Kategorie
co u mnie

powrót do zdrowia w wielkim stylu

No bo niby kto powiedział, że trzeba wracać do żywych powoli? Można. Ale można też po prostu, jednego dnia leżeć i się nie ruszać, drugiego pojechać gdzieś na pół dnia, a trzeciego już być w trybie normalnej pracy. Ale, może zacznijmy od początku.

Dni powrotu do żywych rozpoczęły się w czwartek. Ze względu na sprawdzian z matmy musiałam wreszcie wyjść z domu i, już na piątej lekcji, być w szkole. Na hisie film, to w sumie OK, potem ten sprawdzian, a potem próba do szesnastej. Odbyło się to wszystko dosyć spokojnie, dopiero potem się dowiedziałam, że na sprawdzianie z matematyki udało mi się na przykład pominąć cały mianownik w równaniu… no ale nic. Po próbie byłam tak zmęczona, pewnie jeszcze nie przyzwyczajona do pracy, że nie poszłam na angielski. Łapiecie? Ja. Na angielski!
W piątek byłam już w stanie funkcjonować dosyć normalnie, choć byłam trochę śpiąca. Ludzie, pierwsza noc bez tego antybiotyku, dawno mi się tak dobrze nie spało! Miałam 7 lekcji, na wszystkich byłam i nawet wiem, o czym tam rozmawialiśmy, więc piątek uznaję za osobisty sukces. A po południu odwiedziłam teamtalka, co by sprawdzić, co słychać w szerokim świecie i pograć w Survive The Wild.

No bo niby kto powiedział, że trzeba wracać do żywych powoli? Można. Ale można też po prostu, jednego dnia leżeć i się nie ruszać, drugiego pojechać gdzieś na pół dnia, a trzeciego już być w trybie normalnej pracy. Ale, może zacznijmy od początku.

Dni powrotu do żywych rozpoczęły się w czwartek. Ze względu na sprawdzian z matmy musiałam wreszcie wyjść z domu i, już na piątej lekcji, być w szkole. Na hisie film, to w sumie OK, potem ten sprawdzian, a potem próba do szesnastej. Odbyło się to wszystko dosyć spokojnie, dopiero potem się dowiedziałam, że na sprawdzianie z matematyki udało mi się na przykład pominąć cały mianownik w równaniu… no ale nic. Po próbie byłam tak zmęczona, pewnie jeszcze nie przyzwyczajona do pracy, że nie poszłam na angielski. Łapiecie? Ja. Na angielski!
W piątek byłam już w stanie funkcjonować dosyć normalnie, choć byłam trochę śpiąca. Ludzie, pierwsza noc bez tego antybiotyku, dawno mi się tak dobrze nie spało! Miałam 7 lekcji, na wszystkich byłam i nawet wiem, o czym tam rozmawialiśmy, więc piątek uznaję za osobisty sukces. A po południu odwiedziłam teamtalka, co by sprawdzić, co słychać w szerokim świecie i pograć w Survive The Wild.

Prawdziwe przygody małego krecika rozpoczęły się w sobotę. Byłam umówiona z moją panią od orientacji na, pierwsze od długiego czasu, zajęcia. Jeśli Pani, Pani Aneto, to czyta, to… na prawdę, będzie lepiej!
Ruszyłyśmy przed jedenastą i już na przystanku autobusowym rozpoczęły się różne przygody. Po pierwsze okazało się, że bus, którego się spodziewałam, jeździ, owszem, ale w niedzielę. W sobotę przyjeżdża nieco później. OK, zmiana planów, pojedziemy późniejszym pociągiem. W autobusie próbowałam usilnie przekonać pewną starszą panią, że serio, ja mogę stać, na prawdę, nie trzeba ustępować akurat mnie. Nie, nie, nie, dobra, trzy razy się mnie wyprzesz, siadam. Na moje pytanie przy jakimś przystanku, czy to już PKP, odpowiedziała, że nie. I to by jeszcze nie było dziwne, ale na moje następne pytanie, to w takim razie ile jeszcze przystanków, otrzymałam niezwykle inteligentną odpowiedź: jeszcze nie tu. OK… W trakcie podróży dosiadały się do nas różne inne panie w podobnym wieku. Podjęłam więc następną próbę dobrego uczynku.
– Proszę pani, może sobie pani usiądzie… –
– Nie nie… –
– Nie no, ale ja mogę wstać… –
– Nie nieeee, siedź sobie, dziecko. – Palec wbijający mi się między rzebra świadczy o tym dobitnie. OK, usiadłam, mówiąc, że przecież ja nie mam tak daleko, będę wysiadać.
– Oj nie, pani wcale nie będzie zaraz wysiadać! – wtrąciła się do rozmowy poprzednia pani, ta, która o przystankach wie, że "to nie tu". Dobrze, poddaję się, już! I to by jeszcze nie było dziwne. OK, każdy to przeżył, że siedział, mimo, żę to on powinien ustąpić, jasne, mi to nawet nie przeszkadzało aż tak bardzo. Gdyby nie to, że te panie, nad moją głową, zaczęły sobie rozmawiać. O tym, że ciasno, żę gorąco, że miejsc nie ma, że może się zwolnią… No to ludzie! Chciałam wstać? TO nieeee. Przy każdym otworzeniu drzwi w autobusie poruszał się cały tłum ludzi na raz, bo inaczej nie dałoby się wysiąść. Tata z dzieckiem musiał się odsunąć na tył, no bo przecież tutaj nie ma miejsc, a być powinny, ktoś trzymał się nie tylko barierki, ale i mojej laski, a torba pani, która słowem i pchnięciem nakazała mi siedzieć, wylądowała na moich kolanach. Zaczęłam się zastanawiać, czy, jak dojedziemy do stacji PKP, będę w stanie wydostać się z tłumu, zanim drzwi się zamkną. Dotarłam nawet do etapu rozważania, co gorzej kobiecie wypomnieć: wygląd, czy wiek. Były dwie opcje: "Proszę pani, ja wstanę, bo jestem młodsza." lub "Proszę pani, ja wstanę, bo wtedy będzie mniej ciasno!". Zachowałam się bardzo ładnie i nie powiedziałam nic.
Wydostałam się z autobusu, dotarłam do stacji, zakupiłam bilety. Czekam sobie za jakimś panem w kolejce, ten pan jużkupuje, a tu komunikat zza szyby: tam jest dalej kasa wolna! Sądząc po tonie tej pani, powinnam natychmiast się udać do tamtej wolnej kasy, bo tu zaraz spotka mnie nagła i bolesna śmierć. OK, idę. Wcale wolna nie była, tam teżbyła jedna osoba licząca drobniaki, także trochę nie wiem, o co chodziło. Mój pociąg opóźniony godzinę, dooooobrze, ja mogę pojechać osobowym.

W pociągu wpadłyśmy z panią Anetą na doskonały pomysł powtórzenia sobie, co właściwie chcemy zrobić. To w którą stronę musimy się udać po opuszczeniu pociągu, żeby dojśćdo metra? Yyyyyyyyyy… no i to by było na tyle. Nasza rozmowa w sposób błyskawiczny z formy eleganckiej konwersacji, przeszła w formę: To gdzie tam jest północ? Jaka północ, gdzie tam jest drugi dworzec po prostu! ALe jak to gdzie? No… który bliżej? ALe bliżej czego? My jedziemy na wschód! No to właśnie, no i… moment, tu ma pani wejście na dworzec… nie, do metra, wychodzi pani z metra i…
Po kilku minutach takiej rozmowy, pokazywaniu planów w powietrzu i na dłoni, prawdopodobnie robiąc dziwne sztuki z liniążycia, po zadaniu po tysiąc razy tych samych, wybitnie inteligentnych pytań, doszłyśmy do wniosku, że w sumie, to od początku wszystko nam się zgadza. Poza tym, jak się może nie zgadzać komuś, kto drogę na śródmieście opisuje tak. Wychodzisz z metra centrum. Na górę. No i tam, jak jużwyjdziesz, to skręcasz w prawo. Idziesz tymi poprzerywanymi schodkami na górę, na plac. Idziesz prosto, potem przy tych, no… przy raperach w lewo. No i tam już masz wejście do śródmieścia!

Przestało mi się zgadzać w metrze, kiedy znowu mi się kierunki pomieszały. Miałam za zadanie dojechać do mojej babci, a trzeba wam wiedzieć, żę do mojej babci jedzie się wdośćinteresujący sposób. Trzeba dojechać na centralny lub śródmieście, przesiąść się w metro, przesiąść się w drugą linię, dojechać do końca, przesiąść się w autobus, po kilku przystankach wysiąść i jeszcze sobie dojść. Fajnie. Ta trasa jest spoko, dużo się ćwiczy przy okazji. Po rozważeniu za i przeciw zdecydowałyśmy się wejść do babci na krótki odpoczynek.
– Halo, babciu? Jesteś w domu? –
– No jestem, jestem w domu. A ty gdzie? –
– A ja na dole. – Fajnie. Skąd babcia wiedziała, żę przyjdę? Midichloriany pewnie miały w tym swój udział. No nieważne.

Razem z panią Anetą uczyniłyśmy za dośćjeszcze jednej tradycji, mianowicie, po powrocie na dworzec centralny udałyśmy się do wybitnie popularnej i niesamowicie wykwintnej restauracji, jaką jest restauracja McDonalds. Uznałam, że nadaję się do pracy przy tych zamówieniach. Bo ja, jak ktoś do mnie mówi, na prawdę, cztery rzeczy na krzyż chciałam, to ja to rozumiem, mało tego, przez krótki czas nawet zapamiętuję. Nie no, ale szacun dla tych ludzi. Oni pracują, w gorącu, w tłumie, te wszystkie alarmy im pikają nad głową, ja rozumiem, można trochę zwariować. Zjadłyśmy, ja zabrałam picie na drogę i ruszyłyśmy na śródmieście, bo z centralnego nie ma pociągów do Żyrardowa w soboty. Jużkolejna osoba tak twierdzi. ZNaczy są, tylko mało ich jest. W pociągu do domu spałam. A właściwie zrobiłam moją ulubionąsztuczkę w komunikacji, czyli przysypiałam z przerwami na nazwy stacji. Ja na prawdę nie wiem, jak mózg człowieka wchodzi w ten tryb, ale zauważyłam, że po kilku latach jeżdżenia do Lasek trasą autobusu 708, ja potrafiłam, będąc bardzo zmęczona i przysypiając na oknie, budzić się akurat wtedy, kiedy ten gadacz z pod sufitu mówił coś ważnego. W pociągu było to jeszcze łatwiejsze, ponieważ trafił mi się ten mój ulubiony pan, który oznajmia, że "Warszawa ochota!" albo "Warszawa zachodnia!", takim tonem, jakby go największe szczęście z tego powodu spotykało. Co oni biorą, ci ludzie?

Wracałam do domu już nieco mniej przeludnionym autobusem, a jedyną ciekawą rzeczą, jaka mniejeszcze spotkała podczas drogi, było to, że, kiedy wysiadłam, jadące ze mną, a jakże, starsze panie, zapragnęły mi pomóc.
– A pani teraz gdzie chce iść? –
– No… tam, znaczy… w tamtą stronę. – Pokazałam.
– Aha, aha… bo tam jest kaufland! –
– Wiem, proszę pani, właśnie tam chcę iść. – Wytłumaczyłam spokojnie i poszłam. Podobno, jak już poszłam, to jedna pani do drugiej zwróciła się z przeuroczym komunikatem: jakie to nieszczęście… Powiem wam, że to społeczeństwo w naszym mieście musi byćbardzo szczęśliwe, skoro największym nieszczęściem jest brak wzroku i to w dodatku mój. Pani Aneta uznała, że skoro takie nieszczęście, to aż mnie odprowadzi do samego domu. No i dobrze, a nóżbym sobie jaką krzywdę zrobiła po drodze. 😉

Kiedy wróciłam do domu, było jakoś przed piątą. Czy to już koniec dnia, a gdzie tam! Po godzinie przybyła do mnie Julka, aby podyktować mi te notatki z fizyki, których nie miałam szans zapisać z powodu nieobecności. Ponieważ był to nowy dział, zeszło nam się trochę na rozkminianie, o co tam właściwie chodzi.
– Suma energii oddanej przez pewnąsumę cząstek jest równa sumie energii odebranej przez pozostałe cząstki… –
– Jula, czekaj. Czyli to znaczy, że… że jak ja dam Julce jabłko, to Julka dostanie Jabłko? –
– Taaaak, dokładnie tak! –
– I ja mam się właśnie tego tak pilnie uczyć? –
– Dkładnie tak. –
– Ale… ale… dlaczego?! –
Na takich rozmowach zeszła nam większa część wieczoru, a większość dyktowanych definicji kończyła się komentarzami w stylu:
"Nooo, tak żę tak." Julka.
Lub też: "Yyyyyyyyy, OK.". Ja.
Julu, musiałaś mieć niezły ubaw patrząc na mnie w tamtej chwili, sądząc po audiodeskrybcji typu: No dobra, jak tak mówisz… OK… zgadzasz się ze mną? Widzę to po twoim wyrazie twarzy!
Ewentualnie, mój ulubiony komentarz: Julu, czekaj, ja to nietylko muszę słyszeć, ja to jeszcze pisać muszę!

Oczywiście nie dałyśmy rady gadać ciągle o lekcjach, omówiłyśmy zachowanie moich papug, zachowanie naszych wspulnych znajomych, to, co jest albo nie jest zadane z angielskiego, to, czy to w ogóle jest do zrobienia, czy tylko do zerknięcia, a także zdążyłyśmy parę razy zacytować Abelarda Gizę, co jest jednym z naszych ulubionych zajęć w ogóle. A, no i umówiłyśmy się, że "in touch", bo w sumie, to warto by było zacząć gdzieś wychodzić. ZNaczy ja muszę zacząć, Julka już zaczęła. Ona zrozumie tę potrzebę, ona jest harcerka, przecież ci ludzie żyją w dziczy, to muszą z domu wychodzić. A propos dziczy, Julka uczy się mierzyć wysokość drzew. Za pomocą ciekawej modyfikacji twierdzenia talesa. ZNaczy, to my do tego doszłyśmy, że to jest twierdzenie talesa, bo ją nauczyli tego sposobu do połowy i w sumie nie wiadomo do końca było, o co chodzi. Julu, zmierzyłaś już szerokość rzeki?
Oooo taaaak, life of matfiz! Matfiz for life!

Pozdrawiam ja – Majka

PS Streszczenia lektur od Mietczynskiego może nie są zbyt konwencjonalne, ale wszystko się tam zgadza! :d

12 odpowiedzi na “powrót do zdrowia w wielkim stylu”

Taak, też wpadam w ten stan półsnu jadąc pociagiem jakimkolwiek gdziekolwiek. Elegancko spędziłąś czas 😛

Też tak potrafie, że np. jak jedziemy autem do babci i przysne to budzę się gdzieś nie daleko.

Raz jak było miejsce wolne i usiadłem, kogoś trąciłem, to nie dość, że ktoś mi usąpił miejsca wcześniej to potem uciekł jakby się bał.

Z jazdą mam tak samo, ale samochodem, że zasypiam w połowie drogi np i budzę sie na miejscu, gdziekolwiek bym nie jechał 😀

Stan półsnu? Świetna umiejętność, lubię bardzo…
Taaa,,, starsze panie w autobusach i tramwajach. Ale ja na szczęście jakoś rzadko na nie wpadam.
I coś jeszcze miałam napisać, ale nie pamiętam

Taak, ja też tak mam, i też naszczęście się budzę w najodpowiedniejszym momęcie. 🙂 No cuż, co mogę powiedzieć, Majciu, gratuluję samokontroli, ja już kilka razy napewno bym coś powiedziała. 😀

Hahahaha, no to było ciekawie.
Przysypianie w pociągach? Mam tak samo.
Choć babcia nadal mi wypomina, jak zasnąłem w londyńskim metrze.
Obudził mnie głos:
Pleas mind the gap between the train and the platform.
A ja, jak to ja, zaspany, nie myślący, nie żeby to jakaś nowość, budząc się odruchowo wypalam:
Thank you, but I’m not leaving the train now.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares