Witajcie!
Pomyślałam, że jeśli mam pomysł, to czemu nie pisać, zwłaszcza, że mój pomysł polega na luźnych refleksjach natury wszelkiej, to komu to przeszkadza?
Jak państwo wiedzą, mam ostatnio wolne i keyboard. Nie skutkuje to na razie niczym prócz nauki, jak się nauczę,to wam pokażę. Na razie, z ciekawszych rzeczy umiem zrobić z czegoś sampel, a także umiem nagrać ścieżkę. Broń mnie Bóg się pomylić, bo już usunąć tej ścieżki nie umiem. :d
Wczoraj z kolei zajmowaliśmy się z tatą sprawami kablowymi, udało mi się przerzucić dźwięk z klawisza na moją wieżę, co jest dużo wygodniejsze od ciągłego przepinania słuchawek, a także przerzucić dźwięk z telefonu do klawisza. Co skutkowało takimi wydarzeniami, jak roland odtwarzający raz po raz: millenium, jeden nowa rzecz, millenium, jeden nowa rzecz… Mówiłam, że umiem coś zsamplować? 😉
Wieczorem i w nocy przeglądałam stare prace z gimnazjum. Prace były zadawane na polskim i pisane własnymi palcami, na maszynie, braillem, tłukłam te 3 lub 4 strony i prawdopodobnie myślałam, po co to robię… No a teraz wpadłam na genialny pomysł, żeby to przepisać na komputer.
Pierwsze, co mnie przy tej okazji przeraziło to to, że wtedy po polsku mniej więcej pisałam tak, jak teraz po angielsku. Może nawet trochę gorzej. Prace na angielski, nawet te licealne, zwykle wyglądają tak, że biedny uczeń stara się jak najbardziej lać wodę na temat, zwykle jadąc po dość prostych przykładach, albo przynajmniej sobie dobrze znanych, wśród prostych zdań wpychając niezliczone powtórzenia i, czasem kilka niepasujących do reszty, ładnych słów. Czyli, brzydkie zdania z ładnymi słowami, albo ładne zdania o niczym w sumie. Zainteresować nie zainteresuje, ale wytknie bardzo wyraźnie, że po 1. nauczył się tego i tego, a 2. zna znaczenie tego słowa! No, i mniej więcej tak wyglądają moje stare prace z polskiego. Ja na prawdę mam nadzieję, że teraz, pisząc po angielsku, wyszłam z tego stereotypu.
Inna rzecz, nowiny ze świąt! Dostałam bilety na koncert Benjamina! Można sobie zobrazować mój wyraz twarzy. 🙂 Niezależnie od tego, czy podejrzewałam, że je dostanę, czy nie. A, no i dostałam jeszcze futerał na keyboard, dziękuję, Mikołaju. Będę grzeczniejsza chyba. :p
Podczas wigilii moja siostra i moja kuzynka, jeszcze młodsza tak na marginesie, zrobiły przedstawienie. Śpiewały piosenki, czytały różne ciekawostki o świętach… I można sobie dużo mówić, że dość to było długie, że można jednak czasem nie śpiewać wszystkich zwrotek kolęd albo przynajmniej ich trochę więcej posłuchać, co by się nauczyć rytmu, można dużo… A jednak była to pierwsza wigilia od ładnych paru lat, podczas której moja rodzina wspólnie zaśpiewała kolędy. Więc na pomysł wcale nie narzekam. Zwłaszcza, żę sama przed świętami zaprzysięgłam się, że jeśli ktoś przy stole rozpocznie temat polityki, pracy, jak wiadomo najlepiej innych ludzi, lub instytucji kościoła, sama zacznę bardzo głośno śpiewać co mi tylko przyjdzie w danej chwili do głowy. I widzicie? Nie było potrzeby! Strasznie mnie jakoś smucą teksty typu: eeeej, cicho, nie mów tak o niej, święta są! To co kurde, w inne dni wolno nam się hejtować, bo tak? :p
Jedziemy dalej. Podczas przerwy świątecznej kilka osób zainspirowało mnie do powrotu do mojej pasji związanej z językiem angielskim, mianowicie do tłumaczeń nie tyle z angielskiego na polski, ale bardziej z angielskiego na nasze. Oznacza to mniej więcej tyle, że lubię pisać tłumaczenia piosenek w ten sposób, żeby można je było zaśpiewać. Nie wiem, jak to się nazywa, poetyckie tłumaczenie? Nie mam pojęcia. W każdym razie chodzi o to, co robi się przy okazji wystawiania sztuki w teatrze czy nagrywania polskiej wersji filmu. Nie wystarczy przetłumaczyć na polski, trzeba jeszcze od nowa napisać taki tekst w ten sposób, aby wszystko pasowało do rytmu. Przy okazji pytanie, czy ktoś ma jakiekolwiek pojęcie,, kto się tym zajmuje, a raczej, jak tacy ludzie rozpoczynają swoją pracę? Tłumacz idzie do wydawnictwa, aktor idzie na casting lub do szkoły, pisarz pisze i czeka na zmiłowanie boskie, wokalista ćwiczy śpiew i albo idzie do szkoły, albo do wydawnictwa… a taki tłumacz? To nie tylko chodzi o znajomość języka, trzeba jeszcze mieć jakieś tam zamiłowanie do pisania wierszem, no nie każdy lubi. To skąd oni ich biorą? Z nazwiska ludzi znam, ale poznałabym z chęcią ich historię. 🙂
Żeby nie gadać o niczym, podrzucę wam kilka przykładów. Dla teatru muzycznego Roma były robione tłumaczenia piosenek ABby do spektaklu Mamma Mia, swoją drogą zrobionego bardzo dobrze. No i na tłumaczenia też nie można narzekać.
Wykonanie live, ale myślę, że to nawet lepiej. Byłam na tym przedstawieniu dwa razy i uwierzcie, poszłabym i trzeci, gdybym mogła.
Dalej, podobna kategoria, tym razem filmy disneya. I tu wszyscy: oooo, co, król lew! Akurat nie, choć tam podobno za tłumaczenia mieliśmy dostać jakąś nagrodę. Czy to nie ta bajka? No nieważne. W każdym razie, ja sobie przelecę te 14 lat w przód i przyczepię się do filmu z tych muzycznych, aktorskich, Camp Rock. A nawet więcej, jeszcze jeden rok w przód, chodzi o Camp Rock 2. Tam była piosenka "wouldn't change a thing", od razu link,
trudna nie tyle tekstowo, ile po prostu trudno ją śpiewać, bo w tym samym miejscu idą dwa zupełnie inne głosy, z zupełnie innym tekstem w jednym momencie. Co ciekawe, tłumaczenie nie tylko było niezłe, ale także dosyć wierne oryginałowi. Znalazło się nawet na płycie Farny, nie tylko na polskim wydaniu ścieżki dźwiękowej z filmu.
Tą wiernością oryginałowi to tłumaczenie różni się od tłumaczenia piosenki z popularnego w podobnym czasie Highschool Musical, i tak jak kochałam HSM całym sercem, tak na tłumaczenie piosenki, po polsku zwanej "masz w sobie wiarę" dziwnie mi się teraz patrzy.
Jedziemy dalej i przechodzimy do tłumaczeń, które nie występują w telewizji. I czas na studio accantus, podejrzewam, że dość znana grupa. Wrzucam dwie rzeczy, które są w Polsce przetłumaczone tylko przez nich. Pierwszy link, to piosenka "don't say yes" z serialu "Smash". Wielki podziw dla tego, kto to przekładał na polski, choćnie robił tego bardzo dosłownie.
Druga nutka to utwór z musicalu "afera mayerlink" niestety nigdy nie granego w Polsce.
Jak chce ktoś sobie porównać z oryginałem, to bardzo proszę, ale jest po niemiecku, więc sami szukajcie. xd.
Jest też na youtubie dużo tłumaczeń piosenek popularnych, znanych z filmów lub radia, z tym, że… no cóż, bardzo trudno znaleźć mi takie, które by mi się podobały. Nie wiem, czemu ludzie wychodzą z założenia, że, jak wrzucą tekst w tłumacz i po prostu zaśpiewają, co im wyjdzie, albo jak będąrymować dwa identyczne słowa, to już jest polska wersja. Jedyne, co umiem zwykle wybaczyć, to poprzesówane akcenty w słowach, tak najczęściej wychodzi. Ale ludzie, serio, można nad tym troszkę dłużej posiedzieć. Za to dokonałam ostatnio odkrycia odwrotnego, mianowicie, jedna dziewczyna wrzuca na swój kanał covery różnych piosenek, w tym niektórych polskich, ale, po angielsku. Poniżej przykład.
Powiem wam, że chyba na prawdę się za to niedługo zabiorę, i chyba spróbuję też cośzrobić w drugąstronę. Mam trochę tłumaczeń z angielskiego na polski, może czas na cośprzetłumaczonego w drugą stronę…?
O, sprawdziłam. Złe tłumaczenia na angielski też są. :d
Cóż tam jeszcze u mnie. Po 1. w czwartek widziałam się z Zuzią, ukrzywdziła byś mnie, Humanie, gdybym o tym nie napisała, co? I wypiłam gorącą czekoladę, bardzo dawno nie piłam gorącej czekolady! Trzeci dzień świąt uczciłam! 🙂 Za to wczoraj miałam próbę zespołu, też dobrze, czwarty dzień świąt również uszanowany. Muszę tylko coś wymyślić na dziś. Może lekturę poczytam? Może się pouczę do matury…? Ha… ha… ha…
Pozdrawiam ja – Majka
PS Jakie macie ulubione piosenki świąteczne, ale nie kolędy? Co dostaliście na święta?
5 odpowiedzi na “odkrycia w przerwie świątecznej, czyli garść luźnych refleksji”
O proszę. ja wśród tych wszystkich linków, które ostatnio od Ciebie dostaję partiami, nie odkryłem tej dziewczyny, o której tu wspominałaś. A osoba warta uwagi. Tym bardziej, że całkiem ciekawa głosowo.
Dużo cennych informacji, lubię wpisy z linkami, takie ilustracje do tekstu, oczywiście dopasowane. Myślę, że taki tłumacz, o którym mówisz, powinien kręcić się koło wydawnictw właśnie czy to muzycznych czy książkowych.
Pomyślałam, że jeśli mam pomysł,
<3 <3 <3
Fajneee 🙂 🙂
Oj tam oj tam. :d
Super wpisik. Pozdrowienia z WOSu. 🙂 Jak widzisz WOS jest bardzo ciekawy. 😉 Wolę spożytkować go na czytanie wpisów, niż siedzieć i się nudzić.