Witajcie!
Nie pisałam o tym jeszcze, a chyba warto, bo od koncertu minęło już trochę czasu. Dokładnie to koncert był dziewiątego lutego, a już jest dwa tygodnie później, karygodne zaniedbanie. Najpierw rys historyczny.
Skąd mi się to wzięło?
Muzykę Aleca Benjamina poznałam poprzez apple music – serwis streamingowy, którego używam. Tam jest tak, że co piątek serwis sam wyrzuca listę piosenek, które mogą ci się spodobać, na podstawie tego, czego słuchasz w inne dni. Pewnego dnia wywalił mi jakąś piosenkę, spodobała mi się, to dodałam do biblioteki. Była o dzieciństwie, jakoś mi tak podpasowała, jest spoko. Zapomniałam nawet, kto to śpiewał. Kilka dni, nie no, playlista jest w piątki, w takim razie kilka tygodni później dostałam kolejną piosenkę, na którą już zwróciłam uwagę. Śpiewał chłopak, z głosu bardzo młody, a ja lubię patrzeć, co robią młodzi artyści, to sprawdziłam resztę. I dopiero wtedy przyszło mi do głowy, że po pierwsze, to ja go już słyszałam, a po drugie, piosenka o dzieciństwie i dojrzewaniu nie przez przypadek nazywa się "1994". Okazało się, że chłopak ma 24 lata, nieważne, że brzmiał mi na 15, a także, że robi zaskakująco interesujące rzeczy.
kto, co i jak?
Może to stereotyp, ale młodzi wokaliści, z młodym głosem i kontem na youtubie kojarząmi się bardziej z klimatem Justina Biebera, produkcji bardzo studyjnej i bardzo, powiedzmy, podzielonej między ludzi. Ktośmu pisze, ktoś mu robi muzykę, ktośgo stylizuje, dobra, idź, przynieś nam coś. Żadko zaś spotykam się z płytą, na której króluje gitara akustyczna i elektryczna, minimalistyczny beat i bas, a także zachowany jest każdy szczegół, taki jak przesuwanie palcami po strunach i brany oddech. Tworzy to bardzo osobisty i kameralny klimat, co w połączeniu ze szczerymi i ciekawie napisanymi tekstami tworzy idealną dla mnie wersję czegoś, co sobie nazywam songwriter style. Dodajmy tutaj, że na tej płycie praktycznie każda piosenka jest o czym innym, nawet, jak o miłości, to w różny sposób, zupełnie od różnych stron. Sam Alec określa siebie "narratorem", uważa, że dużo łatwiej opowiada mu się historię z zewnątrz, tak jakby był tylko obserwatorem wydarzeń. Może dlatego raczej mu się nie zdarza pisać piosenek od razu po inspirującym je wydarzeniu.
Ponieważ tak mi się spodobało, zaczęłam czytać i słuchać.
No więc, mamy tu chłopaka z Arizony, grającego na gitarze i piszącego piosenki. Pierwszą z nich pt. "beautiful pain" napisał, o ile się nie mylę, po śmierci dziadka. Pisał różne rzeczy i wrzucał je do internetu, stało się tak, że zatrudniła go wytwórnia. Świetnie! Cud prawdziwy, mam osiemnaście lat, mam kontrakt płytowy, żyć nie umierać! Tak, tyle, że wytwórnia zrywa kontrakt z Alecem przed wydaniem owej płyty, pozostawiając go nie tylko bez wydawcy, ale także bez praw do piosenek, które napisał. Powiedzmy, trochę słabo. Alec jednak zbyt lubił śpiewać, żeby przestać, wymyślił sobie, że będzie śpiewał dalej, jeżdżąc po koncertach gwiazd większych od siebie, takich, jak Shawn Mendes na przykład. Przyjeżdżał pod miejsce, w którym koncert się odbywał, grał dla ludzi z kolejki, covery występującego artysty, a także własne piosenki. Potem natomiast rozdawał tym ludziom wizytówki. W ten sposób zdobył najpierw fanów, potem internet, a na koniec kolejny kontrakt, z inną wytwórnią, tym razem doprowadzony do końca. Oto jest więc dla mnie piękny przykład uporu, podążania za marzeniami i sporej odwagi. Ja nie wiem, czy bym się odważyła podbijać do losowych ludzi na ulicy i pytać: mogę dla ciebie zaśpiewać? On to robi, możecie zobaczyć to np. tutaj
Przejdźmy do koncertu
Dziewiątego lutego Alec odwiedził Polskę podczas swojej trasy w Europie. Tym razem nie musi sobie sam za nią płacić. Życzymy mu, aby nadal nie musiał. Jedziemy tak, jak zrobiłam z koncertem Sheerana, piosenka po piosence.
