Kategorie
co u mnie

Trzynaście powodów… żeby wsiąść w tramwaj, czyli przygód policealnych ciąg dalszy

Hej hej!

Czytelniku Drogi!
Dawno mnie tu nie było, a jak słusznie zauważono pod poprzednim wpisem, przynajmniej jeden list na miesiąc by się przydał. Włączyłam sobie więc "random access memories" i mogę zacząćpisać. Czemu nie pisałam dość długo? A no dlatego, że niezbyt prosto jest zebrać w jednym wpisie co się działo i nie działo przez ten czas. Z jednej strony dokładnie dzień po opublikowaniu poprzedniego postu zdarzyło się coś ciekawego, z drugiej natomiast faktem pozostaje, że dopiero w przyszłym tygodniu będę mieć plan taki, jak powinien być, ze wszystkimi zajęciami. Nauczyciele powrócą ze zwolnień i zaczniemy się uczyć na pełen etat, w co nadal jest nam trudno uwierzyć. Na razie zaś trwaliśmy sobie w dziwnym stanie zawieszenia pomiędzy nauką a łączeniami z innymi rocznikami, które najczęściej kończyły się z naszej strony grąw karty lub jakimś innym, równie związanym z kierunkiem, zajęciem. Nauczyciel prawa, który uczy na kierunku administracyjnym, wręcz się dziwi, gdy nie ma nas na jego lekcjach. 🙂
Nie oznacza to jednak wcale, że nasze dni są nudne i monotonne. Już dzień po opublikowaniu poprzedniego wpisu zjawił się w szkole absolwent, chcący nagrać pewne efekty w naszym studiu. Starał się o pracę przy dźwięku do gier komputerowych, potrzebne mu były odgłosy broni i wystrzały z czołgu. Można by w tym momencie zapytać, jak chcemy w studiu nagrać czołg, okazuje się jednak, że jest to prostrze, niż się myśli. Jeden z naszych nauczycieli montażu, zwany powyżej i poniżej Steveem Jobsem, użył do tego różnego rodzaju pojemników. Uwierzcie mi, jeśli rzucicie odpowiednio pudełkiem na drugie śniadanie, albo kopniecie karton, uzyskujecie odgłos bardzo podatny na zmiany. Niezbyt głośne i jeszcze mniej reprezentacyjne uderzenie w pudło, z dodanym pogłosem i obniżone, może brzmieć na prawdę efektownie. 🙂 Dlatego opłaca się zamawiać do studia pizzę. Pudełko po niej zawsze może się przydać. Odgłosy broni nie stanowiły natomiast żadnego problemu, Steve przyniósł własną. W sumie mogliśmy sobie te sample zostawić, odgłos odbezpieczanego karabinu byłby doskonałą motywacją podczas odpowiedzi ustnej. Rany, jak na pewnych lekcjach angielskiego… yyyyyyyyy…
A propos angielskiego, na angielskim towarzyszy nam wolontariuszka z Nowej Zelandii, co jest fajną okazją do porozmawiania z native speakerem. Poza tym, ostatnio podczas lekcji omawialiśmy fragment Harrego Pottera; to też fajne przeżycie.
Jak już jesteśmy przy Harrym potterze… Swoją drogą, widzisz, drogi czytelniku, jak płynnie zmieniam tematy? Zaraz wrócę do początku! Ale, jak już przy Harrym Potterze, ostatnio udałam się z kilkorgiem moich znajomych do krakowskiego Dziurawego Kotła. Miejsce to, inspirowane rzecz jasna, książkami pani Rowling, znajduje się w takim miejscu, że jak ktośjest mugolem, to rzeczywiście nie znajdzie. Moi rodzice siedzieli w maju pół godziny przed tą knajpką i nie zauważyli. 🙂 Tam powinna być jakaś magiczna, otwierająca się tylko w odpowiednich momentach bramka, albo specjalny tramwaj, który…
A propos tramwaju! Po drodze do Dziurawego Kotła, wraz z koleżanką Weroniką, którą serdecznie pozdrawiam, czekałyśmy na tramwaj. Trzynastkę konkretnie. Tutaj odkryłyśmy prawidłowość pierwszą, dotyczącą krakowskiej komunikacji miejskiej. Jeśli czekasz na coś, na pewno to coś odjechało minutę temu, względnie ma przyjechać za 15 minut, jeszcze bardziej względnie planowo ma odjechać za 3 minuty… I w takim wypadku można być pewnym, że odjedzie za 20. Czekałyśmy na tę trzynastkę… i czekałyśmy… i czekałyśmy nadal… Przyjechało wszystko, nawet ten tramwaj, co nie ma numeru. Trzynastka nie.

A propos trzynastki, gdzieś tam w październiku miałam urodziny. Nie trzynaste, rzecz jasna, ale jak skojarzenia, to skojarzenia. Trochę w ramach urodzin, a trochę w ramach pójścia do policealnej szkoły, gdzie jednak trochę o dźwięku się mówi, sprawiłam sobie słuchawki audiotechnica m50x. Jestem człowiekiem szczęśliwym. Wreszcie jakieś słuchawki na tyle odcinają mnie od tła, że jestem w stanie pracować wtedy, gdy ktoś koło mnie rozmawia. Ta magiczna umiejętność jeszcze tydzień temu nie była dla mnie osiągalna prawie nigdy. Magiczna umiejętność słyszenia w uszach własnego serca zostanie pominięta przeze mnie wymownym milczeniem.

Dobra. Skojarzenia, skojarzenia… własne serce! Mojemu własnemu sercu bliskie są automaty z kawą, które dwa dni temu zaczęły znowu działać. Dwuzłotówki kończą się w zawrotnym tempie, mój drogi czytelniku.
W zawrotnym tempie musimy równieżprzyswajać wiedzę podczas montażu. Zaczęła się już praca na kilku ścieżkach na raz, a także wykonywanie zadań ze scenariusza. W jedenastej sekundzie wchodzi efekt "ocean", w trzynastej sekundzie wchodzi efekt "mewy" i trwa do trzydziestej sekundy. W punkcie czasowym 0.14 wchodzi lektor. I tak dalej, i tak dalej… Jest fajnie. 🙂

Cóż… Reszta moich opisów wydarzeń musiała by podążać za konkretnymi dniami, bo trudno cośzapamiętać z tygodni niby tak podobnych, a jednak tak różnych. Musiałoby to wyglądać mniej więcej:
Dzień 1. Nauczyliśmy się przesuwać regiony!
Dzień 2. Zbudzili nas rano i wołali, że jest bałagan w pokoju. Nadal go szukamy.
Dzień 3. Znowu działają automaty!
Dzień 4. Zmienił się rozkład komunikacji.
Dzień 5. Trzeba kupić herbatę, cukier, mydło i papier toaletowy.

Nie wiem, czy kiedyś na prawdę nie zacznę robić notatek codziennie. Fajnie będzie potem spojrzeć z dystansem, czego było więcej. Ciekawostek czy łączeń? Sprzątania, spacerów czy zakupów spożywczych? 🙂

A propos zakupów spożywczych… (No serio, jestem zachwycona tą płynnością przejść z tematu w temat!) Podziękowania umieszczam dla kolegi Piotra, który nie tylko zasypuje mnie mnóstwem potrzebnych mniej lub bardziej ciekawostek o muzyce organowej, mikrofonach i sprzęcie w ogóle, ale także odwiedza nas czasami, przywożąc nie tylko dobry nastrój, ale także różne pyszne słodycze. Pyszne słodycze, do kompletu z gorącą herbatą i serialem stanowią niezbędnik przedpołudniowej Mai. 🙂

Cóż jeszcze mogę powiedzieć. Chyba na razie nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jeśli ktośchce coś wiedzieć, zawsze może o to zapytać w komentarzu.

Pozdrawiam Cię, Czytelniku, do następnego wpisu!
ja – Majka

PS Jean Michel Jarre na dobrych słuchawkach, to dopiero jest zjawisko!

PS 2. Weronika, dzięki za spotkanie. Tylko z tobą można, pomiędzy scenariuszem a czekoladką, omówić plusy grania na skrzypcach. 🙂 Dobrej zabawy.

Kategorie
co u mnie

dla tych, co się zastanawiają nad moimi postępami w nauce. PS: W sklepie nie ma już pluszowego żółwia!

Czytelniku drogi.

Jestem tak potwornie zmęczona, że nie chce mi się mówić, a to o czymś świadczy, prawda? Nie wiem nawet za bardzo czym, bo, jak się można zorientować z dalszej części tego listu, nie wiele robię rzeczy, które mogłyby mnie męczyć. W ogóle, zdanie się powinno kończyć na "niewiele robię".

Na pewno zastanawiasz się, czemu nie robię. W końcu miałam się pilnie uczyć przez całe ranki, gadałam o tym ostatnie sześć lat mojego życia, to jednak może by wypadało… Możliwe. Sprawa jednak wygląda tak, że nauka nauką, a los losem, a pewne losowe wydarzenia uniemożliwiły nam normalną pracę. Nauczycieli od naszego kształcenia zawodowego jest pięciu. Klas, zainteresowanych tym kształceniem jest nieco więcej, bo i technikum i szkoła policealna, wszystkie na raz. Jeden ztych nauczycieli jest nieobecny praktycznie do listopada. W cztery osoby jest to jeszcze, jakoś tam, do ogarnięcia. Nie idealnie, ale jakoś jest. Śmiesznie zaczyna się robić, kiedy ktoś, po prostu, takie rzeczy się jednak zdarzają, zachoruje. Albo ma inną robotę. Wtedy się okazuje, że mogę wrócić do domu w czwartek, ostatnio nawet w środę, bo jedynym, co robiłabym w tej, bądź co bądź, szkole uczącej zawodu, byłby WF. A WF, jak już z resztą chyba wcześniej wspominałam, jest tu zaliczany codziennie, podczas zwykłego chodzenia po budynku w tę i z powrotem.

Trzeba Ci wiedzieć, czytelniku drogi, że budynek nasz wygląda trochę tak, jakby ktoś zbudował dwa internaty, szkołę zwykłą i szkołę muzyczną, wszystkie osobno, następnie zaś posklejał razem jakkolwiek bądź. Gdyby budynek był nowszy, nie zawahałabym się uznać, że ktoś pomylił plany architektoniczne ze swoim ostatnim zapisem gry w minecrafta. Dwa lub trzy piętra w górę i jedno w dół, kilka klatek schodowych w różnych miejscach budynku, jak i kilka różnych, niezależnych zejść do podziemi, nie połączonych ze sobąw rzaden sposób, to jeszcze sprawy normalne. Schody się zaczynają dopiero wtedy, kiedy… no cóż… zaczną sięschody. Na przykład trzy. Po środku korytarza. Bez oznaczeń. Bo tak. 🙂 Czuję się trochę, jak w Hogwarcie, dużo korytarzy, dużo pomieszczeń, a schody dzielą się na schody zwykłe i schody pułapki. Dzisiaj nawet znalazłyśmy wejście do komnaty tajemnic, ale to już inna sprawa. :d
A to, że ktoś wchodzi nagle do naszej sali w środku lekcji, zastanawia się chwile i z okrzykiem "aaaa, to nie tu!" wycofuje się z powrotem na korytarz, to już coraz bardziej norma.

Postępy w nauce nastąpiły całkiem niedawno, dlatego może teraz do nich przejdę. Pierwszym i drugim w kolejności ważności postępem w mojej wiedzy jest to, że otrzymałam dwie książki. Jedna mi pomoże w nauce pewnego programu, druga natomiast sprawi, że z przedmiotem zwanym "audio cyfrowe" jesteśmy w plecy dwa tygodnie, nie dwa miesiące. Pierwszym w kolejności ważności postępem w nauce jest to, żę wczoraj na montażu udało nam się zrobić COŚ. Była to prosta edycja lektora. ZNaczy… materiał nie był prosty absolutnie, on się dla nas w ogóle nie nadawał. Ale to, co my robiliśmy, na razie było proste. Po prostu wycinanie fragmentów pliku w różny sposób. TO, że nasz nauczyciel, którego na potrzeby wpisu i życia nazwę tu Stevem Jobsem, pokazał nam z 10 innych rzeczy, to też prawda. Ale my na razie umiemy wycinać. 🙂 I chodzić po pliku. To dużo, zważywszy, że do wczoraj programu, zwanego protoolsem, w działaniu nie widziałam na oczy.
Także audio cyfrowe i montaż załatwiony. Co mamy jeszcze? Mamy percepcję i ocenę dźwięku. Przedmiot ciekawy, trochę teoria, trochę praktyka, takie kształcenie słuchu / audycje muzyczne, tylko, że dla realizatorów. Nasz nauczyciel, z anielską wręcz cierpliwością, stara się wyłożyć nam budowę narządów mowy i słuchu, przy okazji dodając parę innych rzeczy i z zadziwiającym spokojem ignorując to, że ciągle ktoś próbuje go zagadać. Proszę Pana, my będziemy lepsi, na prawdę! 😉 Udowodnić to można już w poniedziałek, nadchodzi pierwszy sprawdzian!
Na angielskim mamy możliwość rozmawiania z wolontariuszką z Nowej Zelandii. Wiedziałeś, drogi czytelniku, że w tym pięknym kraju jednym z urzędowych języków jest język migowy? Ja nie wiedziałam, ale uważam to za bardzo dobry i, nie umiem tego określić inaczej, bardzo uprzejmy pomysł. Mam więc nadzieję, tak wracając do postępów, że kontakt z native speakerem poprawi nasz poziom, przynajmniej rozmowy. Mi się to przyda, może mi te śmieszne błędy zejdą z wypowiedzi.
Cóż my tam jeszcze… a, no tak. Wiedza o muzyce. Tutaj postępów wielkich nie zgłaszam, nie martw się jednak o moją przyszłość. Braki wyraźnych postępów nie są spowodowane tym, że nie słucham, ani też tym, że ostatnio na lekcjach muzyki było mnóstwo spraw do załatwienia, bo jednak co godzina z wychowawczynią, to godzina z wychowawczynią. Przyczyną jest po prostu to, że większość rzeczy, jakie musimy tam umieć, ja już kiedyś miałam wbite do głowy, podczas zajęćteoretycznych w szkole muzycznej. Notatki tak na prawdę mogłabym mieć te same. Jest to więc dość przyjemne zajęcie, bo i przypomnieć sobie można, i stresować się nie trzeba.
O BHP i WFie nie będę się tu rozpisywać, bo każdy wie, jak te przedmioty wyglądają.

Życie nie składa się jednak tylko z samej nauki… na marginesie: z czego? Życie skłąda sięrównież z różnych ciekawych sytuacji i anegdotek, które próbuję sobie teraz usilnie przypomnieć, zważywszy jednak na stan mojego umysłu, jest to dosyć trudne.
Cytat z montażu, który mógłby w sumie zostać naszym mottem na tych zajęciach:
– Proszę pana, czy to z tym da sięspiąć? –
– Nie. –
– Eeeee, to szkoda. –
– Tak. –

Drugą mądrością życiową, wypowiedzianą z kolei przez Sylwię, było: Maju, pająki się depcze, nie na nie krzyczy. Fakt był jednak taki, że mój okrzyk, rozlegający sięz łazienki, wcale nie był spowodowany obecnością tego przemiłego stworzonka tam. Okrzyk mój wyrażał niezadowolenie z tego, że coś mi spadnie, a ja jużwiem, że tego nie zdążę złapać, jak natomiast wiemy, hałasowanie po dwudziestej drugiej nie jest mądrym pomysłem, a już zwłaszcza hałasowanie w łazience.
W ogóle hałasowanie chyba nam najlepiej idzie, prawie każdej nocy mamy niespodziewanych gości w postaci sił wyższych, proszących nas o zaprzestanie rozmów. Mój organizm niedługo też poprosi o zaprzestanie rozmów, bo padam na twarz. A pamiętajmy, dzwonek o szóstej trzydzieści!

Żegnam sięjuż z tobą, drogi czytelniku. Jak przypomnęsobie więcej zabawnych sytuacji, ciekawych rozmów i spotkań, a także cokolwiek innego, wartego opisania, napiszę do ciebie kolejny, blogowy list.

A na razie pozdrawiam ja – Majka

PS: Roksana, pani Lucynka cię pozdrawia! Bardzo!
PS 2. Czy ja już wspominałam o żółwiu? A tak chciałam go kupić!

Kategorie
twórczość

Harry Potter i tradycja parzenia herbaty. Wpis audio, wyjaśnienie w poprzednim wpisie

Kategorie
twórczość

zapowiedź nudnej przeróbki Pottera

Hej hej!

W ramach rozrywki wam to wrzucę, choć mistrzostwo kunsztu to to nie jest. Ostatnio grupka moich znajomych jakoś ciągle mówiła o herbacie, czajnikach, parzeniu herbaty, czajnikach, piciu herbaty, czajnikach… i jeszcze… czajnikach…. W każdym razie jakoś tak mi się skojarzyło, mnóstwo mi tytułów do głowy przyszło. Więc wrzucam wam w następnym wpisie moją delikatną reinterpretację części Harrego Pottera.
A, i jeszcze, przeczytajcie, dla przypomnienia:
Cz 1. Kamień filozoficzny. Rozdz. pierwszy – chłopiec, który przeżył.
Cz 2. Komnata tajemnic. Rozdz. pierwszy – najgorsze urodziny.
Cz 3. Więzień Azkabanu – Rozdz. 1. sowia poczta.
Cz 4. Czara ognia. Rozdz. pierwszy – dom Riddle'ów.
Cz 5. Zakon Feniksa. Rozdz. pierwszy – demencja Dudleya.
Cz 6. Książę pół krwi. Rozdz. pierwszy – ten inny minister.
Cz 7. Insygnia śmierci. Rozdz. pierwszy – czarny pan rośnie w siłę.

Pozdrawiam i zapraszam do dzielenia się waszymi pomysłami w komentarzach. Nasz przykład to "lew, czarownica i stary czajnik".

ja – Majka

Kategorie
co u mnie

Kobiety na komputery, mnóstwo schodów i kwestia dzwonów. Czyli mój pierwszy list z Krakowa

Wpis z dedykacją dla Julitki z okazji "tajemniczego opiekuna", oraz dla pewnej Pani z TYnieckiej, która już teraz czyta mojego bloga. Z okazji niespodziewanego wsparcia.

Witajcie witajcie!

Jak obiecałam, tak zrobię. Oto pierwsza część moich wpisów policealnych, wzorowanych nieco na powieści Jean Webster "Tajemniczy opiekun". Jak ktoś chce, zapraszam najpierw do przeczytania książki, albo chociażby pierwszego, w niej zawartego, listu. Prawa do tekstu Jean Webster, posiada, o, jakie to zaskakujące, Jean Webster. Resztę ja. Wszystko tu napisane będzie się zgadzać z moją rzeczywistością. Niektóre zdania są przeedytowane tak, aby pasowały do mojej szkoły i nauki, niektóre sąpo prostu mojego autorstwa, a jeszcze inne pozostały kompletnie bez zmian i są słowo w słowo wzięte z książki. Także Proszę Pani… Tak, do tej Pani mówię, co mojego bloga o Krakowie czytała, zanim ja tu przyszłam. Tę straż ogniowąto nie ja wymyśliłam. 😉 Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do lektury!

Listy panny Mai do Tajemniczego Czytelnika

Kraków, 09.09.2019
Drogi, dobry czytelniku, obserwujący moje postępy w college'u!
Jestem na miejscu! Jechałam dzisiaj dwie i pół godziny koleją. Zabawne uczucie, prawda? W końcu podróż pendolino nie zdarza się tak często, a teraz będzie się zdarzać co tydzień.
Szkoła nasza jest przeogromnym, oszałamiająco olbrzymim miejscem — gubię się, gdy tylko wychodzę z mojego pokoju. Opiszę ci wszystko później, jak mi się trochę uporządkuje w głowie; opowiem też o moich studiach. Lekcje miały się rozpocząć w poniedziałek, a teraz jest następny poniedziałek wieczorem, dlatego mogę już zweryfikować tę informacje. Ponieważ przez pierwsze dwa dni nie mieliśmy konkretnego grafiku zajęć, nasze lekcje rozpoczęły się dopiero od środy. Jak we wszystkich szkołach i uczelniach w kraju, pierwsze zajęcia, to zajęcia organizacyjne, nie mogę więc donieść ci, drogi czytelniku, o moich natychmiastowych postępach i wzroście wiedzy. Chciałam jednak najpierw napisać do Ciebie, ażebyśmy się mogli trochę zapoznać.
Dziwnym się wydaje pisać listy do kogoś, kogo się nie zna. Dziwnym mi się wydaje w ogóle, że piszę listy — pisałam ich całego kramu trzy czy cztery w moim życiu; proszę więc nie mieć mi za złe, jeżeli nie będą one wzorem stylu.
Przed moim odjazdem miałam bardzo poważną rozmowę z mamą. Mówiła mi, jak mam się zachowywać przez całą resztę mojego życia, a zwłaszcza, co mam ze sobą zabrać i czego na pewno zapomnieć mi nie wolno. Było to trochę dziwne zważywszy, że przecież pierwszy raz przyjechałam do Krakowa wraz z rodzicami, coby przywieźć większość rzeczy i nauczyć się chociażby drogi na przystanek. Potem jednak rodzice wrócili do domu, a ja pozostałam w internacie, nie mając kompletnie rzadnego pojęcia o tym, ile osób jest na moim kierunku, a także, czy grafik pojawi się nazajutrz, czy też za pięć dni.
Teraz jednak już to wszystko wiem, więc śpieszę z informacjami do Ciebie, czytelniku, bo pewnie jesteś niezmiernie ciekaw. W klasie jest nas pięć osób, o dziwo, trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. Dziwi nas to dlatego, że często to chłopcy chcą się wybierać na realizację dźwięku i, jak to określiła pewna pani, siedzieć przy tych kabelkach. Okazało się, że w tym roku, na "te kabelki" poszły jednak dziewczyny. To dopiero znak czasów, co, Czytelniku?

Dowiedziałam się też, że jesteśmy pierwszym rocznikiem, który ma wprowadzoną nową podstawę programową. W nowej podstawie mamy takie przedmioty jak:
1. Montaż;
2. Percepcję i ocenę dźwięku;
3. Audio cyfrowe;
4. Wiedzę o muzyce;
5. Angielski zawodowy;
6. BHP;
I, rzecz jasna…
7. WF!

O Wszystkich tych przedmiotach napiszę Ci, Czytelniku, znacznie więcej, jak już wszystkie się rozpoczną i zaczniemy na nich robić to, do czego zostały stworzone. Na razie wszystko musi się zorganizować i ułożyć, nauczyciele przedstawić, a grafik przestać zmieniać.
A propos grafiku, w plan wejdą mi jeszcze zajęcia muzyczne. Tak, Czytelniku dobry, zaczęłam się znowu uczyć instrumentu! I to nie tylko perkusji, choć to mój główny instrument, ale także fortepianu! Odkąd się dowiedziałam, że gra na fortepianie wypadła z podstawy programowej, uznałam, że mimo wszystko warto byłoby się jej przyjrzeć. Coś w końcu trzeba sobie przypomnieć.

Teraz może opowiem cośo internacie. W internacie mam pokój czteroosobowy. Śpię w nim ja, moja koleżanka z tzw. pierwszej R (pierwsza klasa szkoły policealnej na kierunku realizacja nagrań), a także dwie koleżanki z drugiego roku, uczące się na kierunku administracyjnym. Bardzo interesującym dla mnie zjawiskiem jest to, jak szybko ludzie zżywają się z sobą w internacie. Już drugiego dnia, kiedy szłyśmy z Sylwią, moją koleżanką z pokoju i z roku, do sklepu, jedna z naszych wychowawczyń zauważyła, że: wy to się chyba dobrze dogadałyście. No fajnie, znamy się od dwóch dni.
Razem z koleżankami z pokoju znamy też wzajemnie swoje charakterystyczne zwyczaje. Wera z drugiego roku na przykład, sama sobie przygotowuje śniadanie, zamiast schodzić na dół na ogólne posiłki. Sylwia, gdy wychowawcy usiłują nas rano usilnie obudzić, wpada w nastrój, delikatnie mówiąc, niezbyt wesoły. Ja natomiast jestem zwykle pierwszą, która przypomni reszcie o wieczornej herbacie. Jednym z pierwszych moich tutejszych zakupów było odpowiednio duże na nią naczynie.

W moim liście nie wspominam nawet o całym mnóstwie anegdotek, które powstały już w pierwszym tygodniu szkoły. Jak na przykład ta, kiedy my wszystkie, będąc w sklepie, pomimo naszego, podobno, dojrzałego wieku, przez 15 minut zachwycałyśmy się maskotkami, a zwłaszcza pluszowym żółwiem. Albo to, jak jedna z uczennic, nowa, jak ja, ale imieniem nie wspomnę, pomyliła pokoje i wybrała się do pokoju o podobnym numerze, ale piętro niżej. Gdyby tego natomiast było mało, od razu po wejściu wyraziła swoje zdanie na temat panującego tam bałaganu, logicznie dedukując, że skoro to jej pokój, to ktoś musiał grzebać w jej rzeczach i je porozrzucać.
Kolejna sprawa, to tzw. "kwestia dzwonów". W skrócie mówiąc, gdy Sylwia próbowała użyć internetu, aby wejść na stronę i przeczytać nasz plan, nie udało jej się to, dopóki dzwony za oknem nie przestały dzwonić. Internet odmówił posługi. Kiedy zapadła cisza, SYlwia odświeżyła stronę i oświadczyła ze spokojem: no, jużjest; mówiłam, to była kwestia dzwonów.

A, no i nie zapominajmy o zaglądaniu do dyrektorki szkoły muzycznej z przeróżnymi pytaniami praktycznie co przerwę. Przy ostatnim razie przywitałam się już słowami: to znowu ja. 🙂

Jak już mówimy o zwyczajach, niedługo będę musiała iść spać, ponieważ jutro, półgodziny po szóstej, zadzwoni dzwonek na pobódkę. Dzwonki dzielą nasz dzień na poszczególne części. Jemy i śpimy, i uczymy się podług dzwonka. To bardzo pobudzające. Czuję się wciąż jak koń straży ogniowej. Muszę jednak przyznać, drogi Czytelniku, że jak ktoś musi przebiec się po schodach kilka razy dziennie, w sumie cztery piętra w tę i z powrotem, a do tego dochodzą jeszcze różne, poplątane korytarze, człowiek przestaje się przejmować jakimś tam porannym budzeniem.

Aha! Masz ci go! Dwudziesta trzecia. Gasić światła! Dobranoc!
Proszę zwrócić uwagę, jak skrupulatnie przestrzegam przepisów —
Twoja z najgłębszym szacunkiem
ja – Majka

PS Żartowałam z tymi przepisami…

Zapraszam do komentowania. 🙂

Kategorie
co u mnie

Wyjazd jest bliski. O blogu, książkach i Krakowie.

Witajcie!

Wypadałoby się chyba przyznać do paru rzeczy, bo mi niektórzy ostatnio zwrócili uwagę, że na blogu co innego, w życiu co innego i w sumie nie wiadomo, co ja robię i gdzie jestem. Nie chodzi o to, że kłamię, nie musi też to oznaczać, że ja na blogu muszę pisać o wszystkich najmniejszych zmianach w życiu.
Są sprawy, o których piszę z największą radością i jak najszybciej można, czyli np. koncerty (cudze lub własne), jakieś fajne wspomnienia czy recenzje. Są też takie rzeczy, o których się nawet tu nie zająknę, między innymi dlatego, że nie ma takiej potrzeby, to raz, a po drugie, to nie ma co zanudzać ludzi rzeczami, które w sumie nic u nich nie zmienią.
Czyli, najprościej rzecz ujmując, jak pójdę na randkę, nie szepnę słowa, ale jak będę brać ślub, to już wam raczej powiem. 😉

Podobnie jest ze szkołą. O moich rozterkach w maju / czerwcu nic wam nie mówiłam, tak samo o moich przygotowaniach w lipcu / sierpniu z tej okazji nie wspominałam. Jednak o tym, że nie będę studiować w Warszawie wypadało tu coś wspomnieć.
Problem, gdzie iść, czy do szkoły masowej, czy specjalistycznej, czy daleko od domu czy blisko, to jest odwieczny dylemat i temat rzeka, nie będę więc tych wszystkich powodów tu wykładać. W skrócie mówiąc uznałam, że jak mam się nauczyć używać jakiegoś programu, to wolę dostępnego. O reszcie powodów można sobie ze mną pogadać prywatnie, jednocześnie trzymając kciuki, żebym, po dwóch latach studium, była gotowa na wybranie się na rozszerzenie edukacji nieco bliżej domu.

Póki jednak nie zdam tych zawodowych egzaminów, a tak konkretnie przez najbliższe dwa szkolne lata, będę się pilnie uczyć o dźwięku i co z nim zrobić, w szkole w Krakowie.

Także, ogłaszam moją tam obecność, wołam o porady i podpowiedzi, gdzie iść, co robić, a czego nie, a także obiecuję pisać z mniej więcej taką częstotliwością, jak do tej pory.

Uwaga, teraz będzie o książkach!

Ostatnio czytałam, już poraz kolejny, "tajemniczego opiekuna". Podsunęło mi to pomysł, może i na formę bloga…? Co myślicie? Chcecie, żebym pisała listy? :d
Dla tych, co nie czytali, książka opisuje los dziewczyny, która, będąc w domu dziecka, nie mając zbytnio perspektyw wykształcenia przed sobą, dostaje informacje, że jeden ze sponsorów postanawia sfinansować jej studia. W zamian oczekuje, że będzie mu co miesiąc pisać listy, donosząc o swoich postępach w nauce i ogólnym swoim rozwoju. Pomyślałam, że jak sobie nie narzucę jakichś terminów pisania, to wszystko pozapominam, więc spodziewajcie się sprawozdań. Jak się dowiem czegoś ciekawego, to wam od razu opowiem. 🙂

Jak już jesteśmy przy "tajemniczym opiekunie", też macie takie książki, do których możecie sobie wracać nieważne, ile razy? Ja mam kilka, w tym właśnie tę. Uspokaja mnie. I uważam, że uczy cieszenia się z małych rzeczy, ta dziewczyna niesamowicie docenia to, co jej się w życiu przydarza. Tak jakośradośnie o tym pisze, że może ja też się tak nauczę…?

Ostatnio przy końcu wpisu było o odkryciach, to może ja napiszę o moim. Dopiero niedawno, przy jakiejś tam okazji, zerknęłam sobie na "małego księcia" w interpretacji Piotra Fronczewskiego. Oczywiście, "małego księcia" kojarzyłam, ale nie w tej wersji, a poza tym jakoś mnie nigdy nie ciągnęło, żeby sobie przypomnieć. Teraz to się zmieniło.
Po pierwsze, zauważyłam, że pan Fronczewski idealnie się nadaje do czytania rzeczy surrealistycznych, dziwnych, symbolicznych i ogólnie takich, co jednocześnie muszą być rozumiane niedosłownie i dosłownie. Z "ferdydurke" było dokładnie tak samo. Nic nie rozumiałam, a potem posłuchałam audiobooka i klik, wszystko jasne. On to czyta tak, jakby czytał zwyczajną książkę, a to przecieżw sumie o to chodzi. Te książki trzeba poczuć, albo nam się spodobają, albo nie, ale na pewno nie można tego rozkładać na drobne kawałki i się zastanawiać, bo nic mądrego nam z tego nie wyjdzie, przynajmniej mi się tak wydaje.
"Ferdydurke" jest pełne symboli i jasne, trzeba je sobie omawiać i ich szukać, ale jak ktośod samego początku nie załapie, jak na tę książkę patrzeć, to nie przebrnie. I się nie dziwię. Jakbym to brała dosłownie, to nic by mi z tego logicznego nie przyszło. I tak samo z tym "małym księciem". Jak ktoś to czyta dosłownie, to książka wyjdzie dość banalna, dziwna i ogólnie bez sensu. A jak ktoś się wczuje w metaforę, zacznie o tym myśleć, jak o rzeczywistości ze snu, gdzie wszystko przyjmuje się na emocjach, nie na rozumie, wtedy dopiero coś się z tego wyłania. I tu już pozostawia się czytelnikowi, czy on tę metaforę lubi, czy nie. Mi się podoba bardziej, niż myślałam. Ja też uważam, że to, czy ktoś jest "dorosły" nie zależy od wieku, tylko od myślenia. I że "dorośli" są zakochani w liczbach, z tym też się zgadzam całym sercem. To w ogóle jest mój ulubiony fragment, o tych liczbach. 🙂

Także… tak. Oto moje literackie przemyślenie na dziś. 🙂 Jak lubicie jakieś proste książki, proste piosenki, proste filmy, to nie obawiajcie się, że są banalne, czy co tam jeszcze. Wracajcie do nich, serdecznie polecam! TO bardzo uspokaja. 🙂
Ponawiam pytanie, macie jakieśtakie uspokajacze do wracania do nich? 🙂

Kończę ten wpis nieco haotyczny, bo w sumie miałam wam tylko ogłosić ten mój wyjazd, a zrobiła się z tego rozprawka filozoficzna.

Pozdrawiam i mam nadzieję, że ja będę nadal pisać, a wy nadal czytać.
Wyjeżdżam jutro, więc przez pewien czas mogę być nieco zajęta. Zaklimatyzuję się, ogarnę i wszystko opowiem. Pamiętajcie o poradach na przyszłość. 🙂

ja – Majka

PS Macie może maskę przeciwgazową? 😉

Kategorie
muzyka

rihanna i zmiana stylu, czyli kolejny drum cover

Kategorie
muzyka

madonna – 4 minutes – drum cover

Kategorie
muzyka

black eyed peas – dum diddly. Drum cover ze zbyt cichym podkładem

Kategorie
muzyka

Grać się powinno codziennie, czyli zapowiedź audio

Hej hej!

Obiecałam, że do końca wakacji będzie coś z bębnami. No i jest, choć nie do końca takie, jak bym chciała. Chciałam wam jakiś cover ładnie przygotować, zgrać i nagrać, jak tu będzie wszystko do końca ustawione. Ale wątpię, że do soboty wszystko będzie pięknie ładnie tak, jak mi się podoba, także uznałam, że trzeba korzystać z okazji, że mogę nagrać. Zamiast skomplikowanego utworu, typu "bring me to life", zagrałam coś, co chyba było pierwszą piosenką, jaką sobie wymyśliłam do grania, jeszcze przy mojej pierwszej elektronicznej perkusji.
Tak przy okazji, o wyrozumiałość proszę nie tylko tych, którzy o perkusji mają jakieś pojęcie, ludzie, ja to usiadłam i zagrałam, a powinnam poćwiczyć, ale też realizatorów dźwięku lub tych, co się na nim znają. Ja wiem, z tym werblem jest coś zdecydowanie nie tak, to trzeba zrobić w ustawieniach konkretnego padu. Poza tym, podkład jest za cicho w stosunku do mnie. Niestety cały czas zdawało mi się, że będzie w stosunku do mnie za głośno, bo zawsze mi się jakoś bębny cicho nagrywały, dlatego tak wyszło. Ale lepsze to, niż nic, popatrzycie sobie chociaż na brzmienie tego sprzętu. Postaram się nagrać coś jeszcze, a co ważniejsze, coś lepszego.

Pozdrawiam i życzę cierpliwości oraz miłego odsłuchu.
ja – Majka

EltenLink