"Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana" Powiedział Heraklit z Efezu. Powiedział tak też Sheldon w ostatnim odcinku "the big bang theory". Powiedziała tak również Maja, zmieniając zadanie podczas matury z fizyki. Tego roku nie da się podsumować innymi słowami.
Szczerze mówiąc, nie mam zbytnio pomysłu, jak można w sposób porządny, dokładny i interesujący przedstawić wszystko, co się w tym roku wydarzyło. Nie ukrywam, że bardzo się cieszę, że wszystkie te rzeczy już się stały. Wspomnienia dobre, efekty pożądane, ale za powtórkę dziękuję bardzo. Są takie momenty w życiu, których wielu ludzi, w tym ja, się mocno obawia. Do tych momentów na pewno można zaliczyć zakończenie liceum, bo to i matura, i koniec roku, i wybór dalszej drogi kariery zawodowej, że tak powiem. Pomijając już to całe legendarne "wkraczanie w dorosłość", które mimo wszystko też potrafi wejść na mózg, nie należy zapominać o bardziej przyziemnych sprawach, takich jak: maturę trzeba zaplanować, ładnie się ubrać i zdać. Jedno bardziej irytujące od drugiego. Ale zacznijmy od początku.
Aż dziwnie mi jest pomyśleć, że dokładnie rok temu o tej porze miałam próbne matury, jakieś stresy związane z naukowo-społecznymi sprawami liceum, a także problemy z matmą. Niby tylko rok, a nie zawsze mogę sobie przypomnieć, kim wtedy byłam, bo od tej pory stało się tyle różnych rzeczy, że wydaje mi się, jakby to były ze dwa czy trzy lata co najmniej. Dużo osób powie, że przesadzam, pewnie będzie to nawet prawda, ale rok temu nie miałam pojęcia, gdzie pójdę uczyć się dalej, nie znałam wielu osób, których teraz nie wyobrażam sobie nie mieć w życiu, a także miałam dużo, dużo mniej godzin przejechanych pociągiem. ?
Jestem więc w stanie powiedzieć, że owszem, zmieniłam się dość mocno, bo i moje życie się zmieniło.
Na pierwszy ogień niech już pójdzie ta matura, bo to jednak jakiś tam graniczny moment w życiu, pamięta się go bardzo długo, śni się podobno jeszcze dłużej. Nadal jestem za tym, że maturę się strasznie przerysowuje i demonizuje. Nie przestałam tak uważać i myślę, że ludzie na prawdę nie powinni od tego uzależniać całego życia. Przyznaję jednak, że jest to bardzo ciężkie przeżycie. I to niezależnie od stanu przygotowania do egzaminów. Tak samo zmęczona byłam po polskim, matematyce i angielskim. No… matematyka rozszerzona się trochę wyłamała ze schematu, nie miałam gorszego egzaminu. ? Pamiętam drobne szczegóły, takie, jak oglądanie serialu między maturami, czy też ulgę, kiedy zobaczyłam, że na podstawowym angielskim mamy fragment Harrego Pottera. Jednak o tematach prac lub opinię na temat konkretnych egzaminów można sobie przeczytać na tym blogu trochę wpisów wcześniej. Doświadczenie potrzebne, cieszę się, że zdałam i że mam to za sobą.
Kolejna rzecz, to to, jakim rocznikiem byliśmy. Mówiono, że dobrym, ciężkim, leniwym, zdolnym, dziwnym… W kwietniu jednak sporo osób zaczęło mówić to samo, że trafiliśmy nieco niefortunnie. W kwietniu rozpoczął się strajk, wypadło to akurat przed naszą maturą. Moje prywatne zdanie na ten temat jest już znane, uważam, że jak się ktoś nie uczył przez poprzednie lata, to przez ostatni miesiąc niczego nowego sobie do głowy nie wbije nagle. Zwłaszcza, że to wcale nie był miesiąc, bo ostatni tydzień, to były święta, jeszcze poprzedni, to byłby ostatni tydzień szkoły, nikt mi nie wmówi, że byłyby normalne lekcje. Więc tak na prawdę, z takiej typowej nauki odpadły nam, powiedzmy, dwa tygodnie. Bardziej uciążliwa była niepewność, czy odbędzie się zakończenie roku. I koncert, i rozdanie świadectw… na oba wypadałoby się jakoś przygotować. Pamiętam, jak odwiedzaliśmy szkołę podczas strajku, pamiętam, jak przygotowaliśmy sporo szczegółów koncertu kilka dni przed nim samym… Byłam częścią historii. ?
Kolejną zmianą tego roku jest ten cały Kraków. W maju, między maturami, byłam na dniu otwartym i ten dzień, między wieloma innymi, mogę zaliczyć do tych przydatnych, aczkolwiek nie do powtarzania. Parę tygodni wcześniej dowiedziałam się, że prawdopodobnie pójdę do Warszawy, prawie płakałam z ulgi, że wreszcie wiem, co robić… hmmmm… a jednak nie. Czerwiec, mimo, że wypełniony jeszcze kilkoma wydarzeniami związanymi ze szkołą, czy to dyplom Beci w szkole muzycznej, czy ostatnie pozaszkolne lekcje angielskiego, jednak, kiedy nie miałam nic do roboty, dni zajmowało mi rozmyślanie, co właściwie mam zrobić, jak to wszystko się skończy.
Jak wiadomo, wybrałam Kraków, a moje powody, to materiał na cały osobny wpis, którego raczej nie napiszę. Przyznaję, że kiedy ktoś wyszedł z ośrodka dla niewidomych i jakoś dał sobie radę w szkole zwyczajnej, powrót do ośrodka może sprawiać wrażenie kroku wstecz. Uważam, że niepotrzebnie, ale jednak stereotyp myślenia jest właśnie taki. Mojego myślenia też, uwierzcie mi, że pierwszą moją myślą nie była ogromna chęć wybrania się do krakowskiej szkoły. Jednak, jeśli chodzi o naukę zawodu, człowiek musi się zastanowić, co dla niego lepsze. Dla mnie akurat było pouczenie się dwa lata tutaj, gdzie jestem, a dopiero potem zobaczymy. To nie musi być decyzja odpowiednia dla wszystkich, wcale nie twierdzę, że to jest jedyna droga do nauki zawodu. Mówię tylko, że czasami większej odwagi wymaga, żeby sobie życie na chwilę ułatwić, niż utrudnić, w moim przypadku tak akurat było. A to, ile się nauczę, raczej zależy ode mnie, a nie od tego, że jestem w środowisku niewidomych lub widzących. Przyznaję, że posiadanie dostosowanych materiałów czy testów jest przyjemne. Mam nadzieję, że po dwóch latach i po moich egzaminach wybiorę się gdzieś jeszcze w celu dalszej nauki. Zobaczymy.
Zmiana nie dotyczy wyłącznie szkoły. Do tej pory całe życie mieszkałam we własnym domu. Okazyjne wyjazdy miały zwykle związek ze szkołą, jedną lub drugą, i nie trwały nigdy więcej, niż dwa tygodnie. W Laskach zostawałam tylko jedną noc w tygodniu, resztę zaś mieszkałam w domu. Teraz natomiast musiałam się, przynajmniej częściowo, przeprowadzić do internatu. Nie wiem, czy to przez doświadczenie w Laskach, czy przez to, że lekcje mam interesujące i potrzebne, ale nie jest to dla mnie aż tak duży problem. Jasne, w poniedziałek nie zawsze chce mi się wstać, by zdążyć na pociąg, a w piątek wracam do domu z ulgą, bo w końcu weekend. Funkcjonowanie w tygodniu nie sprawia mi jednak problemu. Wiem, że niektórzy wątpią, więc podkreślę: tak, umiem sama do szkoły dotrzeć i z niej wrócić, tak, umiem sama sobie coś kupić, tak, umiem zalać herbatę i kilka innych, niezwykle potrzebnych umiejętności, też posiadam.
Internat już, to może teraz zmiany muzyczne. Po raz drugi w życiu grałam w zespole muzycznym. Miłe wspomnienia, mam nadzieję, że kiedyś jeszcze ze sobą zagramy. Każde doświadczenie czegoś uczy, a granie w zespole może dać perkusiście tylko potrzebne doświadczenia.
Po raz pierwszy brałam udział w okazyjnym jam session, dzięki czemu zagrałam sobie przed ludźmi i nie miało to nic wspólnego ze szkołą. Miałam też okazję odwiedzić parę prób zespołu nieco profesjonalniejszego od moich i poprzypatrywać się ich pracy. To też dobre doświadczenie, podziękowania należą się Fidelowi. ?
Dalej: Pierwszy raz miałam okazję pracować w zawodzie, a przynajmniej zobaczyć przez chwilę, jak to jest. Warto było! Pozdrowienia dla Tomeckiego. Bycie moim nauczycielem wymaga pewnej ilości cierpliwości i pewnego rodzaju poczucia humoru. Gratuluję, witam w klubie itd.
Zmiany pozostałe:
1. Na początku mojego wieku pojawiła się dwójka. ?
2. Zaplanowałam stworzenie strony z recenzjami.
3. Dwa razy zarobiłam pieniądze. XD. No co, to też ważne!
4. Nauczyłam się jeszcze lepiej oceniać, kto chce ze mną rozmawiać, a kto nie. W 2018 kilka znajomości mi się skończyło. W tym, na szczęście, zaczęło i oby jak najdłużej. Nie wyobrażam sobie życia bez was. ?
O tym trzeba by zrobić osobne wpisy, więc chyba ten będę kończyć. W tym roku pokazywałam na blogu swoje instrumenty, wyrażałam opinię na temat płyt, których trochę wyszło, zobaczyłam kilka świetnych koncertów i doceniłam kilku artystów. To na plus. Na minus może w takim razie to, że nie wiele udało mi się w tym roku przeczytać. Preferowałam raczej czytanie rzeczy, które znam, lub oglądanie seriali. Przyznaję się do tego, jak i do tego, że w tym roku nie był nowy rok, nowa ja, a co za tym idzie byłam taką samą, leniwą Mają, jak zazwyczaj. Z tego powodu pewnych rzeczy, chociażby tej strony z recenzjami, jeszcze nie ma. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się to nadrobić.
Idzie nowe, a ja mam mnóstwo planów, które chciałabym zrealizować. Nie tylko z realizacją dźwięku, ale też ogólnie z muzyką, a może i z moją pracowitością również się coś da zrobić. ? A, no i ten FCE przydałoby się zdać… Aaaaaaa, nie mówiłam wam? Firsta nie zdałam, ale tym razem nie przez moje niedopatrzenie, tylko dlatego, że z Anglii przyszedł arkusz, owszem, w brailleu, ale z angielskimi skrótami. Jeśli ktoś nie wie, a w Polsce to całkiem możliwe, w angielskim brailleu używa się specjalnych skrótów, mających nieco zmniejszyć objętość drukowanych lub pisanych tekstów. Konkretne, popularne w języku i powtarzalne zbitki liter, zastępuje się jednym znakiem. Pomysł jest świetny! Świetnym pomysłem byłoby też nauczanie tych skrótów w Polsce. Chociażby w ośrodkach. Chociażby w liceach… gdziekolwiek! No nie naucza się tego nigdzie. Co za tym idzie, ja tego nie umiem. Mam zamiar się nauczyć, ale jeszcze nie umiem. Poinformowałam o tym Anglików, ale widocznie ktoś się pomylił i przysłał arkusz, dla nich zwyczajny, dla mnie nieodczytywalny. ? Także tak, egzamin w marcu, życzcie mi powodzenia. ?
I to chyba koniec podsumowania. Powinnam napisać o czymś jeszcze? Wiem, że czasami różni moi czytelnicy dziwią się, że o czymś nie piszę, albo piszę… w każdym razie się dziwią, bo coś im tam w obrazie mojego życia nie pasuje. Wyraźcie zdziwienie w komentarzach, chętnie się odniosę, bo może o czymś zapominam. ?
Pozdrawiam was serdecznie i, po czasie, ale jednak, życzę szczęśliwego nowego roku.
ja – Majka