Kategorie
co u mnie

Kręgi, w jakich się obracam, czyli wyjazdy, filmiki i artystyczny bajzel w szufladach

Witam drogiego Czytelnika!
Plan był inny, najpierw miał być wpis o jednym wyjeździe, planowałam też wreszcie wywiązać się z challengeu, do którego ktoś mnie nominował, ale w sumie, jak akurat wiem, o czym pisać…

Kiedy dni składają się z obowiązków, z których najcięższym jest wstanie wreszcie z łóżka, a każda aktywność wydaje się rzeczą niemożliwie trudną, niewiadomo właściwie, dlaczego, jeszcze bardziej docenia się dni, kiedy coś się wreszcie działo lub, to nawet istotniejsze, coś się wreszcie zrobiło. I ja nie mówię, że marzec jest miesiącem łatwym, ale zauważyłam, że dzieje się całkiem sporo.

Po pierwsze, w dzień kobiet wybrałam się do królewskiego miasta, aby odebrać mojąwłasność. Jakoś dużo tego było, ktoś mi coś zamówił w sklepie, ktoś mi coś zostawił, żeby pożyczyć, ktoś jeszcze inny miał mi coś przekazać… Coś dużo tego towaru, siedem paczek i chlebaczek, zabrałam więc największy plecak. I wiecie, jak macie do zabrania statyw mikrofonowy, nawet mały, to warto jest go zmierzyć. Tak, jest taka opcja, po prostu sprawdzić wcześniej. Ja nie sprawdziłam i przejechałam pół kraju po to, żeby się dowiedzieć, że najistotniejsza z tych wszystkich rzeczy, moje własne zamówienie, do plecaka się NIE zmieści i i tak ktoś mi to musi wysłać. Inne rzeczy się zmieściły, uprzejmie przepraszam moich znajomych, którym wlazłam na zajęcia do studia, żeby się tam rozłożyć z całym moim majdanem i chwilę pobawić w to moje, to twoje. To był dzień tuż przed praktykami, a do tego piątek, więc mam wrażenie, że mało komu to tam przeszkadzało, zwłaszcza, że sama przyniosłam fanty do pochwalenia.

Tu dygresja, posiadam nowy rejestrator. Wymiana sprzętu wśród dźwiękowców okazała się tematem interesującym, ostatnio nawet tłumaczyłam to koleżance. To nie jest tak, że my wszyscy mamy hobby takie, że się bawimy w lombard i samo kupowanie i sprzedawanie tego towaru robi nam przyjemność, po prostu czasami jedna rzecz się sprawdza, inna nie, trzecia jest nie do naprawienia, czwarta przeciwnie, właśnie naprawiliśmy, to co się będzie marnować? Teraz też tak jest, zakupiłam sobie nowy rejestrator, a raczej nową wersję rejestratora, który chciałam kupić od dawna, no i z okazji tego zakupu sprzedam inny, coby nie podwajać posiadanych funkcji. Co ma się u mnie w szufladzie marnować, jak komuś innemu może służyć lepiej? Poza tym powiedziałam sobie, że kupię tylko wtedy, kiedy uda mi się dostać jedną krótką w czasie, za to niezłą w pieniądzach robotę. Dostałam, więc dotrzymałam słowa.
Już przed dniem kobiet przybyła do mnie paczka z tym nowym i wybraliśmy się z Tomkiem do Piotrka… swoją drogą same chłopy, same chłopy! Jak to powiedziała kiedyś moja przyjaciółka: no cóż, taki zawód! Wracając, wybrałam się z Tomkiem do Piotrka testować sprzęty. Dobra, OK, ja sama słyszę, jak to brzmi. Jeszcze dodam, że różne mikrofony, bo każdy z nich miał inne. Już tak poważnie mówiąc, nawet nie wiesz, drogi Czytelniku, jak to miło jest razem się ucieszyć z nowych rzeczy, a jeszcze milej razem kląć na to, co w tych nowych sprzętach jednak mogłoby być lepsze. Podobny proces odbywał się, kiedy byłam w Krakowie, no fajne to, nagrywa ładnie i dobrze, że gada, ale czego to przychodzi w takim pudełku, jakbym sobie kupiła w markecie paczkę snickersów? To już by mogli chociaż snickersa dorzucić! A akcesoriów do tego, to już w ogóle nie wynaleźli. Drogi Zoomie, ja nie rozoomiem takiego postępowania. Piotrze, dzięki za gościnę! Tomku, dzięki za to, że całą drogę przegadaliśmy o syntezatorach, nawet o tym nie wiedząc.

Krakowa nie skończyłam na narzekaniu na pudełka, ponieważ potem miałam jeszcze trochę spotkań towarzyskich. Poczekałam sobie na nie w internacie, gdzie miłosiernie dali mi herbatę i fajnie, bo było zimno. W ogóle zauważyłam, że zdarzają się takie dni, kiedy jadąc tam ja się o nic nie muszę martwić. Ten mi da kanapkę, tamten herbatę, nie ma to, jak się ustawić! :d
Potem natomiast wyruszyłam w miasto, bo kiedyś ze szkoły trzeba wyjść. Przyznaję uczciwie, że przeróżne integracje skończyłam późno, a dzień kobiet świętowałam, jak własne urodziny albo i bardziej. Znajomi dźwiękowcy razem dywagowali ze mną nad rejestratorami i nietylko, znajomy masażysta przestawił mi jakieś takie kręgi, że nawet nie wiedziałam, że takie mam, a ze znajomym wielbicielem Marvela pół nocy oglądaliśmy różne rzeczy, w tym na youtubie, jak chłopcy z kabaretu Ani Mru Mru w państewka miastewka grali. 😉

Wróciłam do domu w sobotę i dobrze się stało, bo od poniedziałku intensywny powrót do pracy. O tym poniedziałku, to ja jeszcze tu kiedyś sporo napiszę, choć jeszcze nie teraz. Dość powiedzieć, że z uczelnią to nie było związane, natomiast doświadczeń nowych sporo, a i sport mi się w końcu zdarzyło uprawiać, raz na rok. Przy okazji okazało się, że fajnie by było o ten sport zaczepiać nieco częściej, bo we wtorek nie mogłam ruszyć absolutnie niczym, bolało mnie wszystko i jeszcze coś, a dalekie wyprawy, np. na dół po herbatę, utwierdzały mnie w przekonaniu, że goalball spoko, ale ja jednak bym została przy pingpongu. Wysiłek się opłacił, ale jak mówiłam, więcej szczegółów nawet nie tyle w następnym odcinku, ile raczej sezonie.

Po dwóch dniach rekonwalescencji po straszliwym wypadku, jakim była niespodziewana aktywność fizyczna, nadszedł czas powrotu na uczelnię. Bardzo nie chciałam iść. Naprawdę bardzo. Dawno aż tak bardzo nie miałam ochoty zostać, zwłaszcza, że w czwartki uszczęśliwiają nas tą niezbędną wiedzą od godziny ósmej rano, a kończą przed siedemnastą. Komu do głowy przyszło o godzinie ósmej robić nam wykłady, które są dobre? Przecież w takim układzie ja muszę na nie chodzić! No ale nie no, tak serio naprawdę się opłaca, sporo na nich praktycznej wiedzy, a to jednak nie zawsze takie oczywiste. Poza tym ostatnio na kulturze organizacyjnej szkoły mieliśmy o roli dyrektora i na prezentacji był kto? Dumbledore! Wiadomo, od razu zaczęłam uważniej słuchać, zwłaszcza, że się okazało, że niektórzy piszą prace o kulturze organizacyjnej szkoły nawiązując do Hogwartu.
– Ej, to ja wiem, o czym my będziemy magisterkę pisać. – Ucieszyłam się na głos do siedzącej obok koleżanki.
– Wiadomo, tylko jak to z tyflo połączysz? –
– Żartujesz sobie? Przecież Potter był słabowidzący! Bardzo mocno! – To akurat jest prawda, tak na marginesie, także wiecie, oczekujcie magisterki. ;p
Swoją drogą wiedziałeś, Czytelniku, że najbardziej znaną szkołą na świecie, rozpoznawaną przez największą ilość ludzi w największej liczbie krajów, jest Hogwart? Ja strzelałam, że Harward, byłam blisko. Hogwart akurat spoko temat na APS, w końcu tam wszyscy mieli specjalne potrzeby edukacyjne.

Jak już jesteśmy przy studiach, to pochwalę się, że mamy ćwiczenia, które się nazywają: zachowania ryzykowne dzieci i młodzieży. Po pierwsze, kiedyś to się nazywało "zachowania trudne". I my, i prowadzący cieszymy się, że nazwę zmieniono na bardziej adekwatną. Po drugie, no proszę was, mogę wszystkim mówić, że mamy ćwiczenia z zachowań ryzykownych.
– Ale to co, wy tam pijecie, bierzecie i się bawicie nożem? – Padło pytanie w moim domu. Otóż nie, tak ciekawie nie ma, ale prowadzimy dyskusje i przedstawiamy prezentacje. Ostatnio było o wagarach i ucieczkach z domu i jestem bardzo zadowolona, że podczas dyskusji mogłam zwrócić uwagę na, wśród moich znajomych dość znaną, przyczynę wagarów pt.: nie idę do szkoły, bo muszę się uczyć.
Pomimo tematu dyskusji, w czwartek, jak widać, poszłam i jestem z tego niezmiernie dumna!

W piątek mam wyłącznie lektorat, angielski w psychologii, i to również o ósmej rano. Dyskusje podczas tych lekcji są ciekawe same w sobie, a jeszcze bardziej interesujące robią się w momencie, kiedy większość ludzi jest właśnie tak przytomna, jak się jest o ósmej rano. To są całkiem spoko zajęcia, zwłaszcza, że być może bez nich nie wiedziałabym o niektórych książkach, które teraz planuję przeczytać. Z kolei zupełnie z innej strony dostałam kiedyś polecenie książki "muzykofilia" Olivera Sacksa, którego teksty, jak się potem okazało, całkiem często muszę czytać na angielskim. Muszę tam kiedyś opowiedzieć o tej "muzykofilii", naprawdę ciekawa lektura, jak ktoś lubi takie książki. Opowiada o przypadkach różnych schorzeń psychologicznych, neurologicznych i sensorycznych, na które jakiś wpływ miała muzyka. WYwoływała lub, przeciwnie, wygaszała objawy, nie dawała spokoju lub przestawała dla słuchacza istnieć, była powodem nadmiernej aktywności, radości lub cierpienia i różnych urazów. Niezwykła rzecz.
W związku z tą książką mam w ogóle dwa przemyślenia / odkrycia. Pierwsze jest takie, że zawsze miło się dowiedzieć o osiągnięciach Polaków, a to właśnie Polak był jednym z pierwszych, którzy zaczęli badać halucynacje, w tym muzyczne, pod kątem tego, że one nie zawsze są związane z psychozą, czasami mogą być też związane z fizjologicznymi procesami odbywającymi się w mózgu. W tej książce jest sporo o tym, jak mózg, pozbawiony jakichś doznań zmysłowych, potrafi je sobie czymś zastąpić, albo, jak w przypadku takich halucynacji, po prostu stworzyć. Jak nam padnie iPod, zawsze możemy sami sobie pośpiewać, dokładnie na taki sam pomysł wpadał często mózg pacjętów Sacksa z dużymi ubytkami słuchu. To nie była kwestia wytworów wyobraźni, tylko faktycznie słyszenia. Autor pisał w książce o pracy polskiego lekarza, który, o ile dobrze zrozumiałam, jako jeden z pierwszych zadał pytanie nie tyle o to, dlaczego chorzy mają halucynacje, ale dlaczego zdrowi ich nie mają.
Drugie przemyślenie dotyczy bardziej samych pacjentów i badań. Sacks opisuje konwersacje z jego pacjentami czy korespondentami, często ludźmi starszymi. Gdyby ktoś w Polsce, w latach 90, powiedział, że słyszy muzykę w głowie, robilibyśmy mu badania neurologiczne lub skierowali na profesjonalną rozmowę z psychiatrą? czy raczej powiedzielibyśmy, że: aaa, wariat, coś się babci pomyliło? Do przemyślenia.

I tak na przemyśleniach, czytaniu i spaniu spędziłam resztę piątku, co już mnie zaczynało niepokoić. Ja wiem, że spanie jest całkiem fajną sprawą, ale ile można? I dlaczego nie mogę po prostu usiąść lub nawet się położyć, włączyć książki lub filmiku i po prostu poczytać lub pooglądać? Dlatego tym bardziej zdziwiłam się tym, że w weekend udało mi się zrobić całkiem sporo!
Po pierwsze, sam fakt wstawania minimalnie wcześniej. O godzinie, o której zwykle w wolny dzień dopiero bym myślała o tym, że wypadałoby coś zrobić, tym razem już byłam w jakimś działaniu.
Po drugie, dźwięk. Konkretnie nagrania. Przyszło mi do głowy, że jeżeli mam nowe urządzenie nagrywające, to może warto by było uczynić też jakieśtesty w swoim własnym domu, na swoich własnych instrumentach. Pojawił mi się ten pomysł w głowie i oto rozpoczął się dialog. A czy ja zdążę, a czy ja nie powinnam robić czegoś innego, a w sumie, to zmęczona jestem, a tak naprawdę, to może ja to zrobię w tygodniu… a ponad to wszystko wybijał się jeden, konkretny argument, czyli ta zwyczajowa niemożność rozpoczęcia aktywności. Po prostu, chcemy coś zrobić, wiemy co, ale wydaje się to jakimś takim wielkim osiągnięciem nie do przerobienia, bo trzeba wstać i zacząć. Ja tego nie piszę, żeby się żalić czy tłumaczyć, po prostu wiem, że nie tylko ja mam ten objaw, więc może i komuś będzie lepiej ze świadomością, że raz, ktoś to ma, a dwa, czasem udaje się to przewalczyć. Z dumą stwierdzam, że, jak mnie w sobotę. Posiedziałam sobie chwilę, pomyślałam o tym, a następnie wstałam i zabrałam się do dzieła.
I proszę bardzo, państwo szanowni prosili, to ja powiem więcej szczegółów, otóż filmiki o produkcji muzycznej niezmiernie skracają proces. Słowa do głowy przychodzą od razu, instrumenty od razu brzmią, a statywy, to w ogóle rosną same z ziemi, wystarczy kawą podlać.
Filmik dla zaprezentowania konceptu:

