Kategorie
muzyka

Kto wspierał Eda Sheerana, a kto nie wspierał mnie? Czyli jedenastego sierpnia część pierwsza

No i doczekali się! :d Oto wpis o sobocie, jedenastym sierpnia konkretnie. O tym, że idę na koncert dowiedziałam się troszkę ponad tydzień przed wydarzeniem, także byłam, można powiedzieć, troszeczkę zaskoczona. Jeszcze bardziej zaskoczona byłam dowiadując się, że ja na ten koncert, to w sumie idę sama, bo jest jeden bilet, a oni przewodnika w tym bilecie nie uwzględniają. I to by jeszcze było normalne, gdyby nie to, że bez przewodnika, to oni mnie tam w ogóle nie widzieli. No ale, o tym zaraz.

Ponieważ, jak już wspominałam, mój telefon wybrał się na wakacje, w sobotę zadzwoniliśmy do punktu odbioru paczek z pytaniem, czy można paczkę sobie samemu wziąć, jak się ma okazję. Oczywiście, że można! Szybka akcja, wszyscy do samochodu, bo trzeba zdążyć przed czternastą. OK, jesteśmy, jest paczka? Nie. Sorry. Paczki nie ma, bo paczki są nieposortowane, będzie w poniedziałek. OK, fajnie. Pierwszy tak wielki koncert w życiu, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim, i jeszcze nie ze swoją komórką.

Poszliśmy na obiad, potem na moment do babci, no i ruszamy. Na miejscu byliśmy chyba w pół do piątej, aby mieć czas się dogadać co do mojej obecności tam. I się zaczęła zabawa. Podchodzimy sobie do pana ochroniarza, proszę pana, taka sytuacja, niewidoma jest, chce wejść, tylko ona ma bilet… i co? Pan porozmawiał chwilę ze swoją radiostacją i czeka. Radiostacja niebawem wyszumiała w odpowiedzi, że decyzją organizatora dziewczyna wejść może, ale z opiekunem, a ten opiekun też ma bilet! Pierwsze pytanie, jakie pojawiło się w mojej głowie, to było coś w stylu: przepraszam, skarbeczku, ale na jakim świecie ty żyjesz? Pytanie było raczej trafione o tyle, że kupienie biletu w tym momencie jest cudem, a co dopiero w tym samym sektorze! Nie ma nawet takiej opcji. „Tylko z opiekunem, bo my nie mamy dedykowanych wolontariuszy…” Moment. Co to są dedykowani wolontariusze? Czy ja wymagam, żeby to byli ludzie o nadludzkiej sile, anielskiej cierpliwości, z wykształceniem tyflopedagogicznym i z krótkim kursem odbywanym w służbach specjalnych? Nie, kochani moi, ja tylko proszę, żeby mnie ktoś na miejsce zaprowadził. Krótkofalówka ciągnęła jednak dalej i stwierdziła, że: tobie się będą różni tam legitymować, że mają orzeczenie, że ich tam noga boli, czy coś, ale… itd. itp. Proszę państwa, z takimi tekstami, to nie do mnie. Żałowałam, że ten pan nie rozmawiał konkretnie ze mną. Wtedy przynajmniej mogłabym mu udowodnić, że nie widzę na prawdę. W tym momencie pozdrawiam serdecznie pana ochroniarza, który próbował pomóc, a że ma dziwacznego szefa, to nie jego wina, nie?

No i doczekali się! :d Oto wpis o sobocie, jedenastym sierpnia konkretnie. O tym, że idę na koncert dowiedziałam się troszkę ponad tydzień przed wydarzeniem, także byłam, można powiedzieć, troszeczkę zaskoczona. Jeszcze bardziej zaskoczona byłam dowiadując się, że ja na ten koncert, to w sumie idę sama, bo jest jeden bilet, a oni przewodnika w tym bilecie nie uwzględniają. I to by jeszcze było normalne, gdyby nie to, że bez przewodnika, to oni mnie tam w ogóle nie widzieli. No ale, o tym zaraz.

Ponieważ, jak już wspominałam, mój telefon wybrał się na wakacje, w sobotę zadzwoniliśmy do punktu odbioru paczek z pytaniem, czy można paczkę sobie samemu wziąć, jak się ma okazję. Oczywiście, że można! Szybka akcja, wszyscy do samochodu, bo trzeba zdążyć przed czternastą. OK, jesteśmy, jest paczka? Nie. Sorry. Paczki nie ma, bo paczki są nieposortowane, będzie w poniedziałek. OK, fajnie. Pierwszy tak wielki koncert w życiu, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim, i jeszcze nie ze swoją komórką.

Poszliśmy na obiad, potem na moment do babci, no i ruszamy. Na miejscu byliśmy chyba w pół do piątej, aby mieć czas się dogadać co do mojej obecności tam. I się zaczęła zabawa. Podchodzimy sobie do pana ochroniarza, proszę pana, taka sytuacja, niewidoma jest, chce wejść, tylko ona ma bilet… i co? Pan porozmawiał chwilę ze swoją radiostacją i czeka. Radiostacja niebawem wyszumiała w odpowiedzi, że decyzją organizatora dziewczyna wejść może, ale z opiekunem, a ten opiekun też ma bilet! Pierwsze pytanie, jakie pojawiło się w mojej głowie, to było coś w stylu: przepraszam, skarbeczku, ale na jakim świecie ty żyjesz? Pytanie było raczej trafione o tyle, że kupienie biletu w tym momencie jest cudem, a co dopiero w tym samym sektorze! Nie ma nawet takiej opcji. "Tylko z opiekunem, bo my nie mamy dedykowanych wolontariuszy…" Moment. Co to są dedykowani wolontariusze? Czy ja wymagam, żeby to byli ludzie o nadludzkiej sile, anielskiej cierpliwości, z wykształceniem tyflopedagogicznym i z krótkim kursem odbywanym w służbach specjalnych? Nie, kochani moi, ja tylko proszę, żeby mnie ktoś na miejsce zaprowadził. Krótkofalówka ciągnęła jednak dalej i stwierdziła, że: tobie się będą różni tam legitymować, że mają orzeczenie, że ich tam noga boli, czy coś, ale… itd. itp. Proszę państwa, z takimi tekstami, to nie do mnie. Żałowałam, że ten pan nie rozmawiał konkretnie ze mną. Wtedy przynajmniej mogłabym mu udowodnić, że nie widzę na prawdę. W tym momencie pozdrawiam serdecznie pana ochroniarza, który próbował pomóc, a że ma dziwacznego szefa, to nie jego wina, nie?

Ja na taką sytuację byłam przygotowana, po tym, jak organizator nie był nam łaskaw nawet odpisać na maila. Olewam, idę dalej, koncert jest ważniejszy. Po drodze jednak przypomniało mi się nieco brzydkich wyrażeń w różnych językach. Na tę okazję czekała na mnie alternatywa w postaci Pauliny. Paulina jest córką koleżanki mojej mamy i widziałyśmy się raz w życiu, sześć lat temu. Fajnie było się spotkać, Paulina, dzięki jeszcze raz. Dzięki tobie w ogóle mogłam tam wejść. Wraz z Pauliną i jej koleżanką weszłyśmy, przeszłyśmy przez kontrolę, skanowanie biletów… witamy kolejnego ochroniarza! Już za wami tęskniłam!
– A wy, dziewczyny, macie na bilecie inny sektor! To nie wasz sektor! – Pan był wybitnie niezadowolony. Źle trafił, bo, jak na razie, ja też byłam.
– Proszę pana, koleżanki pomagają mi dostać się do mojego miejsca, bo wy nie zapewniacie mi takiej pomocy. Więc albo one mnie doprowadzą, albo pan, prawda? – Przez chwilę miałam dziwne wrażenie, że pan nie rozumie po polsku, bo ja mu powtarzałam jedno, a on mi drugie. W końcu wyszła inna pani i wprowadziła nieco milszą atmosferę.
– Ale przecież jasne, że mogą z nią wejść, o co tu chodzi? Po co ty chcesz do kierowniczki dzwonić… – Haha, ja teżtego nie wiedziałam, przecież kierowniczka już powiedziała, co myśli. – Puść dziewczyny, po co im problemy robisz? – Pan przestał problemy robić, weszłyśmy. I w tym momencie problemy skończyły się, jak ręką odiął. Od tej pory wszyscy chcieli mi pomóc: a czego szukacie, a czy jest jakiś kłopot, a może schody ruchome… Droga usłana różami wręcz. Wiecie, to były takie angielskie róże… ha, ha, ha… śmieszny żart? No wiem, że tak. :p

