Hej hej!
Najpierw kawał. Najkrótrzy kawał o kobietach. Dwie kobiety siedziały po cichu… xd
Nauczyłam się nowego powiedzenia. Ja zawsze myślałam, że jak umiem liczyć, to zobowiązana jestem do liczenia na siebie. Tym czasem nie. Człowieku! Umiesz liczyć? Licz deltę!
Miało być podsumowanie roku, ale chyba na razie napiszę wam coś mniej zajmującego, zwłaszcza, że sama kompletnie nie wyrabiam się z niczym. A dlaczego? A no bo wróciło się do szkoły, wróciło.
Niektórzy, czytaj Dawid albo moja siostra, mieli wolne drugiego stycznia. Zajechańce jedne, niefajne. Ja w drugi dzień roku musiałam już zawitać w naszej placówce oświatowej.
Wszyscy byli wtedy mniej więcej w podobnych nastrojach.
– Kto wymyślił szkołę drugiego, co? – zagadnęłam Beatę.
– Kto wymyślił szkołę w ogóle? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, a ja nie znalazłam mądrej odpowiedzi. Słuchajcie, no bo to jest trochę bez sensu, przecież wiadomo, że każdy cośrobi w sylwestra. A nawet jeśli nie, OK, mogą być ludzie, którzy się nigdzie nie wybierają, OK, ja sama prawie miałam tak mieć. Ale kurcze, ludzi, którzy nawet nie doczekają dla samych siebie do tej północy jest mało. A większość coś w sylwestra robi, gdzieś jeździ, potem późno wraca, albo nawet pierwszego, późno, odsypiają… przecież wiadomo, że wszyscy będą we wtorek chodzić do tej szkoły, jak te zombie jakieś nieszczęsne.
No ale nic, wywlekłam się z trumny i poszłam. Na samo przywitanie miałam dwa angielskie, znaczy jeden na początku, a drugi na piątej godzinie. Po drodze była matma, cudownie wręcz, oraz dwa WFy. WF lubię, więc jakoś wybitnie nie narzekałam, szczególnie, że lekcja była dość luźna i mogłam sobie zrobić ćwiczenia z piłką do kosza. Lubię piłkę do kosza. Jakbym widziała, to bym chciała nauczyć się grać w kosza. Z racji wzrostu nie mam bladego pojęcia, jak, ale bym chciała.
Po WFach był drugi angielski, jak już mówiłam, a że my te dwa wfy mamy obok długiej przerwy, to pani nas zatrzymuje na długiej na hali, a potem puszcza wcześniej do szkoły, żebyśmy zdążyły coś zjeść itd. No więc zjadłyśmy, poszłyśmy po mój ekran brajlowski, bo się ładował w sali matematycznej… Przy okazji okazało się, żę Beata jest w humorze pt. zamknąć im drzwi i petardę wrzucić. Petardy mi się spodobały. Niestety nie rozważyłam pomysłu poważniej, bo przeszkodził mi w tym angielski. Na końcu tego cudownego wtorku była fizyka.
Nauka o bryłach sztywnych jest zjawiskiem wybitnie dziwnym, jak z resztą większość zjawisk fizycznych. Dwie lekcje fizyki. O bryłach sztywnych. Na końcu. Pierwszego dnia w szkole. Taaaaa… co doprowadziło do pewnych uszkodzeń umysłu.
Na pewno już tu wspominałam, jak kiedyś pan dyktował nam zadanie o batmanie bez płaszcza, który skakał z pałacu kultury. W skutek czego ja teraz, kiedy słyszę tam jakieś zadanie, od razu zastanawiam się, kto zginął i w jaki sposób. Chłopiec zainteresował się głęboką studnią… I co? I kto przeżył?! Być może dlatego, w ten wtorek, kiedy pan podyktował początek zadania: "duża, okrągła platforma o masie dwustu kilogramów…", ja od razu dopisałam sobie w głowie: "zaraz w nas uderzy". W zadaniu ogólnie chodziło o to, że trzeba było obliczyć częstotliwość obrotu tej platformy. Mieliśmy podaną jedną częstotliwość, a na brzegu tej platformy stał człowiek. No i potem przeszedł na środek. I mieliśmy obliczyć tę częstotliwość z człowiekiem na środku. Nieważne, w każdym razie pan zaczął sporządzać rysunek do tego zadania.
– Człowiek stoi po prawej. – oznajmiła po cichu pani Agnieszka, która wytrwale towarzyszy mi na fizyce od początku roku i bardzo stara mi się wyjaśnić, co, kiedy i dlaczego jest na tablicy, sama nie będąc matfizem. Wielki aplauz dla niej.
– Po co? – zapytałam bez zastanowienia.
– Słucham? –
– No… po co? Po co on tam właził w ogóle? –
– A, nie wiem, nudzi mu się. Na pewno mu się nudzi. – Zgodziłyśmy się w tej kwestii zupełnie i całkowicie.
Na matematyce też się zdarzają takie rozmowy, czy to z panią wspomagającą, czy też z siedzącą za mną Julką. Przed świętami mieliśmy o tzw. pierwiastkach obcych. Kiedy pierwszy raz usłyszeliśmy, że: i wtedy powstanie nam tutaj pierwiastek obcy, zapanowało przerażenie.
– Jula, pierwiastek obcy! Brzmi groźnie! – oznajmiłam, odwracając się do niej. A kiedy jeszcze zostało nam objaśnione, że możemy te pierwiastki obce eliminować metodą sprawdzenia…! Noooo to, opinia się ugruntowała. Pierwiastki obce, wkrótce w kinach!
Inna ciekawostka, choć trudno ją opowiedzieć. Pani kiedyś odwróciła się od tablicy i oznajmiła: no więc, zadanie wygląda tak, czy ktoś może ma pomysł, jak je rozwiązać? W tym momencie zdarzyła się w klasie rzecz pozornie zwyczajna, mianowicie komuś przyszła wiadomość na messengerze. Problem w tym, że to do złudzenia przypominało dźwięk, który się rozlega, jak komuś, w jakiejś kreskówce, przyjdzie do głowy jakiś pomysł. Wyczucie momentu było więc wręcz niezastąpione.
A już największy śmiech opanował, i wciąż opanowuje całą klasę wtedy, kiedy naszej nauczycielce i wychowawczyni zdarzy się powiedzieć: trzeba na to spojrzeć inteligentnie. Wtedy klasa uśmiecha się z rozbawieniem, pomieszanym z pewną, niewielką dawką współczucia.
Już po świętach zajęliśmy się wielomianami, na które też chyba trzeba patrzeć inteligentnie, dość powiedzieć, że kiedy pani, podczas pierwszej lekcji, odbywającej się w tempie dla mnie zawrotnym, oznajmiła, że dowiemy się, co z tymi wielomianami można jeszcze zrobić, naszła mnie nieodparta ochota wypowiedzenia się na ten temat. Miałam mianowicie bardzo dobry pomysł, gdzie, jak na razie, mogę sobie te wielomiany wsadzić, bo nie rozumiem nic z tego, co się do mnie mówi. Klasa, a przynajmniej pewna jej część, przez pierwsze kilka minut była doprowadzona do tego rodzaju obłędu, kiedy człowiek na ślepo chce liczyć deltę, no bo co innego zrobić?
Doczytałam się na twitterze o sytuacji, w której jedna dziewczyna na próbie poloneza zapomniała, co jest dalej, kompletna pustka w głowie. Zwróciła się więc o pomoc do najbliższej nauczycielki, w tym przypadku matematyczki: pani profesor, ja nie wiem co robić! A pani profesor poradziła jej: no to co, deltę policz! Rzeczywiście, nasza klasa się z tym zgadza. Nie wiesz, co robić? Licz deltę! Umiesz liczyć? Licz deltę! Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o… deltę! A potem się dziwią, że uczeń widzi funkcję liniową i deltę liczy. :d
Na końcu pani zadała nam ćwiczenia pt. "sprawdź czy rozumiesz". W sumie, to nie bardzo wiem, po co. Ja nie muszę sprawdzać, żeby wiedzieć, że nie rozumiem. Zawsze mnie to bawi, na przykład na fizyce. Pan na końcu pyta: Macie jakieś pytania do mnie? Wszyscy wszystko rozumieją? A przecież wiadomo, że są dwie możliwości. Albo ktośrozumie wszystko, albo nie rozumie do tego stopnia nic, że nawet nie wie, jak i o co zapytać. Na tej podwójnej lekcji zdarzyła się jeszcze jedna sytuacja z rodzaju nierozumienia. Pan nas, po wyjątkowo pokręconym zadaniu, spytał, czy było trudne. Nie wiem, może i nie było, ale było skomplikowane i długie, można się było pomylić. No więc, nasz kolega, z resztą bardzo dobry z fizyki, po chwili przyznał, że: no wieee pan, trochę… trochę trudne. Trudne?! Profesor zdumiał się bardzo, a potem uprzejmie zauważył, że trudne, to by było, jakby kazał temu koledze założyć spodnie przez głowę. Nie mogliśmy odmówić mądrości temu stwierdzeniu.
Cóż jeszcze można o tej fizyce? Dziś byłsprawdzian. W jednej książce natknęłam się na zdanie: graliśmy beznadziejnie, ale z nadzieją. Uznałam, że my tak chyba czasem piszemy sprawdziany. Moje dzisiejsze rozwiązania zdają się należeć do tej kategorii żartu, o którym się mówi: tak głupi, że aż śmieszny. Czyli: tak dziwne, jak tylko można, ale chyba wyszło dobrze. :d
No i na końcu ciekawostka. Zostało 15 minut do dzwonka. Profesor najpierw spytał, czy zadał nam cośdo domu. Gdy się dowiedział, że nie, bardzo się zdziwił. Na prawdę? Co się stało? Jak to? Potem spojrzał na zegarek, powiedział, że te 15 minut zostało i on chyba już nie będzie zaczynał nowej lekcji. Klasa oczywiście mu przytaknęła, że nieeeeeee, nie opłaca się, gdzie tam, nowy temat, teraz, na bank nie! Na co profesor, pokonując nas naszą własną bronią, z uśmiechem oznajmił: a, to przynajmniej mam te 15 minut, żeby podyktować pracę domową! I podyktował 4 zadania z brył sztywnych.
Na koniec tego wpisu chciałabym pozdrowić wszystkie matfizy! Pamiętajcie, kiedy inni ślęczą nad mapami świata, zapamiętują, który król co wybudował i który dowódca z kim się bił; kiedy oni tam siedzą i roztrząsają, co autor miał na myśli, jak naprawić sytuację w sejmie i jak rozwiązać problemy całego świata; kiedy oni to wszystko robią… My siedzimy w sali i uczymy się, jak działają różne wiatraczki, kołowrotki i dźwignię. I dlaczego.
Pozdrawiam ja – Majka
PS Z okazji szkoły zmieniam awatar. Piosenka autorstwa Jamesa TW – 10 k hours. Opowiada, że zamiast spędzać
całe dni w szkole, wolałby je poświęcić na rozwijanie talentu i robienie tego, co kocha. Ja wiem, po
co szkoła jest itd., ale czasem nie da się temu odmówić słuszności, a jeśli nie słuszności, to przynajmniej
racji bytu. Link:
10 odpowiedzi na “paradoksy matfizowe i nowy awatar”
No cóż, trudno mi napisać jakiś treściwy komentarz.
Po prostu, co do szkoły, masz rację.
Bryły sztywne, taaa, zawsze miałem ubaw z tej nazwy.
A co, rozwalałeś je?
Nieeeee.
Ale dobra myśl. 😀
Nienawidzę, gdy nauczyciel pyta czy wszystko rozumiemy, bo albo się wszystko rozumie i wtedy to pytanie
trochę drażni, albo się nie rozumie nic i wtedy nie wie się nawet, czego się nierozumie. Także ja Ciebie,
Maju, doskonale rozumiem. 😀 Bardzo składny wpisik. Miło mi się czytał.
O, dziękuję. Nie no, pytanie niby uzasadnione, ale wg. mnie powinno być zadawane w trakcie rozwiązywania,
a nie po rozwiązaniu.
Dokładnie
Hahahaha, to u nas fonetyka tak wygląda, no i angielski w biznesie:
– Any questions?
– No.
Nieważne, że questions jest tyle, że nie wiadomo, które ma być first. Ups, Ponglish mi się włączył, bardzo
niedobrze, ale tak to jest, jak się drugą godzinę spędza nad phrasalami.
fajne rozwazania ale nic to w porownaniu z ulozeniem magnesow.To jest dopiero fizyka stosowana
Najlepsze jest to, że dzisiaj! Udało mi się! Cholerstwo! Ułożyć!
Padłam. Kolejny wpis po którym padłam! No ja uwielbiam Twój sposób pisania! Na prawdę!