nie można również zapominać o tym, co my wyprawiamy w internacie. Kiedy wyśpiewujemy na cały głos "statki na niebie" i takie różne inne… W ogóle nie wiem, czemu się z Natalką tak uparłyśmy na De Mono, ale strasznie nas jakoś bawi, jak pod wieczór śpiewa się: "Kroki na schodach! w bezruchu zamierasz!" Tak wygląda nasz internat nocą.
Sylwia natomiast poleciła mi ostatnio disneyowskie Encanto. Już pomijam to, że to naprawdę piękna bajka, ale soundtrack współtworzył Lin Manuel Miranda. No to Musiało być COŚ! I jest, jak najbardziej. Najciekawsze jest to, że największym hitem tego filmu została piosenka, która zupełnie nie jest uniwersalna. Nie jest to jakaś disneyowska ballada o nieszczęśliwej miłości lub decydowaniu, kim się naprawdę, w głębi serca jest. Nie jest to też mocno gitarowa piosenka disneyowo rockowa o tym, że możemy wszystko… A mieli tam taką. Jest to piosenka maksymalnie związana z fabułą, niezbyt zrozumiała, jak ktoś nie wie, o co chodzi, dodatkowo, nietypowo, jak na disneya, ten największy hit śpiewają praktycznie wszyscy bohaterowie. I świat ich pokochał.
Także na ekranie to, a w rzeczywistości ja z Sylwią, dwie dorosłe baby, idące środkiem najdłuższego korytarza w szkole i wyśpiewujące: Nie mówimy o Bru-nie, nie, nie, nie…
OK, koncerty mamy, teraz wycieczki krajoznawcze. Sylwia napisała pewnego pięknego dnia do swojej rodziny: dziś byliśmy pod mostem, żeby tam poskakać, potupać i pokrzyczeć. Już dawno mówiłyśmy, że szkoła policealna, to coś między studiami a przedszkolem. A tak poważnie mówiąc, no to faktycznie, ostatnio Misha znalazł w okolicy most, obok którego jest taki fajny delay. W sensie no… Echo takie. Powtarza wszystko, co robimy i nawet w jakimś określonym tempie mu to wychodzi. Cała zabawa polegała na tym, żeby znaleźć jak najlepsze dźwięki, które można tam wyemitować i sobie nagrać. Tak tak, moi drodzy, to równie dobrze mógłby być projekt naukowy! Taką mamy pracę! My się tylko zastanawiamy, czy tam gdzieś nie było tego jednego, normalnego człowieka, który się zatrzymał, patrzył na nas i myślał, pod jaki numer zadzwonić najpierw. To kształcenie specjalne, to może jednak nie jest taki głupi wymysł…
O, a propos! Czy ktoś z moich czytelników może jest na, albo po, APS? Ja byłam na stronie tej akademii i albo ja potrzebuję kształcenia specjalnego, albo oni, albo obie wymienione strony konfliktu, bo ja nic nie rozumiem z tego, co czytam. I tak to się kończy, jak próbuję pomyśleć o przyszłości. Ostatnio ktośmi poradził, żebym myślała o swoich marzeniach, planach… Nawet nie wiesz, Czytelniku Drogi, jakie to czasem trudne… No tak, ale ja nie wiedziałam, że to się może wiązać z problemami technicznymi! 🙂
To może, żeby poprawić nastrój, wrócę do koncertów. Oprócz organizowania niespodziewanych koncertów w studiu 03 byłam w maju na dwóch koncertach w Warszawie. Na pierwszym, na Torwarze, byłam z siostrą. Emilia gdzieś koło lutego / marca powiedziała, że Conan Gray przyjeżdża do Polski. Różnych słucham, ale jego akurat znałam trzy piosenki na krzyż, co nie zmieniało faktu, że obowiązkowe "WOW" trzeba było zrobić. Potem się zastanowiłam, no ej, przyjeżdża do Polski! Dawaj Emila, idziemy? No co mamy nie iść, jak już jest? Zwykle dlatego, że nie ma biletów tak późno, a tu niespodzianka, były!
Conan Gray, to jest taki raczej popowy songwriter, który teksty pisze sam, co szanuje samo w sobie, a tematyka jest dość znana w tych czasach, czyli, w skrócie mówiąc, czemu obecnej generacji jest smutno i że generalnie smutno jest. Znaczy OK, nie zawsze, ale dużo się teraz mówi o samotności, nawet w największym tłumie i z największymi zapasami gotówki. I muzykę można sobie lubić albo nie, ale tematów, wg. mnie, bagatelizować nie wolno. Zastanawiałam się, co tu wrzucić, bo, jak mówiłam, ja jego piosenek znam mało. Swoją drogą pierwszy raz chyba byłam na występie kogoś, kogo nie do końca znam, szłam bardziej z Emilą, niż na Graya. Na szczęście występ zaczął od czegoś, co znałam, a utwór sam w sobie ciekawy o tyle, że w muzyce popularnej, która stereotypowo dotyczy miłości, imprez, alkoholu, a najlepiej tego wszystkiego na raz, nieco może zdziwić tytuł, który na polski przetłumaczyłabym jako: wolałbym, żebyś była trzeźwa. A ponieważ ja też niezmiernie doceniam ludzi, którzy mówią do mnie miłe rzeczy nie tylko wtedy, kiedy są pijani, zdecydowałam się wrzucić link do tego, mimo ilości popu w popie, jaka tu występuje.
