Kategorie
wspomnienia i dłuższe opisy

Takie (prawie) grzeczne dziecko, czyli mój wpis o szczęśliwych latach

Hej hej!
Przychodzę z kolejnym wpisem z dwóch powodów.
Po pierwsze, ja nie miałam pojęcia, że tyle osób mnie czyta! Bardzo motywująca sprawa! Bądźcie cały czas tak aktywni, to mi nigdy nie zabraknie zajęcia. 🙂
Po drugie, miałam ten wpis napisać już dawno, a zeszły tydzień, zwłaszcza wtorek, mnie do tego jakoś nastroił.
Parę miesięcy temu natrafiłam na innym blogu na takie wyzwanie, blogowy łańcuszek, jak go zwał tak zwał, żeby odpowiedzieć na kilka pytań o swoje dzieciństwo. Jak to się mówi, te beztroskie lata, choć wszyscy wiemy, że to wcale nie zawsze tak kolorowo wygląda.
Czemu teraz? Czemu zachciało mi się to napisać dziś, a nie np. pierwszego czerwca? Pierwszy powód jest banalny, życie mnie wtedy jakoś zajęło. Drugi, to tamten wtorek.
Najpierw pojechałam do sklepu muzycznego, a tam widziałam nowy syntezator Rolanda, który jest… MAŁY. Tak mały, że w sumie nawet dla mnie te gałki były niezbyt wygodne, jak na pierwsze użytkowanie. Co to musi mówić o urządzeniu, skoro nawet dla mnie jest za małe? Maszyna potężna i dość skomplikowana, a spokojnie mieści się w dwóch dłoniach człowieka normalnej wielkości.
Następnie pojechałyśmy z mojąsiostrą do Złotych Tarasów, gdzie, jak na nas przystało, Emila kupiła sobie naszyjnik, a ja układankę. Nie, przepraszam, w tym wieku, to nie jest układanka. To jest "łamigłówka". Jest metalowe, nikt nie umie tego rozłożyć, a jak rozłoży, to na pewno nie złoży z powrotem, przeklina i rzuca przedmiotami. Kiedyś się układało klocki. Teraz to się nazywa, że człowiek ma hobby takie, taką pasję, jak mówiłam, łamigłówki. Mądrze brzmi i rozwija… coś na pewno. Teraz leży sobie niedaleko mnie. Rozłożone. Umiem rozłożyć!
Tu ciekawostka, jak w sklepie z takimi przeróżnymi grami zapytałam dośćspokojnie jednej z pracownic: proszę pani, ale rzucać, to tym nie wolno? Odpowiedziała równie uprzejmie: nie nie, tym nie, to nie ta zabawka, tamte się już wyprzedały.

OK, no więc widziałam miniaturowy syntezator, mam to cholerstwo do rozkładania, poza tym lipiec jest, wakacje… Czas na wpis o dzieciństwie!

1. Ulubiony przebój radiowy z dzieciństwa?

Ulubiony? Jeden? Ale jak…?
Dobra, wymyśliłam. Było sporo rzeczy, których często słuchałam, ale jak mam wymyśleć coś, co faktycznie leciało w radiu, chyba wybieram to.

Często to puszczali w Esce, której wtedy lubiłam słuchać i, choć zwykle to radio opiera się bardziej na remixach i szybszych, klubowych rzeczach, wtedy czasami mieli fazę na takie wolniejsze, spokojniejsze piosenki. Spodobało mi się wtedy głównie dlatego, że głos Jamesa Morrisona wydał mi się bardzo podobny do głosu Zacka Efrona, grającego w Highschool Musical. No sorki, rozmawiamy o czasie, w którym Highschool Musical był niezwykle ważny! 😉
Dodam ciekawostkę. W Esce wtedy był konkurs, polegający na tym, że, jak ktoś zgadnie, co będzie na szczycie niedzielnej listy przebojów, to dostanie 10 płyt. DZIESIĘĆ. To tak dużo było wtedy.
I nawet chciałam zadzwonić, chciałam powiedzieć, że to będzie to. I nie zadzwoniłam, a trzy razy wygrało moje!

2. Dziwna, a jednak nieodłączna fantazja?

Ciężko powiedzieć, ale chyba najdłużej utrzymującą się sprawą była żmija w kącie sypialni rodziców. Przyśniła mi się kiedyś, jak wyszła z tego kąta i mnie goniła. Nawet nie wyglądała za bardzo, jak żmija, ale stwór syczał i był straszny przez samo swoje bycie w moim umyśle żmiją. Po pierwsze, moja mama boi się węży, więc zwykle wąż był we wszystkich bajkach odpowiednikiem czegoś bardzo złego. Po drugie, faktycznie była wtedy jakaś bajka, w której bohatera zaatakowała żmija. A żmija jessssst zzzzzła…
W każdym razie przyśniła mi się, jak wyszła z tego kąta i potem przez bardzo długo jeszcze nie weszłabym sama do tego pokoju. Chyba nie od razu wyjaśniłam, o co mi chodzi, więc rodzice się dziwili. Zawsze można było mi powiedzieć, żebym coś zrobiła w domu, coś skądś przyniosła… No chyba, żę z sypialni, to nie. Tam potrzebowałam towarzystwa.
Potwór pod łóżkiem też był, a jakże, z tym, że mój był podobny do jednego pluszowego psa, co sam chodził, miał takie same nogi i tak samo warczał silniczkiem. Też mi się musiał przyśnić i myślałam, że to prawda. Wniosek z tego, że był sztuczny, na baterie.
O, ale, myśląc o snach, wpadłam na to, co najlepiej pasuje do tej kategorii. Może to się jakoś bardzo długo nie utrzymywało, ale ja swego czasu byłam przekonana, że jeśli ktoś nam się śni, to ten ktoś też o tym wie, przecież też tam, jak gdyby, był. Do tej pory nie mogę się zdecydować, czy tak by było lepiej, czy wręcz przeciwnie.

3. Zaskakująca zabawa z dzieciństwa?

Zmywanie. Nie, nie takie zwykłe, choć tego teżsię nauczyłam i w sumie nawet lubiłam robić. Ale zanim prawdziwego, nauczyłam się własnego zmywania, polegającego na tym, że miałam miskę z wodą, a w niej sobie czyściłam różne małe naczynia, małe kieliszki na coś, takie rzeczy. Podejrzewam, że nawet nie tyle czyściłam, ile przelewałam wodę z jednego do drugiego. Nie wiedzieć czemu wtedy mnie to interesowało, przy okazji ta woda przydawała mi się czasem do różnych innych eksperymentów. Robić pianę, to jedno, ale ja pamiętam, jak wielkim odkryciem było dla mnie, że papier się topi. Chyba chciałam sprawdzić, jak bardzo się może stopić, zanim nie zniknie.

A takie bardziej typowe, choć dla niektórych nadal zaskakujące, może być to, że swego czasu preferowałam zabawy częściej przypisywane chłopcom. Samochodziki, dywan z ulicami, potem indianie i namioty, piraci i ich statki… A, no i były miecze z takich styropianowych listewek, nawet z jednej strony owijane sznurkiem, żeby miały rękojeść. Do tej pory pamiętam nasze walki z dziadkiem na środku salonu. Nie wiem, czy babcia była wtedy zadowolona.

4. Gdzie chodziliście na spacery?

Pierwsze, co mi się nasunęło, to, że do Kauflandu. Bardziej chodzi jednak o to, że Kaufland, to było pierwsze miejsce poza domem, do którego zapamiętałam i dobrze znałam drogę. Czasem więc szłam obok mamy sama, czasem, kiedy tam chodziłyśmy, mogłam też np. słuchać muzyki, co teoretycznie na nieznanych trasach było trudniejsze. Oczywiście teraz bym nie szła ze słuchawkami, ale wtedy, kiedy zawsze szłam z kimś, potem również prowadziliśmy wózek, jakoś mi to nie przeszkadzało. Czasami zdarzało nam się też pójść na piechotę do babci i pamiętam to dlatego, że było tam, jak na moje ówczesne możliwości, dość daleko.
Inne spacery pamiętam już poza miejscem zamieszkania, kiedy jeździliśmy do rodziny w Warszawie albo w Łodzi. W Warszawie chodziło się do ogródka jordanowskiego, tam się nauczyłam rzucać do kosza, a w Łodzi spacery były do lasu, bo akurat był blisko. Cieszę się, że jeden z moich wujków nigdy nie bał się zabierać mnie na te spacery nawet wtedy, kiedy trzeba było wędrować po trudniejszych fragmentach terenu czy przełazić przez krzaki. Do dziś się nie boi!

5. Jaka była wasza spektakularna psota z dzieciństwa?

O Jezu, no dobrze. Czas na historię o motorku.
Bajka rozpoczyna się, kiedy mała Maja bawiła się w przedszkolu. Ja byłam w przedszkolu integracyjnym, w którym akurat integracja nie występowała jedynie w nazwie, ale też dbało się o nią rzeczywiście. Nauczyłam się mnóstwa rzeczy, choć oczywiście okupione to było pewną ilością ciężkich chwil, zarówno moich, jak i moich opiekunów. Miałam tam jednak zapewnione wsparcie dorosłych.
Z dziećmi natomiast, jak to z dziećmi, bywało różnie i choćby nie wiem, jak dobra była placówka, nic się na to nie poradzi. Dodam tylko, w ramach ciekawostki, że miałam tam jedną przyjaciółkę, z którą, niestety, już kontaktu nie mam. Miałam też jednak kolegę, który mnie nie lubił, mówiło się, że bez powodu, choć oczywiście teraz podejrzewam, jaki ten powód był. Siedział koło mnie podczas posiłków i pamiętam, że kiedyś założyłam się z nim, że zjem zupę, zanim doliczy do stu. Wiecie, sto, to była taka ogromna liczba! Było to istotne o tyle, że ja wtedy straszliwie wolno jadłam. No i ten kretyn zaczął liczyć dziesiątkami. Pozdrawiam cię serdecznie, mój drogi wrogu z przedszkola. Spotkaliśmy się w liceum, zupełnie w innych okolicznościach i trzeba przyznać, że umiesz organizować niezłe imprezy! 😉
W każdym razie mój kolega od obiadów, wraz z kilkoma innymi, utrudniali mi pewną rzecz. W naszej sali był do dyspozycji tzw. motorek. Czyli takie czterokołowe jeździdełko na pedały, którym wszyscy, rzecz jasna, chcieli jeździć równocześnie. Do dyspozycji, to za dużo powiedziane, jak się jest mojej wielkości, a w dodatku mało się widzi, bitwy o motorek wygrywa się niezwykle rzadko i trzeba by chyba o 6 rano stawać w kolejce.
Bardzo lubiłam ferie zimowe. Wcale nie ze względu na wyjazdy, przeciwnie, my najczęściej zostawaliśmy w domu i ja nadal chodziłam do przedszkola. Ale inni nie! Było nas tam może z 6 osób na raz i było mnóstwo miejsca, mnóstwo zabawek i wreszcie cisza. I uwaga, był też motorek.
W brew temu, co mogli sobie myśleć, ja tym motorkiem umiałam jeździć, nie wpadając na meble i innych użytkowników dróg. Dobrze znałam i salę, i możliwości pojazdu, więc nic nie stało na przeszkodzie, aby tym magicznym wechikułem objeżdżać naokoło stół, po drodze odwiedzając różne zakątki świata. Z tym, że liczne eksperymenty psychologiczne udowodniły jużdawno, jak się kończy wręczenie władzy przegranym. No więc mała Maja uznała wtedy za stosowne wjechać tym motorkiem w jakąś skomplikowaną budowlę, którą sobie znajomi chłopcy układali.
Dlaczego? Nie pytajcie mnie, dziecko w przedszkolu nie odczuwa potrzeby argumentacji własnych decyzji. I może i psota nie była niezwykle spektakularna, kto się w przedszkolu nie bił? Zaistniał tu jednak ciekawy problem. Będąc mała naprawdę starałam się nie oszukiwać. Nie przewidziałam jednak, że po tym moim ataku na fortecę chłopców świat się nie zatrzyma, tylko będzie bezczelnie istniał dalej i ktoś mnie, słusznie zresztą, spyta, po co to zrobiłam. W jakim celu?

Tę wzruszającą opowieść przedstawiłam ostatnio na naszym wigilijnym spotkaniu mojej grupie ze studiów. Moje cudowne koleżanki z grupy na tym samym spotkaniu znalazły w jajku niespodziance motor. Zgadnijcie, kto go dostał? Powiedziały, że to taki świąteczny cud, żebym już zawsze miała swój motorek.

6. Co udało wam się zepsuć?

No wiadomo, tę budowlę, motorkiem. Ale co jeszcze?
O ile pamiętam ,to było całkiem zwyczajne zniszczenie, zbiłam szybę piłką. Z tym, że to była szyba w witrynce, bo grałam w piłkę w korytarzu. Dziadek, nie ten od szermierki, drugi, nie obronił bramki, cóż…
Pamiętam, że byłam wtedy na moich kilkudniowych feriach u babci w Warszawie i jak rodzice po mnie przyjechali, to stałam sobie przed witrynką w dziwnym przekonaniu, że uda mi się tam stać tak długo, aż wszyscy NIE zobaczą.

7. Co lubiliście, a czego nie lubiliście ubierać?

To akurat dość proste pytanie, ja zawsze, i wtedy, i teraz, wolałam sportowe, wygodne ubrania od typowo eleganckich. Trzeba jednak przyznać, że teraz mam takie sukienki, które lubię, zwłaszcza w takie temperatury, jak ostatnio. Żadnych innych strojów nie da się wtedy znieść, plus feetback mam dobry, to tym bardziej się bardziej chce. W sklepach coraz mniej przeszkadzają mi buty, wszelkie buty mogę kupować.
W dzieciństwie jednak eleganckie stroje na szkolne uroczystości były wyłącznie obowiązkiem, a zakupy odzierzowe, to już w ogóle odpadały i były męką ponad wszelkie inne. Teraz jest troszkę lepiej, zwłaszcza, że coraz częściej chodzę z siostrą. Tym samym chyba przegrałam zakład z babcią, która mówiła mi w dzieciństwie, że na pewno kiedyś mnie to zainteresuje bardziej, podczas gdy ja twierdziłam, że to absolutnie niemożliwe.
Nadal nie jest to mój ulubiony temat i nadal wolę spodnie, koszulki z napisami, adidasy i bluzy. Różnica jest taka, że te bluzy i adidasy mogę teraz z radością kupić, a i eleganckie rzeczy doceniam i są doceniane, jak trzeba.
Od Beaty dostałam na osiemnastkę T-shirt z napisem: zejdź mi z drogi, chcę przejść do historii. Także wiesz, Czytelniku, czekamy.

8. Kiedy czuliście się dorośli?

Myślałam nad tym pytaniem trochę dłużej, ale chyba najbardziej wtedy, kiedy mama zabierała mnie do pracy. Wtedy pracowała w dziekanacie nieistniejącej już szkoły wyższej w naszym mieście i pozwalała mi na czystych kartkach przybijać pieczątki. Czyli robić to, co reszta też czasami musiała robić. Siedziałam sobie za wysokimi biurkami, w dużych fotelach, pisałam coś długopisem itd. Swoją drogą mam wrażenie, że to tam nauczyłam się pisać zwykłe, drukowane litery, choć o to dbano również w moim przedszkolu.

9. Czego wam zakazywano, a co robiliście i tak?

No nieeee, nie mooogę powiedzieć. 😉
Nie no, jak byłam mała, to proste, cokolwiek, co robiłam w nocy, że tak powiem, po dobranocce. Długo miałam problemy ze snem i często zdarzało się, że rodzice już spali, a ja nadal chciałam się bawić, słuchać bajek, rozmawiać czy chodzić po domu. Wielkim osiągnięciem wydawało mi się wtedy przekradnięcie do jakiegoś, wcześniej ustalonego, miejsca w domu tak, żeby nikt nie usłyszał i się nie obudził. Ponieważ w naszym mieszkaniu nie było wewnętrznych drzwi do pokojów, a nawet, jak były, nie zamykało się ich, faktycznie musiałam się zachowywać cicho. Czasami też wyciągałam mój odtwarzacz mp3 i słuchałam muzyki, mimo, że jużpowinnam spać. Tego oczywiście nie było jak wykryć, ja jednak miałam tę świadomość, że robię coś "niedozwolonego".
Po czasie myślę, że dlatego aż tak podobała mi się "zima muminków", w końcu tam też muminek chodzi po domu, nudzi się albo boi, a przede wszystkim czeka, aż obudzi się ktokolwiek inny, żeby nie był w zimie całkiem sam.

10. A co bezprawnego zrobiliście w szkole?

Żeby to jedno! Tu jednak warto przypomnieć, że podstawówkę skończyłam w ośrodku dla niewidomych, a w takich ośrodkach, gdzie trzeba ogarnąć sporą grupkę podopiecznych na sporym terenie, nie trudno jest znaleźć coś, co byłoby niezbyt dobrze widziane przez wychowawców. Zasad było sporo, sporo też było osób, które wynajdywały przeróżne sposoby na naginanie ich. Ja, przychodząc do ośrodka, byłam raczej grzecznym dzieckiem. Nie dzieckiem pozbawionym pomysłów, często też miałam własne zdanie, czego jakoś dorośli niezbyt lubią u siedmioletnich dzieci, nie miałam jednak w zwyczaju łamać regulaminu, kiedy jużbył przedstawiony. Jasne, można powiedzieć, że jakaś zasada jest bez sensu, ale żeby tak od razu postąpić wbrew zakazowi? To, na początku, niezbyt mieściło mi się w wyobraźni.
A potem spotkałam moje przyjaciółki z podstawówki, które, w całym okresie naszej edukacji, zdążyły mi pokazać kilka rzeczy. Okazało się, że mimo, że nikt mi na coś nie pozwolił wyraźnie i na piśmie, nie od razu oznacza to, że nie wolno tego spróbować. Okazało się więc również, że zajrzenie na, dla nas niedozwolony, strych, pójście do szkoły jakąś kompletnie okrężną drogą, czy chowanie się przed kształceniem słuchu w szafie, to mogą być całkiem zabawne pomysły.
Rzeczą, za którą jednak czekałaby mnie największa kara, gdyby ktoś się o tym, oczywiście, dowiedział, było prawdopodobnie po prostu wyjście na zewnątrz bez pozwolenia. Chodzenie po ośrodku, to jedno, mimo, że teren był spory, sprawą zupełnie inną było jednak opuszczenie jego murów bez pozwolenia i opieki, a także bez aprobaty nauczyciela orientacji przestrzennej. Owszem, zdarzyło mi się pójść do sklepu z przyjaciółką bez uprzedniego poinformowania o tym wychowawców z internatu. Dla grzecznej dziewczynki, jaką podobno wtedy byłam, było to niezwykłe przeżycie. Była tam z nami również jedna słabowidząca koleżanka, której imienia nie zdradzę, no bo wiadomo, współudział w przestępstwie, te sprawy. To nie tak, że nigdzie nie pozwalano nam chodzić, ja akurat dość wcześnie takie pozwolenie w końcu uzyskałam, bez takiego papierka jednak nie wolno nam było wtedy opuszczać ośrodka bez opieki, a my nie dość, że opuściłyśmy, to jeszcze wróciłyśmy z zakupami! 😉

I to chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o mój łańcuszkowy wpis o dzieciństwie. Jak macie jakieś fajne wspomnienia / komentarze, to proszę.

Pozdrawiam ja – Majka

134 odpowiedzi na “Takie (prawie) grzeczne dziecko, czyli mój wpis o szczęśliwych latach”

Panno Maju! Najbardziej spodobały mi się Pani uwagi o snach współświadomych. Coś podobnego można spotkać w Alicji po drugiej stronie lustra i w mało znanym (w Pani pokoleniu chyba nieznanym) wierszu/piosence Jonasza Kofty Sen motyla. Może zechce jej Pani posłuchać w starej (z Pani punktu widzenia – prehistorycznej) wersji z roku 1970. Jest też nowsza, ale z niepełnym tekstem. Na koniec załączam link. Pozdrawiam
Stały czytelnik
P.S. Ilekroć czytam Pani wpisy, przekonuje się, czym jest tzw. przepaść między pokoleniami. Mimo to przykuwa Pani zawsze moją uwagę swoim stylem, humorem i niewątpliwym darem opisywania codzienności w sposób barwny i nieszablonowy.
https://www.youtube.com/watch?v=lmYaQdaZBF0#t=18m50s

Mnie tam jakoś nikt nigdy nie uczył pisać zwykłymi literami. A potem w Laskach jedna pani miała pretensję, że jakto ja nie umiem? A no zwyczajnie, po co mi to?

Panie Macieju, dziękuję za miłe słowa i link. Spokojnie, nie taka prehistoryczna ta wersja, słucham i starszych rzeczy, albo przynajmniej nowszych ich opracowań. W brew pozorom tzw. "naszemu pokoleniu" nie zawsze się wydaje, że czas, to przepaść nie do przeskoczenia. 🙂
Na pewno posłucham i tego!

@kmicic 92 Mi sięakurat przydało, ale dziwi mnie, że się w Laskach dziwili. Mnie sięzazwyczaj bardziej dziwili, że wszystkie znam. Każdy sięw Laskach trochę chociaż uczył podpisu, ale nie było w zwyczaju znać wszystkie litery, to brdziej taka ciekawość plus akurat ja zwykle lubiłam różne rzeczy związane z rysunkiem, to i pisanie mi w miarę nie przeszkadzało.

Każdy miał jakieś akcje w dzieciństwie. Nam je czasem trudniej zrobić, bo myślimy, że ktoś nie patrzy, nie widzi, a tu jednak. xd I tak, np. przekraść się już nie da. Ale robiło się różne rzeczy.

Jamajka no i się jeszcze okazało, że jedna dziewczyna umiała pisać gdzie ja nawet wcześniej nie wiedziałem że ona umie. Chodziło że niby nam wstydu takiego narobiła i się później z kolegą czułem jak jakiś odmieniec.

A w dzieciństwie to pamiętam, że w jakiejś książce była ulica brukowana kocimi łbami to sobie na początku wyobrażałem takie obcięte czaszki.

O, a ja też robiłam z wodą rzeczy, tzn. nalewki. Nalewałam do jakiegoś pojemniczka lub butelki dosłownie wszystkiego. Trochę wody, perfum, soczku jabłkowego, tu odrobinę, tu odrobinę i mieszałam. Nie do końca chcę wymieniać, co tam jeszcze było, ale wychodził eliksir czarownicy, to pewne. 🙂

@Maciej Koleżanka uwielbia Warszawską Orkiestrę Sentymentalnym i zaraża kolejnych ludzi Andrusem. No, Andrus to, niech będzie, dość "współczesny" twórca, ale już WOS, teoretycznie, wykonuje piosenki dawniejsze. A dzisiaj po usłyszeniu poniższego kawałka natychmiast podkręciłam potencjometr w radiu, ogłaszając wszem i wobec, że Maja byłaby zachwycona. Maju, z dedykacją dla Ciebie:
https://www.youtube.com/watch?v=P27QOZhLZGE

1. Zupełnie mnie ominął ewenement HSM. Serio, dopiero niedawno się dowiedziałam, że kilkanaście lat temu był na topie. Jak na kogoś, kto żyje kinem… zaskakujące.
2. Miałam to samo! Podobnie próby wynoszenia przedmiotów ze snów.
3. Wiesz, jak okrutnie rodzice wykorzystywali moją łatwowierność? Muszę tu wspomnieć cudowną przygodę z miotłą. Zasady zabawy były proste: miotła potrzebuje magicznej mocy, żeby polecieć. A teraz zgadnij, skąd ta moc się brała…
4. Chciałabym poznać tę małą Maję.
5. Bardzo chciałabym poznać tę małą Maję!
6. Bardzo, bardzo chciałabym poznać tę małą Maję!
7. Dlaczego tak wiele kobiet, które naprawdę nie nadają się do obcasów i krótkich sukienek, musi je zakładać, a jak dziewczyna wygląda w nich tak fenomenalnie, musi być niemal brana na izbę tortur?
8. Pieczątki to taka magiczna rzecz, którą kochamy jako dzieci i nienawidzimy jako nieco starsi.
9. Wracając do sprzątania, przecież gdyby mówić dzieciom, że absolutnie nie wolno im zmywać naczyń i myć okien…
10. W szafie? Rozwiniesz tę fascynującą opowieść?

@Księżniczka czy Wy jesteście bliźniaczkami astrologicznymi, że Wasze wypowiedzi trzeba sobie dawkować w niewielkiej ilości???
No bo tak:
Ja też chciałam wynosić ze snów, ale nie przedmioty, tylko ludzi. Bo we śnie była moja mamusia i tatuś i oni tam zostawali sami, beze mnie. Do dzisiaj serce mi się ściska na wspomnienie tamtego obudzenia się. Bo w tamtym konkretnym śnie planowaliśmy, że ich przeniosę. A potem się obudziłam! 🙁
I ja też lubiłam pieczątki, mogłam je stawiać u mamy w pracy. Były też notesy i długopisy, a co ważniejsze – tacki do wydawania pieniędzy. Ile ja ich świsnęłam, to nikt nie wie. 😀

@Księżniczka
A no stała sobie taka szafa przed salą kształcenia słuchu i albo my byłyśmy małe, albo szafa dość spora, ale mieściłyśmy się tam we trzy. I nadawałyśmy audycję: dzień dobry, tutaj audycja prosto z szafy, gadamy do rzeczy!
Nasza nauczycielka od pewnego czasu o tym wiedziała, wychylała się po prostu z sali, ach, gdzie te dziewczyny są, no i, jakimś niepojętym cudem, nas znajdowała. Ale raz zdarzyło się tak, że przyszła do niej inna pani, której wtedy trochę się bałyśmy, no i rozpoczęły konwersację. Przed tąszafą. A my się bałyśmy przy niej wyjść! I kiedy w końcu, wraz z koleżanką, bo akurat było nas dwie, że tak to ujmę, wyszłyśmy z szafy, to byłyśmy spóźnione 20 minut. Tragedii by nie było, no bo przecież nasza nauczycielka rozmawiała. Niestety okazało się, że akurat te zajęcia prowadziła praktykantka. I właśnie, słowo klucz, owszem prowadziła te zajęcia, od tych 20 minut. Z naszą ostatnią koleżanką, która się akurat wtedy spóźniła. I nie była nam potem zbyt wdzięczna. 😉

Jak będę pisać Twoją biografię, na pewno nie omieszkam wspomnieć. 🙂
Super!

@Maja Hm, zobacz, co Ci daje prowadzenie bloga. Już masz zapewnioną biografię. Czy to przez umiejętność gry na stołku, czy Websterowski styl pisania? <3

Bardzo przyjemny, nostalgiczny wpis. Za mojej młodości kryło się przed rodzicami i słuchało Iron Maiden oraz AC/DC.

@Krzysztof Odnoszę niejasne wrażenie, że gdybym słuchała Ac/DC, nie musiałabym kryć się przed tatą. 😀 Ale ja raczej #teamWodecki i #teamMazowsze. 🙂

Pamiętam małą Maję w chórze, której bardzo nie podobała się spódnica. Ale potem zauważyła, jaki fajny wydaje dźwięk.
Prorocze!

@Julitka Co do pytania, z jakiego powodu mam zapewnioną biografię, odpowiedź brzmi: tak. :d
@Księżniczka, to interesujące

Kiedyś ubzdurałam sobie, że najgorsze przekleństwo, najstraszliwsza klątwa, najbardziej wulgarne słowo to komornik!
Dzięki za masę nostalgii, super lektura.

@Strzyga I teraz pytanie: czy to narosło, czy wręcz przeciwnie, zredukowało się do bezpiecznej dozy szaleństwa? 😀 W każdym razie kocham! <3

A pobocznie inicjuję podawanie w komentarzach piosenek podobnych do tej zawzmiankowanej przeze mnie w linku powyżej. Wszelkie produkcje dobre do śpiewania przy śledziku mile widziane.

Piękne we wspomnieniach z dzieciństwa jest to, że szybko zapominamy złe, a długo pamiętamy dobre. 🙂 Dziękuję!

@Maja <3 No tak!
@Irena Ja też niestety tak nie mam. Chociaż… dobrze, ja akurat mam. 🙁

Księżniczko, ktoś już taką biografię napisał. Wydano ją pod tytułem „Lew, Czarownica i Stara Szafa”

Niestety, tego przejścia NIE znalazłyśmy. A byłoby fajnie, bo w tamtych momentach dużo bardziej od kształcenia słuchu przydałyby się dalekie wyprawy, zwycięskie bitwy, a co najważniejsze, obiad u bobrów, czy kto to tam był.

To byłby cały cykl:

„Lew, Czarownica i Stara Szafa”, albo szkolne meble i rycząca praktykantka.
„Książę Kaspian”, albo gdy pozbywamy się dziecięcych fantazji.
„Podróż wędrowca do świtu”, albo zalety kawy w studenckim życiu.

No i skończyła mi się wena. Za to „Ostatnia bitwa” jest samokomentująca się.

„Srebrne krzesło”, albo próby zespołu „The Reds” wobec przeszkód uczniowskiej ekonomii.

Ja mam mocne skojarzenie z tytułem „Koń i jego chłopiec”, ale nasza Maja taka malutka, ja nie wiem czy ona aby na pewno 18 skończyła… 😀

Skończyła skończyła. Potem był siostrzeniec czarodzieja… robi się coraz lepiej. Ja jednak poproszę tę biografię.
@Księżniczka Ej, the Reds, tak? To kto się pod tym nickiem ukrywa się dowiem się? Bo aż mnie zaciekawiło… 😉

Cudowne! <3
Wędrowiec do świtu, to chyba a propos mojej produkcji, bo moja pierwsza wyprodukowana, w drodze będąca, piosenka się nazywa "świt". A to krzesło, to może wydrukowane…? Nie wiem.

I co? Historia typowego niewidomego.
Kończy szkołę, idzie do szkoły policealnej, z resztą znanej z niskiego poziomu,, potem na studia w zupełnie innej dziedzinie, wszystko tylko żeby jak najdłużej nie brać na siebie odpowiedzialności.

I taka osoba, która całe życie ucieka, chce mówić o tym, że nie ma przeszkód i że się da?

Masz zwyczaj wpakowywać swoje trzy grosze w życie prywatne wszystkich ludzi? Jak dziewczyna ma szansę dłużej cieszyć się młodością, skoro nie musi iść do pracy, niech decyduje o sobie sama, dobrze?

Marcinie, to jest po prostu postawa bardzo charakterystyczna dla osób niewidomych.
Maja twierdzi, że chce zajmować się dźwiękiem, poszła do szkoły w Krakowie, która, umówmy się, nie słynie z wysokiego poziomu. Po czym, zamiast próbować zdobyć pracę, zaczyna studia. I to jakie? Pedagogikę specjalną.
Czekamy następnych 5 lat. W tym czasie ciągle bredzi o pracy w dźwięku, ale nie robi w tę stronę nic. Ale prowadzi fundację i twierdzi, że się da.
A wiesz co się liczy przy zdobywaniu pracy najbardziej? Doświadczenie. Ciekawe, jak spojrzy pracodawca na osobę, która do niego przyjdzie z CV szkoły policealnej w dźwięku i ni z gruszki, ni z pietruszki pedagogiką specjalną. Nie wygląda to zachęcająco, prawda?

Paulino, ja się z Tobą zgadzam. Ale staram się nie układać innym życia, a szczególnie w tak hejterski sposób.

@Paulina Studia na temat inny, ale troszkę jednak z potrzeby, bo żeby uczyć czegokolwiek, co umiem, musze mieć przygotowanie pedagogiczne, a na właśnie takich studiach jestem. 🙂
Trochę o tym pisałam w poniższym wpisie, a widze, że czytasz moje wpisy, więc, jak chcesz, możesz doczytać i ten, nawet go lubię. 🙂
https://jamajka.elten.blog/?p=294

Poza tym, to trochchę słabe @Paulina, że piszesz, że z tym nic nie robię, nie wiedząc właściwie, czy to prawda. No bo to właśnie do końca prawda nie jest. Pracodawca w dźwięku patrzy głównie na portfolio, chwała Bogu, a ile ja będę miała w portfolio po tych 5 latach, to tylko ode mnie zależy. 🙂 I do tego akurat nic nie mają studia.

Oj, ad personam i parę innych "ad" z zakresu "logical fallacies" nam się to pokazuje. A to, Chwała Bogu, jasno pokazuje ludziom, że argumenty się skończyły. Jeszcze ten o naiwności młodzieży i sytuacja będzie jasna. Brak argumentów, a konieczność dyskusji. 😀 Zabawnie się to ogląda. Bo każdego życie prywatne można prześwietlić tak, żeby było "po naszemu" – tak autora wpisu, jak i komentatatatatorów. 😀

A niech mnie klopsiki pożrą jeśli wtykam palce w czyjąś buzię, ale w takim razie wystarczyłoby powiedzieć, że chcesz uczyć niewidomych o dźwięku i mentalnie wygrasz ze wszystkimi hejterkami.
Bo zgadzam się, że do pracy realizatora albo reżysera dźwięku ta droga jest idiotyczna, ale do pracy nauczyciela absolutnie słuszna. 🙂

Hm, ale nawet, jeśli dziewczyna nie miałaby w ogóle pomysłu na siebie, nawet, gdyby teraz uciekała, to w czym to zaprzecza twierdzeniu, że się da? Jeśli ja nie płacę kartą płatniczą, to nie musi oznaczać, że twierdzę, że się nie da. Po prostu ja nie płacę kartą płatniczą. xd
Oczywiście to był przykład – bardzo sobie chwalę karty płatnicze. 😀

@Marcin Ale ja to dawno już mówiłam. Że tak właśnie, m.in. chcę. I co? :d Spoko, mogłabym mówić cokolwiek, a i tak będę dla niektórych "typowy niewidomy". Bylebym ja nie zapomniała o własnym celu i będzie dobrze. Bo wiadomo, odpowiedzialność rzecz przerażająca.
Za to nie wiem, czy taka idiotyczna, miałam nauczyciela realizacji, który studiował zupełnie inny temat swego czasu, jednocześnie pracując w dźwięku i to dużo więcej ode mnie. Czyli wyrabiał sobie to doświadczenie jużwtedy i to się da zrobić. I nigdy nie mówiłam, że nie chcę tego robić i robić nie będę. Właśnie niedawno dostałam od kogoś rzeczy do zmiksowania i je robię, a że o tym na blogu nie piszę, to najwidoczniej nie mam roboty, nie? :d

Z resztą pisanie takich komentarzy, jak koleżanki, pod wpisem o dzieciństwie szeroko pojętym, jest takie sobie se tak ogólnie. No ale mniejsza.

Klucz to doświadczenie. 🙂 Jak mam zatrudnić człowieka, to pierwsze co mnie interesuje, ile siedział w studio. I tak między nami, średnio interesuje mnie wykształcenie, wolę zapaleńca rozkręcającego syntezatory po nocach od doktora habilitowanego, który scenę widział z bliska tylko podczas uroczystości akademickich. 🙂

Nie każdy nawet widzący ma pracę związaną ze studiami, wykształcenie pedagogiczne/psychologiczne bardzo pomaga praktycznie we wszystkim, a teraz nawet niemal do sprzątania trzeba mieć wyższe.
Może być też tak, że to Maja będzie dawać pracę innym niewidomym, bo założyć fundację to nie jest pstrynknięcie palcami.

Ale nawet gdyby teraz zmarnowała tych 5 lat, no to jakby… też ma do tego prawo. 😀

Poza tym azymuty mogą się skrystalizować grubo po dwudziestce tak jak w moim przypadku.
Jeśli taka czy inna znajdzie pracę po czterdziestce to ona za swoje wybory zapłaci, bo będzie miała mniejszą emeryturę.

No ale po co, skoro nie ma wymaganego dla niego doświadczenia? Tylko że to jest problem jego i jej, a nie Twój, Paulino.

I znowu wtrącasz się w prywatne sprawy. Ale dla Twojej informacji obecnie nie szukam pracownika. A jakbym szukał, to raczej kogoś z doświadczeniem w nagłaśnianiu wydarzeń, a nie masteringu. 🙂 Z resztą nie wiem czy niewidomi mogą obsługiwać Rolanda VR-50HD.

I czy każdy widzący idzie do pracy? Ale Maja może 1000 razy powtarzać, że tak, owszem, są przeszkody, nawet się zgadzać z Pauliną co do większości z nich, ale ponieważ, nomen omen, nie widzi tej jednej przeszkody tam, gdzie widzi ją Paulina, to nie widzi reszty przeszkód. Znów brak logiki w rozumowaniu.

Nie Julitko, Maja tutaj sugeruje, że można pracować. Ale sama tego doświadczenia w pracy nie ma. Jak można pokazywać światu, że się da, jak samemu się nie robi?
I ja nie mówię tu o pracy na etacie, ale chociaż o pokazaniu tych kilkunastu zleceń, nawet wolontariatów. Ale nie pustych rąk.
Wiesz ilu niewidomych dokładnie tak robi? Kończy jedne, drugie, trzecie studia, szkoły policealne, kierunki. I ciągle twierdzą, że przecież ta praca jest.
Znam dziewczynę, która skończyła trzy kierunki studiów, dwie szkoły muzyczne, a i tak dziś jest w fundacji dla niewidomych.

Każdy jest kowalem swojego losu.
Po prostu.
I wszystko ma swoją cenę.
Pytanie, kto jaką cenę za co chce płacić, i tu wzrok nie ma większego znaczenia.
Jeśli ktoś chce chodzić na tych nieszczęsnych szpilkach, bo chce wyglądać bardziej kobieco biorąć w ryzyko fakt, że łatwiej mu się potknąć niech się potyka, ma prawo.
Jeśli ktoś się chce po prostu rozejrzeć, sprawdzić co go naprawdę ciekawi też ma do tego prawo, jeśli ktoś chce tylko żyć ze świadczeń to też jego rzecz, cena będzie taka, że trudno mu będzie związać koniec z końcem.
.

A ilu widzących po studiach jedzie za granicę, albo pracuje w firmie ojca, ale Paulino poruszyłąś ciekawy problem tak rzeczywiście jest.
Pisałam o tym szerzej na forum rzadko się określa realne możliwości niewidomych, gdy ta osoba ma lat naście, to powinno spoczywać na ośrodkach, bo one są te dedykowane ze specjalistyczną kadrą itd.
,.
.

Tzn. ja też widzę problem, który poruszyła Paulina. Ba – ja sama nie jestem pewna co do słuszności wyborów Mai. Ale ja nie jestem Mają, to przede wszystkim. I mogę jej doradzać tylko dlatego, że się przyjaźnimy. I to tylko doradzać. Ale ja jestem obok niej i jakiś tam udział w jej życiu mam, a nie jestem znaczkami na ekranie, których jedynym zadaniem jest pluć jadem na blogu Mai tylko dlatego, że jest członkiem fundacji, której się nie lubi z jakiegoś sobie tylko znanego powodu. Którego z resztą można się domyślić. 😀

Julitko, tym tropem osoby nieznające żadnego niewidomego mogą się śmiało wypowiadać w ich temacie. A sugestie jakobym krytykowała wasze działania tylko dlatego, że działam w innej organizacji są niesmaczne.

No, kochani, człowiek na pół dnia stronę zostawi swoją i tyle do nadrabiania? Tyle pytań, tyle wątpliwości? No dobrze, już odpisuję. 😉

@Marcin Jak mówiłam, z doświadczeniem się zgadzam i będę się starać je zdobywać niezależnie. Faktycznie, nagłośnienia wydarzeń się nie podejmuję, przynajmniej na razie, choć to nie tak, że nie widząc się nie da, znam takich, co potrafią. Co do Rolanda będzie ciężko raczej, jak tak patrzę, bo dotykowe ekrany i takie inne, no ale nie wypowiem się, na ile da się to obejść.
Nie przejmujmy się natomiast argumentami w stylu "wiesz, to zatrudnij", bo przecież równie dobrze mógłby pod twoim imieniem pisać ktoś zupełnie dźwiękiem się nie zajmujący i co by było? :d

@Paulina Wiesz co, my tu mylimy dwie sprawy. Non stop mówisz: Maja twierdzi, że się da. Ja może poprawię, ja twierdzę, że powinno się dać. A że się nie da czasami, to inna sprawa, zazwyczaj sprawa zamkniętych umysłów i to, przyznaję, czasem pracodawców, a czasem pracowników. Ale w tym poście akurat nic o tym nie było, więc nadal logiki próżno szukać. Co muzycznego robiłam troszkę mi się na blogu zdarzało pokazywać, ale nie pamiętam, czy np. przed świętami pisałam, że miksowałam dla kogoś kolędę. Być może nie, bo akurat się nie wpasowało do wpisu. Ten blog jest moim prywatnym blogiem, nie dziennikiem zarządu Fundacji, która mówi o dostępności. Ja tu piszę o moich prywatnych przeżyciach, czasem związanych z Fundacją, dostępnością i niewidzeniem, ale innym razem, częściej, wcale z tym nie związanych. Po prostu. I nie każdy mój wpis będzie dotyczył pracy albo możliwości pracy, bo po prostu nie o tym to jest.
Też znam dziewczynę z tymi kierunkami i szkołami muzycznymi. I co? W sensie, to znaczy, że ja też tak zrobię, tak? Bo ja dziewczynę znam i mimo, że jest w Fundacji wiem też o innych jej zleceniach, które ma, z fundacją nie związanych, za to ze szkołami, które pokończyła, już trochę tak. I co? Zadowolona jest? Jest. Zarabia na chleb? Zarabia. Ogarnia rzeczywistość wokół siebie? Owszem tak. To, że tak powiem, czy to moja lub twoja sprawa, niewiasto?
Żeby nie było, nie mówię, że mówimy o tej samej osobie, bo tego nie wiem i wiedzieć nie chcę.

@Magmar Dziękuję za ten komentarz o kowalach własnego losu, jest niezwykle mądry.

Dziękuję, że doceniłaś.
Sama zaczęłam azymuty ogarniać późnawo i co?
Mam sobie strzelić w łeb?
A może zacisnąć zęby i iść dalej.
Idę moi Państwo.SPoro kasy, czasu i energii wydałam by to naprawuć.
I jeszcze wydam.
Ale wiecie, nie żałuję, jestem przez to mocniejsza.
I nie będę mieszać z błotem tych, którzy później zaczęli coś ogarniać i piszą o tym publicznie i tu nie mówię Maju o Tobie, tylko generalnie.
Jeśli mają siłę by coś w sobie zmienić należy im się moje wsparcie i gratulacje.
A zwykle jest tak, że drzazgę w oku brata łatwiej zauważyć niż tę wielką belkę we własnym.
Nie zwracam się do nikogo konkretnego, po prostu refleksje Magmar, która już coś przeżyła upadała, wstawała i póki co trzyma się prosto.

Choć tak często się nie zgadzam z Waszą filozofią naprawdę jestem z tych, którzy Wam nie zazdroszczą, wręcz przeciwnie.
Wiem, że z nieba Wam to nie przyszło i gratuluję pozytywnego odbioru przez ludzi z zewnątrz.
Trzymajcie tak.
Co się tej Magmar stało?
Nie, nie zmieniła frontu, jej droga jest inna, ale mówi głośno o tym, co zauważa.

Jamajka, nagłośnienia nie ogarniesz, jeśli już to takie na kameralną imprezę i musisz mieć konsoletę, którą znasz z napisami w brajlu. Jeśli już zestroisz scenę i salę, w trakcie imprezy (koncertu) pojawią się problemy bo to żywioł. Nagle mikrofon zapiszczy i już nie widząc masz problem. Widzący widzi natychmiast światełko od kanału tego mikrofonu a ty? Tobie pozostaje sciszyć sumę, ale to nieprofesjonalne. Czasami zupełnie spontanicznie do mikrofonu przeznaczonego dla konkretnej osoby w trakcie piosenki podchodzi ktoś inny i zaczyna śpiewać a ty znowu jesteś w czarnej dupie bo nie wiesz kto, co i na którym kanale bo przecież to coś czego się nie spodziewasz. Na duże systemy nagłaśniające, w ogóle zapomnij, tam konsoleta na scenie, konsoleta na sali, wszystko dotykowe, do tego ludzie biegają z tabletami, bardzo szybko porozumiewają się między sceną a salą gestami, utrzymują ze sobą kontakt wzrokowy. Można pisać i pisać. Teoretykiem nie jestem, nagłaśniałem, więc to co tu piszę nie jest zasłyszaną historią.

Jeśli chodzi o pracę, w ogóle nie musisz się o nią starać, ty ją masz. Lapto, interfejs, słuchawki, monitory i miksujesz. Jeśli będziesz dobra i ludzie to zauważą, będą ci przesyłać materiał do obróbki. Kwestia tylko co was tam nauczono w Krakowie a poziom chyba marny bo nie słychać o ludziach którzy po ukończeniu tej szkoły weszli w branżę i dostawali zlecenia. Jeśli będziesz potrafiła miksować utwory w różnych gatunkach (rock, rap, pop, jazz, itd), pracy będzie dużo i pieniądze dobre też. Najważniejsza jakość twoich miksów na tle konkurencji i jak szybko pracujesz. Ceny za miksy spadają bo wielu chętnych do tej roboty, dlatego z czasem dobrze jest miksować utwory w godzinę albo dwie, wtedy to się opłaca.

@Paulina Hahaha, uderz w stół, a nożyce się odezwą. Sama się tym sposobem trochę zdradziłaś. Ja nic takiego naprawdę nie napisałam, hahahaha…

Julitko no nie na tyle stary, hitem mojej młodości to nie było, ale to tak melodyjne kawałki i teksty świetne, że często słucham.

@Piecberg Generalnie, to sporo osób po Krakowie nie jest tutaj, w środowisku, ale pracować pracują. W sensie, nie do końca jest tak, że my o nich od razu usłyszymy, ja często miałam momenty, kiedy dowiadywałam się, że jakiśtam niewidomy robi to, to i to, tak ogólnie, w różnych zawodach i nie miałam pojęcia o tym.
Co do tego, że komputer i głośniki, no to wiem, nie szukam wielkich studiów itd.
Co do liveów, sam mówisz, że nagłaśniałeś, chodziło mi o bardziej znane sobie miejsca i raczej, że tak powiem, z asystentem, nie mówię, że wszystko się tam dało, tylko, że znam niewidomych, co jakieś tam nagłośnienia ogarniali, w tym ciebie między innymi i jeszcze może ze dwie, może trzy osoby.

Maju, pamiętam, jak bardzo usilnie rozpytywałaś się o kształt śnieżek. Kazałaś sobie go tłumaczyć i rysować. I absolutnie nie satysfakcjonowało Cię porównanie do gwiazdek.

Ręce opadają, jak się to czyta.
Paulino, słaby poziom w Krakowie? Rozumiem, że uczyłaś się tam?
Ja się uczyłem i uważam, że dla tych, którzy chcieli poziom jest odpowiedni, bo trzeba jasno powiedzieć, że różni na ten kierunek chodzili, ale zwykle zainteresowani wynosili to, po co przyszli, mówię tu oczywiście o sobie, ale nie tylko.
Druga rzecz, w świecie nie ma tylko miksowania muzyki, aczkolwiek znam osoby z mojego rocznika, które się taką działalnością zajmują.
Obecnie pracuję w wydawnictwie audiobooków, ale poza tym miałem okazję realizować kilka różnych projektów dźwiękowych np. takich, w których wykorzystywane były nagrania binauralne.
W dodatku poza realizacją skończyłem dwa stopnie szkoły muzycznej oraz studia z Muzyki kościelnej, jestem również po technikum biurowym i powiem szczerze, że tylko tego ostatniego raczej zawodowo jeszcze nie wykorzystałem.
Jeśli chodzi o muzykę, miałem okazję grać w kościele, również zarobkowo.
Uważam, że w dzisiejszych czasach, dość niepewnych, wielobranżowość jest jak najbardziej ok, bo nigdy nie wiadomo, czy nie trzeba będzie akurat zmienić zawodu.
A już to, że w fundacji dla niewidomych lądują niewidomi? No to super, właśnie o to chodzi.
Obawiałbym się, gdyby niewidomi lądowali za pulpitem Pendolino, albo o zgrozo w ogóle próbowali czymkolwiek lądować zwłaszcza z pasażerami na pokładzie.
Chociaż w dobie obecnego postępu i komputeryzacji, to kto wie?
Ps. Najlepiej komentować, jeszcze w miarę anonimowo. Ja chętnie poczytam Paulino o tym, co Tobie udało się osiągnąć, co ukończyłaś, jakie doświadczenie zdobyłaś itp.
Ps2. Maju, dawno mnie tu nie było i chyba muszę sporo nadrobić, ale tak na dzisiaj, rób swoje tak, jak robisz, a tego typu komentarze poczytaj sobie jako 1. Zazdrocha, a 2. Nabijanie statystyk xD.
Tyle ode mnie, pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na biografię Guest Pauliny. 😉

Piotr, co tak nerwowo. Sam tym co napisałeś chcąc nie chcąc przyznałeś, że poziom szkoły marny. Żeby edytować audio-booki, kilkuletnie szkolenie jest zbędne. Z drugiej strony przez kilka lat naprawdę można człowieka wiele nauczyć, warunek jest oczywiście taki, że będąc nauczycielem samemu się dużo potrafi a tam tak nie jest. Ja bym tych studentów cisnął, nie dawał taryfy ulgowej i przygotował do zawodu jak się należy. Przypominam tobie, że nie trzeba latać w kosmos by poddać krytyce tych którzy to robią. To tak apropo twoich głupich przytyków do Pauliny.

@Piecberg Momencik, bo padły dwie nieprawdy dość mocne. Kto ci powiedział, że tam się edytuje po kilkuletnim szkoleniu? Tam miks jest również i Piotr sam pisał, że muzykąteż sięzajmowali ludzie z jego rocznika. Którzy, to musi Piotr powiedzieć więcej. Natomiast to, że napisałeś, że nauczyciele niewiele potrafią, to już dość daleki strzał i to w ogóle w nieznanym mi kierunku, skąd ty masz takie informacje w ogóle?

Piecberg, chodziło mi o to, że audio, to nie tylko muzyka i mix, bo widzę, że masz w tym temacie bardzo wąskie spojrzenie.
A co do audiobooków, oj zdziwiłbyś się, ile czasem potrafi być przy nich roboty, oczywiście, jeśli chcemy osiągnąć super efekt, a nie klepać na ilość.
Jeśli ktoś mówi, że jest tam taki, a nie inny poziom, a wie, bo słyszał, albo mówi się, to będę się czepiał.
Oczywiście, z racji ośrodka, który ma swoją specyfikę (różni ludzie tam się zdarzali), o czym napisałem, ale osoby zainteresowane, takie na pewno wyniosły wiedzę, którą chciały, a także nabyły praktykę.
Nie wiem, jak było za czasów Mai, ale nam zdarzało się nawet spotykać z nauczycielami po lekcjach, a także w week endy, żeby więcej właśnie nabyć praktyki, na konkretnych materiałach, zarówno lektorskich, jak i muzycznych, a także przy tworzeniu np. efektów. Było nas też trochę muzycznych, więc zdarzały się także spotkania, na których graliśmy sobie wspólnie.
Co jeszcze do praktyk, o które też należało się postarać, to ja i kilku moich znajomych mieliśmy baaardzo spory przekrój, od filharmonii i orkiestry symfonicznej, po jazzowe gorzkie żale u Franciszkanów, do kapeli rockowej nagrywanej w studiu nagrań.
Acha, no nie trzeba latać w kosmos, ale jeżeli nie bardzo ma się pojęcie o tym, co dana osoba robi, a wyciąga się idiotyczne wnioski, wysnute nawet nie wiem do końca na jakiej podstawie, to niech śmiałość tejże osoby będzie większa i niech sama napisze coś o tym, co osiągnęła, albo jak zdobywa owe doświadczenie.
Aaaa, co do doświadczenia tak poza tym, prawda, jest ono ważne, ale niestety są takie dziedziny, że bez papierów oczywiście zdobytych wytrwałą nauką i pracą ani rusz.

Jamajka, skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Gdzie są linki pod którymi możnaby odsłuchać jaki poziom prezentują uczniowie jak i nauczyciele. Już nie upieram się przy miksach piosenek, niech będą też: audio-booki, słuchowiska, itd skoro nie nauczyli was miksowania różnych gatunków muzyki. Szkoła istnieje nie od dzisiaj, więc powinnaś mieć dziesiątki przykładów niewidomych pracujących w branży.

Co do poziomu Tynieckiej, też odnoszę wrażenie, że nie jest zbyt wysoki. Takie wysnuwam wnioski. Ale w drugą stronę, to jeśli chcesz posłuchać sobie audiobooka realizowanego przez absolwenta tejże szkoły, polecam "Jajecznicę na deszczówce". Miło było wysłuchać nazwiska realizatora na końcu. 🙂 A i lekturka lekka, łatwa i przyjemna na wakacje. Polecam celem zmniejszenia napięcia.

Aa, ale znowu nie komentuje wpisu, tylko komentarze pod wpisem… Przeprzepraszam 😛
Na strych to i ja kiedyś wjechałem w waszym starym internacie, jak tam szkoła była, potem moi koledzy, którzy czekali na mnie pare pięter niżej sobie poszli, a ja zacząłem zjeżdżać na dół i na którymś z pięter wsiadła ówczesna Pani Dyrektor… która troszeczke na mnie nawrzeszczała za takie rzeczy.

No dobra. Tomeckiego i Patryka, znaczy, wykreślamy, nie bierzemy pod uwagę i lepiej nie wspominajmy o nich, co by statystyk nie psuć.

Zuzler dwie osoby na tyle lat istnienia szkoły? To tak jakby na przestrzeni 20 lat po technikum masażu tylko dwie osoby miały pracę w swoim zawodzie. Dobrze, że masażu uczą na poziomie, dzięki temu większość ma robotę.

Czterech miałam nauczycieli. Jeden jest głównym realizaotrem w filcharmonii plus uczy jeszcze w szkole muzycznej, drugi robił muzykę do gier różnych i reklam, plus te reklamy, wiadomo, trzeci jest muzykiem, a czwarty, tu wiem najwięcej, no bo siłąrzeczy wychowawca, jest producentem z własnym studiem nagrań, z zespołem własnym jeździ po kraju i nie tylko, wiele innych realizuje i produkuje. A dlatego o ostatnim wiem najwięcej, bo nas do studia brał, jak to Piotr już pisał, w celu obserwacji, po lekcjach. Sporo tam tego było, linki potem.

Dobra, nie podoba mi się ton niektórych komentarzy tutaj, ale czy przypadkiem nie mówisz o nauczycielach niedowidzących? A to jednak jest duża różnica.

Mówiłam o takich i takich, że mieli praktykę i byli dobrzy, komentarz powyżej wyraził sięo wszystkich, że nie mają umiejętności. Tak to zabrzmiało. A jednak mają, niezależnie od tego, cyz widzą, czy nie. Tam akurat pół na pół, dwóch widzi dobrze, dwóch gorzej, wszyscy ze wzroku korzystają i tu nikt o wzroku nie mówił. Jeśli chodzi o nauczycieli. O uczniów, to tak, możemy sobie podyskutować.

Ale oni mają dużo zajęć na Tynieckiej @Maja? Ci nauczyciele? W sensie rozumiem, że są np. 1 dzień w tygodniu tam i reszta tych rzeczy, o których mówiłaś, tak?

Ewelina wzrok tu nie ma znaczenia. Wszystkie amerykańskie kursy z których korzystam są przygotowywane przez widzącyh. Niewidomy ma poznać techniki miksowania i jak je używać w różnych gatunkach muzycznych, reklamie, audio-bookach, itd. Jeśli ktoś mówi: teraz jedną gitarę w panoramie przesuń w lewo a drugą w prawo to uczy techniki a wzrok tu nie ma znaczenia.

Miałam na myśli kwestię rozpatrywania ich jako posiadających zawód. Nie można porównywać możliwości osób niewidomych i niedowidzących, tak więc chciałabym usłyszeć o niewidomych ludziach w tym zawodzie.

@Julitka Nie jeden dzień, ale tak. W sensie często w te same dni robiąi jedno i drugie, tak sięzdarzało. Jeden był taki, co dwa dni był w szkole, a resztę życia w studiu swoim, reszta różnie. Teżfakt, że np. ten, co produkował gry i reklamy więcej tego robił kiedyś, niż teraz, no ale on to doświadczenie ma nadal, nawet, jesli teraz by miałwięcej lekcji, niż tego, no nie? Bardziej w tym kontekście to mówiłam, że to robił, więc np. uczył nas o efektach więcej i opowiadał, jak je robił.
Ten z filcharmonii i muzycznej lączył jedno i drugie, to wiem. Potrafiliśmy ieć z tego powodu czasami pozamieniane zajęcia, bo jeden czy drugi miał jakiś koncert czy coś.
@Ewelina No to ja własnie o tym mówię, inny temat, to uczniowie niewidomi / słabowidzący i tu masz rację, rozdzielę to, natomiast wiedza i umiejętność jej przekazania nauczycieli nie zależy od ich wzroku. Dokładnie tak, jak Piecberg napisał. Jedyne, co może mieć znaczenie, to to, że siłą rzeczy pracujemy na programie nieco inaczej, więc fajnie by było, jakby w takiej szkole znali specyfikępracy ze screenreaderami, na szczęście nasi znali, a jeśli czegoś nie znali, to się dowiadywali albo przez nas, albo dla nas.

Ewelina masz rację. Niedowidzący ma znacznie większe możliwości w tym zawodzie, to oczywiste. Może pracować wszędzie, nie musi mieć przystosowanego studia, może pracować przy emisji audycji tv iradiowych, w wozie transmisyjnym, przy nagłośnieniu, itd.

Jamajka, konkrety. Czy musieliście miksować 2 albo 3 piosenki tygodniowo i oddać do oceny nauczycielowi? To jest podstawa. Wykupiłem kiedyś kurs online 12 tygodni w Berklee College of Music. W ciągu 3 miesięcy w każdym tygodniu musieliśmy miksować piosenki, które oceniał instruktor.

Jest jeszcze Dariusz Marchewka, on się akurat dość mocno reklamuje.
I bardzo dobrze.
Z tego co wiem zleceń mu nie brak.

@Picberg, to trochęzależało od tygodnia, ale tak, jak byliśmy na teapie miksu, to na każdych zajęciach było coś z tym związanego, bo obaj nauczyciele realizacji cośdawali plus pan od percepcji też. Więc wychodzi trzy, fakt, żen ie wszyscy to kończyli w tym jednym tygodniu. No ale jak mogłam, to się starałam. Podlinkujesz kurs?

Już wpis usunięty, ale wy nie macie dystansu do siebie, tak się boisz twojego prezesa, hahaha.

Tak, bardzo się boję, strasznie. Dokładnie tak, jak się boję tych dorosłych i doświadczonych ludzi, co się w razie konfliktu bawią w zaspamowywanie blogów.
Tak, proszę państwa, usunęłam jeden komentarz Piecberga, bo dotyczył jakichś rzeczy, co się na forum działy, nawet ich zobaczyć jeszcze nie zdążyłam. Komentarz totalnie nie związany z moim postem, ani z poprzednią dyskusją.
Człowiek, który chce mi życie tłumaczyć się w taki sposób zachowuje, to tak dla jasności.
@Piecberg, jednego dnia mi piszesz, nawet prywatnie, że spoko, że się interesuję różnymi tematami, rozmawiasz ze mną, jak człowiek z człowiekiem, a potem mnie wciągasz w jakieś spamwojenki? Sorry, ale w to się już nie będę bawić. Jak chcesz podyskutować, to chociaż na temat poproszę.
Tu też niezbyt w komentarzach na temat postu było, ale chociaż na temat ze mną związany. I takich komentarzy specjalnie mających coś nagłośnić, cośzupełnie nie związanego z tematem, tu sobie nie życzę.

Jamajka, tak dla jasności to zobacz jak się zachowuje twój kolega prezes pajper, jak rozkapryszone dziecko, tego nie widzisz? To nie dotyczy tylko mnie. Jeśli ludzie są banowani tylko z powodu niezgodności poglądów z pajperem, będą to opisywać wszędzie, nawet na twoim blogu. Na twoim blogu bo grasz z pajperem w jego drużynie. A teraz usuń mój wpis bo jeszcze prezes usunie cię z władz fundacji.

Taa, bo dorosłe życie to od razu musi być zero przyjemności. Ja też uciekam i co z tego?

Paulino, Ty też uciekasz. Chronisz się za szkłem ekranu. Prowadnicy można zarzucić to, czy tamto, błędy popełnia każdy, ale tu mówią konkretni ludzie. W sieci można pisać absolutnie wszystko. Niewidomi tacy źli, młodzi, naiwni, a co robią Ci starsi jako tacy, którzy stawiają się w pozycji autorytetu? Kim oni są? I ja popełniłam parę błędów jako człowiek za które teraz płacę, może momentami zbyt ostro mówię co myślę, ale zawsze na Eltenie jestem Magmar, żadne multikonta itd.

Ale dlaczego wy ciągle piszecie o tej Prostownicy na blogu Biednego Jamajka, skoro to prywatny blog tak w ogóle jest?

Bo Jamajka pisze na ELtenie, a jak wiadomo jest w Radzie STarszych Portalu i jak też wiadomo jest w zarządzie Fundacji, a działalność fundacyjna zaczęła się właśnie od Eltena.
Jamajka jest osobą publiczną czy jej się to podoba, czy niie.
Musiałaby się od tego odciąć i pisać bloga gdzie indziej, jako osoba anonimowa.

Jamajka pisze bloga na wordpressie aktualnie i czytają ją ludzie również z poza eltena, którzy w większości czytają jej wpisy zwracając uwagę na inne treści, nie tylko na fundację. Na szczęście Magmar też tak czasem robi.

Nie ma się co krygować, jednak jesteś kojarzona z Fundacją. Nie mówię, że zawsze i wszędzie, ale przed tym nie uciekniesz. A jakbyś uciekała, to niezbyt dobrze by świadczyło o Twojej działalności.
Żeby było jasne, nie widzę w Tobie li tylko i wyłącznie członkini zarządu, masz wiele talentów nie głupio piszesz, znasz język i jesteś bardzo muzykalna.

Dokładnie tak, to jest ucieczka od własnej organizacji. To jakby Mercury prowadził bloga ale zaznaczał, że nie chce słyszeć o Queen.

Paulino jesteś starsza, z tego co mówisz bardziej doświadczona więc opowiedz nam o tym, może i ja się czegoś nauczę, jak wiesz w kwestii szpilek się zgadzamy. Opowiedz nam o organizacji Waszej, która pomaga niewidomym.

Nie ma żadnej organizacji i żadna Paulina nie istnieje, ale tootakie tam drobne detale w ogóle są, jeśli nadal kontynuujemy ten sam temat.
A i co do tych szpilek, czy czego tam, w ogóle może do ograniczeń, ja strasznie nienawidzę, jak mi ktoś mówi, że czegoś tam się nei da, bo się nie da ijuż, albo nie można, bo jesteś niewidomiec i w ogóle wszystko. Jak byłem dzieciakiem to właziłem na dach własnego domu i co, nie mogę, bo niewidomiec? To trudno, w takim razie zamknijcie mnie w więzieniu.

@Magmar ALe ja nie mówię, że przed tym uciekam, tylko jednak, jako autor postu na 17 tysięcy znaków naturalnym jest, że chcę, aby ludzie czytali wszystkie te wyklepane tysiące, a nie ylko jakieś 300 liter, nie? Niektórzy tak robią. TY, jak widać, na szczęście nie i akuat to doceniam.

@Paulina Gdybym nie chciała w ogóle słyszeć o organizacji, to bym o niej nie pisała. Ja tylko nie rozumiem, po co tu dyskusje o wszystkich aspektach działalności, skoro mamy mail, mamy telefon, mamy facebook, mamy nawet formularz… Także da się, serio, jest gdzie.
Ale tak, ogólnie, to ja mogę o fundacji opowiedzieć. Taki wpis, nie bój się, też jest w drodze.

@Żywek Przyślemy ci paczkę. Może być nawet od organizacji, tak myślę, ale to akurat, jeszcze, moja prywatna opinia. ;p

Swoją drogą jest sobota sporo po szóstej, to nie są moje godziny pracy. A fundacji w której pracuję nie ujawnię z oczywistych względów wizerunkowych, ale jest ona szanowaną powszechnie organizacją.

Z oczywistych względów wizerunkowych? Czyli uważasz, że coś mogłoby zniszczyć jej wizerunek? No bo przecież nie twoje komentarze! Przecież wierzysz w to, co piszesz, bronisz sprawy, te rzeczy.
Jak jest szanowaną powszechnie organizacją, to co jej to szkodzi?

PS Na podstawie skręconej kostki dużo widzących też nie lubi obcasów zakładać. Ja rozumiem, że u niewidomyh ryzyko jest większe, tylko wiesz, na podstawie, że ktoś skręcił kostkę, to się niezbyt w ogóle powinno wychodzić. To nie jest tak, że niewidome dzieci sięnie przewracają, popychając się podczas zabawy, młodzi nastolatkowie nie robiąsobie pomniejszych krzywd przy grze w piłkę, a młodzi dorośli nie parzą się podczas gotowania. Oczywiście, że to robią, niebezpieczeństwo jest na pewno większe.

Książki Hanny Pasterny czytalam, rozmawiałam z nią raz, jak jąznam, wątpię, żeby zakazywała tego innym niewidomym, nawet, gdyby sama nie założyła. Ale powinnam mieć okazję, to zapytam ją o to, dzięki, że wspomniałaś, każdy głos w sprawie jest ważny.
Czy nie?

W sieci można być każdym kim się chce.
Rzeczona stawia się w pozycji autorytetu sama ukrywając swoją tożsamość.
Jak to się nazywa?
Hipokryzja połączona z tchórzostwem.
Nie twierdzę, że ono nie ma racji w niektórych przypadkach, ale zarzucanie komuś, że się ukrywa jednocześnie pisząc pod pseudonimem jest po prostu średnie i niedojrzałe, co ono wielokrotnie ludziom zarzuca.
.

Szanowaną powszechnie przez kogo? Chyba raczej nie, skoro strach do dupy zagląda przed ujawnieniem jej nazwy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares