Witajcie!
I oto jest, kolejny wpis z dedykacją. Chciałam wrzucić wczoraj, serio. Chciałam. Ale wiesz, jak to jest… trochę, jak z pracą domową…
Przechodząc do rzeczy, mam dla was kolejną ciekawą opowieść. Kiedy byłam w przedszkolu, traf chciał, że wybrałam się kiedyś na koncert. Chyba szkoły muzycznej, choć nie przysięgnę, co to właściwie było. Tam spodobał mi się ksylofon, a jeśli ktoś chce wiedzieć więcej o dalszej części przygody z nim związanej, zapraszam do mojego wpisu na forum eltena, w wątku pt "kto gra na bębnach". Omijając pewną jej część, wybrała się wtedy mała Maja do szkoły muzycznej i rozpoczęła naukę o nutach. Nie wiem, na prawdę nie mam pojęcia, w jakim celu, nie jestem wam w stanie powiedzieć. Ważniejsze od tego były zajęcia z perkusji, na których Maja mogła się bawić w grę na ksylofonie. Nie ważne, ważniejsze dla tego wpisu jest, co się działo na tych nutkowych, teoretycznych lekcjach. Poznała tam mała Maja małą Zuzię i jeszcze mniejszą Beatkę. Mała Maja bawiła się z nimi, nawet odwiedziła ich dom, a one jej. Nawiasem mówiąc, Beciu, musimy odnowić to zdjęcie.
Potem mała Maja wyruszyła w podróż życia do Lasek i została tam na 10 lat. I przysięgam, że przez ten czas… zero kontaktu z Zuzią i Beatą. Nie mam pojęcia czemu, tak po prostu wyszło.
Mija 10 lat, Maja jest teraz nieco większa… Dawid, Mateusz, Kamil, Klaudia… nawet nie zaczynajcie, powiedziałam, że Trochę większa! Jest starsza i idzie do liceum.
Kiedy poszłam do liceum, wszystko było dla mnie nowe i kompletnie pogrążone w haosie. Oczywiście, że tutaj o tym nie pisałam, było za późno, ale jednak, kto mnie lepiej zna, ten wie. Jedną z interesujących rzeczy było to, że na lekcje językowe klasa chodziła podzielona na 3 grupy, wedłóg poziomu zaawansowania. Wylądowałam w najwyższej z nich, wraz z innymi osobami z klasy mojej i z klasy B. W naszej grupie często dostawaliśmy zadania do zrobienia w podgrupach, np. w 4 / 5 osób. Pewnego dnia pojawiło się zadanie polegające na wymyśleniu, o ile pamiętam, co chcemy mieć w takim pomieszczeniu dla uczniów w naszej szkole. No wiecie, w czymś w rodzaju świetlicy. Nauczyciel sam zabrał się do podzielenia nas na grupy, a w mojej grupie zjawiła się Beata. Beatę znałam z imienia i nazwiska, przecież pan odczytywał listę. A gdzie tam?! Kiedy musieliśmy się skontaktować przed następną lekcją, żeby się przygotować do prezentacji, Beata mnie oświeciła. Znamy się już całkiem długo, byłyśmy u siebie w domach, zdjęcie mamy na dowód, a tak w ogóle, to można by zrobić jakieś reunion party, musimy się umówić! To były nasze pierwsze wnioski, ale jednak, na razie były luźnymi pomysłami, które nic nie dawały.
Myślę, Beciu, że tak serio, to zaczęłyśmy się mocniej zgrywać przy okazji koncertu dla maturzystów. Musicie wiedzieć, że Beata potrafi grać nie tylko na instrumentach perkusyjnych, ale także na gitarze zwykłej i basowej, a także śpiewa. Z jej umiejętności grania na basie trzeba było czym prędzej skorzystać podczas koncertu dla maturzystów. Hasło z tytułu wpisu pojawiło się po jednej z prób do tego koncertu. Doskonale pamiętam naszą wyprawę ze sprzętem. Beata była chyba pierwszą osobą w tej szkole, która pozwoliła sobie pomóc akurat mi. Trzeba wam wiedzieć, że Becia nie jest dużo większa ode mnie, musiało to więc wyglądać pięknie, gdy po schodach, a potem przez nasz szeroki hall szła najpierw Beata z wielkim piecem, a potem ja, z jej basową gitarą. A kiedy wreszcie doczłapałyśmy się do drzwi od strony szatni okazało się, że…? Że są zamknięte!
"No nieeeeee… nie żartujcie sobie ze mnie!" Becia jęknęła z rezygnacją, stawiając jej bagaż na podłodze. Pielgrzymka musiała się odbyć w drugą stronę, znów przez całe piętro, do innych drzwi. Pierwszym moim pomysłem było rozbicie w połowie drogi obozu numer jeden. Przecież musimy się aklimatyzować! To nie można tak… na raz… Potem natomiast szłam za Beatą i przekonywałam usilnie, że: dasz radę, lekkie jest, lekkie! Mogę być twoim motywatorem!
"Dobra, będę pamiętać." Od tego się chyba zaczęło.
Potem był koncert dla maturzystów, na którym pan, który nas nagłaśniał ciągle mówił: Beata, nie graj, a nie, Beata, graj! Ucieszyliśmy się: aha, Beciu, gratulujemy, możesz z nami grać! Witaj na pokładzie!
Jeszcze potem były wakacje i wreszcie udało nam się umówić poza szkołą. Okazało się, że jak żeśmy się zaprzyjaźniły w przedszkolu, tak teraz również jest to możliwe.
Gdymym się chciała trzymać wzorca, musiałabym opowiedzieć parę wspomnień. Bardzo proszę. Ten moment, kiedy przyszłam do Beaty, a ta nauczyła mnie przez 5 minut grać piosenkę o kokosach. Na gitarze basowej. Nie pytajcie. ("the cocotun nut is a giant nut…") Again: nie pytajcie.
Ten moment, kiedy Becia przyszła do mnie, przytargała gitarę i wszystkie możliwe kable, a u mnie okazało się, że nie ma w gitarze baterii… (But you're very lucky, cause I love you… anywayyyyyyy…)
Ten moment, kiedy kibicowałam całym sercem, a Becia mówiła poważnie do swojego telefonu: Beciu, dasz radę! To nie jest takie trudne! To jest tylko gra! Jesteś od niej mądrzejsza! (You won one point!)
Ten moment, kiedy grałyśmy "from eden" Hoziera, podczas gdy powinnyśmy ćwiczyć nasze utwory na konkurs.
Ten moment, kiedy Becia zjawiła się na mojej osiemnastce dla starych znajomych i była jedyną osobą obdarzoną zmysłem wzroku. Medal z aodwagę!
Wszystkie nasze korytarzowe wymiany poglądów na tematy egzystencjalne, takie jak: jest za zimno, jest za gorąco, jest za wcześnie, kto to w ogóle wymyślił… I inne niezmiernie ważne rzeczy. Nasze mądrości z instagrama, nasze linki do pięknych utworów, nasze wfy, nasze angielskie, na których przewinęło się już więcej tematów, niż zmieści jakikolwiek program, nasz angielski akcent, nasza rodzina, do której oficjalnie należysz, nawet jeśli to tylko apple music…
A to wszystko jest opisywane tutaj, ponieważ… Ponieważ Becia skończyła wczoraj osiemnaście lat. Beciu, najlepszego! Żebyś była uśmiechnięta, żebyś się wyspała, żebyś miała czas na czytanie i na ćwiczenie, żebyś przetrwała dyplom i żebyś przetrwała ten motor… Motocykl! Nie zabijaj! Słuchajcie, właśnie. Becia dostała motocykl. Robi prawko na motocykl. Cool! I życzę ci, żebyś zaczęła czym prędzej żyć z tego, co kochasz robić. Witaj na pokładzie naszego kraju!
Inna sprawa, dawaj! Jedziemy do Irlandii, będziemy grać! :d A konto youtube czeka…
I podziękowania. Dzięki, że mam co robić. Dzięki, że nauczyłaś mnie, jak ważne jest ćwiczenie na instrumentach. Dzięki, że pokazałaś mi, że nawet ja mogę cośrozumieć z gitary. Dzięki, że miałam sposobność robić z tobą zadanie z opisywania osób na niemieckim i, z braku lepszego pomysłu, przyjąć imiona najsłynniejszych youtubowych przyjaciółek. To do czegoś zobowiązuje. Dziękuję, że mam przyjaciółkę. Tutaj, w moim mieście, w mojej szkole i w ogóle.
A, i jeszcze jedno! Kiedy uczyłam się grać na tych różnych gitarach, nie wiem czemu piosenki o kokosach, Beata powiedziała, że musimy napisać własną piosenkę. Beciu, zadanie wykonane! Może ci nawet dam, jak wrócę. 🙂
Chyba nie wymyślę nic lepszego. Pozdrawiam i piszcie w komentarzach.
Ja – Majka
PS Nie wyprowadzaj się do Stanów, to za daleko! Group hug!
4 odpowiedzi na “Witaj na pokładzie, my friend!”
Beciu, sto lat albo i jeszcze więcej! Niech Twoja przyjaźń z Mają rozkwita jak kwiat czerwonej róży.
No tego, poetycko się zrobiło, ale wiadomo, o co chodzi.
I oczywiście, (tak, wiem, nie zaczyna się zdania od „I”), w każdym razie, Maju, jak zawsze wpis świetny. 🙂 Położył mnie na łopatki. 🙂
beciu zdrowia szczęścia i słodyczy i spełnienia najskrytszych marzeń i żeby wasza przyjaźń przetrwała jak najdłużej.
Dołączam się sto lat. 😉 Wszystkiego najlepszego, żeby spełniła się chociaż część twoich marzeń. 🙂
DZIĘKUJĘ CI OGROMNIE! Przepraszam, że dopiero teraz odczytałam..wiadomo, dorosłe życie łatwe nie jest, hihi 😛 Piosenkę chcę usłyszeć, jak najbardziej!
No i mam nadzieję, że spotkamy się za niedługo.