Drugi koncert, na jakim byłam, to był koncert Shillera. Ja bardzo długo nie wiedziałam, że ten niemiecki zespół, to jest zespół. Ja byłam pewna, że Shiller to Schiller, był Jarre, był… nie wiem, dj Shadow, jest i Schiller… No nie, drodzy państwo, nie jest tak. :d Znaczy inaczej, faktycznie, za kształt ogólny odpowiedzialny jest teraz Christopher von Deylen, ale nie występuje on sam. Ma na scenie jeszcze perkusistę, gitarzystę i dwie wokalistki, przynajmniej tak wygląda to show w tym momencie. Na marginesie napiszę, że syntezatory syntezatorami, ale ja kocham jego głos. W sensie OK, jakby mi się odezwał nagle, w środku nocy, z tym swoim: guten abend, herzlich willkommen, to bym się bardzo wystraszyła. Ale tak poza tym, to jest cudowny!
https://music.youtube.com/watch?v=F3q73283rRE&list=OLAK5uy_mSdMOeh8QrXTKYAHvcE_zxSP0gFYx9LmM
Te dwa koncerty uświadomiły mi coś ważnego, mianowicie, odzwyczaiłam się. Muszę ruszyć tyłek. Naprawdę, będąc z Emilą na Torwarze poczułam się staro, bo oni się tam wszyscy pchają do przodu, oddychać nie ma czym przypominam, a ja się już zastanawiam, czy naprawdę będziemy stać przez najbliższe 3 godziny z kawałkiem? Gdzie te festiwalowe czasy? Halo! Ja koło trzeciej, to dopiero wracałam z koncertów! Które się zaczęły o szesnastej! Może to nie był Woodstock, ale jednak!
I teraz Drogi Czytelnik myśli, że sex, drugs, rock&roll… Ja akurat reggae miałam na tapecie, jeśli chodzi o festiwale u mnie bardziej było pytanie, kto ile jara. Widzicie, tak jest w lipcu! A w maju, po dwóch koncertach i dwóch tygodniach w szkole, to ja, jeśli chodzi o drugs, stwierdzam, że acodin jest za mocnym lekiem dla mnie. To są granice moich szaleństw młodości. :p
No właśnie, przeziębiłam się. Miesiąc do końca ostatniego roku szkoły,a ja ten tydzień, co właśnie mija, spędzam w domu. W łóżku, tak konkretnie, próbując pozbyć się kataru i kaszlu. Nie covid, spokojnie, ale jednak trzyma się cholerstwo. No ale cóż, może czasem trzeba naładować baterię, żeby mieć siłę na czerwiec. A w czerwcu na pewno zamkniemy nie jeden pierścień aktywności na apple watch. ;p
Pod koniec tego wpisu bilans osiągnięć i porażek.
Osiągnięcie: Zagrałam dyplom z perkusji! Zdane! I nawet sztabkowe wyszły nie najgorzej. W prawdzie o jednym utworze nauczyciel powiedział, że jakoś mi to pod koniec dość nowocześnie szło… Co oznacza, że nie trafiałam w to, co powinnam… Ale ogólnie OK. Fortepian też zdałam, bez świadomości, że gram egzamin. Czyli najlepszy sposób!
Porażka: Mogłabym dokończyć kiedyś jakiś własny utwór, nie? Trochę mnie przeraża stan, w którym nie mogę się zebrać do jedynej rzeczy, którą chcę w życiu robić. Co z tego, że chcę robić muzykę albo jąmiksować, jak odpalenie kontrolera graniczy z cudem w tym momencie? Jak już zacznę, jak usiądę, jak zagram dźwięk… Wtedy pójdzie. Ale zanim…?
Osiągnięcie: Współpracuję przy wpisach na fundacyjną stronę. No i generalnie biorę udziałw fundacyjnych dyskusjach ostatnio. Jakby to moi współzarządowcy powiedzieli, na razie ogarniam rzeczywistość. Chyba.
Porażka: Podobnie, jak wyżej. Na jeden post napisany przypada 5, o których myślę. Na jeden wykonany telefon przypada pół dnia zastanawiania się, co wtedy powiedzieć. I zbieramy te siły, zbieramy. Możesz nie wierzyć, Czytelniku Drogi, śmiało. Może, jak nie będziesz wierzyć, to ja też kiedyś zapomnę o tym, że tak mam i, tak zupełnie niechcący, już tak mieć nie będę.
Siły wam życzę, drodzy. I tego, żeby przyszłość wam się sama układała.
Pozdrawiam ja – Majka
11 odpowiedzi na “Trochę koncertów, a trochę internatu, czyli z kim i w czym ja się specjalnie kształcę.”
Ja się czasem obawiam, czy przy Twoim obecnym tempie tego no, ogarniania, w pewnym momencie nie rypniesz zdrowo, tzn. niezdrowo, na tzw. metaforyczny beton. Więc z umiarem, Maju, z umiarem ogarniaj tę rzeczywistość. 🙂 Patrzę oczywiście proporcjonalnie.
A tak w ogóle oświadczam, że ja jestem zbyt zmęczona dzisiaj na Twoje wpisy. Zwykle ogarniam 4 poruszone kwestie na 10. Dzisiaj chyba dwie. Np. ja też nie wiedziałam, że Shiller to jest kilka osób, nie jedna. I to chyba tyle wyszło. 🙂
Nie bardzo wiem, czy to powyższe o ogarnianiu, to komplement, czy niezbyt bardzo, ale to jużtaka nasza cecha. ;p
A co do rypnięcia, na bank tak będzie, daj mi miesiąc.
Haha, komplement troską podszyty. Jak ja się zbiorę w kupę i wejdę w tryb zadaniowy (patrz często), to potem odpoczywam. I wszyscy ten mój odpoczynek odczuwają.
Mój tryb zadaniowy odczuwająrzadko, a i ja czasem, jak usłyszę coś w stylu: dobrze, że to zrobiłaś, to mi nawet troszkę lepiej ze światem, także… Jakoś damy radę chyba.
A, i jeszcze pamiętaj, że ja teraz siedzę w domu, w poniedziałek się skończy… no… coś tam. :d
Napisałabyś coś o szkole. Ciekawi mnie czy tam zaszły jakieś zmiany na lepsze? Kiedyś był pro tools a czy uczą też reapera. Poza tym jak właściwie przygotowują ucznia do zawodu? Pytam bo spotkałem kilka osób po tej szkole i byłem przerażony brakiem wiedzy. Jak się kogoś uczy 2 lata to powinno się go cisnąć, zwłaszcza od praktycznej strony.
Napisz mi konkretne pytania, to sprawdzę, czy wiem, nobo inaczej nie wiem do końca, jak mam sprawdzić, czy nadal będziesz przerażony. Ja praktyczne mam, dziś np. miałam do nagrania 3 źródłą dźwięku, podłączyłam, sesjęzrobiłam, odsłuch wysłałam… Na pro toolsie, owszem, mnei tam to akurat pasuje, ale jak reapera potrzeba, to ci na nim sprawdzą, jak się coś robi. Nie wiem, czy ni długo nie zacznąteżsprawdzać, jak sięflotools sprawdza, przynajmniej na niektórych stanowiskach, bo niewidomym robotę przyspieszaćpotrafi jednak. Zdawaćegzamin możesz na czym chcesz, al e główna nauka odbywa się na Pro Tools.
Chodzi o miksowanie muzyki. Czy uczą was miksowania różnych gatunków muzyki na przykładzie utworów? To powinno być obowiązkowe. W Ameryce musisz zmiksować 2 albo więcej utworów tygodniowo i oddać instruktorowi. Raz w tygodniu musisz nagrać solistę albo zespół. Trenowanie słuchu. Czy trenują was ze słyszenia częstotliwości, długości wybrzmiewania pogłosu, jaki jest predelay w reverb czyli jaki czasowo jest odstęp reverbu od źródła dźwięku, itp, itd.
To bardzo zależy od rocznika, w sensie im więcej rocznik robi, stara się i ćwiczy, tymwięcej sięnauczy. Ale to jest domenta każdej uczelni, która choć zaczepia o artyzm, prawda?
Tak, z miksu zadania mamy, z częstotliwości i pogłosów również nas sprawdzają. Ozywiście myślę, że ilościowo jest tego mniej, niż na Amerykańskich Uczelniach, ale i godzin mamy nieco mniej, w końcu to technik. Ale nawet, jeśli czegoś nie mamy na zajęciach, mamy podpowiedzi, skąd to wziąć. W sensie jeśli nie dostaniemy multitracków od prowadzącego, może nam powiedzieć, skąd je wziąć, a wykonanie na pewno sprawdzi.
Oczywiście zgadzam się z tym, że np. takiego ćwiczenia pogłosów czy delayów powinno być więcej i to wszędzie. To jest czasem kwestia rocznika, a czasem programu i ilości godzin przeznaczonych na poszczególne rzeczy. Podoba mi się np. to, że od obecnej podstawy programowej na drugiej kwalifikacji nagrywasz podczas egzaminu żywych ludzi, a nie tylko miksujesz otrzymane wcześniej rzeczy. Oczywiście taki egzamin, to nigdy nie będzie naturalna sytuacja, no ale taki urok szkół, jak widać, niestety. Jeśli będziesz chciał więcej konkretów, zawsze można się zpisać czy pogadać. Ja ci opowiem, czego mnie tu starają się nauczyć, a ty mnie ,gdzie się tego wszystkoego nauczyłeś.
Maja te wpisy są genialne. Poprawiają humor.