Witajcie!
Dawno mnie nie było, a miałam być już wcześniej. A że właśnie pokochałam cały świat, bo pojawił się audiodeskrybowany "the greatest showman", po polsku "król rozrywki", no to postanowiłam teżcoś dla świata uczynić, włączyłam płytkę zespołu 1973 i zaczęłam pisać. Do dzieła!
Kawał na początek wpisu, to nie do końca dowcip, tylko przeczytana anegdotka z wykładu. Podobno kiedyś wykładowca zwrócił się do wchodzących, spóźnionych i hałasujących studentów: "panowie, trochę szacunku! Już nie mówię, że dla mnie, mnie macie gdzieś, ale dla tych, co śpią w tylnych rzędach!".
Moje życie jest o tyle bliskie tej sytuacji, że ostatnio koleżanka, której z szacunku dla niej nie wspomnę z nazwiska, zasnęła nie w tylnym, a w przednim rzędzie, na matematyce. Samo to wybitnie świadczy o stanie naszych ciał i umysłów pod koniec nauki przed majówką. Ten wpis w ogóle chciałabym poświęcić temu, co się działo przed majówką, bo troszkę tego było, a majówka, to chyba osobny wpis będzie.
No więc, jak już powiedziałam, wszyscy mieli dość. Każdy był zmęczony i chodził, jak takie zombie, czego na logikę nie da się zrozumieć, no bo przecież niedawno były święta. Tylko, żę trzeba pamiętać o tym, że to jest: połowa semestru, koniec roku maturzystów, wiosna, więc ludziom się nie chce, przygotowania do koncertu, do odbioru świadectw, do matur, do sztandarów… Koncert wyszedł bardzo dobrze, tak przynajmniej twierdziła publiczność. Grałam na nim na wszystkim, na czym grać umiem, czyli na perkusji, na fortepianie, śpiewać mi się zdarzyło, a na próbach, to i pewnie na nerwach zagrałam, więc ogólnie byłam dumna. Rozśpiewka na słowie "despacito" zawsze spoko.
Nie można jednak zaprzeczyć, że wśród tych wszystkich przygotowań, symulacji, pocztów, prób i testów, szlag trafiał i uczniów, i nauczycieli.
O czym tu muszę wspomnieć, to o tym, że szlag najwidoczniej trafił również kolegęDawida, czyli autora portalu, w którym to umieszczam ten blog. Dawid bowiem, zmęczony przygotowaniami do matury, podiął decyzję, że przyjedzie sobie do Warszawy na jeden dzień. Mieszkając nad morzem, jadąc pociągiem, do nieznanego miasta i to jeszcze mając w perspektywie, że to ja będę go po tej Warszawie prowadzić. Drogo, daleko i trochę przerażająco. A wszystko dlatego, że musiał odpocząć od nauki przedmaturalnej, bo jak on jest w domu, to nie potrafi się nie uczyć. Poważnie, ja wiem, co mówię, on NIE UMIE odpoczywać! No więc przyjechał do Warszawy, a tam jużczekałam ja. Świetny wybór! Oto ostoja spokoju, obtymizmu i ostrożności, a już przede wszystkim zdrowego rozsądku.
Nie wiem, jak Dawid, ale ja jestem z tej wizyty zadowolona. Wybraliśmy się na przykład na plac Wilsona, żeby zjeść coś w Galerii Wypieków. Tutaj dygresja, wegetariańska pizza tam jest na prawdę bardzo dobra! To jest w ogóle taki lokal, w którym jest wszystko, możesz zamówić naleśniki, pizzę, jajecznicę, a nawet kupić ich produkcji pieczywo. Ten ostatni nie testowany, ale prawdopodobnie dobry, bo kolejki dłuuuuugie. Po tej pizzy natomiast pojechaliśmy sobie do Lasek. Tak w ogóle, to my pojechaliśmy na pętlę Młociny już wcześniej i tam spotkał nas niezwykły osobnik, który zapytał nas z 6 razy, czy my jedziemy do Lasek i czy z tego powodu udajemy się do 708. Ja tyleż razy mu odpowiedziałam, ze zmniejszającą się dozą cierpliwości, a co za tym idzie również uprzejmości, że ja nie wiem, że muszę zadzwonić do kogośi dopiero wtedy zdecydować. Najpierw skrutowo to powiedziałam, potem normalnie, potem powtórzyłam, następnie zaczęłam mówić dużymi literami: proszę pana… ja NIE wieeeem, jaaa się zdecyduuuuuuuuuję… W końcu widocznie coś do osobnika dotarło, ponieważ udał się w swoją stronę.
W ogóle do Lasek najpierw mieliśmy nie jechać, ale zmieniliśmy zdanie i dobrze się stało, ponieważ Dawid mógł doświadczyć wiosny w Laskach, zjawiska na prawdę bardzo przyjemnego w odbiorze. Na jego blogu zjawiło się nawet nagranie tego, jak pięknie śpiewały tam różne ptaszki. Potem natomiast przedstawiłam kolegę siostrze Agacie, jednej z wychowawczyń w internacie w Laskach, nawiasem mówiąc siostra również jest człowiek niezwykły i wybitnie zainteresowany ewenementami. No więc jej przywlokłam taki ewenement jeden i chwilę pogadaliśmy we trójkę. Dawid się wyspowiadał, z czego zdaje maturę i co chce z tym dalej zrobić, a siostra opowiedziała o Laskach niezwykle obiektywnie i jeszcze bardziej szczerze.
Podsumowując, fajnie, Dawidzie, że odpoczywasz poza domem, skoro nie umiesz w domu. Dobrze też, że zdążyliśmy na autobus powrotny, tu podziękowania dla pani Asi, która nas podwiozła samochodem. :d
Wracając do przebiegu wydarzeń, to nie opowiem wam nic chronologicznie i po kolei z tego prostego powodu, że nie pamiętam, co się działo i kiedy. Mogę wam ewentualnie wspomnieć jakieś ciekawe rozkminy z tych przedmajówkowych dni. Jedną z nich jest dyskusja zaistniała po jednej z lekcji religii. Ksiądz opowiadał nam o swojej pielgrzymce do Ziemi Świętej. Mieli przewodnika, Jordańczyk mówiący po polsku z powodu studiów w Łodzi, to samo w sobie jest ciekawe zjawisko. Ale rozmawialiśmy o różnicach kultur, że tam dużo teżkultury arabskiej, kobiety poubierane od góry do dołu itd. No i ksiądz w pewnym momencie powiedział nam o tym, że on z przewodnikiem o tym nie gadał, ale ten przewodnik… no wiecie, tę drugą żonę miał. Zrobiło to na nas ogromne wrażenie i doprowadziło do specyficznego stanu mózgu, bo tóż po lekcji Magda zadała mnie i Julce pytanie: słuchajcie, a kim jest dla mnie druga żona mojego męża? Yyyyyyy, no nie wiem, Madziu, chyba wrogiem! A jak ty myślisz? Choć z drugiej strony, patrz, wreszcie masz z kim o nim pogadać! Masz z mężem problem, to powiesz jej, ona pewnie też ma, no nie? Powiesz jej na przykład, wiesz co? A ten mój mąż, to non stop do jakiejś innej baby chodzi!
Magdę pomysł niezmiernie rozbawił, ale zaraz wyraziła przypuszczenie, że może do jakiejś trzeciej! Uznałyśmy, że w takim wypadku, to nawet lepiej, bo obie pójdziemy z tą trzecią w bój o terytorium. Potem natomiast przeszłyśmy do rozważań, czy lepiej jest, jak się jest żoną pierwszą, czy drugą. Ja powiedziałam, że drugą, no bo to znaczy, że już miał ten mąż jedną żonę, ale tak bardzo chciał być ze mną, że oświadczył się też mnie. Magda natomiast uznała, że raczej pierwszą, bo przecież to oznacza, że przez jakiś czas miało się tego męża samemu, tylko dla siebie. Hmmmmmm… kwestię pozostawiam do rozważenia przez czytelnika.
Inną rzeczą, nad którą wszyscy zastanawiali się bardzo usilnie, było: dlaczego my w poniedziałek idziemy do szkoły?! Ja nawet w piątek , czy tam w weekend, napisałam na facebooku post z zapytaniem, czy na prawdę wszyscy muszą wypisywać na wszystkichdostępnych portalach, że mają wolne, kiedy ja jeszcze nie mam! Natychmiast zjawiło się mnóstwo komentarzy od moich drogich znajomych i przyjaciół, mówiących, że mająwolne i jak to wykorzystają. Ja na prawdę lubiłam tych ludzi… serio.
Jedna koleżanka spytała mnie potem, czemu się z tego braku wolnego wyżalam na facebooku. Moja droga, gdybym ja zaczęła w internecie pisać o moich prawdziwych problemach, to byście dopiero mieli tutaj krzyż pański! To było na prawdę lekkie tylko i jednorazowe narzeknięcie na rzeczywistość. :d
Niemniej jednak wszyscy się zastanawiali, ile osób w ogóle zjawi się w szkole i okazało się, że nie bez powodu. U nas było 15 osób. Na 26. I tak dobrze, w klasie B było 9, o ile wiem. Zaletą tego jest, że wtedy na niektórych lekcjach plusuje się samą obecnością na nich. Do tej pory pamiętam lekcję w pierwszej klasie, gdzieś pod koniec roku, kiedy to na 7 godzinie zostało chyba z 7 czy 8 osób, a nauczyciel kazał podpisać listę i puścił nas do domu. Tutaj tak nie było, ale w poniedziałek trzydziestego jakośdotrwałam do końca lekcji, a potem przywitałam początek przerwy spotkaniem z Kamilem, Zuzią i Rokiem, z czego bardzo się cieszę. Nie ma to, jak inteligentna konwersacja przy grillu na początek weekendu. 🙂 A początek weekendu w poniedziałki to jest to, co tygryski lubią najbardziej!
Na koniec śpieszę z wyjaśnieniem, że ten wpis nie będzie ostatnim w najbliższych dniach, bo zamierzam po 1. zmienić awatar, po 2. opisywać majówkę, albo dłuższym, albo kilkoma krótszymi wpisami. Więc piszcie coś w komentarzach, choć wiem, że ten wpis nie grzeszy składnością, a ja spróbuję się poprawić.
Pozdrawiam ja – Majka
PS Płyta tamtych tygodni? Artur Andrus – Sokratesa 18
18 odpowiedzi na “rozmyślania jeszcze przedmajówkowe”
Majowe przemyślenia przedmajówkowe 😀
Kradnę to! Do następnego wpisu wejdzie na bank!
Chętnie usłyszałabym, jak śpiewasz.
W przeciwieństwie do mnie.
Nie majowe, ino Maine, w końcu Maja ma a na końcu
Ten… Lepiej być chyba żoną pierwszą, chociaż, jakby się było żoną drugą… Nie no, ciężko stwierdzić. 😀 Trzeba byłoby to stestować. 😀
szalony tydzień a co do żony to chyba wolałabym być tą pierwszą.
Oooo, wreszcie coś napisałaś.
I tyle będzie jeśli chodzi o sensowny komentarz, moje możliwości twórcze wyczerpała „Lalka” Prusa. 😀
Dobra, to i ja przeczytałam 🙂
Pan, którego spotkaliście w drodze do Lasek… No cóż… Ludzie różni są, prawda?
A co do drugiej żony… Ja to bym wolała być pierwszą i jedyną, ale wolałabym być drugą, niż kochanką.
No w sumie tak. No bo patrz, taka kochanka, to ma przerąbane, może się widywać z mężem… znaczy… z mężem tej żony, wtedy tylko, kiedy jej nie ma… i w ogóle… za dużo kombinowania.
Przede wszystkim kochanka zawsze będzie tylko kochanką, a żona zawsze będzie żoną
No cuż, przynajmniej te dwie żony mogą do siebie pujść z problemami i porozmawiać, jakiego to mają złego męża, no wiecie, na wszystkich płaszczyznach. 🙂 A pozatym, to, że ma dwie żony nie oznacza, że nie może mieć wielu kochanek, a wtedy to się już funclub zrobi. 😀 A zresztą Majciu. Nie chcialabyś ty mieć paru mężów, co?
Ale moich, czy czyichś?
Hm, no tak, zapomniałam… Niee, no czyjiś też mogą być, wtedy będzie miał dwie żony, więc będzie akurat, nie?
Ludzie, mój mózg zaczyna przez te wasze dyskusje parować. 😛
Hahahaha. 😀
Dawidzie, to go odparuj. 😀
Co Wy tu wgl wymyśliliście, przecież tego na trzeźwo nie idzie w ogóle zanalizować. ;D
DLatego zostanę singlem, od razu odpada rozdział priorytetów na kolejne żony
Hryńku, muszę się chyba z tobą zgodzić. 😀