Kategorie
co u mnie

Kobiety na komputery, mnóstwo schodów i kwestia dzwonów. Czyli mój pierwszy list z Krakowa

Wpis z dedykacją dla Julitki z okazji „tajemniczego opiekuna”, oraz dla pewnej Pani z TYnieckiej, która już teraz czyta mojego bloga. Z okazji niespodziewanego wsparcia.

Witajcie witajcie!

Jak obiecałam, tak zrobię. Oto pierwsza część moich wpisów policealnych, wzorowanych nieco na powieści Jean Webster „Tajemniczy opiekun”. Jak ktoś chce, zapraszam najpierw do przeczytania książki, albo chociażby pierwszego, w niej zawartego, listu. Prawa do tekstu Jean Webster, posiada, o, jakie to zaskakujące, Jean Webster. Resztę ja. Wszystko tu napisane będzie się zgadzać z moją rzeczywistością. Niektóre zdania są przeedytowane tak, aby pasowały do mojej szkoły i nauki, niektóre sąpo prostu mojego autorstwa, a jeszcze inne pozostały kompletnie bez zmian i są słowo w słowo wzięte z książki. Także Proszę Pani… Tak, do tej Pani mówię, co mojego bloga o Krakowie czytała, zanim ja tu przyszłam. Tę straż ogniowąto nie ja wymyśliłam. 😉 Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do lektury!

Wpis z dedykacją dla Julitki z okazji "tajemniczego opiekuna", oraz dla pewnej Pani z TYnieckiej, która już teraz czyta mojego bloga. Z okazji niespodziewanego wsparcia.

Witajcie witajcie!

Jak obiecałam, tak zrobię. Oto pierwsza część moich wpisów policealnych, wzorowanych nieco na powieści Jean Webster "Tajemniczy opiekun". Jak ktoś chce, zapraszam najpierw do przeczytania książki, albo chociażby pierwszego, w niej zawartego, listu. Prawa do tekstu Jean Webster, posiada, o, jakie to zaskakujące, Jean Webster. Resztę ja. Wszystko tu napisane będzie się zgadzać z moją rzeczywistością. Niektóre zdania są przeedytowane tak, aby pasowały do mojej szkoły i nauki, niektóre sąpo prostu mojego autorstwa, a jeszcze inne pozostały kompletnie bez zmian i są słowo w słowo wzięte z książki. Także Proszę Pani… Tak, do tej Pani mówię, co mojego bloga o Krakowie czytała, zanim ja tu przyszłam. Tę straż ogniowąto nie ja wymyśliłam. 😉 Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do lektury!

Listy panny Mai do Tajemniczego Czytelnika

Kraków, 09.09.2019
Drogi, dobry czytelniku, obserwujący moje postępy w college'u!
Jestem na miejscu! Jechałam dzisiaj dwie i pół godziny koleją. Zabawne uczucie, prawda? W końcu podróż pendolino nie zdarza się tak często, a teraz będzie się zdarzać co tydzień.
Szkoła nasza jest przeogromnym, oszałamiająco olbrzymim miejscem — gubię się, gdy tylko wychodzę z mojego pokoju. Opiszę ci wszystko później, jak mi się trochę uporządkuje w głowie; opowiem też o moich studiach. Lekcje miały się rozpocząć w poniedziałek, a teraz jest następny poniedziałek wieczorem, dlatego mogę już zweryfikować tę informacje. Ponieważ przez pierwsze dwa dni nie mieliśmy konkretnego grafiku zajęć, nasze lekcje rozpoczęły się dopiero od środy. Jak we wszystkich szkołach i uczelniach w kraju, pierwsze zajęcia, to zajęcia organizacyjne, nie mogę więc donieść ci, drogi czytelniku, o moich natychmiastowych postępach i wzroście wiedzy. Chciałam jednak najpierw napisać do Ciebie, ażebyśmy się mogli trochę zapoznać.
Dziwnym się wydaje pisać listy do kogoś, kogo się nie zna. Dziwnym mi się wydaje w ogóle, że piszę listy — pisałam ich całego kramu trzy czy cztery w moim życiu; proszę więc nie mieć mi za złe, jeżeli nie będą one wzorem stylu.
Przed moim odjazdem miałam bardzo poważną rozmowę z mamą. Mówiła mi, jak mam się zachowywać przez całą resztę mojego życia, a zwłaszcza, co mam ze sobą zabrać i czego na pewno zapomnieć mi nie wolno. Było to trochę dziwne zważywszy, że przecież pierwszy raz przyjechałam do Krakowa wraz z rodzicami, coby przywieźć większość rzeczy i nauczyć się chociażby drogi na przystanek. Potem jednak rodzice wrócili do domu, a ja pozostałam w internacie, nie mając kompletnie rzadnego pojęcia o tym, ile osób jest na moim kierunku, a także, czy grafik pojawi się nazajutrz, czy też za pięć dni.
Teraz jednak już to wszystko wiem, więc śpieszę z informacjami do Ciebie, czytelniku, bo pewnie jesteś niezmiernie ciekaw. W klasie jest nas pięć osób, o dziwo, trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. Dziwi nas to dlatego, że często to chłopcy chcą się wybierać na realizację dźwięku i, jak to określiła pewna pani, siedzieć przy tych kabelkach. Okazało się, że w tym roku, na "te kabelki" poszły jednak dziewczyny. To dopiero znak czasów, co, Czytelniku?

Dowiedziałam się też, że jesteśmy pierwszym rocznikiem, który ma wprowadzoną nową podstawę programową. W nowej podstawie mamy takie przedmioty jak:
1. Montaż;
2. Percepcję i ocenę dźwięku;
3. Audio cyfrowe;
4. Wiedzę o muzyce;
5. Angielski zawodowy;
6. BHP;
I, rzecz jasna…
7. WF!

O Wszystkich tych przedmiotach napiszę Ci, Czytelniku, znacznie więcej, jak już wszystkie się rozpoczną i zaczniemy na nich robić to, do czego zostały stworzone. Na razie wszystko musi się zorganizować i ułożyć, nauczyciele przedstawić, a grafik przestać zmieniać.
A propos grafiku, w plan wejdą mi jeszcze zajęcia muzyczne. Tak, Czytelniku dobry, zaczęłam się znowu uczyć instrumentu! I to nie tylko perkusji, choć to mój główny instrument, ale także fortepianu! Odkąd się dowiedziałam, że gra na fortepianie wypadła z podstawy programowej, uznałam, że mimo wszystko warto byłoby się jej przyjrzeć. Coś w końcu trzeba sobie przypomnieć.

Teraz może opowiem cośo internacie. W internacie mam pokój czteroosobowy. Śpię w nim ja, moja koleżanka z tzw. pierwszej R (pierwsza klasa szkoły policealnej na kierunku realizacja nagrań), a także dwie koleżanki z drugiego roku, uczące się na kierunku administracyjnym. Bardzo interesującym dla mnie zjawiskiem jest to, jak szybko ludzie zżywają się z sobą w internacie. Już drugiego dnia, kiedy szłyśmy z Sylwią, moją koleżanką z pokoju i z roku, do sklepu, jedna z naszych wychowawczyń zauważyła, że: wy to się chyba dobrze dogadałyście. No fajnie, znamy się od dwóch dni.
Razem z koleżankami z pokoju znamy też wzajemnie swoje charakterystyczne zwyczaje. Wera z drugiego roku na przykład, sama sobie przygotowuje śniadanie, zamiast schodzić na dół na ogólne posiłki. Sylwia, gdy wychowawcy usiłują nas rano usilnie obudzić, wpada w nastrój, delikatnie mówiąc, niezbyt wesoły. Ja natomiast jestem zwykle pierwszą, która przypomni reszcie o wieczornej herbacie. Jednym z pierwszych moich tutejszych zakupów było odpowiednio duże na nią naczynie.

W moim liście nie wspominam nawet o całym mnóstwie anegdotek, które powstały już w pierwszym tygodniu szkoły. Jak na przykład ta, kiedy my wszystkie, będąc w sklepie, pomimo naszego, podobno, dojrzałego wieku, przez 15 minut zachwycałyśmy się maskotkami, a zwłaszcza pluszowym żółwiem. Albo to, jak jedna z uczennic, nowa, jak ja, ale imieniem nie wspomnę, pomyliła pokoje i wybrała się do pokoju o podobnym numerze, ale piętro niżej. Gdyby tego natomiast było mało, od razu po wejściu wyraziła swoje zdanie na temat panującego tam bałaganu, logicznie dedukując, że skoro to jej pokój, to ktoś musiał grzebać w jej rzeczach i je porozrzucać.
Kolejna sprawa, to tzw. "kwestia dzwonów". W skrócie mówiąc, gdy Sylwia próbowała użyć internetu, aby wejść na stronę i przeczytać nasz plan, nie udało jej się to, dopóki dzwony za oknem nie przestały dzwonić. Internet odmówił posługi. Kiedy zapadła cisza, SYlwia odświeżyła stronę i oświadczyła ze spokojem: no, jużjest; mówiłam, to była kwestia dzwonów.

A, no i nie zapominajmy o zaglądaniu do dyrektorki szkoły muzycznej z przeróżnymi pytaniami praktycznie co przerwę. Przy ostatnim razie przywitałam się już słowami: to znowu ja. 🙂

Jak już mówimy o zwyczajach, niedługo będę musiała iść spać, ponieważ jutro, półgodziny po szóstej, zadzwoni dzwonek na pobódkę. Dzwonki dzielą nasz dzień na poszczególne części. Jemy i śpimy, i uczymy się podług dzwonka. To bardzo pobudzające. Czuję się wciąż jak koń straży ogniowej. Muszę jednak przyznać, drogi Czytelniku, że jak ktoś musi przebiec się po schodach kilka razy dziennie, w sumie cztery piętra w tę i z powrotem, a do tego dochodzą jeszcze różne, poplątane korytarze, człowiek przestaje się przejmować jakimś tam porannym budzeniem.

Aha! Masz ci go! Dwudziesta trzecia. Gasić światła! Dobranoc!
Proszę zwrócić uwagę, jak skrupulatnie przestrzegam przepisów —
Twoja z najgłębszym szacunkiem
ja – Majka

PS Żartowałam z tymi przepisami…

Zapraszam do komentowania. 🙂

18 odpowiedzi na “Kobiety na komputery, mnóstwo schodów i kwestia dzwonów. Czyli mój pierwszy list z Krakowa”

Pamiętaj Maju, że pierwsze zajęcia to lektio brevis.
Aczkolwiek u mnie na uczelni i pewnie nie tylko u mnie, ale nie dociekałem mówi się:
Lektio prima, lekcji ni ma.
Do sytuacji, kiedy planu też ni ma, pasuje. 🙂

Możesz zdradzić personalia uczycieli? Ciekaw jestem co tam się zmieniło, bo ponoć zmienia się często i dużo.

Super wpis. , gratuluję. Napisałabyś jeszcze więcej nt. internatu? Jest na Eltenie wątek o tym i ciekawai mnie jak rzeczywiście was tam w policealce traktują.

Nie nie, nie to, to troszkę na inny temat było. Taki żart, nie do końca do siebie. Dzięki za pochwałę. Myślę, żę reszta wpisów będzie już bardziej moja, ale na konwencji tej książki będę się opierać nadal.

mhm szkoła na psy zchodzi.
Teraz bym już nie poszedł na dźwięk, co to wogule wiedza o muzyce.
Instrumentu nie ma?
A percepcja to nic nowego, ciekawe kto to będzie miał.
Jak teraz ten kierunek się nazywa? Co będziesz mieć na dyplomie?
Kiedyś był większy konkret.

Konkret to był z instrumentoznawstwem, nie wiem, co masz do percepcji, tam jest sporo konkretów. Z panem Paterem to mamy. Kierunek się nazywa realizacja nagrań. W sensie, technik realizacji nagrań. A czemu schodzi na psy? Pisałam, że ten rozgardiasz nie jest w ogóle winą dźwięku samego w sobie.

kiedyś z tego co mówisz były ciekawsze przedmioty. Była historia muzyki, kształcenie słuchu instrumentoznawstwo instrument podstawy akustyki, percepcja i inne takie. Teraz jest gożej z tego co widzę.

Bardzo ciekawa forma. Jestem w takim razie ciekaw kolejnych listów. Bardzo przyjemnie się to czyta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares