Kategorie
co u mnie

Nowy rok, stare studia, a na zachodnim bez zmian, czyli jak wyglądały ostatnie tygodnie

– Czy ty w ogóle odpalasz swój nowy komputer? – Zapytał mnie pewnego dnia tata. – Ja na przykład chciałbym wiedzieć, jak działa! – Nasunęło mi się wiele rzeczy, z której najwyraźniejszą było, że to przecież ja mogę mu ten komputer odpalić, a sama czytać książkę na pedagogikę ogólną, notatki z anatomii, czy inne jakieśtakie niezwykle ciekawe…
– Tatuś, wyślę ci coś. – Powiedziałam zamiast tego spokojnie i wysłałam plan sesji. A raczej nie sesji, tylko całego stycznia z sesją, z uwzględnieniem nie tylko egzaminów, ale i pojedynczych kolokwiów i prac zaliczeniowych.
– Co pokazujesz? – Mama również się zainteresowała.
– Jak wygląda moje życie. –
– A jak wygląda? –
– Niech ci tata przeczyta. –
– Ja się zmęczyłem, jak to przeczytałem, ja nie będę tego czytał na głos! –
Z ulgą stwierdziłam, że porozumienie zostało osiągnięte.

Także tak, Czytelniku Drogi, święta, święta i styczeń, a styczeń, to taki niezwykły miesiąc dla studentów, w którym dużo myśli się o przyszłości i rozmaitych planach na tęże przyszłość, a także, czy jednak ta praca gdziekolwiek, to jest taki zły pomysł…? Zwłaszcza, że cholera wie, czy po pedagogice będzie inaczej…
Ja z kolei mogłabym pisać jutro anatomię, neurologię i genetykę na raz, gdyby ktoś mi obiecał, że podzwoni za mnie do tych różnych miejsc, w których gramy, graliśmy, albo chcemy grać koncerty, słowem, do obcych ludzi, których ja muszę o coś prosić. Miałam wrażenie, że stresowałam się przed badaniami kontrolnymi, egzaminami z fortepianu… zrewidowałam poglądy, stresować, to ja się stresuję przed rozmowami telefonicznymi. Co się ze mnąstało, Czytelniku? Kiedyś to mnie wysyłali, żebym załatwiała oficjalne rozmowy, bo wiadomo było, że uprzejma będę i że umiem gadać z "dorosłymi". Teraz ja jednego oficjalnego maila nie umiem napisać, to o co chodzi?
Żeby było śmieszniej, piszę smsy przez sen. Ja nie żartuję teraz, ostatnio wysłałam koledze link, który obiecałam wysłać, a potem smsa, który do połowy zdania miał ślad sensu, potem już ani śladu i nie mam pojęcia ani kiedy, ani po co go napisałam. Serio, ja nie piję, nawet nie potrafię wypić, takich ilości alkoholu! Czyli wychodzi nato, że przez sen. Zaczynam się bać, tak już drugi raz jest albo trzeci, co będzie później? O, może do kogoś zadzwonię? Cudownie! Nie będę musiała dzwonić na jawie!

Poza tym, to były święta, jak wspomniałam. Podczas świąt i sylwestra okazało się, że świat się może walić i studiować, natomiast najważniejsze jest, czy jesteśmy w dobrych układach z ludźmi, czy nie. Ale o tym, że ludzie ważni, to chyba napiszę w podsumowaniu roku, bo już to podsumowanie roku obiecywałam komuś, to muszę sobie coś na nie zostawić.
Za to napiszę, że dostałam ładowarkę indukcyjną do wszystkiego, mogę ładować telefon, zegarek i airpodsy na raz. Drugim, dość interesującym, prezentem był stojak na breloczki. Tak, Czytelniku, dostałam wieszaczki, jak w sklepie. ;p Okazało się, że mam sporo breloczków, jakoś też tak wychodzi, że zawsze je kupuję w ramach pamiątek. Uznaliśmy więc, że w sumie je zbieram i że fajnie bybyło tę kolekcję wydobyć z szuflad i pudełek. Teraz jest na tej szafce prezentowana w całości, a co jeszcze fajniejsze, po wigilii byłam pozostawiona w spokoju i mogłam sobie ten stojaczek sama złożyć. Ja jakoś lubię sama rozkminiać, jak trzeba coś skręcić, żeby było dobrze. Nie rozwalił się, stoi, więc chyba dobrze złożyłam.

A propos dobrze, kolejna historia z facebooka, bo kto widuje mojego facebooka, ten wie, ale nie matakiego obowiązku, żeby widywać. To opowiem. Niedługo przed świętami spotkałam się z Mishą, połazić po mieście i pogadać o czym innym, niż praca, bo to jednak potrzebne jest. Połaziliśmy, pośmialiśmy się, wracamy. On na studia, ja, w założeniu, z dworca gdańskiego do domu. Poniżej fragment postu:
Wsiadam do metra i siadam na wskazanym przez ludzi miejscu. To normalne, kiedy poruszam się samodzielnie, mnóstwo osób coś mi wskazuje. Zwłaszcza w taką pogodę, bez pomocy moich koleżanek z grupy, a nawet przypadkowo spotkanych ludzi, w życiu bym nie znalazła drogi przez nasz cudowny park przy uczelni.
Siadam, głos z sufitu informuje, że NASTĘPNA STACJA:DWORZEC GDAŃSKI. Pani, która wcześniej wskazała mi miejsce, zagaduje.
– A gdzie wysiadasz? –
– Na Gdańskim. –
– A słyszałaś, kiedy jest Dworzec Gdański? –
– Nooo! Słyszałam. – Uśmiecham się. W końcu są święta, nie? Pani mówi, że pokaże mi wtedy drzwi.
– A to pani wtedy wysiada? –
– Nie nie, ja dalej… –
– A, to OK, ja sobie dam radę, proszę pani, wiem, gdzie są drzwi. – Ale to ona może pomóc… tak tak, wiem, zapada cisza.
– A może ktoś z państwa wysiada na dworcu gdańskim? – Zagaduje głośniej kobieta. Ludzie są dobrzy, zgłasza się dziewczyna siedząca koło mnie z drugiej strony.
– A to może pomożesz dziewczynce? Bo się tam zgubi. –
– Nie, nie zgubi się, proszę pani. – Uspokajam, a uśmiech zaczyna mnie boleć.
– Nooo, ale to… wiesz, powie ci, gdzie próg, albo co, żebyś się nie potknęła. –
– OK, rozumiem, ja tylko mówię, żę tu bywam, dam sobie radę. –
– Aaa, pitolisz. – Zbywa lekceważąco kobieta. Poczułam coś w stylu zaszokowanego podziwu. Chciałam odpowiedzieć "wzajemnie" i, z całym szacunkiem, kochani, miałam pełne prawo to zrobić. Po czasie muszę powiedzieć, że w sumie spodobała mi się, lubię takich, co się kłócą, zamiast jęczeć.
– Słucham? –
– Ech, nic nic… – Mówi, bardziej do ludzi niż do mnie, jak dorośli, którzy zorientowali się, że za dużo powiedzieli przy dzieciach. – Wiesz, ślisko jest, żeby ci się nic nie stało… –
I tak dalej, i tak dalej… I znowu, tak samo, jak w sprawie taksówki, komentujący na fb już odpracowali sprawiedliwość, ale przeżycie było interesujące. To nie był koniec przygód, na tym dworcu jedna przemiła pani chciała mi kawę kupować… Poważnie mówię, że miła była, serio normalnie ze mną rozmawiała! To czemu chciała mnie nakarmić i napoić? Nie wiem, może jej wyglądałam na potrzebującą. Zimno było, buty mi przemokły, to fakt, ale żeby aż tak?
A właśnie, fajne buty kupiłam. I mikrofon. Nie w tym samym sklepie oczywiście. W sklepie z mikrofonem za to widziałyśmy z siostrą jedną panią, co się awanturowała i reklamowała, bo jej mikrofon nie miał wyłącznika. Ona stała obok mnie i nadawała tak głośno, że ledwo słyszałam samą siebie, natomiast ja rozmawiałam z moim ulubionym tam sprzedawcą, a nasz dialog przypominał trochę kabaret Tei z ich "z tyłu sklepu". Jest to? Nie ma. A tamto? Nie ma. A może… Nie ma! Yyyyy, a jest COŚ? W końcu doszliśmy do tego, że ten mikrofon jest. Dobra, to cokolwiek, ja chcę!
– Ale wiesz… – Ostrzegł mnie konfidencjonalnym tonem, – Z tym, że on… nie ma… –
– Nie ma wyłącznika?! – Rozpromieniłam się. – A to nie szkodzi, zdarza się! – No mówiłam, uwielbiam ten sklep!

Jak mikrofon jest, wypadałoby coś nagrać. Z tym, oraz kilkoma innymi postanowieniami wejdźmy w ten nowy rok. Mimo, że nowy rok nowym rokiem, a na dworcu zachodnim bez zmian. Reszta w podsumowaniu roku, Drogi Czytelniku.

Pozdrawiam ja – Majka

PS Tak tak Emi, tak tak, Zuziu, wy też tam będziecie!

3 odpowiedzi na “Nowy rok, stare studia, a na zachodnim bez zmian, czyli jak wyglądały ostatnie tygodnie”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares