Hej hej!
Czytelniku Drogi!
Dawno mnie tu nie było, a jak słusznie zauważono pod poprzednim wpisem, przynajmniej jeden list na miesiąc by się przydał. Włączyłam sobie więc "random access memories" i mogę zacząćpisać. Czemu nie pisałam dość długo? A no dlatego, że niezbyt prosto jest zebrać w jednym wpisie co się działo i nie działo przez ten czas. Z jednej strony dokładnie dzień po opublikowaniu poprzedniego postu zdarzyło się coś ciekawego, z drugiej natomiast faktem pozostaje, że dopiero w przyszłym tygodniu będę mieć plan taki, jak powinien być, ze wszystkimi zajęciami. Nauczyciele powrócą ze zwolnień i zaczniemy się uczyć na pełen etat, w co nadal jest nam trudno uwierzyć. Na razie zaś trwaliśmy sobie w dziwnym stanie zawieszenia pomiędzy nauką a łączeniami z innymi rocznikami, które najczęściej kończyły się z naszej strony grąw karty lub jakimś innym, równie związanym z kierunkiem, zajęciem. Nauczyciel prawa, który uczy na kierunku administracyjnym, wręcz się dziwi, gdy nie ma nas na jego lekcjach. 🙂
Nie oznacza to jednak wcale, że nasze dni są nudne i monotonne. Już dzień po opublikowaniu poprzedniego wpisu zjawił się w szkole absolwent, chcący nagrać pewne efekty w naszym studiu. Starał się o pracę przy dźwięku do gier komputerowych, potrzebne mu były odgłosy broni i wystrzały z czołgu. Można by w tym momencie zapytać, jak chcemy w studiu nagrać czołg, okazuje się jednak, że jest to prostrze, niż się myśli. Jeden z naszych nauczycieli montażu, zwany powyżej i poniżej Steveem Jobsem, użył do tego różnego rodzaju pojemników. Uwierzcie mi, jeśli rzucicie odpowiednio pudełkiem na drugie śniadanie, albo kopniecie karton, uzyskujecie odgłos bardzo podatny na zmiany. Niezbyt głośne i jeszcze mniej reprezentacyjne uderzenie w pudło, z dodanym pogłosem i obniżone, może brzmieć na prawdę efektownie. 🙂 Dlatego opłaca się zamawiać do studia pizzę. Pudełko po niej zawsze może się przydać. Odgłosy broni nie stanowiły natomiast żadnego problemu, Steve przyniósł własną. W sumie mogliśmy sobie te sample zostawić, odgłos odbezpieczanego karabinu byłby doskonałą motywacją podczas odpowiedzi ustnej. Rany, jak na pewnych lekcjach angielskiego… yyyyyyyyy…
A propos angielskiego, na angielskim towarzyszy nam wolontariuszka z Nowej Zelandii, co jest fajną okazją do porozmawiania z native speakerem. Poza tym, ostatnio podczas lekcji omawialiśmy fragment Harrego Pottera; to też fajne przeżycie.
Jak już jesteśmy przy Harrym potterze… Swoją drogą, widzisz, drogi czytelniku, jak płynnie zmieniam tematy? Zaraz wrócę do początku! Ale, jak już przy Harrym Potterze, ostatnio udałam się z kilkorgiem moich znajomych do krakowskiego Dziurawego Kotła. Miejsce to, inspirowane rzecz jasna, książkami pani Rowling, znajduje się w takim miejscu, że jak ktośjest mugolem, to rzeczywiście nie znajdzie. Moi rodzice siedzieli w maju pół godziny przed tą knajpką i nie zauważyli. 🙂 Tam powinna być jakaś magiczna, otwierająca się tylko w odpowiednich momentach bramka, albo specjalny tramwaj, który…
A propos tramwaju! Po drodze do Dziurawego Kotła, wraz z koleżanką Weroniką, którą serdecznie pozdrawiam, czekałyśmy na tramwaj. Trzynastkę konkretnie. Tutaj odkryłyśmy prawidłowość pierwszą, dotyczącą krakowskiej komunikacji miejskiej. Jeśli czekasz na coś, na pewno to coś odjechało minutę temu, względnie ma przyjechać za 15 minut, jeszcze bardziej względnie planowo ma odjechać za 3 minuty… I w takim wypadku można być pewnym, że odjedzie za 20. Czekałyśmy na tę trzynastkę… i czekałyśmy… i czekałyśmy nadal… Przyjechało wszystko, nawet ten tramwaj, co nie ma numeru. Trzynastka nie.
A propos trzynastki, gdzieś tam w październiku miałam urodziny. Nie trzynaste, rzecz jasna, ale jak skojarzenia, to skojarzenia. Trochę w ramach urodzin, a trochę w ramach pójścia do policealnej szkoły, gdzie jednak trochę o dźwięku się mówi, sprawiłam sobie słuchawki audiotechnica m50x. Jestem człowiekiem szczęśliwym. Wreszcie jakieś słuchawki na tyle odcinają mnie od tła, że jestem w stanie pracować wtedy, gdy ktoś koło mnie rozmawia. Ta magiczna umiejętność jeszcze tydzień temu nie była dla mnie osiągalna prawie nigdy. Magiczna umiejętność słyszenia w uszach własnego serca zostanie pominięta przeze mnie wymownym milczeniem.
Dobra. Skojarzenia, skojarzenia… własne serce! Mojemu własnemu sercu bliskie są automaty z kawą, które dwa dni temu zaczęły znowu działać. Dwuzłotówki kończą się w zawrotnym tempie, mój drogi czytelniku.
W zawrotnym tempie musimy równieżprzyswajać wiedzę podczas montażu. Zaczęła się już praca na kilku ścieżkach na raz, a także wykonywanie zadań ze scenariusza. W jedenastej sekundzie wchodzi efekt "ocean", w trzynastej sekundzie wchodzi efekt "mewy" i trwa do trzydziestej sekundy. W punkcie czasowym 0.14 wchodzi lektor. I tak dalej, i tak dalej… Jest fajnie. 🙂
Cóż… Reszta moich opisów wydarzeń musiała by podążać za konkretnymi dniami, bo trudno cośzapamiętać z tygodni niby tak podobnych, a jednak tak różnych. Musiałoby to wyglądać mniej więcej:
Dzień 1. Nauczyliśmy się przesuwać regiony!
Dzień 2. Zbudzili nas rano i wołali, że jest bałagan w pokoju. Nadal go szukamy.
Dzień 3. Znowu działają automaty!
Dzień 4. Zmienił się rozkład komunikacji.
Dzień 5. Trzeba kupić herbatę, cukier, mydło i papier toaletowy.
Nie wiem, czy kiedyś na prawdę nie zacznę robić notatek codziennie. Fajnie będzie potem spojrzeć z dystansem, czego było więcej. Ciekawostek czy łączeń? Sprzątania, spacerów czy zakupów spożywczych? 🙂
A propos zakupów spożywczych… (No serio, jestem zachwycona tą płynnością przejść z tematu w temat!) Podziękowania umieszczam dla kolegi Piotra, który nie tylko zasypuje mnie mnóstwem potrzebnych mniej lub bardziej ciekawostek o muzyce organowej, mikrofonach i sprzęcie w ogóle, ale także odwiedza nas czasami, przywożąc nie tylko dobry nastrój, ale także różne pyszne słodycze. Pyszne słodycze, do kompletu z gorącą herbatą i serialem stanowią niezbędnik przedpołudniowej Mai. 🙂
Cóż jeszcze mogę powiedzieć. Chyba na razie nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jeśli ktośchce coś wiedzieć, zawsze może o to zapytać w komentarzu.
Pozdrawiam Cię, Czytelniku, do następnego wpisu!
ja – Majka
PS Jean Michel Jarre na dobrych słuchawkach, to dopiero jest zjawisko!
PS 2. Weronika, dzięki za spotkanie. Tylko z tobą można, pomiędzy scenariuszem a czekoladką, omówić plusy grania na skrzypcach. 🙂 Dobrej zabawy.