Otóż nie. Znaczy tak, tak też bywa, ale zazwyczaj nikt na tych filmikach nie pokazuje, jak się te statywy odkręca, przykręca, odkręca znowu, nie, za wysoko, za nisko teraz, teraz to się nie da w ogóle, generalnie to ramię, to się nie nadaje do niczego, trzeba drugie… I w ogóle kto był taki silny / kto był takim kretynem, że to tak mocno przykręcił? A, OK, wiem, to ja byłam! :p
Moi domownicy muszą być mocno przyzwyczajeni do dziwnych rzeczy. Moja mama, wracając do domu z jakiegoś wyjścia, do sklepu chyba, zajrzała sprawdzić, czy żyjemy. Najpierw do mojej siostry, a potem do mnie. Na łóżku leżała gitara, ukulele, melodyka i spore pudełko, na podłodze stał statyw, bongosy, djembe, przypominam, że to spory bęben, a ja byłam w trakcie przykręcania ramienia do biurka. Na razie było w kawałkach, ramię, nie biurko, ja też mentalnie byłam w kawałkach, bo mi się to wszystko troszkę rozwalało. Zoom był w stanie hold. Mama powiedziała "hej" i poszła. Nie zwróciła absolutnie żadnej uwagi na artystyczny proces, czym, jako dusza artystyczna, poczułam się nieco zawiedziona. Przeszło mi, jak trochę później, kiedy nagrywałam dość dziwnąokaryne, moi rodzice zastanowili się, czy to jakiś specyficzny flecik, czy to ja tak śpiewam na "uuuuuu". Kochani, jakby wam to… no NIE. Jest źle, ale NIE aż tak.
Skończyłam, posprzątałam ten uroczy pierdzielniczek, ale widocznie byłam w ciągu, bo jeszcze sobie wieczorem usiadłam do robienia muzyki, na co jakoś dawno nie było energii. Jest z czego się cieszyć!
W niedzielę za to, tak z porzytecznych rzeczy, robiłam porządki w szafie. Na razie w jednej szufladzie. Jestem na etapie zastanawiania się, skąd ja mam tyle spodni i kto te wszystkie spodnie będzie nosił. Przy okazji polecam patent, o którym napisze, bo moi komentujący lubili swego czasu pytać o modę. Posiadam ja, owszem, urządzenie rozpoznające kolory, ale kiedy przeglądamy rzeczy i chcemy szybko sprawdzić, które to spodnie, nie zawsze chce nam się sięgać po urządzenie. Niby wiem, co mam w szafie, ale uwierzcie mi, zdarza się tak, że niczym nie różnią się dżinsy czarne od niebieskich, a to czasem istotne. Jeszcze śmieszniej jest zlegginsami, w dotyku bardzo podobne, jedne czarne,, drugie szaro-jakieś i w ogóle do piżamy się to nosi, a trzecie w jaskrawe, pomarańczowe wzorki. Jedne założe do ludzi, inne, jakby nie zawsze. Tester kolorów akurat całkiem nieźle się sprawdza w rozróżnianiu tych dwóch kolorów, czarnego i nieczarnego, dla ułatwienia jednak w spodniach nieczarnych zrobiłam lekkie nacięcie na metkach. Dobry plan, nie przeszkadza, a sygnał jest. Chciałam przedziurkować dziurkaczem, ale się nie dało. Gorzej, jak w ogóle nie ma metki, wtedy jednak w ruch pójdzie Colorino. W tygodniu ruszę resztę szafy, aż jestem ciekawa, co znajdę.
– Normalka, każdy ma w szafie coś, czego nie nosi. – Powiedziała przyjaciółka.
– Skarbie, ale ja mam w szafie szafę, której nie noszę! – Odpowiedziałam na to, choć po zastanowieniu muszę przyznać, że może takiej tragedii nie będzie.

I też bez tragedii ten wpis kończe, Czytelniku drogi, z nadzieją na całkiem spoko tydzień, skoro tak nieźle zaczęty. Jeszcze dziś napisałam ten post, przetłumaczyłam tekst, którego długo nie mogłam ruszyć, było całkiem nieźle! łapmy chwilę, póki nie śpimy!

Pozdrawiam ja – Majka

PS Kraków był, niespodziewane Kielce jeszcze wcześniej, chyba czas na Warszawę. Blisko mam, a tylko na uczelni i na uczelni.

48 odpowiedzi na “Kręgi, w jakich się obracam, czyli wyjazdy, filmiki i artystyczny bajzel w szufladach”

Ja nadal uważam, że jednak tego sprzętu to masz na dobre, naprawdę dobre, studio. Nie za dużo dobra?
I mam wrażenie, że powinnaś na stałe zamieszkać w Krakowie. Od dawna coś Cię ciągnie do tego miasta, przyciąga, że tak powiem, magnegicznie. Jak mawiał pono Wańkowicz, najlepszy sposób na pokusę, to jej ulec, no nie?

Warszawa się upomina o uwagę. 🙂 Wpis świetny i dobrze się go czytało. Super, że masz nowe sprzęty. I tak, warto się przygotować przed drogą, że będzie można zabrać wszystko.

@Julitka Naprawdę dobre studio, to nie w ilości się liczy, tylko raz, że się wygodnie pracuje, a dwa, że ten, kto akurat pracuje, słyszy i wie, czym kręcić. Czasem to pomieszczenie z dużo większą ilością sprzętu, a czasem to laptop w odpowiednim miejscu. Jeśli takiego właśnie, naprawdę dobrego, studia mi życzysz, to dziękuję bardzo. <3 Nie wiem, czy za dużo dobra, wiem, że zła za dużo na pewno, więc tym dobrem się pocieszę, nawet, jak go sporo. Pomijając nawet studio, w sumie każdy lubi co innego. Widywałam ludków, co sobie kupowali syntezatory, o których ja nawet nie zaczynam myśleć, tylko dlatego, że chcieli, mogli i lubili na nich grać. 😉 Jak mają, to daj im Boże. Ja się cieszę, że czasem wydałam na coś 5 stów nawet, jeśli nie przynosiło widocznego zysku, podczas gdy ludkowie niektórzy wydają 15 tysięcy. :d Zawsze to jednak pewna oszczędność.
Co do pokus, ładne to, zapamiętam. W Krakowie z zamieszkaniem nie wiem, jak będzie, na razie nie planuję zmiany miejsca stałego pobytu, ale być może, na jakiś tam fragmencik wakacyjnego czasu faktycznie wprowadzę ten pomysł w życie. W końcu to najlepszy sposób, żeby mnie to miasto ostatecznie przekonało albo ostatecznie zirytowało, a potrafi obie te rzeczy całkiem dobrze. 🙂
Czy ja dobrze pamiętam, że tam jest muzeum Makuszyńskiego?

Swoją drogą ja tu zupełnie zapomniałam napisać o fantastycznej lekcji gry w szachy, właśnie tam odbytej. To skandaliczne zaniedbanie! Niniejszym się poprawiam i dziękuję za lekcje.

@Lwica @Matius Dziękuję za miłe słowo, cieszę się, że wpis się podobał. A Warszawę na pewno odrobię!

@Jamajka Szczerze powiedziawszy nigdy nie gustowałam w tzw. "specjalistach", którzy zaczynali swoją specjalizację od tego, że kupowali najlepszy możliwy sprzęt. Nie tylko na rynku w ogóle, bo wiadomo, budżet ma swoje granice, ale w granicach ich budżetu. Jak to mawia mój tata, Beatlesi zaczynali w garażu. Zaraz wtrąciłby się ktoś, kto powiedział, że potem zauważył ich producent, bla, bla, bla. Tylko że producent musiał najpierw zauważyć, że oni robili coś dobrego, żeby… no… ich zauważyć. xd
Znam też pośrednio osobę, która sobie ubzdurała, że będzie grać na keyboardzie. Bo tak. Więc kupiła sobie Tyrosa za grube dziesiątki tysięcy. Tyrosa, którego nawet nie dotknęła. I teraz można argumentować, że to był keyboard za dziesiątki tysięcy. Ale mi chodzi o samą ideę. Samo kupowanie nie sprawi, a raczej zwykle nie sprawia, że ktoś będzie lepszy w tym, co robi.
Nie mówię, że ten przypadek musi Cię koniecznie dotyczyć, ale jednak… Mogłabym zapytać o kilka rzeczy związanych z tym sprzętem, ale weszłybyśmy mocno na prywatę.
Moim zdaniem ekspert w każdej dziedzinie idzie w jakość, nie w ilość. I to sama podkreśliłaś, fakt. Ale zastanawiam się, czy dążenie do jakości musi polegać na ciągłej wymianie, kupowaniu nowego itp.

Ja też w takich nie gustuję. Ja tu nawet nie mówiłam o specjalistach, ja mówiłam o takich sobie hobbystach. Takich… no powiedzmy, że jest człowiek, który lubi grać na pianinie, nie jest jakiś mega dobry, ale lubi i akurat go stać, no to ma pianino. Bardziej o to mi chodziło. Trochę tak, jak z tym tyrosem. No dobra, kupił, idea może nam się podobać, albo nie, mnie raczej ani grzeje ani ziębi, no bo to jego teoria, nie moja. Też uważam, że to na pewno nie sprawi, że będzie lepszy w graniu.
Czasami, tu podkreslę, tylko czasami, inaczej wygląda sprawa z dostępnością, np. nie mogę kupić jakiejkolwiek klawiatury midi, jeśli chcę mieć ufnkcję dostępności. Ja albo ktokolwiek, kto ich akurat potrzebuję. Najczęściej wlaśnie sterowniki są najbardziej do usprawiedliwienia, one ni sprawiają, że ty sterujesz lepiej, ale że sterować ci dużo łatwiej owszem sprawić mogą. Natomiast nigdy nie mówiłam, że sprzęt czyni kogoś lepszym muzykiem, w tym mnie. Choć znowu, można argumentować, że jak masz bardzo sztuczne klawisze lub, np. zestaw elektroniczny perkusyjny, to możesz sięzłych nawyków nauczyć. Możnaby argumentować. ALe nie argumentuję, bo wiem, że nie do tego pijesz.
Jesli pijesz do mnie i jesli kogoś to innego też ciekawi, to mogę kiedyś rozpisać, co mam i dlaczego takie. Mogę też napisać, które, jak to piszesz, ciągle wymieniam, a które nie. Np. głośników nie wymienilam nigdy, klawiatury sterującej też nie mam zamiaru, komputera też wątpię, słuchawek, jeśli się nie zniszczą, też jakoś nowych nie oczekuję. Czyli chyba w takim basicowym setupie się mieścimy. Mały olymus się jeszcze nie zmieni, sobie przypomniałam. A resztę mogę powyjaśniać, po co mam albo dlaczego wymieniłam. Ewentualnie owszem, są rzeczy, które kupiłam, bo chciałam, ale raz, że bardzo mało, a dwa, zwykle to są rzeczy sporo tańsze, poza tym wchodząc na prywatę ty też czasem na pewno kupiłaś coś bo ci się podobało, każdy kogo znamy czasem tak zrobił albo np. dostał prezent. Więc tu jakby wszyscy się zgodzimy, że każdy to kiedyś robi, nie? :d
Ale jasne, dążenie do jakości nie polega na ciągłej wymianie. Ja nigdy nie określałam moich wymian dążeniem do mojej jakości jako producenta czy tam miksera, nie mylę faktów. Czy wymiana mojego sterownika do protoolsa była dążeniem do lepszej jakości mojej pracy? Nie. Mojej pracy z protoolsem? Tak owszem, bo tamten mi nie działał dobrze, ten mi działa. Nie jakość mojej pracy jako miksera się poprawiła, ale jakość, źle mówię, wygoda mojej pracy się poprawiła. ALe nigdy bym nie powiedziała, że lepiej dzięki temu pracuję. Szybciej? Tak. ALe lepiej, w sensie słuchu, no pewnie, że nie.

@Jamajka Dopowiem. Nie tknął tego Tyrosa. I ja raczej nie mówiłam o specjalistach w sensie dosłownym, tylko właśnie – hobbystach. Dzisiejsze Social Media potrafią zdobyć ludzie, którzy niemal z niczego umieją zrobić… coś.
A co do jakości pracy, to oczywiście, że fajniej jest pracować z rzeczami, z którymi pracuje się dużo wygodniej. Zwłaszcza, jeśli ma się na to budżet. Nie wszyscy go, niestety, mają, ale to już inna sprawa. Mam tylko nadzieję, i tu zawinę do komentarzy z pod tego i poprzednich wpisów, że tę wiedzę, tę nową jakość i nową wygodę, będziesz wykorzystywała w praktyce.

Nowy sprzęt akurat już wykorzystywałam naszczęście, sama się z tego cieszę i chyba zespół, w którym gram, też. Mam taką nadzieję rzynajmniej. 🙂 Ale też cieszę się, że pierwsze beaty dla kogoś zrobiłam, siedząc na małym łóżku, w małym pokoju w wielkim internacie, na małym keyboardziku sterującym i lapatopie. Też niewielkim. Poniżej niewielki link doń, jakby to kogoś jakoś mega interesowało. Wrzuce, bo go lubię nawet.
https://soundcloud.com/maja-sobiech/slavic-beat?si=ab6e548e7fc24abea3b111be1a280b71&utm_source=clipboard&utm_medium=text&utm_campaign=social_sharing

Miałem milczeć, ale nie mogę. Znowu czuję się traktowany jak wyborca albo inny półgłówek.
Sugerujesz przyczyny zdrowotne opuszczenia Prowadnicy, ale kontynuujesz studia, bierzesz robotę?
Czy nie możemy doprosić się szczerych wyjaśnień co się u was zadziało?

@Piotr Wykonać robotę zajmującą 2 dni, 2 miesiące po wydarzeniu, to troszkę coś innego, niż praca ciągła na pełen etat, prawda? Zwłaszcza, że przyczyny zdrowotne, zwłaszcza związane z psychiką raczej nie są równomierne, ciągłe, liniowe, codziennie takie same.
Szczere wyjaśnienia padły i brzmiały one właśnie w ten sposób. Zdecydowałam się najpierw zająć się swoim zdrowiem, co robię, a następnie związać życie z nieco innymi planami, co wlaściwie też robię w pewnym stopniu. Planami, które nikogo nie zaskoczyły, bo ich nie zmieniłam i nie ukrywałam. Nie mam obowiązku wnikać we wszystkie szczegóły i mojego zdrowia, i moich planów, ale jeśli chcesz, porozmawiajmy o tym. Już kiedyś wymieniałam maile z kimś, kto bloga czytał i komentował, jeśli naprawdę czujesz się przeze mnie tak oszukiwany, chętnie pogadam, konkretnie z Tobą i wyjaśnię na tyle, na ile będę w stanie.
Nie byłam w stanie jednocześnie podejmować studiów, pracy na pełen etat i dbać o realzacji moich celów poza Fundacją. Powtarzałam wiele razy, alepowtórzęraz jeszcze, jestem całym sercem za wszystkim, o Fundacja robi, to, że ja wybrałam inną drogę życiową nie znaczy, że zadziały się jakieś straszne rzeczy, o których nikomu nie mówimy.

@Maja Aby być szczerą, muszę stanowczo zaoponować: Praca w fundacji nie zajmowała Ci nigdy pełnego etatu. Nawet biorąc pod uwagę wyjazdy, które, fakt, były często kilkudniowe. Nawet sumując je do ogółu, nie, to nie była praca na pełen etat.
A jeśli chcesz rozmawiać, to chyba powinnaś dawać jakiś kontakt do siebie, tak zapobiegawczo mówię. 😀

Skrót myślowy, masz rację, nie zajmowała pełnego etatu. Miałam na myśli pracę stałą, która wymagała od nas wszystkich zaangażowania i czasami zmian planów ze względu na różne wydarzenia itd. Ale tak, prawda, nie pełen etat, racja. Być może, że też będąc w lepszym stanie psychicznym, inne miejsce inny czas, jak to się mówi, radziłabym sobie z nią lepiej nawet w tym czasie, jaki miałam.

Co do kontaktu, no tak, powinnam i podam, jak chęć będzie wyrażona. Plus pewnie pojawi się jakiś kontakt na blogu, jak go trochę będę porządkować. Ale na razie, mówię, jak będzie chęć taka, to podobam, pewnie, że tak.

@Maja Z powyższego komentarza wnoszę, że nie jesteś jeszcze gotowa na zaangażowanie zawodowe. Czy o to chodzi?

Nie do końca rozumiem pytanie. Tak, kiedy odchodziłam nie byłam gotowa / w stanie podjąć zawodu stałego, a zwłaszcza zaangażowania zawodowego w tym zawodzie, żetak to określę. Dlatego też było wspomniane o innych planach, a nie tylko o zdrowiu.
O to pytasz?

Tak, mniej więcej. Ale skoro nie jesteś gotowa na zaangażowanie zawodowe, to skąd przekonanie, że dasz radę w dźwięku?

Po 1. Kto powiedział, że mam takie przekonanie, że teraz dam radę? Inna sprawa, że to pytanie jest trochę bez sensu, bo w dźwięku, to co to znaczy? Przecież zlecenie mogę teraz jakieś wziąć, co to jest pojedyncze zlecenie w porównaniu do pracy ciągłej? Poza tym to dość szeroka kategoria, są tam prace łatwiejsze i trudniejsze.
Po 2. Zauważ, że w dźwięku, to inny zawód.
Po 3. Aktualnie czuję się trochę lepiej, co pewnie by pomagało. A i tak nie wiem, czy teraz bym chciała coś takiego podejmować na stałę. Nie rozumiem, czemu w ogóle rozmawiamy o tym tak, jakby to była identyczna praca.

Mówisz, że mogłabyś wziąć zlecenie. Czym różni się to od niesystematycznego, ale też niewymagającego, rytmu pracy fundacji?
Bierzesz zlecenie i masz deadline. Jak Ci się poszczęści, wyrabiasz się przed czasem; jak nie, siedzisz po nocach, bo musisz oddać na termin, a przecież złośliwość rzeczy martwych i Murfy robią swoje.
W Fundacji obowiązków stałych jest dużo mniej, praktycznie ich nie ma, za to raz na miesiąc, dwa, kilka dni, uśredniając – trzy, są zajęte całkowicie.

Ja sama? Ja ci mówiłam, że mam jakąkolwiek w czymś pewność? Gdzie? W którym miejscu?
A jeśli chodzi o to, czym się różni, nie czasem, tylko rodzajem zajęcia. Tym, w czym się czuję bardziej kompetentna. Z czym zwiążę przyszłość. Nad czym, że tak posłużę się tym samym przykładem, łatwiej / lepiej mi po nocach siedzieć. Przecież ja nie wybieram dźwięku, czy tam czegokolwiek innego, co robię, bo praca w Fundacji zajmuje więcej czasu albo mniej. Praca w Fundacji jest innego rodzaju pracą i na inny temat, porównujemy tu inne zajęcia ze sobą, co ma do tego czas? Poza tym siłą rzeczy, jeśli siedzę nad jednym i jedno mam w głowie, to nie siedzę i nie myślę o drugim. A już na pewno nie ma takiej możliwości w momencie, kiedy nie mam energii myśleć ani o jednym, ani o drugim.
Sama kiedyś powiedziałaś, że jeśli praca w Fundacji miałaby być tylko dodatkiem do rzeczy poza nią, to nie miałoby to sensu i oznaczalo by małe zaangażowanie, no nie?
Niezbyt łapię, co właściwie chciałabyś usłyszeć, przecież wiesz, że rozmawiamy o innych zadaniach, innych tematach poruszanych podczas pracy, innych obowiązkach itp. Rozmawiamy też o tym, że nie da się wszystkiego na raz, o czym rozmawiałyśmy wielokrotnie wcześniej, i tu, i osobiście.

Mam nadzieję, że dam radę w tym, co w życiu wybiorę. Jeśli nie dam, no cóż, zapłacę za to ja, własnymi pieniędzmi, że tak powiem, choć wiadomo, że nie tylko o budżet chodzi. A być może, że na razie, przez jakiś czas będzie też taki moment, że zajmę się studiowaniem i ogarnianiem swojej psychiki. I tyle. I jakimś zleceniem, jeśli się tu pochwalę, to pochwalę się później. Nie w tym miesiącu, tylko np. w wakacje. Nie znaczy to, że nic nie będę po drodze robić, no ale być może, że ten blog będzie takim zbiorem spostrzeżeń z towarzyskich spotkań i podróży na uczelnię. No bo w sumie, to tym właśnie jest, takim miejscem, gdzie akurat, jak ktoś lubi mój styl opisywania rzeczywistości, to może sobie poczytać o tym, co akurat chciało mi się opisać. Jeśli ktoś uważa, że to nudne, niepoważne, nie wnoszące nic nowego, no to jakby… Ja nie zmuszam do niczego, prawda?
Aktualnie moją rzeczywistość stanowią studia, próby zespołu i ogarnianie nagrań z nich, a także wszystko inne, co dzieje się po drodze / wpadnie mi do głowy po drodze. O tym wam tutaj piszę. Jak zwykle było i podejrzewam, że będzie. Niezbyt bym chciała, żeby teraz pod każdym postem, jak kiedyś o szpilkach, wracać do tematu: no dobra, ale to właściwie czemu studiujesz? No tak, studiuję. Już nie ważne, czy dlatego, że chcę mieć uprawnienia, czy bo po prostu mam takie widzimisię, to jest faktem. A tutaj, ponieważ to taki hobbystyczny zakamarek internetu z moją pisaniną, piszę wam, co zabawnego albo ciekawego się tam wydarzyło.
Dalej, czasem napiszę o tym, że czuję się gorzej. I co? Wtedy powrócimy do pytania: ale to dasz radę z dźwiękiem? Moja Droga, ja sobie zadaję to pytanie w każdy taki dzień, kiedy nie udaje mi się wstać. Ja to przechodzę sama też. Ale zdarzają się też takie dni, kiedy biorę rejestrator na próbę, nagrywam próbę, na której fajnie mi się gra, a potem obrabiam te nagrania i wysyłam do reszty zespołu, przy tym obrabianiu również nieźle się bawiąc. I wtedy mam myśl: o, dziś dałam radę w dźwięku. I całe życie tak wygląda. Jednego dnia dajemy radę w dźwięku, pisaniu, budowlance czy pracy w IT, a innego nie idzie kompletnie nic.
Ja tu będę pisać prawdopodobnie nie o tym, co mi spektakularnie wyszło lub co spektakularnie spieprzyłam, tylko o tym, co mnie rozbawiło lub zaciekawiło po drodze. Jak zazwyczaj. A jak ktoś to jeszcze będzie chciał czytać, to już w ogóle mi miło.

PS Powyższy komentarz był do Julitki. I ja już widzę, że potem się rozpocząć może cała dyskusja o podejściu reszty osób z Fundacji. A przecież ja tu opisuję, dodajmy, że w kontekście konkretnej konwersacji, moją i tylko moją drogę. Mój wybór. Na stronie i fanpageu Fundacji ciągle pojawiają się informację o tym, jakie działania są w tej organizacji podejmowane. W jakich wydarzeniach uczestniczą, jakie pomysły się rodzą, o tym, że druki trwają cały czas. I po tym ich trzeba oceniać. Po tym, a nie po jakimś tam blogu czyimś, innym. Na tym blogu jest napisane o mnie i on o mnie świadczy, nie o nich. O nich i o ich wyborach serio lepiej poczytać tam. Ja do tej pory wizytówki rozdaje, jak widzę, że ktoś by się mógł zainteresować. Bo wtedy wejdzie właśnie na stronę albo odnajdzie facebook i poczyta o tym, co się dzieje. A dzieje się zawsze wiele!
Kto chce wiedzieć o tym, jak działa Prowadnica, najwięcej o tym dowie się z właśnie ich profili i strony. Z tego bloga dowiedzieć się można, jak działam, albo nie działam, ja. Albo nawet nie tego, tylko tego, jak akurat udało mi się coś opisać.

Przede wszystkim musisz przyjąć do wiadomości jeden fakt: Zdecydowanie zmieniłaś kierunek swojego postępowania, a Twojego bloga czytają też osoby, wybaczcie określenie, postronne. Więc tak, owszem, przez kilka, ba – może kilkanaście, następnych miesięcy musisz być przygotowana na to, że te tematy będą tu poruszane. Po prostu.
A nawiązywałam w swoich wypowiedziach do kilku rzeczy: Po pierwsze do osoby, która bardzo opiekuńczo broniła Cię, że fundacja zajmowała Ci masę czasu. Argument nietrafiony; nie – nie zajmowała. I druga sprawa – Twoja deklaracja, m.in tutaj, na blogu, zawarta wprost, ale bardziej – między wierszami, że po odejściu z Fundacji skupisz się bardziej na dźwięku. Nie widać tutaj dowodów tego skupienia, więc nie dziwię się, że Twoich czytelników to dezorientuje.
Mówisz też, że chcesz związać przyszłość z dźwiękiem. Powyższy Twój komentarz o tym świadczy.
Jak to się ma do faktu, że jeszcze nie wiesz, czy nie skupisz się bardziej na nauczaniu, jak to deklarujesz?
Czyli, ergo, nie do końca wiesz, jakie Ty te plany masz. Tak wnioskuję z Twojej narracji.

@Julitka, a ja nie rozumiem twoich komentarzy. Publicznie dyskutujesz z Mają na tematy, które powinnaś przedyskutować prywatnie. Wydawało mi się, że między wami jest coś w rodzaju przyjaźni, więc kontakt do siebie macie, a tym czasem wygląda to tak jakby poza odejściem z fundacji Maja zerwała waszą przyjaźń i zablokowała cię wszędzie, gdzie się da, bo dlaczego ciągniesz ją za język publicznie? Weź pójdź z nią na kawę i sobie wyjaśnijcie wszystko.

Biedna Maja będzie miała dożywocie, że ośmieliła się pójść własną drogą.
Przekonasz się Maju kto jest przyjacielem, a kto tylko deklaruje to wielkimi słowami, to gorzka, ale cenna lekcja, która CI się przyda w życiu.Jeśli Fundacja ma problem z załogą niech zatrudni pracowników na dofinansowanie. W moich oczach odejście Jamajki nie dyskredytuje Fundacji, ale ich działanie – problem z zaświadczeniem o wolontariacie, problem z wysyłką towaru, nie reagowanie na monity, problem z odpowiedzią dotyczącą zalogowania się na stronie ELtena. moim zdaniem to zmniejsza zaufanie do Fundacji. Nie obchodzi mnie czy mają środki od rodziców, od milionera, czy od kogo tam jeszcze, przecież można starać się o dofinansowanie do działalności gospodarczej ze środków PFRON. Uwaga, osoby widzące też szukają pieniędzy na start. więc akurat tego bym się nie czepiała. Maju błądzić jest rzeczą ludzką i czasem nawet lat potrzeba żeby znaleźć swoją drogę.

Wszystkie komentarze, które czytam, zwracają uwagę na zupełnie inny problem niż pójście własną drogą, ale widzę że niektórym wygodnie jest przekręcać nasze słowa.
Co do kontaktu z fundacją, nigdy nie miałam z tym problemu. Dostawałam odpowiedzi na wiadomości, a jak raz nie dostałam, po tygodniu się przypomniałam i wszystko było załatwione. Ale to tylko jeden przykład, więc nie chcę mówić tu zbyt stanowczo.
Warto jednak wspomnieć, że dofinansowanie z PFRON jest jedynie dofinansowaniem, a nie pokryciem kosztów. Zatrudnienie pracownika wciąż wiąże się z dużymi kosztami, szczególnie w tym roku, bo wraz ze wzrostem minimalnej krajowej nie wzrosły dofinansowania.

Z wysyłką też nie miałam problemu. Zamówienia złożyłam już trzy, ostatnie na święta, zamawiała też koleżanka dla syna niedawno i też przyszło jej dużo przed oznaczonym czasem.

W zeszłym roku był problem z wysyłką. Teraz się poprawili, ale. Czekałam miesiąc na paczkę – wiedziałąm o tym, ale w związku z tym powinnam z nimi uzgodnić dzień odbioru przesyłki, nie odpowiadali na maile, niestety wtedy byłam poza domem i musiałam poprosić osobę trzecią o odbiór. Każdy tyflosprzęt, ALtix, Harpo, lumen, Medison, ECE ma aktywny kontakt telefoniczny, tak samo sprawa wygląda z Fundacją, kto powiedział, że zatrudnienie musi być na cały etat?

@Julitka Ale ja jestem na to przygotowana, jak najbardziej, tylko, że teraz nie rozmawiam z osobami postronnymi, tylko z tobą, a te tematy z tobą, to ja już dawno poruszałam. I wyjaśniam, zarówno tobie, jak i innym, wszystko tak, jak potrafię, tak jak mogę, tak, jak chcę. Chodzi mi po prostu o to, że już to mówiliśmy.
Co masz na myśli mówiąc, że nie widać tu dowodów tego skupienia? No jasne, że się skupię bardziej, niż wcześniej. Jużsięskupiam, tak od mojej strony, choć przebacz, całości ci na czas nie przeliczę, bo musiałabym wliczyć to, ile coś planuję / myślę / czytam o tym, a tego liczyć nie dam rady. Przypominam, że studia nadal istnieją, a poza tym powiedziałam, że najpierw się skupię na zdrowiu, a potem na reszcie rzeczy, więc to, że nie widać tego skupienia teraz, nie znaczy, że nie będzie później. ALe nawet jeśli nie będzie, to hej, ja już mówiłam, jak mam tu pisać o dźwięku tak, żeby było widać? Od razu były podejrzenia, że stanę się gdzieś w jakimś radiu realizatorem na cały etat, czy jak? Czy mam na blogu wypisywać każdy raz, kiedy usiadłam do czegoś, typu właśnie miks nagrań z prób, testowanie Abletona, jak dostępność w nim działa, robienie własnej muzyki i inne takie rzeczy? Jużpomijam, że ja o tym nawet piszę, więc nie wiem, w czym jest problem.
Jak pracowałam w fundacji, też nie wypisywałam każdego razu, kiedy rozmawialiśmy, liczyliśmy, pisaliśmy artykuł czy przygotowywaliśmy druki. Opisywałam konkretne rzeczy, wyjazdy np., albo jakieś ciekawe dialogi przy okazji. O dźwięku nie da się pisać tak, żeby były, jak to nazywasz, dowody, zanim nie dzieje się coś podobnie anegdotycznego. Poza tym, dwie rzeczy, po pierwsze tutaj czytelnicy raczej się na pytaniach o ten dźwięk nie skupili. TO ty się skupiłaś. To ciebie zdziwił ten brak skupienia mam wrażenie. Po drugie, kurcze, minęły dwa miesiące. I jednocześnie, pod jednym postem mam info od ciebie, że no, nie skupiasz się na dźwięku, to co się stało? I od innego komentującego, że jak to, bierzesz robotę, studiujesz, to gdzie to zdrowie? Kochana, cokolwiek nie zrobię, ktoś się zdziwi. A uwierz mi, że ani o dźwięku, ani o zdrowiu w najdrobniejszych szczegółach się pisać nie da. Tu nie musi być widać dowodów. Tutaj są tylko anegdotki i przemyślenia.
Co do nauczania, chyba zaszło lekkie nieporozumienie. Teraz ja akurat wiem. Teraz wiem, że nie chcę się skupić bardziej na nauczaniu. A jeśli na nauczaniu, to dźwięku i też, chciałabym, nie na cały etat i nie przed zrobieniem czegoś innego konkretnego. To deklaruję. TO, do czegosię odnosisz, to pewnie mój obszerny komentarz pod innym postem, w którym była wzmianka, żę tak naprawdę nigdy nie wiemy, co nas czeka i kto wie, może zrobięcoś jeszcze innego. Nie, to nie była deklaracja, że jeszcze nie wiem, czy sięnie skupię na nauczaniu, tylko informacja, że nie będę nic obiecywać na sto procent, bo potem efekty są słabe w skutkach. Tylko tyle tam napisałam.
Więc nie, co by tego nie przekręcić, jakieś nieporozumienie powstało i wyjaśniam, nigdy nie powiedziałam, że nie wiem, czy nie chcę się bardziej skupić na nauczaniu. Na pewno nie na początku. Żeby uczyć, trzeba najpierw dobrze umieć, więc, kiedy mam uczyć, muszę sama sporo mieć wyćwiczone. Inna rzecz, że związanie przyszłości z dźwiękiem, to też może być prowadzenie szkoleń, między innymi. W sensie jedno drugiego nie wyklucza, to też jest praca w tym temacie generalnie.

A nawet, gdybym nie wiedziała, jakie mam plany, w poście oficjalnym było napisane, że odeszłam, bo chciałam się skupić na innych zadaniach. Ja teraz mam nadzieję, że te inne zadania, to będzie muzyka, taki jest plan, to fakt. Nie jestem pewna, czy nie pojawią się jakieś inne. Po prostu. Co nie zmienia faktu, że nie jest mojądrogą praca w Fundacji, jako główne zajęcie. Co oczywiście nie oznacza, powtórzę się, że nie jestem za wizją, bo jestem.

@Magmar Ja prosze, darujmy sobie ten tech support tutaj, bo nie na ten temat się toczy rozmowa. Często prosiłam, żebyśmy nie zajmowali się tu zgłaszaniem błędów.

@Natalia Co do kontaktu z Fundacją, z moich doświadczeń wynika, że raczej mało kto potwierdza te problemy. Dzięki też za uściślenie tych informacji o dofinansowaniu, bo sama nie rozumiem, po co ciągle o tych pracownikach pisać, skoro to nie takie proste.

Choć, jak mam być zupełnie szczera, to trudno się wraca do czegoś, czego kiedyś się robiło więcej, wyrabia nawyki regularnych ćwiczeń itd., mając z tyłu głowy, że, jeśli coś nie wyjdzie, to znowu nie będzie nic na bloga do napisania. Już się powoli zaczynam bać pisać o czymkolwiek związanym z audio tutaj, bo za mało profesjonalne, a czemu nie więcej, odwrotnie, czemu robię, skoro nie mam siły, a czemu w miejscu stoję, albo odwrotnie, a czemu ciągle nowe, a jak nie napisze, to tego nie robię pewnie. To pewnie śmieszne, bo powinno się rzeczy robić dla siebie, a nie po to, żeby o nich pisać, ale jednak tego bloga już mam długo, lubię / lubiłam się tu dzielić różnymi rzeczami, zwłaszcza, że się niektórym to podoba, a teraz nawet, jakbym miała recenzję czegoś napisać, to bym się bała. Jak napiszę o płycie, to łatwo słuchać kogoś, trudniej robić swoje. Jak sprzętu, to po co ci sprzęt, jak pewnie nie nagrywasz. Jak koncertu, to chodzę na koncerty, a miałam dbać o zdrowie.
Tak, wiem, w prost tego nie było, OK, w takim razie to są tylko moje odczucia. Ty napisałaś, że masz nadzieję, żę ten przypadek nie będzie dotyczył mnie. Ja troszkę odczuwam ciągłe pytania o to jak pokazanie, że hej hej, pewnie dotyczy. Może błędnie, jak tak, to przepraszam.
Ale szczerze mówiąc, jak mnie ludzie rozliczą z każdego wypowiedzianego słowa i to w 3 różnych kierunkach, to odechciewa się i robić, i pisać.

Support wyszedł w kontekście niedociągnięć Fundacji. Ludzie uważają, że Twoje odejście jest nieodpowiedzialne. ja wyraziłan swoją opinię, ooraz to co uważam za nieodpowiedzialne. Długo będą Cię Maju wpędzać w poczucie winy mówię to ze smutkiem.J jednak wierzę w Twoją siłę.

@Magmar Dobrze, wyraziłaś, ale wyrażałaś to pod 5 innymi wpisami, inni też wyrażają i OK. Działania Fundacji pozostały, działają dobrze, działają, jak wcześniej, działają na rzecz tych samych ludzi i z takim zaangażowaniem, jak mieli zawsze. I Bogu dzięki. I zaobserwujmy to na socialmediach Fundacji, na stronie Fundacji itd. A jak chcemy zgłosić zaobserwowane błędy, związane nie z moim odejściem, a z portalem, z wysyłką czy czymkolwiek innym, to jednak nie tutaj. Już pomijam to, ile osób potwierdza, bo to, jak już mówiłam, dyskusja na inny temat.

Co powiesz o tym Zoomie, podoba CI się, ja od 2009 r. jestem wierna jednemu sprzętowi firmy Roland.