Steve
Koncert Alec rozpoczął piosenką, którą uwielbiam, bardzo bardzo, to była pierwsza piosenka, która na prawdę przekonała mnie do przesłuchania płyty. Kawałek opowiada, nieco przerobioną, historię Adama i Ewy. Narrator mówi w niej mianowicie, że oprócz Adama i Ewy był tam jeszcze Steve, który bardzo się dziwił nieodpowiedzialnemu zachowaniu Adama. Ostatnie linijki refrenu można przetłumaczyć:
"Hej, Adamie. Nie daj się oszukać wężowi. Nie trać tego wszystkiego. Cóż to za strata. Mieć wszystko i po prostu to oddać."
Posłuchajcie.
Alec Benjamin – Steve
Nie wiem czemu, ale jego spokojny głos oraz bardzo ograniczona liczba obecnych w piosence dźwięków jeszcze bardziej przybliża mi klimat pierwszego ogrodu.
If i killed someone for you
Następna piosenka o tym właśnie, niepokojącym tytule, to poruszająca opowieść o tym, jakich granic nie wolno przekraczać. Przepraszam, jestem na etapie omawiania "granicy" na polskim. :p Piosenka przez pierwsze dwie zwrotki wydaje się być wyznaniem mordercy, piszącego do ukochanej osoby, prosząc o wybaczenie i o przyjęcie go pod dach. Przecież wszyscy go szukają, a on chciałby wyjaśnić tej osobie wszystko, prosić o zrozumienie. Dopiero w ostatniej zwrotce dowiadujemy się, że osoba, którą zabił, to on sam. I czy tu chodzi o samobójstwo? Czy może raczej o to, że zabił to, kim był, bo próbował się zmienić dla tej ukochanej osoby? A tego robić nie można.
Alec Benjamin – if I killed someone for you
1994
A oto i piosenka, od której się zaczęło, była to zarazem pierwsza piosenka, podczas której na koncercie został puszczony jakikolwiek rytm perkusyjny, wcześniej była tylko gitara i klawisz. Zmieszczona w tekście opowieść zarówno o tym, jak młody chłopak złamał rękę udając supermana i oglądał MTV, jak i o tym, jak dowiedział się o ludzkiej śmierci, widząc w wiadomościach informację o world trade center.
if we have each other
Utwór otwierający jego płytę, a także jeden z bardziej popularnych. Każda zwrotka jest historią ludzi, którzy sens życia odnajdywali w miłości do bliskich osób, czy to młoda matka z pierwszej zwrotki, czy małżeństwo z długim starzem w drugiej, czy też sam Alec piszący trzeciązwrotkę dla swojej siostry. Tu muszę wspomnieć o tym, że od początku koncertu cała sala śpiewała z nim każde słowo tekstu. TU! W Polsce! Szybko wypowiadanego tekstu! Po angielsku! Jestem dumna. 🙂
Alec Benjamin – if we have each other
Paper crown
Oj piękna nutka, piękna, w ogóle jego jedna z pierwszych chyba, produkowana jeszcze samodzielnie. Są dwie interpretacje tekstu, podam obie, bo nie wiem, która jest właściwsza. Pierwsza, ta prostrza, jest taka, że on to napisał o dziewczynie, która sobie zbudowała mury z własnych niepewności i lęków, ukryła sięz nimi… jakby to wyjaśnić. Wysokie mury, które bronią dostępu do uczuć. Drugą podał sam Alec, który podczas jednego z koncertów mówił, że można też na to spojrzeć, jak na piosenkę o statule wolności po tzw. 09.11. TUtaj widać, ze rzeczywiście historia widziana w telewizji bardzo go poruszyła, myślę, jak i cały kraj.
Posłuchajcie wersji oryginalnej, ale uwierzcie mi, dużo ładniejsze jest na żywo.
Alec Benjamin – paper crown
Boy in the bubble
Piosenka o bójce, tak w skrócie. Narrator opowiada o tym, jak został pobity przez innego chłopaka, a on sam, mimo odniesionych obrażeń w tej bójce, nie poddał się, nie chciał dać napastnikowi tej satysfakcji. W ostatniej zwrotce natomiast dowiadujemy się, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje.
I poraz kolejny, jak oni zdążyli z tekstem?!
Alec Benjamin – boy in the bubble
Stan – eminem cover
To dopiero jest ciekawe! Zaśpiewać cover Eminema, w ogóle od kiedy się rap coveruje, a on to robi świetnie! I to w ogóle dosyć aktorska piosenka. Samo to, że ALec wymienia jako swoje muzyczne wpływy na raz Eminema i Jasona Mraza przekonuje mnie do niego niesamowicie. Pokażę wam to w wersji z koncertu, choć on to też nagrał w studiu.
Alec Benjamin – stan live at 95.5
I built a friend
Jedna z pierwszych piosenek Aleca, jeszcze nie z płyty. Prosta i smutna historyjka o chłopcu, który zbudował sobie robota za przyjaciela. Potem wyjechał na studia, dziewczynę poznał i tak dalej, no i zapomniał o swoim przyjacielu. Kiedy wrócił, jużgo nie odnalazł. Przy okazji anegdotka, podobno Alec zwrócił się przy nagrywaniu teledysku do swojego kumpla z wybitnie delikatnym pytaniem: ej, stary, nie chciał byśmoże umrzeć w moim teledysku? Dobry ziomek, zgodził się.
Alec Benjamin – I built a friend
death of a hero
Mocna opowieść o rozczarowaniu się własnym idolem. Tego dnia skończyło się dzieciństwo. I oto jest przykład tego fajnego nagrywania gitary, o którym mówiłam na początku.
Alec Benjamin – death of a hero
swim
Piosenka z płyty, piąta o ile pamiętam, czyżbyśmy się zbliżali do rytmu reggae? Tak minimalnie? Leciutko? Wydawało mi się, że to najsłabsza nutka, w sensie… może nie jest zła, ale najprostrza, najmniej zaskakująca. "I'm just gonna swim untill you love me" No OK, ale…? I tak myślałam, do puki nie usłyszałam, jak Benjamin mówił o tym utworze w jednym z wywiadów. Wspomniał tam, że to nie tylko jest o miłości, ale także o uporze przy swoim, o tym, że czasami na czymś nam tak bardzo zależy, że, pomimo przeciwności, staramy się dalej. Np. ta historia z wytwórnią. Hmmm… jak tak na to spojrzeć…?
Alec Benjamin – swim
Dwie najpopularniejsze piosenki
Żeby być oryginalną, dwie piosenki Aleca, które najbardziej docenił świat, ja umieszczę w jednym punkcie. Pierwsza, to "the water fountain", historia miłości, która zaczęła się i skończyła, ponieważ dwoje ludzi trafiło na siebie w niewłaściwym momencie. Przykre. Druga natomiast i ostatnia zagrana na koncercie, to utwór "let me down slowly". Historia tej piosenki pokazuje fajny mechanizm powstawania tekstów, mianowicie, że taki tekst wcale nie musi wynikać z prawdziwych zdarzeń, może być równie dobrze historią zaobserwowaną lub, jak w tym przypadku, po prostu wyimaginowaną. Alec napisał to po tym, jak kiedyś obudził się i, orientując się, żę nie ma przy nim jego dziewczyny, wyobraził sobie, co to by było, gdyby właśnie w tym momencie postanowiła od niego odejść. W rzeczywistości rozstali się nie tego dnia, lecz później. uczucie z tamtego poranka jednak pozostało i zainspirowało piosenkę. Swoją drogą, niedawno wyszła odnowiona wersja tego kawałka, wraz z Benjaminem zaśpiewała Alessia Cara, ładnie to im wyszło. Pod linkami jednak znajdziecie obie piosenki w wersjach z płyty.
Alec Benjamin – the water fountain
Alec Benjamin – let me down slowly
Niespodzianka!
Ha, ja też na koncercie myślałam, że to ostatnia piosenka, jednak nie. Zdążył jeszcze zagrać piosenkę pt. "Annabelle's homework", która jest historią rzadko wspominaną w miłosnych utworach, tak mi się przynajmniej wydaje. Opowiada starą jak szkoła historyjkę chłopaka, który odrabia za tą Anabelle prace domowe, żeby zwróciła na niego uwagę. Niestety… nie zwraca. :p Sama chyba taką znam.
Alec Benjamin – annabelle's homework
Podsumowanie
Koniec koncertu i, zgodnie z tradycją ,koniec wpisu. Niemniej zapraszam do samodzielnego odkrywania tego młodego narratora, który, jak dla mnie, idealnie pokazuje, co by wyszło, gdyby zmieszaćSheerana z Passengerem. 🙂
Pozdrawiam
ja – Majka
PS Napiszcie mi taką jedną rzecz. Czy ktoś z was chciałby czytać, gdybym kiedyś w przyszłości albo tutaj wrzucała więcej recenzji płyt i koncertów, albo nawet posunęła się do założenia innej strony tylko po to? Ile takich osób by było? Bo zastanawiam się, czy jest sens…
6 odpowiedzi na “gitarzysta, tekściarz, narrator – Alec Benjamin”
Ciekawy wpis.
Ja jestem za recenzjami płyt.
Ja także, z przyjemnością poczytam Twoje spostrzeżenia, bo pięknie piszesz. Powiedz mi jeszcze, Maju, gdzie dokładnie odbywał się koncert, czy to raczej klubówka, czy stadionówka, no i czy on tak precyzyjnie i ślicznie śpiewa na żywo, tak jak na płycie, bo studyjne wersje brzmią nieskazitelnie, a na koncertach wiadomo, różnie jest. Pozdrawiam dziękując za inspirację, dobry pop jeszcze nikomu nie zaszkodził.
To jest jeszcze klubówka, na szczęście, bo bez tego nie miałabym okazji, żeby mu podać rękę. A miałam. 🙂 Zagrał w Hydrozagadce, to jest taki klub na Pradze w Warszawie. Co do wersji na żywo, jedna jest we wpisie, ale polecam też poszukać na youtubie jego wykonań, chociażby „let me down slowly” z programu Jamesa Cordena, czy też „death of a hero” specjalnie wykonywane akustycznie na kanale Benjamina. Jest też sporo nagrań, które wrzucali ludzie.
Akurat mieszkam w Warszawie, zatem wiem, gdzie jest Hydrozagadka. Tenklub ma niesamowity klimat i szczerze mówiąc zazdroszczę Ci tego koncertu, bo chłopak robi świetną robotę.
Jakbym mogła, to bym łaziła na więcej koncertów tam teraz, bo ogólnie fajne rzeczy robią, nie jest zbyt duży i w ogóle fajnie tam jest.
Czytałam twój wpis i myślałam o tym, o co zapytałaś na końcu. 🙂
Tak, powinnaś założyć stronę z takimi recenzjami.
Ja z kolei 1994 usłyszałam chyba najpóźniej, a „Steve’a” też uwielbiam.