Kategorie
co u mnie

Muzyka, wyjazdy i wyniki matur, dokładnie w tej kolejności

Na początek, czy pili państwo kiedyś likier? Pewna mądra osoba powiedziała mi kiedyś: likier dlatego jest fajny, że nie czuć, że to alkohol. To prawda. Nie czuć, a jeśli czuć, to w ręcz pomaga. Ja, w moim domu, spróbowałam likieru, który, uwaga, smakuje dokładnie, jak kinder joy. Na pewno mieliście przyjemność, to te rozdzielane na pół jajka z niespodzianką. Rany, ludzie. To CUDOWNE!
Alkoholu nie należy nadurzywać, w ogóle nic z nim nie można "nad", ale… No serio. Ja zwykle nie piję wcale nie dlatego, że mam taką zasadę, tylko dlatego, że nie lubię. W smaku po prostu. Nie smakuje mi. Oczywiście, sąwyjątki, zdarzało się wino, którego się napiłam z przyjemnością. Ale tego likieru, o którym wspomniałam, nie przebije nic. Oczywiście pije się go tylko troszkę, ale… No świetny jest.

Dobra, koniec zachwytów. Nad tym. Przechodzimy do następnych.
Dziś została mi podrzucona nowa piosenka Sheerana. A właściwie nie do końca Sheerana… Dobra, trzeba od początku.
no. 6 colaborations project, to nowa płyta Eda Sheerana z gośćmi. On nigdy nie bierze gości na albumy, nagrywa więc dla nich specjalny album. Wzięło się to od epki no. 5 colaborations project, którą kiedyś kiedyś, jeszcze przed sławą, nagrywał z artystami grime, z Londynu i okolic. On z tej sceny wyszedł i wiele im zawdzięcza, właśnie m.in. dlatego, że ta EPka z piątką w tytule zyskała im, więc i jemu, dużą popularność. Więc teraz, żeby uchonorować różnych docenianych przez siebie artystów, nagrywa album z nimi, z piosenkami, które z tych czy innych powodów nie pasowały by na jego album solowy. I, jak się dziś okazało, nie chodziło tu wyłącznie o piosenki mocno popowe, jak "I don't care" z Bieberem.

Piosenka, dla miłośników popu, niewątpliwie uzależniająca i przez pierwsze swe dni na youtubie rozbiła bank wyświetleń, ale dziś udowodnione zostało, że piosenki mogą być wyjątkowe również w sposób dokładnie odwrotny. Czy ktoś kiedyśprzypuszczał, że usłyszy Sheerana takim?

Ja nie przypuszczałam. Co nie znaczy, że gdy to usłyszałam, moje życie nie stało się znacznie przyjemniejsze. Ja mówiłam, że takiej muzyki też słucham? To połączenie jest dziwne, ale, jak się, przynajmniej w moim świecie okazało, całkiem niezłe. Może nie non stop, ale… Poza tym, wreszcie w esce rock nie leci "castle on the hill", tylko co innego. :p

I, w brew pozorom, to jest najważniejsze odkrycie tego tygodnia, mimo, że wczoraj poznałam wyniki maturalne. Powiem wam, że były właśnie takie mniej więcej, jak się spodziewałam. Nie będę ich tu wypisywać, bo po co, ale powiem, że najlepiej poszedł mi angielski. Myślę, że gdybym chciała ten język studiować, miałabym tę możliwość. A matematykę podstawową napisałam najlepiej ze wszystkich podejść, także też nie jest źle. 🙂

Jak już mówimy o maturze, współczuję wszystkim, którzy, zamiast po egzaminach cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem, uczyli się jeszcze mocniej, bo w czerwcu czekały ich egzaminy zawodowe. Między innymi tak właśnie miał Kamil, z którym mogłam świętować koniec egzaminów dopiero 28 czerwca. Biedny człowiek. To ja się obijam od kwietnia… no, nieważne…
W każdym razie, dwudziestego ósmego stawiłam się w Warszawie na świętowanie. Pierwszy raz odwiedziłam green caffe nero na Centralnym. 🙂 To jest jakieś osiągnięcie. Siedzieliśmy tam sobie całkiem długo, bo przyjemnie się siedziało, a tematy jakoś nie chciały się kończyć. Po burzliwych dyskusjach, gdzie można iść, gdzie trzeba iść i gdzie w końcu pójdziemy, wybraliśmy się potem do sławnego już pizza hut na placu bankowym.
Swoją drogą ciekawa jestem, czy kelnerzy mają do perfekcji opanowane rozpoznawanie, kiedy klijent nie wie o daniach nic, a kiedy się zna. Jak dla mnie, oni muszą mieć jakiśegzamin z rozpoznawania wyrazu twarzy pod tytułem: nic z tego nie rozumiem, co do mnie mówisz, ale przecież ci się nie przyznam, bo wyjdę na idiotę! I taki kelner, jak taką minę widzi, od razu zaczyna wyjaśniać, co jest składnikiem danego dania i jak danie smakuje, jednocześnie mówiąc to tonem tak naturalnym, że nie odczuwasz, że właśnie mówione ci są oczywistości. Nieważne, czy obsługujący nas człowiek mówił o pizzach, makaronach, napojach alkoholowych czy bezalkoholowych, doskonale wyczuwał, kiedy wiem, co dana nazwa oznacza, a kiedy nie mam bladego pojęcia.
Udało mi się również w tym pizza hut zostawić kapelusz, z czego Kamil miał ubaw większy, niżto warte. Przez to też zmarnowaliśmy faceta z wejściówką, bo mi się o tym kapeluszu przypomniało dopiero, gdy byliśmy na peronie. Na górze jakiś uprzejmy pan otworzył nam bramki do metra, teraz znów byliśmy przed nimi, bez wejściówek.
– No proszę bardzo. – powiedział Kamil, a w jego głosie wyczułam złośliwość. – Otwierasz bramki! –
Niewiele myśląc podeszłam do grupki ludzi, którzy zbierali się przy jednym z przejść i zapytałam inteligentnie:
– Przepraszam, czy ktoś z państwa ma bilet? –
Przy wejściu. DO komunikacji miejskiej. Taaaaaaa… no mogło się zdarzyć, że ktoś miał.
Przy okazji pobytu w piątek i sobotę nauczyłam się, gdzie w Warszawie są cztery nowe punkty, do których potrafię dojść. I może ktoś pomyśli, że nie ma czym się chwalić, bo to żaden powód do pochwał, że w swoim prawie ojczystym mieście gdzieś dochodzę, ale dla mnie to była całkiem spoko informacja. 🙂
Tak poza tym, Kamil, dzięki za pomoc w nauce gry na fortepianie.

Będąc przy nauce wspomnę, że nie tylko Kamil miał teraz egzaminy, ale i wszyscy moi znajomi studenci. Słyszałam więc non stop a to, że moja przyjaciółka zdała coś w terminie zerowym, a to, że Dawid pisze egzamin z przedmiotu, którego nazwy nie rozumiem, a jego kadra nie zważa na temperatury z piekła rodem, a to, że Papierek ten tydzień ma wolny, bo następny, to już będzie gorzej. Temu ostatniemu sesja wcale nie przeszkodziła w odkrywaniu ze mną co raz to nowych remixów z gry Gothic. Co jak co, ale to chyba nigdy nie przestanie mnie bawić. :d
Za to, pojawiło się u nas również kolejne upodobanie, tym razem do zwykłych parodii piosenek. Chociażby nieśmiertelne przeróbki robione przez kabaret pod wyrwigroszem. Ich "ZUS tango" zostanie już dla mnie chymnem wszystkich wizyt w urzędzie.

Odczepiamy się od egzaminów i urzędów, trzeba przejść do wakacji.
Jutro wyjeżdżam do Ostródy, festiwal reggae zaczyna się jedenastego. W ogóle ten domek i to miejsce, w którym nocujemy będąc na festiwalu, jest moim ulubionym miejscem wakacji, wracamy tam już któryś raz i na prawdę czuję się tam świetnie. Może nagram tam jakiś wpis audio, co by na blogu też pozostał ślad po tym miejscu. Domek na wielkiej działce, z dala od wszelkiej cywilizacji, sklep był jeden, ale go zamknęli. A Ostróda niedaleko, więc zawsze można podjechać autkiem i zrobić jakieśzakupy, przejść się deptakiem nad jeziorem, czy zjeść obiad. Myślę, że szykuje się miły urlop, nie tylko dla moich rodziców od pracy, ale i dla mnie, po egzaminach i oczekiwaniu na ich wyniki. 🙂

Chyba na razie tyle wam mogę napisać. Zapraszam do komentarzy i dialogów. 🙂

Pozdrawiam i życzę wam miłych wakacji.
ja – Majka

PS Gościnna płyta Sheerana wyjdzie 12 lipca. Tak samo z resztą, jak film "yesterday", komedia, w której główny bohater, próbujący cośosiągnąć muzyk i tekściarz, budzi się w świecie, w którym nikt nie pamięta Beatlesów. Zapowiadają się dobre tygodnie.

Kategorie
muzyka

nowy awatar – zainteresuj się

Witajcie.

Czas na nowy awatar. Tego nie było dawno, a tego, co w awatarze, nie było jeszcze nigdy. Ale myślę, że kiedyś na pewno by trafiło na rap.

Utwór się nazywa "chciałbym uciec stąd" i jest ostatnią piosenką na płycie Pezeta i Małolata pt. "dziś w moim mieście". Tytuł i ksywki, teraz dopiero to zobaczyłam, chyba takie bardzo… typowe, jak na hiphop? W sensie, jakbym nie znała rapu, a usłyszała to, to bym się chyba domyśliła, że raperzy. 😉 Dla mnie ma to jeszcze większy ładunek skojarzeń, bo to była jedna z pierwszych płyt hiphopowych, jakie poznałam, przyswoiłam i z czasem zaczęłam rozumieć.

Inna sprawa, to powód, dla którego tę piosenkę postanowiłam uczynić awatarem. Bo uważam, że bardzo dobrze ilustruje pewne aspekty mojego, i pewnie nie tylko mojego, życia. Czy życzę miłego odbioru? Nie wiem. Zrozumienia,to na pewno.
Link tutaj:

Pozdrawiam ja – Majka

Kategorie
co u mnie

Gdzie przybyłam, co widziałam, gdzie grałam, czyli moje życie pomaturalne.

Witajcie!

Pomyślałam sobie, że dawno nie dawałam znać, co się u mnie dzieje, więc czas nadszedł na kolejny wpis.

Nowa złota myśl przyszła do mnie całkiem niedawno, a wyszła od Zuzi z klasy humanistycznej, z którą byłam coś zjeść i ogólnie połazić.
– Wybór jest chyba jasny. – oznajmiła Zuzia, dostrzegając różnicę w cenie dwóch produktów sporzywczych. – Weźmiemy oba! – Dodała, wrzucając obie, jak dobrze pamiętam, przyprawy do koszyka. Różnica wynosiła jakąś zawrotnie ogromną sumę, coś koło 10 groszy. Nieco więcej natomiast zapłaciłyśmy za jedzenie w jednym z Żyrardowskich lokali gastronomicznych. Tak troszkę sporo więcej. Sporo więcej, niż myślałam, że powinnam. Dobre było, na prawdę, ale… czy to nie jest lekka przesada?
Przy okazji naszego wypadu okazało się, że mam coś ze słuchem, ponieważ, kiedy Zuzia poprosiła mnie, żebym popilnowała jej rzeczy i na nią chwilę poczekała, bo ją z torbą do sklepu nie wpuszczą, ja usłyszałam: "z tobą". Uważam się za kosmitę, ale tego jeszcze nie było, żeby był zakaz wprowadzania mnie do miejsc publicznych. 🙂

A propos miejsc publicznych, zdarzyło mi się ostatnio publicznie wystąpić. W ostatni piątek były urodziny mojego nieocenionego nauczyciela, mentora, perkusisty, pana Jarka, zwanego niżej Fidelem, bo się od ksywki odzwyczajać nie będę. Fidel świętował urodziny, jak na Fidela przystało, koncertem i winem. Koncertów było właściwie kilka. Najpierw występowała grupa perkusyjna, którą Fidel prowadzi. I tu wkraczam ja. Tu taka uwaga, o tym, na jakim bębnie będę grać, dowiedziałam się, wchodząc na scenę. Grałam więc, cały czas starając się uśmiechać i, z miłym uśmiechem, dając Fidelowi do zrozumienia co jakieś trzy minuty, że: ej, ale ja nie mam pojęcia, jaki ja głos gram! No nic, jakoś sobie dałam radę, z resztą nie tylko ja zmieniłam instrument w ostatniej chwili. Potem były dwa koncerty, oba zespołów, w których Fidel gra na bębnach. O obu zespołach słyszałam, ale oba słyszałam na żywo po raz pierwszy. Do jednego z nich jeszcze wrócimy.
Tak dla wyjaśnienia, wino towarzyszyło gościom tego wydarzenia od początku. Po zakończeniu koncertów natomiast było jam session. Jak ktośnie był / nie wie / nie kojarzy, polega to na tym, że instrumenty są dostępne i każdy, kto chce, może sobie przyjśći na nich zagrać. W efekcie kilku muzyków improwizuje, najczęściej biorąc na warsztat jakiś znany motyw, albo po prostu próbując się dopasować do reszty. Jednym z tych muzyków byłam ja, co było bardzo fajnym doświadczeniem. Możecie spróbować odtworzyć ten link, może się uruchomi i zobaczycie fragment takiego występu.
https://m.facebook.com/video_redirect/?src=https%3A%2F%2Fscontent-waw1-1.xx.fbcdn.net%2Fv%2Ft58.24163-6%2F49148178_1439602729498374_2568390534410305598_n.mp4%3F_nc_cat%3D106%26efg%3DeyJ2ZW5jb2RlX3RhZyI6Im9lcF9zZCJ9%26_nc_oc%3DAQkDkqCrEVA7PSIkU-y4MttHBPGTlJB5ameSJ8aqcEPawsb79OSpDSWq0Q5UD_ydL-E%26_nc_ht%3Dscontent-waw1-1.xx%26oh%3Dbd2bef8edb428c19b3ca81e6f76b2e34%26oe%3D5D0E8D8C&source=misc&id=3140889452604590&refid=17&_ft_=mf_story_key.2404495242990963%3Atop_level_post_id.2404495242990963%3Atl_objid.2404495242990963%3Acontent_owner_id_new.100002915317069%3Aoriginal_content_id.3140889452604590%3Aoriginal_content_owner_id.100000506986686%3Athrowback_story_fbid.2404495242990963%3Aphoto_id.3140889452604590%3Astory_location.4%3Aattached_story_attachment_style.video_inline%3Athid.100002915317069%3A306061129499414%3A2%3A0%3A1561964399%3A-8238665901527239462&__tn__=FHH-R
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nie ostatni mój występ z jednym z tu obecnych.

Okazało się to w poniedziałek. Razem z Fidelem już dawno planowaliśmy, że kiedyś zabierze mnie na próbę i to już nie chodziło o to, że dobrze jest czasem popatrzeć na muzyków przy pracy, ale również o to, że jego zespoły mają próby w studiu LWW. Jeśli ktoś nie kojarzy nazwy tego warszawskiego studia nagraniowego, polecam sprawdzić, kto tam nagrywał. 🙂 Większość artystów znam, niektórych nawet osobiście, było to więc dla mnie bardzo interesujące przeżycie. Jeszcze lepiej sięzrobiło, jak pod czas przerwy mogłam zagrać na zestawie, a jak wiadomo, w dobrze wyciszonym i dostosowanym pomieszczeniu wszystko brzmi lepiej. Po zakończeniu przerwy natomiast Fidel stwierdził, że musi odpocząć. Wyraziłam wątpliwość co do moich umiejętności,
zasugerowałam, że może jednak coś jest nie tak, zapytałam, czy wszystko u niego w porządku… nic nie pomogło, co poskutkowało kolejnym filmikiem, na którym gram z dużo bardziej doświadczonymi ode mnie. Bardzo dziękuję za tę możliwość.
Przekonałam się również, że co dobra ekipa, to dobra ekipa. Bawiliśmy się bardzo dobrze, mimo tego, że Fidel zapomniał komórki, a potem prawie się spóźniliśmy na pociąg. Nieocenionym jest dialog, w którym jeden z muzyków pyta się Fidela, czy znalazł telefon, rozmawiając z nim… no wiecie… przez telefon. :d
A już o tym, że Fidel ze trzy razy mnie nabrał na stary dobry żart o gaszeniu światła, to już nie wspomnę. "A nie przeszkadza ci, jak zgaszę światło?", "chciałabyś usiąść przy oknie?"… No i moje ulubione: "damy ci tekst i zaśpiewasz". Myślałam, że jużnigdy nie odpowiem na tę pytania poważnie, okazało się, że odruch jest odruchem.

Oprócz rzeczy związanych z muzyką udało mi się ostatnio odwiedzić starych znajomych. W zeszłym tygodniu odwiedziłam ośrodek w Laskach, byłam tam od wtorku do czwartku, korzystając z gościnności mojej dawnej wychowawczyni z internatu, pani Ani. Pani Aniu, dziękuję Pani, również za cierpliwość do mnie i mojego świra na punkcie owadów.
No ale słuchajcie, w czwartek, o piątej rano, wpadł do mojego pokoju tak wielki owad… był tak wielki, że aż mnie obudził! Tak brzęczał! To co byście zrobili? A komarów w Laskach było tyle, że ubierałam się pod prysznicem, żeby nie wychodzić do łazienki z otwartym oknem. To są w ogóle jakieś mutanty, człowiek się psika preparatem na komary, a komary nic sobie z tego nie robią i gryzą dokładnie w to miejsce. Szlag mnie trafiał.
Ale spotkałam mnóstwo bliższych i dalszych znajomych, odwiedziłam chyba wszystkich po koleii i na prawdę były to dwa bardzo przyjemne, choćmęczące, dni.
Przy tym dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, z których pierwsza, jaka przychodzi mi do głowy, to ta, że w miejscu, gdzie ćwiczy się showdowna, na prawdę przydałby się wiatrak. Drugim wnioskiem z wizyty jest fakt, że nawet kebab i pizza czasami nie odbiorą telefonu. Może nie mają czasu? Razem z Klaudią nie dopuszczamy do siebie drugiej wersji wydarzeń, że nawet dostawcy żarcia nie chcą z nami rozmawiać. To chyba tekst w stylu: tylko deszcz na ciebie leci…

Skończmy ten mało obtymistyczny temat! :d

Chociaż, do obtymistycznego od razu nie przejdziemy, bo w czwartek kolejny etap zakończenia mojej edukacji. Miałam ostatni angielski. Kto czyta, ten wie, kto mnie zna, wie jeszcze lepiej, jak lubię ten język. Nie jest też dla nikogo tajemnicą, że nasze lekcje angielskiego były wydarzeniem niezmiernie interesującym. I ja nie mam tu na myśli wyłącznie tego, że tydzień wcześniej całe zajęcia spędziliśmy na graniu w angielską wersję "kronik zbrodni", albo, że co jakiś czas rozwiązywaliśmy logiczne łamigłówki i staraliśmy się ułożyć od 4 do 6 drewnianych elementów w konkretną figurę. Mam tu też na myśli mnóstwo ćwiczeń i ciekawych readingów, ćwiczenie do egzaminu ustnego, które to rozmowy dzień przed maturą wprowadzały nas na wyższe poziomy wtajemniczenia i przekraczały wszelkie granice absurdu, a także oglądanie seriali i filmów, które były na poziomie językowym d1. To ten poziom, który zawiera poczucie humoru. Dziękuję. 🙂
Więc to jest akurat jedna z lekcji, których mi będzie brakować. I w liceum, i w gimnazjum, i, jak tutaj, poza szkołą, są lekcje, które możnaby mieć dłużej, niż rok szkolny. Serdecznie pozdrawiam, jeśli ktokolwiek z naszej czwartkowej grupy to czyta. Dream team z nas, serio. 🙂

Zastanawiam się, co się jeszcze u mnie działo. Właściwie, to nic. W weekend rozrywką główną był spacer z Zuzią, o którym wspomniałam na początku. Przez resztę weekendu chyba odpoczywałam. Piszę "chyba", bo to na prawdę były jakieś śpiące dni. Gorąco, co? U was teżtak gorąco?

O, wiem! Dziś mamy święto. I to nie tylko Boże Ciało. Dziś też rozpoczyna sięoficjalnie sezon letni, sezon szaleństwa i niespodziewanych pomysłów! Oto ja, Majka, znacie mnie i wiecie, co to znaczy, cały dzień przechodziłam w sukience! BEZ okazji! Ja! Można zacząć się bać.
Tu uwaga do niektórych moich serdecznych przyjaciół: nie, to nie chodzi o to, żeby bać się na mnie patrzeć… nie nie…

Co jeszcze… Hmmmmmm… Chyba zabiorę się za te bardziej stałe elementy dnia.

Ostatnio oglądam "glee". Już. Koniec zdania, można się śmiać. Albo wiecie co? Nie można. Tylu osobom to podobno w USA pomogło, że doceniam serial. Mimo, że, jak to powiedział ktoś w pewnej recenzji, serial czerpie z najbardziej znanych i oklepanych motywów seriali dla młodzierzy, bierze je na warsztat, a następnie wyśmiewa. Jest to w sumie pomieszanie parodii wszystkich młodzierzowych seriali, typowego filmu muzycznego i produkcji uczącej ludzi o tolerancji i akceptacji samego siebie. I muszę przyznać, że im się udaje, bo podczas gdy przy początku odcinka człowiek załamuje ręce nad próbą zamiany historii w jeszcze bardziej skomplikowaną i dramatyczną, śmieje się z kolejnych, teatralnych problemów w fikcyjnym liceum McKinly High, to już w środku odcinka zaczynamy się zachwycać kolejnym dobrze zaśpiewanym i przerobionym coverem znanego klasyka lub aktualnie popularnego hitu, a pod koniec możemy się nawet wzruszyć, jak wszystko się pięknie rozwiązało. W jednym momencie przysięgam sobie na wszystko, że jużwięcej nie obejrzę żadnego serialu o amerykańskich nastolatkach, bo nie zniosę. Kraj mówiący o tolerancji i poprawności politycznej, a nie znający definicji ani jednego, ani drugiego terminu, a do tego towarzysząca wszystkim i wszędzie konieczność i chęćrywalizacji. Wszyscy kopią dołki pod wszystkimi, to jest strasznie męczące! W drugim momencie jednak łapię się na tym, że kibicuję ekranowym bohaterom, zaprzyjaźniam się z nimi, znam ich tak, jak oni siebie na wzajem i ze zniecierpliwieniem czekam na to, jak niektóre z ich kłopotów dobiegną końca. I już pomijając to, że podoba mi się poruszany tu temat tolerancji dla odmiennych ras, kultur, orientacji, a także różnych niepełnosprawności, to podoba mi się tu temat przyjaźni. Przyjaźni, która utrzymuje cały szkolny chór razem. Przyjaźni, która pozwala im przetrwać dokuczanie i szyderstwa całej reszty szkoły. Przyjaźni, która polega na tym, że pójdziesz za drugą osobą wszędzie, nawet wtedy, kiedy sama każe ci się do siebie nigdy więcej nie odzywać. Przyjaźni, która akceptuje, która daje drugą rodzinę, a nawet czasem może zastąpić tę, której zabrakło. I oglądam to, mimo, że motywy i scenki się powtarzają, że niektórzy bohaterowie cały czas działają identycznie, że motyw artystów w opozycji do sportowców jest już przemaglowany na wszelkie możliwe sposoby, że amerykański sposób działania, myślenia i mówienia nie zawsze mnie zachwyca. Oglądam, bo zrobili tam z życia musical. I to w całkiem naturalny, jak na taki serial, sposób. Poza tym, no błagam, nie w każdym takim filmie to aktorzy wykonująwszystkie swoje utwory. A tam tak. I taniec i śpiew. Wszystko robią. Gratuluję im.
Jestem na trzecim sezonie, no spoilers please!

Żeby nie było, że tylko oglądam serial… przyznaję, że do dzisiaj tak właśnie było, dziśwróciłam sobie do serii o Dorze Wilk – Anety Jadowskiej. Serię tę opisałam komuś tak:
Siła tej książki polega na tym, że autorka stworzyła bardzo wyraźny i dopracowany świat, system magiczny, już nie wspominając o bohaterach. Zwykle bohaterów się lubi i nie lubi tych samych, co główna postać książki, w myśl zasady, że raczej kibicujemy głównemu bohaterowi. Tutaj ludzie i stworzenia są tak dobrze przedstawione, że sam je poznajesz i masz o nich wyrobione zdanie. Drugim potężnym plusem jest to, że nikt tu nie jest czarnobiały. Nawet, jeśli ktoś jest do końca zły, co raczej żadko się zdarza, doskonale się wie, dlaczego się taki stał. Nie ma skreślania ludzi na samym starcie, za to jest dużo mowy o zaufaniu, przyjaźni, rodzinie i ogólnie kolejny dowód, że człowiek stworzeniem stadnym jest. Trzeci plus, brak tematów tabu. Czwarty, dzieje się w Polsce. Jedna z lepszych serii jakie czytałam.

A wróciłam do serii dlatego, że chcę przeczytać nowe opowiadania… może nie nowe, ale te, których jeszcze nie znam. I wolę sobie przypomnieć przynajmniej niektóre części. Miło znów spotkać tych bohaterów.

Muzycznie u mnie ostatnio słychaćwszystko. Raz słucham Jonasów z mojąsiostrą, innym razem oglądam "Glee", więc mam ogromną mieszankę popu rodem z top 40, dawnego rocka czy disco, kończąc na broadwayowskich klasykach. Jeszcze w innym momencie gra u mnie audycja "itunes originals" z the Black Eyed Peas.
Także, jak mówi Becia, którą z okazji urodzin serdecznie pozdrawiam: nie ma co się ograniczać!

I z tym was dziś zostawię.
Pozdrawiam i zapraszam do komentarzy.

Ja – Majka

PS: Jest nowa piosenka Aleca Benjamina. Nazywa się"must have been the wind". Polecam. 🙂
PS2: Oczywiście, wpis pojawia się chwilę po północy, więc już w piątek, ale pisałam go w czwartek. Wyobraźcie sobie, że był to czwartek. 🙂

Kategorie
muzyka

instrumenty w moim domu, cz 1. Akustyczne, perkusyjne

Kategorie
muzyka

Pierwsza część wpisu o instrumentach – zapowiedź

Witajcie!

Jak obiecałam, nagrałam pierwszy odcinek naszej kolejnej ulubionej serii, w której będę prezentować, jakie instrumenty udało mi się zgromadzić w moim domu. Będą to akustyczne instrumenty perkusyjne. Przebaczcie mi ten raz, że przestery są obecne, olympus robi, co może, a raczej nie robi tego, co nie może. Powinnam ściągnąć głośność jeszcze niżej, bardzo przepraszam i obiecuję poprawę. 🙂

A tym czasem miłego słuchania.

Ja – Majka

Kategorie
muzyka

nowa płyta Jonas Brothers, przesłuchałam poraz pierwszy

Spoiler alert: ja tu opisuję wszystkie piosenki z płyty!

Jonas Brothers usłyszałam poraz pierwszy, leżąc w łóżku, będąc u mojej babci w Warszawie i oglądając Disney Channel. Nie będę przytaczać tutaj całej historii zespołu, bo nie o tym ten wpis ma być, dość powiedzieć, że ich trzy płyty lepiej znane przez świat były wydawane właśnie pod opieką Disneya. Czy to dobrze? Na pewno dało im to popularność, ja jednak uważam, że nie taką, na jaką zasługują. Ludzie uzdolnieni, wyuczeni wokalu na teatrze, grający na instrumentach… serio, gdyby grali to, co na tamtych starych płytach, to bardzo bym im życzyła, żeby, jak inne zespoły, dopchali się do radia i wytwórni własnym wysiłkiem, bo może wtedy nikt by ich nie szufladkował, jako kolejny, ładnie wyglądający boysband.
Ale, a propos płyt, właśnie dziś wyszedł ich nowy album, pierwszy po powrocie do grania razem. Nazywa się "happiness begins". No to zaczynamy.

Ponieważ ta płyta była zapowiadana już dawno, czekałam z niecierpliwością, aż wreszcie się ukaże.

Pierwsza piosenka pojawiła się w internecie, ludzie zwariowali (twitter też), a poza tym, bracia Jonas wykonali ją live w programie Jamesa Cordena, w live lounge od BBC, w Saturday night live i wielu innych programach. W ogóle odcinek "late late show with James Corden" z nimi bardzo mi się podobał, może dlatego, że uwielbiam Cordena, więc miałam dwa w jednym.

1. Sucker

Co mogę powiedzieć o samej piosence? Kiedy usłyszałam ją pierwszy raz, w wersji studyjnej, uznałam, że, co można było przewidzieć, bracia nieco zmienili styl. Bardziej mi to przypominało mieszankę stylów solowego Nicka i nowego zespołu Joego. Co ciekawe, oni sami to trochę tak określają. 🙂
Kiedy jednak usłyszałam tę piosenkę wykonaną na żywo, z żywymi instrumentami, (nawet gwizdanie nie było z automatu), z bezbłędnym wokalem, mimo, że nie jest to najłatwiejsza piosenka… uznałam, że mam na co czekać.
Jonas Brothers – sucker – in the live lounge
Słysząc ich na żywo można dojśćdo wniosku, że praca na broadwayu i conajmniej 15 lat w branży robi swoje. Zwłaszcza, że, jak słucham ich starszych utworów, też przecież teraz wykonywanych, mam wrażenie, że śpiewają lepiej, niż kiedyś.

2. Cool

Z kolei drugi singiel jakoś mi nie przypadł do gustu. Nie to, że piosenka mi się w ogóle nie podoba. Po prostu zbyt mało mi się kojarzyła z ich stylem, była już zbyt inna, niżwszystko. No ale OK, "cool".
Na pocieszenie występ z SNL, na początku "cool", a potem jeszcze bardziej, bo "burnin up". Jak ja kochałam tę nutę! Nie oszukujmy się, kocham dalej!
Występ z SNL zobaczycie tutaj

Only human.

Trzecia piosenka wchodzi w klimat reggae, nie wiem, co się dzieje. xd. Zbyt dużo echa. O, wykorzystanie tytułu albumu, faaaaajnie. 🙂
Typowy Nick w refrenie, widzę, że uderzamy w solo. No OK, jesteśmy "only human".
Only human audio
Przy drugim przesłuchaniu zyskało.

I believe

Nadal wierzę w tę płytę, choć nadal jesteśmy w klimacie pt. "solowy Nick, tylko nie solo". Widać, że przy piosence pracował Ryan Tedder. Może wyczucia Teddera nabrałam przy Sheeranie? :d
Dobra, o ile rozumiem, to takie popowe "you made me believer". :p OK, ładne. No nie oni, nadal, ale ładne, doceniam samą piosenkę.
I believe macie tu

Used to be

Po tytule spodziewać by się można czegoś bardziej, jak kiedyś, niestety, jesteśmy nadal w klimatach wspomnianych wcześniej. Plus jest taki, że wróciła do nas gitara akustyczna. Cicha. Ale jednak. Myślę, że na koncertach będzie fajnie. Zabić producentów, serio, zamordować. Gdyby oni zaśpiewali dokładnie to samo, ale z żywą instrumentacją, czy jak to tam się mówi, o rany…
"you used be the one". Mam nadzieję, że się nie żegnamy.
used to be – audio

Every single time

OK. To nie jest w ich stylu, ale i tak mi się podoba. Wracamy do rytmów pod reggae, dlaczego reggae? To brzmi, jak… o rany… nie wiem… Nie umiem wam tego porównać. Zaraz coś wymyślę. Powiedzmy, że jakaś radiowa piosenka Major Lazer… stara Rihanna? Nieeee… Nowy Snoop dogg…? Nie no, też nie dobrze. Wiem, że mam skojarzenia, zaraz je znajdę.
Audio do every single time jest tu

Spokojnie, to nawet nie jest połowa płyty!

Don't trof it away

Początek na bębnach, rozbudzają nadzieję. Od zwrotki znów piosenka Nicka. Proszą, żeby nie odrzucać, więc nie odrzucam. 🙂
Chyba na razie to najlepsze i ta czwarta piosenka. Tak, chyba tak…
No i ta ze skojarzeniami. Fajna końcówka.
audio pod tym linkiem

Love her

O… no… już prawie. Jest gitara, ale raczej przeciętna, oraz pstrykanie palcami. Dałby Bóg, żeby to pstrykanie było autentyczne, a nie wyszperany sampel. No ładne, serio. Tylko czemu na ich płycie? Nie mogło by być na płycie Joego? Ale podtrzymuję, to jeden z jaśniejszych punktów tego albumu. Pamiętaj, "love her".
love her pod tym linkiem

Na marginesie, końcówki w tych piosenkach sąświetne. xd. Jużtrzecia taka.

Happy when I'm sad

O rany, jak ja na to czekałam! Żeby mi się coś spodobało od razu, a nie tak, po zastanowieniu… Fajne. Nie to, że w starym stylu, ale zaczyna się od razu, z wokalem, z basem, z bębnami, OK. Jesteśmy, może nie w domu rodzinnym, ale takim… wiecie… fajnym wakacyjnym. 🙂 To jest pierwsza piosenka z tej płyty, której posłucham od razu jeszcze raz.
posłuchajcie pod tym linkiem
Teraz jestem "happy when I'm sad".
Te nawiązania do tytułów są głupie, nie? :p

Trust.

Gitara mi się podoba, perkusja nie. Po co wam falset? Po co wam R&b? Przecie było dobrze? No ale OK, ich wybór. Patrząc na samą piosenkę, nawet fajnie. 🙂 "I don't trust myself when I'm around you". Ja doskonale rozumiem to uczucie.
zaufajcie, jest pod tym linkiem

Strangers

O, ładne. Piosenka o… o czym? O nie uciekaniu przed przeznaczeniem? Cytując "ojca chrzestnego": trafił go piorun. 🙂 Fajne. Jeszcze jakby było zagrane, powtórzę się, na prawdziwych instrumentach, to już w ogóle by było extra.
zapraszam do posłuchania tu

Hesitate

Dziwna sprawa się stała, przełączyłam jakoś dziwnie i musiałam tę piosenkę przegapić, dopisuję więc ten fragment po opisaniu ostatniej. Ale to w niczym nie przeszkadza, przechodzimy do treści.
To podobno jest osobiste dla Joego. Bardzo lubię Joego, więc pokładam nadzieję w tej piosence. I dobrze, ładne jest. No jakby nie mogło być? Oczywiście, że w stylu Joego, nie Jonasów razem, ale jednak. Cody Simpson by to ładnie zaśpiewał. 🙂 Jakoś tak mi się skojarzyło. A, no i obstaję przy zwykłych, normalnych, instrumentach. Serio? To teraz takie niemodne?
audio jest tu, zapraszam

Rollercoaster

Już mi się podoba. Chyba się nadaje do tego dokumentu o nich, co wyszedł trzy dni temu, a ja go jeszcze nie obejrzałam, bo nie mam prime video. 🙁 Jakby opisać tę piosenkę… Zaczyna się, jak… nie wiem co, jak piosenki Nicka, a potem przechodzi w cośpodobnego do "wake me up" Avicii, tylko bez klubowego fragmentu, chodzi mi tylko o refren. I znowu końcówka w punkt.
roller coaster – audio

Come back.

O. Taki nieoczywisty rytm, że albo gospel, albo Hozier. Jednak nie. Ale początek taki był! :d O, co to się stało? Czyżby gitara? I bębny? Ojej! Serio, nadal, więcej gitar! Odwagi, moi kochani, odwagi!
Ja do nich w tym momencie zaśpiewam "come back". Ta piosenka mogłaby się odnaleźć na poprzednich albumach i, w brew pozorom, to jest wielki komplement.
posłuchajcie tu

Podsumowując

Czekałam na tę płytę i zobaczymy, jak sięsprawdzi na dłuższą metę. Wtedy będę mogła powiedzieć, które piosenki z niej zapamiętam, a które przepadną w mrokach historii, dlatego, że na razie widzę tylko, że napewno mniej tu oryginalności, niżkiedyś. Oni umieją śpiewać, serio, tylko szkoda, że nie przeprosili się z bardziej rockowym graniem, przypominającym to, co robili wcześniej. Nie mówię, że oni to robią dla hajsu, wydaje mi się, że tak nie jest. Zmianę stylu widać we wszystkich ich projektach, więc to nie jest tak, że zeszli się razem i próbują jak najwięcej z tego wyciągnąć. Po prostu, oni tak piszą w tym momencie. Inspiracje inne, zapotrzebowania inne, może gust trochę inny, OK, rozumiem. A to, że starszych płyt trochę mi brakowało, to sąmoje upodobania, nie ich. 🙂 Przy okazji, kojarzę, że miała być jakaś wersja the lux, coś więcej miało być. Ciekawe, kiedy to wyjdzie. I muszę zobaczyć ten film, lubię takie. A nade wszystko jestem pewna, że to będzie stro razy lepsze na koncertach, już to widzę zagrane. 🙂 Także życzę powodzenia z trasą, zapraszamy do Europy, szarpnęłabym się na pewno.

Pozdrawiam i życzę miłego piątku ja – Majka

PS: Jakby się jakiś link nie zgadzał, to proszę zgłaszać.

Kategorie
muzyka

top 100 cz 4.

Kategorie
muzyka

top 100 cz 3.

Kategorie
muzyka

top 100 cz 2.

Kategorie
muzyka

top 100 cz 1.

EltenLink