A wiesz, że tak? znaczy akurat taki konkretnie model, to ja chciałam jużdawno kiedyś mieć, ale myślałam, że w tym będzie mnie irytował brak ustawiania gainu w nim, ale w sumie faktycznie, do tego, do czegogo używam serio mi to nie przeszkadza. Nagrywam, potem normalizuję i wszystko jest absolutnie OK. Nagrałam sobie dla testów zestaw perkusyjny z dość bliskiej odległości i jedyny błąd, jaki się pojawił, był błędem najpopularniejszym, czyli ludzkim, po prostu musiałam delikatnie zetknąć z czymś statyw, co powodowało jakieś tam zniekształcenie w pewnym momencie. Równie dobrze mogła nam się stopa nieco przesunąć.
ale ogólnie na próbach już widzę, że przyda się często, bo na spokojnie możemy sobie jakiś cover lub demo własnej rzeczy nagrać z samym zoomem i już, niektóre rzeczy po kablu, niektóre ze stereo, zależy od potrzeb.
Mnie akurat pomaga też to, że on ma przewodnik głosowy, choć wiem, że sporo osób używa tych dawnych bez i też spoko, też mam takie urządzenia, których się uczę na pamięć i jest OK. Także nie mówię, że to jakieś niezbędne, ale mnieakurat ułatwia. Za to sam fakt, że nie ma do tego ani akcesoriów, ani zapowiadanych dodatkowych mikrofonów, nie mówiąc już o fakcie, że nie ma absolutnie nigdzie informacji, kiedy będą, to już jest irytujące.

@Maja Co do poczucia, że już się nie wie, jak pisać, żeby było dobrze i czy pisać w ogóle, to niestety znam z autopsji. 🙁 Prześledź mojego bloga, znajdziesz tam zdecydowanie dużo dowodów. Jak ktoś się będzie chciał czepić, to się czepi i można mu tysiąc razy wyjaśniać to samo, a on i tak znajdzie coś, czego się czepi.
Ja dopytuję o to wszystko dlatego, że nadal pewnych rzeczy nie rozumiem. I nie, Twoje odpowiedzi nie sprawiły, że zaczęłam rozumieć bardziej. I to wcale nie dlatego, że mam inne zdanie od Ciebie, bo to umiem odsunąć na bok, jak wiesz. Ja po prostu… nie rozumiem Twojego stanowiska w pewnych sprawach, bo dla mnie niejasno je wyjaśniasz. Wciąż nie mogę uchwycić sedna, a wygląda to tak, jakby ono u Ciebie się zmieniało w zależności od okoliczności.
Ja też się trochę podjarałam tymi Zoomami z przewodnikami głosowymi, ale entuzjazm mi opadł chyba po tym, jak usłyszałam coś o cenach. Że droższe. I żeby osiągnąć jakość mojego H2N, to musiałabym chyba kupić kilka modeli wyższego Zooma z przewodnikiem. Ale fakt, nie wgłębiałam się zbytnio, bo też mi to niepotrzebne.

Dlaczego się tak czepiasz faktu, że Maja wybrała inny sposób myślenia i działania niż Twój? WYjaśniła CI to, jak nam wszystkim. Czy mam wyrazić się jeszcze prościej? Gdyby miała być bezrobotna, to będzie, a z Twoją Fundacją nie będzie miała nic zawodowo wspólnego, bo tak jej się chce. Nie masz wyjścia musisz to zaakceptować,. . . , Na koniec zacytuję Twojego ulubionego tekściarza: „Dajcie żyć po swojemu grzesznemu, a i świętym żyć będzie przyjemniej”.

@Wojtek Dobre pytanie. 🙂 Myślę, że dlatego, że zadawali je inni czytelnicy. Stawiam się więc na pozycji czytelniczki tego bloga. Czytając go, nie rozumiem pewnych niuansów, stąd dopytuję. Aż tak często na te tematy z Mają nie rozmawiam, a publiczne wyjaśnienie pewnych kwestii też innych może zainspirować.
Wbrew pozorom zdecydowanie nie życzę Mai źle. I, na szczęście, nie poblokowałyśmy się wszędzie, gdzie się da, przynajmniej na razie. 😉

Nie wiem czy nie byłoby zdrowiej dla obu pań gdybyście się poblokowały, uśmiech. A co jeśli Maja zmieniałaby zdanie co minutę? Ma prawo, w jednym jest konsekwentna. Jeśli Fundacja ma problem niech wystosuje jakieś pismo o odszkodowanie, a nie urbi et orbi robi z siebie ofiarę.

Niezależnie od wszystkiego widać jak na dłoni, że z fundacją Prowadnica i Julitą magmar ma problem osobisty, więc radzę wszystkim zignorować te docinki. To samo było już w poprzednich wpisach.

@Julitka Od mojej strony, w mojej głowie w sensie, nie zmienia się to podejście, więc po prostu kiedyś spróbujmy o tym faktycznie pogadać, może nawet nie tu, co by nie tworzyć 15 stron komentarzy o jednej rzeczy, ale normalnie tak, gdzieś jakoś. Dawno nie byłam w KFC. Swoją drogą, wiesz, że w Żyrardowie będzie KFC? Chyba jeszcze w tym roku!

Co do zoomów, wait, ale czemu? W sensie, o jakiej jakości mówisz? Czemu, żeby osiągnąć taką jakość musiałabyś droższego? Fakt, chodziło o funkcje, że nie ma h2e jeszcze, to prawda, ale o czymś jeszcze mówisz? Jeśli będzie jakiśtaki, co by ci pasował, to polecam, wg. mnie nawet działa to trochę lepiej niż w olympusach. Może to autosugestia, ale ja mam wrażenie, że działa to szybciej.

@Magmar Nie popieram, nie lubię metody blokowania się wszędzie, pozostanę przy nie blokowaniu. Odszkodowania chyba też nie trza, już się rozliczaliśmy.

To dobrze żeście sobie to ustaliły. Mateuszu 15 marca dostałam przesyłkę od Fundacji, za którą zapłaciłam z własnych pieniędzy. To fakt, nie konfabulacja, gdzie ja pisałam, że ta Fundacja to zbiór niedojrzałych dzieciaków, co czynili inni,
broniłam ich, nawet wtedy, gdy pisałam , że nie widziałabym nic złego w tym, że ktoś miałby dofinansować drukarkę.faktem jest również to, że nie przepadam za zachowaniami, które uważam za manipulację typu wybaczam CI, ale pamiętaj do końca życia jak bardzo mnie zraniłaś/łeś. Może mam problem z czytaniem ze zrozumieniem, ale do tej pory na podstawie wpisów narracja wyglądała tak, Maju, odeszłaś od nas, gdzie Ty teraz jesteś w życiu? Co chwilę zmienia Ci się opcja. Jak śmiałaś nas opuścić. Czy to byłaby fundacja Prostownica, Prowadnica czy cokolwiek innego miałabym takie samo zdanie. Smacznego obżarstwa w KFC.

@Jamajka Nie wiedziałam, że KFC nie ma w Żyrardowie, więc no. xd Ale ja mam lekki przesyt KFC. Proponuj dalej. 😉

@Jamajka No właśnie nie mam jakichś specjalnych propozycji, no chyba, że lubisz Sushi. 😀
Może Wy nam coś zaproponujecie?

@Mustafa A wiesz, że nie próbowałam steku jako takiego chyba nigdy? Ale weź, one raz krwiste, raz jakieś tam, ja się tam nie znam na tym!

Krwisty, średni, i wysmażony. Poza tym krwisty średni, i średni wysmażony, takie pomiędzy jeszcze rozumiesz. Jak ktoś nie jadł to najbezpieczniej middle będzie, za drugim razem będziesz wiedziała, w którą stronę iść.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares