Był kiedyś taki błąd w windowsie, który oznajmiał użytkownikowi, że jest problem z klawiaturą, więc wciśnij dowolny klawisz, aby kontynuować. Niniejszym wciskam ten klawisz.
Tak tak, Czytelniku, to ja. To nie jest proste, opowiedzieć trzy miesiące życia w przyzwoitej liczbie znaków. Ostatnim wpisem było podsumowanie roku, koło stycznia. Byłam pewna, że zaraz napiszę drugi post, z tym, że ciężko mi przewidywać siebie tak ogólnie, a w tym roku, to zwłaszcza.
Mogłabym teraz opowiedzieć o bardzo różnych sprawach. O tym, jak siedziałyśmy w auli B i uczyłyśmy się z dziewczynami do egzaminów w sesji. I jakby dobra, egzamin egzaminem, trudne niektóre, ale dla mnie istotne wtedy było, że jestem ze znajomymi z mojej grupy, nie przy nich, że naprawdę jestem w grupie. Mogłabym też, z drugiej strony, opowiadać o tym, jak kolejny raz kogoś nie poznaję, choć chodzę z tym kimś na zajęcia od czterech miesięcy. Jak szukam notatek w grupie ogólnej roku na messengerze i często te poszukiwania kończą się smutnym komunikatem: xyz wysłał/a 15 zdjęć. Z drugiej strony koleżanka z grupy, wchodząca tóż przed egzaminem i przypominająca nam jeden, jedyny szczegół z materiałów, który potem, fartem, akurat był na egzaminie. Albo koleżanka z piątego roku, która jest naszym aniołem stróżem i daje nam cenne podpowiedzi, na co uważać, do czego się przyłożyć i w jaki sposób, do tego stopnia, że mam wrażenie, że bardziej się martwi o moje egzaminy, niż ja. To są cuda akademii!
Swoją drogą, moi znajomi mieli ze mną krzyż pański przy nauce filozofii, bo ja im wtedy takim bez zastanowienia strumieniem świadomości relacjonowałam obecny stan wiedzy. I czytałam o Pitagorasie, który poszukiwał w świecie harmonii. I że droga do poznania jest trudna. I ja najmocniej przepraszam, ale ja miałam w głowie tego biednego człowieka, jak chodzi po wielkopolskich dworcach i ulicach i szuka tego akordeonu…
"Harmonia to dusza świata, dusza każdej rzeczy i ludzkiego istnienia, śmierć to rozbicie harmonii." Powiedział muzyk z tunelu pod Alejami…
I jeszcze jeden cytat tu dorzucę z moich notatek na różne pedagogiczne egzaminy:
"poprzez uczenie się przez całe życie i edukacje permanentną realizują interesy jednostki ludzkiej, która pragnie żyć pełnią wolnego życia i rozwijać swoje potencjały w wielu wymiarach."
Naprawdę, wtedy miałam wrażenie, że nie rozwijam się jako jednostka ludzka. W żadnym wymiarze!
Mogłabym Ci opowiedzieć, Czytelniku, jak wstałam kiedyś z miejsca w pociągu, aby wysiąść na cudownym dworcu zachodnim, a stojący koło mnie facet dorzucił mi jeszcze: ooo, pani jest niedowidząca, to będzie problem! Dobrze jest wiedzieć już z samego rana, kim się jest. I potem wysiadam, na tym dworcu, hałas jest niesamowity, no bo przecież metro nie jeździ, ma rymont… No więc trwa ten rejmont od lat trzech lub więcej, połowa peronów to takie zastępcze mostki. Na zachodzie bez zmian. I idzie człowiek, nic nie słyszy, boi się braku oznaczeń przy torach, zielonyyy, mosteczeeek, uginaaa się… A tu nagle Hania. Przed chwilą miałam w głowie takie szczere pragnienie, że matko boska niech ten świat wyjdzie za drzwi i wróci, jak się zastanowi nad swoim zachowaniem. Teraz natomiast jest Hania i ona "ma takie pytanie, czy…" I tu jakiś niespodziewany ciąg dalszy. Dzięki ci, Haniu, że nie pozwalasz mi się zbyt długo odcinać od świata.
W ogóle każda z dziewczyn z mojej grupy zasługiwałaby na wspomnienie tutaj za te drobne rzeczy, które się zdarzają, od wspólnego chodzenia, albo nie chodzenia, na WF, aż do faktu, że coraz częściej pamiętacie, żeby opisywać te cholerne obrazki. :d Już jakby notatki trudno, ważne, że wiem o śmiesznych zdjęciach z kotem! Trzeba mieć priorytety, Czytelniku.
Wracamy do priorytetów, sesję zdałam. Jedno musiałam ustnie, nie wracajmy do tego przykrego wydarzenia, ale jednak zdałam. Cieszę się niezmiernie, bo w pierwszym semestrze były do zdania takie przyjemne przedmioty, jak anatomia, neurologia czy genetyka, które były po prostu trudne, a także teoria wychowania, która używa dużo trudnych słów. Możnaby się spodziewać, że jak ktośchce dostać kiedyś magistra, to zna trochę trudnych słów, ale to jeszcze nie jest ten poziom. 😉
Koniec sesji, potem był luty. Co ciekawego jest w lutym? O, walentynki były! Booking.com do mnie napisał. "Zatrzymaj się w miejscu, w którym się zakochasz!" Tak było w mailu. Rozumiem, że to przestroga. I co zrobiłaś? Zapytała moja mama, kiedy to opowiedziałam. Wzruszyłam ramionami: no i się nie zatrzymałam. Widocznie było drogie, nie wiem.
Oprócz walentynek były ferie, jak mówiłam, priorytety trzeba mieć. A w ferie wreszcie czas na to, żeby chwilę pobyć ze sobą. Pamiętam, że siedziałam sobie na dywanie, czytałam sobie książkę i jadłam chipsy. Tak będzie w niebie, wiesz, Czytelniku? Będę miała swój dywan, swoją książkę, swoje chipsy i będę się budzić bez poczucia ogromnej odpowiedzialności i że na bank jeszcze czegoś nie zrobiłam. Tak w ogóle, to polecam listy zadań. Ja sobie piszę sama do siebie na messengerze, co mam zrobić następnego dnia i potem to robię. Zazwyczaj. Przykładowo ten wpis na blog powinien być na tej liście od jakichś dwóch tygodni.
Z tym, że tak: na studiach nowy semestr i kompletnie nowe zajęcia, swoją drogą całkiem sensowne, poza tym w fundacji wyjazdy, konsultacje i nasza własna konferencja… A w ogóle, to zimno jest! I jak tu pisać, skoro niby kwiecień mija, a słońce w Warszawie tylko przejazdem?
Skoro tyle się dzieje i niby wszystko w porządku, to o co chodziło z początkiem wpisu? Fakt, wypada wyjaśnić.
Ten błąd: problem z klawiaturą, naciśnij klawisz, aby kontynuować, okazuje się całkiem życiowym komunikatem. Chciałabym się cieszyć, że zdałam sesję, ale ciężko mi się cieszyć, kiedy zdaję sobie sprawę, ile z uzyskanej wiedzy pamiętam, ile z niej mi się przyda i ile tak naprawdę przeczytałam. Mówią mi ludzie, jak to fajnie, że w pracy mamy możliwość wielu wyjazdów i projektów, ale kiedy kolejny raz nagle wypada coś w ostatniej chwili, nagle okazuje się, że wymaga się od nas pięćdziesięciu dokumentów na wczoraj, kłócimy sięze światem i ze sobą, bo ludźmi jesteśmy i po prostu chcemy, żeby się coś w końcu udało… Wtedy te komentarze ludzi są troszkę bezcelowe. Chciałabym, wreszcie, powiedzieć, że robię coś z muzyką, dźwiękiem, słowem: tym co zwykle. I często siedzę sobie w moim wymarzonym pokoju, z instrumentami, wymarzonym sprzętem i, co niezmiernie ważne, drzwiami i co? I tyle mnie od tego dzieli, żeby nacisnąć ten pierwszy, jakikolwiek klawisz. Jak zaczniesz, jużpójdzie. Jak podniesiesz się z łużka, jak przestaniesz rozmyślać o tym, co nie wychodzi albo nie wyjść może, czasami potem już jest łatwiej. Już idzie. Ale naciśnij jakikolwiek klawisz…
Dlatego ostatnio nie czytam, dlatego ostatnio, również, nie piszę postów. Bo najpierw chciałam być zadowolona z czegokolwiek, a być może zwłaszcza chciałam wreszcie być zadowolona z czegokolwiek, co ja zrobiłam. Ale żeby być zadowolona chociażby z tego wpisu, to muszę go, witamy w błędnym kole, napisać. No więc naciskam te klawisze, problemu z klawiaturą nie obserwując i staram się wypisać to, z czego jestem zadowolona.
Istnieją ludzie, którzy zawsze mnie rozumieją. Istnieją ludzie, którzy powoli i nieustępliwie uświadamiają mi, że w sumie, to ja nie jestem taka zła, jak mi się zdaje w różnych aspektach. Istnieją ludzie, którzy potrafią sprawić, że chce mi się wstać, nawet, jeśli to jest piąta czterdzieści pięć rano, a to już jest osiągnięcie!
A propos osiągnięć, uczę się Logica. Ja wiem, piszę od tym od zawsze, ale teraz serio, lekcje mam. Andre, nie przeczytasz tego, bo język polski jest ci tak samo opcą, jak i zbędną umiejętnością, natomiast po angielsku też Ci już mówiłam, że pomagasz mi znowu znaleźć moją chęć do robienia muzyki.
O właśnie, czytelniku, ogłaszam, że aplikacja Ableton Note na system IOS jest dostępna dla niewidomych! Jak ktoś nie wie, objaśniam, ABleton jest najpopularniejszym programem do tworzenia muzyki na świecie, dostępny nie był absolutnie, w rzadnym wymiarze i nigdy, teraz natomiast przynajmniej maleńka, mobilna wersja do tworzenia szkiców, dostępna, jak najbardziej, jest. Lubię takie nowinki techniczne.
Troszkę więcej nowinek, w środę wychodzi dokument o Sheeranie, a w piątek nowa płyta. Szukam plusów, szukam plusów! Swoją drogą płyta nazywa się minus. Czytamy subtract.
Jakie jeszcze plusy? Kółko i krzyżyk, jak i inne nasze fundacyjne gry i wydruki zaprezentowane na konferencji 14 kwietnia. Całkiem nieźle wyszło, a poza tym kolejny raz okazało się, że nasze posty i wiadomości do ludzi mają sens i rację bytu. Jeśli możemy choć w niewielkim stopniu zmienić zdanie społeczeństwa o tym, czego niewidomi nie mogą, a raczej, co mogą, no to misja spełniona.
Dokładnie w tej sekundzie przesadzono mnie z pociągu do pociągu. Nie miałam pojęcia, że przesiadać się będzie trzeba, oni też chyba niezbyt bardzo, dobrze, że mi powiedzieli… Czyli plusem jest też to, że w życiu rzadko kiedy jest nudno. 😉
W ogóle, to kończę ten wpis w pociągu, którym wracam z Poznania. Miki, dzięki za zaproszenie, Moniu, dzięki za wsparcie. Tak w ogóle, ale podczas podróży też. 😉
Szybka anegdotka z podróży, dialog z pociągu:
– To ja pani pomogę, wezmę plecak. –
– Nie nieee, raczej nie, dziękuję bardzo. –
– Ale ja jestem konduktorem! –
– A ja jestem właścicielką plecaka! –
Kochani, pomoc to rzecz szlachetna, tak jest, ale podawanie plecaka przy drzwiach zatłoczonego InterCity jadącego przez pół kraju do najprzyjemniejszych nienależy. Niemniej dziękuję bardzo za ofertę!
Teraz natomiast, o, podobno często używam natomiast, wracam do domu i, od jutra, majowy weekend! Już mam na myśli ze 3 rzeczy, które w sumie powinnam zrobić, ale wyspać się może też uda. Kiedyś trzeba, zwłaszcza, że potem mam do zrobienia jednocześnie praktyki, resztę studiów i dodatkowe szkolenie, tym razem to ja szkolę. Korzystajmy z majówki!
Kończę ten wpis, Czytelniku, i mam nadzieję, żę od dziś kolejne będą się pojawiać nieco częściej. W końcu nacisnęłam jakikolwiek klawisz, aby kontynuować…
Pozdrawiam ja – Majka
17 odpowiedzi na “Gdzie były wpisy, kiedy ich niebyło? Czyli na zachodzie jak zwykle, pociąg nie do poznania i dowolny klawisz”
Hm. Piszesz o egzaminie ustnym, jak o czymś najgorszym. Wszystkie egzaminy zdawałam ustnie i nie wyobrażałam sobie, zdawać ich inaczej. Jak ty je zdajesz, jeśli nie ustnie?
Mocno uderzyła mnie twoja refleksja nad naciśnięciem jakiegokolwiek klawisza. Też mam w swoim życiu rzeczy, które chciałabym, zeby się udały, o których marzę i których boję się zrealizować. Właściwie boję się zaryzykować spełnienie, bo co, jak się nie uda? Muszę pomyśleć nad tym jakimkolwiek klawiszem. :d
Zdaję egzaminy elektronicznie, dostaję je w wordzie i wypełniam, albo w postaci formularza na ms forms, tam zaznaczam i, jak trzeba, też wypełniam.
Oooo, i ufają ci, że nie ściągasz w trakcie? Fajnych masz wykładowców. Acz kolwiek ja lubiłam odpowiadać ustnie.
O nie, nienawidziłam ustnych egzaminów. Ustne to zło!
Jak nie ufają, mogą poprosić, żeby ktoś, jakiśasystent, mniepilnował, jedna pani ma zamiar tak zrobić, albo kazać mi siedzieć przy sobie, tak było już dwa razy.
@Maja Gdzie były? W niebycie, czyli…
Chciałoby się odpowiedzieć nieco niezgodnie z książką…
Hm. Ja uwielbiałam egzaminy ustne, bo zawsze można było jakoś zabajtlować tak, że ocena była wyższa niż powinna być, chociaż rzadko używałam takich sposobów, może ze trzy razy. Na teście masz kilkanaście, co najmniej, pytań, na które musisz odpowiedzieć i ilość dobrych odpowiedzi przekłada się na ocenę. Trzy przedmioty zaliczyłam referatem, jeden pisemną pracą na temat, pozostałe ustnie.
A gdzie były twoje wpisy, Maju? W pociągu, który dotarł do celu, stąd znalazły się tutaj, czy na miejscu. 😀
Jeśli się coś wiedziało, to było można. Strzelać wtedy trudno. Poza tym ja bardzo nie lubię okazywać, że nie wiem, w sensie czuję się, jakbym ich osobiście olewała wtedy.
Kiedyś na egzaminie ustnym, ale wszyscy mieli wtedy egzamin ustny, padło pytanie skierowane do mnie o rzecz, o którą się przed drzwiami sali uparcie doptywałam, bo nie wiedziałam. To była metafizyka, a pytanie brzmiało: "co to jest metafizyka indukcyjna". Jakoś przyznać się, że nie wiem, nie umiałam, i tu całkowicie cię rozumiem, powiedzieć, że się nie wie, oj to boli.
Też nienawidziłam egzaminów ustnych, zwłaszcza z gramatyki opisowej. To było takie zło w czystej postaci, pełne skomplikowanych pojęć, które trudno mi było wyjaśniać zarówno własnymi słowami, jak i książkowo. Filozofię miałam ustnie, logikę i kilka innych przedmiotów też, ale najbardziej to się stresowałam historią języka angielskiego, bo tam właśnie z całego serca pragnęłam ominąć część jakiegoś pytania i coś tam zabajerować, ale pani egzaminator mnie rozgryzła, mówiąc, że jestem bardzo inteligentna, ale odpowiedzi widać, że nie znam. To był ten moment, w którym nie wiedziałam, czy się roześmiać czy rozpłakać, ale egzamin na minimalną tróję zdałam.
Zabieram sobie z tego wpisu frazę "kłócimy się ze sobą i ze światem", bo ona czasem niesamowicie oddaje mój stan, z tym że bardziej w kontekście moich rozterek wewnętrznych.
Nieustannie czekam na kolejne wpisy 🙂 Może dzięki Tobie zmotywuję się wreszcie do napisania swoich.
Metafizykę zaliczyłam na 5, bo wykombinowałam, co to jest metafizyka indukcyjna. Kombinowałam, bo wiedziałam, co to jest metafizyka i co to jest indukcja, nie myśleć o kuchenkach. 😀
Piszę to, nie po to, żeby się chwalić. Po prostu dzielę się z wami moimi przeżyciami.
@Hazel96 Nasz nauczyciel od akustyki powiedział kiedyś dokoleżanki: jest wiele mądrości w tym, co mówisz, ale definicja mówi inaczej. 🙂 Także znamy ten ból, znamy.
Moja koleżanka podczas egzaminu ustnego dostała ataku nerwicy. Miała odpowiedzieć na konkretne pytanie i odpowiedziała, ale ksiądz ją gnębił, żeby powiedziała to jak do dziecka, Aśka kombinuje, żeby powiedzieć to samo jeszcze inaczej, ale księdzu jeszcze o coś innego chodziło no i nerwicowy pisk Aśki rozległ się echem po wielkiej auli.
Ona wzięła do serca tylko drugą część – "do dziecka" i wróciła do początków. 😀
Jak ja lubię czytać Twoje wpisy Maja.
Ja nie nawidzę testów, ze względu nametodę 0 1, tak albo nie.
Podczas egzaminów ustnych może nawiązać się jakaś relacja, czasem można się trochę pospierać.
Kiedyś odpowiadałam jednemu doktorowi po czym on spytał:
Czy Pani wierzy w to co Pani mówi?
Przepraszam, to nie jest egzamin z mojej wiary tylko z przedmiotu, mialam podać definicję więc podałam.
I jeszcze jedno lubiłam jak zostawałam odpytywana z rozumienia definicji, a nie z recytowania jej na pamięć, wtedy uczy się myślenia a nie ślepego wkuwania metodą ZZZ.