Kategorie
co u mnie

W kim, w czym się zakochałam? – miejscownik

Ostrzeżenie: przed przeczytaniem przygotujcie się na długi wpis lub skonsultujcie się z autorką. Przy okazji otwórzcie notatnik, jeśli chcecie komentować wszystko. Za dużo tego będzie. Zapraszam do komentowania!

Hej hej!
Słuchajcie, miałam wam napisać o ostatnich tygodniach. Jak to zwykle bywa, miało to nastąpić jakieś trzy, cztery dni temu. A wyszło, jak zwykle. W ogóle miałam taki ambitny plan, żeby po prostu ustalać sobie dni i pisać regularnie, co dwa tygodnie na przykład. Ha, ha… wierzycie w to? Ja nie bardzo. Swoją drogą, czy u was też wszyscy chorzy? U nas ja się położyłam, Emila się położyła, rodzice się położyli… nawet Ozzy! Trochę słabo. No ale dobra, wróćmy sobie do momentu, od którego miałam ten ambitny zamiar opowiadać wcześniej.
Miałam zamiar zacząć od walentynek. Tak się troszkę niefortunnie może złożyło, że w tym roku walentynki wypadły na początek Wielkiego Postu, no więc na początek, to już tradycja, kawał:

Ostrzeżenie: przed przeczytaniem przygotujcie się na długi wpis lub skonsultujcie się z autorką. Przy okazji otwórzcie notatnik, jeśli chcecie komentować wszystko. Za dużo tego będzie. Zapraszam do komentowania!

Hej hej!
Słuchajcie, miałam wam napisać o ostatnich tygodniach. Jak to zwykle bywa, miało to nastąpić jakieś trzy, cztery dni temu. A wyszło, jak zwykle. W ogóle miałam taki ambitny plan, żeby po prostu ustalać sobie dni i pisać regularnie, co dwa tygodnie na przykład. Ha, ha… wierzycie w to? Ja nie bardzo. Swoją drogą, czy u was też wszyscy chorzy? U nas ja się położyłam, Emila się położyła, rodzice się położyli… nawet Ozzy! Trochę słabo. No ale dobra, wróćmy sobie do momentu, od którego miałam ten ambitny zamiar opowiadać wcześniej.
Miałam zamiar zacząć od walentynek. Tak się troszkę niefortunnie może złożyło, że w tym roku walentynki wypadły na początek Wielkiego Postu, no więc na początek, to już tradycja, kawał:
Rozmawia dwóch kumpli:
– Co jest 14 lutego?
– A ty masz żonę czy kochankę?
– Żonę!
– w takim razie środa popielcowa.

No cóż… To by było na tyle, jeśli chodzi o "cierpienia młodego męża". Wracając do wydarzeń, w szkole można było napisać walentynkę i wrzucić ją do takiego pudła, co by ją potem posłańcy przekazali we właściwe ręce. Nie napisałam, więc i nie dostałam, w sumie sprawiedliwy układ, no nie? :p Okazało się jednak, że zabawa była popularna, bo Julka, która między innymi zajmowała się doręczaniem niezwykłej poczty, wróciła do nas mówiąc coś w stylu: słuchajcie, ja myślałam, że tego będzie z siedem! A tu całe mnóstwo!
Kolejnym pomysłem na spędzenie walentynek w naszej szkole było zrobienie sobie zdjęcia ze swą drugą połówką, wrzucenie fotki na samorządową grupę na facebooku i walka o polubienia. Jak dla mnie, powinien wygrać chłopak, który zrobił sobie zdjęcie w towarzystwie swojej książki od matmy. Dawid, jak tam rakieta? Jak to usłyszałam, zaczęłam się na poważnie zastanawiać, czy nie zrobić sobie z moimi słuchawkami, no bo co w końcu… 🙂

A w ogóle, nie mówiłam wam jeszcze, że zostałam jedi. Przynajmniej tak mi sięwydaje, bo po raz kolejny objawiają się u mnie moce podobne, jak u mojej babci. Mówiłam już, że babcia doprowadza urządzenia elektryczne do szaleństwa, raz je psuje, raz naprawia i ogólnie nigdy nie zachowują się przy babci tak, jak przy innych, szarych użytkownikach. I tak już jest odkąd pamiętam i odkąd pamięta cała reszta rodziny. Ale od kilku lat zaczynamy się powoli zastanawiać, czy ja nie przejmę biznesu. Już pomijam to, że, odkąd zaczęłam o tym myśleć, to na wszystkich moich kontrolach lekarskich zacinał się papier w drukarce. Lepszą akcją było, jak i tacie, i wujkowi przegrzały się aparaty, kiedy grałam dyplom w szkole muzycznej. OK, no ale może cośbardziej aktualnego? Proszę bardzo! Nasz nauczyciel na dodatkowym angielskim poskarżył się ostatnio, że nie działają mu jakieś klawisze w komputerze. Bardzo proszę, spieszę z pomocą; jak ja jestem w pokoju, to działają. :p Nie ma za co. 🙂

Może przejdźmy dalej, następną datą, jaką pamiętam, był 16 lutego, piątek, widzicie, jak szybko idzie? :p Rano poprawiałam fizykę… i tutaj pierwszy raz dochodzimy do tytułu mojego wpisu! Chociaż tutaj by bardziej pasowało pytanie pomocnicze do narzędnika: z czym do ludzi? W ogóle często na fizyce zadaję sobie to pytanie, gdy tak patrzę na moją wiedzę… w ogóle mojej wiedzy na jakiekolwiek tematy, wolę się ostatnio nie przyglądać, bo nie widzę tam więcej, niż… no cóż, niż zwykle. W każdym razie, wracamy do piątku.

Miałam pojechać do Lasek i co? Nie pojechałam, bo się rozchorowałam. W ogóle dzień był ciężki. Byłam w szkole na fizyce, żeby poprawiać ten sprawdzian… i akurat pan mówił o akustyce! Jasne, że tak! Potem poszłam do domu z powodu mojego samopoczucia, zorientowałam się, jak mało umiem na ekonomię, dostałam małego ataku paniki i wielkiego ataku histerii… Swoją drogą, wielki podziw, wielkie oklaski i wielkie przeprosiny dla mojej koleżanki z zespołu, która musi znosić to, że nie ogarniam praktycznie niczego, sorki… No a potem się okazało, że pani nie ma dla mnie kartkówki!

Mój tata, jakby wyczuwając mój stan organizmu i umysłu, przywiózł mi wieczorem prezent. (Pewnie mu midichloriany powiedziały!) Dostałam słuchawki bluetooth! Jest to pierwszy obiekt moich uczuć z tytułu wpisu, ponieważ są one wynalazkiem cudownym, potrafią obsługiwać nie tylko odtwarzacz, ale też, w razie potrzeby, wezwać Siri (sztuczną inteligencję z iphonea), a także bardzo dobrze wyciszają tło. Ja czasami muszę wyciszyć tło. Przy okazji dygresja, bo dawno nie było.
Kiedyś miałam otrzymać jakiśprezent, słowo daję, nie mam bladego pojęcia na jaką okazję ani jaki, ale wiem, że ktoś z mojej rodziny był w jakimś sklepie, gdzie sprzedawali różne rzeczy dla niewidomych. No i ktoś reklamował im jakiś czytak, odtwarzacz muzyki, czy coś takiego. Podobno jedną z zalet, które wymieniła przemiła pani było to, że można zwiększyć głośność, gdyby użytkownik był niedosłyszący. Od tej pory, kiedy w naszym domu pojawia się coś, co ma wszystkie bajery, jakie mieć można, dodajemy jeszcze: no, i można zrobić głośniej / ciszej! Pragnę uprzejmie donieść, że za pomocą moich cudownych słuchawek "ciszej / głośniej" zrobić MOŻNA! Jak tak dalej pójdzie, to nadam słuchawkom imię. Mój mac ma imię, telefon Beci ma imię, czemu moje słuchawki mają nie mieć?
Weekend spędziłam w domu, chorując i, w końcu po to są, ciesząc się moimi nowymi słuchawkami. Okazało się nawet, że mogę się nimi pocieszyć dłużej, bo w poniedziałek i większą część wtorku teżzostałam w domu.
Kiedyś podobno wierzono, że gdy ktoś wygaduje niestworzone historie, musiało mu coś zaszkodzić, bo, jak wiadomo, chory żołądek uderza na mózg. Na szczęście teraz mądrzy ludzie odkryli, że w większości przypadków, w moim też, to mózg uderza na żołądek. No więc ja się troszkę źle czułam, nie tylko z powodu choroby, ale i stresu, co przeszło mi dopiero w czwartek. Szczerze mówiąc, to w środę musiałam się chyba stresować sprawdzianem z niemieckiego i poprawą z matematyki. Podczas obu tych wydarzeń prezentowałam wiedzę iście narzędnikową, jak na fizyce.

W czwartek natomiast od samego rana wiedza była mi przekazywana w sposób osobliwy. Mianowicie, co mi się bardzo spodobało, na angielskim przerabialiśmy pewną formę strony biernej. I nie byłoby w tym nic fascynującego, gdyby nie to, że ktoś w pewnym momencie pomylił have z was. Zdanie: "She was given it as a gift." oznacza: ona dostała to w prezencie. Jak powiecie: she has given it as a gift, można pomyśleć, żę to ona to komuśdała, a nie dostała. No więc tłumaczymy koledze, że to przecież nie ona dawała, tylko ona była… znaczy… no, że to ona dostała… na co nasza pani: No właśnie! Pamiętajcie, że w języku angielskim zdanie: "Mary była dana kwiatkiem przez Johna", to jest bardzo ładne zdanie! Taaaaa… zapamiętam na całe życie, to się na pewno przyda.

W piątek nie działo się nic ciekawego, być może dlatego, że ja chyba wzięłam dwa proszki na sen, albo po prostu wzięłam jeden, ale za późno. Ten przykry fakt miałmiejsce w czwartek, z tego powodu zaś w piątek przypominałam zombie. Dawno nie byłam tak przytłumiona i śpiąca. Mózg rozumiał, co się dzieje, ale wyprodukować jakąśreakcję? Zbyteczny wysiłek, do prawdy. :p Toważyszył mi przy tym taki stan umysłu, że wieczorem odbyłam z mamą rozmowę przedziwną. Przez 5 minut mówiłam, bardzo szybko i z wszelkimi przymiotnikami, jakich wobec windowsa zwykł używać zniechęcony użytkownik, dlaczego używam notatnika, a nie worda, i dlaczego inni tak robią, i czym się posługują w zamian, i że na pewno nie wordem, bo word jest wolny, wolno się otwiera, i że ja bym chciała wcisnąć klawisz i mieć ten tekst, a on zamiast tego mówi, że nieznane, że uruchamianie, że brak odpowiedzi… no jasne, że brak odpowiedzi! Np. na pytania na sprawdzianie, jak w tym tempie to będzie działać! A zamiast tekstu mi się kręci to nieszczęsne kułeczko, i kółeczka autobusu kręcą się, kręcą się… ca! Ły! Dzień! No i powiedziawszy to wszystko dokładnie, ze szczegółami, ze dwa razy, zamilkłam na chwilę, żeby wziąć oddech. A wtedy dostałam pytanie: słuchaj, a jak macie prace pisemne? Aaa… a wtedy, to w wordzie! :d Gratuluję. Nie ma to, jak wygrać bitwę tylko po to, żeby przegrać wojnę.
Podobny dialog przeprowadzony został również w pracy mojej mamy. Mama, wraz z pracującą z nią koleżanką, panią Martą rozmawiały sobie spokojnie, albo i nie, o tym, jak to możliwe, że różne elementy wyposarzenia, w tym wypadku chyba worki na śmieci, tak szybko się kończą. Co oni z tymi workami robią, żrą je? Na to weszła inna mamy koleżanka, która miała od mamy odebrać wielką paczkę pierogów. Wiem, dziwny towar na wymianę, jak się w podstawówce pracuje, ale to była przesyłka, że tak powiem, z zewnątrz, więc nikt się przesadnie nie zdziwił. No może oprócz Marty, która spojrzała na ogromną ilość pierogów i niewiele myśląc wypaliła. "Słuchaj, a można wiedzieć, po co ci tego tyle? Co ty z tymi pierogami robisz, żresz je?". Yyyyyyyyyyy… no…?

Ponieważ z dialogów z mamy pracy można by napisać oddzielną książkę, wrócę do przeżyć moich. A właściwie, to już chyba będę kończyć wpis, no bo cóżtu jeszcze opowiadać? I tak będę musiała niedługo zmienić awatar i tak dalej, więc długo nie poczekacie na nowy wpis.
Pozdrawiam was serdecznie
ja – Majka

PS Tutaj ciekawostka. Miałam wam zamiar opowiedzieć również o drugim obiekcie moich uczuć, na co będzie miejsce w awatarze, tak myślę. James TW, wokalista z Wielkiej Brytanii, więc kocham go jakby z zasady, przy okazji śpiewa podobnie do Sheerana, zasada numer dwa. Ale nie o tym chciałam. Widzieliście kiedyś płytę widmo? On ma epkę, z 2014 roku, słyszałam wywiad, w którym o niej mówił, prowadzący miał ją w ręku! I co? I jej nie ma. Nigdzie. Youtube, deezer, itunes, amazon, różne portale, których nazw nie wymienię, bo są nielegalne… nigdzie! Jej! Nie ma! Jak to możliwe? Podobno nic nie znika z internetu!

12 odpowiedzi na “W kim, w czym się zakochałam? – miejscownik”

Hahahahahah. Wstęp brzmi jak:
Przed użyciem zapoznaj się z treścią nagłówka dołączonego do wpisu bądź skonsultuj się z autorem lub administratorem, gdyż każdy
wpis niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu. Hahahahaha.

Jak to napisałem sam zaczołem się z tego śmiać. Ale jakoś fragment zkolsultuj się z autorką z tym mi
się zkojarzył.

Hahahahahaha, rakieta ma się dobrze, ale z nią zdjęcia na Walentynki nie robiłem. 😀
She was given me as a gift. 😛

Ok moj lekarz pozwolił mi przeczytać ten jakże długi wpis, wiec go przeczytałam i teraz… muszę zwiększyć sobie dawkę leków 😀

Co do poczty walentynkowej to pamietam, jak ja wraz z moją paczką robiliśmy zabawne kawały… wysyłaliśmy walentynki do kogoś od kogoś takiego, kogo ta osoba by się nie spodziewała i to było takie śmieszne 😀

No… naprawdę Moc się w tobie uaktywnia 😀
Co to dokładnie za słuchawki?
Jak ja kupiłam pierwsze słuchawki bluetooth to tez się w nich zakochałam 😉

A co do płyty Jamesa to tez jej szukałam ostatnio ale moje poszukiwanie niestety spełzły na niczym 🙁

O popatrz a ja znalazłam tylko na spotify jakies pojedyncze kawałki, muszę się bardziej rozejrzeć 😉

Czekam na jamesa, może też śpiewa coś ładnego. A btw, nie wiem, jak wytłumaczyć komuś, dlaczego kocham akcent brytyjski. To pewnie miłość bezwarunkowa, a takiej wyjaśnić się nie da. 😀 Strona bierna jest specyficzna. Jak się kiedyś uczyłam na test i robiłam masę ćwiczeń, to już nie wiedziałam, jak ją przekładać na polski, bo mózg mi się przegrzał.

Mi się teraz przegrzewa od razu, jak ją widzę, a miłość do akcentu całkowicie rozumiem. Nie umiem jej wyjaśnić, ona po prostu jest. I co poradzić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares