No witam witam! 😉
W pierwszych słowach mojego listu zawiadamiam was, że jestem zdrowa, czego i wam życzę. Dość cytatów, marsz do wpisu.
Wpis o tym, że nie mogę się w życiu odnaleźć się szanownym państwu spodobał, to ja napiszę coś jeszcze… 🙂 A tak serio, to mam ostatnio mnóstwo komentarzy od spamerskich botów i już mnie to zaczyna wkurzać. Przydałyby się jakieś od ludzi! Ale nie będę wam o tym mówić…
To może na początek, moi drodzy, skończyłam praktyki! Poprzedni wpis o życiu pojawił się tóż przed rozpoczęciem mojej radiowej przygody, tydzień temu w piątek natomiast nastąpił koniec.
– Napisałam ci tutaj "zakończenie praktyk", ja nie wiem, jak oni to zinterpretują. – Powiedziała moja szefowa kończąc uzupełnianie dziennika praktyk. Na szczęście nikt w szkole jeszcze nie pytał, czy zakończenie praktyk wiązało się z jakąś patetyczną ceremonią, czy może z imprezą wspomaganą pewnymi ilościami substancji niezbyt służbowych. Od razu powiem, że ani jedno, ani drugie, za to kilka przemiłych rozmów udało mi się wtedy odbyć. Dziękuję całemu zespołowi, gdyby któraś z was jakimś cudem trafiła na ten blog, to pozdrawiam.
Co robiłam na praktykach? A no, można powiedzieć, że wszystko, co akurat było potrzebne. Jestem podobno montażysta… A nie, czekajcie, już nie podobno! To od razu się pochwalę, zdałam egzaminy! Wyniki, nareszcie, przyszły! No więc w takim razie jestem już na pewno dźwiękowiec montażysta z wykształcenia, to czasami dostawałam montaż. Wywiadów jakichś na przykład. Tylko to? A, chciałoby się! Bo nagle się okazało, że się Maja musi nauczyć pracować. Praca nie zawsze oznacza coś, czego się człowiek, w warunkach bezpiecznie studyjnych, już nauczył. To czasami oznacza, że się dostaje wypowiedzi prezydenta miasta (tak, mamy prezydenta miasta) albo wójta gminy i ma się stwierdzić, czy te wypowiedzi idą teraz, czy może jednak nie… Wiecie, jak trudno jest czasami odnaleźć w internecie coś związanego ze sprawami urzędowymi? Albo prawnymi? Albo inwestycjami? A w ogóle BIP, to dla mnie już jest skrót przerażający i wolę się trzymać z daleka. Jak natrafiłam na tytuł: "ogłoszenie o zmianie ogłoszenia", to głośno oznajmiłam, że ja bardzo przepraszam, ale ja nie umiem w urzędy i potrzebuję przerwy. Moja koleżanka z roboty przynajmniej pali, to ona wychodzi na przerwę! No… to może też nie najszczęśliwsze rozwiązanie zdrowotne… ale przerwy ma! Ja potrzebuję, żeby mi ktoś tak mówił: zrób przerwę, nie ruszaj, zostaw…
– No, to apple watch tak robi. – Poradziła mi życzliwie Weronika. Ta, chyba jak mi dadzą dofinansowanie! :p
Propos… czego? Nie wiem, dofinansowania? A nie, a propos przerwy! W poniedziałek po praktykach wróciłam do szkoły. Lekcje w naszej szkole odbywały się w tym tygodniu na zasadzie takiej… hybrydy z wyboru. Mogliśmy sobie wybrać, czy chcieliśmy stacjonarnie, czy zdalnie. Jak chcesz, to ryzykujesz i przychodzisz, jak nie, to nie. Ponieważ nasze realizacyjne zajęcia generalnie możnaby podsumować zdaniem: "jak chcesz ryzykować, to proszę bardzo", cała nasza klasa uznała, że stacjonarne nauczanie opłaca się bardziej. Możecie to nazwać odwagą albo głupotą… No i proszę, kolejne motto zajęć…
Ponieważ w czasie tego tygodnia zaczęło do nas docierać, że długo to my się tu nie pouczymy, kursy nagle przyśpieszyły bieg. Ilość nowych rzeczy, jakich ja się dowiedziałam / nauczyłam / zrobiłam w tym tygodniu zrobiła na mnie naprawdę ogromne wrażenie. (1) W sprawach zawodowych nagle na percepcji robiłam ćwiczenia z filtracji i korekcji… kto dźwiękowiec, ten wie, kto nie dźwiękowiec, wiedzieć nie chce. Ja też wtedy byłam trochę zdziwiona, bo niby słyszałam, co mam zrobić, ale jak? Dalej: na realizacji nagle się okazało, że ustawienie mikrofonów, to jest dość skomplikowana sprawa, jak mamy jeden. Jak mamy więcej, jest to już po prostu trudne, a jak są techniki stereofoniczne, to jak na razie jest krzyż pański.
– Słuchajcie, to wszystko jest ustawione beznadziejnie! Już nie mówię o tym, że o kable, to się zabić można! – Ten uprzejmy i ze wszechmiar prawdziwy komentarz usłyszeliśmy w środę od naszego nauczyciela. Po pięciu godzinach zajęć. Ja nie chcę nic mówić, ale ten sam człowiek rozmawia z instrumentami, które nagrywa. Nie będę się mądrzyć, my też rozmawiamy.
– Oooo, podoba mi się twój sposób myślenia! – Ucieszył się za to Stevie. W piątek. Kiedy za pomocą telefonu komórkowego próbowałam ustawić dwa mikrofony pod kątem 90 stopni i używałam słów, których na lekcjach nigdy nie powinno się używać.
Odchodząc na chwilę od tego cudownego zawodu, przez ten tydzień parę znajomych osób okazało mi większe zaufanie, niż się spodziewałam, co również dostarczyło mi trochę nowej wiedzy. Jak mówiłam, tydzień temu byłam dużo mniej poinformowanym człowiekiem.
W środę wszyscy oglądali konferencję rządową, w czwartek gdybali i snuli czarne scenariusze, w piątek natomiast gruchnęła pewna wieść, że od poniedziałku uczymy się zdalnie. Na librusie zaczęły nam przychodzić plany działania od nauczycieli, w pokojach rozpoczęło się wielkie pakowanie i planowanie, co jeszcze trzeba zrobić przed wyjazdem. W czwartek np. miałam swój ulubiony "uber day", czyli zamawiamy jedzonko! I od razu uściślę, tym razem przybyło do mnie to, co zamawiałam. Można? Da się? :p
Pamiętam, że kiedy w marcu rozstawaliśmy się na te czysto teoretyczne dwa tygodnie, wszyscy jakoś czuli, że tak nie będzie. Że rozstajemy się na długo i może trzeba się jakoś uroczyściej pożegnać. Teraz w narodzie jest nieco więcej optymizmu, choć oczywiście zdajemy sobie sprawę, że sytuacja zbyt dobrze nie wygląda. Na wszelki wypadek pożyczyliśmy sobie wczoraj wesołych świąt, mając nadzieję, że chodzi nam wyłącznie o święto niepodległości. Oczywiście ja wiem, że to raczej tak wszystko fajnie nie będzie i uwierzcie mi, gdybym miała złotą rybkę, niebieski koralik czy dżin… sorry, dżina w lampie, to bym sobie zażyczyła, żeby pandemia poszła się… wałęsać i już jej nie było. (2) Wszyscy byśmy tego chcieli. Ale bez poczucia humoru, to my wszyscy wylądujemy u psychoterapeutów, a ja na samym starcie kolejki. Także to, że w poniedziałek weszłam do raczej wyludnionej stołówki i spytałam: ejjj, a co to, wszyscy na coś chorzy? To NIE jest przejaw ignorancji! ;p To jest przejaw wyłącznie tego, że ja mam dwa momenty, kiedy załącza mi się tryb showmana; w poniedziałki i piątki. Oba razy ze zmęczenia. Przy okazji zmęczenia anegdota. Do domu wróciłam dopiero dziś. Czyli ostatnią noc spędziłam jeszcze w internacie. Pół tej nocy oczywiście przegadałyśmy z Sylwią i Weroniką, zwłaszcza dlatego, że Sylwia się pakowała.
– Słuchajcie, ja was bardzo przepraszam, że się tak tłukę, ale chyba jednak wolicie, żebym zrobiła to teraz, niż rano! – Mądre słowa Sylwii trafiły nam do przekonania. No rzeczywiście, jak ona wyjeżdża skoro świt… W każdym razie gadamy sobie, pijemy herbatę, robimy porządki… Ciągnie się to i ciągnie, jak to zwykle u nas… W pewnym momencie, w jakimś takim dziwnym przebłysku przytomności zorientowałam się, pomiędzy innymi chaotycznymi myślami, że potrzebne mi są jakieś dźwięki do jakiegoś projektu. Więcej dźwięków. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że… ja zaczęłam planować, gdzie je spakuję. Serio, widziałam te małe dźwięki, gubiące mi się gdzieś na dnie torby… ja to nawet słyszałam! Jako takie elektryczne pianinko, logicowe, najprostrze. I rozumiecie, ja się zaczęłam przez chwilę poważnie zastanawiać, gdzie ja te wszystkie nutki zmieszczę! Po tym wydarzeniu poinformowałam Sylwię, że nie rozumiem, co widzę, ale coooooś wiiiiidzę… i że chyba serio muszę iść spać.
Mam szczerąnadzieję, że ten rodzaj dobrej energii pozostanie ze mną również w przyszłym tygodniu, kiedy zacznie się nauczanie i praca zdalna w 4 osoby na naszych metrach kwadratowych bez drzwi, za to z papugami. Będzie faaaaajnie. Może ja się wezmę za jakieś produkcję? Muzyczne oczywiście. Ta wielka kariera… sorki, ta pierwsza produkcja się sama nie zrobi! :p Gdybym miała być z czegoś znana, chciałabym być znana z tego, że robię to, co mi się najbardziej podoba, czyli dźwięk. (3) Dźwięk to jest bardzo szerokie pojęcie! Można tworzyć własne utwory, można robić dobre miksy cudzych piosenek, można pisać teksty i tłumaczenia dla teatru… A można spędzić sobotę na takim przestawianiu sylab w zdaniach w filmie "Harry Potter i kamień filozoficzny", żeby Snape ogłosił, że nauczy uczniów obróbki dźwięku. TO właśnie robię ze swoim życiem, drogi czytelniku. ;p W każdym razie wracając do tej sławy, to jeśli kiedykolwiek bym coś wydała, to przecież by było dla niektórych ludzi całkiem pocieszające! Jak się słucha wywiadów ze znanymi muzykami, to wszyscy są tacy bardzo, bardzo pracowici. TO przecież by oznaczało, że jeżeli ja byłam w stanie coś osiągnąć, to ci mniej pracowici też mogą!
A tak poważnie mówiąc, to wolę się zająć grą i tym przestawianiem sylab, niż sytuacją ogólnoświatową, polityką i innymi, równie przyjemnymi, rzeczami. Ignorancja? Być może. Ja nie kwestionuję tego, że moja wiedza o świecie ostatnio jakoś ucierpiała. Z tym, że jak patrzę na ludzi, którzy już nie umieją mówić o niczym, tylko koronawirus, protest, wybory, koronawirus, protest, wybory, pieniądze, rząd, koronawirus… To ja im współczuję. Ja wiem, żę generalnie, to opinia jest taka, że koniec świata i okolic, tragedia i zagłada, świat schodzi na psy… Ale czy na pewno? Jak dla mnie, to po prostu w tych czasach są media i my o tym wiemy. Wcześniej też schodził, tylko my o tym nie wiedzieliśmy. :p (4) Teraz ludzie mają po prostu większy dostęp do informacji. Czy to źle? Chyba nie, tylko po prostu niektórym konkretnym ludziom nieco padło na łeb. Ale czy to jest powód, żeby twierdzić, że na świecie nie ma żadnych plusów? No chyba jakieś są. Ja przynajmniej kilka widziałam. 🙂
Przy okazji szukania plusów i zajęć na zdalne nauczanie. Moi drodzy, szukam inspiracji. Ostatnio wszystko co robię, czytam, oglądam, słucham, jest związane wyłącznie z muzyką. No dobra, prawie wyłącznie. 😉 I ja to bardzo lubię, nie przeczę, ale mam wrażenie, że zaraz nie będę ogarniać nic innego. Oczywiście powyżej odżegnałam się od polityki, codziennych "dokładnych?" informacji o chorych, wyleczonych, niewyleczonych, niezachorowanych… generalnie wirus… No to to nie. Ale coś przecież jeszcze można na tym świecie robić, nie? To ja będę czytać książki. I może się uczyć…? 😉 Czego ja mam się uczyć, drodzy komentujący? I co czytać? Już mam jedną książkę zaplanowaną, ale co jeszcze? A, i chyba się wezmę za, podesłane mi niedawno, dzięki Miki, materiały do nauki hiszpańskiego. Od paru lat chciałam się troszkę tego języka poduczyć, no i niby co w tym takiego, no nie? Szukamy materiałów albo lekcji i się uczymy. A mi jakoś zawsze a to się nie chciało, a to nie miałam gdzie, a to nie miałam czasu… To może teraz się w końcu uda? (5)
Propozycje innych aktywności mam nadzieję zobaczyć w komentarzach. Oczywiście nie przesadzajmy z tymi aktywnościami, mój rozsądek, a także pracowitość, ma pewne granice! 😉 Czekam na wasze wypowiedzi, plany, pytania i zażalenia… Bez spamerskich botów… 😉
Tylko jeszcze wam się do czegośprzyznam na koniec. Bo to chyba jednak jest ważne. …
Wpis miałam zamiar napisać i tak, ale… przez blogi moich znajomych przetacza się ostatnio fala wyzwań blogowych. Ja tego bloga w miarę regularnie odwiedzam, więc nie wiem, czy rzeczywiście muszę odpowiadać na takie dyktanda, ale w sumie, jak są fajne i ciekawe, to czemu nie? Ostatnio koleżanka Monia, dziękuję Moniu, nominowała mnie do zabawy w 5 pytań. Zadała mi, i innym nominowanym również, 5 pytań. Brzmiały one:
1. Co ostatnio zrobiło na Tobie największe wrażenie?
2. O co poprosiłabyś dżina z lampy i dlaczego?
3. Kim chciałabyś być, gdybyś musiała być sławna?
4. Czy świat schodzi na psy?
5. Jaką realną umiejętność chciałabyś posiadać, ale nie chce Ci się jej nauczyć?
Zauważmy, że ja skrupulatnie i wyczerpująco odpowiedziałam na wszystkie pięćpytań, umiejętnie wplatając odpowiedzi w pozostałe informacje o moim, niektórych widocznie interesującym, życiu. Domagam się za to dodatkowych punktów, choćnie do końca wiem, co się ostatnio za dodatkowe punkty dostaje. 😉
Ponieważ ja dostałam jeszcze trochę takich nominacji, uznałam, że moje pytania i nominacje umieszczę w następnym wpisie temu poświęconym. A na razie kończę i idę do tych hiszpańskich materiałów. Albo jeszcze trochę poczytam Andrusa…
Pozdrawiam was i życzę dużo zdrowia!
ja – Majka
PS To może komentarz tym razem? Czy jednak nie…? 😉 Taki challenge.
11 odpowiedzi na “Jak chcecie, to ryzykujcie! – Czyli o tym, co ostatnio. Wpis z niespodzianką na końcu!”
Propozycja, a i owszem:
Czekam nadal na przeróbkę 1 z 10! 😀
Szczerze? Podziwiam ten twój optymizm. U mnie jedyną pozytywną rzeczą ostatniego tygodnia było znalezienie w biedronce caluśkiej paczki grześków w różnych smakach, ilość 10 sztuk. Jakie to jest faaajne! Tylko po cholerę dają też tam orzechowe, których po prostu nie cierpię? Ah. Przepraszam. Jeszcze, a może i przede wszystkim rozmowa z bardzo fajną osobą podbudowała mój koniec poniedziałku, oraz sporą część wtorku.
A tak co do aktywności, to może oglądnęli byśmy wspólnie jakąś transmisję na twitchu? Tak w ramach twojego odpoczynku od zajęć, a mojego od pesymizmu? 😀
ciekawy blog
@Daszek Wiem… Jestem okropna. Wiem… Ja siępostaram.
@Denis Transmisję chętnie. Albo Armina, bo nadal czekam. :d
Ech, Maju, jaka Ty jesteś mądra! Niech dodatkowymi punktami będzie mój zachwyt nad Tobą i tym wpisem!
też te spamerskie boty mnie wkurzają.
Ja zamierzam się Tajskiego języka nauczyć, już mam w łapkach kursy, tylko trochę pietra mam, ale jak chcesz to możesz się na przykład mapą zainteresować, ja zgłębiam tajniki mapy. Możesz czytać książki ulubione w innych językach, ja pottera czytam po angielsku jestem już na piątym tomie.
Pottera już skończyłam, ale chyba faktycznie coś sobie po angielsku wezmę doczytania też.
[…] Jak chcecie, to ryzykujcie! – Czyli o tym, co ostatnio. Wpis z niespodzianką na końcu! […]
Ło maaatko, Angielski za trudny do czytania.
Wpis ciekawy jak zawsze.