Witajcie!
Już dawno miałam napisać, ale tak się zbierałam, zbierałam i nie mogłam. Chciałam napisać jeden, nieco dłuższy wpis, opisujący, co właściwie robiłam przez większość ferii. Po napisaniu tej części jednak, uznałam, że lepiej będzie to rozdzielić na dwa wpisy.
W tym wpisie możemy zacząć od poniedziałku, oczywiście tego poprzedniego. No więc… NIE ZACZYNA SIĘ ZDANIA… Jezu! W poniedziałek, to był chyba piętnasty stycznia, byłam w Laskach. Pojechałyśmy z mamą do Warszawy, a ja pojechałam dalej, do Lasek. Wniosek numer jeden, na Młocinach mają dobre hotdogi! 🙂 Wniosek drugi, zbłądziłam. Rzecz jasna nie po drodze do Lasek (spokojnie, Mamo), bo tę trasę znam bardzo dobrze. Zbłądziłam w nieco innym sensie. Znaczy… zeszłam na złą drogę. Uznałam tak ja, Klaudia i pani Ela. Dlaczego? Oj, długo by wymieniać.
Po pierwsze, kiedy przyszłam do szkoły muzycznej, bo taki był cel moich odwiedzin tym razem, to od razu napotkałam pierwszą przeszkodę, mianowicie radę pedagogiczną. No ale co tam, pani Beata (dyrektorka szkoły) witała się ze mną po drodze, dyrektorka ośrodka i pani psycholog również. Mignęło jeszcze parę znajomych twarzy i drzwi się zamknęły. Nie chcąc podsłuchiwać tajnej konferencji… kogo ja oszukuję, jasne, że zawsze byłam ciekawa, co tam się odbywa, ale przecież nie będę podsłuchiwać, zwłaszcza, że tam jest szyba w drzwiach. Nie chcąc więc podsłuchiwać w zaistniałych warunkach, pokręciłam się trochę po budynku, zawsze lubiłam ten budynek, przy okazji umawiając się z Klaudią, że ona potem przyjdzie. Później, kiedy rada już się skończyła, ja rozpoczęłam dzieło zniszczenia. Mianowicie. Najpierw spotkałam się z koleżanką Nikolą, która miała aktualnie zespół kameralny. Zespół jest wręcz bardzo kameralny, tylko ona i nauczyciel. Pan Grzegorz uczy w naszej szkole przeróżnych rzeczy, mnie akurat przez rok uczył akompaniamentu. Podziwiam go bardzo, równie bardzo współczując. Kto mnie kiedykolwiek próbował namówić do ćwiczenia czegokolwiek, doskonale wie, dlaczego. No więc ja weszłam do nich, na tę lekcję… wiadomo, nie ma to, jak rozwalić koleżance pół lekcji… i zaczęłam sobie z panem rozmawiać. Zeszło nam się trochę, bo i o muzyce w ogóle, i o studiach realizacji, i o programach do realizacji… Dygresja, mieliście kiedyś tak, że mówiliście do dorosłych na ty, nie mając o tym zielonego pojęcia? Koniec dygresji: bo ja miałam! A zorientowałam się do prawdy niezwykle późno. :p Przeprosiłam, pan powiedział, że nic się nie stało, co do reszty pomieszało mi w głowie. Dla bezpieczeństwa więc w dalszej części dnia tytułowałam go panem, profesorem, nauczycielem dobrym i różnymi innymi nazwami, które okazywały niezmierny mój do niego szacunek, co wywoływało niezmierną wesołość zarówno moją, jak i pana profesora. Kiedy już wyszłam z, podkreślam: NIE MOJEJ, lekcji… a jakże, wbiłam się na następną! Pani Beata coś robiła, jej uczeń cośrobił, ogólny rozgardiasz, czemu więc by nie pogadać. Rozmowa przeniosła się do pokoju nauczycielskiego, dostałam herbaty… to wcale nie jest tak, że ja jestem specjalnie traktowana! W Laskach szkoła muzyczna znajduje się dokładnie z drugiej strony ośrodka, kiedy mieszka się w internacie dziewcząt. Nic więc dziwnego, że często, kiedy miałyśmy między jednymi a drugimi zajęciami przerwę około półgodzinną, nie chciało nam się wracać do internatu, tylko po to, żeby zaraz znów wyruszać w daleką podróż. I właśnie wtedy pomocną dłoń podawała pani Ela, nieoceniona nie tylko w sprawach administracyjnych, ale też wtedy, kiedy człowiekowi ciemno, zimno, do domu daleko i źle. Wracając do mojej wizyty, dostałam gorącej herbaty, dostałam ciastka, które zostały z rady pedagogicznej. Uznałyśmy przy okazji, że tak jak Scarlett O'hara jadła przed balem, bo na balu jej nie dadzą, tak ja jem wtedy, kiedy bal się już skończy. W laskach dwa dni wcześniej była studniówka, doszłyśmy więc do wniosku, że oni tak jakby z rozpędu, krokiem poloneza, ze studniówki przeszli od razu na rady pedagogiczne. A ciastka zostały… no nic. Klaudi zjawiła się mniej więcej w tym momencie, co spowodowało u mnie wybuch radości połączony z niezwykle wartkim i nieuporządkowanym potokiem słów, które zaczęłam z siebie wyrzucać. Jest to objaw nam znany i całkowicie normalny. Klaudia również dostała herbaty, a ja, całkowicie odruchowo, poinformowałam ją, że może sobie wziąć ciastko. To NIE były moje ciastka, no ale co tam?
A, byłabym zapomniała. Gdzieś pomiędzy rozmową z panią Beatą, a tymi wszystkimi ciastkami, zeszłam na dół, żeby się zobaczyć z moim nauczycielem perkusji z Lasek. Bardzo miło jest, kiedy twój pierwszy nauczyciel mówi, że jak grasz Takie rzeczy, to już musi być dobrze.
Wracając do chronologicznego przebiegu wydarzeń, kiedy Klaudia poszła na flet, ja ponadrabiałam zaległości w rozmowie jeszcze z kilkoma osobami, a kiedy Klaudia skończyła flet, od razu przyczepiłam się do niej znowu. Nie było to złośliwe z mojej strony, po prostu wraz z niąwybierałam się na jej lekcję gitary. Z Pawłem, jej niezwykłym nauczycielem i naszym niezawodnym opiekunem obu zespołów, przywitałam się już wcześniej. Na lekcji jednak było więcej czasu, żeby pogadać. Dowiedziałam się również, że w nagrywaniu jednej z piosenek zespołu, w którym Paweł gra, wziął udział nasz laskowski chór. Jestem dumna, będziemy sławni! No… może niekoniecznie tak od razu, ale…
Podsumowując, przeszkodziłam w spokojnym przebiegu rady pedagogicznej, rozwaliłam Nikoli lekcję, mówiłam do jednego nauczyciela na ty, nie mając o tym najmniejszego pojęcia, przeszkodziłam jeszcze w jednej lekcji, potem jeszcze w następnej, a na koniec częstowałam nie swojąherbatą i nie swoimi ciastkami. Fajnie, co?
Podpisano: niezwykle uprzejma i dobrze wychowana
ja – Majka
10 odpowiedzi na “powitanie ferii, czyli o tym, że zbłądziłam”
dooobre
Cudny wpis. No świetny po prostu. 😀
Hahahahahaha, drugi raz się uśmiałem. 🙂
Ale, ciastka najlepsze. 😀
Ja zawsze miałem ubaw z karmelek, są takie ciastka, karmelki, nie wiem czy kojarzysz.
A teraz coś, czego raczej na pewno nie kojarzysz, karmelek to popularna i nie mam pojęcia skąd wytrzaśnięta
nazwa dla związku siarki, glikolu, glukozy, magnezu, askorbinianu potasu, manganianu potasu, azotanu potasu i parudziesięciu innych rzeczy.
Związek ten jest jednym z paliw rakietowych, używanym z resztą przez nas w silnikach klasy Infinity SR.
No i, eeeee, teraz określenie karmelka nabiera nowego znaczenia. 😀
Jasne, że kojarzę, przecie mi to mówiłeś.
O matko… Maju u Ciebie to chyba nie ma szczególnych dni, bez szczególnych wrażeń 🙂
Piękne, śmieszne i poprostu śmieszne.
No nieźle 😀
XDDD
No to dużo wrarzeń jak na 1 dzień.
😀 😀 😀 😀 uśmiałam się.