Kategorie
co u mnie

Były uczeń, przyszły abiturient i jeszcze kilka osobowości… dziwny ten wpis

Piszę do was, słuchając płyty Jamesa TW. Nazywa się "chapters" i wyszła wczoraj, był dwudziesty szósty. Co ciekawe, nie była dostępna po godzinie zero, tylko dopiero rano. Nie sprawdzałam, o której dokładnie się pojawiła. Chodzi o strefy czasowe, czy co? Bardzo lubięJamesa, brzmi tak, jakby smutny Sheeran miał zespół towarzyszący, całkiem miły efekt. W tym roku wyszły już 3 płyty muzyczne, które są z gatunku nazwanego przeze mnie "perfect tunes", piosenki, których nie dałoby się zrobić lepiej. Chyba aż napiszę recenzje kiedyś.

Jak już mówiłam, wczoraj był dwudziesty szósty. Skończyłam liceum. Nie jestem uczennicą. Jeszcze nie bardzo wiem, kim jestem w takim razie, pewnie się okaże przez najbliższe miesiące.
Zagraliśmy koncert na koniec roku, z którego jeszcze długo będziemy dumni, bo dosyć późno okazało się, żę zakończenie jednak będzie. Niby się ćwiczyło, ale wiecie, jak to jest. Pod koniec nikt nie był pewny, czy ma to jakiś sens, bo w sumie nie wiadomo, czy w ogóle gramy. Okazało się, że owszem gramy, wieść gruchnęła w środę, w czwartek od ósmej siedzieliśmy na próbie. Zespół to zespół, to się nazywa dyscyplina. :p Zwłaszcza, że jak ktoś zna moje podejście do wstawania z łóżka tak w ogóle, to może sobie z łatwością wyobrazić, co pomyślałam, jak w środę o dziewiątej wieczorem dotarło do mnie, że owszem, ja jednak muszę jutro rano wstać wcześnie.
W piątek byliśmy na miejscu koncertu od dziesiątej i kontynuowaliśmy próby, które wiążą się z mnóstwem ustaleń i ogromnym hałasem z kilku różnych źródeł. Fidel przygotował nam perkusję… O, właśnie! Jeszcze wam nie mówiłam!

Uwaga, ten akapit będzie o perkusji. W środę byłam w prodrum, to jest taki fantastyczny sklep perkusyjny w Warszawie, a tam kupiłam sobie nowy stołek do zestawu. Ludzie, nie macie pojęcia, jaką różnice robi wygodne krzesełko do gry! Wreszcie nie zmieniające wysokości według własnego uznania! Wreszcie motorowe, a nie takie zwykłe… Wyjaśnienie: mój pierwszy stołek był zwykły, okrągły, ale osobiście dużo bardziej lubię, jak stołek jest właśnie motorowy, w formie takiego siodełka. Jak zobaczyłam to, które teraz mam, w sklepie, uznałam, że nie ma się nad czym zastanawiać, tak mi się podobało. Przy okazji obejrzałam sobie różne elementy zestawów elektronicznych od Rolanda, bo potrzebowałam zmienić kilka elementów w moim. W efekcie tata przywiózł w czwartek nowy hihat ze statywem i jeden nowy pad talerzowy. Wiecie, niedługo trzynasta pensja, wolno mi. :p

Wracając do koncertu, jeszcze w styczniu, kiedy ustalaliśmy repertuar, padła propozycja zagrania czegośManamu. No to co? "cykady na cykladach"! Najszybszą piosenkę, jaką można, no bo czemu nie? Uznałam, że jestem lepszą perkusistką, niżw zeszłym roku, w tym mniej bolały mnie ręce po grze.
Żałuję tylko, że na zakończeniu nie było zbyt wiele osób ze szkoły. Może to jeszcze pozostałość po nauce w Laskach, gdzie wszyscy się jakoś tam znali, ale mam wrażenie, że nie pożegnałam się nawet z jedną trzecią osób, które w szkole miały ze mną kontakt. Uroczystość niby długa, a potem? A potem dostaliśmy świadectwo, tarczę, długopis, porozmawialiśmy chwilę z naszą wychowawczynią… i w sumie, to już. Zwykle na moment zakończenia lub rozpoczęcia czegoś czeka się i czeka, a potem się mrugnie okiem i już się ten moment kończy. Nie mówię, że to już w ogóle koniec i już więcej nic nie będzie, przecież za chwilę wracamy do szkoły, matury kiedyśnapisać trzeba. Ale, mimo wszystko, jakoś mi tak to wszystko przeleciało przed oczami.

Cóż, teraz chyba czas na tę, zapowiadaną przeze mnie hucznie kilka razy, koszulkę z napisem "jestem niewidoma i przetrwałam matfiz". Jak szłam do liceum, wszyscy się dziwili, że jak to tak, do klasy matematycznofizycznej? Samobójstwo wręcz! Dlatego tym bardziej się cieszę, że jakoś skończyłam to ogólnokształcące i ogólnodostępne liceum ze średnią, która wykracza ponad 4. Jakoś do tej pory nie chciało mi się sprawdzać, o ile wykracza, ale mniejsza z tym. 😉

Czytam książkęSandersona "legion". O facecie, który był tak inteligentny, że jego mózg tworzył mu takie dodatkowe osoby, które niby to robiły za niego. On się w parę godzin uczył jakiegoś języka, a jak kończył, to przychodziła do niego wyimaginowana tłumaczka znająca ten język. Umiał dobrze strzelać? Bardzo proszę, miał osobistego ochroniarza, który robił to za niego. Przynajmniej Stephen tak to widział. Ciekawa lektura, serio. Wracam chętnie.
A dla tych, co przypadkiem czytali serię "gone" Michaela Granta i jeszcze o tym nie wiedzą, informuję, że istnieje książka, której akcja dzieje się po zakończeniu serii. Nazywa się"monster" i jest tak samo… nie wiem, psychopatyczna…? jak reszta. Oficjalnego tłumaczenia polskiego nie ma. Ja czytam po angielsku, ale jest też tłumaczenie publikowane na wattpad, nie wiem, jak często będzie aktualizowane. Nie powala na kolana, ale jest w porządku.

OK, chyba kończę wpis, bo widzę, że nic konkretnego nie wyduszę dzisiaj. 🙂

Pozdrawiam i życzę miłej soboty
ja – Majka

PS Ktośmoże wie, po ilu latach można sprzedać cudowne prezenty od aktywnego samorządu? Bo ja ten komputer kupiłam nie wiedząc, że wszystkie polskie znaki piszą się razem z następnym słowem. Sięzastanowić, cięlubię, jednątrzecią, całąlistę… i tak dalej, i tak dalej…

Kategorie
co u mnie

przerwana lekcja muzyki, czyli odkrycia muzyczne podczas strajku, LSD i lemoniada

Od razu informacja: ja nic nie brałam!

Witajcie!

Monia ostatnio przypomniała mi (dziękuję ci, Moniu), że w sumie dawno nic nie pisałam na blogu no i, Maja, wiesz, co z tym?
Tak naprawdę, to nie wiem, chyba najpierw szkoła, potem konieczność odpoczynku, a dochodziła jeszcze do tego kwestia tego, że wpisów przez pewien czas w ogóle nie było widać, to po co miałam pisać?

Tóż przed rozpoczęciem strajku mój umysł był w stanie wybitnie specyficznym. Bardzo szybko przechodziłam ze stanu kompletnego rozbicia i stresu, poprzez obojętność i zmęczenie, aż do nastroju pt. "a, wywalone, jakoś będzie, co my się mamy martwić". Jednego dnia organizm wybudzał się pół godziny, myśli kleiły się jedna do drugiej i mózg sam nie wiedział, że skończył zdanie i wypadałoby zacząć drugie. Innego dnia natomiast nowy filmik na śledzonym kanale na youtube był narodowym świętem, a nowa EPka Cody'ego Simpsona ósmym cudem świata i ja w ogóle nie pojmowałam, jak ten świat mógł przedtem istnieć bez tej informacji. W środę wszystko waliło mi się na głowę i wylatywało z rąk, (swoją drogą dosyć dziwna figura mi tu wyszła), natomiast w czwartek już świat stał otworem, a nadchodzące egzaminy były formalnością. Jakby tego było mało, na matematyce weszliśmy w stereometrię, a trójwymiarowe obrazki zaczęły mi się troszkę rzucać na mózg, przestawałam rozumieć, co widzę, pod koniec lekcji byłam na etapie sprawdzania, który model ostrosłupa lub graniastosłupa najlepiej nadawałby się do tego, aby zrobić z niego instrument i gotowa byłam głośno protestować, gdy ktoś mi te modele zabierał. Na polskim natomiast byliśmy na etapie obozów pracy i obozów śmierci. W skutek czego na lekcjach mówiliśmy o śmierci, rozpaczy, śmierci, wojnie, bliznach na ciele i umyśle, śmierci, zmarnowanej młodości, nieziszczonych marzeniach… może wprowadźmy odmianę… samobójstwie… śmierci… Ja naprawdę doceniam wagę tematu. Serio. Uważam, że trzeba o tym mówić i pamiętać. Kiedy jednak zgrało mi się to z maturą, ogólnym zmęczeniem materiału, napiętą atmosferą i tym, że z angielskiego wychodziła mi ledwo czwórka, co powoli przestawało mnie bawić, rezultat był dosyć opłakany.
Prawdopodobnie, w którymś momencie, może któregoś kolejnego ranka, kiedy myśli ciągnęły się powoli i nie chciały ruszyć z miejsca, rozmywając kontury wydarzeń, uznałam, że cośmi jest. Ponieważ moje skojarzenia mieściły się gdzieś pomiędzy "przerwaną lekcją muzyki" Susanny Kaysen a takimi filmikami na youtubie, gdzie gość opowiadał o LSD, a były dośćblisko i jednego, i drugiego, uznałam, że potrzebuję odpoczynku. Z tej okazji piątego kwietnia, w piątek, wybrałam się na przyjęcie z rodziną, zostałam u babci w Warszawie na noc, przez pół nocy oglądając z nią film, w sobotę pojechałam do Lasek, tam spotkałam się z przyjacielem i, jak przystało na dojrzałych ludzi, obejrzałam z nim naszą ulubioną bajkę, pouczyłam się z moją poprzednią nauczycielką fizyki o reakcjach jądrowych, zostałam w ośrodku na noc, w niedzielę porozmawiałam sobie z moją wychowawczynią z internatu o matematyce, wybrałam się do Warszawy na jeszcze jedno spotkanie… ja miałam odpoczywać, tak? Coś było… Byłam w domu po 18 i byłam bardzo, bardzo, bardzo zmęczona. Doszłam do końca wytrzymałości i poszłam spać.

Od następnego dnia rozpoczął się strajk, co oznaczało, że mi wolno było spać, do której mi się żywnie podoba, o ile nie obudzi mnie siostra lub papugi.

Przyznaję, że podczas pierwszego tygodnia matura odpłynęła statkiem, może to był ten z egzaminów gimnazjalnych, a ja uznałam, też za egzaminem i poetą, że "życie mnie mnie" i idę czytać. To ostatnie, to ja, nie Sztaudynger. A, właśnie, tak przy okazji. Jak ktoś chce się przyjrzeć ciekawemu zjawisku psychologicznemu, to niech sobie poczyta, co ludzie piszą na twitterze dodając krzyżyk. Polecam #egzamingimnazjalny lub #egzaminosmoklasisty. Oto jest przyszłość nasza…
Kiedy ja już skończyłam tę ciekawą lekturę, zajęłam się inną, nadal jednak nie była to lektura szkolna, ale, przyznaję uczciwie, twórczość Ricka Rjordana. Ja to kiedyś muszę skończyć, serio. Już mi niedużo zostało i potem już wyłącznie szkolne rzeczy. Co nie znaczy, że nie zerknę na nie wcześniej. Wymyśliłam sobie, że wypiszę wszystkie lektury, codziennie będę sobie kilka losować i opracowywać. Streszczenie, motywy, postaci, takie tam. Przed maturami z matmy natomiast będę się chyba modlić, bo na to już nic nie pomoże. Oprócz, oczywiście, studiowania tablic, o czym przypomniała mi pani wicedyrektor, kiedy wczoraj zjawiłam się w szkole. Bardzo dobrze, Pani Profesor, że Pani o tym wspomniała, ja się tego spisu treści chyba na pamięć nauczę.

Matury, matury, a co po maturach? A po maturach nadal to samo, realizacja dźwięku. Mam już dwa typy szkół, niedługo do nich dzwonię i będę się ich uprzejmie pytać, czy chcą mieć w życiu jeden, dodatkowy problem. Życzcie mi powodzenia, jeśli się uda, będę studiować w Warszawie. A jedenastego maja są dni otwarte w krakowie na Tynieckiej, ktoś był? Jest? Będzie? Bo ja bym chciała się zjawić i zobaczyć, ponieważ wiedza i alternatywa dobrymi są.

A teraz przechodzimy do naszej ulubionej części wpisu, czyli… odkrycia muzyczne! Oczywiście żartuję, myślę, że to tylko moja ulubiona część. :p
Po pierwsze: już w poprzednim wpisie wspominałam, że na scenę muzyczną powrócili the Jonas Brothers. Ludzie, jak byłam jeszcze taka mała, taka! Jak Emilka! Gdzie tam, mniejsza! Ona ma 10 lat, ja miałam z 7, jak poznałam ten zespół. Pamiętam, jak teledysk do "s o s" leciał w TV! Już nie mówię o czekaniu na następne płyty. Więc śmiejcie się, śmiejcie, ale dla mnie to JEST ważna informacja.
Po drugie: od dawna czekałam na album supergrupy pod wdzięczną nazwą LSD. Uspokajam tych, którzy pomyśleli, że nazwa ma coś wspulnego z tymi filmikami na youtube, nie, nazwa się wzięła od członków grupy. Zespół jest złożony z trzech osób. Labrinth, uzdolniony wokalista i producent z Anglii, Sia, prawdopodobnie dobrze wam znana piosenkarka z Australii, a na koniec Diplo, producent muzyczny z USA, który robi tam kawał dobrej roboty. W ogóle on jest strasznie zdolny, jeśli odnajduje się w tych wszystkich, różnorodnych projektach, każdy z trochę innym stylem muzyki i środowiskiem. Ja nadal nie mogę przeżyć, że Diplo i Major Lazer to jedna i ta sama osoba, a to NIE są wszystkie jego projekty. O LSD pojawi się chyba osobny wpis, bo ja dawno żadnego zespołu, robiącego pop, tak nie lubiłam. Te nuty są idealne!
Po trzecie: dwudziestego szóstego kwietnia wychodzi płyta Jamesa TW. Cieszmy się, ponieważ jest on podobny do Sheerana, a wszyscy znamy moje podejście do Sheerana. Nie jest jednak identyczny, ma swoje brzmienie i, co zauważyłam oglądając różne filmy na jego kanale, jest bardzo dobrym gitarzystą. Połowa płyty znana szerszej publiczności, ponieważ piosenki były wydawane przez ostatnie miesiące sukcesywnie, po jednej na miesiąc. Reszta piosenek jest nowa. Nie mogę się doczekać!
Po czwarte: ja nie żartowałam z tą EPką Simpsona. A wszystkie pozostałe EPki złączył i wydał jako, nazwijmy to, pełnometrażową płytę. Ta ostatnia nazywa się po prostu "besides", polecam.
Po piąte: polecam wokalistę, a jakże, z Wielkiej Brytanii, co się nazywa Sam Fender. Kolejny młody zdolny, bardzo lubię jego głos. I ledwo rozumiem, jak mówi. :d
Po szóste: orany, to powinno być pierwsze! Jak mogłam zapomnieć! Billie Eilish, dziewczyna młodsza ode mnie, ze Stanów, wydała ostatnio debiutancką płytę i muszę przyznać, żę dawno tak nie lubiłam alternatywy, jak w tym momencie. Płyta się nazywa "when we all fall asleep, where do we go?" Sama nazwa jest świetna, a płyta jeszcze bardziej warta uwagi. I, niszcząc stereotypy, że hity sąrobione w wielkich, drogich i wypełnionych ludźmi studiach, Billie nagrała to w studiu domowym, produkcją zaś zajął się Finneas, również muzyk, prywatnie jej starszy brat. Z resztą producentem jest świetnym, bardzo lubię ostatnio często wykorzystywany pomysł używania dźwięków z życia codziennego w podkładach muzycznych. Przykładowo, na krótkim wydawnictwie poprzedzającym debiut Billie, w jednym podkładzie były odgłosy zapalanych zapałek, w innym natomiast kroki na śniegu.

Koniec sekcji muzycznej!

No i, tak jużkończąc wpis, dwa fajne wspomnienia z zeszłego tygodnia. Po pierwsze, przyszła do mnie Becia i przyjrzałyśmy się bliżej mojemu Rolandowi. Keyboard się sprawdził, ale, z nieznanych przyczyn, jedna wtyczka odmówiła nam posłuszeństwa. Skutek był taki, że Becia grała, a ja trzymałam ten kabel ręką, żeby się nie ruszał, co jakiś czas wydając z siebie nieśmiały jęk protestu. W pewnym momencie moje prośby do sił wyższych zostały wysłuchane, ja odruchowo puściłam kabel, a on… został w miejscu. I działał do końca naszego spotkania, do tej pory nie wiem, jakim sposobem. Ja utrzymuję, że byłam bardziej złośliwa od rzeczy martwych, a kabel po prostu się poddał, bo uznał, że to nie ma sensu. Lubię tę wersję wydarzeń.
W niedzielę natomiast, wraz z Zuzią, zwaną moim humanem, wybrałyśmy się na festiwal foodtrucków, a tam, oprócz dobrego jedzenia można się wiele nauczyć o ludziach. Pomijam już to, że mam wrażenie, że przy kolejkach do tych budek powinno się ustawić jakieś światła, jak na skrzyżowaniach. Często kolejka nie przesuwała się do przodu nie dlatego, że ludzie się ociągali, a dlatego, że 15 osób musiało przejść w poprzek i nie miał człowiek się jak włączyć do ruchu. To pomijam, bo kiedy stałyśmy w kolejce, żeby kupić sobie lemoniadę, jedna pani bardzo poważnie spytała: przepraszam, a czym się różni ciepła lemoniada od zimnej? … Yyyyyyyyyyyy…

Pozostawiam was z tym problemem i do następnego wpisu. Mam nadzieję, że teraz już mi się uda za tego bloga wziąć.

Pozdrawiam ja – Majka

Kategorie
co u mnie twórczość

pamiątka z wakacji bloga – wpis audio, podgłośnijcie sobie

Kategorie
co u mnie twórczość

Powrót po wakacjach blogowych! – zapowiedź audio

Hej hej!

Witam was serdecznie i zapraszam do pytań, bo trochę mi zajmie wdrożenie się znów w rytm pisania. Na razie dostaniecie ode mnie coś, co nagrałam troszkę temu, a obrobiłam dzisiaj. Komentarze pod wpisem audio mile widziane, tak samo, jak i pod tym.

Tęskniłam za wami!
ja – Majka

Kategorie
muzyka

nowy awatar – pod wierzbą

Witajcie.

Dzisiejsza piosenka dnia, to utwór, który usłyszałam poraz pierwszy na swojej studniówce. Dziesięć par zatańczyło walca, a to był podkład to tego tańca. Spodobało mi się, ale zapomniałam o tym, dopiero teraz, kiedy dostałam płytęz nagraniem przypomniałam sobie, że chciałam to odnaleźć. Przyznaję, że bardzo łątwo pomyliłąbym ten głos z innym. Jak ktośnie słuchał jeszcze, to posłuchajcie pod tym linkiem

I teraz słucham, pomyśleliście, że kto to jest? Bo ja od razu miałam przed oczami Ellie Goulding, nawet klimat mi się jakoś zgadzał. A tu proszę, jasne, że nie. To jest Jasmine Thompson, utalentowana, młoda wokalistka, równieżz Wielkiej Brytanii. Piosenka pt "willow" ma w sobie jakiśniepowtarzalny, bajkowy klimat. Nie wiem, czy to nie jest z jakiegoś filmu, sprawdzę to. Ale ja nie potrzebuję znać historii, aby napisać sobie własną, słuchając tekstu i muzyki. Bardzo polecam. Zamknijcie oczy i chodźcie ze mną nad te wodę, pod wierzbą.

Pozdrawiam ja – Majka

Kategorie
muzyka

gitarzysta, tekściarz, narrator – Alec Benjamin

Witajcie!

Nie pisałam o tym jeszcze, a chyba warto, bo od koncertu minęło już trochę czasu. Dokładnie to koncert był dziewiątego lutego, a już jest dwa tygodnie później, karygodne zaniedbanie. Najpierw rys historyczny.

Skąd mi się to wzięło?

Muzykę Aleca Benjamina poznałam poprzez apple music – serwis streamingowy, którego używam. Tam jest tak, że co piątek serwis sam wyrzuca listę piosenek, które mogą ci się spodobać, na podstawie tego, czego słuchasz w inne dni. Pewnego dnia wywalił mi jakąś piosenkę, spodobała mi się, to dodałam do biblioteki. Była o dzieciństwie, jakoś mi tak podpasowała, jest spoko. Zapomniałam nawet, kto to śpiewał. Kilka dni, nie no, playlista jest w piątki, w takim razie kilka tygodni później dostałam kolejną piosenkę, na którą już zwróciłam uwagę. Śpiewał chłopak, z głosu bardzo młody, a ja lubię patrzeć, co robią młodzi artyści, to sprawdziłam resztę. I dopiero wtedy przyszło mi do głowy, że po pierwsze, to ja go już słyszałam, a po drugie, piosenka o dzieciństwie i dojrzewaniu nie przez przypadek nazywa się "1994". Okazało się, że chłopak ma 24 lata, nieważne, że brzmiał mi na 15, a także, że robi zaskakująco interesujące rzeczy.

kto, co i jak?

Może to stereotyp, ale młodzi wokaliści, z młodym głosem i kontem na youtubie kojarząmi się bardziej z klimatem Justina Biebera, produkcji bardzo studyjnej i bardzo, powiedzmy, podzielonej między ludzi. Ktośmu pisze, ktoś mu robi muzykę, ktośgo stylizuje, dobra, idź, przynieś nam coś. Żadko zaś spotykam się z płytą, na której króluje gitara akustyczna i elektryczna, minimalistyczny beat i bas, a także zachowany jest każdy szczegół, taki jak przesuwanie palcami po strunach i brany oddech. Tworzy to bardzo osobisty i kameralny klimat, co w połączeniu ze szczerymi i ciekawie napisanymi tekstami tworzy idealną dla mnie wersję czegoś, co sobie nazywam songwriter style. Dodajmy tutaj, że na tej płycie praktycznie każda piosenka jest o czym innym, nawet, jak o miłości, to w różny sposób, zupełnie od różnych stron. Sam Alec określa siebie "narratorem", uważa, że dużo łatwiej opowiada mu się historię z zewnątrz, tak jakby był tylko obserwatorem wydarzeń. Może dlatego raczej mu się nie zdarza pisać piosenek od razu po inspirującym je wydarzeniu.
Ponieważ tak mi się spodobało, zaczęłam czytać i słuchać.
No więc, mamy tu chłopaka z Arizony, grającego na gitarze i piszącego piosenki. Pierwszą z nich pt. "beautiful pain" napisał, o ile się nie mylę, po śmierci dziadka. Pisał różne rzeczy i wrzucał je do internetu, stało się tak, że zatrudniła go wytwórnia. Świetnie! Cud prawdziwy, mam osiemnaście lat, mam kontrakt płytowy, żyć nie umierać! Tak, tyle, że wytwórnia zrywa kontrakt z Alecem przed wydaniem owej płyty, pozostawiając go nie tylko bez wydawcy, ale także bez praw do piosenek, które napisał. Powiedzmy, trochę słabo. Alec jednak zbyt lubił śpiewać, żeby przestać, wymyślił sobie, że będzie śpiewał dalej, jeżdżąc po koncertach gwiazd większych od siebie, takich, jak Shawn Mendes na przykład. Przyjeżdżał pod miejsce, w którym koncert się odbywał, grał dla ludzi z kolejki, covery występującego artysty, a także własne piosenki. Potem natomiast rozdawał tym ludziom wizytówki. W ten sposób zdobył najpierw fanów, potem internet, a na koniec kolejny kontrakt, z inną wytwórnią, tym razem doprowadzony do końca. Oto jest więc dla mnie piękny przykład uporu, podążania za marzeniami i sporej odwagi. Ja nie wiem, czy bym się odważyła podbijać do losowych ludzi na ulicy i pytać: mogę dla ciebie zaśpiewać? On to robi, możecie zobaczyć to np. tutaj

Przejdźmy do koncertu

Dziewiątego lutego Alec odwiedził Polskę podczas swojej trasy w Europie. Tym razem nie musi sobie sam za nią płacić. Życzymy mu, aby nadal nie musiał. Jedziemy tak, jak zrobiłam z koncertem Sheerana, piosenka po piosence.

Steve

Koncert Alec rozpoczął piosenką, którą uwielbiam, bardzo bardzo, to była pierwsza piosenka, która na prawdę przekonała mnie do przesłuchania płyty. Kawałek opowiada, nieco przerobioną, historię Adama i Ewy. Narrator mówi w niej mianowicie, że oprócz Adama i Ewy był tam jeszcze Steve, który bardzo się dziwił nieodpowiedzialnemu zachowaniu Adama. Ostatnie linijki refrenu można przetłumaczyć:
"Hej, Adamie. Nie daj się oszukać wężowi. Nie trać tego wszystkiego. Cóż to za strata. Mieć wszystko i po prostu to oddać."
Posłuchajcie.
Alec Benjamin – Steve
Nie wiem czemu, ale jego spokojny głos oraz bardzo ograniczona liczba obecnych w piosence dźwięków jeszcze bardziej przybliża mi klimat pierwszego ogrodu.

If i killed someone for you

Następna piosenka o tym właśnie, niepokojącym tytule, to poruszająca opowieść o tym, jakich granic nie wolno przekraczać. Przepraszam, jestem na etapie omawiania "granicy" na polskim. :p Piosenka przez pierwsze dwie zwrotki wydaje się być wyznaniem mordercy, piszącego do ukochanej osoby, prosząc o wybaczenie i o przyjęcie go pod dach. Przecież wszyscy go szukają, a on chciałby wyjaśnić tej osobie wszystko, prosić o zrozumienie. Dopiero w ostatniej zwrotce dowiadujemy się, że osoba, którą zabił, to on sam. I czy tu chodzi o samobójstwo? Czy może raczej o to, że zabił to, kim był, bo próbował się zmienić dla tej ukochanej osoby? A tego robić nie można.
Alec Benjamin – if I killed someone for you

1994

A oto i piosenka, od której się zaczęło, była to zarazem pierwsza piosenka, podczas której na koncercie został puszczony jakikolwiek rytm perkusyjny, wcześniej była tylko gitara i klawisz. Zmieszczona w tekście opowieść zarówno o tym, jak młody chłopak złamał rękę udając supermana i oglądał MTV, jak i o tym, jak dowiedział się o ludzkiej śmierci, widząc w wiadomościach informację o world trade center.

if we have each other

Utwór otwierający jego płytę, a także jeden z bardziej popularnych. Każda zwrotka jest historią ludzi, którzy sens życia odnajdywali w miłości do bliskich osób, czy to młoda matka z pierwszej zwrotki, czy małżeństwo z długim starzem w drugiej, czy też sam Alec piszący trzeciązwrotkę dla swojej siostry. Tu muszę wspomnieć o tym, że od początku koncertu cała sala śpiewała z nim każde słowo tekstu. TU! W Polsce! Szybko wypowiadanego tekstu! Po angielsku! Jestem dumna. 🙂
Alec Benjamin – if we have each other

Paper crown

Oj piękna nutka, piękna, w ogóle jego jedna z pierwszych chyba, produkowana jeszcze samodzielnie. Są dwie interpretacje tekstu, podam obie, bo nie wiem, która jest właściwsza. Pierwsza, ta prostrza, jest taka, że on to napisał o dziewczynie, która sobie zbudowała mury z własnych niepewności i lęków, ukryła sięz nimi… jakby to wyjaśnić. Wysokie mury, które bronią dostępu do uczuć. Drugą podał sam Alec, który podczas jednego z koncertów mówił, że można też na to spojrzeć, jak na piosenkę o statule wolności po tzw. 09.11. TUtaj widać, ze rzeczywiście historia widziana w telewizji bardzo go poruszyła, myślę, jak i cały kraj.
Posłuchajcie wersji oryginalnej, ale uwierzcie mi, dużo ładniejsze jest na żywo.
Alec Benjamin – paper crown

Boy in the bubble

Piosenka o bójce, tak w skrócie. Narrator opowiada o tym, jak został pobity przez innego chłopaka, a on sam, mimo odniesionych obrażeń w tej bójce, nie poddał się, nie chciał dać napastnikowi tej satysfakcji. W ostatniej zwrotce natomiast dowiadujemy się, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje.
I poraz kolejny, jak oni zdążyli z tekstem?!
Alec Benjamin – boy in the bubble

Stan – eminem cover

To dopiero jest ciekawe! Zaśpiewać cover Eminema, w ogóle od kiedy się rap coveruje, a on to robi świetnie! I to w ogóle dosyć aktorska piosenka. Samo to, że ALec wymienia jako swoje muzyczne wpływy na raz Eminema i Jasona Mraza przekonuje mnie do niego niesamowicie. Pokażę wam to w wersji z koncertu, choć on to też nagrał w studiu.
Alec Benjamin – stan live at 95.5

I built a friend

Jedna z pierwszych piosenek Aleca, jeszcze nie z płyty. Prosta i smutna historyjka o chłopcu, który zbudował sobie robota za przyjaciela. Potem wyjechał na studia, dziewczynę poznał i tak dalej, no i zapomniał o swoim przyjacielu. Kiedy wrócił, jużgo nie odnalazł. Przy okazji anegdotka, podobno Alec zwrócił się przy nagrywaniu teledysku do swojego kumpla z wybitnie delikatnym pytaniem: ej, stary, nie chciał byśmoże umrzeć w moim teledysku? Dobry ziomek, zgodził się.
Alec Benjamin – I built a friend

death of a hero

Mocna opowieść o rozczarowaniu się własnym idolem. Tego dnia skończyło się dzieciństwo. I oto jest przykład tego fajnego nagrywania gitary, o którym mówiłam na początku.
Alec Benjamin – death of a hero

swim

Piosenka z płyty, piąta o ile pamiętam, czyżbyśmy się zbliżali do rytmu reggae? Tak minimalnie? Leciutko? Wydawało mi się, że to najsłabsza nutka, w sensie… może nie jest zła, ale najprostrza, najmniej zaskakująca. "I'm just gonna swim untill you love me" No OK, ale…? I tak myślałam, do puki nie usłyszałam, jak Benjamin mówił o tym utworze w jednym z wywiadów. Wspomniał tam, że to nie tylko jest o miłości, ale także o uporze przy swoim, o tym, że czasami na czymś nam tak bardzo zależy, że, pomimo przeciwności, staramy się dalej. Np. ta historia z wytwórnią. Hmmm… jak tak na to spojrzeć…?
Alec Benjamin – swim

Dwie najpopularniejsze piosenki

Żeby być oryginalną, dwie piosenki Aleca, które najbardziej docenił świat, ja umieszczę w jednym punkcie. Pierwsza, to "the water fountain", historia miłości, która zaczęła się i skończyła, ponieważ dwoje ludzi trafiło na siebie w niewłaściwym momencie. Przykre. Druga natomiast i ostatnia zagrana na koncercie, to utwór "let me down slowly". Historia tej piosenki pokazuje fajny mechanizm powstawania tekstów, mianowicie, że taki tekst wcale nie musi wynikać z prawdziwych zdarzeń, może być równie dobrze historią zaobserwowaną lub, jak w tym przypadku, po prostu wyimaginowaną. Alec napisał to po tym, jak kiedyś obudził się i, orientując się, żę nie ma przy nim jego dziewczyny, wyobraził sobie, co to by było, gdyby właśnie w tym momencie postanowiła od niego odejść. W rzeczywistości rozstali się nie tego dnia, lecz później. uczucie z tamtego poranka jednak pozostało i zainspirowało piosenkę. Swoją drogą, niedawno wyszła odnowiona wersja tego kawałka, wraz z Benjaminem zaśpiewała Alessia Cara, ładnie to im wyszło. Pod linkami jednak znajdziecie obie piosenki w wersjach z płyty.
Alec Benjamin – the water fountain
Alec Benjamin – let me down slowly

Niespodzianka!

Ha, ja też na koncercie myślałam, że to ostatnia piosenka, jednak nie. Zdążył jeszcze zagrać piosenkę pt. "Annabelle's homework", która jest historią rzadko wspominaną w miłosnych utworach, tak mi się przynajmniej wydaje. Opowiada starą jak szkoła historyjkę chłopaka, który odrabia za tą Anabelle prace domowe, żeby zwróciła na niego uwagę. Niestety… nie zwraca. :p Sama chyba taką znam.
Alec Benjamin – annabelle's homework

Podsumowanie

Koniec koncertu i, zgodnie z tradycją ,koniec wpisu. Niemniej zapraszam do samodzielnego odkrywania tego młodego narratora, który, jak dla mnie, idealnie pokazuje, co by wyszło, gdyby zmieszaćSheerana z Passengerem. 🙂

Pozdrawiam
ja – Majka

PS Napiszcie mi taką jedną rzecz. Czy ktoś z was chciałby czytać, gdybym kiedyś w przyszłości albo tutaj wrzucała więcej recenzji płyt i koncertów, albo nawet posunęła się do założenia innej strony tylko po to? Ile takich osób by było? Bo zastanawiam się, czy jest sens…

Kategorie
muzyka

nowy awatar – paper crown

WItajcie.

Dzisiejszy utwór dnia to piosenka Aleca Benjamina. Jego twórczością interesuję się już od paru miesięcy, a dopiero niedawno, właściwie podczas koncertu, odkryłam akurat tę piosenkę. Tekst jest wedłóg mnie bardzo poruszający. Ma znaczenie bardzo personalne, nie tylko dla mnie, ale i uważam, że parę osób z mojego otoczenia powinno go posłuchać. Nie umiem jednak dokładnie opowiedzieć, co powinny z tego wyciągnąć. To trzeba poczuć.
Jeśli ktoś podejmie się tłumaczenia poetyckiego, to zapraszam, ja nie umiem jeszcze. Ale fragment tekstu z pamięci mogę wrzucić, chyba mój ulubiony.

"All she needs, and all she wants, and all she finds.
and all she is and ever was
is compromised.
Cause there's no one to love her
when you built your walls too high.
Cause there's no one to love you
when you trapped yourself inside.

Posłuchajcie, choć wersja oryginalna nie jest najlepszą.
alec benjamin – paper crown – music video
Pozdrawiam ja – Majka

Kategorie
co u mnie

Wiedźmin na scenie, keyboardy w domu i nowy system na dysku, czyli garść ogłoszeń na szybko

Moja siostra była przez pięć dni na zimowisku. Jeździli na łyżwach, mieli basen i mnóstwo innych rozrywek im organizowali. Ja z kolei wyjechałam na weekend, wróciłam dziś, więc zobaczyłyśmy się dopiero teraz. Okazała się jednostką bardzo inteligentną. Na moje pytanie "i jak tam wasi wychowawcy?" (miałam, rzecz jasna, na myśli, jak się z nimi dogadywali) moja siostra odpowiedziała: "no nie wiem, pewnie zmęczeni". No cóż, z tym się mogę zgodzić. :d

W ostatnich dniach udało mi się obejrzeć yamahę psr s970. Zakupu gratuluję, choć przeraża mnie liczba guzików. Mam ochotę na recenzję porównawczą, ale to wtedy, kiedy nauczę się obsługi własnego instrumentu, bo teraz, to jest bez sensu. Na pierwszy ogień mogę powiedzieć, że sekcja symfoniczna lepsza w psr, klawiatura z kolei, przepraszam cię, że to powiem, Dawidzie, do dupy. U mnie lepsza. :p Zainspirowało mnie to jednak po raz kolejny do nauki mojego instrumentu, muszę go przecież przy porównaniu wybronić.

Dalej: miałam robiony format! Wreszcie! W sensie, na moim komputerze zjawił się czysty, nie zaśmiecony windows. Jeśli oczywiście istnieje coś takiego. Polecacie jakieś tzw. "dobre programy"? 😉

Z innych informacji, słucham piosenki Meghan Trainor, mówiłam już, że przesunęła album w czasie? :p

Może ja przejdę do tego, po co wyjechałam, bo chyba nie mówiłam. Wyjechałam po to, aby obejrzeć "wiedźmina" w teatrze. Kto nie wierzy, ten niech obejrzy tutaj:
Film z fragmentami utworów i recenzją

Przedstawienie to tylko potwierdziło moją teorię, że nie ma czegoś takiego, z czego nie da się zrobić musicalu. Oczywiście, że zdarzyły się pewne fragmenty, które fajnie by było zamienić na inne, ale ogólne wrażenie było dobre. I sam pomysł na przedstawienie zdarzeń był fajny, ponieważ przedstawiali to na zasadzie retrospekcji. Cały spektakl zaczynał się od Jaskra, wiedziałam, że oprą to na kimś, kogo zawodem jest śpiewanie o zdarzeniach, cóż za niespodzianka! A potem Jurga uratował zranionego wiedźmina. Podczas, gdy Geralt majaczy, czasami zdarzy mu się zasnąć lub opowiadać. Wtedy tylko wystarczy rzucić na ekran magiczne hasło "tyle i tyle lat wcześniej" i jesteśmy w domu. Najlepsze piosenki, jak dla mnie, to ta w zamku, gdzie Pawetta z Jeżem się spotkali, potem piosenka Yenefer, piosenka Jaskra o poezji, bajka Geralta, opowiadana Ciri, to chyba w ogóle moje ulubione, piosenka samej Ciri też ładna… no ogólnie zrobione dobrze. I bardzo mi się podobało, że uderzyli w, że tak powiem, słowiański zaśpiew, kultura ukazana pięknie, czasem przejmująco, a czasem przerażająco. Czego mi tam brakowało, to scen, w których Geralt był dawnym, twardym i bezwzględnym sobą, niby, że bez uczuć. Powinni od tego zacząć. Reszta super. 🙂 Poza tym, wiecie, to jest musical, no to wiadomo, że prawdopodobnie się zakocham.

A propos zakochiwania się w muzyce, pozostało mniej, niż tydzień do koncertu Aleca! 🙂 Jejjjjjj!
Dostałam do testów mikrofony binauralne. Nosi się je w uszach. Może tam też sprawdzę?

Dobra, koniec tego bałaganiarskiego wpisu. Pozdrawiam
ja – Majka

Kategorie
co u mnie muzyka

po utworach ich poznacie, czyli studniówka i co dalej

Hello!
Chciałam od razu odżegnać się od spekulacji, że spałam do tego czasu od soboty. :d Natomiast nie dałam wam znać, co ze studniówką i początkiem ferii, czynię to więc czym prędzej teraz.

Studniówka rozpoczęła się polonezem… mhm, żartowałam, jasne, że nie, zaczęło się od przemówień różnych ważnych osób, dopiero potem polonez. Pomijając niewielkie błędy (i po co nam były te koła) wszystko wyszło prawidłowo. A przy końcu slalomu, to przecież zawsze coś się zdarza, to już nie przesadzajmy. 😉

Potem poszliśmy jeść, a trzeba przyznać, że wszyscy byli porządnie głodni. Może to ze stresu? Jedna tura poloneza, druga tura poloneza, niespodziewany walc zatańczony przez 10 par z rocznika, wszystko bardzo ładne… Jedzenie! Od razu powiem, że ciepły posiłek wniesiono trzy razy podczas imprezy, ale ja jadłam raz, jakoś nie moja pora doby, żeby jeść w środku nocy. Chyba, że pizzę na zawodach, ale to jużinna historia.
Wracając do studniówki, muszę bardzo pochwalić naszego dja. Pierwszy raz widzieliśmy, i ja, i kolega, z którym byłam, żeby dj się aż tak starał na takiej imprezie. Dwóch ich tam w ogóle chyba było, siedział / siedzieli przy tym non stop, miksowali muzykę ze sobą bardzo dobrze i wyczyniali niestworzone rzeczy, aby style się nie gryzły.
Po tym, jakie propozycje muzyczne padały w komentarzach pod postem na temat studniówki miałam wrażenie, że pozostaniemy z samym disco polo, co dla mnie osobiście nie byłoby zbyt szczęśliwym obrotem sprawy, delikatnie rzecz ujmując. Na szczęście tak się nie stało. Zaczął disco polo, potem na chwilkę zapukały lata osiemdziesiąte, nagle wszedł jakiś rock&roll, co tu się dzieje, halo halo, muszę się przełączyć… Gdy dj puścił coś wolniejszego zaczęliśmy się poważnie zastanawiać, co on z tym teraz zrobi, bo wyjśćz klimatu imprezy jest łatwo, ale do niego wrócić…? Dla naszego dja nic prostrzego! Puścił "I will survive". Jak wiadomo piosenka zaczyna się wolno, więc podpasowała do tamtego, a potem wraca do disco. W ten sposób po tej piosence mógł już robić co chciał. No i robił. Przejście od disco polo, poprzez Łąki Łan, do "tańcz głupia tańcz" było tam naturalną i dobrze brzmiącą koleją rzeczy.

Jeśli zaś okazywało się, że disco polo króluje na parkiecie, robiliśmy sobie z moim towarzyszem ranking najbardziej "inspirujących" tekstów. Im głupsze tym lepsze. Sam ranking przysporzył nam jeszcze więcej radości, niż myśleliśmy, ponieważ jeden z takich tekstów kolega wysłał do naszego wspólnego znajomego. SMSem. I to był błąd, ponieważ tamten chłopak nie miał go wpisanego w kontaktach, a, jak wiadomo, SMSy o tym, że "będziemy się razem bawić do białego rana", przychodzące od nieznanego numeru, podczas gdy jest się z dziewczyną na balu, może wywołać pewne nieporozumienia natury towarzyskiej. Naszczęście dośćszybko się o tym dowiedzieliśmy i wyjaśniliśmy sytuację, płacząc ze śmiechu.

Około godziny pierwszej dj zrobił pociąg. Jak na pociąg przystało, ten również zatrzymywał się na różnych stacjach, w tym przypadku w różnych krajach. A co można zrobić w Polsce? Oczywiście, poloneza! Jak dla mnie nasz polonez o pierwszej w nocy wyszedł dużo fajniej, niżten na początku. Ja w ogóle uważam, że tak powinno być. W którymś momencie imprezy ktoś woła, tak jak na próbach: ej, ludzie, do poloneza! I wszyscy: aaaahaaaa! Zerwali by się od stołu i zatańczyli trzy razy lepiej, bez stresu i ciśnienia. Tak samo miałam z egzaminami z fortepianu. Jak mnie nagle oderwali od ćwiczeń i szłam, powiedzmy, od klawiatury do klawiatury, było dobrze. Jak kazali mi czekać i długo zapowiadali, wtedy była tragedia. Nawet slalom wyszedł, nie wiem jak to zrobiliśmy.
A, no i ciekawostka, przy pierwszym polonezie dziewczyny miały nawet róże w rękach. Może dlatego potem z głośników musiało polecieć coś, czego tekst brzmiał "żadne dalekie podróże, tylko czerwone róże…". I tak dalej, i tak dalej, no poezja nad poezjami. :p
Nie wiem, czy naszym kryterium była głupota tekstu, czy wręcz przeciwnie, walory artystyczne, w każdym razie dostałam informację, że nasz ranking powinna wygrać piosenka pt. "zbuntowany anioł". Zainteresowani mogą posłuchać
tutaj

Chciałam tu jeszcze wspomnieć, że: Zuziu, humanie mój, bardzo dziękuję, że mogłam z tobą zatańczyć do takich hitów jak "czerwone koraaaaaaale"!.

Bus zjawił się o czwartej, poszłam spaćo szóstej, po dziesiątej obudziła mnie EMilka, która, stojąc na korytarzu, mniej więcej na środku naszego mieszkania, wołała do Ozzyego, żeby mnie nie obudził. Wstałam, wyraziłam swoje niezadowolenie, napiłam się herbaty, poszłam do sypialni rodziców i znowu się położyłam. Na chwilę przyszła do mnie Emi, posłuchała muzyki na słuchawkach, wymieniłyśmy opinie o akustycznych albumach Biebera, następnie zaśmoja siostra sobie poszła a ja spałam do pierwszej trzydzieści.

I tak oto studniówkę spędziłam ja – Majka…

Niespodzianka, to nie koniec wpisu! :p Prawie koniec, ale nie do końca, bo jeszcze początek ferii. Jutro wyjeżdżam do domu mojego szalonego kumpla z wydziału informatyki, bo idę z nim do teatru. W następną sobotę, dziewiątego, idę na koncert Benjamina. Jakoś w przyszłym tygodniu pożyczam od kolegi mikrofony binauralne do testów. Poza tym w środę wybiorę się z Zuzią do Warszawy, o ile się nie rozprzeziębię. Ale początek ferii miałam spokojny. Miałam perkusję i próbę, ale poza tym nic szczególnego nie robiłam. Śpię, czytam biografięJobsa, obejrzałam też o nim ładny film i ogólnie odpoczywam.

W tej biografi znalazłam pytanie, które mnie bardzo zaciekawiło. Był taki moment, kiedy bardzo popularnym pytaniem w różnych wywiadach było: co masz na swoim Ipodzie? I rzeczywiście! Wiecie, ile o nas mówi to, jakiej muzyki słuchamy? I to w danym momencie nawet, nie to, że styl cały. Wykonawca, piosenka… ja np. bardzo się zawsze interesuję, czego kto słucha. I tu pytanie do was. Nie pytam o Ipody, bo nie dość, że mi się jacyś gorliwi przeciwnicy apple zaraz włączą, to po prostu możecie nie używać, ale pytam: jakie, no, powiedzmy, od trzy do pięciu, piosenki są ostatnio u was na tapecie? Albo może wykonawcy jacyś? Odpowiedzi w komentarzach poproszę.
Sama się zastanowię, czekajcie. Wróciłam ostatnio do Warszawskiej Orkiestry Sentymentalnej, to dopiero jest dobry wynalazek. Uczę się ostatnio Christiana Caldeiry "hole in my heart" na gitarze, to tego teżsłucham. No i może jeszcze "wawing through a window" z broadwayowskiego musicalu "dear Evan Hansen". Polecam.

I teraz owszem, mogę skończyć wpis.

Więc kończę. WPis.
ja – Majka

Kategorie
co u mnie

wieści z frontu

Witajcie, witajcie, drodzy parafianie!
U was już byli z kolędą? ZNaczy ten, no… po kolędzie?

Ostatnio się nasłuchałam samych miłych rzeczy o moim blogu, to ja wam może coś napiszę? :d
Słowna nie jestem i nigdy nie byłam, chyba, że to wpływa na czyjeś sprawy i obowiązki, więc, oczywiście, żadne wyzwanie z pod poprzednich wpisów nie doczeka sięrealizacji natychmiast teraz. W byciu słownym wcale nie pomaga mi to, że mam teraz początek ferii. A zanim jeszcze, to dziś nadeszła wiekopomna chwila – moja studniówka. Życzcie mi powodzenia!

Cóż tam się działo, że skłoniło mnie do napisania? W sumie już nie wiem, pamiętam mniej więcej, co się w tygodniu działo, to wam opowiem.

Na fizyce ostatnio mieliśmy o oczach. Znaczy u nas ogólnie teraz jest optyka na fizyce, zwierciadła, soczewki, odbicia i aberracje, ogólnie szkiełko i oko, no. Ostatnio było o oczach i o tzw. odległości dobrego widzenia. Nie omieszkałam zauważyć, że u mnie odległość dobrego widzenia liczymy w latach, a nie w metrach. Zastanowiło mnie też od razu, czy gdybym, po tak długim czasie, odzyskała wzrok, to czy mój mózg odwróciłby odruchowo obraz do góry nogami, czy jednak nie. :d Wczoraj były przyrządy optyczne, już mniej ciekawe.

Emila nadal słucha "Mikołajka". Mamy taki wielki audiobook "nowe przygody Mikołajka", jedną połowę czyta jeden Stuchr, a drugą drugi. I od razu pragnę sprostować, ktośmi ostatnio kazał nie hejtować Mikołajka, więc dla spokoju serc piszę: Mikołajek w interpretacji Macieja Stuchra? Super sprawa! Na prawdę, uśmiałyśmy się z Emilą nieźle. Przy okazji opowiedziałam siostrze, że pana Macieja widziałam cały jeden raz w życiu i że miły był dla nas bardzo.

Z innych doniesień.
1. Płyta Meghan Trainor znów opóźniona o miesiąc. WKurza mnie to już trochę.
2. Na próbię wreszcie udało nam się jako tako dobrze zagrać "Englishmana".
3. Nie mam pomysłu na awatar. O jakiej piosence mam wam opowiedzieć?
4. Powtórzę się, mam studniówkę. Muszę założyć sukienkę. Ja. I mam zrobione włosy. Ja. Wrrrrrrrrrrr!
5. Ptaszki chodzą po podłodze.
6. Do koncertu tylko 2 tygodnie.

Jakieś pytania?
Pozdrawiam ja – Majka

PS Wiecie co? Chyba zacznę się uczyć.

EltenLink