Hej hej!
Zdarzyło się wam kiedyś coś zgubić? Na bank. Każdy coś gubi. Gubi pendrive, kabel, zeszyt, rękawiczkę, bluzę, wątek rozmowy… Sporo można zgubić. Pytanie tylko, gdzie jest granica. Ja nie mówię, że w naszym internacie jest ciasno, co to, to nie, nie mogłabym tak powiedzieć! Ale przyznać trzeba, że przestrzeń życiowa jest tu, powiedzmy, w pewien sposób ograniczona. I niech ktoś mi teraz wyjaśni, jak ja, na tych 2 metrach kwadratowych przestrzeni użytkowej, zdołałam już zgubić i znaleźć ze dwa pendrivy, własny talerz, własną bluzę i, to jest w ogóle moje ulubione, futerał z pałkami do perkusji. TO nie są małe rzeczy, wiecie? To się nie mieści tak o, gdzie bądź. A jednak potrafiłam tego szukać od 10 minut (talerz), poprzez pół dnia (te pałki), aż po schodzenie 4 piętra w dół, do studia, z uprzejmym pytaniem: "prze pana, a widział pan moją bluzę?". A bluza była wepchnięta za tapczan za moją głową, żeby mi poduszka nie spadała. W pokoju 306 powstała jakaś czarna dziura czasoprzestrzenna, która polega na tym, że ja wypuszczam coś z ręki i po 5 minutach nie mam pojęcia, gdzie to się podziało. Dziwi mnie to tym bardziej, że ja generalnie uchodziłam za osobę ogarniętą. Ja nie mówię o samodzielności, ja mówię o takim generalnym zrozumieniu przestrzeni i sytuacji wokół siebie. Ja jestem nauczycielska rodzina, ja żyję w pewnych schematach. I co?
– Marzena, możesz mi powiedzieć, czemu ja ostatnio wszystko gubię? –
– Jak to? –
– No serio, nic nie wiem, gdzie mam, o niczym nie pamiętam, plan mi się myli, czytam akapit i nic z niego nie wiem, zapominam jeść… Co mi jest? – Marzena, doprawdy nieoceniona wśród moich współklaśców, zaproponowała uczciwie, że może miłość. Ale że co, zgubiłam ją, czy mam zjeść? Zapytałam, w kim niby się zakochałam, nie chciała powiedzieć. No to ja też nie wiem. Tak samo, jak nie wiem, gdzie wcisnęłam dwie paczki chusteczek i jedną paczkę ciastek… No widzicie? Ja to zwalam na zmęczenie.
Propos zmęczenia, jak to człowiek potrafi być nieprzytomny, opowiem anegdotą.
Polacy ostatnio odnoszą sportowe sukcesy. #DawajIga i tak dalej, super finał, fantastyczny naprawdę… a oprócz tego zdarza nam się grać w piłkę. Mało tego, zdarza nam się wygrywać. Pewnego poranka, kiedy wszystkie leżałyśmy zaspane w łóżkach, postanowiłam nagle podzielić się tą radosną wiadomością.
– A wy wiecie, dziewczyny, że my wczoraj wygraliśmy w piłkę z Finlandią? –
– W jaką piłkę? – Zadała inteligentne pytanie Sylwia. Okazało się, że było to trudniejsze zadanie, niż oczekiwałam.
– Yyyyyy… no w jaką? No w nożną chyba… Chociaż czekaj, my? W nożną? No ale nie, tam się bramki strzelało, to w nożną… No, Piątek strzelił, to w nożną! – W tym momencie cudowną, świąteczną atmosferę zmąciło pytanie Werki.
– Maja, to tobie się takie głupoty śnią? – Taaaaaa…
Bycie nieprzytomnym, anegdota druga. Tak się złożyło, że przy początku października świętowałam urodziny. Postanowiłam więc zamówić coś z uber eats, mając nieco ważniejszy powód niż: oooo, renta przeszła! Zamówiłam danie, wiedziałam, co przyjedzie, ale mówiąc o tym dziewczynom dodałam coś o tym, że kurcze, szkoda, że oni nie mają urodzinowych promocji, no nie? OK, minęło trochę czasu, przyjechał dostawca. Pozdrawiam serdecznie dostawcę, idealna komunikacja, wszystko na czas, miły, podjechał pod drzwi, zamiast się włóczyć po parkingach, no na serio, wszystko super! Nigdy nie daję napiwków, a tu dałam! Powinno mnie zastanowić, że na jedno danie mam dwa pudełeczka, nie? No ale to ich sprawa, może pakują ryż oddzielnie?
Odpowiedź: NIE, NIE pakują. Dostałam nie to danie. Dobre, nie przeczę, jeszcze z zupą, a jej NIE zamawiałam, ale jednak…
– Słuchajcie, dziewczyny, wszystko fajnie. – Powiedziałam, siedząc na dmoim niespodziewanym darem od losu. – Wszystko fajnie, ja tu wychwalam dostawcę pod niebiosy, napiwki daję… ale zdajecie sobie sprawę, że w tym właśnie momencie, gdzieś w Krakowie, jest ktoś, kto jest bardzo wnerwiony? – Śmieją się ze mnie do tej pory. Nie powinny narzekać, bo danie było tak wielkie, że jadłyśmy we trzy, a zupa została odłożona na dzień następny.
Dnia następnego był piątek i postanowiłyśmy świętować. Wzięłyśmy szampan bez alkoholu, szklanki bez kompletu i chińską zupę bez zaproszenia, no i rozpoczęłyśmy biesiadę. Dziękuję Sylwii i Weronice za zainteresowanie tematem, dziękuję Marzenie za bardzo przydatny prezent, dziękuję moim wychowawczyniom, które specjalnie czekały do końca dyżuru albo przyszły wcześniej, coby mi sprezentować słodycze, a także naszemu wychowawcy, którego nie wiem, czy mogę po imieniu wspomnieć, bo nie pytałam. Pan jest naszym filozofem, poetą, pisarzem, poprawiaczem nastroju i mnóstwem rzeczy jeszcze, moje nieuporządkowane wpisy są bardzo daleko od poziomu słowa pisanego, do którego pan przywykł, niemniej jednak pozdrawiam i tu. I za te życzenia, które zapiszą mi się w pamięci na długie lata, i za tę pomoc przy projekcie, który mam zamiar skończyć. Czas tyka. Wszystkich.
A tak troszkę mniej poważnie, to ciekawa jestem, co sobie myśleli nasi wychowawcy, gdy szłyśmy z Sylwią po schodach, nosząc te wszystkie szklanki i talerze na górę i na dół. 😉
Cóż tam się jeszcze ostatnio działo… O! Lekcje! Wiecie, że w dzień nauczyciela, jak się jest w internacie, to czasem i tak się idzie do szkoły? No spoko, w sumie niezły pomysł, niech się wszyscy nie pchają na raz w jedno miejsce. Nazywa się to "zajęcia opiekuńcze" i polega na tym, że generalnie nie ma wszystkich lekcji takich normalnych, tylko można sobie porobić co innego, film obejrzeć, jakieś gry, coś… No, a my w studiu co? A my w studiu więcej roboty, niż zwykle! Wiedzieliście, że rozpakowywanie kabli, to taka ciężka praca? Od rozcinania tych plasticzków palce mnie bolały bardziej, niż od gry na gitarze. No ale OK, trzeba poznawać różne aspekty świata. 😉
Poza tym, już innego dnia, miałam sprawdzian z percepcji. Było pytanie. Ja nawet to pytanie komuś powtarzałam. Dwa razy. I odpowiadając na nie, napisałam kompletnie coś innego, niż tam trzeba było napisać.
