Kategorie
wspomnienia i dłuższe opisy

Kwiatki ze szkół wszelkich jeszcze na Dzień Edukacji, czyli odpowiedzi na Q&A cz 1

Hej hej!
Początek odpowiedzi obiecałam w weekend, ale pewne zawirowania, głównie zdrowotne, a trochę służbowe, sprawiają, że są dziś. Przyznaję jednak, że w tym wpisie będzie tylko kilka odpowiedzi, zato dotyczących tematu. Ogólnie natomiast post związany jest z, a jakże, Dniem nauczyciela.

Tak tak, świętujemy, moi drodzy, ja też sobie poświętuję, bo w końcu poszłam po coś na tę pedagogikę, nie? 😉
Pod ostatnim wpisem zadaliście całe mnóstwo pytań, jednak zanim jeszcze jakiekolwiek pojawiły się tam, pod moim postem na facebooku zjawił się komentarz:
"To za miesiąc poproszę bloga o wykładowcach. Sama też mogę się podzielić kwiatkami ze studiów."
Prośba ta przyszła od mojej wychowawczyni z krakowskiego internatu, a uwierzcie, prośbom TEJ pani się NIE odmawia!
Uznałam jednak, że nieco zmienię zasady i nie za miesiąc o wykładowcach, a dziś, ogólnie, o wszystkich. O wszystkich, którzy przez różne etapy edukacji mieli na mnie wpływ. Gdzie byśmy byli bez nauczycieli?
Pomijając to, żebyśmy się wyspali przynajmniej…

Podstawówka / gimnazjum

Zaczniemy sobie, jak to zazwyczaj bywa, od początku. Kwiatki ze studiów zazwyczaj wspomina się na podstawie cytatów, postaram się używać tej metody w całym tym wpisie, bo gdybym chciała wypisać wszystkie anegdoty z tego okresu, napisałabym książkę. Zrobiłam jedną kategorię z dwóch etapów edukacyjnych, po pierwsze dlatego, że gimnazjum nie ma, a po drugie, bo to w moim przypadku była jedna szkoła i przejście do gimnazjum od podstawówki różniło się tym, że nauczyciele przypominali nam o innych egzaminach i mieli argument, że: jesteście już gimnazjalistami, zachowujcie się poważnie!
Wychowawczynie miałam dwie, w nauczaniu początkowym i później, od czwartej klasy. Pierwsza z nich do tej pory obserwuje to, co robię i jestem jej za to wdzięczna. Ja pamiętam, jak jeszcze miała panieńskie nazwisko, ona pamięta, jak miałam sześć lat, nie umiałam prawie nic i bałam się wentylatora w łazience.
Druga wychowawczyni już od czwartej klasy mogła być świadkiem tego, że ja, to jestem ta, co nagrywa wszystko i wszystkich. Mam jeszcze nagrania z zielonej szkoły w piątej klasie, kiedy pytam ją o wrażenia. Powiedziała wtedy, że OK, ona się wypowie, ale niech ja jej powiem, co to jest za radio, telewizja, no generalnie, skąd ja jestem? Z braku pomysłu odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że z Żyrardowa, co nieco rozluźniło atmosferę i pani do nagrania się wypowiedziała.
Tak przy okazji, proszę Pani, jeszcze raz sorki, że zjedliśmy ten batonik, serio nie wiedzieliśmy, że to Pani!

Oczywiście, oprócz wychowawczyń, męczyło się z nami jeszcze kilka osób.
Sporo wspomnień mam z matmy, fizyki i chemii, pewnie dlatego, że wszystkie te przedmioty mieliśmy z jedną osobą.
– Ile my mamy razem godzin! – Wołaliśmy z zachwytem, na co nasza nauczycielka niezmiennie odpowiadała.
– Nooo, widziałam, wiecie, mi powinni dawać dodatek za szkodliwe warunki! –
Dodam jeszcze, że w brew legendom i stereotypom na temat Lasek, więcej jest tam pracowników świeckich. Tutaj jednak, faktycznie, nasza nauczycielka przedmiotów ścisłych pracująca w jakże szkodliwych warunkach, jest siostrą.
Kiedyś na fizyce zapytaliśmy przy jednym doświadczeniu.
– Proszę siostry, a to się od tego nie zapali? –
– To? A, nie wiem, sprawdzimy? –
Oczywiście, tak naprawdę wszyscy tam przestrzegali bhp, woleli przestrzegać, natomiast uśmiech szalonego naukowca zawsze spoko. Bardzo często robiliśmy doświadczenia, nie tylko na lekcjach, ale też podczas dni otwartych, dla gości.
– Proszę siostry, co tak pachnie? – Zapytaliśmy kiedyś przychodząc na jeden z takich dni.
– To ciasto, ale to nie dla was, to dla gości! A przynieść wam to? – Okazało się, że poczęstunku starczyło i dla nas.
I my byliśmy zadowoleni, i goście, mówię oczywiście o doświadczeniach, nie o cieście. Cieszę się, że siostra włożyła dużo wysiłku, żebyśmy jednak mogli zaobserwować świat samodzielnie i większość tematów miało choć jedno doświadczenie dla nas dostępne. Okazywało się, że nie wszystko musi zmieniać kolor lub świecić. Może również wydzielać zapach, syczeć, obracać silniczkiem albo robić całkiem fajny huk. To ostatnie to balon nad świeczką, dodam, że był w nim inny niż zazwyczaj gaz. Było fajnie.

Co do innych lekcji, z gimnazjum pamiętam, że wszyscy nauczyciele mieli w pewnym momencie z nami ciężkie przejścia, bo weszła moda na kulki magnetyczne. Nie chwaląc się jam to sprawił, przyniosłam kiedyś małe, magnetyczne kulki, z których można układać różne kształty. Od tej pory bawili się nimi wszyscy, przy okazji gubiąc je i ich potem szukając, a czepiały się wszystkiego. Zabierali nam je, ja wieeem, sami chcieli układać!
– Ej, słuchajcie, ale co wam się wszystkim stało? – Nasza wychowawczyni miała święte prawo zadać to pytanie po tym, jak połowa klasy w trzeciej gimnazjum stwierdziła, że w razie otrzymania nagrody na koniec roku, chcą dostać te kulki.
Co do cytatów, jakoś przy okazji przypomina mi się nasza pani od geografii. Zazwyczaj nazywała nas kochanymi słodyczkami, ale kiedyś, wchodząc do klasy, akurat nie naszej, stwierdziła, że: dzicz! Dzicz to jest!
Cóż mogę powiedzieć, przeszło do historii.
Do historii przeszedł też ksiądz, uczący nas przez kilka lat religii. Kto w tamtym czasie w Laskach był, na pewno go pamięta. Oglądał z nami filmy, rozdawał plusy za aktywność w tempie błyskawicznym, zwłaszcza, jak nam się przypomniało, że jednak jakieś oceny wypadało by mieć…
– Słuchajcie, trzeba postawić jakieś piątki, co? No dobrze, to chcąc nie chcąc… – I stawiał. No i robił kartkóweczki. Rozpoczynał to zawsze tym samym:
Kaaartkóweeeczka! Kartkóweczka składa się z trzech części: pierwsza to imię i nazwisko, drugie to moje pytanie i wasza odpowiedź, a trzecie, to dowolny komentarz. Tylko druga część podlega ocenie!
I faktycznie, w ramach dowolnego komentarza można było napisać wszystko, od pytania, którego nie chciało się zadawać publicznie, aż do zasłyszanego ostatnio kawału.
Pamiętam też, że ten ksiądz jechał z nami do Rzymu na kanonizację Jana PawłaII, na postoju częstował jabłkami i skojarzenie z zakazanym owocem jakośsamo się nasunęło.
A tak poza tym śpiewał, żartował i zawsze wszyscy chcieli z nim zwiedzać.

A propos religii, kiedyś mój znajomy zapytał pani od niemieckiego, kiedy będzie można poprawić tę kartkówkę, która zaraz będzie.
– Czekaj czekaj, może nie będzie trzeba poprawiać. – Nauczycielka była pełna optymizmu.
– A wierzy pani w cuda? –
– Yyyy… no wierzę! –
Taki to, widzicie, ośrodek pełen wiary.

Internat

Tak tak, drodzy czytelnicy, ja już wtedy miałam kontakt z internatem, choć nie zostawałam w nim na cały tydzień. Tym internatem, co to jedni wychwalają, inni demonizują ponad wszelkie pojęcie, a wystarczy po prostu spytać, na jakich ludzi się tam trafiło. I już. Bo przecież to zawsze od tego zależało, cała atmosfera w internatowej grupie zależy od tego, jakich rówieśników i wychowawców tam ze sobą macie.
W pierwszych latach mojego pobytu istniał tam sobie taki, dla mnie przykry, obowiązek, zwany półgodzinnym czytaniem. Polegało to na tym, że te pół godziny czytania brajlem każdy odbębnić musiał, wiem, że kiedyś tego było nawet więcej. Pani Ania, wychowawczyni, która była ze mną w grupie najdłużej, do tej pory wspomina, że podobno, kiedy przychodziła na dyżur, pierwszym, co słyszała był raport małej Mai: pani Aniu, jakby co, to JUŻ czytałam!
Coś w to wątpię, patrząc na to, w jakim tempie ja teraz czytam brajlem. Ćwiczcie, dzieci, ćwiczcie!
Pani Ania miała wiele swoich charakterystycznych cytatów i zwyczajów. Wiele dziewczyn z grupy pamięta na przykład, że gdy nie chciała komuś czegoś głośno i publicznie wypominać, mówiła to brajlem. Przykładowo, kiedy chciała dać znać, że na stole pozostała nieumyta filiżanka, potrafiła powiedzieć, że: Majeczko, przypominam ci o czymś na literę pierwszy, drugi, czwarty. Czyli F.
Podejrzewam, że dziewczyny najmniej lubiły, jak przypominała im o czymś na literę pierwszy, drugi, czwarty, piąty, G, czyli o generalce. Generalka, to było generalne sprzątanie w aneksie kuchennym i obawiam się, że wolę półgodzinne czytanie.
Do tej pory używanym przez nas cytatem jest też oczywiście zdanie, które pani Ania często wypowiadała wieczorami, kiedy zbyt długo przesiadywałyśmy przy herbacie czy przed telewizorem, a późno się robiło. "Dziewczyny, ja was nie wyganiam, ale idźcie już."
Jeśli ktoś zwrócił uwagę, że: pani Aniu, nie chce mi się, pani Ania od razu znajdowała rozwiązanie: to nie chcąc ci się idź. Do tej pory, jak komuś się nie chce iść po czajnik albo wstać wyrzucić śmieci, potrafimy z przyjaciółką mówić: nie chcąc ci się idź.

W internacie na wspomnienie zasługuje też kilka innych osób. Siostra Agata wymyślała nam mnóstwo sposobów na zabawę, włączając w to pozwolenie na rozłożenie namiotu w grupie, bo akurat na zewnątrz nie było pogody. Siostra Zdzisława czytała nam książki i do tej pory pamiętam "wyspę złoczyńców" w jej wykonaniu. Pani Monika i pani Ola grały na gitarach, więc na wieczornych zbiórkach się śpiewało. Pani Ewa była ze mną w grupie w różnych latach, w tym przy okazji mojej ostatniej klasy. I nie byłoby w tym nic takiego, gdyby nie to, że w tej ostatniej klasie nadal pamiętała i przypominała o tym mnie, że ona, to mnie zobaczyła, jak byłam taką małą Mają, miałam dwa warkoczyki i wstążeczki. Dzięki, pani Ewo, dzięki! 😉
No i oczywiście nasze podróże meleksem, przy okazji których jedna wychowawczyni uczyła się jeździć, a druga bardzo wspierała ją duchowo, głównie śpiewając pod nosem „anielski orszak”.

Orientacja

Zuzanna napisała w komentarzu:
"Pytanie z ogólnych, ale bardzo mnie ciekawi, ile czasu zajmuje nauczenie się nowej trasy osobom niewidomym?"
Niedługo postaram się pod tym postem, albo nawet tutaj, edytując, wrzucić link do szerszego artykułu na temat orientacji, który może Cię zainteresować.
Edit: Oto obiecany link.

Zapytaj niewidomego 11. O białych laskach i psach przewodnikach, czyli o orientacji przestrzennej osób niewidomych

W skrócie jednak mogę odpowiedzieć, jak prawnik, to zależy. Każdy ma inne predyspozycje, każdy ma inną orientację i innego czasu potrzebuje. Zależy to też, rzecz jasna, od trasy. Przykładowo ja się nauczyłam dojeżdżać na studia podczas kilku zajęć z orientacji, tylko, że wtedy trasę omawiała ze mną instruktorka. Nie zmieniało to jednak faktu, że prawie do samego czerwca wracać z Akademii wolałam z kimś, bo zawsze się umiałam zaplątać przy wejściu do tunelu pod Alejami.

A no właśnie, instruktorka. Przez lata nauki w Laskach miałam również zajęcia z orientacji przestrzennej, podczas których uczyłam się chodzić z laską, pokazywano mi nowe trasy w ośrodku i poza nim, ale także układałam i rysowałam plany znanych i nieznanych miejsc, uczyłam się podpisywać dokumenty i rozpoznawać monety, a także, jak akurat była okazja, grałam w gry.
Tu podziękowania należą się pani K., która miała ze mną zajęcia przez czas krótki, ale do tej pory pamiętam, że dostawałam punkty za dobre zachowanie i za te punkty potem grałyśmy w gry. Następnie wspomnę panią O., co zajęcia ze mną miała przez chyba 7 lat, wbiła mi do głowy wszystkie poprawne techniki posługiwania się laską, przechodzenia przez skomplikowane skrzyżowania, a także musiała znosić moje komentarze na przeróżne tematy. Pamiętam, jak omawiałyśmy kiedyś spory plan całego ośrodka.
– Tu na przykład jest cmentarz, tam też sobie kiedyś pójdziemy. –
– Nooo, kiedyś na pewno. – Westchnęłam filozoficznie. Pani westchnęła również, ale mam wrażenie, że z innego powodu.
No i na końcu, ponieważ męczy się ze mną najdłużej, wspominam panią A., która uczyła mnie w przedszkolu i na początku podstawówki, potem miała, jak rozumiem zasłużoną, przerwę, a potem wróciła do mnie na koniec gimnazjum, liceum, a i przy studiach się jeszcze zdarza. Ta kobieta znała mnie wtedy, kiedy sprawą oczywistą było, że jeden i jeden, to jedenaście, to przecież logiczne. Nauczyła mnie podstaw brajla, podstaw orientacji i podstaw logicznego myślenia. Potem przy przejściu z gimnazjum do liceum, przez całe liceum, które do interesujących okresów należało, żeby w końcu uczyć mnie drogi na uczelnie, na której sama kiedyś broniła magisterki.
– Wiesz, jak to jest miło popatrzeć, że ty idziesz, i ty wiesz, czego szukasz! – Powiedziała mi pewnego dnia po drodze na APS i to był naprawdę miły komplement.
Nauka orientacji to bardzo wymagające zajęcie, uczy się tam naprawdę wielu różnych umiejętności i wg. mnie trzeba nie tylko umieć tłumaczyć trasę, ale też mieć wypracowany sposób dogadania się z uczniem. Musimy się wzajemnie rozumieć i sobie ufać, w tym przypadku to się udało, za co jestem wdzięczna. To właśnie ta kobieta chwaliła mnie, kiedy coś ogarnęłam, pocieszała, kiedy miałam załamanie nerwowe, ale także zwracała uwagę: Maju, ja bym jednak wolała, żebyś teraz skoncentrowała się na zadaniu!
Spokojnie, w gry też czasem grałyśmy. Proszę pani, kostkę do gry nadal noszę ze sobą.

Szkoła muzyczna

Jeśli nauczanie mnie w szkole wymagało cierpliwości nauczycielskiej, uczenie mnie czegoś związanego z muzyką wymaga cierpliwości anielskiej!
Do dyplomu z fortepianu doprowadziła mnie pani, która aktualnie jest dość ważną osobą w szkole muzycznej w Laskach i kiedyś, jeszcze zanim zaczęła mnie uczyć, jakoś jej się z dziewczynami bałyśmy.
Okazało się, że bać się nie ma czego, choć temperamenty obie prezentowałyśmy wybuchowe. Cytatów z fortepianu dużo nie pamiętam i może dobrze, bo dotyczyłyby mojej gry, natomiast pamiętam, jak kiedyś, niedługo po objęciu kierowniczego stanowiska, pani ta miała gdzieś wygłosić parę słów. My też się przygotowywaliśmy do występu, w chórze chyba będąc.
– No i co, masz już przemowę? – Zagadnęła pani z działu promocji.
– A dajcie mi wy wszyscy święty spokój! – Odpowiedziała uprzejmie moja mistrzyni fortepianu.
– Ooo, i tak można zacząć! – Ucieszył się nauczyciel akordeonu, wchodząc akurat wtedy do pomieszczenia.
Tak, taką mieliśmy atmosferę. Podobna panowała na próbach zespołu kameralnego, gdzie miałam niewątpliwą przyjemność poznać kierownika naszych zespołów, tamtejszego nauczyciela gitary basowej, a tak w ogóle, to basistę Kapeli ze Wsi Warszawa. Musiał nas ogarniać nie tylko podczas prób, ale także podczas występów.
Na przykład wtedy, kiedy przemawiają ważne osoby, a my z klawiszowcem nabijamy się przy bocznym stoliku. Zgasił nas wtedy prostym komunikatem: proszę się nie śmiać, bo ten pan płaci!
Ale dziękować mam za co, bo nauczył nas na pewno ciężkiej pracy, nawet, jak o zespół nie chodziło. Kiedy dowiedział się, jak trudną piosenkę wzięłam sobie na konkurs, zapowiedział, że no dobra, wybrałam sobie, to proszę, ale tego zepsuć nie można i będziemy ćwiczyć. I faktycznie, śpiewałam to parę miesięcy na próbach obu zespołów, jemu zawdzięczam, że wyszło.
Nauczycielowi perkusji natomiast mogę być wdzięczna za metronom w głowie, co jak co, o technikę dbał! No i ze mną wytrzymywał, a to było nie lada zadanie, zważywszy na to, że jak byłam naprawdę mała, to zajęcia mieliśmy w studiu nagrań, po którym lubiłam sobie krążyć i oglądać. Nawet raz wywróciłam ściankę akustyczną, co okazało się dość prorocze, biorąc pod uwagę lata późniejsze. ;p

Następne pytanie od Zuzanny:
"Gdybyś mogła magicznie wybrać jakiś instrument muzyczny, na którym nauczysz się grać na poziomie, powiedzmy, całkiem znośnym, co by to było?"
Zawsze chciałam grać na gitarze. No i gram. Kilka akordów i to nie zawsze dobrze. Ja wiem, capodaster to jest magiczne narzędzie i posługuję się nim, ale chciałabym grać, jak gitarzysta, a nie jak, no cóż, jak ja.
Gdybym miała wybrać instrument, którego w ogóle nie znam, to chyba flet. Tak, moi drodzy, ja się NIE uczyłam grać na flecie w podstawówce, nawet tym prostym. Wybieram poprzeczny, tak dla jasności.

Na koniec tej laskowskiej przygody dodam jeszcze, że Lwica prosiła o jakieś wspomnienie z Lasek, którego jeszcze tu nie było.
Myślisz, kochana, że ja pamiętam, co tu było? Ale co do muzycznej, mogę ci powiedzieć, że świetnie wspominam mój dyplom. Stres był, ale pamiętam, że pierwszy raz miałam znajomych, rodzinę i nauczycieli w jednym miejscu. Po dyplomie mieliśmy poczęstunek, kwiaty, prezenty, wiesz… Byliśmy sławni wtedy! Pamiętam, że tuż po zagraniu kłaniałam się, jednocześnie starając się usilnie przekazać mojej nauczycielce scenicznym szeptem pytanie: no i jak?! I jak z tej sceny wreszcie zeszłam, to jedna bliska osoba, od której wsparcia oczekiwałam, przywitał mnie słowami: no ale kłaniać, to cię ta pani nie nauczyła!
Faaaajnie było. :p

Liceum

Księżniczka pisze do mnie:
"Jakie masz wspomnienia z liceum dzisiaj największe i czemu to prawdopodobnie angielski? 😀"
Dzięki, moja droga, dzięki! ;p

No już, tłumaczę. Na angielski zawsze trafiałam dobrze, moja wychowawczyni z nauczania początkowego była właśnie anglistką, potem miałam różne nauczycielki, w tym na końcu taką, która nas gramatyki wyuczyła bardzo skutecznie. Zawsze ten język lubiłam, uczyłam się ze szkoły, z tekstów piosenek, starałam się używać.
W liceum natomiast, tak owszem, angielski był ciekawy. Ja wiem, że czasem, jak ktoś się nie nauczył zwłaszcza, był płacz, lament i zgrzytanie zębów. Nie należy jednak tracić wiary!
Anglista z pierwszej klasy liceum sam kiedyś bardzo trafnie określił swoje lekcje: tam trzeba znać odpowiedź, zanim jeszcze padnie pytanie! Pół szkoły go się bało, ja go lubiłam. A nie było to proste po tym, jak się kiedyś nie nauczyłam któregoś perfectu i cała klasa miała niespodziankową kartkóweczkę! I tam już nie było dowolnych nieocenianych komentarzy…
Tak poza tym, to puszczał nam seriale, swoją drogą nie znam nikogo więcej, kto by tak szczegółowo potrafił zrecenzować serial, przygotowywał nas do ustnej matury zadając najprzeróżniejsze pytania i kazał opisywać obrazki.
– Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal… – Powiedziałam kiedyś myśląc, że mówię cicho.
– Ty nie kombinuj, koleżanka ci zaraz ten obrazek opisze i ty mi też wszystko powiesz! –
No, mniej więcej dlatego się lubiliśmy.
Pamiętam, że kiedyś był w podręczniku tekst, w którym była mowa o grze terenowej w polowanie na zombie. Potem dostaliśmy zadanie wypisania plusów i minusów bycia takim zombie, no bo przecież plusy i minusy są na ustnej maturze, a na końcu dowiedzieliśmy się, że przynajmniej teraz wiemy, jak załatwić zombie i możemy to sobie wpisać do CV. Jeszcze jakieś pytania? Do matury do niego chodziłam na zajęcia.
Od drugiej klasy w liceum uczyła nas anglistka, która z kolei wdrożyła nas we wszelkie tajniki zadań egzaminacyjnych, słówek i gramatyki. Do tej pory pamiętam, że zdanie "Mary była dana kwiatkiem przez Johna", to jest po angielsku bardzo dobre zdanie! Maturę miałam na 98, a u pani z trudem czwórkę i do tej pory wdzięczna jestem, że mi dała kartkówkę poprawić.

Cytat z matmy:
– Proszę pani, obliczyłam granicę! –
– Gratuluję, cztery procent! –

Cytat z fizyki:
Czekaj czekaj, moment. Bo tobie tu zaraz wyjdzie, że zero równe jest zero. I to jest niewątpliwie prawda, ale jednak nie będziemy się tym zajmować!

No i oczywiście, nasze lekcje polskiego. Tylko tyle, albo aż tyle.

Pytasz mnie o wspomnienia z liceum, to ja Ci powiem. Do tej pory pamiętam, jak na naszej jedynej długiej, szkolnej wycieczce, kolega Piotrek leciał taką wielką huśtawką w parku linowym i, lecąc, krzyczał:
– Kur**aaaaa! Ja pier*****leeeee! – I dokładnie tym samym tonem dodawał. – Przeeepraaaaaszam, pani prooooofeeeeesooooor! – Wiedział, że wychowawczyni stoi na dole. Cudowne!
Cudowne, jak nasze próby The Reds przed świętami. My, skrajnie zmęczeni, na wzajem do siebie: kto teraz gra, ty nie graj, nie umiesz to nie graj!
A nasza opiekunka do vice dyrektorki: no widzi pani, tacy wszyscy dla siebie mili jesteśmy.

No i oczywiście pozdrawiam moją wspomagającą, która kiedyś przedstawiła się mojemu koledze, z którym poloneza tańczyłam:
– Dzień dobry, ja jestem Ewa, my się z Mają wygłupiamy na matematyce. –
A tak serio się przecież nie wygłupiałyśmy! Tylko układałyśmy kulki magnetyczne… Yyyyy…

Szkoła policealna

O Krakowie ja tu napisałam mnóstwo. I o naszych nauczycielach realizacji, którzy cieszyli się, że po naszych zajęciach już weekend i można odpocząć. I o moich współklaścach, z którymi chodziliśmy pod most poskakać, poklaskać i pokrzyczeć, bo tam fajne echo było… Dźwiękowcy to jest dziwny rodzaj boskich stworzeń.
I o wychowawcach, których do tej pory nie wszystkich poczęstowałam kinderkami, a szkoda.
Byli tam również nauczyciele z muzycznej, kolejni z anielską cierpliwością. Pan od fortepianu, który słabym głosem mówił: Majaaa, ale ty byś może jednak poćwiczyła, cooo? No i pan od perkusji, który przynajmniej próbował czegoś mnie nauczyć na instrumentach sztabkowych i mówił:
– To musisz lewą ręką. Lewą, lewa to jest ta, co ma kciuk z prawej strony! –
– No chyba, że odwrotnie tłumaczę. – Dodawałam od razu i potem nie było pięciu minut lekcji, bo cytowaliśmy kabaret moralnego niepokoju.
Jeśli ktoś chce więcej o Krakowie, odeślę chyba do poprzednich wpisów, pozdrowię natomiast panią, co prosiła o wpis o wykładowcach, bo ona z Krakowa. Zdrowie biuralistów! Właśnie przechodzę do studiów!

Studia

Czas studiowania, to czas nieco niezwykły. W liceum mogło mnie nie być przez połowę zajęć, usprawiedliwione, to w porządku. Na studiach nie ma mnie na ćwiczeniach więcej niż dwa razy i do widzenia, zapraszam na nadrabianie! Muszę również uważnie wczytać się w regulamin studiów, bo jak ktoś nam mówi o swoich zasadach na zajęciach i zaczyna od: "zgodnie z regulaminem studiów", można by pomyśleć, że tych regulaminów jest ze trzy co najmniej.
Cytaty jednak zjawiają się na każdych zajęciach!
Przyznam, że w tym roku jeszcze mało, bo pierwszy tydzień, to tydzień organizacyjny, a drugi leżałam w łóżku kaszląc i katarząc. W zeszłym roku jednak trochę tego było.
Z filozofii: Konia z rzędem temu, kto powie, czym jest dusza.
Od tego stwierdzenia tak naprawdę zaczęliśmy. W ogóle dziwne to były wykłady, bo to były wykłady w środę na ósmą rano. To sobie imaginujcie.
Cytat: Pójdzie lista i trzymajmy się tego, kto jest. Tym bardziej, że dziś mówimy o teorii: byt jest, a niebytu nie ma.

Następny piękny cytat mam z historii wychowania i muszę powiedzieć, że to były cudowne wykłady i ćwiczenia, podczas których prowadząca udowodniła mi, że system bez oceniania i przymusu naprawdę mógłby się sprawdzić, gdyby wszyscy nas traktowali z tak ogromnym szacunkiem, jak ona.
A, no i też lubi muminki!
Cytat: "Tak zwykle przedstawia się te dwie epoki. Nie wiem, czemu państwo zostali oszukani, ale tak nie było. Wygodnie się tego uczy, no nie? Tylko fakty się nie zgadzają… No ale to tym gorzej dla faktów."

O wielu faktach uczyliśmy się również na pedagogice ogólnej, były wykłady i ćwiczenia. Wg. mnie na zacytowanie zasługuje tu zdanie z ćwiczeń, które bardzo ładnie podsumowuje podręczniki akademickie.
Cytat: Niektóre książki czytałem kilka razy, po kilka razy jedno zdanie, albo kilka stron, czasami kilka stron, to było jedno zdanie…

Na podstawach psychologii działa się historia. Doktor, który miał z nami wykłady, miał je w czwartki popołudniu. Teoretycznie czwartek, wszyscy zmęczeni, przed 18 aula powinna być pusta. Do niego chodzili wszyscy. Na ćwiczeniach magister z nami ćwiczący zapytał, z kim mamy. Z nim? To idźcie! Nawet, jak ktoś nie chodzi na wykłady, raz idźcie, zobaczcie!
No i zobaczyliśmy. Mówili, że darmowy standup, mówili, że coś się dzieje, ja sama widziałam, jak na imprezie urodzinowej mojej koleżanki pokazywali sobie screeny z prezentacji tego gościa!
Cytat: Sokrates był uprzejmy zauważyć, że człowiek ma jakieś życie wewnętrzne.
I ten pan nam to życie wewnętrzne, wraz na przykład z temperamentem, bardzo fajnie tłumaczył. Oto człowiek, który zrobił kiedyś wykład o atrakcyjności i zainteresowaniu, to jest bardzo smutny wykład swoją drogą, i na początku slajdów co? Swoje zdjęcie! Yeah! <3
Na pedagogice społecznej padło kiedyś zdanie:
Cytat: Szkoła polska przygotowuje do ciszy.
No więc podstawy psychologii na pewno pozwoliły nam zabrać głos!

Cytatów na razie tyle, jak zapytacie w komentarzach o coś na temat edukacji, postaram się tam odpowiedzieć, a już za tydzień kolejny odcinek związany z odpowiedziami na pytania wszelakie, zwłaszcza, że wciąż ich przybywa!

Pozdrawiam was ja – Majka

PS Pani Kingo, nauczyła mnie Pani rysować. Teraz, z tej drugiej strony, widzi Pani pełen obraz. Jak to w końcu jest, damy radę?
Nadal tęsknimy.

68 odpowiedzi na “Kwiatki ze szkół wszelkich jeszcze na Dzień Edukacji, czyli odpowiedzi na Q&A cz 1”

Nie odniosę się jakoś szczególnie, bo to nie moje czasy i środowisko, ale faktycznie czyta się bardzo milutko. 🙂

Do 2016 r. Sporo ludzi wtedy z Lasek wychodziło, ślubowało chyba 20 absolwentów.

Że co robiło tych wiele osób @Maja? Składacie jakąś przysięgę Laskokratesa, czy coś? xd Że nie wydacie tajemnic szkoły Waszej, internatu Waszego i przyległości też?

Że będziemy dobrze mówić o ośrodku, Boga nieść w sercu i duszy czy tam duszy i duszy i takie tam. Godnie reprezentować wszystko i wszystkich, ale ja niejestem Mają, więc przepraszam, że się wypowiadam 😀
Ładnie piszesz, szkoda, że ja tak nigdy nie umiałem.

Zazwyczaj jest ślubowanie na początku nauki, my w Laskach mieliśmy na końcu. Mnie się te dni zazwyczaj podobały, bo przed ślubowaniem zawsze któraś placówka przygotowywała program artystyczny i jak się postarali, potrafiły być fajne.

Wg pisze się bez kropki na końcu #theeditors, a tak poza tym to czytam z zainteresowaniem.

Edukacja godna członkini zarządu fundacji, nie ma co. Co dalej? Studium tyfloinformatyczne, studia psychologiczne czy praca na Niewidzialnej Wystawie?

Ej Maja, nie wiedziałem, że masz własnego bota na blogu. Taki Chat GPT tylko w okrojonej wersji, bo dosyć monotematyczny. Albo jednak po przemyśleniu bardziej spam bot. I mam to co Żywek, też chciałbym tak umieć 🙂

@Paulina O, nie wiedziałam, że niewidzialną też hejtujemy.
Tyflo niezbyt lubię, psychologia akurat nie dla mnie w formie studiów. Także szukajmy dalej.

Są trzy etapy zmęczenia. Zmęczona, bardzo zmęczona i ten, gdy na próbie pada
A nie mogłabyś tego zaśpiewać męskim głosem?
Najlepsza próba The Reds!

Dla mnie najlepsza, to była, jak sobie wymyśliliśmy bohemian rhapsody i na ostatnie 15 minut zawsze zostawały tylko wokale, stawały wokół pianina i robiły: aaaaa, aaaa, aaaa, aaaaa… Nie, nie wyszło, jeszcze raz. Aaaaa, aaaa, aaaaa, aaaaa… I tak w kółko.

I jeszcze jaki niedouczony ten bot, gdzie filologia angielska albo lingwistyka stosowana w tym zestawieniu? 😛

A swoją drogą, skoro powyższe są be, to jaki jest idealny zawód wyuczony dla członka fundacji?

Ale nie niewidome. Niewidomi nie mogą za dużo gotować, bo jeszcze zbyt wysoko postawiliby poprzeczkę…

Pańswo Drodzy, stop, ja wiem, irytujące, olewamy i wracmy do szkół!
Swoją drogą w połowie specjalistycznych, gdyby ktoś miał do mnie ale, że odrzucam specjalistów.

Nazwę ją: w ciemno. Będziecie mogły wejść do Empiku i powiedzieć: wezmę "w ciemno". Geniusz! <3

„Za to” piszemy osobno, a „kapodaster” przez „k”. Jak na przyszłą laureatkę Literackiej Nagrody Nobla zaskakująco dużo tu podobnych pomyłek popełniasz.

@Maja Łamiesz mi serce… Żeby nie powiedzieć, że starasz się o nagrodę? Jeszcze komu jak komu, ale mnie??? Dlaczego Paulina wie pierwsza???

@Paulina Za to, obawiam się, wina klawiatury. Co do klipsu do gitary, akurat widziałam napisane różnie, tak jak braille i brajl. Jedni spolszczają, inni nie, w oficjalnych dokumentach pewnie jest oficjalna metoda, ale ten blog, Bogu niech będą dzięki, nie jest oficjalnym dokumentem.

I jeszcze jedno pytanko: czemu nie zwróciłaś mi na to uwagi wcześniej? Ja robię sporo błędów bez korekty, to prawda. Nobliści chyba jednak redaktorów mają, poczekam, ale wróćmy do tematu. Ja robię sporo błędów, to prawda, a tobie się to przypomina teraz? Teraz, kiedy wszystkie inne metody he… a, sorki, przepraszam, konstruktywnej krytyki, się wyczerpały?
Ja nie mam nic do tego, ale jak na osobę tak doświadczoną wyjątkowo dziecinny poziom złośliwości szczerze mówiąc. Bo, jak zauważyłam wyżej, nie jesteś pierwszą osobą, która zwraca uwagę na błędy. Tylko tamta osoba zwracała od razu.
A, wiem! Wiedziałam, że zapominam o jakimś przykładzie. Hi-hat albo hajhet. Widziałam po polsku napisane. I co tu zrobić?

@Julitka Bo to ona mnie zgłosiła, jeszcze mi nie przysłali oficjalnego pisma.

@Jamajka I oto Paulina przyczyniła się walnie do poprawy komfortu psychicznego i szeroko pojętej świadomości ogółu ludzkości. <3

Akurat nie wiem czy się pisze capodaster, raczej spotkałam się z innymi formami:
polska – kapodaster
włoska – capodastro.
Akurat ten wpis czytało mi się sympatycznie, miałaś ciekawe doświadczenia z nauczycielami, bo przecież lekcja nie jest od do, odbębnić przez 45 minut i finito.
Konsekwencją takich postaw są cyborgi. Akurat Tobie to nie grozi i naprawdę potrafisz pisać.
Jako trochę starsza i bardziej doświadczona forumowiczka pozwolę sobie na sugestię – olej tę pedagogikę, bo ona nic CI nie da, chyba, że chcesz być tyflospecem, z pewnością język, dźwięk i pisanie to umiejętności, które posiadasz, które warto rozwijać. Zastanów się nad tym, bo głupia nie jesteś. Oczywiście możesz powiedzieć – mam gdzieś jakąś Magmar, ale żeby nie było, że nie mówiłam. Życie przed Tobą, Dziewczyno.

Ja jużwielokrotnie tłumaczyłam ,czemu jestem na takich studiach, a nie innych. Bez magistra uczyć trochę trudno niestety, a sama widzisz, że i dyskutować czasami ludzie nie dają, jak się nie wylegitymujemy papierkiem.

A co do pisowni jeszcze. Anegdotka. Była sobie seria Rafała Kosika "Felix, Net i Nika". Doczekała się 17 części.
Cytat z przypisu, pojawiającego się chyba w każdej z nich: "Ze względu na miłość autora do motoryzacji w tej książce nazwy samochodów są pisane wielką literą."
To też niekonwencjonalne, nie? Jak komuś nie gra, zapraszam do wydawcy. 🙂

@Maja Ale przecież tytuł magistra nic w dyskusji nie daje, co na Twoim blogu wielokrotnie udowodniono. xd

Na Twoim też, więc tym bardziej. 😀
Najgorsze, że ja nie mam takowego i mi nie udowodniono. Może się zatrudnię w jakiejś fundacji…

@Julitka No właśnie na moim udowodniono, że chyba muszę mieć, żeby być specjalistą.
@Zuzler Nie nie, kochana, to daje kwalifikacji jeszcze mniej, udowodnią ci od razu!

No właśnie, i wtedy mi to poczucie ulgi, że się nie muszę użerać z istotami ze skandynawskich bajek przejdzie.

gdyby niektórym te baśniowe istoty przeszkadzały, to nie pchaliby się do zarządu pewnego portalu, albo by z niego zrezygnowali. Pamiętajcie, chcącemu nie dzieje się krzywda. Nie wiem czego Ty chcesz uczyć, ale obojętnie co by to nie było, i tak musiałabyś skończyć studia/studium metodyczne z tego przedmiotu. CHyba, że w dziedzinie tyflo np. tyfloinformatyki nie każdy ma wykształcenie pedagogiczne, a nie przeszkadza to w prowadzeniu szkoleń.

Nie no, dźwięk albo ewentualnie, jakbym chciała dorabiać, to angielski. Dźwięk raczej planujęskończyć, owszem, później, a angielski nie wiem. Może zrobię CAE, pewna nie jestem jeszcze, nie cytuj mnie jeszcze na ten temat, jak coś.

No to musisz mnie naprowadzić, czy mówisz o moim nauczaniu, czy o moim CAE, czy np. o moim udowadnianiu, co daje specjalizacja magister.
O nauczaiu nie marzę, tylko go nie wykluczam. CAE wiem, że bym była w stanie zdać, tylko bymmusiała na kurs iść, na razie nie poszłam, więc go nie mam, więc nawet o tym nie marzę. O liczeniu się w dyskusji nie marzę tym bardziej, choćbym została tym przysłowiowym doktorem brajla.

Może inaczej, CAE to ja bym raczej robiła, żeby znać, bo pracy to ja wiem, ze mi to nie załatwi. Uprawnienia da, ale pracy nie załatwi.
Także dobrze, że o tym akurat nie marzę jakoś wybitnie.

Poważnie dziewczyno? Nie przepadam za waszą organizacją, ale na to aż żal patrzeć. Studium, studia z pedagogiki, teraz mówisz o studiach dźwięku? Zastanów się czy to nie jest po prostu ucieczka. W jakim wieku chcesz zacząć pracę? Trzydziestki? No szkoda po prostu Ciebie.

Gdy skończysz magistra, zrobisz CAE i do tego półtoraroczne studium metodyczne języka obcego, będziesz mogła pełnoprawnie uczyć tego przedmiotu.
Oczywiście nie na uczelniach, ale w szkołach językowych już tak i wbrew temu co ludzie gadają, jest zapotrzebowanie na ten język. I uwierz mówię CI to akurat bez cienia złośliwości. Ogarnięta technologicznie jesteś więc nic nie stoi na przeszkodzie, nie mówię, że masz to robić, ale jest to jedna z opcji, dobrych moim zdaniem.

Nikt nie zauważa, że tyflopedagogika co do zasady nie jest adresowana do osób niewidomych. W ramach tyflopedagogiki uczysz się metod rehabilitacji wzroku czy nauczania orientacji przestrzennej. To jest syndrom, gdy osoby niewidome tak trzymają się środowiska, że aż muszą iść na tyflopedagogikę, choć normalne przygotowanie pedagogiczne dałoby im dużo, dużo więcej.

@Paulina Każdy nauczyciel uczący niewidomych, niewidomi nauczyciele też, muszą mieć przygotowanie tyflo. Nie wiem, w jaki sposób zwykła pedagogika miałaby mi dać dużo, dużo więcej. Ja muszę mieć też świadomość rynku, jeśli będę uczyć, zwłaszcza zawodu, jeżeli w ogóle podkreślam, to raczej pewne jest, że będę uczyć, przynajmniej na początku, właśnie niewidomych.
A co do dźwięku, nie no, dźwięk to bym sobie już raczej zaocznie zrobiła. Pracę, jako pracę, to ja już mam, natomiast rozumiem, że chodzi ci o pracę w dźwięku właśnie? Tu może być różnie, bo tu rzadko kiedy są stałe godziny pracy. I równie dobrze podczas pedagogiki mogę zlecenia robić, już jakieś robiłam. :d

@Magmar Kiedyś zrozumiałam to tak, że po CAE masz uprawnienia, jesli masz przygotowanie pedagogiczne. Fakt, w tym roku nie mam metodyki języka opcego, ciekawe, czy w przyszłym roku będzie, muszę sprawdzić. Apel do kompetentnych, niechże mi kto wyjaśni.

Czemu znowu niewidomi? Boże, jak na fundację tyle mówiącą o otwartości jesteście do bólu schematyczni. Ile jest ośrodków dla niewidomych? Ile będzie za 10 lat? Przecież sami wpływacie na zmniejszanie roli ośrodków.
Studium dla niewidomych, tyflopedagogika, dziewczyno, świat jest dużo szerszy od naszego grajdołka. Chcecie pokazywać, że niewidomi są normalni, zakładacie szpilki, chodzicie na konferencje, a prywatnie tylko niewidomi i niewidomi.
Oczywiście, że muszę być wam przeciwna z powodów służbowych, ale na to żal patrzeć.

@Paulina A to akurat niejest kwestia moja, tylko ludzi, ja mam nadzieję, że za 10 lat szybciej będą przyjmować niewidomych nauczycieli do pracy w otwartych, ogólnych szkołach, ale jest z tym i obawiam się, że może nadal być, ciężko.

Co do zmniejszania roli ośrodków, nie wiem, ośrodki mają o nas inne zdanie, przynajmniej te, z którymi pracujemy. No ale dobra, nie ma się co tu rozwodzić nad tym, bo znowu wyjdzie dyskusja na pół internetu o Fundacji, a przecież ten wpis o niej nie był. 🙂
Poza tym, tak w sumie, to myślę sobie, że nawet, gdybym pracowała tylko i wyłącznie tu, gdzie teraz, a poszła sobie na zaoczne z dźwięku, no nie wiem, bo tak, bo chcę, bo lubię, to też chyba jednak mi by było wolno. :d I nie oznaczałoby to braku odpowiedzialności, dojrzałości, pomysłu na coś tam coś tam… Znaczy ja kojarzę ludzi, widzących, normalnie pracujących, którzy idą na studia, bo… bo chcą. :d

Prywatnie, to ja akurat sporo na tym blogu pisałam, co robiłam poza niewidomymi, ale wystarczyło, żebym 2 zdania o fundacji napisała i już zaczęłaś wywód. To może zacznijmy rozmawiać o czym innym, niż niewidomi, co?
Mówisz, że świat jest szerszy? OK. To zróbmy test tej szerokości świata. Umówmy się, że teraz z uwagami o Fundacji zapraszam na maila, może być mój fundacyjny, a tu pogadamy o tym, o czym ja tak serio piszę.
Co ostatnio czytałaś, Paulino?
Jakiej muzyki słuchasz?
Albo może w temacie wpisu, jaki był twój ulubiony przedmiot w szkole?

Z powodów słóżbowych ja nigdy nie byłam przeciwna rzadnej organizaji.

@Jamajka Właśnie też chciałam się do tego odnieść. Co to za stwierdzenie, że 'Z powodów służbowych muszę być przeciwna"? Ja znam wiele takich organizacji: Szansa dla niewidomych, Vis Maior, FIRR, Integracja też robi rzeczy dla niewidomych, a ja, z powodów służbowych, wręcz nie mogę być im przeciwna, jeśli jakikolwiek niewidomy odniesie korzyść dzięki nim.
A Majaaaa, kiedy będzie nowy wpis, bo już długo nie było nic fajnego do czytania? 🙂
Ja ostatnio, wyobraźcie sobie, przeczytałam "Pierścień i Różę". Tak, tę właśnie. 🙂

Paulino, ja rozumiem CIę, cytat poniżej. To rzeczywiście zawęża pole, ja też mam kontakt z niewidomymi, są tacy, którzy potwierdzą, bo są na to papiery, jutro np. będę śpiewać dla niewidomych, bo mi zapłacą stworzyłam syntezator mowy dla niewidomych, ale… oprócz tego jest coś jeszcze. Granie i piewanie nie koniecznie wyłącznie na imprezach dedykowanych, Mix i mastering czy korepetycje, różne są możliwości.

Czemu znowu niewidomi? Boże, jak na fundację tyle mówiącą o otwartości jesteście do bólu schematyczni. Ile jest ośrodków dla niewidomych? Ile będzie za 10 lat? Przecież sami wpływacie na zmniejszanie roli ośrodków.

Studium dla niewidomych, tyflopedagogika, dziewczyno, świat jest dużo szerszy od naszego grajdołka. Chcecie pokazywać, że niewidomi są normalni, zakładacie szpilki, chodzicie na konferencje, a prywatnie tylko niewidomi i niewidomi.

Oczywiście, że muszę być wam przeciwna z powodów służbowych, ale na to żal patrzeć.

2023-10-23 18:44:20

Bo mi się nie widzi ta droga, bo W MOJEJ OPINII zawęża światopogląd poprzez gettyzację. Ale są tacy, którzy mogą uważać, że tylko niewidomi i mi od tego wara, choć mam swoje zdanie na ten temat. Jak śpiewał jeden z Twoich idoli: „Dajcie żyć po swojemu grzesznemu, a i świętym żyć będzie przyjemniej”.

Po co udowadniać, że w szpilkach się da, skoro chce się koncentrować tylko na niewidomych? Pytam z czystej ciekawości.

@Magmar No to właśnie ja grałam nie tylko na dedykowanych imprezach, komuś kiedyś muzykę zrobiłam, też poza środowiskiem, generalnie pisałam tu sporo o koncertach i książkach, to w ogóle nie bylo związane ze środowiskiem i co? I jakoś zazwyczaj to właśnie Paulina, która zwraca uwagę na środowisko, komentowała tylko o niewidomych, a nie odnosiła się do reszty.

@Julitka Nie wiem, czy pytałaś Magmar czy Paulinę, czy mnie, o to, dlaczego nie tylko niewidomi. Dla mnie akurat dlatego, że sporo i tak tego w życiu mam i po prostu potrzebuję mieć coś, w czym w ogóle nie będę o niewidzeniu wspominać, ale to nie znaczy, że neguję środowisko, przeciwnie, nie negujęgo właśnie dlatego, bo wierzę, że jesteśmy w stanie funkcjonować i w nim i poza. DO tego chciałabym dążyć akurat.

@Julitka A co do nowego wpisu, chciałabym, żeby był niedługo, tylko muszę zdecydować, który. Odpowiedzi tworzą sięrównolegle, ale nie wiem, który temat pójdzie pierwszy.

@Magmar Twoje pytanie brzmi trochę tak, jak "po co jeść jajecznicę, skoro za oknem pada deszcz". Czyli nie bardzo widzę związek jednego z drugim. 🙂

I’m sorry wpis poprzedni dotyczył schodów, nie mogę edytować wpisu/usuwać go. Ja tu czegoś faktycznie nie rozumiem, odstawiać się niczym modelka na wybiegu zamykając sobie jednocześnie drogę do takiego wybiegu.

Usunięty, nie ma za co. Jeszcze ci podpowiem, że raz, jak chciałaś wrzucić link do piosenki, to wrzuciłaś nie ten link.

Z wybiegiem nie łapię, obie pisałyśmy, że nie trzeba sobie zamykać. No ale na argumenty nie zwracamy uwagi, jak widać.

Miłe, że usunęłaś, wszak naprowadzacie, by niewidomy nie wpadł w ślepą uliczkę. Hiehie.

Z powodów służbowych to raczej robisz prowadnicy niezły fame. Robisz Mai zasięgi też xd. A co najważniejsze ci, którzy nie byli pewni, czy wspierać, czy popierać i w ogóle prowadnicę, poczytawszy komentarze pod poprzednimi wpisami będą dużo bardziej chętni i zdecydowani. Czasem zbyt mocne działanie w jakimś kierunku może odnieść skutek przeciwny. 😛

Dokładnie. Tak, jak kompletnie nie interesowałem sie działaniami Prowadnicy, to teraz jest inaczej.

Ciekawe Paulino jest to, że piszesz komentarze tylko w tygodniu i to w godzinach czasu pracy, a w weekendy nie. Jakaś premia za te komentarze w pracy?

To chyba oczywiste, że pracą zajmujemy się w tygodniu. Czy może tu też Prowadnica wprowadza już nowomodę?

O, czyli chcesz mi powiedzieć, Paulino, że w ramach tego otwartego świata, który ma tak wiele możliwości, ty w swojej pracy masz za zadanie wpisywać dowolne komentarze pod blogiem Bogu ducha winnej osoby? Prywatnym? Prawnik zaczyna mi się marzyć.

Ktoś tu ciągle pisze jakby ze szkoły nie wyszedł, ale to taka typowa droga niewidomej osoby.

A co dziewczyna ma umierać za życia narzekając, że zbyt niskie świadczenia etc. Ktoś tu bardzo ulega stereotypom, typowa droga niewidomej osoby, a nie chce pokazać swoich wspaniałych osiągnięć. Typowe działanie jak to mówią Kozak w Necie itd. Jamajka jest w tym spójna i mówię to ja, ale widzicie, jeśli coś uznaję za wartościowe potrafię to docenić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink

Shares