Witajcie!
Chciałabym uprzejmie donieść, że męczą mnie. Krzyczą na mnie i wyzłośliwiają się! A po cóż to wszystko? Żebym napisała na blogu! I dobrze, będę pierwsza! Ha, ha, ha! Ja napiszę, a ty nieeee! :d PZDR, Dawidku. Aha, i jeszcze jedno, masz za swoje. Umowa jest taka. Najpierw piszesz swojąwersjęwpisu, na swojego bloga. A potem dopiero czytasz ten! Nie chcę widzieć żadnego: jak jużczytaliście na blogu Mai. Jak widać po komentarzach, osatnio mało kto czyta, więc życzę sobie zobaczyćten dzieńtwoimi oczami! :d Potem, jak najbardziej, zapraszam. 🙂
OK, więc ten wpis będzie dotyczył tego, co działo się w zeszłą środę w Warszawie. Miałam najpierw pisać o osiemnastce, ale rzeczywiście, może trzymajmy się chronologii, bo zapomnę.
Tego dnia zwolniłam się ze szkoły i skorzystałam z dobrodziejstw naszego cudownego połączenia kolejowego z Warszawą, co by się dostać do stolicy na godzinę10:30. Tam spotkałam się z autorem programu i gospodarzem tej całej szanownej zbieraniny, która być może zdobędzie się na komentarz pod tym wpisem, Dawidem. Dawid zdobył się na czyn niezmiernie odważny i zaufał mi na tyle, że wybrał się ze mną do Lasek. Sam. Tak, nie zabił się po drodze do metra. Ani z metra! Ani do autobusu! Ani przez las! Cud! Chciałoby się dodać, cytując kabaret, nie cud, tylko dwudziesty pierwszy wiek. Oszczędzę sobie. Najlepszy tekst po drodze. Dawid opowiada o tym, że niedaleko nich jest jakiś las, na co ja "rany! Ja sama bym w życiu do lasu nie poszła!". W tym momencie rozejrzałam się dookoła siebie. Ja, Dawid, dookoła, hmmmmmm… las? Kurcze, coś nie poszło. Zaczęliśmy się bardzo z tego śmiać, tym bardziej, że to, że szliśmy po prostej ścieżce przez las wcale nie znaczy, że utrafiliśmy centralnie w tę nieszczęsną furteczkę. No ale nic, idziemy dalej. Przybyliśmy do szkoły i od razu zameldowaliśmy się u pani dyrektor. To jest Dawid, wie pani, taki wariat, a to jest pani Dorota. Pani Dorota uczyła informatyki, Dawidzie, możesz mówić do niej nieco mniejszymi literami, jest OK. No więc chwilę pogadaliśmy, a potem udaliśmy się do siostry M. Bardzo się cieszę, że mogliśmy zobaczyć siostręM. w jej naturalnym środowisku.
Dla nieuświadomionych. Siostra M. (ja tak pisze, bo nie wiem, czy ona chce, żebym mówiła po imieniu, a kto wie, ten i tak wie) była mojąnauczycielką matematyki, fizyki i chemii. Kobieta o wiedzy bardzo dużej i bardzo różnorakiej, za cel życiowy postawiła sobie dostosować nam te lekcje i jak największą liczbę doświadczeń tak, żebyśmy nie tylko je zrozumieli, ale też samodzielnie przeprowadzili. Sprawdzanie, co jest kwasem, co zasadą, albo czy w związku jest obecny jakiś pierwiastek, było najmniejszym zmartwieniem. Podłączanie baterii do silniczków i lampek albo budowanie pierwiastków z kulek i patyczków? Już lepiej, ale jeszcze nie to. Trzymanie ognia, zabawy magnesem neodymowym lub rozwalanie balonu nad świeczką, żeby sprawdzić, czy jest w nim wodur? O tak, to było bardzo ciekawe! 🙂 Dla jasności, wszystko bezpieczne i… yyyyyyyyy… sprawdzone.
Nie jest więc dziwne, że kiedy weszliśmy do pracowni z uprzejmym "dzień dobry" na ustach, najpierw nie usłyszeliśmy żadnej odpowiedzi. Może jeszcze raz? Dzieńdobry! Tym razem nastąpiła informacja zwrotna.
– O, no chodźcie, chodźcie, czekajcie. Ja tu lutuję. –
– Yyyy… aha? Siostro, a przepraszam… –
– Cicho! Czekaj chwilę, muszę skończyć. – Znacznie ciszej, ale ciągnęłam temat.
– Siostro, a co siostra lutuje? –
– Powerbanka uczeń rozwalił, tak rozwalił, że trzeci dzieńto robię! No dzień dobry, dzień dobry, co tam u was? –
Rozmowa przebiegła bardzo miło i myślę, że pomyślnie. Działy się różne rzeczy, które wykraczały poza obszar mojego postrzegania, na przykład siostra mówiła Dawidowi, o czym pisała pracę badawczą, a on, tu uwaga, rozumiał, o czym ona mówi! Nie łapię tego!
OK, no i co dalej? Dalej wpadliśmy do liceum, gdzie spotkaliśmy Klaudi. Klaudię27 znaczy się, tu – na eltenie. Usiedliśmy sobie na ławce, gdzie, wedłóg słów innej mojej koleżanki, sama elita szkolna przesiaduje, ażeby Dawid zaobserwował, jakie stężenie hałasu panuje w szkole w Laskach.
Nasza wyprawa do Lasek nie była ostatnim punktem programu, ponieważ, gdy jużwróciliśmy do centrum Warszawy, spotkaliśmy Mikołaja. Mikołaj był z nami umówiony wcześniej, zjawił się jednak też niespodziewany gość. Zagubiony wędrowiec. Jak w wigilię normalnie. Pozdrawiamy Żywka, Arek, teżci dziękuję! W tym, niezmiernie zacnym, gronie, przemieściliśmy się do McDonalda na dworcu centralnym, bo ja byłam okropnie głodna, Arek nie miał żadnych obowiązków, Mikołaj chciał, bo tak, a mama Dawida wspaniałomyślnie zgodziła się na podróż do domu w późniejszych godzinach.
Tam nastąpiła kolejna ciekawa sytuacja. Siedzieliśmy we czwórkę przy jednym stoliku, na takiej zaokrąglonej kanapie i prowadziliśmy ożywioną dyskusję. Przy tym stoliku siedział sobie jeszcze ktoś, taki chłopak, trochę starszy od nas. Nawet chciałsię przesiąść, ale mówimy, że nie, że nie musi… może się wystraszył? Mniejsza o to. W każdym razie naszła mnie taka refleksja. Jak my pięknie reprezentujemy społeczność! CO on sobie pomyślał, jak my we czwórkę władowaliśmy się na tę kanapę i po przejściu przez zwyczajowe, jak tam w szkole, co robicie po szkole, z kim się widzicie w szkole… od razu zmieniliśmy temat. I tu chłopaki zaczęli rozmawiać językiem, którego absolutnie nie rozumiałam, a ja co jakiś czas dorzucałam uwagi, co użytkownik myśli i co użytkownik woli, i dlaczego jakiśpomysł jest dobry, a jakiś mniej…
– Tak tak, myślę, że to rozwiązanie będzie najlepsze, bo… –
– Owszem, zgadzam się z tobą. A co myślisz o dofinansowaniu tego pomysłu w ten sposób? –
– No wiesz, ma to swoje plusy i minusy, bo… A właśnie, Dawid, a jak tam się ma sprawa… –
– Myślę, że ten pomysł jest do zrealizowania. Patrzyłem na specyfikacje i wszystkie rozwiązania technologiczne na obecną chwilę są w zasięgu naszych możliwości. Myślę, że w przeciągu najbliższych miesięcy… –
Ludzie! Przecież my byliśmy poważni biznesmeni! Ja tylko czekałam, aż wyciągniemy karteczki… no dobra, już! Wyciągniemy komputery i zaczniemy notować, dokonywać obliczeń, zakłAdAć firmę! Pięknie było!
Poza tym, co najważniejsze, mogliśmy sięspotkać i na żywo pogadać, a to przecież najważniejsze. A naszą fotkę na facebooku polubiło pół świata, dobrze jest! :d Robiłam to również na żywo, ale zrobię jeszcze raz. Bardzo wam dziękuję za spotkanie!
No i na razie kończę ten wpis, mam nadzieję, że niedługo uda mi się zrelacjonować osiemnastkę.
Pozdrawiam i proszę o komentarze ja – Majka
dwa spotkania na szczycie, czyli kilku wykształconych ludzi i kilka zwariowanych pomysłów
Witajcie!
Chciałabym uprzejmie donieść, że męczą mnie. Krzyczą na mnie i wyzłośliwiają się! A po cóż to wszystko? Żebym napisała na blogu! I dobrze, będę pierwsza! Ha, ha, ha! Ja napiszę, a ty nieeee! :d PZDR, Dawidku. Aha, i jeszcze jedno, masz za swoje. Umowa jest taka. Najpierw piszesz swojąwersjęwpisu, na swojego bloga. A potem dopiero czytasz ten! Nie chcę widzieć żadnego: jak jużczytaliście na blogu Mai. Jak widać po komentarzach, osatnio mało kto czyta, więc życzę sobie zobaczyćten dzieńtwoimi oczami! :d Potem, jak najbardziej, zapraszam. 🙂
OK, więc ten wpis będzie dotyczył tego, co działo się w zeszłą środę w Warszawie. Miałam najpierw pisać o osiemnastce, ale rzeczywiście, może trzymajmy się chronologii, bo zapomnę.
Tego dnia zwolniłam się ze szkoły i skorzystałam z dobrodziejstw naszego cudownego połączenia kolejowego z Warszawą, co by się dostać do stolicy na godzinę10:30. Tam spotkałam się z autorem programu i gospodarzem tej całej szanownej zbieraniny, która być może zdobędzie się na komentarz pod tym wpisem, Dawidem. Dawid zdobył się na czyn niezmiernie odważny i zaufał mi na tyle, że wybrał się ze mną do Lasek. Sam. Tak, nie zabił się po drodze do metra. Ani z metra! Ani do autobusu! Ani przez las! Cud! Chciałoby się dodać, cytując kabaret, nie cud, tylko dwudziesty pierwszy wiek. Oszczędzę sobie. Najlepszy tekst po drodze. Dawid opowiada o tym, że niedaleko nich jest jakiś las, na co ja „rany! Ja sama bym w życiu do lasu nie poszła!”. W tym momencie rozejrzałam się dookoła siebie. Ja, Dawid, dookoła, hmmmmmm… las? Kurcze, coś nie poszło. Zaczęliśmy się bardzo z tego śmiać, tym bardziej, że to, że szliśmy po prostej ścieżce przez las wcale nie znaczy, że utrafiliśmy centralnie w tę nieszczęsną furteczkę. No ale nic, idziemy dalej. Przybyliśmy do szkoły i od razu zameldowaliśmy się u pani dyrektor. To jest Dawid, wie pani, taki wariat, a to jest pani Dorota. Pani Dorota uczyła informatyki, Dawidzie, możesz mówić do niej nieco mniejszymi literami, jest OK. No więc chwilę pogadaliśmy, a potem udaliśmy się do siostry M. Bardzo się cieszę, że mogliśmy zobaczyć siostręM. w jej naturalnym środowisku.
Dla nieuświadomionych. Siostra M. (ja tak pisze, bo nie wiem, czy ona chce, żebym mówiła po imieniu, a kto wie, ten i tak wie) była mojąnauczycielką matematyki, fizyki i chemii. Kobieta o wiedzy bardzo dużej i bardzo różnorakiej, za cel życiowy postawiła sobie dostosować nam te lekcje i jak największą liczbę doświadczeń tak, żebyśmy nie tylko je zrozumieli, ale też samodzielnie przeprowadzili. Sprawdzanie, co jest kwasem, co zasadą, albo czy w związku jest obecny jakiś pierwiastek, było najmniejszym zmartwieniem. Podłączanie baterii do silniczków i lampek albo budowanie pierwiastków z kulek i patyczków? Już lepiej, ale jeszcze nie to. Trzymanie ognia, zabawy magnesem neodymowym lub rozwalanie balonu nad świeczką, żeby sprawdzić, czy jest w nim wodur? O tak, to było bardzo ciekawe! 🙂 Dla jasności, wszystko bezpieczne i… yyyyyyyyy… sprawdzone.
7 odpowiedzi na “dwa spotkania na szczycie, czyli kilku wykształconych ludzi i kilka zwariowanych pomysłów”
ahh tam. Tak apropos, to ja byłem pierwszy, znaczy, że mnie najpierw spotkano, znaczy spotkałęm was najpierw,
albo jak tam uważasz, no ale git ogólnie było i na wzajem :D.
😀
Boże. Ubawiłam się, popłakałam się do łez. Trzeba było telefony wyjąć i notować, niczym w biurze. 😀 😀
😀
No właśnie. Cząstki elementarne mojego mózgu odmówiły posłuszeństwa. Przegrzał się. 🙁
Hahahaha! Chciałabym widziećtego gościa z McDonalda. 😀
Haha, ja też.
Celtic1002, sformułowanie „popłakałam się do łez” jest równie logiczne jak fraza z reklamy preparatu, który „zabija owady na śmierć”.
Jamajko, super, że spędziłaś tyle czasu w tak nienormalnym towarzystwie 😀