– Proszę pana, ale ja wiem! Przecież pan słyszał, ja to przecież jeszcze sama uściślałam! Ja nie wiem, co się dzieje, ja tak ostatnio non stop mam! –
– No to może oznaczać dwie rzeczy. – Powiedział po zastanowieniu nasz niezmordowany opiekun roku. – Albo jest to znak jakiejś choroby, albo może… nie wiem… zakochałaś się? –
– Mówiłam?! – Ucieszyła sięMarzena, której pokazałam słowem i gestem, co mówiła. Co jednak tylko potwierdza, że przydadzą mi się teraz dwa tygodnie nie w szkole. A bo właśnie, nie mówiłam jeszcze, mam praktyki. W radiu. Fajnie. Ja się muszę chyba chwilę wyspać albo oderwać od… od wszystkiego, ze sprawdzianami włącznie. :p Także spakowałam dwa plecaki, łamiąc po drodze prawa fizyki przynajmniej kilka razy, bo przecież "to się tu na pewno NIE może zmieścić", a potem wróciłam do domu. 😉
Ale ponieważ realizatorem jest się całe życie, powiem wam ciekawostkę. Wiecie, jakie są zarąbiste mikrofony w biedronce? Wychodziliśmy z założenia, że taki zestaw za stówę się i tak opłaca, bo się dostaje uchwyt do mikrofonu, koszyk przeciwwstrząsowy, czy jak to tam się nazywa, osłonkę na ten mikrofon, popfiltr… wszystkie te rzeczy osobno kosztują! To już olać mikrofon, no nie? A potem zrobiliśmy testy. Swojądrogąrównież na tych zajęciach niezwykle opiekuńczych. I on, proszę państwa, nie brzmi źle! Ja nie mówię, że brzmi wybitnie dobrze, ale… no ale źle też nie!
Także ten… gorąco polecam.
ja – Majka
PS A, no i ostatnio odpisałam komuś na wiadomość praktycznie przez sen. Jedno zdanie z wiadomości rozumiem, drugiego natomiast kompletnie nie. Nie wiem, o co mi chodziło. Jeszcze jakieś pytania?
13 odpowiedzi na “306 zgubionych przedmiotów, czyli dowód na to, że przydadzą się praktyki i chwila przerwy”
Jeśli myślisz, że gubisz sporo rzeczy, przytoczę pewną starą historię…
Czy zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego filmy z historycznego lądowania Apollo 11 na Księżycu są w tak słabej jakości? Dobra, nie widzisz, pewnie się nie zainteresowałaś. 😀 A więc informuję, że są.
Ale dlaczego? Aż tak mieli sprzęt zły? Czemu następne misje są filmowane dużo lepiej?
Nie no, Apollo 11 też było filmowane dobrze. Bardzo dobrze. Nagrano wysokiej jakości taśmy z całego zdarzenia celem publikacji po powrocie załogi.
I te taśmy, prawdopodobnie nagranie jednego z najważniejszych wydarzeń w dziejach ludzkości… no tak jakby… zgubiły się.
Więc wszystko, czym dysponujemy, to kopia z transmisji radiowej, kopia o znacznie obniżonej jakości.
Można? Można.
O Jezu… aułaaaa…
Tak ściśle, to potem się okazało, że na tych taśmach nagrali inne materiały. Na tych samych, bezcennych taśmach. I nawet o tym nie wiedzieli.
Tak, jakie toradio 😉
Fama. Konkretnie Fama Żyrardów.
słyszałem ten mikrofon z biedry, no totalny garnuszek, ja bym na nim niczego nie nagrywał.
Aaaaa! Ja zabiję Eltena! Pisałam taki dłuuuugi komentarz, odnosząc się do prawie wszystkiego, o czym piszesz, a potem wyszłam i komentarz poszedł się… no, zniknął. Także jeszcze raz:
Chciałam Ci napisać, że jeśli chodzi o to gubienie wszystkiego, to mam podobnie, a w związku z tym doskonale Cię rozumiem, z tym że nie można mnie raczej nazwać ogarniętą. I mnie też nie chodzi o samodzielność, ale to, jak zniszczyć przyjazną, nadającą się do egzystencji przestrzeń (np. mój pokój) to tylko ja wiem. No, A w pobojowisku to ciężko coś znaleźć jednak.
Co do miłości: może Twój mózg już wyvrał tego jedynego, tylko Cię o tym jeszcze nie poinformował? Wydaje mi się, że to jest coś na tyle ważnego, że jednak byś wiedziała, tak się dzieje u większości normalnych ludzi chyba, ale… no cóż.
Dobrze ujęte: czasem zdarza nam się wygrywać. Fakt, czasem nam się zdarza. Niestety, odnośnie tenisa nie mogę się wypowiedzieć, bo tego konkretnego finału nie oglądałam. Ale znam zasady gry i czasami zdarzało mi się przysiąść przed telewizorkiem, żeby jakąś rozgryweczkę obejrzeć.
Hmm, to jest jakiś inny powód niż renta, żeby zamówić coś za pomocą Uber Eats? Chociaż nie, u mnie jest. Bo jak zamawiam sama, to dzięki Uber Eats mogę zamówić małą porcję, nie tak jak w Pyszne.pl, gdzie dowożą tylko jeśli zrobię zamówienie za ileś tam i potem muszę wyrzucać, a nie lubię wyrzucać jedzenia. W ogóle uważam, że powinni urozmaicić smakowo porcje dla dzieci, zamawiałabym. 😂
O, co do percepcji, to wczoraj wymyślałam zadanko, w moim przypadku dla sześciolatków, które miało sprawdzić ich percepcję słuchową. A nie, potem na pięciolatków zmieniłam. No, ale wymyślać, wymyślałam. Mam nadzieję, że Pan zaliczył, bo ja bym zaliczyła, jakbym była na miejscu tego pana.
I mówię: może się zakochałaś, tylko Twój mózg nie raczył Ci o tym powiedzieć. Jeszcze.
W plecaku może się zmieścić wszystko! Ja nie wiem, jak to robię, ale serio się mieści, grunt to dobrze wszystko poukładać i będzie ok. Kiedyś doszłam z koleżanką do wniosku, że sen to jedna z najpiękniejszych czynności świata! <3 Szkoda tylko, że nie możemy śnić o tym, że idziemy spać. To by dopiero było coś.
Ja kiedyś śniłam o tym, że się budzę. A co do pana, to NIE zaliczył, ponieważ ja już tę pracę oddałam, i sama bym nie zaliczyła, bo za głupotę trzeba płacić. :d Ale komentarz epicki, dziękuję bardzo.
Co do mikrofonu, to też może zależeć trochę od tego w jakich warunkach się sprawdza.
A ja to z gubionymi rzeczami mam tak, że nie odnajdujęsię gdy wreszcie po latach nieporządku zrobię taaaakie generalne sprzątanie, że normalnie klękajcie narody. A tego pana wychowawcę, to jabardzo dobrze znam, pamięam, i jeśli to czyta, to serdecznie pozdrawiam. Swego czasu biedczek musiał się nieźle namęcyć wysłuchując moich różnych anrzekań. A ty Maju chyba wiesz, co to oznacza w praktyce. 😛
Maja, to kiedy ta herbata?
Co do mikrofonów z Biedronki to jesteś chyba trzecią osobą, która mówi, że są ok więc coś musi być na rzeczy. Aż mam ochotę taki kupić. Co prawda nie wiem po co, ale z drugiej strony, mikrofonów nigdy za wiele.
Już niestety nie ma. 🙁
Ja mało rzeczy gubię, bo ich bardzo pilnuję, gdyż bardzo przywiązuję się do przedmiotów.