Przeszłam przez trudne tematy, tutaj od razu notka dla moich wiernych czytelników. Kamilu, Mikołaju, nie bójcie się. Wiem, że, jak bohaterowie, zaczniecie za mnie walczyć o moje prawa w komentarzach. Spokojnie! Wydarzenie na pewno zostanie opisane w stosownym miejscu. Albo w kilku miejscach. Przejdźmy do koncertów.

Zacząć trzeba od tego, że, jeśli ktoś z was był na narodowym, to wie, a kto nie był, niech się dowie. Akustyka jest… straszna! Przerażająco ciężka! Niedobra! Jest zła! Męcząca jest! No tragedia! Pogłos okropny wręcz, a nagłośnienie jakośsiada. Dlatego śmiałam się, że Sheeran jest najlepszym artystą na stadion, bo stadion więcej niż jednego instrumentu znieść absolutnie nie potrafi. Przed Sheeranem jednak zjawiły się supporty. No to jedziemy, po kolei.
Najpierw wyszedł BeMy. Zespół z ciekawą historią. Z pochodzenia Polacy, wychowani we Francji, studiujący i mieszkający w UK, a nagrywający z polskim Universalem. 🙂 Inna sprawa, że kiedyśbyli współlokatorami Sheerana. Tak się poznali, Sheeran o nich opowiadał w wywiadzie dla naszego radia i powiedział, że chciałby, żeby BeMy zagrali przed nim, kiedy będzie grać w Polsce. Your wish is my command, oczywiście, że zagrali! Pół godziny mieli, tak dokładnie, ale jednak. Ja tu o nich nie napiszę bardzo dużo, bo, niestety, mało ich jeszcze znam. Wiem, że grali na Woodstocku, że wzięli udział w którymś z naszych programów "muzycznych", a, no i że ich były współlokator bardzo ich chwali. Kiedy weszli, wokalista przywitał się po angielsku, ale po pierwszej piosence przeszedł płynnie na ojczysty język i już mu tak zostało. Tutaj wspomnę również, że jeszcze przed tym koncertem, koło mnie usiadło troje przemiłych ludzi. Magda, Ania, Wojtek, wiem, że tego nie czytacie, ale pozdrawiam i tak. Może… kiedyś… Zaoferowali mi pomoc, mówili, co się dzieje i dlaczego jeszcze nic, a także wymieniali uwagi na temat cudownego podejścia panów ochroniarzy. Na moją wzmiankę o tym, że żałuję, że nie mogłam udowodnić, że nie widzę, bo przecież laski nie kupiłam sobie tylko po to, żeby udawać, usłyszałam inteligentny komentarz: "no taaaak, bo stylowa, to ona jest, jak cholera!". Taaaaaak. Dokładnie.

Po BeMy na scenie pojawił się Jamie Lawson. Jak już wspominałam, był to pierwszy człowiek, który nagrywał w osobistej wytwórni Sheerana. Wszedł i od razu zaczął zaskakiwać. Już pomijając zapowiedzi piosenek typu: następną piosenkę napisałem z moim szefem, a ja mam to szczęście, że moim szefem jest Ed Sheeran. W pewnym momencie zagrał piosenkę pt. "the only conclusion". Pamiętam, że, kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten tytuł, pomyślałam sobie o rozwiązywaniu naukowego problemu i moje pierwsze skojarzenie brzmiało: o, jak Sheldon! Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, kiedy Jamie, zapowiadając ten utwór, zaczął od pytania: a znacie "the big bang theory"? Tak! Znamy! "Bo następną piosenkę napisałem właśnie po obejrzeniu odcinka tego serialu, w którym Sheldon Cooper zastanawia się nad swoimi uczuciami do Amy i…" Dalej nie piszę, bo spoiler alert, ale… wyobrażacie sobie? To trzeba mieć wyczucie sytuacji. Widziałeś ty coś takiego? Tak tak, do ciebie mówię, a do kogo? 😉
Wracając do koncertu, ja muzykę Jamiego na prawdę polecam. Chcecie się odprężyć, odpocząć, posłuchać ładnych, dość prostych tekstów, dobrze zaśpiewanych, a jednocześnie muzyki, która nie jest robiona tylko przez bezmyślną maszynę? Bardzo proszę, jest super. Propozycje piosenek: "wasn't expecting that", "can't see straight", "cold in Ohio", "little mercy", "fall into me", "ahead of myself". A sam Lawson wspomniał także o tym, jak mu miło, że może grać przed taką publicznością. Poprzednio, kiedy grał w Polsce, grał przed niecałą setką, w Proximie. Także… życzymy mu dalszych sukcesów!

Po występie Jamiego przyszła po mnie ZOsia. Zosię mogę wam opisać identycznie, jak Paulinę, z tym, że mieszka bliżej, a widziałyśmy się dwa lata temu. I tutaj to samo, jeśli to czytasz, dziękuję ci za to, że mogłam sobie z wami usiąść. Przedostałyśmy się do innego sektora, swoją drogą, łapiecie? Byłam w NIEswoim sektorze! Trrrrrragedia! Przemieściłyśmy się i czekałyśmy na koncert Anne-Marrie. Swoją drogą, właśnie wtedy została sformułowana złota myśl wieczoru. Jak przód się cieszy, to my też! Przód, czyli ludzie na płycie, siłą rzeczy byli bliżej i widzieli różne rzeczy nieco wcześniej. Na przykład to, gdy na scenie zaczynało się coś dziać. Z tego powodu podczas całego wydarzenia kilka razy zaistniało ciekawe zjawisko, mianowicie tłum na płycie darł się jakieś pół minuty wcześniej, niż cały stadion. Uznałyśmy więc, że przód jest lepiej poinformowany i że jak przód się drze, to my też. O godzinie 19:30 przód się wydarł, po stosownym czasie ucieszył się cały stadion i na scenie pojawiła się Anne-Marie. I to jest właśnie ten jeden, jedyny koncert, który ja dużo lepiej słyszę na moim nagraniu, niż będąc tam. Echo, jeszcze przy takim wokalu i przy całej elektronice, było po prostu potworne. Ja nie współczuję nam, ja współczuję jej. Jak ona się tam słyszała dobrze, to jest cud nad Wisłą. Zagrała swoje największe przeboje, takie jak: "ciao adios", "alarm", "rocka bye" czy "friends". Nie zabrakło też ostatnio popularnego "2002", napisanego we współpracy z samym Edem. Niestety, Ed nie wyszedł na scenę, aby zaśpiewać go wraz z nią. Jej muzykę polecę natomiast tym, którzy chcą się pobawić, np. na imprezie, czy ze znajomymi, na przejażdżce. A, no i oczywiście dziewczynom, które zdradził chłopak, teksty świetne! 😉

No a potem… o 20:30, przyszedł czas na…

Cliffhanger. Jest późno, a o koncercie Eda trzeba napisać dużo. Miejcie litość i zajmijcie się na razie tym wpisem. :d

Pozdrawiam ja – Majka

17 odpowiedzi na “Kto wspierał Eda Sheerana, a kto nie wspierał mnie? Czyli jedenastego sierpnia część pierwsza”

widzę, żze ciekawie się zapowiada. a co do pomocy to niestety są ludzie i taborety.

Boże, ale super. Ale z tymi ochroniarzami to masakra. Na jakim my świecie żyjemy.

No nieźle… 😀 Ta ochrona to była jakaś pomyłka chyba xDDD Co to ma być… że jak osoba niewidoma to musi być z przewodnikiem… wystarczy tylko zaprowadzić na miejsce i tyle, uszy ma sprawne, więc koncertu za taką osobę słuchać nie trzeba, nogi i ręce też sprawne więc jak coś to kogoś kopnie albo kogoś walnie 😀 haha.
No to czekam na część dalszą 😀

Maju, kochana, ja wiem, że ja się powtarzam, ale masz naprawdę cudowny sposób opisywania wydarzeń. Powinnaś własną autobiografię napisać.
Do sytuacji z ochroną odnosić się nie będę. Ja już do takich rzeczy najzwyczajniej w świecie nie mam siły.

Jeden z najlepszych twoich wpisów. 🙂
Pod względem literackim również, a może nawet przede wszystkim. 😉

O koncercie Eda… Hmmmm… To wy w dobrych stosunkach już ze sobą jesteście. 😀

Co do tego ochroniarza-wolontariusza, to, oczywwiście, facet to musiałby być, wyższy koniecznie, włosy… najlepiej czarne jak dla mnie, bo ja dość jasne mam, to tak dla równowagi żeby było. Łysy być nie może, bo mi źle się łysina kojarzy, znałam takiego jednego i… No… no więc niech łysy nie będzie i rudy też nie, bo rudego też znałam, i głupi był strasznie, a poza tym wiadomo, jacy rudzi są. Głos ładny musi być, ale to wiadomo, dłonie duże, rozmiar buta też duży, ale to się samo przez się rozumie, bo jak? Dłonie duże, stopy małe? Aaa, i szczupły, ale przypakowany, no ale to też oczywista oczywistość jest! Pominęłam coś? 😛

To ja poproszę takiego wolontariusza dalej też! Oni są jakoś przeszkoleni, czy jak?

Aaa, to już się przeszkoli odpowiednio, ustawi jak trzeba 😛 Chociaż… jakieś pewne umiejętności powinni jednak mieć, jak to wolontariusze, no nie? Coś tam jednak wiedzieć powinni. 😀

Jak za mną chodzi od godziny Perfect, to jest ze mną już bardzo źle.
Londyn mi szkodzi.
A więc chyba jednak napiszę ci, Maju, ten komentarz, bo Sheeran się do mnie ewidentnie przyczepił.
A że w głowie zrodził mi się pomysł odpalenia na Spotify „As One”… Yyyy, to u mnie się nie zdarza.

Po kolei.
Tak jak ci mówiłem, pisz skargę koniecznie, to jest niepoważne zachowanie, zupełnie, absoluitnie niepoważne.
No ja przepraszam, że co, niewidomy nie ma prawa być samodzielny?
Przejaw skrajnej dyskryminacji.

Moniu, uwielbiam. 😀

O, 2002 jest ładne, naprawdę. 🙂

Aż ciekawym tych warunków akustycznych u was, bo na Ergoarenie w Gdańsku jest niemal idealnie.

Czekaj… właśnie się zablokowałam… Na zdaniu „2002 jest ładne”, wypowiedzianym przez… proszę do mnie coś napisać, odblokujcie mi mózg!

O to to to, Dawidzie. Niewidomy nie powinien być samodzielny, bo statystyki i wyobrażenia ludzkie by zaburzał!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares