Kategorie
co u mnie

dobre wieści!

Hejo!
Mam trochę dobrych wiadomości, którymi chyba muszę się podzielić, no bo jakże by nie.
No więc… nie zaczyna sięzdania od "no więc"! OK, także… yyyyy… no… To może inaczej. Będę pisać dzień i wiadomość, która pochodzi z danego dnia.

Niedziela
I to jest ten moment, w którym kończysz oglądać sezon serialu i zdajesz sobie sprawę… że nie masz następnego! A następny będzie się ściągać dwie godziny! O tak! To nie jest dobra wiadomość. Dobra jest taka, że ten następny sezon skończyłam dziś rano. :d

Poniedziałek.
Byłam na zebraniu nauczycielskim. I dowiedziałam się, że nie powoduję większych problemów. TO chyba dobrze. Ale to nie jest wiadomość dnia! Znaczy jest, ale jest jeszcze druga.
Ja, będę, mieć, maca! Śpiewam o tym każdemu, kto chce słuchać, kto nie chce pewnie też o tym słyszał, więc i tu powiem. Mój znajomy, mój dobroczyńca, mój współtwórca świata djów, sprzeda mi swój, nieużywany, niewielki komputer stacjonarny. I uwaga, co tam jest? Garage band! Cały! Dla tych, co nie wiedzą, to to jest taki program do tworzenia muzyki za pomocą komputera. Można coś nagrać, można złożyć w całość, ogólnie wszystko można. Od poniedziałku więc warjuję ze szczęścia. Nie dość, że będę mogła używać różnych programów firmy apple do moich muzycznych prób robienia czegoś konkretnego, to jeszcze będę mogła testować programy firmy apple służące do wszystkiego innego. :d A znajomość tego systemu na pewno przyda mi się na studiach.

Wtorek.
Co było we wtorek? WF! Dostałam piątkę mniej z wfu. Patrząc na to, że rok temu ledwo umiałam pływać, to jest chyba duuuży postęp. Inna informacja. Zadziwia mnie fakt, że gdy jedna zbłąkana dusza zaśpiewa w jednej z przebieralni: "miłość, miłość w Zakopanem!", to nagle caaaaała szatnia dziewczyn śpiewa z niąrazem.

Środa.
W środę… w środę był niemiecki… Ja nie wiem czemu, ale strasznie mnie ostatnio te lekcje bawią. A już zwłaszcza wtedy, jak mamy coś czytać. Bo nagle odkrywamy z koleżanką, że, w przeciwieństwie do angielskiego, my czytamy ten tekst i nie rozumiemy absolutnie nic. Bardzo dziwne uczucie, serio. Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, płaczemy więc. Ze śmiechu.
Następna rzecz, dostałam 4! Z matmy! Na prawdziwym sprawdzianie, nie na poprawie sprawdzianu! Ja wiem, to był podstawowy sprawdzian, nie powinnam się cieszyć. No ale jednak!
A, no i była kartkówka z angielskiego. Przed rozpoczęciem pisania pani profesor zwróciła mi uwagę: Maju, ale zrób coś z tym ekranem, żeby nie było widać, co piszesz.
– Maja, ja się nie przesiadam! – oznajmiła Beata.
– Maja, czekaj, czekaj, pokaż… – zainteresowała sięPaula.
– Maja, jak dobrze, że jesteśblisko! – ucieszyła się Roksana. Cóż za niesamowity wzrost popularności! Pozdrawiam wymienione tu dziewczyny bardzo serdecznie. :d

Popołudniu odwiedziłam szkołę muzyczną, do której chodziłam pod koniec przedszkola. Tam pracuje pani, która pierwsza pokazała mi perkusję. I ksylofon. I w ogóle super, że to zrobiła, teraz mam co robić w życiu, to cudowne. A na mojej zwykłej lekcji perkusji wieczorem robiliśmy tak dużo tak trudnych rzeczy, że nawet nie zdążyliśmy pogadać. Z moim nauczycielem powoli zaczynamy uważać, że raz na miesiąc powinniśmy mieć lekcję poglądową, podczas której moglibyśmy się wymienić wszystkimi pobocznymi opiniami na temat nowych płyt, nowych filmów, książek Kinga i wieeeeelu innych spraw.

A, no i kolejna dobra wiadomość środowa. Mogę udostępniać moje wpisy na blogu szerszemu gronu! A to grono może to komentować! To fantastycznie! Mam nadzieje, że niedługo zacznie to robić. 🙂
O, będąc przy temacie. Moja babcia, która całkiem dobrze radzi sobie w labiryntach internetu, chciałaby to skomentować. Jest tylko jeden problem. Nie umiemy jej wymyślić fajnego nicka, który mogłaby wpisać, aby skomentować jako gość. Powinien być jakoś związany z jej super mocą. Super moc mojej babci polega na tym, że w niewytłumaczalny sposób uruchamia lub uniemożliwia uruchomienie różnych urządzeń elektronicznych w swoim otoczeniu. Ktoś coś? Podajemy propozycje w komentarzach, pamiętając, że czytam je nie tylko ja, ale też Babcia. 🙂

Czwartek.
W czwartek mieliśmy święto patrona szkoły. Uczniowie wygrali z nauczycielami w siatkę! Jejjjjjjj! Cieszmy się! Przy okazji, to niesamowite, jak niezwykłe talenty i pomysły ujawniają się u ludzi, którzy nie chcą iść na lekcje. Mecz skończył się nieco zawcześnie i rozległy się głosy protestu: my mamy matmę, nie idziemy! My mamy polski, nie idziemy! No i w końcu jeden kolega zwrócił się do drugiego: słuchaj, zrób coś, porusz sekcję dopingową, albo nie wiem… Zaśpiewaj coś! Na co zagadnięty młody człowiek zerwał się z ławki z wielką energią i zagrzmiał: wstań, unieeeeś głoowęęęęęę! Wsłuuuuuuuchaj się w słoooowaa! Pieeeeeśniiiii, o maaaaałyyym, ryceeeeeeerzuuuuuuuuu!
No i pół dnia mi to po głowie chodziło.
Dalej! Razem z koleżankami z mojej klasy grałyśmy w "państwa miasta" na telefonie jednej z nich.
– Kolor na A! – Akurat złożyło się tak, że powiedziałam, jaki kolor i po zastanowieniu dodałam. – Hmmmmm, to dziwne. Dlaczego to ja pierwsza mówię o kolorach?
Tak w ogóle, mam to szczęście, że moja klasa nie tylko mi pomaga dostać się do sal, ale też śmieje się z żartów typu: gadał ślepy o kolorach. Więc wszystko było w porządku i grałyśmy dalej.
Swoją drogą, jeśli to czytasz, Paulino, proszę się przyznać, skąd znasz te wszystkie dziiiiiiiwne nazwy miast?
Choć moja ulubiona odpowiedź z gry brzmiała:
Kolor na ł? Yyyyyyyyy… ładny? No w sumie, ładny może być.

Na angielskim mieliśmy o zawodach, pracy itd. W ramach pracy domowej mamy odpowiedzieć na pytania. Mamy sobie wyobrazić, że 10 lat pracujemy w zawodzie i odpowiedzieć na kilka pytań. Myślicie pewnie, że mamy wybrać ten zawód, jaki chcemy mieć w przyszłości? Ha, ha, ha… Nope! Zawody zostały nam podane z góry. Rozumiem zawód model, ale potem zaczyna się robić ciekawie. Zaczynając od grabarza i rzeźnika, poprzez bezrobotnego… jedno z pytań jest "czy twoja praca jest stresująca". Drugie było "kiedy otrzymałeś pierwsze pieniądze". Taaaaa… liczy się kreatywność. A kończąc na mnie, zostałam pogromcą lwów! Taaaaak. Pytanie: co dobrego robisz dla społeczeństwa? No jakto? Dzięki mnie jeszcze żyjecie, no nie?

Piątek.
Dostałam 4 z fizyki! I do tej pory nie wiem, jak to się stało! :d Bardzo się cieszę i dziękuję Dawidowi, który mi udzielał dodatkowych porad i wymyślał jakieś kosmiczne zadania do rozwiązania. Kiedy rozwiążesz zadanie o rakietach Dawida, nic cię już nie przerazi.
Po szkole udałam się z Beatą do niej, a tam Beata dokonała niemożliwego. Nauczyła mnie… grać na basie. Jedną piosenkę, jak na razie, no ale jednak! Tooooo dziwne. :d Ta piosenka też była dziwna, proszę się nie martwić.

Wieczorem natomiast byłam w Warszawie, na koncercie Gentlemana. Wiecie co? Słuchanie muzyki na żywo, to zawsze będzie dla mnie przeżycie ponad wszystkim. To niesamowite, jak wiele tematów można wtedy przerobić w głowie, jednocześnie się relaksując. Poza tym, był to koncert unplugged, co w praktyce oznacza, że cała sekcja denta, smyczki, syntezatory, wszystko było żywe i analogowe. Bardzo piękne doświadczenie.

No i, w końcu, sobota
Dziś! Dobra wiadomość z dziś? Nadal umiem grać na bębnach. Dlaczego to nowość? Bo ostatnio, jak chciałam zagrać najprostrzą piosenkę typowo radiową, nie wychodziło mi kompletnie nic. No więc, to jest sukces.
Myślę, że na koniec dołożę informację, że niedługo będzie trzeba zmienić awatar. Muszę o tym pomyśleć. Ten proces może trochę zająć. Do zobaczenia więc w nieokreślonej przyszłości. 🙂

Pozdrawiam ja – Majka
PS PROSZĘ O KOMENTOWANIE!

Kategorie
co u mnie

pociemniało, pojaśniało i już

Hejooo!
Odrywając się na chwilę od "teorii wielkiego podrywu", postanowiłam odwiedzić bloga. Poproszę o nowe
komentarze! Tak będąc przy blogu.
Najpierw wam może napiszę, skąd ten tytuł. Był taki kawał. Ojciec chciał spróbować, co ten jego syn tak
po kryjomu bierze. Tak słyszał ciągle, narkotyki, narkotyki, ale nigdy nie próbował, to co mu szkodzi!
No więc zamknął się w łazience, wziął i czeka. Po chwili pociemniało, pojaśniało i już. No to wziął jeszcze
raz. Czeka. I znowu: pociemniało, pojaśniało i tyle. Po jeszcze jednej takiej sytuacji zaczął się niepokoić.
Widocznie nie tylko on, bo ktoś zaczął dobijać się do drzwi. O nie, to pewnie żona! "Kochanie, co ty
tam robisz?" "yyyyyyyy, golę się!" "Kochanie, ale trzy dni?"

Tak że tak. Jak u nas w rodzinie coś się takiego dzieje, co nie spełnia jakichś wielkich oczekiwań, to
mówimy "pociemniało, pojaśniało i już.". Pomyślałam sobie, że to fajny tytuł, szczególnie, że w tym wpisie
będzie kilka informacji rozjaśniających mój nastrój, ale też i troszkę o ciemności. Miłego czytania.

Ostatni tydzień był… oj… nie wiem. Trochę ciężki, a trochę fajny. Powoli zaczęłam odzyskiwać nastrój, być może dlatego, że kończy się listopad, a listopad doprowadza mnie do szału.
Z nowych informacji. Najciekawszy news ever! Dowiedziałam się, że, jak już będę pełnoletnia… Tadaaaam! Ja już jestem pełnoletnia! No więc, TERAZ, mogę uczestniczyć w cudownym wydarzeniu, jakim jest… ja nie wiem, jak to się w całości nazywa… nie zespół przedmiotowy, tylko zespół jaki? Może ktoś wie? W każdym razie, wszyscy nauczyciele uczący osobę z orzeczeniem spotykają się na koniec każdego semestru i, jak rozumiem, dzielą się doświadczeniami. W sensie, mówią, co im pasuje, a co nie. No i to samo o moich odczuciach. Więc: są nauczyciele uczący, pani psycholog, moja pani wspomagająca od matmy, od fizyki pewnie też… Rodzic musi być zaproszony, mama już otrzymała oficjalny list z Hogwartu… no i, od tego momentu, mogę być ja! Ja, jak to zwykle bywa w przypadku wiadomości niezwykłych, najpierw się roześmiałam, a potem zwariowałam. Ooooo, koniecznie muszę to rozważyć! Myśli pani, że to się opłaca? Nie no, jasne, że tak, ja chyba chcę tam iść, co pani myśli? Bo ja wtedy rozmawiałam z panią psycholog. To ona mi sprzedała ten news niezwykły.
"Maju, rozważ sobie za i przeciw. Czemu chcesz się tam wybrać?"
OK… cofam pytanie… czeeeekaj… Przy okazji, serdecznie pozdrawiam Panią, jeśli Pani to kiedyś przeczyta. No więc rozważyłam i uznałam, że "co mi szkodzi", szczególnie, że zawsze byłam ciekawa, co się za tymi zamkniętymi drzwiami, na tych tajnych naradach najwyższego szczebla, omawia. :d
Następną dobrą informacją z zeszłego tygodnia jest to, że prawdopodobnie w środę spotkam się z panią, która kiedyś kiedyś, dawno temu, w zerówce… uczyła mnie perkusji! A dokładniej pokazywała ksylofon, wibrafon i inne takie ciekawe rzeczy. Przez te lekcje potem poszłam na perkusję w Laskach, a tam pan Darek zaczął mnie uczyć na zestawie, bo nie wiedział, że ja w sumie, to lubię się bawić i oglądać ksylofon, bo ładnie brzmi. W skutek czego tak mi zostało do dziś i od tamtego czasu gram na zestawie. Czyli można powiedzieć, że przez te lekcje w zerówce w ogóle zaczęłam grać na bębnach! A to jest jednak ważny element życia. Nie widziałam tej pani od tamtego czasu, wychodzi mi, że będzie ze 12 lat, także może być ciekawie.

Dalej! Mówiłam, że śnią mi się piosenki? A, tak, to było w poprzednim wpisie. Ale powtórzę się, ludzie, piosenki? Istniejące? I to w innej wersji? Poza tym ostatnio w ogóle moje sny są strasznie pomieszane. Np. śnią mi się znajomi z Lasek w mojej nowej szkole. Albo odwrotnie. Chociaż…? To w sumie nie jest takie głupie, przecież ja się ostatnio umawiałam z Beatą na wyprawę do Lasek. Tylko może wiosną, wiosną jest tam tak ładnie. A teraz jest zimno i do domu daleko. Ciemno pewnie też. Bez znaczenia.
By the way ciemności, to ostatnio non stop mamy ubaw na angielskim, bo się od czasu do czasu przewija temat restauracji, w której się je w ciemności. Tam to się chyba zwało "dark in". Ludzie! Dark in, dark out, dark inside out, możnaby rzec! Nothing special! Beata zaczęła czytać mi ten opis. "Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się jeść, nie widząc tego, co jesz?" Yyyyyyy, taaaak? I co dalej? "Przyjdź do nas! Zapewnimy ci niezapomniane wrażenia…" Ludzie, zróbcie, żeby było odwrotnie! TO by dopiero było unforgetable! Od tej pory, za każdym razem, gdy pojawi się ten nieszczęsny tekst, Beata rozpoczyna szeptaną rozmowę: A pani jadła w ciemności? A pani jadła? A opowie pani!
Ja w ogóle bardzo lubię, jak ktoś ma dystans do mojego niewidzenia. W czwartek na dodatkowym angielskim nauczyciel już na początku lekcji powiedział coś w stylu: jak wszyscy widzimy, znaczy Maja nie. Ale jej zaraz opowiecie!
No właśnie, i czego tu się obawiać? Nie obraziłam się, nie nakrzyczałam, nie zaczęłam rozpaczać… Jest fajnie.

Z innych szkolnych informacji, w tym tygodniu do szkoły przyszły nasze dyplomy z konkursu twórczości irlandzkiej. Można było śpiewać lub recytować no i ja, ku mojemu zaskoczeniu, dośpiewałam się trzeciego miejsca. Bardzo dziękuję i niezmiernie się cieszę. Nie pamiętam, czy o tym pisałam, w każdym razie przysłali nam dowód rzeczowy, jest dobrze!
O, tak przy okazji, na tym konkursie zdarzyły się dwie fajne rzeczy. Dwie uczestniczki konkursu zaskoczyły mnie niezmiernie swoją pomysłowością. Jedna zaśpiewała piosenkę Nialla Horana, a druga Eda Sheerana. Co w tym dziwnego? Niby nic, tylko… z resztą, to może mój błąd. Ja zrozumiałam, że to ma być poezja irlandzka, recytowana lub śpiewana. Utwór ma być poezją, a autor i wykonawca irlandczykami. OK, dotarło to do mnie w tej postaci. I jeszcze zrozumiem, że mogłam źle to pojąć. Może chodziło o to, że to ma być dzieło irlandczyka. A czy to jest wiersz, czy typowo piosenka, to już nie ważne. Jak dla mnie, to jeszcze lepiej! Sama bym zaśpiewała co innego, gdybym o tym wiedziała. Ale te dwie nutki mnie zaskoczyły. No bo po 1. Niall Horan. OK, dać tej dziewczynie nobla za pomysłowość, to byłoby mało, ale ja wiem, czy to jest poezja? ZNaczy, z całym szacunkiem dla Horana, ale… A ta druga, no ja kocham tę nutkę Sheerana, serio! Uwielbiam ją! Ale… on nie jest… irlandczykiem? Yyyyyyy… ja mam error.
Nie zrozumcie mnie źle, ja się bardzo cieszę, że te dziewczyny dotarły do finału i podobało mi się, jak występowały. Po prostu nie załapałam, że tak można. :d

Następne nowiny! Hmmmm… co ja mam do powiedzenia… O, taka ciekawostka. Na moich dłoniach chyba już nie ma takiego miejsca, które by nie było podrapane przez Ozzyego. Fajny z niego towarzysz, ale jak się tymi pazurkami lub dziobem złapie, to już nie zawsze jest miłe. :d

I to chyba już koniec ojego wpisu o wszyskim i niczym, jak zwykle z resztą. Jak ktoś ma pytania lub pomysł na następny wpis, proszę mi powiedzieć, bo ja takowego nie posiadam.
Pozdrawiam ja – Majka

Kategorie
co u mnie

awatar zagadka i krótki wpis na znak, że żyję

Hejoooo!
Zastanawiałam się, co tu umieścić. Miałam o czymś napisać, ale serio wypadło mi z głowy, o czym i chyba na długi wpis nie mam siły.
Wczoraj byłam na nocy kabaretowej na torwarze. Trudno to opowiedzieć, no śmiesznie było. CO mam rzec… xd. A tydzień temu byłam w Laskach. Ja chyba tu wrzucę jakiś większy wpis o tym, bo przy okazji mogłabym się troszkę o Laskach rozpisać. Więc, pomijając tamten weekend, co się działo w tym tygodniu? Ja nie wiem, czy chcecie to wiedzieć, nawet nie wiem, czy ja chcę. Ciężki był tydzień, jakoś sporo rzeczy się mi nagle zwaliło na głowę. Ale, oczywiście, nastrój poprawił mi się od czwartku, a raczej od środy wieczorem. W środę wieczorem mam lekcje perkusji, godzinę tygodniowo. I tam wreszcie zapominam o moich zmartwieniach. Czwartek był za to jakimś wynalazkiem z piekła, bo miałam 4 matematyki jednego dnia, i polski gdzieś pomiędzy też, więc w ogóle nie bardzo pamiętałam, jak się nazywam. Dopiero potem, po lekcjach i próbie do świątecznego koncertu, mogłam chwilę odetchnąć i coś zjeść. A potem był angielski, no to już w ogóle spokojniej. Trzeba robić, nawet całkiem sporo, ale po 4 matematykach, to do prawdy odpoczynek.
A, no i by the way. Ostatnio mam sporo kontaktu z językiem angielskim, ponieważ… no i tu, niestety, nie mogę powiedzieć. Ponieważ to zagadka dla tych, którzy mogą odsłuchać mojego awataru na eltenie. Cóż to jest, moi drodzy? Może od kogo, może z czego? Nie shazamujemy, nie sprawdzamy, tylko mówimy! :d Dawid, ty nie, bo ty się chyba domyślisz nie znając. 🙂
Powodzenia i, mam nadzieję, do szybkiego zobaczenia.
Pozdrawiam ja – Majka

Kategorie
co u mnie

dowód na to, że obeszłam osiemnaste urodziny

Hej hej. Obiecałam, więc napiszę, bo w ten sposób, to nigdy się za to nie wezmę. Niech ja sobie przypomnę… dwudziestego pierwszego października… tak tak, tak dawno. Była moja impreza osiemnastkowa.
Postanowiłam sobie jąurządzić w wynajętym mieszkaniu w Warszawie. I tu należy mi sięsłuszyny i zasłużony op… no w każdym razie uwaga, ponieważ miałam dać jednemu koledze znać, gdzie to wynajmowałam, u kogo i dać numer telefonu. Zapomniałam, przepraszam oficjalnie. 🙂
Cóż wam tu napisać o tej imprezie? Trudno będzie opowiedzieć coś konkretnego, ponieważ minęła w większej części na rozmowach na tematy różne, ponieważ z wieloma obecnymi tam osobami widziałam się bardzo dawno. W skutek czego musiałąm nadrobić zaległości. Napiszę natomiast, kto tam był.
Była tam Klaudia, na eltenie Klaudia27. Znam ją od lat dziesięciu, nikt chyba nie wie o mnie więcej w tym momencie. Ona nie wie dużo, ona wie za dużo! Była teżkoleżanka, znana na eltenie pod psełdonimem Czarna Helena. Nie wiem, czy chce zdradzać swoje prawdziwe imię. Ją też znam już bardzo długo, grałam z nią w dwóch różnych zespołach, a poza tym wiele razy pomagała mi w nauce różnych podkładów muzycznych na fortepianie. Gratulujemy jej!
Była tam Beata. Beata, która ma ze mną o czym rozmawiać, nawet jeśli nie widzi mnie przez 10 lat. Beata, która próbowała mnie nauczyć czegoś na gitarze. Beata, która cierpliwie i wytrwale trwa przy mnie na angielskim. I wreszcie, Beata, która bez obawy wybrała się na imprezę, na której nie tylko nikogo nie znała, ale też była jedyną osobą widzącą. Fala aplauzu!
Był Krystian, znany tutaj jako Balteam, oraz Mateusz, na razie tu nieznany. :d Obu znam od czwartej klasy podstawówki, z jednym i drugim jeździłam na zawody sportowe, z Mateuszem na obozy, z Krystianem do domu, z obydwoma niezliczoną ilość razy grałam w audiodisc i inne, wybitnie inteligentne gry.
Był Kamil… oj, wiele by opowiadać. Jak już powiedziałam podczas imprezy, przedstawiając Kamila, Kamil umie grać na gitarze, fortepianie, organach i nerwach. Tę ostatnią pasję chętnie z nim dzielę, więc, kłucąc się nieustannie i niezmordowanie, pielęgnujemy przyjaźń, wymieniając się poglądami na wszelkie sprawy tego świata. Kamil był ze mną w Londynie, więc widział, jak spełnia się jedno z moich marzeń. Kamil też wie zdecydowanie za dużo!
Od tych wspaniałych ludzi otrzymałam kilka wspaniałych prezentów. Po pierwsze: od Beci dostałam koszulkę z napisem "zejdź mi z drogi! Chcę przejść do historii". I bardzo dobrze! Będę w tym chodzić do szkoły, tam zawsze jest taki tłum…
Po drugie: od Krystiana i Mateusza dostałam "legion" – audiobook taki, oraz moje ulubione cukierki w butelce. :d
Helena podarowała mi perfumy, a Klaudia napisała coś na moje życzenie, czego główny temat jednak pozostanie tajemnicą. A, no i Kamil. Kamil kupił nam bilety na noc kabaretową! :d No więc w przyszłą sobotę będę się dobrze bawić.
Zamówiliśmy sobie pizzę, nagadaliśmy się, próbowaliśmy tańczyć, wymieniliśmy się opiniami o naszych placówkach oświatowych, jak i wspulnych znajomych. My opowiedzieliśmy Beacie kilka ciekawych zdarzeń z naszej przeszłości, a Beata opowiadała nam o szkole muzycznej i harcerstwie. Najedliśmy się, napili, nagadali i niewyspali. Czyli wszystkie obowiązki wobec imprezy spełnione! 🙂
Łącznie z wpisem na blogu, który niestety muszę na tym skończyć, ponieważ, po prostu, nie wiem, co by tu jeszcze napisać. Pytajcie w komentarzach, chętnie powiem
więcej.
Pozdrawiam ja – Majka

Kategorie
co u mnie

dwadzieścia po parzystej, czyli przygody różne

Witajcie!
Taka refleksja mnie naszła o blogach, tytułach, wszystkim. No to sobie trochę popiszę, co mi szkodzi. Szczególnie, że dziś jest taki dziwny dzień, że raczej nie bardzo chce mi się mówić, to chociaż tekstem przekażę.
Dzisiaj wraz z Beatą czytałyśmy bloga jednej pani i tak mi się jakoś przypomniało. Ludzie, jakie ja miałam kiedyś marzenie, żeby pisać, jak te wszystkie osoby, których blogi czytałam i się zachwycałam. Btw, kto czyta "Janina daily"? Nie czytacie? Nie ma przebacz! Musicie poczytać!
Po drugie, to ja uwielbiam pana Artura Andrusa, mam zamiar mu to kiedyś powiedzieć i z zamiłowaniem czytałam jego wpisy z bloga gromadzone w książkach, samego bloga z resztą też, puki istniał.
No więc w ogóle blogi uważam za przedsięwzięcie bardzo fajne i niech sobie wszyscy mówią, że wielu ludzi pisze, choć nie umie. Ja znam takich, co umieją. Oczywiście z eltena też, czyt. moozgish, pajper, monia01, elanor… słuchajcie, tu uwaga do czytelników z poza eltena. Wystarczy mój nick zastąpić w linku ich nickami i… tadaaaaa! Jest blog. Inny. :d

Przejdźmy do tych moich innych inspiracji i przygód. W piątek był trochę dziwny dzień. Najpierw byłam na dwóch lekcjach, no bo jak to tak, nie mogę opuścić fizyki, no nie? A potem pojechałam do Warszawy do ZUSu, ażeby przekonać ich, że tak! Ja dalej nie widzę! Nadal! Nieustająco i wciąż! I że mogą mi dać pieniądze. W każdym razie, do tematu.
Zaczęło się od fizyki, na której to pan dyktował treść zadań. Treść zadań na lekcjach fizyki jest o tyle wydażeniem ciekawym, że żeby pokazać niektóre zjawiska, trzeba używać środków drastycznych. I tak na przykład taki batman bez płaszcza, wyskakujący z najwyższego piętra pałacu kultury, jest elementem niezbędnym. Zrozumiecie więc na pewno, dlaczego podczas tamtej lekcji (nie tej w piątek, tej z batmanem), kiedy pan zaczął pracę domową od słów "chłopiec zainteresował się głęboką studnią…" wszyscy słuchali z uwagą, ciekawi, komu się coś stanie i kto przeżyje. W zeszłym tygodniu zaś skończyliśmy dział zajmujący się dynamiką, więc pan zaczął dyktować zadania powtórzeniowe. No i naszła mnie refleksja nr. 1. Jak interesująco bezsensowne są zadania tekstowe. No bo popatrzcie, to tak, jak z tym zadaniem z matmy. Pan Janek zauważył, że jego przychody i podatki można przedstawić w formie takiej i takiej, zauważa, że funkcja, że pochodna, że… ludzie! Pierwszy wniosek jest jaki? Że pan Jan jest matematykiem! Kto normalny to widzi?! Następna rzecz, u nas na fizyce: w wińdzie zawieszono na siłomierzu ciało o masie stu gramów. Siłomierz wskazał, że… zong! Error. Ding, ding, ding… pauza. Momencik. Widzicie to? Siłomierz w wińdzie. Ten samotny siłomierz pośród przestworzy, który jest tam niezbędny, aby przekazywać zniecierpliwionej ludzkości wiedzę o tym, ile waży coś… i jaki ma ciężar. I w którym kierunku jedzie winda. To by nawet mógł być jakiś tytuł czegoś. Siłomierz w wińdzie. Już nie mówiąc o tych zadaniach, w którym ktoś pozostawia paczkę w autobusie, co nic dobrego nie oznacza, jak z resztą wszyscy wiemy. Zadania o kroplach deszczu uderzających w szyby jadącego lub stojącego tramwaju… Człowiek widzi smutek, szarość, a może i romantyczność tej sceny… a matfiz zastanawia się, jaka jest prędkość wiatru, skoro jak tramwaj jedzie pod wiatr, to zacieki są pionowe, a jak stoi, to są pod kątem 30 stopni do pionu. Taaaa…
Zadania o armatach, które wystrzelają pociski. Gdyby ziemi nie było, to składowa prędkości pocisku prostopadła do poziomu byłaby równoważna składowej prędkości poruszania się armaty, tylko w drugą stronę, w sensie w dół, z tym, że, o zgrozo, niestety, ziemia jednak istnieje!
Dalej! Jak się już skończyła fizyka, czyt. pozdejmowałam już wszystkie ciała wiszące w windach, robotnicy przestali popychać wagony, a armaty wystrzelające pociski przestały się poruszać w jakimkolwiek kierunku… właśnie wtedy… rozpoczęłam podróż do Warszawy.
Byłam u pani okulistki, niezmiernie miła, nawet (o dziwo) mówiła do mnie, a nie mojej mamy, zapytała jakie mam plany i problemy, sporządziła notatki i odesłała nas do domu. Ponieważ w Warszawie jest kilka sklepów, które trzeba odwiedzić, oczywiście nie udałyśmy się na pociąg. Empik, tiger, nie można tego przegapić. Idąc w kierunku królestwa różnych dóbr materialnych, minęłyśmy z mamą kawiarnię, która nazywała się "kwadrans po nieparzystej". Czyli, że co? Tylko wtedy otwieramy drzwi? I jak tam wejdziesz, to możesz tam sobie siedzieć dwie godziny? Fajna akcja w sumie. Od razu wyobraziła mi sięjakaś książka kryminalna lub… może nawet obyczajowa. "za minutę pierwsza miłość", "godzina zero", "kwadrans po nieparzystej"… "c++ w 48 godzin"… yyyyyy… no może akurat nie to. W każdym razie, spoko to brzmi.
Swoją drogą posłuchajcie sobie monologu Stanisława Tyma "program telewizyjny". Najlepsze: kwadrat, kwadrant, chydrant… yyyy… nie całe dwadzieścia minut!".

Przejdźmy do dzisiaj.
Dzisiaj, to tak na koniec, jest poniedziałek. Też wam wspułczuję, w każdym razie. Czytałyśmy sobie tego bloga, OK, przy okazji uczyłyśmy się do kartkówki z niemca… mniej, ale też OK. Swoją drogą kartkówka z opisywania, jak ktośjest ubrany. Gadał ślepy o kolorach, w każdym razie… pani najpierw dała polecenie, żeby sobie poćwiczyć. Popatrzcie na siebie i zacznijcie się nawzajem opisywać. Co ciekawe, najpierw roześmiała sięBeata, potem ja.
– Maja, dajesz! Nooooo… ciśnij teraz. – Bardzo to jest, moja droga, zabawne, bardzo, no ale nic. Pani do nas podchodzi.
– Maju, widzę, że rozbawiło cię to polecenie. – Beata opisała mnie. OK. A potem: no to Maja… Imagine…
Jestem bardzo imaginative person, co udowodniłam w czwartek. Droga społeczności! Pytanie maturalne! Były obrazki, gadaliśmy o modzie, o wyglądzie, o ocenianiu po wyglądzie… i tak dobrze, że to angielski był, a nie niemiecki. No ale jak mi pan zadał pytanie: what is your idea of beauty? Najpierw wyraziłam w kilku treściwych słowach, co myślę o tym pytaniu, a potem, po chwili zastanowienia wybrnęłam tak na około, że aż sama byłam dumna.
Dzisiaj więc też w sumie mogłabym tak pokombinować, gdyby nie to, że to jest niemiecki. Taaaak, moi drodzy, to jużnie jest tak, że można lać wodę. Tutaj są garnitury w kropki, kolorowe skarpety, spodnie w paski i inne rzeczy. A drugie polecenie to pytanie, co założysz do teatru. Doskonale się składa, jutro właśnie idę do teatru! :p
A ostatnia śmieszna sytuacja z dziś polegała na tym, że w Żyrardowie jest ogólnie jakaś większa awaria i nie ma wody. Takie to ciekawe rzeczy się mogąwydażyć w naszym cudownym mieście. Uwielbiam poważne dialogi, które kończą się mniej poważnie. Taki dialog podobno nastąpił w szkole, w której pracuje moja mama. Jedna pani dzwoni do dobrych ludzi, zajmujących się tym, co by nam wody w wodociągach nie brakowało i pyta: przepraszam bardzo, proszę pana, czy wy tam nie macie jakiejś, może, awarii? Bo my tu wody nie mamy.
A pan tak chwilę pomyślał i odpowiedział wprost: a no mamy! Rura pierdyknęła na pięknej, nawet są jużfilmiki w internecie!
To się nazywa bezstresowe podejście do sprawy. xddd

Dobra, słuchajcie, na razie kończę wpis, bo to się nie może dobrze skończyć. Odbyłam ostatnio zbyt dużo rozmów nienormalnych.
Pozdrawiam was ja – Majka
PS Zaraz będzie o osiemnastce, no juuuż, zaraz! 🙂 Ale najpierw podsumowanie tego wpisu.

Gdy nudno ci trochę i może deszcz pada
i robi zacieki na szybach.
Gdy wszystko się jakoś znów gorzej układa.
Gdy zero wybiła godzina.
Gdy stwierdzisz, że chciałbyś się zapaść pod ziemię,
a ziemia jednak istnieje.
Przeczytaj ten wierszyk. Skąd wzięty? Ja nie wiem.
I śmiej się, jak ja się śmieję.

Być może kiedyś zdarzy się tobie,
że będziesz jechać tramwajem.
I nagle, znienacka ty zdasz sprawę sobie,
że tramwaj ten z wolna przystaje.
A kiedy o powód zapyta ktoś z tłoku.
Kierowca z niechęcią stęknie,
że para mu większość zasłania widoku,
bo rura pierdykła na Pięknej.

Ty wtedy się nie złość, mój drogi człowieku.
Patrz na świat z tym większą radością.
I dowiedz się, widząc na szybach zacieki
skąd wieje i z jaką prędkością.
Później zaś, gdy wreszcie wysiądziesz z tramwaju
pamiętaj, by zabrać swe paczki.
Bo ten, który był tu w poprzednim zadaniu,
bagażu jużzabrać nie raczył.

Być może miałzbiory zadań w tej paczce,
więc kumple z pomocą nie przyjdą.
Twój bagaż też ciężki? Weź! Tak czy inaczej.
Najwyżej wjedziesz z nim windą.
A jadąc windą na trzydzieste piętro
naszego pałacu kultury,
pamiętaj o płaszczu! Płaszcz jest rzeczą świętą!
Szczególnie, gdy spada sięz góry.

A gdy jużprzeczytasz ten wierszyk, wypada,
w ramach społecznego czynu,
komentarz napisać. Zajmie ci to kwadrans!
Niecałe dwadzieścia minut.

Kategorie
co u mnie

jadą goście, jadą…

Mam dużo zaległości. Za dużo, tak myślę. Spróbuję coś ponadrabiać, choć wiem, że i tak nie uda mi się tu dzisiaj umieścić wszystkiego.
Zacznę może od najnowszych wiadomości. Co by troszkę bardziej rozpropagować blog, wstawiłam link do niego na moją tablicę na fb. Było to, jak się okazało, dobrą decyzją, ponieważ sporo osób z mojej obecnej lub poprzedniej szkoły, a także trochę z rodziny, zwróciło na niego uwagę.
Po pierwsze, pozdrawiam moją panią od polskiego! 🙂 Pani profesor to czyta, pozdrawiamy Panią! Pani pochwaliła, więc ja bardzo dziękuję.
Po drugie pozdrawiam Lenę, koleżanka ze szkoły, która jako pierwsza zapytała i poprosiła mnie o ten link. Swoją drogą, przy okazji, ciekawa historia. Z rozmowy o moim blogu, która odbywała się podczas drogi powrotnej z jakiegoś wyjazdu, płynnie przeszłyśmy, nie wiem w jaki sposób i dlaczego, do tematu programów muzycznych. Różnych. W sensie, takich talent show. No i ja, bardzo to było głupie i nieostrożne z mojej strony, powiedziałam, że jakbym miała gdzieś iść, żeby sprawdzić swoje umiejętności, to na bank do the voice, bo oni tam mają te blind auditions. Ha, ha, ha, bardzo śmieszne, wcale nie chodzi o "blind"! Znaczy tak, chodzi, ale nie o podwójne znaczenie słowa, tylko o to, że mi się serio bardzo podoba, że oceniający cię ludzie nie mogą na ciebie patrzeć, gdy prezentujesz swoje umiejętności. Myślę, że pierwsze wrażenie wizualne może, choćby nawet podświadomie, wpływać na to, czy ktoś im się podoba czy nie, więc to super pomysł, że widzą dopiero wtedy, kiedy już kogoś docenią. No więc gadamy, gadamy, chwalimy tych the voiceów, a Lena w pewnym momencie mówi, że "Maja, to ja na ciebie czekam w przyszłej edycji!". W pierwszym odruchu, jak nakazuje moja wrodzona grzeczność, wyśmiałam supozycję. Następnie jednak doszło do ciekawego zakładu. Był taki pomysł, żeby w naszej szkole, na dzień matematyki zrobić coś w rodzaju escape roomu. Lena, co było bardzo nieostrożne z jej strony, wyraziła swoją dobrąopinię o przedsięwzięciu jako takim. Zakład więc wygląda tak, że jak Lena wyjdzie o własnych siłach z jakiegokolwiek escape roomu, to ja pójdę do the voiców. :p Powodzenia.
Po trzecie, pozdrawiam Beatę, która jako pierwsza napisała do mnie wiadomość na temat mojego bloga z pytaniem: tyyyy, a o jakiej Beacie ty tam mówisz? :d
Pozdrawiam mojąmamę, która niestrudzenie wytyka mi moje błędy ortograficzne…
Pozdrawiam wszystkich nowych czytelników i mam nadzieję, że wam się nie znudzi. 🙂
Napiszę tutaj jeszcze, tak na sam koniec, że niedługo powinnam napisać coś o mojej osiemnastce. Muszę się pisemnie zobowiązać, bo jak nie, to nigdy się nie zabiorę.
Pozdrawiam ja – Majka

Kategorie
co u mnie

dwa spotkania na szczycie, czyli kilku wykształconych ludzi i kilka zwariowanych pomysłów

Witajcie!
Chciałabym uprzejmie donieść, że męczą mnie. Krzyczą na mnie i wyzłośliwiają się! A po cóż to wszystko? Żebym napisała na blogu! I dobrze, będę pierwsza! Ha, ha, ha! Ja napiszę, a ty nieeee! :d PZDR, Dawidku. Aha, i jeszcze jedno, masz za swoje. Umowa jest taka. Najpierw piszesz swojąwersjęwpisu, na swojego bloga. A potem dopiero czytasz ten! Nie chcę widzieć żadnego: jak jużczytaliście na blogu Mai. Jak widać po komentarzach, osatnio mało kto czyta, więc życzę sobie zobaczyćten dzieńtwoimi oczami! :d Potem, jak najbardziej, zapraszam. 🙂
OK, więc ten wpis będzie dotyczył tego, co działo się w zeszłą środę w Warszawie. Miałam najpierw pisać o osiemnastce, ale rzeczywiście, może trzymajmy się chronologii, bo zapomnę.
Tego dnia zwolniłam się ze szkoły i skorzystałam z dobrodziejstw naszego cudownego połączenia kolejowego z Warszawą, co by się dostać do stolicy na godzinę10:30. Tam spotkałam się z autorem programu i gospodarzem tej całej szanownej zbieraniny, która być może zdobędzie się na komentarz pod tym wpisem, Dawidem. Dawid zdobył się na czyn niezmiernie odważny i zaufał mi na tyle, że wybrał się ze mną do Lasek. Sam. Tak, nie zabił się po drodze do metra. Ani z metra! Ani do autobusu! Ani przez las! Cud! Chciałoby się dodać, cytując kabaret, nie cud, tylko dwudziesty pierwszy wiek. Oszczędzę sobie. Najlepszy tekst po drodze. Dawid opowiada o tym, że niedaleko nich jest jakiś las, na co ja "rany! Ja sama bym w życiu do lasu nie poszła!". W tym momencie rozejrzałam się dookoła siebie. Ja, Dawid, dookoła, hmmmmmm… las? Kurcze, coś nie poszło. Zaczęliśmy się bardzo z tego śmiać, tym bardziej, że to, że szliśmy po prostej ścieżce przez las wcale nie znaczy, że utrafiliśmy centralnie w tę nieszczęsną furteczkę. No ale nic, idziemy dalej. Przybyliśmy do szkoły i od razu zameldowaliśmy się u pani dyrektor. To jest Dawid, wie pani, taki wariat, a to jest pani Dorota. Pani Dorota uczyła informatyki, Dawidzie, możesz mówić do niej nieco mniejszymi literami, jest OK. No więc chwilę pogadaliśmy, a potem udaliśmy się do siostry M. Bardzo się cieszę, że mogliśmy zobaczyć siostręM. w jej naturalnym środowisku.
Dla nieuświadomionych. Siostra M. (ja tak pisze, bo nie wiem, czy ona chce, żebym mówiła po imieniu, a kto wie, ten i tak wie) była mojąnauczycielką matematyki, fizyki i chemii. Kobieta o wiedzy bardzo dużej i bardzo różnorakiej, za cel życiowy postawiła sobie dostosować nam te lekcje i jak największą liczbę doświadczeń tak, żebyśmy nie tylko je zrozumieli, ale też samodzielnie przeprowadzili. Sprawdzanie, co jest kwasem, co zasadą, albo czy w związku jest obecny jakiś pierwiastek, było najmniejszym zmartwieniem. Podłączanie baterii do silniczków i lampek albo budowanie pierwiastków z kulek i patyczków? Już lepiej, ale jeszcze nie to. Trzymanie ognia, zabawy magnesem neodymowym lub rozwalanie balonu nad świeczką, żeby sprawdzić, czy jest w nim wodur? O tak, to było bardzo ciekawe! 🙂 Dla jasności, wszystko bezpieczne i… yyyyyyyyy… sprawdzone.
Nie jest więc dziwne, że kiedy weszliśmy do pracowni z uprzejmym "dzień dobry" na ustach, najpierw nie usłyszeliśmy żadnej odpowiedzi. Może jeszcze raz? Dzieńdobry! Tym razem nastąpiła informacja zwrotna.
– O, no chodźcie, chodźcie, czekajcie. Ja tu lutuję. –
– Yyyy… aha? Siostro, a przepraszam… –
– Cicho! Czekaj chwilę, muszę skończyć. – Znacznie ciszej, ale ciągnęłam temat.
– Siostro, a co siostra lutuje? –
– Powerbanka uczeń rozwalił, tak rozwalił, że trzeci dzieńto robię! No dzień dobry, dzień dobry, co tam u was? –
Rozmowa przebiegła bardzo miło i myślę, że pomyślnie. Działy się różne rzeczy, które wykraczały poza obszar mojego postrzegania, na przykład siostra mówiła Dawidowi, o czym pisała pracę badawczą, a on, tu uwaga, rozumiał, o czym ona mówi! Nie łapię tego!
OK, no i co dalej? Dalej wpadliśmy do liceum, gdzie spotkaliśmy Klaudi. Klaudię27 znaczy się, tu – na eltenie. Usiedliśmy sobie na ławce, gdzie, wedłóg słów innej mojej koleżanki, sama elita szkolna przesiaduje, ażeby Dawid zaobserwował, jakie stężenie hałasu panuje w szkole w Laskach.
Nasza wyprawa do Lasek nie była ostatnim punktem programu, ponieważ, gdy jużwróciliśmy do centrum Warszawy, spotkaliśmy Mikołaja. Mikołaj był z nami umówiony wcześniej, zjawił się jednak też niespodziewany gość. Zagubiony wędrowiec. Jak w wigilię normalnie. Pozdrawiamy Żywka, Arek, teżci dziękuję! W tym, niezmiernie zacnym, gronie, przemieściliśmy się do McDonalda na dworcu centralnym, bo ja byłam okropnie głodna, Arek nie miał żadnych obowiązków, Mikołaj chciał, bo tak, a mama Dawida wspaniałomyślnie zgodziła się na podróż do domu w późniejszych godzinach.
Tam nastąpiła kolejna ciekawa sytuacja. Siedzieliśmy we czwórkę przy jednym stoliku, na takiej zaokrąglonej kanapie i prowadziliśmy ożywioną dyskusję. Przy tym stoliku siedział sobie jeszcze ktoś, taki chłopak, trochę starszy od nas. Nawet chciałsię przesiąść, ale mówimy, że nie, że nie musi… może się wystraszył? Mniejsza o to. W każdym razie naszła mnie taka refleksja. Jak my pięknie reprezentujemy społeczność! CO on sobie pomyślał, jak my we czwórkę władowaliśmy się na tę kanapę i po przejściu przez zwyczajowe, jak tam w szkole, co robicie po szkole, z kim się widzicie w szkole… od razu zmieniliśmy temat. I tu chłopaki zaczęli rozmawiać językiem, którego absolutnie nie rozumiałam, a ja co jakiś czas dorzucałam uwagi, co użytkownik myśli i co użytkownik woli, i dlaczego jakiśpomysł jest dobry, a jakiś mniej…
– Tak tak, myślę, że to rozwiązanie będzie najlepsze, bo… –
– Owszem, zgadzam się z tobą. A co myślisz o dofinansowaniu tego pomysłu w ten sposób? –
– No wiesz, ma to swoje plusy i minusy, bo… A właśnie, Dawid, a jak tam się ma sprawa… –
– Myślę, że ten pomysł jest do zrealizowania. Patrzyłem na specyfikacje i wszystkie rozwiązania technologiczne na obecną chwilę są w zasięgu naszych możliwości. Myślę, że w przeciągu najbliższych miesięcy… –
Ludzie! Przecież my byliśmy poważni biznesmeni! Ja tylko czekałam, aż wyciągniemy karteczki… no dobra, już! Wyciągniemy komputery i zaczniemy notować, dokonywać obliczeń, zakłAdAć firmę! Pięknie było!
Poza tym, co najważniejsze, mogliśmy sięspotkać i na żywo pogadać, a to przecież najważniejsze. A naszą fotkę na facebooku polubiło pół świata, dobrze jest! :d Robiłam to również na żywo, ale zrobię jeszcze raz. Bardzo wam dziękuję za spotkanie!
No i na razie kończę ten wpis, mam nadzieję, że niedługo uda mi się zrelacjonować osiemnastkę.
Pozdrawiam i proszę o komentarze ja – Majka

Kategorie
co u mnie

ostatnia wiadomość przed startem

Witajcie, drodzy czytelnicy! Jest środa, osiemnasty października roku pańskiego 2017. A ja za jakieś pół godziny będę się zbierać. W Warszawie spotkam się z Dawidem Pieperem, kierownikiem grupy rakietowej, wykazującym dziwnie duże zainteresowanie substancjami niebezpiecznymi. Potem, z własnej woli, przez nikogo nie przymuszana, zapoznam go z siostrą M, kto chodził do Lasek w ostatnich latach, to wie. Ona… podziela zainteresowania Dawida. Niech się dzieje wola nieba… A potem dorzucę sobie jeszcze użytkownika o nicku MikolajHolysz, z zamiłowania informatyk, dziwnie zainteresowany tylnimi furtkami do różnych stron i kąt. Pozdro dla nich!
Moi kochani, jeśli przeżyję dzisiejszy dzień, to zmienię awatar i cośnapiszę! 🙂
Żegnam ja – Majka

Kategorie
co u mnie

jak weszłam w dorosłość

Witam!
Zainspirowana wpisem Dawida uznałam, że chyba wypadałoby się odnieść do faktu, że od tygodnia jestem pełnoletnia. Pierwsze pytanie, czy ktoś z czytających z eltena nie sprawdził tego, nie wiedział, czy tam coś, i zdawało mu się, że jestem młodsza / starsza? Takie pytanie z ciekawości.
Przechodząc do wpisu, zaczniemy chyba od urodzin. Urodziny miałam ósmego, ale zaczęło się już wcześniej. Najpierw był szusty i… zaraz, co ja miałam w piątek? A, wiem! Połowinki! Ja tu o tym pisałam. Jest OK. To przechodzimy do soboty.
W sobotę była impreza rodzinna, ponieważ, w przeciwieństwie do niektórych, nie robiłam spędu całego narodu, choć baaardzo bym chciała, serio. Zamiast tego impreza rodzinna była wtedy, a impreza dla znajomych będzie za tydzień w sobotę.
No więc impreza rodzinna odbywała się w domu i tym odróżniała się od innych, że mogłam dostać trochę wina dlatego, że mogę, a nie dlatego, że już prawie mogę. :p Nie no, żartuję, wiadomo, że charakter był bardziej uroczysty. Mam na myśli pytania w stylu: no i jak, czujesz, że jesteśdorosła? No jasne, od razu! Ja od dwóch lat już się czuję tak, jakbym była troszkęstarsza od niektórych dziewiętnastolatków, no ale… doesn't matter, w każdym razie byli moi dziadkowie i babcie z obu stron, ciocie trzy i dwa wujki… (ja tak umyślnie, serio…) i spędziliśmy sobie miło popołudnie / wieczór. Przy okazji, bo właśnie rzuciło mi się to w uszy. Zauważyliście, że elten nic nie robi bez towarzystwa użytkownika? Piosenka w playliście się skończyła, ale zanim nie wrócę do okna eltena, nie puści następnej. Ehhhhhh… No, taka dygresja po prostu.
Mój nienormalny znajomy, który bawi się rakietami i można powiedzieć, że zęby na tym zjadł, miał tort w kształcie rakiety. Jakieś propozycje, jakiego kształtu powinien być mój? :d Na dwudzieste pierwsze zrobięsobie w kształcie kostki do gry. Zauważyliście, że suma oczek to właśnie 21? Dalej! Dalej, bo idziemy w złym kierunku!
Wspomnę o prezentach, choć nie najważniejsze podobno. A wspomnę dlatego, że były dość ciekawe. Wszyscy u mnie wiedzą, że ja raczej nie chcę nic konkretnego, bo nie mam pomysłu, pragnę więc zapomogi finansowej. Zapomoga finansowa jest dośćduża, bo nie dość, że od rodziny, to jeszcze zaczną się od ZUSu, co nie? :d Drugim rodzajem prezentów, które uwielbiam są prezenty symboliczne. Czy to kojarzone z moimi ulubionymi rzeczami, czy też ze mną i osobą dającą… różnie to bywa. Lubie dawać takie prezenty, choć o jakości ich wykonania muszą się wypowiedzieć zainteresowani. xd. No więc ja dostałam dwa prezenty symboliczne. Po pierwsze dostałam taką małą butelkę wina i kieliszek z napisem, że 18 urodziny. Ma to zapewne oznaczać, że wkraczam w dorosłość i… w każdym razie mogę już pić alkohol. Oczywiście, że da się bawić bez alkoholu! Ale śmiejemy się, że jak ja tak patrzę na ilość różnych zadań i wydażeń w szkole i nie tylko, to nadejdzie kiedyś tak ciężki dzień, że otworzę sobie te buteleczkę w tygodniu. Drugi prezent symboliczny związany jest z moim zamiłowaniem, o którym nie wszyscy wiedzą. Kilo żelków w pudle. Spoko. Od babci i dziadka. Faaaajnie. Nadal je jem. :d Aż sobie teraz jedną wezmę. 🙂

No i dochodzimy do głównego punktu programu, ponieważ ósmego, w niedzielę rano, moi rodzice załatwili mi prezent, którego się raczej nie spodziewałam. Dobrze, że o tym nie wiedziałam, bo bym się bała. Pojechałam mianowicie do flyspotu. Kojarzycie to? Tunel aerodynamiczny. W skrócie mówiąc, człowiek może latać. Bardzo silny pęd powietrza i bardzo proszę, grawitacja jest na chwilę pokonana.
Weszliśmy do budynku, zostawiliśmy kurtki, potem Maja, jako osoba dorosła i odpowiedzialna… ha, ha, ha… musiała siępodpisać w pięciu różnych miejscach… Tak na marginesie. Jeśli robicie coś, czego się obawiacie, nigdy w życiu nie czytajcie oświadczeń, które wam dają do podpisania! Jak człowiek widzi te wszystkie: w przypadku uszkodzenia ciała… yyyyyy… no…. robi się trochę niewyraźnie. Podpisałam, przeszłam szkolenie. Tam jest tak, że instruktor wchodzi z tobą i pokazuje ci gestem, co masz zrobić. W sensie: wyprostuj nogi, ugnij nogi, podnieś głowę, wyluzuj się, zacznij znów oddychać… i takie tam. No chyba, że się nie widzi gestów, no nie? No więc ja sobie z tym panem ustaliłam nasze własne gesty i OK. I czekam. Najbardziej mnie zdezorientowało coś, czego powinnam się domyślić. Tam nie tylko zakłada się kombinezon i kask, ale też trzeba mieć zatyczki w uszach. Do czytających to niewidomych, nie zniechęcajcie się tym. Wiem, że to może być trochę chore na początku, ale jak siedzicie przed wejściem i ktoś głośniej powie, to słychać. A jak jesteście w tunelu, to uwierzcie, macie tam większe zmartwienia od tego, co kto p… yyy, mówi.
Nie będę się tu długo rozpisywać, choć pewnie wiele osób spyta o wrażenia. Nie da się tego opowiedzieć, a już na pewno nie w piśmie. Powiem więc tyle, ile wiem.
Po 1. Często jest to porównywane do spadania. Nie, nie spadanie. Bardziej, uznajmy, pływanie… ale też nie do końca. W każdym razie nie bójcie się. Nie chcecie spadać, powiedzcie instruktorowi. Ale lepiej nie mówić, to też fajne przeżycie!
Po 2. Doświadczenie bardzo oczyszczające z emocji. Serio. Tam nie ma czasu się zastanawiać, nie powstrzymujesz sięraczej przed niczym. Ktoś mógłby określić, żę: o, tam siępewnie boisz, jak spadasz, że coś ci sięstanie. W życiu! Mózg wtedy nie formułuje tak spójnych myśli! Po prostu są dwa komunikaty. Pierwszy: oj, cośnie tak! I drugi: uffff, już dobrze. Na więcej nie ma czasu. :d
Po 3. Wyczerpuje fizycznie. Pół dnia nie mogłam się pozbierać. Kiedy pierwszy raz tam weszłam, a raczej… wpadłam, miałam wrażenie, że trudno się oddycha. Nie dajcie sięwystraszyć, oddychać się da. Tylko troszkę później. O co chodzi? Powietrze idzie z dołu i jest bardzo duży nacisk na całe ciało. Przez chilę masz takie wrażenie, jak wtedy, kiedy się lekko uderzy w przeponę. Może troszkę przytkać. Nie tak, jak przy tej przeponie, ale rzeczywiście, dziwne to jest. No i jak wyszłam, to miałam takie uczucie, jakbym… no nie wiem… długo pływała? Odszuwa się to w rzebrach i klatce piersiowej, że ma siępłytsze oddechy. Na początku tak jest. Potem siępoprawia. Podobnie, jak w pływaniu. Im dłużej trenujesz, tym lepiej oddychasz, no nie?
Cóż mogę dodać? Polecam – Maja Sobiech. Rodzice zafundowali mi odlotowy krok w dorosłość. To mały krok przez drzwi, ale potem 12 metrów w górę, jak chcesz. :d

Z innych ciekawych rzeczy, nie wiem, co sięstało, ale po tych urodzinach wszystko zaczęło sięjakoś układać. W szkole dogadałam się z jedną osobą, której nie wspomnę z nazwiska, dodam jedynie, że bardzo się z tego cieszę. Poza tym ogarnęłam trochęmatmę, a na fizyce też nie było tak źle. Pozałatwiałam sobie spotkania na recha, okazało się, że we wtorek jedziemy na rekolekcje, więc w przyszłym tygodniu mam tylko 3 dni pracy… Wszystkie poważne rozmowy załatwione, wszyscy goście pozapraszani na osiemnastkę, mieszkanie na tę samąokazję jużwynajęte… w skrócie, jest super. 🙂
Pozdrawiam i proszę o komentarze ja – Majka

Kategorie
co u mnie

październik miesiącem zabawy

Witam!
Dawno mnie tu nie było, co? :d Znaczy nie licząc przedstawiania kolejnych utworów w awatarach. A właśnie, myślę, że niedługo pojawi się kolejny, więc jak ktośjeszcze nie sprawdziłtego, to proszę to zrobić! 🙂
Cóż się ostatnio u mnie działo. Na pewno październik, to miesiąc imprez. Zwłaszcza dlatego, że mam urodziny, więc szykują siędwie spore wydażenia. Impreza rodzinna dzisiaj wieczorem i impreza znajomkowa 21 października. Jeszcze zobaczę, jak i gdzie to zrobię, ale przynajmniej pojawia sięjakaś przyszłość użytkowa dla mojego pierwszego mixu muzycznego. A, bo ja nie mówiłam. Z pewnym znajomym, tym razem pozdrowienia dla Denis333, umówiłam się, że użyję swoich "niesamowitych" umiejętności i zrobię mix używając wyłącznie goldwave. Dla niezorientowanych, program goldwave słóży do obróbki dźwięku. I jest na prawdę niezawodny jeśli chodzi o mniejsze lub większe prace przy poprawkach, cięciu czegoś, czy nawet składaniu w całość większych rzeczy. ALe tak precyzyjne roboty, jak większe słuchowiska czy też mixowanie muzyki, to na goldwavie jest okropna wręcz dłubanina, za którą w życiu nie wzięłabym siębez motywacji. 🙂 Jestem dumna, że mam ten mix i jakby ktoś np. chciał zobaczyć lub puścić, to ja się chętnie dzielę.
A, z imprez jeszcze. Byłam wczoraj na połowinkach klasowych. Pierwszy raz sama na imprezie z taką ilością ludzi i hałasu. Podziękowania dla Piotrka, Gabi, Natalii, Julki, Ady, Oli… wiele osób podało mi tam pomocnądłoń, inaczej nie dałabym rady. Informacja dla niewidomych, słuchajcie, jak nie byliście na takiej imprezie, ostrzegam, samemu chyba nie do ogarnięcia. Znaczy owszem, potem jużmożna, moja przyjaciółka nie raz była w takiej sytuacji. ALe jednak przyjść i wejść na salę lepiej z kimś znajomym. Tam jest tak głośno i tak dużo ludu, że… W każdym razie utwierdzam się w przekonaniu, że chcę
być djem. xd
Co u mnie jeszcze nowego? To może przejdziemy do spraw domowych. Po 1. Z Emilą czytamy i oglądamy "następców". Jak ktośnie wie… nie no, wiele osób może nie wiedzieć. "następcy" to film disneya, opowiadający o dzieciach czarnych charakterów z bajek, np. złej królowej z "królewny śnieżki", diaboliny ze "śpiącej królewny", Urszuli z "małej syrenki" i tak dalej. Jest teżksiążka. No i my z Emilą oglądamy te filmy, a ja czytam sobie w oryginale książkę i jej opowiadam. :d Bardzo fajne zajęcie, zwłaszcza, że jeszcze angielski się ćwiczy, to już w ogóle.
No i sprawa niemniej ważna, po 2. Ozzy wychodzi z klatki. Miałam wam napisać tydzień temu, jak wyszedł pierwszy raz, ale jakoś mi wypadło z głowy. Sprawy szkolne itd. No więc, zasada jest taka, że jak taka papuga jużwchodzi na rękę, przychodzi do właściciela i się nie boi w klatce, wtedy można jąwypuszczać. Osiągnęliśmy ten etap i Ozzy jest teraz codziennie wypuśczany na choćby kilka minut, żeby sobie polatał. Siada nam na rękach, na ramionach, na głowie, włazi na lampę, na zegar, drepszcze sobie po stole i leci do swojej klatkę, żeby tam próbować ją rozłożyć na części. Jest serio świetny, a wczoraj, to już nawet dawał się tacie pogłaskać. I tak fajnie świergocze i gwiżdże, jak chce zwrócić na siebie uwagę. 🙂 SPoro z nim zabawy ostatnio.
Jeśli o czymś tu zapomniałam, na pewno jeszcze napisze. Albo, oczywiście, możecie pytać w komentarzach.
Pozdrawiam ja – Majka

EltenLink