Hej hej. Obiecałam, więc napiszę, bo w ten sposób, to nigdy się za to nie wezmę. Niech ja sobie przypomnę… dwudziestego pierwszego października… tak tak, tak dawno. Była moja impreza osiemnastkowa.
Postanowiłam sobie jąurządzić w wynajętym mieszkaniu w Warszawie. I tu należy mi sięsłuszyny i zasłużony op… no w każdym razie uwaga, ponieważ miałam dać jednemu koledze znać, gdzie to wynajmowałam, u kogo i dać numer telefonu. Zapomniałam, przepraszam oficjalnie. 🙂
Cóż wam tu napisać o tej imprezie? Trudno będzie opowiedzieć coś konkretnego, ponieważ minęła w większej części na rozmowach na tematy różne, ponieważ z wieloma obecnymi tam osobami widziałam się bardzo dawno. W skutek czego musiałąm nadrobić zaległości. Napiszę natomiast, kto tam był.
Była tam Klaudia, na eltenie Klaudia27. Znam ją od lat dziesięciu, nikt chyba nie wie o mnie więcej w tym momencie. Ona nie wie dużo, ona wie za dużo! Była teżkoleżanka, znana na eltenie pod psełdonimem Czarna Helena. Nie wiem, czy chce zdradzać swoje prawdziwe imię. Ją też znam już bardzo długo, grałam z nią w dwóch różnych zespołach, a poza tym wiele razy pomagała mi w nauce różnych podkładów muzycznych na fortepianie. Gratulujemy jej!
Była tam Beata. Beata, która ma ze mną o czym rozmawiać, nawet jeśli nie widzi mnie przez 10 lat. Beata, która próbowała mnie nauczyć czegoś na gitarze. Beata, która cierpliwie i wytrwale trwa przy mnie na angielskim. I wreszcie, Beata, która bez obawy wybrała się na imprezę, na której nie tylko nikogo nie znała, ale też była jedyną osobą widzącą. Fala aplauzu!
Był Krystian, znany tutaj jako Balteam, oraz Mateusz, na razie tu nieznany. :d Obu znam od czwartej klasy podstawówki, z jednym i drugim jeździłam na zawody sportowe, z Mateuszem na obozy, z Krystianem do domu, z obydwoma niezliczoną ilość razy grałam w audiodisc i inne, wybitnie inteligentne gry.
Był Kamil… oj, wiele by opowiadać. Jak już powiedziałam podczas imprezy, przedstawiając Kamila, Kamil umie grać na gitarze, fortepianie, organach i nerwach. Tę ostatnią pasję chętnie z nim dzielę, więc, kłucąc się nieustannie i niezmordowanie, pielęgnujemy przyjaźń, wymieniając się poglądami na wszelkie sprawy tego świata. Kamil był ze mną w Londynie, więc widział, jak spełnia się jedno z moich marzeń. Kamil też wie zdecydowanie za dużo!
Od tych wspaniałych ludzi otrzymałam kilka wspaniałych prezentów. Po pierwsze: od Beci dostałam koszulkę z napisem "zejdź mi z drogi! Chcę przejść do historii". I bardzo dobrze! Będę w tym chodzić do szkoły, tam zawsze jest taki tłum…
Po drugie: od Krystiana i Mateusza dostałam "legion" – audiobook taki, oraz moje ulubione cukierki w butelce. :d
Helena podarowała mi perfumy, a Klaudia napisała coś na moje życzenie, czego główny temat jednak pozostanie tajemnicą. A, no i Kamil. Kamil kupił nam bilety na noc kabaretową! :d No więc w przyszłą sobotę będę się dobrze bawić.
Zamówiliśmy sobie pizzę, nagadaliśmy się, próbowaliśmy tańczyć, wymieniliśmy się opiniami o naszych placówkach oświatowych, jak i wspulnych znajomych. My opowiedzieliśmy Beacie kilka ciekawych zdarzeń z naszej przeszłości, a Beata opowiadała nam o szkole muzycznej i harcerstwie. Najedliśmy się, napili, nagadali i niewyspali. Czyli wszystkie obowiązki wobec imprezy spełnione! 🙂
Łącznie z wpisem na blogu, który niestety muszę na tym skończyć, ponieważ, po prostu, nie wiem, co by tu jeszcze napisać. Pytajcie w komentarzach, chętnie powiem
więcej.
Pozdrawiam ja – Majka
Kategoria: co u mnie
Witajcie!
Taka refleksja mnie naszła o blogach, tytułach, wszystkim. No to sobie trochę popiszę, co mi szkodzi. Szczególnie, że dziś jest taki dziwny dzień, że raczej nie bardzo chce mi się mówić, to chociaż tekstem przekażę.
Dzisiaj wraz z Beatą czytałyśmy bloga jednej pani i tak mi się jakoś przypomniało. Ludzie, jakie ja miałam kiedyś marzenie, żeby pisać, jak te wszystkie osoby, których blogi czytałam i się zachwycałam. Btw, kto czyta "Janina daily"? Nie czytacie? Nie ma przebacz! Musicie poczytać!
Po drugie, to ja uwielbiam pana Artura Andrusa, mam zamiar mu to kiedyś powiedzieć i z zamiłowaniem czytałam jego wpisy z bloga gromadzone w książkach, samego bloga z resztą też, puki istniał.
No więc w ogóle blogi uważam za przedsięwzięcie bardzo fajne i niech sobie wszyscy mówią, że wielu ludzi pisze, choć nie umie. Ja znam takich, co umieją. Oczywiście z eltena też, czyt. moozgish, pajper, monia01, elanor… słuchajcie, tu uwaga do czytelników z poza eltena. Wystarczy mój nick zastąpić w linku ich nickami i… tadaaaaa! Jest blog. Inny. :d
Przejdźmy do tych moich innych inspiracji i przygód. W piątek był trochę dziwny dzień. Najpierw byłam na dwóch lekcjach, no bo jak to tak, nie mogę opuścić fizyki, no nie? A potem pojechałam do Warszawy do ZUSu, ażeby przekonać ich, że tak! Ja dalej nie widzę! Nadal! Nieustająco i wciąż! I że mogą mi dać pieniądze. W każdym razie, do tematu.
Zaczęło się od fizyki, na której to pan dyktował treść zadań. Treść zadań na lekcjach fizyki jest o tyle wydażeniem ciekawym, że żeby pokazać niektóre zjawiska, trzeba używać środków drastycznych. I tak na przykład taki batman bez płaszcza, wyskakujący z najwyższego piętra pałacu kultury, jest elementem niezbędnym. Zrozumiecie więc na pewno, dlaczego podczas tamtej lekcji (nie tej w piątek, tej z batmanem), kiedy pan zaczął pracę domową od słów "chłopiec zainteresował się głęboką studnią…" wszyscy słuchali z uwagą, ciekawi, komu się coś stanie i kto przeżyje. W zeszłym tygodniu zaś skończyliśmy dział zajmujący się dynamiką, więc pan zaczął dyktować zadania powtórzeniowe. No i naszła mnie refleksja nr. 1. Jak interesująco bezsensowne są zadania tekstowe. No bo popatrzcie, to tak, jak z tym zadaniem z matmy. Pan Janek zauważył, że jego przychody i podatki można przedstawić w formie takiej i takiej, zauważa, że funkcja, że pochodna, że… ludzie! Pierwszy wniosek jest jaki? Że pan Jan jest matematykiem! Kto normalny to widzi?! Następna rzecz, u nas na fizyce: w wińdzie zawieszono na siłomierzu ciało o masie stu gramów. Siłomierz wskazał, że… zong! Error. Ding, ding, ding… pauza. Momencik. Widzicie to? Siłomierz w wińdzie. Ten samotny siłomierz pośród przestworzy, który jest tam niezbędny, aby przekazywać zniecierpliwionej ludzkości wiedzę o tym, ile waży coś… i jaki ma ciężar. I w którym kierunku jedzie winda. To by nawet mógł być jakiś tytuł czegoś. Siłomierz w wińdzie. Już nie mówiąc o tych zadaniach, w którym ktoś pozostawia paczkę w autobusie, co nic dobrego nie oznacza, jak z resztą wszyscy wiemy. Zadania o kroplach deszczu uderzających w szyby jadącego lub stojącego tramwaju… Człowiek widzi smutek, szarość, a może i romantyczność tej sceny… a matfiz zastanawia się, jaka jest prędkość wiatru, skoro jak tramwaj jedzie pod wiatr, to zacieki są pionowe, a jak stoi, to są pod kątem 30 stopni do pionu. Taaaa…
Zadania o armatach, które wystrzelają pociski. Gdyby ziemi nie było, to składowa prędkości pocisku prostopadła do poziomu byłaby równoważna składowej prędkości poruszania się armaty, tylko w drugą stronę, w sensie w dół, z tym, że, o zgrozo, niestety, ziemia jednak istnieje!
Dalej! Jak się już skończyła fizyka, czyt. pozdejmowałam już wszystkie ciała wiszące w windach, robotnicy przestali popychać wagony, a armaty wystrzelające pociski przestały się poruszać w jakimkolwiek kierunku… właśnie wtedy… rozpoczęłam podróż do Warszawy.
Byłam u pani okulistki, niezmiernie miła, nawet (o dziwo) mówiła do mnie, a nie mojej mamy, zapytała jakie mam plany i problemy, sporządziła notatki i odesłała nas do domu. Ponieważ w Warszawie jest kilka sklepów, które trzeba odwiedzić, oczywiście nie udałyśmy się na pociąg. Empik, tiger, nie można tego przegapić. Idąc w kierunku królestwa różnych dóbr materialnych, minęłyśmy z mamą kawiarnię, która nazywała się "kwadrans po nieparzystej". Czyli, że co? Tylko wtedy otwieramy drzwi? I jak tam wejdziesz, to możesz tam sobie siedzieć dwie godziny? Fajna akcja w sumie. Od razu wyobraziła mi sięjakaś książka kryminalna lub… może nawet obyczajowa. "za minutę pierwsza miłość", "godzina zero", "kwadrans po nieparzystej"… "c++ w 48 godzin"… yyyyyy… no może akurat nie to. W każdym razie, spoko to brzmi.
Swoją drogą posłuchajcie sobie monologu Stanisława Tyma "program telewizyjny". Najlepsze: kwadrat, kwadrant, chydrant… yyyy… nie całe dwadzieścia minut!".
Przejdźmy do dzisiaj.
Dzisiaj, to tak na koniec, jest poniedziałek. Też wam wspułczuję, w każdym razie. Czytałyśmy sobie tego bloga, OK, przy okazji uczyłyśmy się do kartkówki z niemca… mniej, ale też OK. Swoją drogą kartkówka z opisywania, jak ktośjest ubrany. Gadał ślepy o kolorach, w każdym razie… pani najpierw dała polecenie, żeby sobie poćwiczyć. Popatrzcie na siebie i zacznijcie się nawzajem opisywać. Co ciekawe, najpierw roześmiała sięBeata, potem ja.
– Maja, dajesz! Nooooo… ciśnij teraz. – Bardzo to jest, moja droga, zabawne, bardzo, no ale nic. Pani do nas podchodzi.
– Maju, widzę, że rozbawiło cię to polecenie. – Beata opisała mnie. OK. A potem: no to Maja… Imagine…
Jestem bardzo imaginative person, co udowodniłam w czwartek. Droga społeczności! Pytanie maturalne! Były obrazki, gadaliśmy o modzie, o wyglądzie, o ocenianiu po wyglądzie… i tak dobrze, że to angielski był, a nie niemiecki. No ale jak mi pan zadał pytanie: what is your idea of beauty? Najpierw wyraziłam w kilku treściwych słowach, co myślę o tym pytaniu, a potem, po chwili zastanowienia wybrnęłam tak na około, że aż sama byłam dumna.
Dzisiaj więc też w sumie mogłabym tak pokombinować, gdyby nie to, że to jest niemiecki. Taaaak, moi drodzy, to jużnie jest tak, że można lać wodę. Tutaj są garnitury w kropki, kolorowe skarpety, spodnie w paski i inne rzeczy. A drugie polecenie to pytanie, co założysz do teatru. Doskonale się składa, jutro właśnie idę do teatru! :p
A ostatnia śmieszna sytuacja z dziś polegała na tym, że w Żyrardowie jest ogólnie jakaś większa awaria i nie ma wody. Takie to ciekawe rzeczy się mogąwydażyć w naszym cudownym mieście. Uwielbiam poważne dialogi, które kończą się mniej poważnie. Taki dialog podobno nastąpił w szkole, w której pracuje moja mama. Jedna pani dzwoni do dobrych ludzi, zajmujących się tym, co by nam wody w wodociągach nie brakowało i pyta: przepraszam bardzo, proszę pana, czy wy tam nie macie jakiejś, może, awarii? Bo my tu wody nie mamy.
A pan tak chwilę pomyślał i odpowiedział wprost: a no mamy! Rura pierdyknęła na pięknej, nawet są jużfilmiki w internecie!
To się nazywa bezstresowe podejście do sprawy. xddd
Dobra, słuchajcie, na razie kończę wpis, bo to się nie może dobrze skończyć. Odbyłam ostatnio zbyt dużo rozmów nienormalnych.
Pozdrawiam was ja – Majka
PS Zaraz będzie o osiemnastce, no juuuż, zaraz! 🙂 Ale najpierw podsumowanie tego wpisu.
Gdy nudno ci trochę i może deszcz pada
i robi zacieki na szybach.
Gdy wszystko się jakoś znów gorzej układa.
Gdy zero wybiła godzina.
Gdy stwierdzisz, że chciałbyś się zapaść pod ziemię,
a ziemia jednak istnieje.
Przeczytaj ten wierszyk. Skąd wzięty? Ja nie wiem.
I śmiej się, jak ja się śmieję.
Być może kiedyś zdarzy się tobie,
że będziesz jechać tramwajem.
I nagle, znienacka ty zdasz sprawę sobie,
że tramwaj ten z wolna przystaje.
A kiedy o powód zapyta ktoś z tłoku.
Kierowca z niechęcią stęknie,
że para mu większość zasłania widoku,
bo rura pierdykła na Pięknej.
Ty wtedy się nie złość, mój drogi człowieku.
Patrz na świat z tym większą radością.
I dowiedz się, widząc na szybach zacieki
skąd wieje i z jaką prędkością.
Później zaś, gdy wreszcie wysiądziesz z tramwaju
pamiętaj, by zabrać swe paczki.
Bo ten, który był tu w poprzednim zadaniu,
bagażu jużzabrać nie raczył.
Być może miałzbiory zadań w tej paczce,
więc kumple z pomocą nie przyjdą.
Twój bagaż też ciężki? Weź! Tak czy inaczej.
Najwyżej wjedziesz z nim windą.
A jadąc windą na trzydzieste piętro
naszego pałacu kultury,
pamiętaj o płaszczu! Płaszcz jest rzeczą świętą!
Szczególnie, gdy spada sięz góry.
A gdy jużprzeczytasz ten wierszyk, wypada,
w ramach społecznego czynu,
komentarz napisać. Zajmie ci to kwadrans!
Niecałe dwadzieścia minut.
jadą goście, jadą…
Mam dużo zaległości. Za dużo, tak myślę. Spróbuję coś ponadrabiać, choć wiem, że i tak nie uda mi się tu dzisiaj umieścić wszystkiego.
Zacznę może od najnowszych wiadomości. Co by troszkę bardziej rozpropagować blog, wstawiłam link do niego na moją tablicę na fb. Było to, jak się okazało, dobrą decyzją, ponieważ sporo osób z mojej obecnej lub poprzedniej szkoły, a także trochę z rodziny, zwróciło na niego uwagę.
Po pierwsze, pozdrawiam moją panią od polskiego! 🙂 Pani profesor to czyta, pozdrawiamy Panią! Pani pochwaliła, więc ja bardzo dziękuję.
Po drugie pozdrawiam Lenę, koleżanka ze szkoły, która jako pierwsza zapytała i poprosiła mnie o ten link. Swoją drogą, przy okazji, ciekawa historia. Z rozmowy o moim blogu, która odbywała się podczas drogi powrotnej z jakiegoś wyjazdu, płynnie przeszłyśmy, nie wiem w jaki sposób i dlaczego, do tematu programów muzycznych. Różnych. W sensie, takich talent show. No i ja, bardzo to było głupie i nieostrożne z mojej strony, powiedziałam, że jakbym miała gdzieś iść, żeby sprawdzić swoje umiejętności, to na bank do the voice, bo oni tam mają te blind auditions. Ha, ha, ha, bardzo śmieszne, wcale nie chodzi o "blind"! Znaczy tak, chodzi, ale nie o podwójne znaczenie słowa, tylko o to, że mi się serio bardzo podoba, że oceniający cię ludzie nie mogą na ciebie patrzeć, gdy prezentujesz swoje umiejętności. Myślę, że pierwsze wrażenie wizualne może, choćby nawet podświadomie, wpływać na to, czy ktoś im się podoba czy nie, więc to super pomysł, że widzą dopiero wtedy, kiedy już kogoś docenią. No więc gadamy, gadamy, chwalimy tych the voiceów, a Lena w pewnym momencie mówi, że "Maja, to ja na ciebie czekam w przyszłej edycji!". W pierwszym odruchu, jak nakazuje moja wrodzona grzeczność, wyśmiałam supozycję. Następnie jednak doszło do ciekawego zakładu. Był taki pomysł, żeby w naszej szkole, na dzień matematyki zrobić coś w rodzaju escape roomu. Lena, co było bardzo nieostrożne z jej strony, wyraziła swoją dobrąopinię o przedsięwzięciu jako takim. Zakład więc wygląda tak, że jak Lena wyjdzie o własnych siłach z jakiegokolwiek escape roomu, to ja pójdę do the voiców. :p Powodzenia.
Po trzecie, pozdrawiam Beatę, która jako pierwsza napisała do mnie wiadomość na temat mojego bloga z pytaniem: tyyyy, a o jakiej Beacie ty tam mówisz? :d
Pozdrawiam mojąmamę, która niestrudzenie wytyka mi moje błędy ortograficzne…
Pozdrawiam wszystkich nowych czytelników i mam nadzieję, że wam się nie znudzi. 🙂
Napiszę tutaj jeszcze, tak na sam koniec, że niedługo powinnam napisać coś o mojej osiemnastce. Muszę się pisemnie zobowiązać, bo jak nie, to nigdy się nie zabiorę.
Pozdrawiam ja – Majka
Witajcie!
Chciałabym uprzejmie donieść, że męczą mnie. Krzyczą na mnie i wyzłośliwiają się! A po cóż to wszystko? Żebym napisała na blogu! I dobrze, będę pierwsza! Ha, ha, ha! Ja napiszę, a ty nieeee! :d PZDR, Dawidku. Aha, i jeszcze jedno, masz za swoje. Umowa jest taka. Najpierw piszesz swojąwersjęwpisu, na swojego bloga. A potem dopiero czytasz ten! Nie chcę widzieć żadnego: jak jużczytaliście na blogu Mai. Jak widać po komentarzach, osatnio mało kto czyta, więc życzę sobie zobaczyćten dzieńtwoimi oczami! :d Potem, jak najbardziej, zapraszam. 🙂
OK, więc ten wpis będzie dotyczył tego, co działo się w zeszłą środę w Warszawie. Miałam najpierw pisać o osiemnastce, ale rzeczywiście, może trzymajmy się chronologii, bo zapomnę.
Tego dnia zwolniłam się ze szkoły i skorzystałam z dobrodziejstw naszego cudownego połączenia kolejowego z Warszawą, co by się dostać do stolicy na godzinę10:30. Tam spotkałam się z autorem programu i gospodarzem tej całej szanownej zbieraniny, która być może zdobędzie się na komentarz pod tym wpisem, Dawidem. Dawid zdobył się na czyn niezmiernie odważny i zaufał mi na tyle, że wybrał się ze mną do Lasek. Sam. Tak, nie zabił się po drodze do metra. Ani z metra! Ani do autobusu! Ani przez las! Cud! Chciałoby się dodać, cytując kabaret, nie cud, tylko dwudziesty pierwszy wiek. Oszczędzę sobie. Najlepszy tekst po drodze. Dawid opowiada o tym, że niedaleko nich jest jakiś las, na co ja "rany! Ja sama bym w życiu do lasu nie poszła!". W tym momencie rozejrzałam się dookoła siebie. Ja, Dawid, dookoła, hmmmmmm… las? Kurcze, coś nie poszło. Zaczęliśmy się bardzo z tego śmiać, tym bardziej, że to, że szliśmy po prostej ścieżce przez las wcale nie znaczy, że utrafiliśmy centralnie w tę nieszczęsną furteczkę. No ale nic, idziemy dalej. Przybyliśmy do szkoły i od razu zameldowaliśmy się u pani dyrektor. To jest Dawid, wie pani, taki wariat, a to jest pani Dorota. Pani Dorota uczyła informatyki, Dawidzie, możesz mówić do niej nieco mniejszymi literami, jest OK. No więc chwilę pogadaliśmy, a potem udaliśmy się do siostry M. Bardzo się cieszę, że mogliśmy zobaczyć siostręM. w jej naturalnym środowisku.
Dla nieuświadomionych. Siostra M. (ja tak pisze, bo nie wiem, czy ona chce, żebym mówiła po imieniu, a kto wie, ten i tak wie) była mojąnauczycielką matematyki, fizyki i chemii. Kobieta o wiedzy bardzo dużej i bardzo różnorakiej, za cel życiowy postawiła sobie dostosować nam te lekcje i jak największą liczbę doświadczeń tak, żebyśmy nie tylko je zrozumieli, ale też samodzielnie przeprowadzili. Sprawdzanie, co jest kwasem, co zasadą, albo czy w związku jest obecny jakiś pierwiastek, było najmniejszym zmartwieniem. Podłączanie baterii do silniczków i lampek albo budowanie pierwiastków z kulek i patyczków? Już lepiej, ale jeszcze nie to. Trzymanie ognia, zabawy magnesem neodymowym lub rozwalanie balonu nad świeczką, żeby sprawdzić, czy jest w nim wodur? O tak, to było bardzo ciekawe! 🙂 Dla jasności, wszystko bezpieczne i… yyyyyyyyy… sprawdzone.
Nie jest więc dziwne, że kiedy weszliśmy do pracowni z uprzejmym "dzień dobry" na ustach, najpierw nie usłyszeliśmy żadnej odpowiedzi. Może jeszcze raz? Dzieńdobry! Tym razem nastąpiła informacja zwrotna.
– O, no chodźcie, chodźcie, czekajcie. Ja tu lutuję. –
– Yyyy… aha? Siostro, a przepraszam… –
– Cicho! Czekaj chwilę, muszę skończyć. – Znacznie ciszej, ale ciągnęłam temat.
– Siostro, a co siostra lutuje? –
– Powerbanka uczeń rozwalił, tak rozwalił, że trzeci dzieńto robię! No dzień dobry, dzień dobry, co tam u was? –
Rozmowa przebiegła bardzo miło i myślę, że pomyślnie. Działy się różne rzeczy, które wykraczały poza obszar mojego postrzegania, na przykład siostra mówiła Dawidowi, o czym pisała pracę badawczą, a on, tu uwaga, rozumiał, o czym ona mówi! Nie łapię tego!
OK, no i co dalej? Dalej wpadliśmy do liceum, gdzie spotkaliśmy Klaudi. Klaudię27 znaczy się, tu – na eltenie. Usiedliśmy sobie na ławce, gdzie, wedłóg słów innej mojej koleżanki, sama elita szkolna przesiaduje, ażeby Dawid zaobserwował, jakie stężenie hałasu panuje w szkole w Laskach.
Nasza wyprawa do Lasek nie była ostatnim punktem programu, ponieważ, gdy jużwróciliśmy do centrum Warszawy, spotkaliśmy Mikołaja. Mikołaj był z nami umówiony wcześniej, zjawił się jednak też niespodziewany gość. Zagubiony wędrowiec. Jak w wigilię normalnie. Pozdrawiamy Żywka, Arek, teżci dziękuję! W tym, niezmiernie zacnym, gronie, przemieściliśmy się do McDonalda na dworcu centralnym, bo ja byłam okropnie głodna, Arek nie miał żadnych obowiązków, Mikołaj chciał, bo tak, a mama Dawida wspaniałomyślnie zgodziła się na podróż do domu w późniejszych godzinach.
Tam nastąpiła kolejna ciekawa sytuacja. Siedzieliśmy we czwórkę przy jednym stoliku, na takiej zaokrąglonej kanapie i prowadziliśmy ożywioną dyskusję. Przy tym stoliku siedział sobie jeszcze ktoś, taki chłopak, trochę starszy od nas. Nawet chciałsię przesiąść, ale mówimy, że nie, że nie musi… może się wystraszył? Mniejsza o to. W każdym razie naszła mnie taka refleksja. Jak my pięknie reprezentujemy społeczność! CO on sobie pomyślał, jak my we czwórkę władowaliśmy się na tę kanapę i po przejściu przez zwyczajowe, jak tam w szkole, co robicie po szkole, z kim się widzicie w szkole… od razu zmieniliśmy temat. I tu chłopaki zaczęli rozmawiać językiem, którego absolutnie nie rozumiałam, a ja co jakiś czas dorzucałam uwagi, co użytkownik myśli i co użytkownik woli, i dlaczego jakiśpomysł jest dobry, a jakiś mniej…
– Tak tak, myślę, że to rozwiązanie będzie najlepsze, bo… –
– Owszem, zgadzam się z tobą. A co myślisz o dofinansowaniu tego pomysłu w ten sposób? –
– No wiesz, ma to swoje plusy i minusy, bo… A właśnie, Dawid, a jak tam się ma sprawa… –
– Myślę, że ten pomysł jest do zrealizowania. Patrzyłem na specyfikacje i wszystkie rozwiązania technologiczne na obecną chwilę są w zasięgu naszych możliwości. Myślę, że w przeciągu najbliższych miesięcy… –
Ludzie! Przecież my byliśmy poważni biznesmeni! Ja tylko czekałam, aż wyciągniemy karteczki… no dobra, już! Wyciągniemy komputery i zaczniemy notować, dokonywać obliczeń, zakłAdAć firmę! Pięknie było!
Poza tym, co najważniejsze, mogliśmy sięspotkać i na żywo pogadać, a to przecież najważniejsze. A naszą fotkę na facebooku polubiło pół świata, dobrze jest! :d Robiłam to również na żywo, ale zrobię jeszcze raz. Bardzo wam dziękuję za spotkanie!
No i na razie kończę ten wpis, mam nadzieję, że niedługo uda mi się zrelacjonować osiemnastkę.
Pozdrawiam i proszę o komentarze ja – Majka
ostatnia wiadomość przed startem
Witajcie, drodzy czytelnicy! Jest środa, osiemnasty października roku pańskiego 2017. A ja za jakieś pół godziny będę się zbierać. W Warszawie spotkam się z Dawidem Pieperem, kierownikiem grupy rakietowej, wykazującym dziwnie duże zainteresowanie substancjami niebezpiecznymi. Potem, z własnej woli, przez nikogo nie przymuszana, zapoznam go z siostrą M, kto chodził do Lasek w ostatnich latach, to wie. Ona… podziela zainteresowania Dawida. Niech się dzieje wola nieba… A potem dorzucę sobie jeszcze użytkownika o nicku MikolajHolysz, z zamiłowania informatyk, dziwnie zainteresowany tylnimi furtkami do różnych stron i kąt. Pozdro dla nich!
Moi kochani, jeśli przeżyję dzisiejszy dzień, to zmienię awatar i cośnapiszę! 🙂
Żegnam ja – Majka
jak weszłam w dorosłość
Witam!
Zainspirowana wpisem Dawida uznałam, że chyba wypadałoby się odnieść do faktu, że od tygodnia jestem pełnoletnia. Pierwsze pytanie, czy ktoś z czytających z eltena nie sprawdził tego, nie wiedział, czy tam coś, i zdawało mu się, że jestem młodsza / starsza? Takie pytanie z ciekawości.
Przechodząc do wpisu, zaczniemy chyba od urodzin. Urodziny miałam ósmego, ale zaczęło się już wcześniej. Najpierw był szusty i… zaraz, co ja miałam w piątek? A, wiem! Połowinki! Ja tu o tym pisałam. Jest OK. To przechodzimy do soboty.
W sobotę była impreza rodzinna, ponieważ, w przeciwieństwie do niektórych, nie robiłam spędu całego narodu, choć baaardzo bym chciała, serio. Zamiast tego impreza rodzinna była wtedy, a impreza dla znajomych będzie za tydzień w sobotę.
No więc impreza rodzinna odbywała się w domu i tym odróżniała się od innych, że mogłam dostać trochę wina dlatego, że mogę, a nie dlatego, że już prawie mogę. :p Nie no, żartuję, wiadomo, że charakter był bardziej uroczysty. Mam na myśli pytania w stylu: no i jak, czujesz, że jesteśdorosła? No jasne, od razu! Ja od dwóch lat już się czuję tak, jakbym była troszkęstarsza od niektórych dziewiętnastolatków, no ale… doesn't matter, w każdym razie byli moi dziadkowie i babcie z obu stron, ciocie trzy i dwa wujki… (ja tak umyślnie, serio…) i spędziliśmy sobie miło popołudnie / wieczór. Przy okazji, bo właśnie rzuciło mi się to w uszy. Zauważyliście, że elten nic nie robi bez towarzystwa użytkownika? Piosenka w playliście się skończyła, ale zanim nie wrócę do okna eltena, nie puści następnej. Ehhhhhh… No, taka dygresja po prostu.
Mój nienormalny znajomy, który bawi się rakietami i można powiedzieć, że zęby na tym zjadł, miał tort w kształcie rakiety. Jakieś propozycje, jakiego kształtu powinien być mój? :d Na dwudzieste pierwsze zrobięsobie w kształcie kostki do gry. Zauważyliście, że suma oczek to właśnie 21? Dalej! Dalej, bo idziemy w złym kierunku!
Wspomnę o prezentach, choć nie najważniejsze podobno. A wspomnę dlatego, że były dość ciekawe. Wszyscy u mnie wiedzą, że ja raczej nie chcę nic konkretnego, bo nie mam pomysłu, pragnę więc zapomogi finansowej. Zapomoga finansowa jest dośćduża, bo nie dość, że od rodziny, to jeszcze zaczną się od ZUSu, co nie? :d Drugim rodzajem prezentów, które uwielbiam są prezenty symboliczne. Czy to kojarzone z moimi ulubionymi rzeczami, czy też ze mną i osobą dającą… różnie to bywa. Lubie dawać takie prezenty, choć o jakości ich wykonania muszą się wypowiedzieć zainteresowani. xd. No więc ja dostałam dwa prezenty symboliczne. Po pierwsze dostałam taką małą butelkę wina i kieliszek z napisem, że 18 urodziny. Ma to zapewne oznaczać, że wkraczam w dorosłość i… w każdym razie mogę już pić alkohol. Oczywiście, że da się bawić bez alkoholu! Ale śmiejemy się, że jak ja tak patrzę na ilość różnych zadań i wydażeń w szkole i nie tylko, to nadejdzie kiedyś tak ciężki dzień, że otworzę sobie te buteleczkę w tygodniu. Drugi prezent symboliczny związany jest z moim zamiłowaniem, o którym nie wszyscy wiedzą. Kilo żelków w pudle. Spoko. Od babci i dziadka. Faaaajnie. Nadal je jem. :d Aż sobie teraz jedną wezmę. 🙂
No i dochodzimy do głównego punktu programu, ponieważ ósmego, w niedzielę rano, moi rodzice załatwili mi prezent, którego się raczej nie spodziewałam. Dobrze, że o tym nie wiedziałam, bo bym się bała. Pojechałam mianowicie do flyspotu. Kojarzycie to? Tunel aerodynamiczny. W skrócie mówiąc, człowiek może latać. Bardzo silny pęd powietrza i bardzo proszę, grawitacja jest na chwilę pokonana.
Weszliśmy do budynku, zostawiliśmy kurtki, potem Maja, jako osoba dorosła i odpowiedzialna… ha, ha, ha… musiała siępodpisać w pięciu różnych miejscach… Tak na marginesie. Jeśli robicie coś, czego się obawiacie, nigdy w życiu nie czytajcie oświadczeń, które wam dają do podpisania! Jak człowiek widzi te wszystkie: w przypadku uszkodzenia ciała… yyyyyy… no…. robi się trochę niewyraźnie. Podpisałam, przeszłam szkolenie. Tam jest tak, że instruktor wchodzi z tobą i pokazuje ci gestem, co masz zrobić. W sensie: wyprostuj nogi, ugnij nogi, podnieś głowę, wyluzuj się, zacznij znów oddychać… i takie tam. No chyba, że się nie widzi gestów, no nie? No więc ja sobie z tym panem ustaliłam nasze własne gesty i OK. I czekam. Najbardziej mnie zdezorientowało coś, czego powinnam się domyślić. Tam nie tylko zakłada się kombinezon i kask, ale też trzeba mieć zatyczki w uszach. Do czytających to niewidomych, nie zniechęcajcie się tym. Wiem, że to może być trochę chore na początku, ale jak siedzicie przed wejściem i ktoś głośniej powie, to słychać. A jak jesteście w tunelu, to uwierzcie, macie tam większe zmartwienia od tego, co kto p… yyy, mówi.
Nie będę się tu długo rozpisywać, choć pewnie wiele osób spyta o wrażenia. Nie da się tego opowiedzieć, a już na pewno nie w piśmie. Powiem więc tyle, ile wiem.
Po 1. Często jest to porównywane do spadania. Nie, nie spadanie. Bardziej, uznajmy, pływanie… ale też nie do końca. W każdym razie nie bójcie się. Nie chcecie spadać, powiedzcie instruktorowi. Ale lepiej nie mówić, to też fajne przeżycie!
Po 2. Doświadczenie bardzo oczyszczające z emocji. Serio. Tam nie ma czasu się zastanawiać, nie powstrzymujesz sięraczej przed niczym. Ktoś mógłby określić, żę: o, tam siępewnie boisz, jak spadasz, że coś ci sięstanie. W życiu! Mózg wtedy nie formułuje tak spójnych myśli! Po prostu są dwa komunikaty. Pierwszy: oj, cośnie tak! I drugi: uffff, już dobrze. Na więcej nie ma czasu. :d
Po 3. Wyczerpuje fizycznie. Pół dnia nie mogłam się pozbierać. Kiedy pierwszy raz tam weszłam, a raczej… wpadłam, miałam wrażenie, że trudno się oddycha. Nie dajcie sięwystraszyć, oddychać się da. Tylko troszkę później. O co chodzi? Powietrze idzie z dołu i jest bardzo duży nacisk na całe ciało. Przez chilę masz takie wrażenie, jak wtedy, kiedy się lekko uderzy w przeponę. Może troszkę przytkać. Nie tak, jak przy tej przeponie, ale rzeczywiście, dziwne to jest. No i jak wyszłam, to miałam takie uczucie, jakbym… no nie wiem… długo pływała? Odszuwa się to w rzebrach i klatce piersiowej, że ma siępłytsze oddechy. Na początku tak jest. Potem siępoprawia. Podobnie, jak w pływaniu. Im dłużej trenujesz, tym lepiej oddychasz, no nie?
Cóż mogę dodać? Polecam – Maja Sobiech. Rodzice zafundowali mi odlotowy krok w dorosłość. To mały krok przez drzwi, ale potem 12 metrów w górę, jak chcesz. :d
Z innych ciekawych rzeczy, nie wiem, co sięstało, ale po tych urodzinach wszystko zaczęło sięjakoś układać. W szkole dogadałam się z jedną osobą, której nie wspomnę z nazwiska, dodam jedynie, że bardzo się z tego cieszę. Poza tym ogarnęłam trochęmatmę, a na fizyce też nie było tak źle. Pozałatwiałam sobie spotkania na recha, okazało się, że we wtorek jedziemy na rekolekcje, więc w przyszłym tygodniu mam tylko 3 dni pracy… Wszystkie poważne rozmowy załatwione, wszyscy goście pozapraszani na osiemnastkę, mieszkanie na tę samąokazję jużwynajęte… w skrócie, jest super. 🙂
Pozdrawiam i proszę o komentarze ja – Majka
październik miesiącem zabawy
Witam!
Dawno mnie tu nie było, co? :d Znaczy nie licząc przedstawiania kolejnych utworów w awatarach. A właśnie, myślę, że niedługo pojawi się kolejny, więc jak ktośjeszcze nie sprawdziłtego, to proszę to zrobić! 🙂
Cóż się ostatnio u mnie działo. Na pewno październik, to miesiąc imprez. Zwłaszcza dlatego, że mam urodziny, więc szykują siędwie spore wydażenia. Impreza rodzinna dzisiaj wieczorem i impreza znajomkowa 21 października. Jeszcze zobaczę, jak i gdzie to zrobię, ale przynajmniej pojawia sięjakaś przyszłość użytkowa dla mojego pierwszego mixu muzycznego. A, bo ja nie mówiłam. Z pewnym znajomym, tym razem pozdrowienia dla Denis333, umówiłam się, że użyję swoich "niesamowitych" umiejętności i zrobię mix używając wyłącznie goldwave. Dla niezorientowanych, program goldwave słóży do obróbki dźwięku. I jest na prawdę niezawodny jeśli chodzi o mniejsze lub większe prace przy poprawkach, cięciu czegoś, czy nawet składaniu w całość większych rzeczy. ALe tak precyzyjne roboty, jak większe słuchowiska czy też mixowanie muzyki, to na goldwavie jest okropna wręcz dłubanina, za którą w życiu nie wzięłabym siębez motywacji. 🙂 Jestem dumna, że mam ten mix i jakby ktoś np. chciał zobaczyć lub puścić, to ja się chętnie dzielę.
A, z imprez jeszcze. Byłam wczoraj na połowinkach klasowych. Pierwszy raz sama na imprezie z taką ilością ludzi i hałasu. Podziękowania dla Piotrka, Gabi, Natalii, Julki, Ady, Oli… wiele osób podało mi tam pomocnądłoń, inaczej nie dałabym rady. Informacja dla niewidomych, słuchajcie, jak nie byliście na takiej imprezie, ostrzegam, samemu chyba nie do ogarnięcia. Znaczy owszem, potem jużmożna, moja przyjaciółka nie raz była w takiej sytuacji. ALe jednak przyjść i wejść na salę lepiej z kimś znajomym. Tam jest tak głośno i tak dużo ludu, że… W każdym razie utwierdzam się w przekonaniu, że chcę
być djem. xd
Co u mnie jeszcze nowego? To może przejdziemy do spraw domowych. Po 1. Z Emilą czytamy i oglądamy "następców". Jak ktośnie wie… nie no, wiele osób może nie wiedzieć. "następcy" to film disneya, opowiadający o dzieciach czarnych charakterów z bajek, np. złej królowej z "królewny śnieżki", diaboliny ze "śpiącej królewny", Urszuli z "małej syrenki" i tak dalej. Jest teżksiążka. No i my z Emilą oglądamy te filmy, a ja czytam sobie w oryginale książkę i jej opowiadam. :d Bardzo fajne zajęcie, zwłaszcza, że jeszcze angielski się ćwiczy, to już w ogóle.
No i sprawa niemniej ważna, po 2. Ozzy wychodzi z klatki. Miałam wam napisać tydzień temu, jak wyszedł pierwszy raz, ale jakoś mi wypadło z głowy. Sprawy szkolne itd. No więc, zasada jest taka, że jak taka papuga jużwchodzi na rękę, przychodzi do właściciela i się nie boi w klatce, wtedy można jąwypuszczać. Osiągnęliśmy ten etap i Ozzy jest teraz codziennie wypuśczany na choćby kilka minut, żeby sobie polatał. Siada nam na rękach, na ramionach, na głowie, włazi na lampę, na zegar, drepszcze sobie po stole i leci do swojej klatkę, żeby tam próbować ją rozłożyć na części. Jest serio świetny, a wczoraj, to już nawet dawał się tacie pogłaskać. I tak fajnie świergocze i gwiżdże, jak chce zwrócić na siebie uwagę. 🙂 SPoro z nim zabawy ostatnio.
Jeśli o czymś tu zapomniałam, na pewno jeszcze napisze. Albo, oczywiście, możecie pytać w komentarzach.
Pozdrawiam ja – Majka
wpis pod dyktando
Witajcie!
Ostatnio użytkowniczka Moozgish umieściła na swoim blogu małą instrukcję, co zrobić z następnym wpisem
na blogu. :d Podejmuję wyzwanie i wklejam odpowiedzi na 10 pytań, lepszego pomysłu brak.
1. Jak mija twój dzień i na co czekasz w najbliższej przyszłości?
OK, więc… nie zaczyna się zdania od więc! Racja, sorki. Zaczynam pisać ten wpis w szkole, więc jeszcze nie wiem, jak mi minie cały dzień. Do tej pory dzień jest… hmm… spokojny. Nie mogę wymyślić lepszego określenia. Po prostu nic nowego się nie stało, nic się nie poprawiło, ani nie pogorszyło, odpukać, bo to jeszcze możliwe. Ogólnie ostatnio mam tak, że potrafię być np. wesoła niewiadomo czemu, a potem coś małego mi potrafi ten humor ściągnąć w dół, a czasami odwrotnie, jak dzisiaj, czyli raczej nastrój słaby, a potem nagle jakiś jeden szczegół mi daje te 5 minut uśmiechu.
Na co czekam w przyszłości… rany, na urodziny. Nie, czekajcie, na piątek. W piątek mam kontrolę w centrum zdrowia dziecka i nie to, żeby mnie to jakoś wybitnie cieszyło, ale przynajmniej mam wolne od szkoły. Poza tym, błagam. Pojechać, poczekać, wejść na pięć minut, powiedzieć, że głowa mnie nie boli i wyjść. Żadna filozofia, a potem pojadę w odwiedziny do Lasek, taką mam nadzieję, więc w sumie, to piątek zapowiada się bardzo dobrze.
2. Jaką cechę najbardziej w sobie lubisz i dlaczego?
O! "i dlaczego"! Nie mogłam się doczekać, jak na maturze! Cudnie… :p OK, więc, najbardziej lubię… wiem. Uczciwość. Nie zdarza mi się kłamać ludziom prosto w oczy, wykorzystywać znajomości z nimi do własnych celów i raczej staram się wprost mówić, o co mi chodzi. Nie zostawię kogoś bez powodu i wyjaśnienia, nie będę grać, tak myślę. I niech tak pozostanie.
3. Jakie jest największe wyzwanie, jakie do tej pory spotkało Cię w życiu i jak je przezwyciężyłaś? Jaki jest twój plan, jeśli wciąż nad nim pracujesz?
Yyyyyyy… powiem tak. W październiku skończę 18 lat, trochę trudno wybrać największe z wyzwań, które spotkało mnie przez ten czas. Ale… wyzwania. Wyzwaniem, jakie przezwyciężyłam było przetrwanie klasy drugiej gimnazjum (mnóstwo nowych rzeczy do nauki, dyplom w szkole muzycznej, projekt gimnazjalny), no i w sumie trzeciej też (egzaminy, przedstawienia, pożegnania gimazjum). Rany, do tej pory nie wiem, jak to zrobiłam, poprzestaję na: no, jakoś sięudało. Wyrobiłam się, zdążyłam. :d
Ale chyba największym wyzwaniem, jakie sama sobie zafundowałam ostatnio, była zmiana szkoły rok temu. Nowe liceum, nowi ludzie dookoła, kompletnie inne metody i tempo pracy… rany boskie! Do tej pory sobie z tym radzę. Jaki mam plan? Yyyyyy… Wstać, przetrwać, znaleźć kogoś lub coś, do kogo / czego mogę się uśmiechnąć, no i się położyć przed jedenastą. :d
4. W czym jesteś mistrzem lub expertem?
O! I to było najtrudniejsze pytanie. Czytałam ostatnio książkę, w której dużo dziewczyn mówiło, z czego są dumne. OK, to powiem. Ale mistrzem? Kurde, nie wiem. Podobno jestem pomysłowa, to może w wymyślaniu nowych rozwiązań? Jestem na pewno mistrzem w konkretnym wypowiadaniu myśli, jak muszę. Mogę tym trochę wnerwiać jednego mojego przyjaciela, bo każde jego pięć zdań ja potem powtarzam w jednym i pytam, czy o to mu chodziło. :d
5. Czego dotyczył twój ostatni sen, jaki pamiętasz?
Yyyyyy… OK, ja wiem. Ja pamiętam. No ale nie mogę powiedzieć. :d Był bardzo fajny w każdym razie. Śniło mi się, że gadałam sobie z jednym takim moim znajomym, którego dobrze nie znam, a chciałąbym znać lepiej. No i więcej nie mogę powiedzieć. :d
6. Kto wie o tobie najwięcej?
Ja jestem raczej taką osobą, która jak jużktośsięzainteresuje, to powie dużo. Z drugiej strony wiele osób, które mnie zna słąbiej, nawet by nie podejrzewało, jaka jestem. WIęc jest z tym trochę śmiesznie. OK. Bardzo dużo wie o mnie Klaudia27 z eltena. Oj, trudno Klaudii powiedzieć coś, czego ona o mnie nie wie. Zna datę i godzinę mojego urodzenia, moje upodobania wszelkie, wymieni wszystko, co lubięczytać i słuchać, opowie mi moje własne opowiadania i mixy, streści połowę rozmów telefonicznych… Ogólnie wszystko wie. Mam teżdwóch przyjaciół – Mateusza i Kamila, którzy wiedzą o mnie sporo, jeśli chodzi o to, jak sięzachowuję w różnych sytuacjach życiowych. Bedąc na wspólnych wyjazdach można się o ludziach spoooro nauczyć. No i Zuza, niestety też z poza eltena, więc nicku nie wspomnę. Zuza wie o mnie mniej więcej tyle, ile ja o niej, a patrząc na nasząprzyjaźń, to całkiem sporo. A, no i oczywiście, byłabym zapomniała, Moozgish. Małgosia! Małgosia wie o mnie z powodu wspólnych wyjazdów, a także z powodu swojej rozległej wiedzy na temat działania psychiki ludzkiej w ogóle, a także konkretnie mojej. Zawsze zrozumiesz między wierszami, co? :d
7. W jakiej pozycji śpisz najczęściej?
Nie wiem, w horyzontalnej?
8. Gdybyś miała wehikuł czasu (taki jak Tardis), i mogłabyś przenieść się gdziekolwiek w czasie i przestrzeni, gdzie byś się przeniosła?
W przestrzeni? Londyn. Chciałabym móc siętam przenieść w dowolnym momencie, bo samoloty sądrogie jednak trochę. A, no i w ogóle chyba chciałąbym sięmóc przenosić szybko w różne miejsca, np. mogłabym do Lasek przyjechać na popołudnie i wrócić. A w czasie… Do lat 90. Wtedy sporo dorosłych, których znam, byli w moim wieku. :d Fajnie by było ich wtedy zobaczyć.
9. Dlaczego twój ulubiony kolor jest twoim ulubionym kolorem?
Gadał ślepy o kolorach, no! Zielony jest moim ulubionym kolorem, ponieważ po 1. kojarzy mi sięz czymś jasnym i raczej miłym, przyjemnym, z nadzieją, z naturą… ogólnie dobrze mi się kojarzy. A po 2. To jedyny kolor, który pamiętam w tak dużym stopniu.
10. Kiedy ostatnio śmiałaś się tak, że bolał cię brzuch, boki, nie mogłaś złapać oddechu itp.
Ja się ostatnio często tak śmieję, a raczej łatwo jest mi się tak roześmiać. Śmieję się rzadko, ale jak już, to już
nie mogę przestać. :d Dwa ostatnie razy były podobne, bo ich powodem był telefon. Raz Klaudii, raz Zuzy. W piątek rozmawiałam z Klaudią, a że Klaudia ma telefon, który przejawia dziwne skłonności do odblokowywania się podczas rozmowy, czasami nasze konwersacje potrafi zakłucić dziwne jego zachowanie. COśsięwłącza, cośgada, a czasem po prostu przerywa rozmowę. Klaudia próbowała mi coś wytłumaczyć, a ja nie rozumiałam, czy teżnie słyszałam, nie pamiętam. W pewnym momencie rozmowa po prostu sięurwała. Oddzwaniając zapytałam Klaudii, czy przypadkiem to nie było tak, że ona uznała, że jak nie rozumiem, to nie ma sensu mi tego tłumaczyć jeszcze raz. Podobna sytuacja miała miejsce wczoraj. Gadam z Zuzą, zadaje jej pytanie, a Zuza traci zasięg. Rozmowa była bardzo dla mnie interesująca, no i zadaję
ja to najważniejsze pytanie w rozmowie, zastanawiałam się nad odpowiedzią cały dzień… no i pytam, a w odpowiedzi słyszętylko coś w rodzaju: wszzzzzszzzzz… Ja tak myślę, myślę, no i w końcu pytam: Zuza, co? Bo mi chyba przerwało, możesz powtórzyć?
A Zuza: jasne, że mogę. mmmmwwwwwhhhhh… i znów to samo. Nie, ja nie mogę, ja zacznę pisać listy! Tam się nie traci zasięgu.
Ojjj… co tu zrobić? Pytania mi sięskończyły. Już nie wiem, co mam pisać. :d Może zmienimy awatar? Zaraz sięzastanowię i zmienię, poświęcę na to oddzielny wpis, tak myślę.
Pozdrawiam was ja – Majka.
ozzy – wpis głosowy
Ja nie u siebie, z ato ktoś u mnie
Hello! Co tam u was? Nie mam konta na whatsuppie, to nie wiem. :p Dobra, wpis miał być.
Dzisiaj wróciłam z weekendu w Laskach. Namawiałam Klaudię, prosiłam, a ona nic! Zażalenia prosimy kierować do niej! Chciałam nagrać wpis audio, chciałam pozdrowić moich czytelników wraz z nią, i co? 🙁 Jesteśmy smutni, że jej nie słyszeliśmy, nie?
No cóż. Nie udało się.
Za to udało mi się pogadać z Klaudią, z moją byłą wychowawczynią, a także z moją nauczycielką matmy, chemii i fizyki z podstawówki i gimazjum. Oprócz tego widziałam panią Anię i panią Ewę, moje wychowawczynie z grupy w internacie, a z soboty na niedzielę dyżur nocny miała siostra Agata i pani Lucynka, teżtrzeba było pogadać. I pograć w kostkę. Nie znacie gry w kostkę, będę musiała j=kiedyś tu opisać, skąd to się wzięło. ALe to w następnym wpisie.
Dzisiaj odwiedziłam kolegę Kamila, a popołudniu wracałam do domu. I tu? Niespodzianka!
Jeden nasz znajomy pan ostatnio zaczął sprzedawać swoje papugi. Długa historia, ma takie mini zoo po prostu i między innymi ma tam papugi. Gadająca papuga o imieniu Kuba zawsze nas bawiła, a raczej bawił, bawił nas Kuba, ponieważ, jak wszyscy na niego patrzyli, to się w ogóle nie odzywał. Natomiast, jak już człowiekowi się znudziło i się odwrócił, to Kuba wołał ze złością: Halo! I to takim tonem, jakby mówił coś w stylu: gdzie mi tu, z butami! W każdym razie papugi sąspoko.
No i mój wujek, wraz z moim bratem ciotecznym, a swoim synem, wpadli na pomysł, że oni chcą papugę. Nimfę. Inny rodzaj papugi, może nie będzie mówić halo, ale pogwiżdże sobie, a samiczki podobno zagadającośczasem, jak się nauczą. Białe są nimfy, bardzo ładne są i w ogóle. No to kupili. Super. Moi rodzice i siostra wybrali siędo nich wczoraj, co by się zapoznać z papugą. OK. Zapoznać. Ja to rozumiem. Że wszyscy zwariowali, że jakie to ładne i tak dalej, też rozumiem. No ale nie wiedziałam, że od dzisiaj teżbędziemy mieć swoją! Ja pamiętam, że z Emilką chciałyśmy mieć zwierzątko. Ale w piątek jeszcze nawet planów nie było, a dzisiaj jest wielka klatka i biała papuga, która sobie na razie poznaje otoczenie, czasami przeleci na drugą stronę klatki, czasem zagwiżdże… Ja chcę ją, albo jego, jeszcze nie wiadomo, nazwać Ozzy, ale Emila się buntuje. :d
A, no i z okazji tego Ozzyego mój dzisiejszy awatar. :d Ozzy Osbourne – mama, I'm coming home.
Pozdrawiam ja – Majka