Kategoria: muzyka
Hej hej!
Kiedyś powiedziałam, że nagram reakcję na listę przebojów na serwisie streamingowym. Powiedziałam i nie cofnę, zwłaszcza, że dostałam ostatnio wyzwanie, żeby nagrać wpis głosowy. Problem jest taki, że nie doceniłam długości trwania takiego wpisu. Gadałam sobie, gadałam, gadałam… wyedytowałam nawet potem… A i tak wyszedł okropnie długi! Ale, podzielę go na kilka i i tak wrzucę. Jak ktoś, nie wiadomo po co, wysłucha tego w całości, to pretensję i prośby o kwiaty na pogrzeb ze względu na śmierć z nudów proszę zgłaszać do Moni01.
Powodzenia życzę ja – Majka
PS W momencie, w którym mój żart odniesie się do tekstu piosenki, pokażę ten tekst z bliska, co byście wiedzieli od razu, o co chodzi. :d
Siedzę sobie i czytam o ulubionym artyście, w ulubionym języku. I chora jestem troszkę, tak z nowych informacji. Kaszel mam, katar i takie tam. W sumie, to nie wiem, czemu do was piszę o niczym, skoro wczoraj wstawiłam wpis o czymś, a jeszcze jestem winna wpis o maturach ciągu dalszym. Ale, jak już piszę, to co mi szkodzi?
W piątek pojawiła się na youtubie i wszędzie ińdziej nowa piosenka Eda Sheerana. Mało tego, nagrana z Bieberem. Przepis na sukces? Bardzo możliwe, bo oni sobie wyrobili, uwaga, 20 i pół miliona wyświetleń w dwa dni. To się nazywa dream team, co? Słuchałam tej nuty i mimo, że to nie jest Sheeran, do jakiego przywykliśmy, bo bliżej tej piosence do "shape of you" niż do "galway girl" czy z drugiej strony "perfect", to i tak zrobiona jest dobrze. Co ja mówię, "dobrze", dobrze, to jest określenie profesjonalne, bo profesjonalnie, to o tej piosence nie bardzo można coś więcej powiedzieć, no pop, no. Ale osobiście, prywatnie, to mogę powiedzieć, że ta piosenka jest uzależniająca. Jak ją pierwszy raz usłyszałam, to miałam takie: a co tu się wydarzyło? Ale jak usłyszałam drugi, no to do tej pory przesłuchałam już z 10 razy. :d Kolejną ciekawostką w tej piosence jest to, że role się odwróciły, mianowicie Sheeran brzmi troszkę tak, jak na swoim pierwszym albumie, czyli, jakby miał conajmniej z 6 lat mniej, za to Bieber brzmi, jakby przeszedł mutację do końca, a takich piosenek mamy zdecydowaną mniejszość. Nie to, żebym miała coś do jego umiejętności śpiewania, ja tylko mówię o barwie głosu. :p
Kolejna sprawa, przegapiłam jeden stary album Sheerana. W sensie, są te różne, nagrywane bardziej lub mniej samodzielnie, EPki wydawane przez niego przed 2010, no i o jednej takiej do tej pory nie wiedziałam. Więc nie dość, że mam nową nutkę, z tego roku, mało tego, z tego tygodnia, to jeszcze mam troszkę tych starych, klimatycznych piosenek. Czy może być lepiej?
Może, bo przy okazji przypominam sobie podobne klimaty, które, tak jak Sheeran, towarzyszyły mi przy wypadzie do Londynu. Np. Passenger. Na to trzeba mieć nastrój i chyba mam. Kim on jest? Piosenkarzem? Poetą? Głos z kosmosu, teksty raczej przypominające poezję, niż coś popularnego w radiu, do tego gitara, z którą sobie świetnie samodzielnie radzi, może dawać koncerty sam, co bardzo doceniam. I to koncerty, które równie dobrze mogą się odbywać na festiwalu pink pop, jak i w tramwaju czy na stacji metra. Jest tam paru takich artystów, którzy łączą to w jakiś taki przedziwny sposób. Że nie ważne gdzie gra, czy ma nagłośnienie czy nie, czy słucha 30 czy 30 tysięcy osób, te koncerty wyglądają podobnie. I są wartościowe.
A propos, zastanawialiście się kiedyś, jak szerokim pojęciem jest pop jako taki? Bo jak ja ostatnio zobaczyłam, co jest w serwisie apple music nazwane pop, a raczej, rozstrzał tego i różnice między różnymi albumami, to z sentymentem wspomniałam słowa Roberta Górskiego z jednego ze skeczów kabaretu moralnego niepokoju: synu, ale ty masz rozrzut!
No bo niby jak można wepchnąć… czekajcie, aż spojrzę… Dobra, mam. Tu są: Michael Buble, Madonna, John Mayer, Freestylers, rudimental, avicii, Cody Simpson, the script, pentatonix, Jonas Brothers, właśnie Passenger i Ed Sheeran, jak już przy nich byłam, Jess Glynne… wszystko w jednej kategorii. Gdzie jedno, gdzie drugie, gdzie dziesiąte? :d Chyba wam kiedyś nagram audio wpis typu "reaction" i będę reagować na naszą polską listę przebojów itunes. Zobaczymy, jak różne rzeczy będą.
Dobra. Padam, idę się leczyć.
Pozdrawiam ja – Majka
nowy awatar – pod wierzbą
Witajcie.
Dzisiejsza piosenka dnia, to utwór, który usłyszałam poraz pierwszy na swojej studniówce. Dziesięć par zatańczyło walca, a to był podkład to tego tańca. Spodobało mi się, ale zapomniałam o tym, dopiero teraz, kiedy dostałam płytęz nagraniem przypomniałam sobie, że chciałam to odnaleźć. Przyznaję, że bardzo łątwo pomyliłąbym ten głos z innym. Jak ktośnie słuchał jeszcze, to posłuchajcie pod tym linkiem
I teraz słucham, pomyśleliście, że kto to jest? Bo ja od razu miałam przed oczami Ellie Goulding, nawet klimat mi się jakoś zgadzał. A tu proszę, jasne, że nie. To jest Jasmine Thompson, utalentowana, młoda wokalistka, równieżz Wielkiej Brytanii. Piosenka pt "willow" ma w sobie jakiśniepowtarzalny, bajkowy klimat. Nie wiem, czy to nie jest z jakiegoś filmu, sprawdzę to. Ale ja nie potrzebuję znać historii, aby napisać sobie własną, słuchając tekstu i muzyki. Bardzo polecam. Zamknijcie oczy i chodźcie ze mną nad te wodę, pod wierzbą.
Pozdrawiam ja – Majka
Witajcie!
Nie pisałam o tym jeszcze, a chyba warto, bo od koncertu minęło już trochę czasu. Dokładnie to koncert był dziewiątego lutego, a już jest dwa tygodnie później, karygodne zaniedbanie. Najpierw rys historyczny.
Skąd mi się to wzięło?
Muzykę Aleca Benjamina poznałam poprzez apple music – serwis streamingowy, którego używam. Tam jest tak, że co piątek serwis sam wyrzuca listę piosenek, które mogą ci się spodobać, na podstawie tego, czego słuchasz w inne dni. Pewnego dnia wywalił mi jakąś piosenkę, spodobała mi się, to dodałam do biblioteki. Była o dzieciństwie, jakoś mi tak podpasowała, jest spoko. Zapomniałam nawet, kto to śpiewał. Kilka dni, nie no, playlista jest w piątki, w takim razie kilka tygodni później dostałam kolejną piosenkę, na którą już zwróciłam uwagę. Śpiewał chłopak, z głosu bardzo młody, a ja lubię patrzeć, co robią młodzi artyści, to sprawdziłam resztę. I dopiero wtedy przyszło mi do głowy, że po pierwsze, to ja go już słyszałam, a po drugie, piosenka o dzieciństwie i dojrzewaniu nie przez przypadek nazywa się "1994". Okazało się, że chłopak ma 24 lata, nieważne, że brzmiał mi na 15, a także, że robi zaskakująco interesujące rzeczy.
kto, co i jak?
Może to stereotyp, ale młodzi wokaliści, z młodym głosem i kontem na youtubie kojarząmi się bardziej z klimatem Justina Biebera, produkcji bardzo studyjnej i bardzo, powiedzmy, podzielonej między ludzi. Ktośmu pisze, ktoś mu robi muzykę, ktośgo stylizuje, dobra, idź, przynieś nam coś. Żadko zaś spotykam się z płytą, na której króluje gitara akustyczna i elektryczna, minimalistyczny beat i bas, a także zachowany jest każdy szczegół, taki jak przesuwanie palcami po strunach i brany oddech. Tworzy to bardzo osobisty i kameralny klimat, co w połączeniu ze szczerymi i ciekawie napisanymi tekstami tworzy idealną dla mnie wersję czegoś, co sobie nazywam songwriter style. Dodajmy tutaj, że na tej płycie praktycznie każda piosenka jest o czym innym, nawet, jak o miłości, to w różny sposób, zupełnie od różnych stron. Sam Alec określa siebie "narratorem", uważa, że dużo łatwiej opowiada mu się historię z zewnątrz, tak jakby był tylko obserwatorem wydarzeń. Może dlatego raczej mu się nie zdarza pisać piosenek od razu po inspirującym je wydarzeniu.
Ponieważ tak mi się spodobało, zaczęłam czytać i słuchać.
No więc, mamy tu chłopaka z Arizony, grającego na gitarze i piszącego piosenki. Pierwszą z nich pt. "beautiful pain" napisał, o ile się nie mylę, po śmierci dziadka. Pisał różne rzeczy i wrzucał je do internetu, stało się tak, że zatrudniła go wytwórnia. Świetnie! Cud prawdziwy, mam osiemnaście lat, mam kontrakt płytowy, żyć nie umierać! Tak, tyle, że wytwórnia zrywa kontrakt z Alecem przed wydaniem owej płyty, pozostawiając go nie tylko bez wydawcy, ale także bez praw do piosenek, które napisał. Powiedzmy, trochę słabo. Alec jednak zbyt lubił śpiewać, żeby przestać, wymyślił sobie, że będzie śpiewał dalej, jeżdżąc po koncertach gwiazd większych od siebie, takich, jak Shawn Mendes na przykład. Przyjeżdżał pod miejsce, w którym koncert się odbywał, grał dla ludzi z kolejki, covery występującego artysty, a także własne piosenki. Potem natomiast rozdawał tym ludziom wizytówki. W ten sposób zdobył najpierw fanów, potem internet, a na koniec kolejny kontrakt, z inną wytwórnią, tym razem doprowadzony do końca. Oto jest więc dla mnie piękny przykład uporu, podążania za marzeniami i sporej odwagi. Ja nie wiem, czy bym się odważyła podbijać do losowych ludzi na ulicy i pytać: mogę dla ciebie zaśpiewać? On to robi, możecie zobaczyć to np. tutaj
Przejdźmy do koncertu
Dziewiątego lutego Alec odwiedził Polskę podczas swojej trasy w Europie. Tym razem nie musi sobie sam za nią płacić. Życzymy mu, aby nadal nie musiał. Jedziemy tak, jak zrobiłam z koncertem Sheerana, piosenka po piosence.
Steve
Koncert Alec rozpoczął piosenką, którą uwielbiam, bardzo bardzo, to była pierwsza piosenka, która na prawdę przekonała mnie do przesłuchania płyty. Kawałek opowiada, nieco przerobioną, historię Adama i Ewy. Narrator mówi w niej mianowicie, że oprócz Adama i Ewy był tam jeszcze Steve, który bardzo się dziwił nieodpowiedzialnemu zachowaniu Adama. Ostatnie linijki refrenu można przetłumaczyć:
"Hej, Adamie. Nie daj się oszukać wężowi. Nie trać tego wszystkiego. Cóż to za strata. Mieć wszystko i po prostu to oddać."
Posłuchajcie.
Alec Benjamin – Steve
Nie wiem czemu, ale jego spokojny głos oraz bardzo ograniczona liczba obecnych w piosence dźwięków jeszcze bardziej przybliża mi klimat pierwszego ogrodu.
If i killed someone for you
Następna piosenka o tym właśnie, niepokojącym tytule, to poruszająca opowieść o tym, jakich granic nie wolno przekraczać. Przepraszam, jestem na etapie omawiania "granicy" na polskim. :p Piosenka przez pierwsze dwie zwrotki wydaje się być wyznaniem mordercy, piszącego do ukochanej osoby, prosząc o wybaczenie i o przyjęcie go pod dach. Przecież wszyscy go szukają, a on chciałby wyjaśnić tej osobie wszystko, prosić o zrozumienie. Dopiero w ostatniej zwrotce dowiadujemy się, że osoba, którą zabił, to on sam. I czy tu chodzi o samobójstwo? Czy może raczej o to, że zabił to, kim był, bo próbował się zmienić dla tej ukochanej osoby? A tego robić nie można.
Alec Benjamin – if I killed someone for you
1994
A oto i piosenka, od której się zaczęło, była to zarazem pierwsza piosenka, podczas której na koncercie został puszczony jakikolwiek rytm perkusyjny, wcześniej była tylko gitara i klawisz. Zmieszczona w tekście opowieść zarówno o tym, jak młody chłopak złamał rękę udając supermana i oglądał MTV, jak i o tym, jak dowiedział się o ludzkiej śmierci, widząc w wiadomościach informację o world trade center.
if we have each other
Utwór otwierający jego płytę, a także jeden z bardziej popularnych. Każda zwrotka jest historią ludzi, którzy sens życia odnajdywali w miłości do bliskich osób, czy to młoda matka z pierwszej zwrotki, czy małżeństwo z długim starzem w drugiej, czy też sam Alec piszący trzeciązwrotkę dla swojej siostry. Tu muszę wspomnieć o tym, że od początku koncertu cała sala śpiewała z nim każde słowo tekstu. TU! W Polsce! Szybko wypowiadanego tekstu! Po angielsku! Jestem dumna. 🙂
Alec Benjamin – if we have each other
Paper crown
Oj piękna nutka, piękna, w ogóle jego jedna z pierwszych chyba, produkowana jeszcze samodzielnie. Są dwie interpretacje tekstu, podam obie, bo nie wiem, która jest właściwsza. Pierwsza, ta prostrza, jest taka, że on to napisał o dziewczynie, która sobie zbudowała mury z własnych niepewności i lęków, ukryła sięz nimi… jakby to wyjaśnić. Wysokie mury, które bronią dostępu do uczuć. Drugą podał sam Alec, który podczas jednego z koncertów mówił, że można też na to spojrzeć, jak na piosenkę o statule wolności po tzw. 09.11. TUtaj widać, ze rzeczywiście historia widziana w telewizji bardzo go poruszyła, myślę, jak i cały kraj.
Posłuchajcie wersji oryginalnej, ale uwierzcie mi, dużo ładniejsze jest na żywo.
Alec Benjamin – paper crown
Boy in the bubble
Piosenka o bójce, tak w skrócie. Narrator opowiada o tym, jak został pobity przez innego chłopaka, a on sam, mimo odniesionych obrażeń w tej bójce, nie poddał się, nie chciał dać napastnikowi tej satysfakcji. W ostatniej zwrotce natomiast dowiadujemy się, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje.
I poraz kolejny, jak oni zdążyli z tekstem?!
Alec Benjamin – boy in the bubble
Stan – eminem cover
To dopiero jest ciekawe! Zaśpiewać cover Eminema, w ogóle od kiedy się rap coveruje, a on to robi świetnie! I to w ogóle dosyć aktorska piosenka. Samo to, że ALec wymienia jako swoje muzyczne wpływy na raz Eminema i Jasona Mraza przekonuje mnie do niego niesamowicie. Pokażę wam to w wersji z koncertu, choć on to też nagrał w studiu.
Alec Benjamin – stan live at 95.5
I built a friend
Jedna z pierwszych piosenek Aleca, jeszcze nie z płyty. Prosta i smutna historyjka o chłopcu, który zbudował sobie robota za przyjaciela. Potem wyjechał na studia, dziewczynę poznał i tak dalej, no i zapomniał o swoim przyjacielu. Kiedy wrócił, jużgo nie odnalazł. Przy okazji anegdotka, podobno Alec zwrócił się przy nagrywaniu teledysku do swojego kumpla z wybitnie delikatnym pytaniem: ej, stary, nie chciał byśmoże umrzeć w moim teledysku? Dobry ziomek, zgodził się.
Alec Benjamin – I built a friend
death of a hero
Mocna opowieść o rozczarowaniu się własnym idolem. Tego dnia skończyło się dzieciństwo. I oto jest przykład tego fajnego nagrywania gitary, o którym mówiłam na początku.
Alec Benjamin – death of a hero
swim
Piosenka z płyty, piąta o ile pamiętam, czyżbyśmy się zbliżali do rytmu reggae? Tak minimalnie? Leciutko? Wydawało mi się, że to najsłabsza nutka, w sensie… może nie jest zła, ale najprostrza, najmniej zaskakująca. "I'm just gonna swim untill you love me" No OK, ale…? I tak myślałam, do puki nie usłyszałam, jak Benjamin mówił o tym utworze w jednym z wywiadów. Wspomniał tam, że to nie tylko jest o miłości, ale także o uporze przy swoim, o tym, że czasami na czymś nam tak bardzo zależy, że, pomimo przeciwności, staramy się dalej. Np. ta historia z wytwórnią. Hmmm… jak tak na to spojrzeć…?
Alec Benjamin – swim
Dwie najpopularniejsze piosenki
Żeby być oryginalną, dwie piosenki Aleca, które najbardziej docenił świat, ja umieszczę w jednym punkcie. Pierwsza, to "the water fountain", historia miłości, która zaczęła się i skończyła, ponieważ dwoje ludzi trafiło na siebie w niewłaściwym momencie. Przykre. Druga natomiast i ostatnia zagrana na koncercie, to utwór "let me down slowly". Historia tej piosenki pokazuje fajny mechanizm powstawania tekstów, mianowicie, że taki tekst wcale nie musi wynikać z prawdziwych zdarzeń, może być równie dobrze historią zaobserwowaną lub, jak w tym przypadku, po prostu wyimaginowaną. Alec napisał to po tym, jak kiedyś obudził się i, orientując się, żę nie ma przy nim jego dziewczyny, wyobraził sobie, co to by było, gdyby właśnie w tym momencie postanowiła od niego odejść. W rzeczywistości rozstali się nie tego dnia, lecz później. uczucie z tamtego poranka jednak pozostało i zainspirowało piosenkę. Swoją drogą, niedawno wyszła odnowiona wersja tego kawałka, wraz z Benjaminem zaśpiewała Alessia Cara, ładnie to im wyszło. Pod linkami jednak znajdziecie obie piosenki w wersjach z płyty.
Alec Benjamin – the water fountain
Alec Benjamin – let me down slowly
Niespodzianka!
Ha, ja też na koncercie myślałam, że to ostatnia piosenka, jednak nie. Zdążył jeszcze zagrać piosenkę pt. "Annabelle's homework", która jest historią rzadko wspominaną w miłosnych utworach, tak mi się przynajmniej wydaje. Opowiada starą jak szkoła historyjkę chłopaka, który odrabia za tą Anabelle prace domowe, żeby zwróciła na niego uwagę. Niestety… nie zwraca. :p Sama chyba taką znam.
Alec Benjamin – annabelle's homework
Podsumowanie
Koniec koncertu i, zgodnie z tradycją ,koniec wpisu. Niemniej zapraszam do samodzielnego odkrywania tego młodego narratora, który, jak dla mnie, idealnie pokazuje, co by wyszło, gdyby zmieszaćSheerana z Passengerem. 🙂
Pozdrawiam
ja – Majka
PS Napiszcie mi taką jedną rzecz. Czy ktoś z was chciałby czytać, gdybym kiedyś w przyszłości albo tutaj wrzucała więcej recenzji płyt i koncertów, albo nawet posunęła się do założenia innej strony tylko po to? Ile takich osób by było? Bo zastanawiam się, czy jest sens…
nowy awatar – paper crown
WItajcie.
Dzisiejszy utwór dnia to piosenka Aleca Benjamina. Jego twórczością interesuję się już od paru miesięcy, a dopiero niedawno, właściwie podczas koncertu, odkryłam akurat tę piosenkę. Tekst jest wedłóg mnie bardzo poruszający. Ma znaczenie bardzo personalne, nie tylko dla mnie, ale i uważam, że parę osób z mojego otoczenia powinno go posłuchać. Nie umiem jednak dokładnie opowiedzieć, co powinny z tego wyciągnąć. To trzeba poczuć.
Jeśli ktoś podejmie się tłumaczenia poetyckiego, to zapraszam, ja nie umiem jeszcze. Ale fragment tekstu z pamięci mogę wrzucić, chyba mój ulubiony.
"All she needs, and all she wants, and all she finds.
and all she is and ever was
is compromised.
Cause there's no one to love her
when you built your walls too high.
Cause there's no one to love you
when you trapped yourself inside.
Posłuchajcie, choć wersja oryginalna nie jest najlepszą.
alec benjamin – paper crown – music video
Pozdrawiam ja – Majka
Hello!
Chciałam od razu odżegnać się od spekulacji, że spałam do tego czasu od soboty. :d Natomiast nie dałam wam znać, co ze studniówką i początkiem ferii, czynię to więc czym prędzej teraz.
Studniówka rozpoczęła się polonezem… mhm, żartowałam, jasne, że nie, zaczęło się od przemówień różnych ważnych osób, dopiero potem polonez. Pomijając niewielkie błędy (i po co nam były te koła) wszystko wyszło prawidłowo. A przy końcu slalomu, to przecież zawsze coś się zdarza, to już nie przesadzajmy. 😉
Potem poszliśmy jeść, a trzeba przyznać, że wszyscy byli porządnie głodni. Może to ze stresu? Jedna tura poloneza, druga tura poloneza, niespodziewany walc zatańczony przez 10 par z rocznika, wszystko bardzo ładne… Jedzenie! Od razu powiem, że ciepły posiłek wniesiono trzy razy podczas imprezy, ale ja jadłam raz, jakoś nie moja pora doby, żeby jeść w środku nocy. Chyba, że pizzę na zawodach, ale to jużinna historia.
Wracając do studniówki, muszę bardzo pochwalić naszego dja. Pierwszy raz widzieliśmy, i ja, i kolega, z którym byłam, żeby dj się aż tak starał na takiej imprezie. Dwóch ich tam w ogóle chyba było, siedział / siedzieli przy tym non stop, miksowali muzykę ze sobą bardzo dobrze i wyczyniali niestworzone rzeczy, aby style się nie gryzły.
Po tym, jakie propozycje muzyczne padały w komentarzach pod postem na temat studniówki miałam wrażenie, że pozostaniemy z samym disco polo, co dla mnie osobiście nie byłoby zbyt szczęśliwym obrotem sprawy, delikatnie rzecz ujmując. Na szczęście tak się nie stało. Zaczął disco polo, potem na chwilkę zapukały lata osiemdziesiąte, nagle wszedł jakiś rock&roll, co tu się dzieje, halo halo, muszę się przełączyć… Gdy dj puścił coś wolniejszego zaczęliśmy się poważnie zastanawiać, co on z tym teraz zrobi, bo wyjśćz klimatu imprezy jest łatwo, ale do niego wrócić…? Dla naszego dja nic prostrzego! Puścił "I will survive". Jak wiadomo piosenka zaczyna się wolno, więc podpasowała do tamtego, a potem wraca do disco. W ten sposób po tej piosence mógł już robić co chciał. No i robił. Przejście od disco polo, poprzez Łąki Łan, do "tańcz głupia tańcz" było tam naturalną i dobrze brzmiącą koleją rzeczy.
Jeśli zaś okazywało się, że disco polo króluje na parkiecie, robiliśmy sobie z moim towarzyszem ranking najbardziej "inspirujących" tekstów. Im głupsze tym lepsze. Sam ranking przysporzył nam jeszcze więcej radości, niż myśleliśmy, ponieważ jeden z takich tekstów kolega wysłał do naszego wspólnego znajomego. SMSem. I to był błąd, ponieważ tamten chłopak nie miał go wpisanego w kontaktach, a, jak wiadomo, SMSy o tym, że "będziemy się razem bawić do białego rana", przychodzące od nieznanego numeru, podczas gdy jest się z dziewczyną na balu, może wywołać pewne nieporozumienia natury towarzyskiej. Naszczęście dośćszybko się o tym dowiedzieliśmy i wyjaśniliśmy sytuację, płacząc ze śmiechu.
Około godziny pierwszej dj zrobił pociąg. Jak na pociąg przystało, ten również zatrzymywał się na różnych stacjach, w tym przypadku w różnych krajach. A co można zrobić w Polsce? Oczywiście, poloneza! Jak dla mnie nasz polonez o pierwszej w nocy wyszedł dużo fajniej, niżten na początku. Ja w ogóle uważam, że tak powinno być. W którymś momencie imprezy ktoś woła, tak jak na próbach: ej, ludzie, do poloneza! I wszyscy: aaaahaaaa! Zerwali by się od stołu i zatańczyli trzy razy lepiej, bez stresu i ciśnienia. Tak samo miałam z egzaminami z fortepianu. Jak mnie nagle oderwali od ćwiczeń i szłam, powiedzmy, od klawiatury do klawiatury, było dobrze. Jak kazali mi czekać i długo zapowiadali, wtedy była tragedia. Nawet slalom wyszedł, nie wiem jak to zrobiliśmy.
A, no i ciekawostka, przy pierwszym polonezie dziewczyny miały nawet róże w rękach. Może dlatego potem z głośników musiało polecieć coś, czego tekst brzmiał "żadne dalekie podróże, tylko czerwone róże…". I tak dalej, i tak dalej, no poezja nad poezjami. :p
Nie wiem, czy naszym kryterium była głupota tekstu, czy wręcz przeciwnie, walory artystyczne, w każdym razie dostałam informację, że nasz ranking powinna wygrać piosenka pt. "zbuntowany anioł". Zainteresowani mogą posłuchać
tutaj
Chciałam tu jeszcze wspomnieć, że: Zuziu, humanie mój, bardzo dziękuję, że mogłam z tobą zatańczyć do takich hitów jak "czerwone koraaaaaaale"!.
Bus zjawił się o czwartej, poszłam spaćo szóstej, po dziesiątej obudziła mnie EMilka, która, stojąc na korytarzu, mniej więcej na środku naszego mieszkania, wołała do Ozzyego, żeby mnie nie obudził. Wstałam, wyraziłam swoje niezadowolenie, napiłam się herbaty, poszłam do sypialni rodziców i znowu się położyłam. Na chwilę przyszła do mnie Emi, posłuchała muzyki na słuchawkach, wymieniłyśmy opinie o akustycznych albumach Biebera, następnie zaśmoja siostra sobie poszła a ja spałam do pierwszej trzydzieści.
I tak oto studniówkę spędziłam ja – Majka…
Niespodzianka, to nie koniec wpisu! :p Prawie koniec, ale nie do końca, bo jeszcze początek ferii. Jutro wyjeżdżam do domu mojego szalonego kumpla z wydziału informatyki, bo idę z nim do teatru. W następną sobotę, dziewiątego, idę na koncert Benjamina. Jakoś w przyszłym tygodniu pożyczam od kolegi mikrofony binauralne do testów. Poza tym w środę wybiorę się z Zuzią do Warszawy, o ile się nie rozprzeziębię. Ale początek ferii miałam spokojny. Miałam perkusję i próbę, ale poza tym nic szczególnego nie robiłam. Śpię, czytam biografięJobsa, obejrzałam też o nim ładny film i ogólnie odpoczywam.
W tej biografi znalazłam pytanie, które mnie bardzo zaciekawiło. Był taki moment, kiedy bardzo popularnym pytaniem w różnych wywiadach było: co masz na swoim Ipodzie? I rzeczywiście! Wiecie, ile o nas mówi to, jakiej muzyki słuchamy? I to w danym momencie nawet, nie to, że styl cały. Wykonawca, piosenka… ja np. bardzo się zawsze interesuję, czego kto słucha. I tu pytanie do was. Nie pytam o Ipody, bo nie dość, że mi się jacyś gorliwi przeciwnicy apple zaraz włączą, to po prostu możecie nie używać, ale pytam: jakie, no, powiedzmy, od trzy do pięciu, piosenki są ostatnio u was na tapecie? Albo może wykonawcy jacyś? Odpowiedzi w komentarzach poproszę.
Sama się zastanowię, czekajcie. Wróciłam ostatnio do Warszawskiej Orkiestry Sentymentalnej, to dopiero jest dobry wynalazek. Uczę się ostatnio Christiana Caldeiry "hole in my heart" na gitarze, to tego teżsłucham. No i może jeszcze "wawing through a window" z broadwayowskiego musicalu "dear Evan Hansen". Polecam.
I teraz owszem, mogę skończyć wpis.
Więc kończę. WPis.
ja – Majka
Hej hej!
Dawno nie było zmiany awataru, więc przybywam z nowością. I to dosłownie, wyszło całkiem niedawno. Nowy utwór Jamesa TW, tak czekamy na ten album i czekamy, i co? W każdym razie, piosenka "you and me". I oczywiście, mam kilka osób, którym mogłabym ją zadedykować, ale chyba się powstrzymam od zwerbalizowanych dedykacji.
Pozdrawiam ja – Majka
Witajcie!
Pomyślałam, że jeśli mam pomysł, to czemu nie pisać, zwłaszcza, że mój pomysł polega na luźnych refleksjach natury wszelkiej, to komu to przeszkadza?
Jak państwo wiedzą, mam ostatnio wolne i keyboard. Nie skutkuje to na razie niczym prócz nauki, jak się nauczę,to wam pokażę. Na razie, z ciekawszych rzeczy umiem zrobić z czegoś sampel, a także umiem nagrać ścieżkę. Broń mnie Bóg się pomylić, bo już usunąć tej ścieżki nie umiem. :d
Wczoraj z kolei zajmowaliśmy się z tatą sprawami kablowymi, udało mi się przerzucić dźwięk z klawisza na moją wieżę, co jest dużo wygodniejsze od ciągłego przepinania słuchawek, a także przerzucić dźwięk z telefonu do klawisza. Co skutkowało takimi wydarzeniami, jak roland odtwarzający raz po raz: millenium, jeden nowa rzecz, millenium, jeden nowa rzecz… Mówiłam, że umiem coś zsamplować? 😉
Wieczorem i w nocy przeglądałam stare prace z gimnazjum. Prace były zadawane na polskim i pisane własnymi palcami, na maszynie, braillem, tłukłam te 3 lub 4 strony i prawdopodobnie myślałam, po co to robię… No a teraz wpadłam na genialny pomysł, żeby to przepisać na komputer.
Pierwsze, co mnie przy tej okazji przeraziło to to, że wtedy po polsku mniej więcej pisałam tak, jak teraz po angielsku. Może nawet trochę gorzej. Prace na angielski, nawet te licealne, zwykle wyglądają tak, że biedny uczeń stara się jak najbardziej lać wodę na temat, zwykle jadąc po dość prostych przykładach, albo przynajmniej sobie dobrze znanych, wśród prostych zdań wpychając niezliczone powtórzenia i, czasem kilka niepasujących do reszty, ładnych słów. Czyli, brzydkie zdania z ładnymi słowami, albo ładne zdania o niczym w sumie. Zainteresować nie zainteresuje, ale wytknie bardzo wyraźnie, że po 1. nauczył się tego i tego, a 2. zna znaczenie tego słowa! No, i mniej więcej tak wyglądają moje stare prace z polskiego. Ja na prawdę mam nadzieję, że teraz, pisząc po angielsku, wyszłam z tego stereotypu.
Inna rzecz, nowiny ze świąt! Dostałam bilety na koncert Benjamina! Można sobie zobrazować mój wyraz twarzy. 🙂 Niezależnie od tego, czy podejrzewałam, że je dostanę, czy nie. A, no i dostałam jeszcze futerał na keyboard, dziękuję, Mikołaju. Będę grzeczniejsza chyba. :p
Podczas wigilii moja siostra i moja kuzynka, jeszcze młodsza tak na marginesie, zrobiły przedstawienie. Śpiewały piosenki, czytały różne ciekawostki o świętach… I można sobie dużo mówić, że dość to było długie, że można jednak czasem nie śpiewać wszystkich zwrotek kolęd albo przynajmniej ich trochę więcej posłuchać, co by się nauczyć rytmu, można dużo… A jednak była to pierwsza wigilia od ładnych paru lat, podczas której moja rodzina wspólnie zaśpiewała kolędy. Więc na pomysł wcale nie narzekam. Zwłaszcza, żę sama przed świętami zaprzysięgłam się, że jeśli ktoś przy stole rozpocznie temat polityki, pracy, jak wiadomo najlepiej innych ludzi, lub instytucji kościoła, sama zacznę bardzo głośno śpiewać co mi tylko przyjdzie w danej chwili do głowy. I widzicie? Nie było potrzeby! Strasznie mnie jakoś smucą teksty typu: eeeej, cicho, nie mów tak o niej, święta są! To co kurde, w inne dni wolno nam się hejtować, bo tak? :p
Jedziemy dalej. Podczas przerwy świątecznej kilka osób zainspirowało mnie do powrotu do mojej pasji związanej z językiem angielskim, mianowicie do tłumaczeń nie tyle z angielskiego na polski, ale bardziej z angielskiego na nasze. Oznacza to mniej więcej tyle, że lubię pisać tłumaczenia piosenek w ten sposób, żeby można je było zaśpiewać. Nie wiem, jak to się nazywa, poetyckie tłumaczenie? Nie mam pojęcia. W każdym razie chodzi o to, co robi się przy okazji wystawiania sztuki w teatrze czy nagrywania polskiej wersji filmu. Nie wystarczy przetłumaczyć na polski, trzeba jeszcze od nowa napisać taki tekst w ten sposób, aby wszystko pasowało do rytmu. Przy okazji pytanie, czy ktoś ma jakiekolwiek pojęcie,, kto się tym zajmuje, a raczej, jak tacy ludzie rozpoczynają swoją pracę? Tłumacz idzie do wydawnictwa, aktor idzie na casting lub do szkoły, pisarz pisze i czeka na zmiłowanie boskie, wokalista ćwiczy śpiew i albo idzie do szkoły, albo do wydawnictwa… a taki tłumacz? To nie tylko chodzi o znajomość języka, trzeba jeszcze mieć jakieś tam zamiłowanie do pisania wierszem, no nie każdy lubi. To skąd oni ich biorą? Z nazwiska ludzi znam, ale poznałabym z chęcią ich historię. 🙂
Żeby nie gadać o niczym, podrzucę wam kilka przykładów. Dla teatru muzycznego Roma były robione tłumaczenia piosenek ABby do spektaklu Mamma Mia, swoją drogą zrobionego bardzo dobrze. No i na tłumaczenia też nie można narzekać.
Wykonanie live, ale myślę, że to nawet lepiej. Byłam na tym przedstawieniu dwa razy i uwierzcie, poszłabym i trzeci, gdybym mogła.
Dalej, podobna kategoria, tym razem filmy disneya. I tu wszyscy: oooo, co, król lew! Akurat nie, choć tam podobno za tłumaczenia mieliśmy dostać jakąś nagrodę. Czy to nie ta bajka? No nieważne. W każdym razie, ja sobie przelecę te 14 lat w przód i przyczepię się do filmu z tych muzycznych, aktorskich, Camp Rock. A nawet więcej, jeszcze jeden rok w przód, chodzi o Camp Rock 2. Tam była piosenka "wouldn't change a thing", od razu link,
trudna nie tyle tekstowo, ile po prostu trudno ją śpiewać, bo w tym samym miejscu idą dwa zupełnie inne głosy, z zupełnie innym tekstem w jednym momencie. Co ciekawe, tłumaczenie nie tylko było niezłe, ale także dosyć wierne oryginałowi. Znalazło się nawet na płycie Farny, nie tylko na polskim wydaniu ścieżki dźwiękowej z filmu.
Tą wiernością oryginałowi to tłumaczenie różni się od tłumaczenia piosenki z popularnego w podobnym czasie Highschool Musical, i tak jak kochałam HSM całym sercem, tak na tłumaczenie piosenki, po polsku zwanej "masz w sobie wiarę" dziwnie mi się teraz patrzy.
Jedziemy dalej i przechodzimy do tłumaczeń, które nie występują w telewizji. I czas na studio accantus, podejrzewam, że dość znana grupa. Wrzucam dwie rzeczy, które są w Polsce przetłumaczone tylko przez nich. Pierwszy link, to piosenka "don't say yes" z serialu "Smash". Wielki podziw dla tego, kto to przekładał na polski, choćnie robił tego bardzo dosłownie.
Druga nutka to utwór z musicalu "afera mayerlink" niestety nigdy nie granego w Polsce.
Jak chce ktoś sobie porównać z oryginałem, to bardzo proszę, ale jest po niemiecku, więc sami szukajcie. xd.
Jest też na youtubie dużo tłumaczeń piosenek popularnych, znanych z filmów lub radia, z tym, że… no cóż, bardzo trudno znaleźć mi takie, które by mi się podobały. Nie wiem, czemu ludzie wychodzą z założenia, że, jak wrzucą tekst w tłumacz i po prostu zaśpiewają, co im wyjdzie, albo jak będąrymować dwa identyczne słowa, to już jest polska wersja. Jedyne, co umiem zwykle wybaczyć, to poprzesówane akcenty w słowach, tak najczęściej wychodzi. Ale ludzie, serio, można nad tym troszkę dłużej posiedzieć. Za to dokonałam ostatnio odkrycia odwrotnego, mianowicie, jedna dziewczyna wrzuca na swój kanał covery różnych piosenek, w tym niektórych polskich, ale, po angielsku. Poniżej przykład.
Powiem wam, że chyba na prawdę się za to niedługo zabiorę, i chyba spróbuję też cośzrobić w drugąstronę. Mam trochę tłumaczeń z angielskiego na polski, może czas na cośprzetłumaczonego w drugą stronę…?
O, sprawdziłam. Złe tłumaczenia na angielski też są. :d
Cóż tam jeszcze u mnie. Po 1. w czwartek widziałam się z Zuzią, ukrzywdziła byś mnie, Humanie, gdybym o tym nie napisała, co? I wypiłam gorącą czekoladę, bardzo dawno nie piłam gorącej czekolady! Trzeci dzień świąt uczciłam! 🙂 Za to wczoraj miałam próbę zespołu, też dobrze, czwarty dzień świąt również uszanowany. Muszę tylko coś wymyślić na dziś. Może lekturę poczytam? Może się pouczę do matury…? Ha… ha… ha…
Pozdrawiam ja – Majka
PS Jakie macie ulubione piosenki świąteczne, ale nie kolędy? Co dostaliście na święta?
Hej hej!
I jeszcze zmiana awataru konieczna. Poznałam tę piosenkę 24 godziny temu i jestem nią bardzo mocno zauroczona. Śpiewa to Alec Benjamin, możecie mi wierzyć lub nie, ale on ma 24 lata. Ja bym powiedziała, że 16, no nie? 🙂
Piosenka nazywa się"Steve" i opowiada historię Biblijnego "zakazanego owocu" w bardzo interesujący sposób. Ja to na pewno przetłumacze na nasze, bo na polski już gdzieś pewnie tłumaczenie jest. Ja to napiszę wierszem i tu wrzucę chyba, bo serio, uwielbiam pomysł. 🙂 Poprawia mi nastrój. Morał z bajki jest taki: zastanawiajcie się, co macie i czy warto to tracić dla jakiejś pokusy jednej. A oto link.
Pozdrawiam i miłego słuchania
ja – Majka