Kategorie
co u mnie

Padał śnieg, a ja padałam z nóg. Ale idą święta!

Drogi Czytelniku!
Piszę do Ciebie, ponieważ Cię doceniam, ponieważ komentarze pojawiają się jeden za drugim, ponieważ moja ambicja zakłada, że będę pisać co najmniej… Tak serio, to nie. Tak serio, to zaczęłam to pisać tydzień temu, mając trzy i pół godziny przerwy po piątkowym lektoracie.
Nie no, słuchajcie, serio, ja słyszałam o badaniach, w których ludzie wiedzieli, że jak nacisną przycisk, to porazi ich prąd. Nie robiący im krzywdy, ale jednak prąd, po wypróbowaniu zapewniali, że nie chcieliby być porażeni jeszcze raz, cóż za niespodzianka. A potem byli zostawieni w pokoju sam na sam z tym przyciskiem, nic tam innego nie było, krzesło i święty przycisk. Na kwadrans. Tak owszem, kochani, ludzie z nudów razili się prądem. Po tej długiej, piątkowej przerwie mamy ćwiczenia, czyli obowiązkowa obecność i obawiam się, że powoli zaczynam rozumieć tych badanych.
Dzień się wtedy zaczął dość ciekawie, bo na lektoracie o ósmej stawiliśmy się w oszałamiającej swym ogromem liczbie sześciu osób. Ponieważ zajęcia o ósmej rano wg. mnie w ogóle nie powinny być dozwalane przez wszelkie organizacje, z WHO na czele, z rozpaczy włączył mi się tryb showmana.
– Proszę pani, to co, może plusiki z aktywności? Dla wszystkich, no bo my tacy pilni jesteśmy, przyszliśmy! I zróbmy sobie dziś takie christmas lesson, może cukiereczka? – W tym momencie prowadząca nie wytrzymała i zaczęła się śmiać wraz ze mną. Cukiereczkami faktycznie poczęstowałam, ale zajęcia się odbyły normalnie.
Potem rozpoczął się czas oczekiwania. Adwent, wiadomo. Byłam w naszym studenckim barze, kanapkę zjadłam, coś pooglądałam, potem, w celu niezajmowania stolików przeniosłam się gdzie ińdziej… I jakoś nadal planu brak. To może napiszę?

I cóż tam się dzieje u mnie ostatnio? Po pierwsze musiałam zdać psychologię kliniczną. Troszkę tego jest, a pamiętajmy też o syndromie studenta medycyny, czytasz o tych objawach i połowę u siebie znajdujesz.
Mimo egzaminów i obowiązków znalazłam czas na to, aby przez dwa dni być w Krakowie. Czytelniku, wrócić jest dobrze. Spędzić czas z cudownymi ludźmi, którzy mnie zawsze przyjmują, jak u siebie, grają ze mną w gry i nie wiadomo dlaczego pokazali mi pepsi mango, które teraz będę pić. Odwiedzić studio nagrań, którego realizatorzy ze mną się męczyli przez trzy lata, jako i ja z nimi i być tam przywitaną, jak w domu. Wychowawcy i wychowankowie również o mnie nie zapomnieli, Natalka, czy ja ci oddałam już wszystkie pieniądze? 😉 Warto też odkryć w, bądź co bądź, troszkę znajomym mieście, nowe miejsca, o których się nie miało zielonego pojęcia. Albo zapiekanki za 13 złotych, 5 minut drogi od szkoły, o których też się nie miało zielonego pojęcia i zamawiało ubereatsy za 40. Cudowny wyjazd! Z resztą jaki miałby być, jak nie cudowny, skoro już na starcie trafiłam na takiego taksówkarza?
– Ehhh, szkoda, że pani nie widzi, ja pani bardzo współczuję, bo tak, to by pani wszystko widziała! – Nooo, mądrego aż miło posłuchać. – Ale to ja pani wszystko będę mówił, dobra? – No dobra, spoko, możemy się tak umówić.
– Wie pani, pani Maju, zaczął padać deszczyk. To wie pani, co jutro będzie? Bedziemy na łyżwach jeździć! – A to był dopiero początek trasy.
– Proszę pana, tam się skręca przy biedronce, wjeżdża i zatrzymamy się przy Żabce, dobrze? –
– Dobra, dobra. O, tam jest Biedronka… I Żabka… A ja mam w aucie pszczółkę Maję! – W tym momencie skończyły mi się logiczne argumenty. W ogóle wszystko logiczne mi się skończyło. Pod koniec trasy kierowca powiedział coś o tym, że ma on takie, widzi pani, szczęście od Boga, że zawsze ma takich miłych pasażerów, że to aż dobrze się jeździ.
– O, no to dobrze, proszę pana, to najważniejsze, prawda? –
– A no, najlepszy przykład mam w tej chwili! – Ojeeeej… <3
No mówię przecież, przecudowny wyjazd. Już tęskni się tutaj, wiesz, Czytelniku? Muszę się wybrać znowu, jak znowu będzie śnieg, to znowu wezwę te taksówkę. Co ja mam się męczyć, na łyżwach jeździć…

Po powrocie z Krakowa powrót do rzeczywistości i nie tylko ten egzamin z psychologii, ale też różne projekty na dydaktykę specjalną i inne. No cóż, zachciało się studiować. Dotarło też do mnie, że w sumie wypadałoby posprzątać, bo święta się zbliżają.
– O, to ja ci będę musiał pomóc! – Stwierdził mój tata i bynajmniej nie miał na myśli, że nie umiem sama sprzątać, on po prostu już kilka razy towarzyszył mnie i mojej siostrze w porządkach, zadając nam non stop tylko jedno pytanie: a po co ci to potrzebne? Zgodziłam się nie tylko w ramach przedświątecznej integracji, ale też dlatego, że podczas porządków pojawia się często sakramentalne pytanie: bilet to, czy nie bilet? Ja mam tam mnóstwo niepotrzebnych papierków!
Przytargał więc tata mikołajowy wór, konkretnie worek na śmieci, i rozpoczął serię pytań istotnych.
– Potrzebne ci to? –
– Tak, non stop tego używam. –
– A to? –
– To też się czasem przydaje, ja to przełożę do komody. –
– A to, co to w ogóle jest? –
– A, nie pamiętam, ale takie ładne było… – Tata wykonał w tym momencie imponujący rzut nieznanym przedmiotem, mniej więcej w stronę worka na śmieci.
– Perfumy też będziemy przeglądać? –
– No pewnie, przecież to pudełko tym bardziej trzeba zwolnić! … Te chcę. Te dostałam w prezencie. Te… te to w ogóle chyba twoje są! Za dużo tu tego jest. –
– A twoja siostra którychś nie chce? Emila! Choć, bo tu perfumy rozdają! Te? –
– Te chce, przecież kupiłam niedawno. – W końcu tata podał mi dość sporą butelkę, doskonale wiedziałam, co to.
– O, te… te nie wiem. Niby ładne, ale takie trochę… Czuję się, jak królowa Viktoria. – W poszukiwaniu określenia kojarzyłam, że to chyba nie ta królowa, ale akurat mi pasowało, więc użyłam argumentu mimo wszystko.
– Czemu jak królowa Wiktoria? –
– No nie wiem, jakieś to takie… bardzo uroczyste. Nie wiem, czy jestem tak ważną i elegancką osobistością na uroczystościach. Dobra, zostawię sobie, jak będę mieć wizytę u królowej… Teraz jest król, tak, dobra, to u króla, to użyję. –
Mama od razu zrozumiała, co miałam na myśli, bo jak potem zeszłam i powiedziałam, że znalazłam perfumy dla królowej, to od razu zapytała: cooo, jak dla takiej starszej pani?

Oprócz tego przewracania szuflad do góry nogami udało mi się zrobić też porządek w breloczkach i w kablach, nie wiem, czego było więcej. Mam jednak wrażenie, że prace się nie skończyły, bo jak w poniedziałek wieczorem wpadła do mnie Beata, to powiedziałam: wiesz, dobrze, że przyszłaś dziś, bo w weekend zrobiłam porządki! A potem chciałam usiąść koło niej na łóżku… i usiadłam na porzuconym tam w nieładzie stroju na WF. Taaa… fajnie. Porządki zrobiłam.
A przecież na porządki już tak niewiele czasu, bo całkiem niebawem święta! Światełka, choinki, prezenty, sypie śnieg… A nie, sypał na początku grudnia. Teraz wichura połamała drzewa, lunął deszcz, a w święta pewnie znowu 10 stopni. Ja pytam: dlaczego? Wichura zrobiła tylko tyle dobrego, że nieco rozbawiła moją siostrę, która wpadła do mnie z radosną informacją, że:
– Maja, wiesz co, listonosz biega po osiedlu za uciekającym listem! I on mówi takie strasznie brzydkie wyrazy… –

Ten śnieżny początek grudnia, to w ogóle był ciekawy okres, zwłaszcza, jak ktoś wie, jak wygodnie chodzi się w śniegu nie widząc.

W środy, na godzinę ósmą rano, nie mam tylko ja, ale i kolega. Nie wiem, czy mogę po imieniu, nazwijmy go X. Kolega z pierwszego roku jest z Żyrardowa i Bóg raczy wiedzieć, czemu my się nie umawiamy w pociągu.
Wysiadłam ja w pewną środę na peronie, od razu odpalił się jakiś młot pneumatyczny, wiertarka, czy inne tam jakieś laserowe działo. Co tam się działo?!
– Przepraszam… – Zaczęłam, ale nikt nie odpowiada. Trudno, polska mowa trudna rzecz, schodów szukam sama i akurat szybko znalazłam. X, gdzie jesteś?
Idę na górę, na kładkę, potem tą kładką, jest tłum w sumie. X, naprawdę, to jest twój czas! Jest zimno i śnieg, nie do końca wiem, jak będzie w parku, sądząc po doświadczeniach wczorajszych, raczej niefajnie.
– No witam miłą panią! – Jak się takimi słowy wita z człowiekiem ochrona dworca, to albo nałóg jest silniejszy od rozsądku, albo jest się niewidomym. Ja też pana witam, to taki tradycyjny pan, on mi często pomaga. To dobrze, bo zawsze się bałam tych schodów z kładki. Wąskie, klekoczą, wyglądają, jakby były zrobione z plastikowych desek, chwieją się na wietrze i wg. mnie w ogóle są składane. Betonowe były, to, cholera, zamknęli po 3 tygodniach. A to draństwo się trzymało, bo, jak to prowizorka, wytrzymają długo. Na marginesie dodam, że teraz znowu otwarte są betonowe, za to na dole, żeby się do nich dostać, trzeba przejść między barierkami, długim tunelem krecika, od pokoiku do niewiadomo gdzie, o jakichś piętnastu zakrętach.
Wracamy do historii. Już jesteśmy na dole, bardzo panu dziękuję. Panie kolego X, przecie pan ma na ósmą, ja panu mam do opowiedzenia, ty tam też ostatnio coś opowiadałeś, to przyłaź pan, poopowiadaj, zaprowadź! Kaj żeś jest?!
Jest zimno w diabły, ludzie generalnie nie kojarzą, że jak ktoś idzie, to może jednak nie powinno się nagle włączać do ruchu, bo tak, mi powolutku zaczyna się robić wszystko jedno i chce mi się śpiewać, albo zawrócić do pociągu. Na prowadnicy stoją ludzie. Samochody wyjeżdżają przede mnie parę sekund przed moją decyzją o wejściu na przejście.
– Chodź, daruję ci wiiiiiiinyyyyyy, porzuć inne dziewczyyyyynyyyyyy, wróć, dooooo mnie wróóóć… –
Na drugiej stronie ulicy cudowny chodniczek, nierówny, wąski i hulajnogi tam rosną.
– Chcesz zejść? Czy dalej? – To jakiś facet. W mojej głowie zły głos mówi: gościu nie pamiętam kiedy na ty przeszliśmy, a ty? Na głos mówię ja: zejdę, ale tam dalej, dziękuję.
Przy autobusach nie widać Kasi, ani innych dziewczyn z mojej grupy, więc beznadziejnie, ale z nadzieją idę dalej. I gdzieś przy parku objawia się koleżanka.
– Cześć Maja. Chcesz iść ze mną? –
– Tak! –
– Co, spadłam ci jak z nieba? –
– Yyyyy… tak! –

A pewnie, że się ucieszyłam. Szliście kiedyś przez nieodśnieżone ścieżki z laską, nie mając pojęcia, gdzie jest pobocze, a gdzie jakikolwiek chodnik? Ja szłam. Dla jasności dodam, że w tym roku parę razy dotarłam w ten sposób na uczelnię sama, z czego, przyznaję, jestem dumna, bo nie jest tajemnicą, że jest to po prostu trudne. Piszę o tym też dlatego, że słyszałam plotki. Podobno niektórzy się niepokoją, że sama dojść po prostu nie potrafię. To na pewno z troski. Jestem tego pewna. Przecież nie możliwe, żeby ktoś takimi plotkami reperował własne kompleksy. No nie? Prawda? Nie na wyższej uczelni! Nie rań mnie tak bardzo, społeczności akademicka! Tak, czasem pomocy potrzebuję, to normalne, każdy potrzebuje. Ale spokojnie, chodzić samej przez zaśnieżony park, albo przez zatłoczony korytarz, z kawą, też mi się zdarza. Z drugiej strony natomiast, że tak zdradzę tę potężną tajemnice, ja czasami idę z dziewczynami z mojej grupy, bo po prostu z nimi… rozmawiam! 🙂 Tak tak, zgadza się, taka możliwość również istnieje. Więc spokojnie, to, że jestem wśród ludzi, nie znaczy jeszcze absolutnej niesamodzielności. Po prostu, to, że coś można zrobić samemu, nie znaczy, że z kimś nie jest jednak zabawniej.

Tym zaśnieżonym i śliskim traktem dotarliśmy chyba do końca tego wpisu, który chciałam Tobie, Drogi Czytelniku, przed świętami sprezentować. I moc życzeń wszelkich wysyłam dla każdego. Czytelnicy znajomi, dziękuję, że jesteście uczestnikami tych wszystkich wydarzeń. Czytelnicy nieznajomi, pamiętam o was i kolejne odpowiedzi na Wasze pytania na pewno się tu jeszcze pojawią. Jadą po prostu zapomnianymi przez drogowców torami, ale dotrą na pewno! Niczym świąteczne zamówienia. 🙂 Drodzy czytelnicy hejterzy, Was również kocham! Kto mi tak statystyki podbije, jak nie Wy? Dla Was również kreatywnego nowego roku! <3
Drogi Czytelniku, usiądź sobie z gorącą kawą lub herbatą, herbatę też czasem polecam, a ja Ci przesyłam mój wpis przedświąteczny. A w nim troszkę mojej ironii, której Ci nie odpuszczę aż do śmierci, a trochę, jednak, ciepła na te świąteczne dni. Tak trzeba. 🙂
Obyście zawsze mieli z kim iść, nawet, jak znacie drogę.

Pozdrawiam ja – Majka

PS Zdrowia, szczęścia, spokoju. I śpiew, i taniec, i uściski! I trzy breloczki.

27 odpowiedzi na “Padał śnieg, a ja padałam z nóg. Ale idą święta!”

Bardzo miły wpis! 🙂 Wspólnie spędzony czas też był wspaniały, a pepsi mango będę Ci osobiście dostarczała przy okazji każdego spotkania. 🙂
Wszystkiego dobrego na te święta.
Zdrowia, spokoju, odpoczynku, i trzy bryloczki, koniecznie! :))

Wizualizacja scenki jak listonosz za listem pędzi podczas wichury zrobiła mi noc. Dzięki za ciekawy wpis i wszystkiego dobrego życzę dla ciebie i rodzinki. 🙂

Jak tak Ciebie słucham, na Ciebie patrzę i Cię obserwuję, to mam coraz silniejsze wrażenie, że Ty na dobre i na złe musisz zamieszkać w Krakowie, bo chcesz do jednego miejsca na ziemi, gdzie poza biciem serca nie liczy się nic więcej. 😉

dużo spokoju, radości i miłości w święta ale k na cały rok. pozdrawiam Pani Maju.

Dziękuję wszystkim za miłe słowa!
@Julitka No liczy się, liczy, ta pepsi mango tak konkretnie. :d I dziękuję ci serdecznie, teraz całe święta ta piosenka.

@Maja Pepsi mango masz już zarezerwowaną na Sylwestra, więc zaburzę Ci klimatyczność. No chyba, że mam wywalić z koszyka. 😀

Pepsi mango ugh…tylko pepsi max! 😀 Co do chodzenia z laską, kiedy spadnie śnieg, to ja się pytam, dlaczego jeszcze nie stworzono nakładki ze szczotką, jako końcówka do laski, żeby ten śnieg spychać, a nie że dociskam końcówkę do ziemi, żeby czuć podłoże.

@Julitka nie zaburzysz nie zaburzysz, to zawsze działa, także nie wywalaj.
@Sebastian A to co, ja mam to sprzątać? Ja poproszę jużpozamiatane! xd

Fajny wpis Maju, zgadzam się zupełnie z tym, że czasami fajnie po prostu iść gdzieś z jakąś fajną grupą ludzi, nie trzeba się cały czas obnosić ze swoimi umiejętnościami. Lubiłem czasami w szkole chodzić z przyjaciółmi kładąc im dłoń na ramieniu i z nimi gadając i często nam zwracano uwagę xD
Wesołych świąt!

Umiejętności orientacji przestrzennej godne przedstawicielki ogólnopolskiej fundacji, ale to chyba nigdy nikogo nie dziwiło.

Właśnie też tak uważam, w końcu pisałam, że trafiam samodzielnie, to takie prestiżowe. 🙂
Nie mówię, że zawsze jestem wszystkiego pewna, no ale wiadomo, pewna to śmierći podatki, nie?

Uwaga, złota myśl, spokojnie, nie moja.
Kiedyś ktoś chciał wynająć mieszkanie i padło w rozmowie z wynajmującym/kimś kto tam mieszkał wcześniej poważne pytanie: "a jacy są sąsiedzi, przeszkadzają, czepiają się, marudni, fajni?" Rozmówca natomiast odpowiedział:

"No a jacy byli na poprzednim mieszkaniu?" "Noo, mili, fajni." "No! – stwierdził rozmówca – to teraz będą tacy sami."
I może w wypadku tego pana z taksówki po prostu ta zasada się tak samo dobrze sprawdza?
Mi też się czasem zdarzało po takich śniegach, wiatrach, połamanych drzewach… Znaczy ten, po śniegach i wiatrach to na pewno. I wiesz, jak ja wtedy doceniam mieszkanie i chodzenie przede wszystkim po zaludnionych częściach dużego miasta, gdzie prędzej niż później przyjdzie łopata i posprząta… 😛
Sugerujesz, że w ironii nie może być ciepła? Stanowczo przeczę!

@Zuzler Kurcze, bardzo mądre z tym mieszkaniem. Chyba już wiem, skąd wynika profil moich sąsiadów. I się sprawdza! <3

Może moooże, dlatego stosujemy i to, i to, czasem razem.
A co do zaludnionych miejsc, no właśnie niby Warszawa, niby dworzec zaraz, niby wszyscy idą w tę samąstronę, a zdarzają się takie momenty, że trzeba się przekopać. :d

Jak ja doceniam teraźniejszą wiosnę zimową. Bez zasp, ślizgawic i tego typu atrakcji.

Ja chodzę z kółeczkiem, jak wydeptane przynajmniej minimalnie, to nawet da się jechać, ale zamiast szczotki chciałbym mieć taką końcówkę, co pluje plazmą, albo przynajmniej gorącą parą, co by to szybko roztopić. 🙂

Pytasz w kontekście roztapiania?
No jak pada w trakcie Twojego marszu, to przecież tak bardzo nie dosypie, inna sprawa, że strumień ciepła musiałby być dość spory, a to mogło by być niebezpieczne dla innych, no, ale wiadomo, że to taki pomysł humorystyczny.

No tak, ale wiesz, jakby roztapiało i było w miarę ciepłe, to ten nowy śnieg, który by padał, zamarzałby na lód. A lód z natury swej lodowatości śliskim jest.

Wodę by robiło wtedy, dobre buty byś musiał mieć.
Przyznaję uczciwie, że jak przeczytałam, że chodzisz z kółeczkiem, to najpierw wyobraziło mi się takie duże, wiesz, obręcz gimnastyczna, hulahop, dla dzieci. xd

A ja nie. I w ogóle w Owińskach tego, na ile się orientuję, nie praktykowali. Kiedy się dowiedziałam, że w Laskach tak się robi, zdziwił mnie ten pomysł dość mocno. 🙂

Maja, to napisałbym, że z kołem.
A to dziwne trochę, bo Ty je przecież widziałaś.
Szczerze, to chyba wolę już wodę, ale co by odparowało, to tym lepiej. xD
Zawsze można pomyśleć egoistycznie, że ta woda, czy też lód robiłyby się i tak za mną. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares